sobota, 24 listopada 2012

Wiedza sasiedzi, jak kto siedzi.

Sasiedzi to temat rzeka. Kazdemu z nas w zyciu przydarzali sie dobrzy albo zli, upierdliwi albo calkiem anonimowi, pomocni albo wprost przeciwnie, sami wymagajacy opieki. O sasiadach mozna bez konca, bo mamy ich wszyscy, i ci, ktorzy mieszkaja w blokowiskach, i ci, ktorzy maja wlasne domy. Drudzy wprawdzie maja sasiadow troche oddalonych, ale niejednemu taki typ zza miedzy dobrze dal sie we znaki i zalazl za skore.
W swoim zyciu zaliczylam kilkanascie domow, mialam niezliczone rzesze sasiadow, ale tylko niektorzy wypalili w pokladach mojej pamieci niezatarte pietno. Co dziwne, najlepiej pamieta sie tych, ktorzy najbardziej nam dokuczyli. Niedawno pisalam o Wojtusiu, dzis z tego samego podworka, czyli mieszkania moich rodzicow, tyle ze pietro wyzej nad nami.
Cos pechowo tam bylo. Niby wprowadza sie normalna rodzina, ktora stac bylo na wklad do spoldzielni mieszkaniowej, wiec zadna patologia i czlowiek ma nadzieje na spokojne sasiedztwo. Tymczasem z biegiem lat sytuacja zmienia sie tak diametralnie, ze zyc nie idzie. Tak bylo z Wojtusiami i bardzo podobnie z tymi z gory.
Przytocze pare kwiatkow, bo warto posluchac. W ich przypadku to ona wiecej pila, choc i malzonek za kolnierz nie wylewal. Byla jeszcze przyglucha babcia opiekujaca sie przychowkiem. Opieka polegala na rytmicznym waleniu kolami wozka, w ktorym hustala kolejne wnuki, w nasz sufit. Nie pomagaly zadne interwencje, bo babcia nie slyszala, wiec byla pewna, ze nikomu tym waleniem nie przeszkadza. To tluczenie to byl i tak maly pikus w porownaniu z innymi ekscesami.
Mieszkalismy na drugim pietrze, byla sobota, rodzice juz spali, a ja ogladalam sobie w duzym pokoju Studio2 (ktos jeszcze pamieta?). W pewnej chwili slysze glos z balkonu:
- Jestem juz na drugim pietrze.
Zwatpilam. Myslalam, ze sie przeslyszalam. Niemozliwe przeciez, zeby ktos wlazl od zewnatrz na balkon. Wtedy jeszcze ponizsze mieszkania nie byly tak okratowane, jak ma to miejsce teraz, co dla ewentualnych zlodziei jest doskonalym ulatwieniem dla wspinaczki. Ostroznie odslonilam zaslone i zobaczylam mezczyzne balansujacego na poreczy balkonu. Otworzylam drzwi i spytalam, co robi na mojej poreczy, bojac sie przy tym, zeby go nie wystraszyc na tyle, by nie spadl. Byl troche wstawiony, pewnie na trzezwo nie odwazylby sie na podobny wyczyn. Wyjasnil, ze zapomnieli kluczy, a glucha babcia spi w najlepsze, wiec musi tedy, zeby sie w ogole dostac do domu.
Innym znow razem, po obudzeniu, ujrzalam wode kapiaca z kloszy od zyrandola w moim pokoju. Byly skierowane ku gorze i pelne wody, ktora zaczela sie przelewac. Chyba tylko jakims cudem nie doszlo do zwarcia w instalacji. Pobieglismy na gore, a tam w calym mieszkaniu wody po kostki. Pijane towarzycho spalo w najlepsze, a zatkana odchodami wanna (kibelka juz nie bylo) nie miescila plynacej z kranu wody.
Babci sie zmarlo, dzieci zostaly chyba odebrane, on odsiadywal od czasu do czasu jakies wyroki, a ona korzystala z wolnej chaty, w ktorej urzadzila sobie dom schadzek. Dzialo sie, oj dzialo! Nieprzespane noce byly czyms normalnym. Czesto kolejni absztyfikanci niecierpliwili sie i wlazili do mieszkania, zanim poprzedni wyszli. Konczylo sie na ogol krwawymi rekoczynami i interwencjami milicji. Niejednokrotnie wstawieni goscie mylili pietra i w srodku nocy dobijali sie do nas.
Po wielu latach dopiero, kiedy w mieszkaniu pozostaly juz tylko gole sciany i barlog w kacie na podlodze, udalo sie spoldzielni to mieszkanie odzyskac, a ich eksmitowac. Teraz juz rodzice maja calkiem normalnych sasiadow, ale lata cale przezywali gehenne, naprzeciwko i nad glowami.

Po przeprowadzce do meza, tez musialam borykac sie z rozniastym sasiedzkim elementem. Byla to stara kamienica z mieszkaniami kwaterunkowymi, dwie oficyny i podworko-studnia. Mieszkali tam rozni ludzie, na ogol mili, normalni. I znow pechowo, nad nami mieszkala pani z gromadka dzieci (kazde z innego ojca), lubiaca wizyty panow i alkohol. Bywalo, ze czasem szla sobie w dluga i mieszkanie stalo puste przez kilka dni z rzedu, a my mielismy spokoj. Chociaz w tym starym budownictwie mieszkania byly jednak bardziej dzwiekochlonne.
Podczas jednej z takich nieobecnosci, budzi nas lomot do drzwi. Sasiad z pietra nizej awanturuje sie, ze mu zalewamy mieszkanie. Tymczasem okazalo sie, ze woda lala sie z mieszkania gornego, zalewajac nasze i jego. Musialo lac sie przez cala noc, a my, spiacy w drugim pokoju, nic nie zauwazylismy. Najgorsze bylo to, ze mieszkanie stalo puste, a zawiadomiona przez nas milicja spytala dowcipnie, czy liczymy na to, ze powycieraja podloge. Nie chcieli przyjechac, wiec maz z poszkodowanym sasiadem sami musieli wlamac sie do niej i zakrecic zepsuty zawor.
Innym znow razem, kiedy maz byl juz w Niemczech, a ja sama z dziecmi, budzi mnie o 3 nad ranem lomotanie do drzwi. Bliska zawalu, patrze przez wizjer, a tam jakis gostek w stanie wskazujacym:
- Otwieraj!
- A kim pan jest?
- Pantera, otwieraj zaraz! *****!!! Zostawilem u ciebie portfel! I kurtke skorzana!
Zwatpilam! Setki mysli przebiegly mi przez glowe, ale za diabla nie moglam sobie przypomniec, zebym kiedykolwiek miala z tym panem okolicznosc. Bylam troche zaspana i na smierc zapomnialam, ze ta wesola pani z gory jest moja imienniczka.
-  Idz pan stad, bo zadzwonie po milicje!
- Ty taka-siaka-owaka, otwieraj zaraz, zlodziejko jedna, bo cie *****!!!
- Pomylil pan mieszkania. Idz pan dobijac sie pietro wyzej.
- Nie! To na pewno bylo tutaj! Otwieraj, bo *****!!!
I co z takim robic? Wie przeciez lepiej, gdzie byl i gdzie posial swoj portfel razem z kurtka. Skorzana zreszta.

Wiedza sasiedzi, jak kto siedzi. Wiedza wszystko, a czlowiek zastanawia sie, skad.
Wojtus wiedzial, chociaz oprocz pozdrowien, nie zamienilismy z nim zlamanego slowa. Bardzo niedlugo po wprowadzeniu sie, zanim jeszcze zaprosil ojca na wodeczke, robilismy parapetowke. Kuzynostwo trafili do niego (nie bylo list lokatorow, ani wizytowek na drzwiach) i zapytali, czy nie wie, gdzie mieszkaja X-inscy. Na co Wojtus:
- To ten dyrektor? Co ma taki-to-a-taki samochod? I psa maja? I jest u nich dzisiaj oblewanie mieszkania? To naprzeciwko!
A ja nie wiedzialam wtedy jeszcze, jak Wojtus wyglada.

A w ogole, panie,  przed wojna  to byli sasiedzi! Wszystko odbywalo sie, jak w rodzinie. Pokolenie za pokoleniem mieszkalo w tym samym lokalu, ludzie sie znali, szanowali, pomagali sobie wzajemnie. A teraz? Wprowadzasz sie do blokowiska i bywa, ze nie wiesz, kto mieszka za sciana, ze nie wspomne o tych z wyzszych/nizszych pieter oraz innych klatek ze schodami. Kazden jeden, panie, zamyka sie w swoich czterech scianach, a kiedy umrze, to lezy tygodniami i smierdzi, a czasem zdazy sie zmumifikowac, zanim go ktos odnajdzie. Bo nikt nie zauwazy, ze nagle przestal opuszczac mieszkanie. Nie ci sami sasiedzi, panie, nie ta sama wielopokoleniowa rodzina, nie to samo zycie, co przed wojna. Panie!

20 komentarzy:

  1. Dobry sąsiad to prawdziwy skarb :(
    U nas mieszka po sąsiedzku już trzecie pokolenie z dziada padziada więc sąsiedzi mniej anonimowi , zawsze przy płocie czy w ogrodzie przy kawce się pogada , szczerze mówiąc nie wyobrażałabym sobie mieszkać w bloku , nawet najpiękniejszym , no chyba żeby na Manhatanie w Nowym Yorku :)))))
    Pogodnej soboty Panterko :)) Ilonus
    Ps. Dobrze wygląda Twój kalejdoskop , odpowiedz u mnie na Twój komentarz przesuneła się poniżej pod Piwonią , piszę żebyś nie pomyślała że Ci nie odpisałam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazlam, Ilonus, jeszcze wczoraj Twoja odpowiedz, nie martw sie.
      Ja od lat marze o wlasnym domu, ale coz, nie stac mnie, wiec skazana jestem na domy wielorodzinne. Albo blokowiska, albo te mniejsze. Musze z tym zyc, nie mam innego wyjscia. Na szczescie tutaj znalazlam fajne sasiedztwo, nie moge narzekac.
      Przyjemnego weekendu, Ilonus.

      Usuń
    2. Jak masz fajnych sąsiadów to się cieszę :)))

      Usuń
  2. Bardzo żle wspominam blokowych sąsiadów.Teraz nie mam żadnych .Czasami przydał by się dobry sąsiad ot tak,żeby troche pogadać.Obecni sąsiedzi nie garną sie do konwersacji,ciekawi ich tylko podwórko a raczej to co na podwórku chodzi.
    pozdrawiam miłej soboty i niedzieli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami blokowi sasiedzi okazuja sie byc lepsi od tych zza plota.

      Usuń
  3. czytałam z przerażeniem, nie wyobrażam sobie nawet mieszkania w takich okolicznościach,tych libacji, nocnego życia, to musi być nieznośne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klarko, to JEST nieznosne. Tylko co maja robic ludzie, ktorzy nie maja innego wyjscia? A pozbyc sie z domu takiego delikwenta bylo (bo czy jest, nie wiem) prawie niemozliwe.

      Usuń
  4. Mieszkałam kiedyś w miejscu, gdzie w mieszkaniu
    na przeciwko była melina. Okna mieli obok naszych.
    Było to w czasach, kiedy alkohol sprzedawany był
    od godziny 13, nocnych sklepów nie było, a handel
    wyskokowym napojem niepewnego pochodzenia rozkwitał.
    Wiele razy się zdarzało, że podpici delikwenci
    myląc okna pukali w nasze w środku nocy i wyciągając
    rękę z gotówką, bełkotali: "pani, daj jedną"...
    Koszmar po prostu :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, "wesole" jest zycie sasiada meliny/domu schsdzek/mlodocianego metalowca/kosciola z dzwonnica i glosnikami (niepotrzebne skreslic)

      Usuń
  5. Ja mam to szczęście, że mam fantastycznych sąsiadów. Przyjaźnimy od wieeeelu lat mamy swoje klucze aby w razie nagłej potrzeby ktoś mógł wyjść z psem, albo sprawdził czy garnek na zapalonym gazie nie został ;)) Dodam, że mieszkam w bloku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma reguly. Czasem w bloku masz sasiedzka sielanke, a we wlasnym domu horror za plotem.

      Usuń
  6. Normalnie sąsiad spider man! Masakra nie wyobrażam sobie co przeżyłaś, to naprawdę można się przestraszyć...
    Masz racje, że dzisiejsze relacje po między sąsiadami nie są najlepsze, ogólnie stosunek człowieka do człowieka stał się coraz bardziej zimny i obojętny.
    Ja jak wprwadzałam sie do Adama jeszcze jak mieszkał w innym mieście to moim zdaniem było ok, ludzie mili, nawet sąsiadka pożyczała tam różne rzeczy. A tutaj, też starsi ludzie ale zachowanie hmmmm... kiedyś o tym pisałam. Przykre, ale cóż...

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, jesli juz wzbudzisz zainteresowanie sasiadow, to glownie po to, zeby trafic na ich jezory.
      Serdecznosci

      Usuń
  7. Istny horror!
    Ja na szczęście mam szczęście :)), mieszkamy w tym samym miejscu od lat i w tym samym właściwie sąsiedztwie. Dzieci tylko dorosły i poszły w świat. Jest od kogo pożyczyć sól albo cukier, kłaniamy się sobie uprzejmie; raz nawet dogladałam kilka dni kota sąsiadów. Żadnych ekscesów. Nuda, panie, nuda...

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki dobrym duchom nasi sąsiedzi są ok może dlatego, że mieszkamy w małym sześcio-rodzinnym bloku. Chociaż ich ciekawość bywa męcząca.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.