sobota, 16 lutego 2013

Historie bez happy endu 3.

Byl niezwykle przystojnym i charyzmatycznym mezczyzna, wysoki i szczuply, o szlachetnych rysach twarzy i dloniach pianisty. Byl przy tym bardzo inteligentny, skonczyl prawo, na ktore nielatwo sie w ogole dostac. Po studiach zaczal pracowac w policji kryminalnej w jednym z wiekszych miast. W pracy sledczej odnosil sukcesy poprzez swoja blyskotliwosc i przyslowiowego nosa. Ozenil sie, a ukoronowaniem pasma szczescia byly narodziny syna, dziedzica rodu.
Dlaczego zaczal pic? Kto go tam wie. Pil coraz czesciej i coraz wiecej. Zaniedbywal zone i dziecko, a co gorsze takze prace. Wielokrotnie byl ostrzegany przez przelozonych, obiecywal poprawe, ale jak to z alkoholikami bywa, wystarczylo jedno male piwo i szedl w ciag. Staczal sie coraz bardziej. Nie mogl doczekac sie konca pracy, zeby moc udac sie do knajpy i wlewac w siebie jedno piwo za drugim. Zawalal terminy. Nigdy nie pil mocnego alkoholu, jednak ilosci piw, jakie codziennie regularnie spozywal, dokonywaly w nim wielkich spustoszen. Najgorsze bylo to, ze pod wplywem alkoholu zachowywal sie nieslychanie odrazajaco. Czepial sie wszystkich i wszystkiego, nie bylo dla niego zadnych swietosci, byl namolny i ordynarny. Na skutki takiego zachowania nie musial dlugo czekac.
Stracil prace, a zona od niego odeszla. Mial jeszcze na tyle ludzkich odruchow w sobie, ze zyl z nia w bardzo przyjacielskich stosunkach, otaczal opieka ja i syna, razem jezdzili na urlopy.
Finansowo powodzilo mu sie nienajgorzej. Majac prawnicze wyksztalcenie,policyjne doswiadczenie i smykalke do interesow, otworzyl firme ochroniarska. Prosperowala doskonale, ale to raczej dzieki sprawnemu kierownictwu, ktore zatrudnil. Firma sie rozrastala, w pobliskich miastach powstaly jej filie. Nie byla to zwykla firma, wprowadzi do niej wiele nowych pomyslow, innowacji, przez co zdobyl wielu klientow, ktorzy polecali go innym.
A on pil dalej, zachowywal sie coraz gorzej. Jak bardzo zle, niech swiadczy o tym fakt dostawania coraz to nowych zakazow wstepu do knajp. Jako gosc byl przeciez kura znoszaca zlote jaja, przychodzil regularnie, zostawial duzo pieniedzy, dawal sowite napiwki. Takiego goscia sie toleruje, no chyba, ze... Wlasnie! On palil za soba mosty w kazdej kolejnej knajpie. Wylatywal z hukiem i mial absolutny zakaz powrotu.
W koncu wpadl na pomysl, ze otworzy wlasny lokal, stamtad nikt go przeciez nie wyrzuci. Jak pomyslal, tak uczynil. Przejal upadajaca knajpe, zrobil z rozmachem remont i rozpoczal dzialalnosc. Nie byl latwym szefem, cos na ten temat wiem, bo dorabialam sobie dawno temu, najpierw w tejze upadajacej knajpce, pozniej juz u niego. Kiedy byl trzezwy, mozna bylo go do rany przylozyc. Bystry, inteligentny, szarmancki. Placil bardzo dobrze, duzo lepiej, niz bylo to przyjete w innych lokalach. Dbal o bezpieczenstwo personelu, bo na zamkniecie przysylal chlopakow ze swojej firmy ochroniarskiej, a oni odwozili nas do domu. Powoli jednak zaczal tracic klientele, malo komu odpowiedalo jego zachowanie. Ja tez w miedzyczasie rzucilam robote, ale wrocilam, bo blagal o to (oczywiscie kiedy wytrzezwial). Pozniej odeszlam na dobre, bo popadl w jakas paranoje, szukal spiskow, podejrzewal nas o przywlaszczanie sobie pieniedzy i takie tam. Sa jakies granice, wolalam stracic te dobre zarobki i miec swiety spokoj. Probowal jeszcze pozyskac mnie z powrotem, ale nie bylo sensu, on i tak by sie nie zmienil, a ja zaczelam miewac problemy ze zdrowiem, kiedy musialam tam isc do pracy. Pieniadze nie byly tego warte.
Od tego momentu nigdy go juz nie widzialam. Dochodzily mnie sluchy, ze rotacja personelu jest zastraszajaca, wyrzucal ludzi, przyjmowal nowych, inni sami odchodzili po kilku dniach. Ci najlepsi goscie tez poodchodzili. Jako ze knajpa zlokalizowana byla niedaleko sadu i prokuratury, przychodzili do nas czesto pracujacy tam prawnicy. Sporo mielismy tez pracownikow naukowych uniwersytetu. Goscie tworzyli atmosfere i poziom, wiec kiedy poodchodzili, spadla drastycznie jakosc klienteli. Pozostali drobni pijaczkowie.
A on pil coraz wiecej i coraz gorzej traktowal nie tylko swoich pracownikow, ale i klientow jego firmy. Nastapilo wiec to, co nastapic musialo. Kierownicy filii z innych miast, a pozniej tez z Getyngi, pozakladali wlasne, a klienci poszli za nimi. On pil dalej w swojej upadajacej knajpie z przypadkowym i okradajacym go personelem. Chyba nawet niespecjalnie zauwazyl gromadzace sie nad glowa czarne chmury, bo i jak mial je dostrzec przez opary alkoholu? Zyl swoim zyciem, zdominowanym przez nalog.
Jak wiadomo jednak, co sie odwlecze, to nie uciecze. Nadszedl dzien, kiedy fiskus zglosil sie po swoje, kiedy nie bylo jak oplacic czynszu za lokal ani za co kupic piwa w browarze. Nagle okazalo sie, ze jego dlugi siegaja 10 milionow marek, taki dlug nie powstaje z dnia na dzien. Byla to wprawdzie ogromna suma, ale ludzie wychodzili na prosta z wiekszymi dlugami. W najgorszym przypadku mozna bylo oglosic upadlosc, pojsc do pracy i powoli splacac naleznosci. Byc moze normalny czlowiek postaralby sie tak postapic, on jednak nie tylko byl chorym na uzaleznienie alkoholowe czlowiekiem, ale rowniez bardzo samotnym bankrutem. Zrazil do siebie wszystkich zyczliwych mu ludzi, nie mial zadnych przyjaciol, ani nawet znajomych. Nie bylo nikogo, kto moglby i chcialby podac mu pomocna dlon. Ale przede wszystkim ktos, kto na kazdym kroku podkreslal swoje bogactwo i wyzszosc , nie moglby nagle zaczac zyc z pomocy socjalnej. A musialby, bo przy tym schorzeniu nie mialby szansy na jakakolwiek prace, musialby najpierw poddac sie odwykowi, a to nie wchodzilo u niego w rachube.
Dla kogos takiego jak on, skonczylo sie wszystko, za jednym zamachem i raz na zawsze. Nie byl jeszcze na tyle zdegenerowany alkoholem, zeby nie zdawac sobie z tego sprawy. Mial pelna swiadomosc, ze ta sytuacja jest skutkiem jego wylacznej winy, ze zniszczyl sobie zycie, ze przyszlosci nie ma zadnej, a jego dawni znajomi beda sie juz tylko cieszyc z jego upadku. Nie chcial i nie umial zyc inaczej, bez swojego luksusowego mieszkania wlasnosciowego, bez wypieszczonego BMW, bez urlopow na Hawajach, ale przede wszystkim bez niezbednej dziennej dawki piwa. Nie wyobrazal sobie dalszego zycia w roli lumpa na ulicy.
Dokonal jedynej rzeczy, ktora uznal w swoim chorym umysle, za konieczna. Ktoregos dnia wyjal ze skrytki bron, na ktora mial pozwolenie i odstrzelil sobie glowe.
Na jego pogrzeb poszlam. Mimo wszystko...

52 komentarze:

  1. i to chyba było najlepsze co mógł zrobić. od takiego dna już by się nie odbił.
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, mogl wiele, ale do tego trzeba bylo odrobiny pokory, a tej nie mial w sobie ani troche, popalil za soba wszystkie mosty i nie byl typem czlowieka, ktory by sie upokorzyl i poprosil kogos o pomoc. A chetnych do bezwarunkowej pomocy nie bylo.
      Mnie go jednak zal, choroba spustoszyla wartosciowy umysl.

      Usuń
    2. No tak wielu jest wspaniałych ludzi, którzy są jednak chorzy. Wyjście wymaga poproszenia o pomoc, o prowadzenie, a do tego trzeba pokory, ciężko człowiekowi sukcesu, biznesmenowi, szefowi się ugiąć...
      Może troche nei na temat, ale mam kuzyna urodzonego przedsiębiorce, wiedział że po ojcu dostanie. Tak dostanie budynek, sprzęt, maszyny, auta. Tak, zaiste ja jestem żałosna bo sobie nie radzę - mi powiedział bo miarą wielkości jest to czego się dorobisz. Tylko że ja z domu rodzinnego wyszłąm okaleczona w podartych butach, nie umyta bo nie było za bardzo jak. Ani talerza, ani nawet widelca nie dostałam. Zaiste jestem żałosna.
      Bo nie dostałam świetnie prosperującego przedsiębiorstwa, które zostało podzielone na spelunę i piekarnie. Jak padło teraz jeździ po świecie. Oczywiście jedzie jako robol, wiadomo że trzeba sie dorobić, ale do tego trzeba pokory, której w tym "wspaniałym, urodzonym bossie" za grosz! Tam gdzie jedzie kadrę zarządzającą mają swoją, więc "podbija świat" w coraz to nowych miejscach, bez możliwości powrotu ponownie, w dodatku jakieś przekręty.
      ZAiste ja jestem żałosna, a on wspaniały. Ja przynajmniej robię coś by nie okaleczyć jak on swojego potomstwa, które może kiedyś będę miała... Ja w swojej żałości próbuję żyć na tyle uczciwie na ile mi sytuacja pozwala, wiadomo. Sama wyrobiłam sobie markę, mam stałych klientów, wiem, ze to nic ale czy jednak nei więcej niż wykorzystywanie innych, i okaleczanie ich?

      Usuń
    3. Swiete slowa, Filizanko, mozesz bez odrazy patrzec co rano w lustro, a on... No chyba, ze nie ma w nim uczuc wyzszych.

      Usuń
    4. bo nie ma. Kiedyś pisałam o nim (na innym blogu) w bardzo brzydki sposób mnie wykorzystał, zamiast pomocy były przykre słowa i większy rachunek do płacenia. Boli mnie, że mimo wszystko jednak to rodzina... ale z drogiej strony jeśli ktoś tak postępuje to nie jest rodzina a to mnie boli ;( smutne to i przykra świadomość, że człowiek jest sam. To mnie dobija dręczy... drąży niczym robak ;( płakać mi sie chce. On się nawet chwalił jak jedna z oszukanych przez niego kobiet poszła do żony to on miał dziką satysfakcje, że Danka nie wiele może bo co zrobi bez pracy gdzie pójdzie z dwójka dzieci? Rodzinę ma gdzieś w Polsce, kilometry dalej... On potrafi ładnie opowiadać o miłości do dzieci , wiele osób sie nabiera na jego grę, nie wchodząc dalej. A przecież gdyby był taki wspaniały nie zdradzałby żony, nie kaleczył ludzi wokoło. Płacił na dzieci, walczył o nie. A nie z lęku by nie iść do więzienia. To najniższe instynkty.

      Usuń
    5. Nalog zabija w czlowieku wszystko, co dobre.

      Usuń
  2. Dlaczego !? - od każdego dna można się odbić - zabił się bo był słaby. Szkoda mi Go .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Slabym uczynil go alkohol i nadmiar pieniedzy. Byl niezwykle zdolnym przedsiebiorca, mogl podbic swiat, mogl zrobic wiele dobrego, mogl uszczesliwiac ludzi. Mogl wiele... Nalog jest czyms strasznym, rujnuje nie tylko cialo, ale i psychike.

      Usuń
    2. Tak - coś o tym wiem , ale wiem też że można z najgorszego dna się podnieść i zacząć od początku.

      Usuń
    3. Warunek jest jeden: osoba chora musi tego chciec. Inaczej wszystko bierze w leb.

      Usuń
  3. Straszna jest to choroba.Najgorsze jest to,że nie zawsze można pomóc wyjść z nałogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z nalogu moze wyjsc kazdy, musi tylko sam chciec, bo jakikolwiek przymus nic nie da.

      Usuń
    2. oczywiście, przymus to najgorsze wyjście, skutkiem będzie picie ukradkowe. Nie ma mocnych by upilnować. Po za tym nie w tym rzecz. Alkoholik musi sam zderzyć sie ze swoimi problemami, co jest straszne i ciężkie. Nie wiem kiedyś podsyłałam Ci adres bloga. Byłaś Panterko na nim?

      Usuń
    3. wyjście z nałogu nie jest takie proste jak nam "zdrowym" sie wydaje. Mówimy: idź do AA, idź na odwyk, ale to nei są czarodziejskie różdżki abrakadabra i gotowe. Tabletka i wyleczenie, nie nieee... to ciężka praca na którą nie zawsze są siły, wiec co tu po decyzji skoro nie ma sił do działania?

      Usuń
    4. dlatego zobacz jak mało osób wychodzi. Ale czy można wyjść? Alkoholik to tykająca bomba zegarowa, musi być świadomym. JAk Adaś Miałczyński z filmu "wszyscy jesteśmy Chrystusami". Udało mu sie 7 lat nie pić, nawet koledzy go podziwiali... Ile ten człowiek musiał przejść film jest dobry b ukazuje problem jaki jest naprawdę.

      Usuń
    5. Bylam na tym blogu, Filizanko, ale ja nie moge czytac takich rzeczy. Nigdy nie musialam byc skonfrontowana z alkoholizmem i szczerze mowiac, nie chce nawet poznawac tematu. Od takich ludzi staram sie trzymac jak najdalej.

      Usuń
    6. ale zobacz jaki umysł to pisał... jednocześnie był to człowiek tak bardzo chory. Stale miał świadomość wszystkiego co się dzieje. Jakie to musiało być cierpienie...

      Usuń
    7. To prawda. Ten z mojego postu mial tez piekny umysl, kiedy byl trzezwy. Alkohol wydobywa z nas na ogol najgorsze cechy.

      Usuń
    8. Kiedy był trzeźwy też był pod działaniem mechanizmów uzależnienia, skoro był pijącym alkoholikiem. Nie ma tak, że wtedy zdrowo myśli. Jest taki ujmujący, bo próbuje pewnie zapunktować, aby zmazać cześć pijackich win.
      Oczywiście szkoda, że stchórzył. To mogło być to jego dno od którego mógł się odbić i w końcu by sobie pożył naprawdę, bo taka kasa i Hawaje to nic niewarte bzdety skoro pił.
      Smutna historia jakich wiele. Zmarnowane życie jego i jego rodziny. Dobrze, że żona miała dość siły aby odjeść.
      No i dobrze, że Ty odeszłaś z pracy!

      Usuń
    9. Za drugim razem dopiero, bo wczesniej uwierzylam w jego zapewnienia, ze to sie wiecej nie powtorzy.
      Nie mam, na szczescie, zadnych doswiadczen z osobami uzaleznionymi, wiec wierzylam, ze sa w stanie nad uzaleznieniem zapanowac. Na prozno.

      Usuń
    10. Są w stanie. Są miliony takich ludzi.

      Usuń
  4. I dlaczego pił ??
    Zawsze mnie to zdumiewa, po co na co tak chlać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto to wie, Krysiu. Pewnie najpierw pil towarzysko, a potem sie przyzwyczail i bez alkoholu nie mogl dalej zyc.

      Usuń
    2. ktoś kto pije ma jakiś problem ze sobą, więc sie wciąga by o nim zapomnieć. To ułuda, że sobie z tym poradzi, fatamorgana alkoholowa na pustyni życia.

      Usuń
  5. Smutna historia. I mam takie samo zdanie jak Retro- z każdej nawet najgorszej i pozornie beznadziejnej sytuacji można wyjść. Jednak nie zawsze i nie każdemu wystarcza sił, woli, chęci...? Tego nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, że trzeba sił. A alkoholik, który pije to nie dlatego, że mu smakuje tylko dlatego że ma problem, z którym sobie nie radzi. To go osłabia, więc pije by ulżyć sobie w cierpieniu. Chwila osłabienia świadomości kosztuje go jeszcze więcej pieniędzy i energii pogrąża się coraz bardziej. Naprawdę potrzeba sił by sie wydostać, dobre jest AA ale trzeba i tak zaparcia, sił i konsekwencji by tam chodzić. A uwierz mi że alkohol, plus skutki picia nie pomagają... bo dalej jest ten problem plus kolejne.

      Usuń
    2. Mozna wyjsc z kazdego bagna, odbic sie od najdenniejszego dna, zaczac zycie od poczatku, zwlaszcza ze on byl wtedy krotko po 40-tce. Nie chcial...

      Usuń
  6. jak miał ciągi to nie były to początki alkoholizmu, a raczej ostatnie stadia choroby. Kiedyś pewnie jeszcze o tym napiszę. Kiedyś, bo nie chcę by na moim blogu były same "ciężkie tematy".
    Wow, nawet nei wiedziałam, że jest coś takiego jak zakaz wstępu do knajpy... wiem że było, może to stara historia. No tak knuł i węszył spiski na każdym kroku to sie w końcu doczekał, spełnienia.
    Oczywiście, że nie był sam, w dojściu a właściwie zejściu do tego miejsca pomógł mu nałóg. Jeszcze dobre pytanie: być samotnym a czuć się to dwie różnice. Odwyk, i leczenie choroby nie są to łatwe rzeczy. Na prawdę.
    Dużo było ludzi na pogrzebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On nie mial typowych ciagow, po prostu pil codziennie. Do rana trzezwial, wsiadal w samochod, byl w firmie, a po poludniu zakotwiczal w knajpie i pil jedno piwo za drugim, a ok. 23.00 byl gotowy. I tak codziennie.
      Knajpy w Niemczech sa prywatne i wlasciciel moze przyjmowac, kogo chce i wyrzucac tych, ktorzy zachowuja sie nieodpowiednio. Jesli to sie powtarza, moze wystawic zakaz, to jego prywatna sprawa i pieniadze, a raczej ich strata.
      Na pogrzebie bylo sporo osob, on byl postacia dosc znana w miescie. Jedni przyszli dla wlasnej satysfakcji, obejrzec jego ostateczny upadek, inni chcieli go po prostu pozegnac, jak ja.

      Usuń
  7. Dzień dobry Panterko!
    Temat to bardzo trudny i nie mogę wypowiadać sie w zdecydowanym tonie, ze Twój znajomy mógł zrobić to,albo tamto, ze powinien to czy tamto. Każdy przeżywa swój ból po swojemu. Każdy próbuje z nim walczyć a jak sie juz nie udaje walczyć, to przynajmniej uciekac przed nim w co tylko się da. Najczęściej w alkohol...Ale gdy ból jest już nie do uniesienia a człowiek stracił motywację do niesienia swego krzyża i w środku już od dawna czuje sie jak umarły, to decyzja o odejściu jest czasami jedyną ratujacą jego człowieczeństwo. Nie potrafie oceniać nikogo, kto cierpi, potepiać i dawać mu światłe rady. Nie potrafię, bo każdy ma w sobie swoje piekło i tylko ten ktoś wie, skąd to sie wzieło, jak bardzo boli i gdzie jest granica wytrzymałości. Współczuje temu człowiekowi, ale mysle że nie mógł inaczej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sa mi znana przyczyny, dla ktorych zaczal tak pic. Mysle, ze wpadl w nalog przez przypadek. Mial stresujaca prace w policji i po godzinach szedl do knajpy, zeby sie rozluznic. Chodzil coraz czesciej, byl widocznie podatny na uzaleznienia, wiec wsiakl.
      Ja znalam go w dwoch jego wersjach: czlowieka i alkoholika. Teraz chce juz tylko pamietac te pierwsza.
      Mysle, ze masz racje, ludzie bardzo wrazliwi, o wysokiej inteligencji, duzo gorzej radza sobie w sytuacjach kryzysowych. On naprawde nie mial innego wyjscia, jak odejsc na zawsze.

      Usuń
  8. A najgorsze jest to, że takie historię się powtarzają wciąż i wciąż...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie tylko u lumpow, intelektualisci i milionerzy tez bywaja uzaleznieni. To, co ich rozni, to tylko cena tego, czym sie upijaja.

      Usuń
  9. trudno zrozumieć drugiego człowieka, gdy się nie ma jego doświadczeń. Ja należę do osób, które mimo to próbują zrozumieć postępowanie innych, choć sama inaczej bym postąpiła. Nie uważam tytułu Twojego posta za trafny, bo wg mnie wykazał się niezwykłą odwagą i trzeźwym, mimo wszystko, myśleniem decydując się na ten krok. Wg mnie to był jego... szczęśliwy dzień na koniec życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm, to daje do myslenia. Byc moze byl to dla niego szczesliwy koniec, a moze tylko jedyne wyjscie... Ale masz racje, zeby sie targnac na zycie, trzeba wykazac sie nie lada odwaga. Moze pod wplywem alkoholu przybywa checi na bohaterskie zrywy, a moze wprost przeciwnie, na ucieczke. Takze od zycia.

      Usuń
  10. Nałóg..choroba naszych czasów..ludzie nie radzą sobie z rzeczywistością, próbują ją podkolorować..i niestety zwykle kończy się źle. Niewiele osób znajduje w sobie siłę na walkę...a i rodziny nie potrafią być prawdziwym wsparciem. Smutna historia, bardzo smutna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja go na swoj sposob nawet lubilam i szkoda mi, ze nie mial na tyle sily, zeby stawic zyciu czola.

      Usuń
  11. I tak, tego co zniszczył już nikt nie odbuduje :(... Smutne bardzo...

    OdpowiedzUsuń
  12. Alkoholowych historii znam wiele, w każdej z nich przegrywa człowiek... smutne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli tylko sam przegrywa, to juz dosyc smutne. Najgorzej kiedy pociaga za soba innych, rodzine, znajomych, podwaldnych.

      Usuń
    2. ...różnie bywało...

      Usuń
    3. To na co czekasz? Masz o czhym pisac.

      Usuń
  13. Odpowiedzi
    1. Nie zdradzaj pomylkowo odkrytych tajemnic alkowy. Bedzie w swoim czasie.

      Usuń
    2. oczywiście milczę, ale miej świadomość, że wszyscy, którzy subskrybują kanał rss Twojego bloga też te tajemnice czytali:)))

      Usuń
    3. nie ma to znaczenia, że szybko usunęłaś, tekst kanałem już poszedł w świat - nieodwracalnie:) Trzeba o tym pamiętać:)

      Usuń
    4. Teraz bede pamietac i uwazac, palec mi sie omskanl i zamiast "zamknij", wcisnelam "opublikuj". Kilka razy tak mi sie zdarzylo.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.