Dzis mija dokladnie 25 lat, odkad postawilam swa ksztaltna (wowczas) nozke na niemieckiej ziemi, z zamiarem zaszczycenia jej pozostaniem na stale. Kawal czasu! Niektorzy z moich czytelnikow nie maja nawet tyle lat, inni byli w tym czasie w pieluchach, w przedszkolach lub zaczynali edukacje w szkolach. Lata leca, czlowiek nie zwraca uwagi na uplywajacy czas i dopiero, kiedy tworzy sie z tego okragla rocznica, zdaje sobie sprawe z tego, jaki to szmat czasu.
Najpierw jednak czekalo nas niemale wyzwanie logistyczne, zeby zabrac sie ze wszystkim, a bylo tego niemalo, 9 sztuk bagazu, dwoje dzieci i ja sama. Mlodsza miala rok i 9 m-cy, starsza 5 lat. Musielismy z tym wszystkim dostac sie z Lodzi na lotnisko Okecie. Tato zapakowal do swojego malucha bagaz, my pojechalysmy pociagiem, inaczej sie nie dalo. Szczesliwie babcia mieszkala jeszcze wtedy w Warszawie, wiec noc spedzilismy wszyscy u niej, a rano maluchem i taksowka pojechalismy na lotnisko, gdzie rodzice uiscili spora doplate za moj nadbagaz, po czym wielki stalowy ptak Lufthansy poniosl nas w kierunku zachodnim, w kierunku nowej, swiatlej przyszlosci.
Rok wczesniej bylam sama u meza, zostawiwszy dzieci pod opieka dziadkow. Rowniez lecialam samolotem, wiec w swojej naiwnosci myslalam, ze lotnisko we Frankfurcie mam opanowane na pamiec. Tymczasem akurat z dziecmi, udalo mi sie tam pobladzic, wylazlam jakim cudem na zewnatrz, podczas gdy bagaze zostaly w czesci dla pasazerow. Musialam wejsc z powrotem, a to wcale nie takie proste. Zaszlam czekajacego meza od tylu, bo on wgapial sie w wyjscie, a ja wylazlam przeciez gdzies indziej. Postanowilam zostawic z nim dzieci i sama wslizgnac sie po bagaze. O ile starsza zostala z tata bez slowa, tak mlodsza dala wrzaskliwie glos w protescie, bo nie znala faceta, wyjechal, kiedy miala trzy miesiace. Musialam wiec uzerac sie z bagazami, majac ja wiszaca w nosidelku-kangurku. Ustawilam sie strategicznie pod drzwiami i czekalam, kiedy sie otworza dla wychodzacych, zeby moc chylkiem wlezc z powrotem do srodka. Sluzby jednak czuwaly, musialam wiec sie tlumaczyc, dlaczego jestem blondynka i znalazlam sie na zewnatrz bez bagazu, po ktory musze sie cofac. W koncu jednak, czerwona i spocona, z protestujacym Owsikiem na biuscie, posciagalam po kolei jezdzace w kolko po tasmie moje 9 sztuk ciezkiego bagazu, zaladowalam na wozek i z wielka ulga opuscilam tego molocha, jakim jest frankfurckie lotnisko.
Po czym udalismy sie w kierunku docelowym, czyli do mojej ukochanej Getyngi. Tyle, ze ukochana zostala przeze mnie dopiero pozniej, bo z poczatku wydawala mi sie zadupiem wielkim. Ja, produkt wielkomiejski, z blisko milionowej Lodzi, wyladowalam w raptem 100-tysiecznym miasteczku. Snulam plany i marzenia rychlego przeniesienia sie do bardziej cywilizowanego miejsca, jakis Hamburg, Berlin, czy inne Monachium, a nie taka dziura, gdzie psy zadkami szczekaja. Czas uplywal, a marzenia sie rozmywaly, nie bylo okazji, nie bylo srodkow, urodzilo sie kolejne dziecko. A potem nagle naszla mnie refleksja, ze ta Getynga jest w sumie nienajgorsza, ba, nawet bardzo fajna. Przyzwyczailam sie do niej jakos, a patriotyczne uczucia zakwitly u mnie, kiedy jezdzilam do Hamburga, gdzie Owsik pobieral nauki. Z jaka ja ulga za kazdym razem wracalam do domu! Byle dalej od tego zgielku, przestepczosci, odleglosci z jednego konca miasta na drugi, u-bahnow, s-bahnow, drozyzny, spalin i innych wielkomiejskich atrakcji. Podobnie mam zreszta, kiedy odwiedzam Lodz, stala sie ona dla mnie stanowczo za duza i halasliwa. Czasem nawet Getynga bywa mi zbyt wielkomiejska, z checia zamieszkalabym na wsi, najlepiej z dala od innych zabudowan.
Chyba zdazylam sie w tym Dojczlandzie zestarzec... Co sie dziwic, po 25 latach?...
Najważniejsze, ze udało Ci się wyjechać i jesteś w miarę zadowolona. Nie ma co wybrzydzać. Mi tu gdzie mieszkam też nie wszystko pasuje ale staram sie odnaleźć pozytywne strony, mając nadzieje, że zmiany będą pozytywne. Myśl jest energią i ponoć ma moc urzeczywistniania się! Jeszcze wiele przed Tobą Panterko!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ano, nie ma tego zlego! Moglam trafic gorzej ;)
UsuńMoze jeszcze bede miala swoja wies, gdzie bede zabawiac wnuki :)))
Buziole
Ty jesteś młodsza niż wszystkie Niemki cuzamen do kupy ;P
OdpowiedzUsuńno to nas obie na wieś ciągnie:)
Usuń:***
Ja jestem typowym mieszczuchem. Wieś, owszem, ale tylko wakacyjnie.
UsuńViki, ja tu jestem najmlodsza ;) Niedlugo corki mnie przescigna w tym cofaniu sie :)))
UsuńErrato, tez tak myslalam, ale z wiekiem zaczyna sie cenic spokoj, ktorego nie daje miasto :))
Ty się nie zestarzejesz nigdy! Czy wiesz, że w początkach naszej blogowej znajomości sądziłam, że mam do czynienia z "trzydziestką"?:-). Czy to komplement? Chyba tak.
OdpowiedzUsuńNie, no prawidlowo myslalas! Ja sie mentalnie zatrzymalam w rozwoju na tej trzydziestce i nie dopuszczam do siebie uplywu czasu, gdzie tam! :)))
UsuńJa też jak zaczęłam Cię czytać myślałam, że masz najwyżej 25 lat :)
OdpowiedzUsuńNo dobra, przesadzilas nieco, bo to jest trzydziestka. Wieczna trzydziestka i tak juz zostanie, bo nie mam zamiaru dac sie czasowi, bez wzgledu na to, co wykrzykuje z dala moja metryka. No! :)))
Usuńwinszuję więc ćwierćwiecza :) powinniście to jakoś hucznie uczcić :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że pokochałaś to miejsce. Gdybyś męczyła się tam 25 lat to byłby jakiś koszmar :)
Przyzwyczajam sie do miejsc, jak kot. Byloby mi smutno je opuszczac, a takie jest piekne, jak widac na zdjeciach. :)))
UsuńNooo .....to bardzo dobry powód ,na "odpalenie" szampana i wiaderko truskawek, albo inny kawior ;)))
OdpowiedzUsuńW srodku tygodnia??? A truskawek nie ma :(, to nie sezon. Kawioru nie jadam, mam plebejskie upodobania. Ale cos sie wymysli :)))
UsuńNo to musisz zabalować - taka rocznica !! Jakieś tańce , łamańce i szampan:)
OdpowiedzUsuńJa też jak wpadam do Wawy szybko z niej wypadam bo wolę moje zadupie.Cisza , spokój , las - to jest to !!
Ale myślę że to dlatego że już mam swoje lata. Jak bym była młodsza pewnie nawet by mi do głowy nie przyszło wynieść się z Warszawy :)
Cicho sza na temat starosci, Grazynko! Wolimy zadupie, bo... bo tak i juz :)))
Usuńjakie zestarzec? jakie zestarzec! Ty zapuscilas korzenie przeciez :)
OdpowiedzUsuńJa jak pomysle, ze mieszkam tu, w tym samym miasteczku (kolo 100 tys) DLUZEJ niz mieszkalam w Polasce (a po slubie najpierw przeprowadzilismy sie 14 razy, zmieniajac nie tylko kraje, miejsca ale i kontynenty) to z lekka debieje - jak to co to? Tez tak masz?
I tez mi sie marzy cos dalej od ludzi i spalin, blizej morza, czyli w zasadzie cos kolo 8km w linii prostej ;)
Pisz wiecej o tych czasach, jak sie zagniezdzilas i w ogole, a tak poza tym to kongratulacje na okazje!!
Mnie jeszcze nie minelo pol zycia poza Polska, bo kiedy wyjezdzalam, mialam 32 lata. Czyli dopiero za 7 lat sie dokona :)) No i po kontynentach nie latalam, trzymam sie babci Europy jak pijany plota.
UsuńToz przeciez pisalam w wielu postach o tych zamierzchlych czasach i roznych przygodach, ktore mi sie przydarzyly. A czasy byly fajne, nie to co teraz... :)))
no wiem, wiem i o malych dzieciach tez, ale zawsze jak czytam takie posty to mi sie wtedy przypominaja rozne rzeczy z dawnych czasow!
UsuńA moze bys tak, Krysiu, sama zaczela spisywac wspomnienia i przygody emigrantki? :)))
Usuńuo matku bosku.....ja umiem tylko pisac jak nie musze. Jak bum cyk cyk! Pisalam do Rodzicow dlugie listy. Pod koniec zycia Mama je...spalila, bo nie chciala, zeby ewentualnie po Jej smierci prywatne listy nie byly czytane przez obcych, mniej wiecej. A jeden moj kolega chcial je wydac jako ksiazke...szkoda.
UsuńA czy bloga MUSI sie pisac? Przeciez to dobrowolne, piszesz, kiedy chcesz i co chcesz. Pomysl nad tym, na pewno mialabys wiele do napisania ze swojego bujnego zycia.
UsuńEee tam, ja już wtedy dawno pełnoletnia byłam ;))) ale i bardzo nieszczęśliwa.
OdpowiedzUsuńTo tyle prywaty.
Faktycznie, szampana trzeba by, prawdziwego, a nie jakieś igristoje ;) Młodzi ludzie zazwyczaj ciągną do wielkiego miasta, tak widocznie bardziej z nimi współgra. Dobrze, że zostałaś w Getyndze, jakby nie było, miasto prestiżowe, uniwersyteckie, więc na co Ci tam jakiś Hamburg, czy inny Berlin ;)
Za nic nie chcialabym juz mieszkac w duzym miescie, w ostatecznosci na przedmiesciach. Berlin nie bylby taki najgorszy, bo blisko Polski, a wlasciwie jego okolice, a nie samo miasto. Tam nigdy!
UsuńA Getynga jest tak urocza, ze chyba w niej do smierci zostane ;)
Ładny kawałek życia tam spędziłaś...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ,że jesteś zadowolona ...
Życzę następnych samych bardzo dobrych lat...
Jestem zadowolona, szczogolnie po tych dziejowych przemianach w Polsce i codziennie wznosze piesni dziekczynne, ze wolno mi zyc w normalnym kraju. Przestalam juz czuc sie tutaj obco i, uwierz mi, nie tesknie za ojczyzna. Najwyzej za rodzicami, tylko oni lacza mnie jeszcze z tym krajem.
UsuńJa się urodziłam, wychowałam i do tej pory mieszkam w niewielkim mieście. W czasach moich urodzin miało blisko sto tysięcy mieszkańców, a teraz ich liczba prawie się podwoiła. Nigdy nie chciałam mieszkać np. w Warszawie, choć bywałam tam co roku (u rodziny). Teraz nawet wolałabym, jak Ty, przeprowadzić się gdzieś na wieś, choć dawniej broniłam się przed tym rękami i nogami.
OdpowiedzUsuńTo chyba przychodzi z wiekiem, Ninus, ta tesknota za spokojem, za natura. Do tego trzeba po prostu dojrzec. Mlodych podnieca ruch wielkomiejski, tam maja lepsze szanse na znalezienie pracy, wiecej sie dzieje. Ja juz sie wyszalalam i potrzebuje tylko swietego spokoju.
UsuńSwego czasu jednak, kiedy mieszkalam w Lodzi, marzyla mi sie wielka Warszawa, mialam nawet mozliwosc zamieszkac z babcia i tam zyc. Nie wyszlo i nie zaluje.
Strasznie stresujące są te wszystkie przeprowadzki z kraju do kraju. A lotnisko we Frankfurcie i mnie kojarzy sie jak najgorzej. Ilez ja sie tam nabiegałam, bładząc i umierajac ze strachu, ze nie trafie na swoj terminal i gate. Ilez sie nasiedziałam, kimając na ławce, samotna w otoczeniu, obcojęzycznego, obojętnego tłumu!
OdpowiedzUsuńDobrze jest gdzieś nareszcie osiąść i zyskać spokój duszy. Ale, co to właściwie jest ten spokój duszy? Czy to w ogóle mozna osiągnąc na stałę, czy to tylko przelotny stan? Człowiek wciaz za czymś, goni, czegos mu brakuje, jakieś tęsknoty nie dają wytchnienia...
Ściskam Cię serdecznie szanowna mieszkanko Getyngi i wszystkiego dobrego życze na dalsze 25 lat!:-)))
P.S.
Czy doszłą juz do Ciebie ksiązka z opowiadaniami światecznymi? Bo do mnie nie.
Nic mi nie wiadomo na temat ksiazki, chyba bede musiala napisac do Madzi, bo mam wrazenie, ze ona o mnie zapomniala.
UsuńA we Frankfurcie gadaja na szczescie po angielsku, bo inaczej bym sie wtedy nie dogadala ;) Nie znalam ani slowa po niemiecku.
Buziaczki :***
Do mnie doszła. :)
UsuńNo to ja juz nic nie rozumiem :(
UsuńMoje przerażenie to lotnisko w Alicante w Hiszpanii zostałam tam sama bo córcia poleciała wcześniej do Szkocji, i czekam pod miejscem gdzie powinna się otworzyć kontrola bagażu i czekam. Na szczęście się połapałam w miarę szybko i pognałam za polskimi pasażerami Rayanera we właściwe miejsce, bo drugie wejście do odprawy Hiszpanie nie byli łaskawi zaznaczyć, ani napisem ani kurka wodna strzałeczką jakowąś nawet. No się wtedy zdenerwowałam. A potem odszukanie bramki było też nie lada wyczynem, bo na samym końcu Rayaner zwykł stawać tam gdzie najtaniej już biegiem leciałam, po drodze jeszcze złapałam rodaków co spokojniutko na lot czekali bo im powiedziano że kiedyś będzie. Oj, oj jeszcze mam dreszcze, oj. A dodam że ja nie mówiąca wielojęzykowo. :) Jakoś mam dziwnie z tym lataniem po lotniskach, ostatnio w Edynburgu też musiałam przyśpieszyć i z czerwoną warzą dopadłam bramki a chciałam dostojnie spokojnie jak na leciwą matronę przystało. :) Przeprowadzki, chętnie to ja bym na wieś z tej milionowej Łodzi pomknęła. Mam jeszcze marzenia co? Nie czas cieszyć się tym co mam miast ganiać za nieznanym? :)
OdpowiedzUsuńKurcze, kto zostanie w miastach, kiedy my wszyscy wyniesiemy sie na wies? Bo widze, ze to nie tylko moje marzenia :)))
UsuńPowiem ci, że łzy mi stanęły w oczach na końcu Twojego tekstu. I ja się zestarzałam, tylko, że we Wrocławiu. I ja snułam plany, a teraz to już doceniam to co mam i myślę, jak zrezygnować z części tego. Spokój i cisza - to lubię. A Getyngę koniecznie muszę kiedyś odwiedzić.
OdpowiedzUsuńCzesto nasz zaufany wrobel w garsci jest o niebo lepszy od wysnionego golebia z dachu.
UsuńCo do Getyngi, to wiesz :)))
Kiedyś zestarzeć się trzeba... :)... Czyli znalazłaś swoje miejsce ? :)
OdpowiedzUsuńChyba znalazlam. Korzenie w kazdym razie zapuscilam gleboko w ziemie, ciezko bedzie mnie przesadzic w inne miejsce ;)
Usuń...tez chyba się zestarzałem bo marzy mi się domek z dala od hałasu i szumu miasta...
OdpowiedzUsuńNooo, niewatpliwie znajdujesz sie, co najmniej mentalnie, w wieku emerytalnym :)
Usuńdzięki panterko pomagasz mi w tej trudnej chwili, rodzice przywieźliwczoraj Krecika, o nim notka nie długo,
OdpowiedzUsuńdziękuję za współcucie
Moge sobie wyobrazic, co czujesz, sama przezywalam to wielokrotnie.
UsuńTrzymaj sie, Marti! :(
Panterko nie wiem czy miałaś taki zamiar czy nie podczas czytania śmiałam się bardzo. Świetnie opisałaś.. przeczytałam jeszcze wszystkie komentarze a oczy mam dalej mokre od łez ze śmiechu.Wtedy, czyli ćwierć wieku temu również bardzo chciałam opuścić kraj , jechać na zachód ale mąż był przeciwny. Teraz nie wiem czy dobrze zrobiłam, ze tu tkwię i tu się zestarzałam bo czas niestety zaczął szybciej płynąć.Czy lepiej by nam było gdzieś tam.
OdpowiedzUsuńW 92 trochę pracowałam w Niemczech, byłam we Frankfurcie. Wtedy pojechałam na lotnisko by go zwiedzić.
A kilka lat temu jechałam(leciałam z Wrocławia) do S-F. Przesiadkę miałam we Frankfurcie. Jechałam sama , miałam prawie 2h czasu by dostać się do odpowiedniej bramki. Cały czas szłam dość szybkim krokiem , w międzyczasie raz skorzystałam z toalety a tak bez przerwy marsz. Dotarłam na miejsce 20 min przed czasem. Zastanawiałam się czy gdybym poszła w odwrotnym kierunku nie byłabym szybciej???
To lotnisko we Frankfurcie to prawdziwy moloch, ale podobno sa wieksze, co trudno sobie wyobrazic. Ja tez troche sie nalazilam, zanim zaszlam chlopa od tylu. Nielatwo tam sie odnalezc :)
UsuńJa nie zaluje swojego kroku ani przez chwile, nie umialabym teraz zyc w Polsce, za bardzo cenie sobie niemiecki porzadek. Zreszta ja mam chyba wiecej cech niemieckich niz polskich. Nie wierze, nie pije, nie umiem kombinowac, szanuje ludzi i zwierzeta. Nie byloby mi w Polsce po drodze :)))
A ze sie usmialas, tym lepiej. Nie ma jak dobry humor :)))
Czasami lubię pojechać do wielkiego miasta. Tak na 2 góra 3 dni. Potem z radością wracam na swoją wieś nadmorską;)
OdpowiedzUsuńOj tak, ja tez wracam z radoscia do domu. Bo teraz moj DOM jest tutaj. Jeszcze jakis czas temu jezdzilam do Polski do domu, pozniej sie to zmienilo. :)
UsuńNie znoszę wielkich miast. W ogóle najlepiej czuję się sama z sobą, z Jaskółem i z psem w ogrodzie:):) Getynga jest mała, ale chyba bardzo klimatyczna.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci następnych 25 lat w -przekonaniu, że jednak dobrze wybrałaś to miejsce:)
Ja go wcale nie wybralam, tu mnie przypisano z racji, ze maz zostal tu wczesniej zeslany z Berlina, dokad wyjechal z Polski. Przypadek, nic wiecej. Jednak teraz, po latach, uwazam, ze byl to pomyslny przypadek, bo Getynga jest w rzeczy samej bardzo klimatyczna. Staram sie ja pokazywac Wam na zdjeciach z jej najladniejszych stron.
UsuńZa zyczenia dziekuje, tylko... czy ja dozyje zlotych godow? :)))