Kazdy ja ma, bo musi, bo inaczej sie nie da. Ktos w koncu musial nas urodzic, bo o ile da sie na szkielku zaplodnic, o tyle donosic musi kobieta, jako ze jeszcze nie wymyslono ludzkich inkubatorow. Postepy w medycynie sprawily jednak, ze niekoniecznie ta, ktora donosi i urodzi, jest biologiczna matka wlasnego dziecka. Moze sie nawet zdarzyc, ze dziecie ma trzy matki, kiedy z przyczyn chorobowych manipuluje sie komorkami jajowymi i czesciowo zmienia ich zawartosc, a ciaze donasza matka-surogatka. Nie o tym jednak, bo to sa rozwazania czysto filozoficzne.
Dalej juz nie jest to takie oczywiste, bo nie wszystkie chca lub moga wychowywac dzieci, ktore urodzily.Przyczyn jest bez liku i nie nam te matki osadzac...
Rozwazam tu sobie relacje matka - corka i dywaguje, czy corki chca byc do swoich matek podobne, isc ich sladem, czerpac z nich przyklad, czy wprost przeciwnie.
Bardzo wiele zalezy od tego, jakim matka jest czlowiekiem, a w szczegolnosci, jaka matka. Majac nawet najlepsze intencje, mozna zaglaskac kota... eee... to jest... dziecko, na smierc. Rola rodzicow jest pozwolic, zeby dzieciom urosly skrzydla i dyskretnie czuwac nad tym, zeby w euforii nie podzielily losu Ikara. Przycinanie lotek nie prowadzi do niczego dobrego, bo zabija sie w dziecku samodzielnosc i przebojowosc. Nie tylko nie spadnie z wysokosci na nos, ale tez nigdy sie nie wzniesie, by moc swiat ogladac z innej perspektywy.
Nadmiar samodzielnosci tez nie jest remedium na zrobienie z dziecka wartosciowego czlowieka, brak wyraznych granic miedzy zlem a dobrem, brak dyskretnej kontroli poczynan niedoswiadczonego osobnika, moze zaowocowac dramatycznymi skutkami.
Byc mentorem czy partnerem? Despotycznie i z gory, czy poddanczo i bez regul? Traktowac dziecko jak doroslego, czy izolowac od problemow?
Trzeba zdawac sobie sprawe, ze w pewnej chwili matka przestaje byc dla dziecka najpiekniejsza, najmadrzejsza, wszystkowiedzaca wyrocznia i zaczyna podlegac krytyce. Jej nadopiekunczosc / despotyzm / glupota / nalogi / czy co tam jeszcze (niepotrzebne skreslic), staje sie przeszkoda nie do pokonania we wzajemnych relacjach. Okres buntu jednak kiedys mija i najczesciej przestaje sie traktowac matke jak wroga najdalej podczas wlasnego macierzynstwa. Wtedy docenia sie pewne jej zachowania, rozumie tok myslenia.
Dorosla corka w tym co najmniej momencie rozstrzyga, jaka sama chce byc matka, na podstawie wlasnej intuicji i doswiadczen z przeszlosci. Bywa, ze podejmuje mocne postanowienie, ze swoje dzieci bedzie wychowywac inaczej, lepiej niz robila to jej matka. Zna przeciez bledy i ich skutki z wlasnych przezyc. Co dziwne, nie zawsze jej sie to udaje. Czesto, jesli sama byla dzieckiem bitym, bije wlasne, choc doskonale wie, jak czuje sie bite i upokarzane dziecko. Jesli byla dzieckiem z rodziny rozbitej, sama czesto nie potrafi utrzymac zwiazku, bo wybiera nieodpowiednich partnerow.
Bywa, ze corki wstydza sie matek, bo sa od nich bardziej wyksztalcone, obracaja sie w "lepszym" towarzystwie i prosta matka moglaby zdemaskowac jej zwyczajne pochodzenie. Albo odwrotnie, elegancka i wyksztalcona matka w pretensjach, stale gardzaca niedouczona i szara corka, ktora zle wyszla za maz.
A matki narzucajace swoja wiedze i wtracajace sie do zycia swoich doroslych corek, bo przeciez zawsze lepiej wiedzialy i wiedza, jak zyc i wychowywac dzieci. Wieczne krytykantki, bez wzgledu na stan rzeczywisty.
I na ogol zadna z nich nie bierze pod uwage, ze czas leci, one sie starzeja, niedoleznieja i ze moze nadejsc chwila, kiedy to one beda od corek w pelni zalezne. Jesli swoje przyszle opiekunki wychowaly zle, odbije sie to na nich samych, bo natura tak juz jest skonstruowana, ze oddaje z nawiazka wszystko to, co sama dostala. Dobro splaca dobrem, zlo zlem.
A Wy? Czy chcialybyscie byc takie jak Wasze matki?
Ja nie, gderała za dużo, miała różnego rodzaju fobie (porządek, sprzątanie), ganiała do kościoła. Ale to dobry człowiek jest, tylko, że wzorce czerpała od swojej matki, była jej podporządkowana, nie potrafiła się przełamać, zwyczajnie nie widziała i nie umiała żyć inaczej.
OdpowiedzUsuńNie ma matek idealnych, najlepiej to być matką "dość dobrą".
Moja byla dziwna, czasem nawet zastanawialam sie, czy ona naprawde mnie kocha. Ale kochala i kocha , tyle, ze na swoj wlasny sposob, bez wielkiego uzewnetrzniania emocji. W sumie umieli razem z ojcem wychowac mnie na dobrego czlowieka (tak mysle), choc metody wychowawcze mogly pozostawiac do zyczenia...
UsuńKiedys bronboze! Teraz coraz bardziej ja podziwiam i nawet chcialabym miec tyle pasji, energii i zyciowego przeboju co ona. Moja mama kiedys bardzo madrze powiedziala "dzieci najpierw rodzicow bezkrytycznie uwielbiaja, potem najsurowiej na swiecie sadza (sondza ;)) i tylko czasami wybaczaja." U nas tez tak bylo i raczej jej wszystko wybaczylam. Teraz sama widze, ze bycie matka to nie zawsze piknik.
OdpowiedzUsuńNiezwykle madrze mowila Twoja mama. Czlowiek powinien jednak umiec znalezc w sobie sile, zeby wybaczyc i nie osadzac zbyt surowo.
UsuńNie wychowałam córki po to, żeby była moją opiekunką! Nie wiem, co zrobię, jeśli zniedołężnieję, na razie o tym staram się nie myśleć, bo i po co? Niczego to nie zmieni. Choć to się nie nie zawsze udaje, zwłaszcza, jeśli ma się więcej, niż czterdziestkę, i więcej, niż pięćdziesiątkę.
OdpowiedzUsuńNie, nie chciałabym jak moja mama, chociaż - jak u Mnemo - to rzadkiej dobroci człowiek, ale dobroć też bywa niszcząca. Choćbyśmy nie wiem jak się odżegnywały (-li), nie da się uciec od scenariusza. Ważne, że zdajemy sobie z tego sprawę. Łatwiej wtedy kontrolować własne zachowania.
Haniu, nie mow hop, bo niezbadane sa nasze dalsze losy. Nasza rola jest opiekowac se rodzicami na starosc, a rola naszych dzieci to samo w stosunku do nas.
UsuńJa na czas zdazylam zmienic scenariusz, choc zaczynalam tak samo, jak moja matka, czyli nie do konca tak, jakbym sobie zyczyla. Po to mamy wole, zeby dobrze kierowac naszym zyciem.
Ty juz wiesz czy ja bym chciala czy nie, napisalam przeciez posta na ten temat.
OdpowiedzUsuńDodam tylko filozoficznie: Och ty losie poczwaro stara, ech zycie to straszna mara...
No tak, odwieczny konflikt w relacjach matek z corkami... :)
UsuńTak. Ja bym chciała. Moja mama jest inteligentną, kulturalną i niepospolicie piękną kobietą z klasą, wciąż jeszcze, mimo 67 lat. Zawsze była szanowana i jest w sumie dzieckiem szczęścia, bo wszystko w życiu jej się udało.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza dzieci :))))))))))))
Nie zawsze to, ze dzieci sa udane, jest zasluga ich matek i mozna mowic o szczesciu, kiedy sie to zdarza. Ja bardzo kocham swoja matke, ale byc jak ona bym nie chciala.
UsuńTo, co mi się w życiu udało, to moi bliscy i przeszczęśliwe dzieciństwo. To jest taki skarb, kapitał na całe dalsze życie.
UsuńPozazdroscic!
UsuńNie - ale i tak mi jej brakuje :(
OdpowiedzUsuńWiem... Ale zawsze to matka...
UsuńNIGDY!!!!!!
OdpowiedzUsuńI może kiedyś o tym napiszę,bo od dawna noszę się z takim zamiarem...
A dzieci...?
Jesteśmy jak kumple ;) zwłaszcza że są już dorosłe / prawidłowo czytaj-pełnoletnie ;) /
Czasem zazdroszcze wlasnym dzieciom, ze maja ze mna takie relacje, o jakich ja moglam tylko marzyc w przypadku mojej mamy...
Usuńjestem inna niż moja mama... nie czuję się ani lepsza ani gorsza... zupełnie inna
OdpowiedzUsuńi chyba chciałabym żeby moje córki miały tak samo...
ale czy mi się uda? czas pokaże...
:***
Twoje corki sa dla Ciebie wazniejsze niz Ty sama. Rzadko zdarza sie takie poswiecenie i zaangazowanie, takie obawy i niepewnosc, perfekcja i ogrom milosci, jak u Was.
UsuńTobie juz sie udalo, Emko. :***
aż nie wiem kochana co powiedzieć... źle znoszę pochwały... :)))) :P
Usuńchciałabym żeby sie udało... ale ani od obaw, ani od błędów chyba nawet największa miłość nie ustrzeże. A z drugiej strony, wszyscy jesteśmy ludźmi... perfekcja to w sumie też przekleństwo... oby tylko błędy były do naprawienia... tego trzeba sobie życzyć :)
:***
Acha, jeszcze nadmierna skromnosc do dopisania na liste. :)))
Usuńno padłam.... :))))))))))))
Usuń:********
Wstawaj, szkoda dnia! :))))))
UsuńNie chciałabym, ale mimo iż nie byłam wychowywana przez mamę,nawet mnie piersią nie karmiła, okazuje się,ze pewne cechy odziedziczyłam. Co tylko dobitnie potwierdza, że w genach jest moc.Niekoniecznie mnie to cieszy.
OdpowiedzUsuńNasze relacje obecnie są koleżeńskie i jest ok,tyle wystarczy.
Nawet mimochodem przejmuje sie zachowania osob, ktore nas wychowuja. Mysle, ze geny nie maja tu az tak wielkiego znaczenia i chyba niepotrzebnie sie je demonizuje. Owszem, w sklonnosci do chorob somatycznych maja duze znaczenie, ale charakter to sprawa wychowania.
UsuńWychowywali mnie dziadkowie,póxniej ciotka,wiec matki nie znałam kompletnie. Słyszałam od babci jako zarzut,ze jestem do matki podobna.
UsuńNo i faktycznie,jako jedyne dziecko fizjonomia najbardzije podobna,a i pewnie zachowania ,gesty mam podobne,a niem iałam kontaktu z matka przez prawie 30 lat.
Tak. Jedynie starałbym się nie popełniać takich błędów jak Ona, za to na pewno popełnię inne. Ot, życie. Od dłuższego czasu nie oceniam tak surowo Mamy, bo sama trochę w życiu przeszłam i im dłużej żyję tym więcej rozumiem ( choć może tylko tak mi się wydaje ).
OdpowiedzUsuńTak to jest, ze z wiekiem zmienia sie punkt widzenia pewnych spraw i zjawisk. Wyksztalca sie wola wybaczania bledow i proby ich usprawiedliwiania. Czlowiek staje sie mniej nieprzejednany, a bardziej wyrozumialy.
UsuńNie chcialabym ( choc to dobra kobieta byla ), ale..... chcialabym byc jak mama mojego meza ( choć znalam ją tylko kilkanaście lat ), i tyle.....
OdpowiedzUsuńBronboszszsz byc jak moja tesciowa! Jakies trzy lata z nia przezylam, zanim sprawilam jej pogrzeb i byly to nienajlepsze lata w moim zyciu. Niech jej ziemia...
UsuńJestem chyba taka, jak moja mama i babcia. A na dodatek mam jeszcze w sobie cos z drugiej babci. Wszystkie te kobiety kochałam, szanowałam. Wszystkie były mi bliskie ze względu na podobną mentalnośc i wrazliwosc i podobne wady (ale w sumie wszystkie do zaakceptowania). Mama nadal jest, bo przecież zyje i mam nadzieje, że długo jeszcze będzie...Mama zawsze była i jest do tej pory moją najlepszą, najbardziej godną zaufania i rozumiejącą mnie przyjaciółką. Dlatego trudno wyobrazić mi sobie świat bez niej. Wystarczy mi usłyszec jej głos w telefonie, by odczuć spokój, ciepło, wsparcie...Ona będzie we mnie, gdy jej już nie będzie. Moja córka już teraz mówi, jak bardzo jestesmy podobne...A i córka też ma podobną wrazliwośc. No cóz! Sztafeta pokoleń.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło Aniu!***
P.S. Opowiadanko wysłane!:-))
Moja mama nigdy nie byla mi przyjaciolka i powiernica. Czynila wszystko, zebym nie miala do niej zaufania i tak zostalo do dzisiaj. Teraz juz jej nie oceniam, ciesze sie, ze jest, ze jeszcze zyje, bo ja kocham. Ale zaluje, ze nie bylo tak, jak u Ciebie.
UsuńBuziaki :***
Podepne sie pod ten sam typ spojrzenia co Ola. :) Olu, pozwol. :)
UsuńGenow sie nie oszuka, one sa nam przekazywane z pokolenia na pokolenie. :) ('Niedaleko spada jablko od jabloni')
Srodowisko/otoczenie (dalsze i blizsze) tez znacznie wplywa na to jak postepujemy.
Mozemy uwazac, ze robimy cos inaczej ale gdy przyjdzie do podjecia zasadniczej decycji zyciwej, wtedy niejako automatycznie siegamy po wzorzec, ktory najdluzej nam towarzyszyl, szczegolnie w okresie najbardziej chlonnego dziecinstwa i mlodosci - wzorem wtedy jest matka, babka, ciotka (po kadzieli, bo i meski pierwiastek wzorcowy tez ma swoj udzial). Czasy sie mieniaja i kombinacji postepowania przybywa wraz z doswiadczeniem ale podstawa jest ciagle ta sama tylko jakby uaktualniona.
Ja sie nie zastanawiam nad tym ile we mnie jest mnie a ile innych bo i tak to jestem jednak 'ja' i musze z tym zyc na dobre i na zle.
Czasem tylko mam wrazenie, ze dany mi czas moglam spozytkowac troche inaczej, troche intensywniej, troche patrzac w dalsza przyszlosc, bo nic nie trwa wiecznie, rowniez zycie ludzkie kiedys sie konczy i pozostaje tesknota za ... tym, czego sie nie robilo wspolnie bo sie chcialo byc innym.
Burnie pozdrawiam (buro czyli szaro dzisiaj) :)))
Tez racja! Niby sie odzegnujemy od matek i babek, ale cos z nich w nas pozostaje...
UsuńTak, tak! Echo dobrze mówi. :)
UsuńCałe życie nie chciałam być taka jak Mama, robiłam w wszystko w moim przekonaniu, żeby tego uniknąć, a i tak w dużej części powtórzyłam jej życie. I to w tym czego najbardziej nie chciałam i bałam się.
A z innej beczki to od jakiegoś czasu wcale nie mam spamu, ani jednego.
UsuńNie masz zadnego filtra?
UsuńWymodlilas cud, czy jak? :)))
Nie mam, może google poradziło sobie z tym, choćby chwilowo.
UsuńDla tych, którzy nie komentują z jakiegoś tam konta stosuje bardzo trudne 'wyrazy-kombinacje liter' podobne do pisma klinowego lub pisma kurzym pazurem, że żaden automat spazmujący (ani inny spamer) nie ma cierpliwości odwzorowywać tych hieroglifów na skalę masową :). Cała tajemnica.
UsuńNa razie wylaczylam weryfikacje, zobaczymy, jak dlugo potrwa cisza spamowa. :)
UsuńSprawdzam :)
Usuń15:04 weryfikacja, dla mnie jest/była.
UsuńTo moze blogger sam wprowadzil weryfikacje dla anonimow? Ja z tym nie mam nic wspolnego...
UsuńPróba...
UsuńHura! :))
UsuńHura co?
UsuńHura dla zarejestrowanych, bo nie ma weryfikacji. :)
UsuńDla innych też nie ma. Ktoś robi tylko numery (całkiem mądre np 1313). Można wytrzymać.
UsuńZ numerkami nie jest tak zle, jak z tymi hieroglifami. :)
UsuńNo, jest wspaniale. Numery się powtarzają.
UsuńI nikt nie nazywa mnie anonimem. Echem też nie.
Sama sie nazywasz Echem. ;)
UsuńNo, właśnie :D :D a to jest różnica :D i ... :D i ... :D ... mam własny wybór. :D
UsuńBys sie w koncu zarejestrowala. Wszystkim byloby latwiej. :)))
UsuńPantero, Twój ostatni komentarz mi wcięło. Wprowadziłam weryfikację. Poczekajmy na efekt. Ament.
UsuńAch, Ty Weryfikacjo! Buhahaha.
UsuńChciałabym być - i jestem - podobna do mojej mamy. Choć całe szczęście mam dużo lepsze życie. Moja mama nie umiała się uwolnić od pewnych, powiedzmy, obciążeń, które sprawiły, że nie była szczęśliwa. Mama była uroczą, elegancką, inteligentną kobietą, miała zdolności i zamiłowania artystyczne, które częściowo po niej odziedziczyłam. Nigdy nie była wyrachowana, nie umiała odmawiać, co często wiele ją kosztowało; na szczęście ja jestem bardziej asertywna, choć sama musiałam do tego dojść.No i jej sposób wychowania dzieci był o wiele bardziej autorytarny; ja wychowywałam dzieci po partnersku, choć tę postawę, która czyni szacunek podstawą stosunku do drugiego człowieka przejęłam właśnie od niej.
OdpowiedzUsuńJa tez wychowywalam swoje dzieci inaczej, choc na poczatku... W pore sie jednak otrzasnelam i narzucilam sobie inne postepowanie, majac w pamieci, jak sama sie czulam. Jestem z siebie dumna.
UsuńNigdy natomiast nie uslyszalam od matki, ze ona jest dumna ze mnie. Moze nie miala powodow do dumy?
Tamto pokolenie nie znało , co to jest psychologia
Usuńi dlatego byłyśmy zupełnie inaczej wychowywane niż nasze dzieci i nasze wnuki...
Mało się chwaliło w tamtych czasach...
Mnie też nikt nie powiedział, że jest dumny ale mnie to nie przeszkadza :-)))
Ja sama wiem co jestem warta :-)
Krysiu, teraz to i ja wiem, ale bardzo brakowalo mi takiej motywacji za mlodu. Inni rodzice umieli motywowac, moi tylko demotywowali...
UsuńJak to pokolenie nie znalo psychologii? Nauka ta istnieje od zawsze a i taka psychologia na wlasny uzytek powstaje w trakcie komunikacji miedzyludzkiej, czlowiek nie zyje na bezludnej, pustynnej, okrytej noca polarna wyspie bez kontaktu ze swiatem...
UsuńA zagadnienie 'cichej wiedzy' jest wam znane? (nie przychodzi mi na mysl poprawna nazwa po polsku, posluguje sie 'kalka' jezykowa, ale chodzi tu o przekaz mentalny).
Mnie przychodzi na mysl intuicja i chyba tym kierowali sie nasi przodkowie, niz wiedza nazwana psychologia wychowywania dziecka. Tak maja zwierzeta, a przeciez nikt ich tego nie uczy.
UsuńAniu, to nie jest intuicja, ktora mozna wlasnie porownywac do zachowan pierwotnych ale tez jako wynik tzw myslenia wyzszego. To sa wzorce zachowania w danej sytuacji tak aby bylo korzystnie dla uzyskania jakiegos celu, sa to rozne, jednostkowe wzorce postepowania, cos co uzyskuje sie podczas wspolpracy z mentorem.
UsuńPo zastanowieniu sie, wydaje mi sie, ze Krysia miala bardziej na mysli nie psychologie jako nauke ale wspolczesne 'trendy' psychologii wychowawczej. Tego i nasze pokolenie nie zna, bo trudno przewidziec, w ktora strone nauka w tym zakresie powedruje za 50-100 lat. Tak myslac, nawet nasze wnuki beda juz zacofani.... Eh!
Wychowywanie dzieci ewoluuje, od "dzieci i ryby glosu nie maja" poprzez "klaps jeszcze nikomu nie zaszkodzil" po "wychowywanie bezstresowe". A kazda ekstrema jest niezdrowa i tyle.
Usuń... odzwierciedla ducha czasu... :) Czy wiec powinna podlegac krytyce? Budujacej krytyce - tak.
UsuńNie mozna slepo podazac za moda i duchem czasu. Trzeba znalezc optymalne rozwiazania.
Usuń... trochę swojego, trochę pożyczonego i trochę nowego i trochę starego ... trochę poważnie ale nie pozbawione małpiego nawet humoru... trochę z głową ale i trochę z udziałem serca ... i takie pary można tworzyć wg potrzeb i widzimisię :))))
UsuńSwiete slowa!
UsuńAment...
Poczułam się jak po spowiedzi. ... Oczyszczona :D tym 'ament' i zwolniona z dalszych komentarzy.
UsuńZe niby kaganiec Ci montuje na buzie? :))))
Usuń:D Nie na buzię, nie na buzię :D
UsuńTylko na synonim!
Jak zwal... ;)
UsuńNie ja jestem zupełnie inna niż moja Mama...
OdpowiedzUsuńOna była domowa, bardzo dbająca o rodzinę,
skacząca nad wszystkimi.
Ja jestem bizneswomen :-)))
Zupełnie inaczej też wychowałam dzieci.
U mnie odwrotnie, to mama robila kariere, a ja poswiecilam sie dzieciom, wiedzac jak mnie brakowalo mamy w domu, pamietajac klucz na szyi i jedzenie w barach mlecznych.
UsuńJa podobnie, dzieci były zawsze na pierwszym miejscu, zawsze wysłuchane, przytulane, w towarzystwie nie było czegoś takiego jak "Idź się pobawić, teraz dorośli rozmawiają", nie było osobnych stolików dla dzieci. I wciąż mogą do mnie przychodzić z czym tylko chcą, a rozmowy o seksie są naturalne i pozbawione tajemniczości. U mnie w domu wspólny obiad był tylko w niedzielę, u mnie był codziennie (niekoniecznie własnoręcznie gotowany he he), śniadania i kolacje też. Do tej pory jemy razem jak się zdarzy że dzieci są jakimś cudem w domu...
UsuńDopoki dzieci byly w domu, gotowalam codziennie, a wspolne siadanie do posilkow celebrowalim w miare mozliwosci. Teraz nie zawsze mi sie chce gotowac, nie zawsze mam czas i sile po pracy.
UsuńNapisałabym podobnie, jak Mnemo ;) Widocznie nasze mamy są z jakiegoś wielkopolskiego wzorca ;))
OdpowiedzUsuńNie odżegnuję się od mojej, bo niektóre zachowania mam chyba podobne, ale żyję w większości inaczej. I dobrze, bo ja to ja, a mama to mama.
Nie ma sie co odzegnywac, zawsze w nas cos z matki zostaje, chocbysmy nie chcieli. Dobrze tylko zmienic to, co nam samym doskwieralo.
UsuńMatki bywają rożne i my do bycia matkami dorastałyśmy. Nikt się od razu rodzicem nie rodzi, dopiero się nimi stajemy, i tak jak oni gdy nas wychowywali popełniałyśmy błędy i nasze dzieci też będą je popełniać. I na tym polega życie i stawanie się. Moim zdaniem oczywiście. :)
OdpowiedzUsuńByle nie popelniac tych samych bledow, ktore nam psuly dziecinstwo, a juz bedzie dobrze.
UsuńWitam Aniu. Poruszyłaś trudny temat. W piątki, wracając zmęczona po porannym sprzątaniu apartamentu, przejeżdżam koło rodzinnego domu. Zawsze dzwoniłam do mamy skarżąc się jak mi ciężko. A ona słuchała. Tych rozmów brakuje mi najbardziej. Chociaż kiedyś byłam nimi zmęczona. Jak tylko nie zadzwoniłam do 10, dzwoniła z pytaniem czy wszystko w porządku. Teraz dopiero rozumie, że siedziała samotnie w domu, czekając na jakiekolwiek wiadomości.
OdpowiedzUsuńNie ta matka co urodzi, a ta co wychowa. Nie krytykuję matek które oddają swoje dzieci. Dzięki temu ma syna. Mama biologiczna Karola, miała już dzieci. Straciła pracę, odszedł od nie partner. Postanowiła oddać swoje dziecko a warunkiem był tylko to, żeby rodzice byli młodzi. Twierdziła, że starsi rodzice nie będa mieli tyle cierpliwości.
Czy chciałabym być jak moja mama. Nie. Pamiętam ją schorowaną, obolałą i osamotnioną. Kiedy moje życie się posypało, musiałam zacząć cięzko pracować. Nie miałam wtedy dla niej czasu. Wpadałam do niej jak po ogień, robiąc zakupy, Zawsze chciałam dla siebie innego życia. Denerwowały mnie te codzienne telefony, a teraz sama bardzo często dzwonie do syna, mimo, że jeszcze razem mieszkamy. Czasami Karol mówi mi, że mam takie same powiedzenia jak babcia. Niedaleko pada jabłko od jabłoni
Ps Aniu kochana
Bardzo dziękuję za aniołki. Dotarły na stary adres, dlatego dopiero teraz je odebrałam. Przyszły w odpowiednim momencie
Odszczekuje wiec wszystkie inwektywy, jakie poslalam poczcie polskiej. Chyba na wyciagu z konta mamy byl Twoj stary adres, a ja nie zweryfikowalam i poslalam. Powinnas zmienic w banku. :))
UsuńDopiero, kiedy czlowieka zabraknie, zdajemy sobie sprawe, ile dla nas znaczyl...
już zmieniłam. Załatwiłam tez w końcu sprawę z licznikiem elektrycznym.
UsuńAniu czy to nie dziwne, że kiedy jestem w dołku, kiedy cisną się łzy, zawsze spotyka mnie cos miłego. Teraz nimi były aniołki od Ciebie.
Niby niewiele warte, ale szkoda by bylo, zebys ich nie dostala, bo wyslalam je tak od serca...
UsuńWiem tylko,że matka, to najtrudniesza rola w życiu!
OdpowiedzUsuńAle za to przynosi tyle radosci i dumy...
UsuńCzasem powiela się rodzinne wzorce, czasem robi się na przekór. Ja zawsze na przekór. Mimo iż z wiekiem w oczywisty sposób lepiej mamę rozumiem, to w żadnym razie nie mam ochoty jej naśladować. Ja to ja i nie mam ochoty być taka, jak ktokolwiek inny. Gdybym nawet bezgranicznie kogoś podziwiała, wątpię, czy chciałabym się do tego kogoś upodobnić. Mogłaby jedynie stanowić jakąś inspirację. A już na pewno nie chciałabym być podobna do mojej mamy, aczkolwiek jest kochana:). Dziwne jest jednak to, że będąc tak diametralnie różnymi osobami, do niektórych spraw mamy zbliżone podejście. Na przykład obie mamy problem z pozbyciem się czegokolwiek, co niekiedy prowadzi do uciążliwego nagromadzenia przedmiotów. Nie lubię u siebie tej cechy, a jednak nie potrafię jej zwalczyć. Mieszkanie mamy jest niewiarygodnie zagracone, moje tylko nieco mniej. Ale mam jeszcze trochę czasu, jestem przecież o te 23 lata od niej młodsza:)).
OdpowiedzUsuńKto z kim przestaje, takim sie staje... Przeciez to jasne, ze pewne cechy dziedziczymy mimowolnie, inne wypieramy swiadomie.
UsuńJaki dolek, taka gorka.
Jaka matka, taka corka. :)))
:))... Wszystko już gdzieś tam wyżej napisane, nie wiem, co jeszcze mogę dodać... Tyle może, że nie mam córki, a syna i nie mogłam mu dać/przekazać tego, co dałabym córce... ;/... Trochę mi żal. Nie żebym wolała córkę, ale oprócz syna, to tak..., a nie udało się.
OdpowiedzUsuńMnie tez by sie drugi chlopak (po mezu) w domu pruzydal... Tez nie wyszlo.:(
Usuńcudowną mamę mieliśmy, która cała była miłością! nigdy nie musiałam Jej niczego wybaczać, nie było powodów :) żadne z naszej trójki nigdy się przeciw Niej nie buntowało, nawet w okresie dorastania! po prostu dostaliśmy od Niej cały ocean miłości i ogromny kredyt zaufania, i pięknie to zadziałało :) udało mi się to powtórzyć i nie miałam zbuntowanych nastolatków w domu, mimo różnych życiowych zakrętów! zresztą o naszej mamie a swojej teściowej już wyżej Ewa napisała :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze kazda mama nie jest wlasnie taka. Nie znam Was osobiscie, ale czuje, ze jestescie dobrymi ludzmi. :)))
UsuńNie, zdecydowanie nie chciala bym byc jak moja mama. Po pierwsze ja mam zupelnie inny system wartosci i nie chodzi mi o te materialne. Ona na pierwszym miejscu stawia Boga, potem rodzicow, dzieci a na koncu siebie. Dlatego zawsze musialam rywalizowac z sila wyzsza i to ona zawsze wygrywala, w kncu olalam to i sie zbuntowalam i otwarcie, glosno i zdecydowanie powiedzialam ze koniec z lekcjami religi i calym cyrkiem z chodzeniem do kosciola i ze ja zdecydowanie bardziej wole Teleranek i spacer z psem. Moj system wartosci na pierwszym miejscu stawia mnie sama, potem dzieci i meza, oraz rodzicow, a bog jest na szrym koncu. Wiele rzeczy robilam ineczej niz moja mama i robie tak nadal. Bardzo starala sie sluchac tego co dzieci chca mi powiedziec, tego co mowia i rozmawiac z nimi, co prawda nie zawsze mi sie to udawalo, ale ucze sie togo do dzis, dlatego ze ze mna nikt nie rozmawial, bo dzieci i ryby glosu nie mialy. To sie tez zmienilo, chociaz nie w przypadku ojca z nim do smierci moglam pogadac o ksiazkach i filmach nie o uczuciach, ale jezeli chodzi o mame to z nia od jakiegos czasu moge rozmawiaci o uczuciach, a nawet przyjela do wiadomosci to, ze to iz nie chodze do kosciola nie czyni ze mnie gorszego czlowieka. Jaszcze jedno, ona gdy miala problem to zamiast wziac swoje sprawy w swoje rece biegla do kosciola. Ja uwazam ze czlowiek powinien sam rozwiazywac swoje problemy, a nie czekac az Bog zalatwi to za nas.
OdpowiedzUsuńNo coz... znasz moje zdanie na ten temat. Na szczescie moi rodzice nie byli i nie sa przesadnie religijni, wiec nawet to, ze poszlam do komunii, byli moja wola, a nie ich zyczeniem. Moge miec jedynie zal, ze mnie przed tym nie powstrzymali, ale wtedy jeszcze kler takich cudow nie wyczynial, znali swoje miejsce i trzymali pyski. :))
Usuń