czwartek, 30 lipca 2015

Moj tydzien.

Gdzies tam na zewnatrz plynelo normalne zycie, a moj swiat zredukowal sie do kilku krokow w te i wewte. Cierpialam, ale i nudzilam sie jak mops. Bo o ile w ubieglym roku, kiedy usilowano mnie zdiagnozowac, latalam po calym szpitalu jak kot ze spyrka, o tyle tym razem dochodzilam jedynie do siebie po bardzo wyczerpujacej operacji, a takie dochodzenie to nie tylko bardzo bolesny, ale i najnudniejszy proces na swiecie.
Duzo spalam, czytalam, rozwiazywalam krzyzowki, a kiedy juz moglam chodzic, lazilam troche po parku, choc najczesciej moje drogi wiodly do palarni. Rytm dnia wyznaczaly posilki, ktore awansowaly do niejakiej atrakcji. Nawet umyc sie porzadnie nie moglam, poprzestajac na wycieraniu sie zwilzona myjka. Teraz jestem juz w domu, ale nadal nici z prysznica, ze nie wspomne o kapieli i tak co najmniej do poniedzialkowej kontroli i wyjecia szwow.
Szpital, w ktorym przyszlo mi spedzic ten tydzien, powstal w latach 90-tych XIX wieku. Pozniej byl wielokrotnie rozbudowywany i modernizowany, pozostaly jednak slady tamtego stylu architektonicznego. Przybytek jest niewielki, raptem 100 lozek, nie leczy wiec wszystkich dziedzin, koncentrujac sie na kilku wybranych.
Porobilam troche zdjec srajfonem, wiec ich jakosc pozostawia bardzo wiele do zyczenia.



To budynek, w ktorym lezalam. Fajnie mieli pacjenci w pokojach z balkonami, mnie przypadl niestety taki bez balkonu (podwojne okno na 1 pietrze na drugim zdjeciu), ale za to jedynka, z czego bardzo bylam zadowolona, bo nikt mi nie przeszkadzal.















Na lewym zdjeciu te waskie okna na  pietrze to sala operacyjna, tam wlasnie mnie reperowali. Drugie zdjecie pokazuje szczegolnie nieprzyjemna bliskosc kosciola, katolickiego zreszta. Nie dosc, ze zegar wybijal cztery razy na godzine, bo to bylo jeszcze do zniesienia, ale te przeklete dzwony codziennie o 12.00, a w niedziele przez caly dzien, doprowadzaly mnie do bardzo zlego stanu nerwowego. Prosilam nawet meza, zeby dostarczyl mi jakiegos dynamitu, zebym mogla rozpizdzic te dzwonnice, ale nie chcial.















Okno przy schodach zdobily piekne, jeszcze oryginalne witraze. Za kazdym razem, kiedy szlam zapalic, przystawalam u szczytu schodow i delektowalam sie jego uroda i starannoscia niegdysiejszych budowniczych. W holu stal sobie przecudnej urody sekretarzyk, ot tak, dla ozdoby, bo nikt z niego nie korzystal.


W takim oto niewielkim pokoiku spedzalam wiekszosc czasu. Mialam wiecej szczescia niz rozumu z ta jedynka, bo jako pacjentce kasy chorych, a nie prywatnej, nie przysluguje mi wlasciwie pokoj jednolozkowy. Mialam jednak farta, ze akurat tylko to lozko bylo wolne, wiec nie musialam sie ogladac na innych i moglam robic, co chcialam i kiedy chcialam.















Jesli chodzi o widoki z okna, to na pierwszym zdjeciu jest widok na niewielki parking z okna w korytarzu, na ktorego koncu byl moj pokoj. Na drugim jest to, co ogladalam z lozka. Budynek po lewej to glownie prywatne gabinety lekarskie dochtorow pracujacych w szpitalu, ale nie tylko. Tam wlasnie przeprowadzalam rozmowy wstepne przedoperacyjne i tam tez bede chodzic na kontrole. Maly budynek z pruskim murem to siedlisko darmozjadow szpitalnych, czyli wielmoznego zarzadu.















A kiedy zapadal zmrok lub calkowita ciemnosc, widoki mialam takie.


Moje spacery po kilka razy dziennie wiodly przez caly korytarz, schody z witrazem i jakies 50  metrow parkiem (nie, to naduzycie, raczej parczkiem) do zadaszonej i oslonietej od wiatrow palarni...




... po ktorej prawej stronie rosly roze, a naprzeciwko rozciagal sie widok na ów parczek z porozstawianymi stolami i krzeslami dla chorych i odwiedzajacych. Tam wlasnie mogla mnie odwiedzac Kirunia. Byl tez Gucio z tata i probowal swoich sil we wspinaczce na jablonke, zeby nazrywac jablek. Cyknelam mu zdjecie, malo co go widac wsrod lisci.



Na drugi dzien po operacji spuchlam niemozliwie, nie moglam skrzyzowac palcow, nie miescily sie miedzy tymi drugiej reki. Dobrze, ze wtedy jeszcze nie bylam na chodzie i nie moglam spojrzec w lustro, podobno gebe mialam rownie nabrzmiala. Czort wie, skad sie ta woda we mnie brala. Przyslali do mnie terapeutke, ktora okleila mi obie rece az do lokci i kazdy palec z osobna, jakimis takimi niby plastrami, ktore mialy pelnic role drenazu limfatycznego. Troche bylam sceptyczna, ale to dziadostwo podzialalo, trzy dni nosilam i palce wrocily do poprzedniego rozmiaru. Geba tez, choc nieoklejona.















Nie wiem, czy mi krew zgestniala, czy inny czort, ale wszyscy mieli problemy i z wkluwaniem sie w zyly, i z pobieraniem krwi. Nawet anestezjolog, ktory na zylach zeby (zemby) pozjadal, w moim przypadku wkluwal sie trzy razy, zanim znalazl droge do podawania narkozy. Efektem sa siniaki na wszystkich mozliwych przegubach rak.
Na brzuchu zreszta tez od zastrzykow z heparyny. Jakby im tego srodka malo bylo, zmuszali mnie do noszenia w dzien i w nocy kabaretek samonosnych, tych ponczoszkuf kompresyjnych. Dobrze, ze mialo toto dziurke pod palcami i w najwieksze upaly mozna bylo sobie wietrzyc stopki. Zeby one jeszcze byly czarne! Ale nie, dali snieznobiale, jak jakiej pannie mlodej przed noca poslubna. Przed operacja dalam jeszcze rade sama je zalozyc, ale pozniej, kiedy zdejmowalam do mycia, musial sie meczyc moj maz - tyle sily potrzeba, zeby je wciagnac na noge, a mnie sil zupelnie braklo.


Przez ten tydzien mialam bardzo dziwna pogode, od upalow, poprzez burze i wichure, po drastyczny spadek temperatury do 9° rano. Maz musial donosic mi cieplejsze ciuchy, bo bylam raczej przygotowana na nieludzki skwar, nawet wentylator wzielam ze soba do szpitala. Glownie jednak panowaly dosc mocne wiatry i pogoda zmieniala sie kilka razy dziennie jak w kalejdoskopie, padalo, swiecilo, chmurzylo sie i tak w kolko.




I jeszcze na koniec mala refleksja. Kiedy mialam juz wychodzic ze szpitala, najpierw podziekowalam pani sprzatajacej pokoje za ofiarne utrzymywanie w czystosci mojego. Kobitka bardzo sie wzruszyla, miala lzy w oczach, bo malo kto w ogole zwraca na nia uwage, a juz prawie nikt nie dziekuje za prace. Co tam jakas sprzataczka! Podziekowalam pani od kateringu, ktora codziennie zbierala zamowienia na posilki w dniu nastepnym. Nie zeby to jedzenie bylo jakos szczegolnie pyszne, ale wybor byl duzy i bardzo urozmaicony. Podziekowalam terapeutce od plastrow, ze takie byly skuteczne. Wreszcie poszlam do dyzurki pielegniarek i tam rowniez przekazalam wyrazy wdziecznosci za opieke, cierpliwosc i serce, jakie wlozyly w przywracanie mnie do zycia i zdrowia. One rowniez byly zaskoczone, bo nieczesto sie takie akcje zdarzaja. A czy to w koncu tak trudno slownie docenic czyjas prace? Podziekowac za nia? Oddzialowa az mnie (bardzo ostroznie) usciskala! Zdradzila mi tez, ze zauwazono moja powsciagliwosc w dzwonieniu, tak na dobra sprawe nie zadzwonilam ani razu, wystarczala mi czestotliwosc, z jaka one przychodzily pytac, czy mi czegos nie potrzeba. Pozniej, kiedy juz bylam na chodzie, robilam duzo sama, np. poprawialam sobie posciel czy odnosilam tace po posilkach. No bo skoro mam sile lazic do palarni, to i taca nie powinna byc mi straszna, co nie?
Moja refleksja dotyczy zdziwienia personelu, jakie budzilo moje zachowanie. Czyli co? Inne jasniepanie jak juz zalegly, to nie robily przy sobie nic, ani nie sprzataly za wlasnym tylkiem? Chociaz po parku brykaly i na to sil wystarczalo. A dzwonione bylo jak po straz pozarna, wystarczylo przejsc korytarzem, zeby uslyszec najmniej jedno wezwanie. Nie chce oceniac innych, moze faktycznie byli tak chorzy, ze nie mogli zrobic nic samodzielnie. Mam jednak wrazenie, ze w szpitalach budzi sie u niektorych tesknota jasniepanska do dzwonienia na sluzbe i wykorzystuja okazje, ze nikt im za to zlego slowa powiedziec nie moze.

A teraz nadszedl czas, zeby podziekowac Wam. Za kciuki, dobra energie, modlitwy, zyczenia powrotu do zdrowia, troske, wspolczucie i tesknote za moimi wypocinami. Oraz za zyczenia imieninowe. Pamietacie, dokladnie rok temu tez przyjmowalam zyczenia imieninowe w szpitalu?
Dla Was wszystkich ode mnie:









94 komentarze:

  1. Dzięki za bratki

    i tak dla mnie te klejonki wygrywają i rauchencoś tam

    buziole Ty moja pięknoto

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rauchen - palic papierochy, Raucherpoint - miejsce, w ktorym wolno.
      To chyba nie sa bratki, bo te raczej wiosenne, ale zabij mnie, nie wiem, co ro za leluje. :)))

      Usuń
    2. dla mnie wszystkie takie żółte to bratki... nawet jak nie bratki :)

      rachuen i tak wygrywa, lubię jak sie uśmiechasz, pewnie w tych rajtkach krążeniowych wyglądasz bardzo seksownie, więc uważaj tam na siebie... no!

      Usuń
    3. Gosia, ja to jeszcze, ale wyobraz sobie, ze panowie tez w takich ponczoszkach popitalali. Musialam sie powstrzymywac, zeby nie kwiczec ze smiechu. Oni raczej seksownie nie wygladali. :)))))))))))))

      Usuń
    4. nie muszę sobie wyobrażać, widziałam u nas :P

      ale relaks, ja mam tylko Ciebie na myśli :)

      Usuń
    5. Nie, no daj spokoj, ja tez nie wygladalam specjalnie sexy. Biale ponczoszki pozostawmy pannom mlodym. :)))

      Usuń
  2. Dzieki za kwiatka ;-) Ciesze sie zes juz w chalupie i nawet na chodzie, skoro juz posty piszesz. Niech Ci sie wszystko szybko zrasta co Co tam poreperowali, bidulo Ty moja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez 6 tygodni musze na siebie uwazac i mam zakaz wykonywania pewnych czynnosci. Dobrze, ze nie nalezy do nich stukanie w klawiature. :)))))))))))

      Usuń
    2. Niech no zgadnę, jakich:))).

      Usuń
    3. To tez, ale na ten przyklad okna mi umyc nie wolno, a przez te deszcze i wichury moje okna wygladaja zalosnie. Chyba poprosze corki, ale one tez czasu nie majo. ;)

      Usuń
  3. dużo, dużo zdrowia Ci życzę:) Też podreperowali mnie ostatnio zabierajacna sygnale z domu;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie nie bylo to takie nagle, juz dawno wiedzialam, ze musze zostac zoperowana, ale tak dlugo trwala radosna korespondencja z kasa chorych, ktora sie stawiala w poprzek i usilowala mi sugerowac, ze powinnam doplacic. W koncu ich przekonalam!
      Ivus, dbaj o siebie, zdrowie ma sie jedno. Tobie tez zycze rychlego powrotu do zdrowia. ♥

      Usuń
  4. Skoro ćmiki jarasz, ma Ci się na życie, z czego niezmiernie się cieszę! I pazureiry pomalowane! U nas musiałabyś zmyć, bo tylko po zasiniałych pazureirach potrafio poznać, czy pacjent schodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mialam wstepna rozmowe z anestezjologiem i ten zaraz mi powiedzial, ze pazury majo byc bez lakieru. Spytalam o nozne i dostalam jego blogoslawienstwo. Widac wystarcza im sinienie recznych przy schodzeniu. :)))

      Usuń
    2. OOO, to samo chciałam powiedzieć, u nas lakieru nie można, tak samo mi tłumaczyli, zmyć przed zabiegiem. Te zółte, to chyba jest wiesiołek. Oj Pantera, a była taka szansa rzucić rauchen w czorty...a ty do pointa się wlekłaś...

      Usuń
    3. Przez cale dwa dni nie ciagnelo mnie w ogole. Do jedzenia zreszta tez nie, odsylalam nietkniete tace z powrotem. Na trzeci dzien cus tam dziubnelam, to i palic sie zachcialo. Gdybym nie chodzila na te "spacery do pointa", pewnie zeszlabym z nudow. :)))

      Usuń
  5. Zeszłe imieniny też były w szpitalu? Ło matko i córko, nie pamiętam.
    Ale, ale, co ja tam wypaczyła - paznokcie pomalowane! Wolnoż to tak? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nozne wolno, recznych nie - sam on, krol narkozy, mnie uswiadamial. :)))
      Imieniny byly w szpitalu, ale wtedy srajfona nie mialam i porozumiewalam sie z Wami za posrednictwem Gosi, do ktorej esesmanowalam. :)))

      Usuń
  6. oj takie dzwony to to potrafią "uprzyjemnić" życie zwłaszcza gdy "mieszka" sie w ich pobliżu. Wdzięczność i podziękowanie to coś rzadkiego w dzisiejszym konsumpcyjnym świecie gdzie nam sie "należy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te dzwony przedluzyly moj okres rekonwalescencji, tak mnie denerwowaly cholerniki. Ci, co tam mieszkaja, juz pewnie ich nawet nie slysza, przyzwyczaili sie. :)))

      Usuń
  7. Plastry mnie zadziwily :) Dobrze ze żyjesz ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tez, wyobraz sobie! Wczesniej w ogole tego nie znalam, widywalam jedynie u sportowcow. :)))
      Zyje, ale co to za zycie....

      Usuń
  8. Panterro......teraz luzik i rehabilitacja......domek to domek. Stosuj psio-kocie okłady, POMAGA! Cały czas wspieram pozytywną energią, łap i wykorzystuj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zebym to ja te oklady stosowac mogla... Caly czas musze uwazac, zeby cos na mnie nie wlazlo i nie zrobilo mi przypadkiem krzywdy. :)))

      Usuń
  9. Witaj w domu!!!:)))
    Nie pokazywało mi u Jasnej,że jest Twój nowy wpis i dlategom spóźniona:( Na pocieszenie siebie to przypomnę sobie o takim jednym,który ponoć powiedział cosik w stylu:ostatni będą pierwszymi:)
    A trza było siem odezwać na blogu to bym Ci podrzuciła jakiego pancerfausta względem tych dzwonów:)
    Wracaj szybko i dobrze do zdrowia:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z blogiem w ogole nie mialam kontaktu, a i tak te rzadkie wizyty na fb zuzyly mi caly potencjal w telefonie. W tym poprzednim szpitalu moglam sie do WLANU przyczepic, tu nie mialam takiej mozliwosci. Dzwony obok szpitala to rzeczywiscie przeklenstwo, a dla mnie to juz w ogole... :))))

      Usuń
  10. Właśnie pomyślałam w trakcie czytania, że muszę Cię zapytać, czy dali Ci białe pończoszki i proszę, zaraz niżej miałam odpowiedź. A przyszły mi do głowy dlatego, że wpadła do domu na chwilę Tobołkowa, więc mnie odwiedziła, a przy okazji opowiedziała z entuzjazmem o tym, jak ją w Deutschlandzie operowali i o białych pończoszkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dajo te kabaretki rutynowo, bez wzgledu na plec. Wyobrazasz dobie widok faceta w czyms takim? Przynajmniej mialam troche zabawy, kiedy sobie na nich spogladalam. :)))))

      Usuń
    2. Wyobrażam sobie, w końcu XVIII wiek nie takie rzeczy widział...

      Usuń
    3. Ale zesmy som w XXI wieku! Teraz faceci w ponczoszkach nie latajo. :)))

      Usuń
  11. Panterko, wracaj do zdrowia , nawet nie wiem co napisac.
    A te wszystkie jasniepanie , to tylko w dupe kopnac, ale tak porzadznie!

    Nie strasz nas Kobietko Kochana, ponczoszki biale masz przepieknej urody i niech sobie ten Twoj maz przpomni jak je z Ciebie zdejowal, a teraz odwrotka, musi zakladac.
    Anus! Wracaj do zdrowia, pal te papierochy, skoro ci nie szkodza - dbaj o siebie!

    PS. A tak odnosnie pazurow noznych (bez komentarza), bo wedlug wszelkich zasad powinnas miec pazury jak pantera, i wszyscy byliby zadowoleni.
    Aniu! Czy my zyjemy w XXI wieku? To zarawam przynajmnie j na okres sredniowiecza.

    Dobra energie wysylam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedys, w Polsce, za takie samonosne biale ponczoszki czlowiek dalby sie posiekac, a teraz marudzi, kiedy jest przymus noszenia. Strasznie cisna te cholery, no ale tak byc musi, zeby sie zakrzepica od bezruchu nie rozwinela. Trzeba bylo widziec mojego, jak sie wysilal i pocil przy wciaganiu ich na mnie. Oby za kolano, pozniej juz jakos to szlo... :))))

      Usuń
  12. Bardzo się cieszę,ze jesteś już w domku.Mam nadzieję że szybko wrócisz do stu procentowej sprawności i będziesz mogła wypuszczać się na spacerki z Kirunią.Ciekawa jestem jak tam Bułeczka i Miećka zareagowały na Twój powrót do domku.Zdrówka i miłego dnia życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reakcja inwentarza to temat na osobny post. Dzieki, Halutka, za inspiracje! :)))
      Na krotki spacer to pewnie wybiore sie juz dzisiaj, tylko ze pogoda jest z tych straszacych i w kazdej chwili moze lunac deszczysko. A ja biegac nie moge. :)))

      Usuń
  13. ...trąba jedna jestem bo jak zwykle nie pamiętałem o imieninach. Zatem Aniu spóźnione, ale szczere życzenia imieninowe od naszej trójcy (Połówka, Rico i 3xl). Dużo zdrówka, zdrówka i...zdrówka...

    ...a co do ludzi w szpitalu to również się dziwię, że leniwiec wielki i jaśniepaństwo ich ogarnia. Dzwonią co chwilę z każdą pierdołą albo nie robią nic bo...im się opieka należy...i za to mają płacone. Widzę, że mentalność ludzka wszędzie taka sama, po korytarzu zasuwa niczym Kubica a w łóżku umiera. Rozumiem ludzi schorowanych, po poważnych operacjach...

    ...będąc w Niemczech spotkałem się również z tym, że ludzie są zdziwieni, że podziękowałem za coś albo kobietka w sklepie (pracownica) była bardzo zdziwiona, że pomogłem jej przy palecie z towarem. Dla mnie to jest odruch. Pomóc i podziękować przecież korona z głowy nie spadnie. Podobnie jest w szpitalu, na razie on mnie omija ale Rodzicielka zawsze idzie i podziękuje za opiekę...

    ...a na koniec byłem zdziwiony kiedy pisałaś, ze Kiera Cię odwiedziła. Myślałem, że na oddział weszła he he he a tu proszę jakie piękne miejsce na odwiedziny...

    PS. Pantera dodana do kalendarza więc nie wywinie się za rok od życzeń imieninowych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Litosci! Ja naprawde nie obchodze imienin. Nawet w Polsce nie obchodzilam, bo przypadaly w samym srodku sezonu urlopowego i prawie nikogo wtedy nie bylo. Tutaj obchodzi sie wylacznie urodziny, wiec w zasadzie o swoich imieninach dawno bym zapomniala, gdyby nie Wy.
      Z tym dziekowaniem w Polsce to tez osobna sprawa, bez co najmniej kwiatkow, a jeszcze lepiej kopertki z zawartoscia, dziekczynienia sie nie licza. :))))

      Usuń
  14. W sumie to miałaś full wypas ;) taśmy, kabaretki, katering ;) wiedziałaś, kiedy iść do tego szpitala, bo czytałam na ich stronie, na fejsie, że od 1 lipca zmienili dostawcę jedzenia i wszyscy byli z tego zadowoleni, bo tamto poprzednie było ponoć do kitu. He,he, chyba nigdy nie widzieli, co serwuje się w polskich szpitalach :)))
    Z tym nieszanowaniem drugiego człowieka coś na rzeczy jest. Odpala w szpitalach, ale i w hotelach również się co niektórzy rozpościerają, bo przecie na wakacje przyjechali i płacą.
    No nic, Panterko, dochodź do siebie po tym traumatycznym przeżyciu, futra się na pewno do Ciebie przytulą, a okna pal sześć. Póki widać przez nie, to nawet o ich myciu nie myśl ;)
    Chłop mój np. nie pozwala Bonusowi włazić sobie na brzuch, a jest ponad rok od operacji i Bonus nawet już nie próbuje - ma mnie od tego ;) Tyle, że nasz kociamber swoje waży ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda z kateringiem, rzeczywiscie wczesniej to byla jedna wielka tragedia. Kiedys ten szpital mial wlasna kuchnie i jedzenie bylo naprawde doskonale, ale taniej bylo sprowadzac, choc az z Magdeburga. Nigdy nie zrozumiem tajnikow ekonomii szpitalnej.
      Miecka tez ma swoja mase, to tylko Bulczyk jest jak szczypiorek, ale pewnie tez w koncu nabedzie cialka. Bardzo musze sie pilnowac, chociaz jak na razie koty nie maja zapedow wlazic na mnie, ale kto je tam wie. Teraz jeszcze chyba obco pachne, ale moze nadejsc chwila, kiedy ktorejs zachce sie na mnie wskoczyc. :)))

      Usuń
    2. U nas są takie same cyrki z kateringami. Ongiś była kuchnia w naszym szpitalu, potem jedzenie dostarczała firma z naszego miasta, a teraz dowożą 25 km - i jest coraz gorzej. Wiem, bo mąż zaliczył jeden i drugi katering. Bez sensu to wszystko.
      Pewnie będą chciały wskoczyć, jak są do tego przyzwyczajone ;) Lepiej, żeby Bułeczka ciałka nie nabierała - my zaczynamy Bonusa delikatnie odchudzać, bo przytył. Ja zresztą też, więc musimy się trzymać razem - dwa grubaski ;)

      Usuń
    3. Kup Bonusu kijki i razem heja na tory! :)))

      Usuń
    4. :(( sie nie da, niestety. Zeby on na spacery chcial chodzic, ale za bardzo nie lubi... Zreszta, co tam spacery, od tego sie nie chudnie :(
      Pofolgowalismy sobie z jedzeniem i tyle ...

      Usuń
    5. A kto mowi o spacerach? Kijki, trampki i biegusiem. :)))

      Usuń
    6. Może pojutrze, bo na razie nie mam sił, chęci i czegokolwiek. Nie to co Ty, Panterko ;) Po szpitalu machnąć tyle kilosów - jestem pełna podziwu :)

      Usuń
    7. Ja tez, dla wlasnej glupoty i brawury. Ale co tam, przeszlam i nikt mnie nie musial targac do domu na barana. :)))

      Usuń
  15. najważniejsze że już jesteś w domku :) W domku sie jakoś szybciej dochodzi do zdrowia! :)
    Całujemy :****************

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie mi sie spalo, wreszcie w moim wygodnym lozki. Wprawdzie bez takich wypasow na pilota jak to szpitalne, ale za to MOJE!
      Buzinki :************

      Usuń
  16. Pończoszki piękne, pewnie wywołały niejedno westchnienie ;-)
    Bardzo się cieszę, że już po operacji i idzie ku dobremu. Nie przestaję trzymać kciuków i przesyłać ciepłych i bardzo, bardzo, bardzo życzliwych myśli :)

    ps. Pięny gest, myślę o podzieńkowaniach tym, których czasem pracy nie zauważamy albo wydaje sie nam oczywista. Jestem pewna, że wszytkie panie są zaskoczone ale pozytywnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byly zaskoczone, to prawda, a mnie sie przykro zrobilo, ze tak niewielu pacjentow stac na taki drobny gest. Szkoda... :)))

      Usuń
  17. No proszę! Ty nawet ze szpitala potrafisz zrobić ciekawy obiekt do zwiedzania. Wracaj Aniu, do zdrowia! Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo i ten szpital taki fajny i z tradycjami, ktorych slady jeszcze pozostaly. :)
      Caluski :****

      Usuń
  18. Witaj w domowych pieleszach i dochodź do siebie!
    Wiem, gdzie leżałaś, codziennie tamtędy przechodziłam. Ech, dzięki Tobie i Twoim zdjęciom mam fajne "wycieczki" do G.
    A "kabaretki" białe pamiętam bardzo dobrze. Ani założyć, ani zdjąć nie byłam sama w stanie, ale zadanie spełniły. Pozdrowienia i szybkiego powrotu do pełnej sprawności życzenia ślę

    Kwiatuszek wiesiołkowy taki optymistyczny, słoneczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, kabaretki wymiatajo! To zawsze dla mnie najwieksza trauma w szpitalu, ale nigdy jeszcze nie bylam zmuszona nosic ich tak dlugo ciagiem. Na ostatnia noc nielegalnie je sciagnelam, choc kosztowalo mnie to wiele trudu, bo meza u boku nie mialam. Natomiast wciagnac nie dalabym rady sama. :)))

      Usuń
  19. Witaj nam na blogowisku! Fajnie, że już na spacerki chodzić możesz. Nareszcie nie ma upału i żyć się chce. :)
    Miło, że podziękowałaś, to powinno być takie naturalne! Myślę, że pracownikom służby zdrowia o wiele chętniej by się pracowało gdyby każdy pacjent był taki jak ty. Ta maniera, że "się należy"jest wstrętna i odbierająca chęci do ofiarniejszej pracy. Ludzie nie wymagają tak wiele od żadnego zawodu, a jest to praca niewdzięczna i to w wielkiej mierze dzięki takim rozszerzeniowym i upierdliwym pacjentom.
    Jasne, że jest i druga strona medalu.
    Ciekawa jestem jak przywitały cię zwierzaki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O powitaniach bedzie post jutro, za duzo tego do jednego komentarza. :))) Dzieje sie!
      Zeby jeszcze wypowiedzenie tego glupiego Dziekuje cos kosztowalo, a niektorzy zachowuja sie, jakby wazylo tone i nie chcialo przez usta przejsc. :(

      Usuń
  20. Za taką miłą pacjentką to na pewno będą tęsknić ;D
    Dobrze że już jesteś w domku . Nie zapomnij się i nie dźwigaj futer ! Ja po powrocie ze szpitala i zakazie dźwigania więcej jak dwa kilo pierwsze co to wzięłam Filipa na ręce i go wyściskałam ;))) Wtedy był tylko on na szczęście ;)
    Uściski !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem nie tylko bezproblemowa, ale jeszcze wciaz fundowalam personelowi terapie smiechowa, ciagle sie wyglupialam. Bo w koncu zycie jest za krotkie, zeby spedzac je na smutkach, co nie? :)))
      Nie dzwigalam futer, choc ten szczypior Bulka na pewno by mi nie zaszkodzila. :)))

      Usuń
  21. Przyjemny szpitalik - o ile szpital może być przyjemny :) Ty, Panterko, wszystko potrafisz interesująco opisać.
    Pończoszki widowiskowe, przy tym i pazurki, jak na Prawdziwą Panterę przystało :) Kwiat to wiesiołek - już ktoś napisał.
    Do życzeń dla Ciebie dołączyłam tylko w komentarzach u Hany - niniejszym poprawiam się, ale wiedz, że zawsze Ci dobrze życzę :))) Wracaj szybko do pełni sił!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, ze wiem, ze Ty i wszyscy inni dobrze mi zyczycie. Bez tej swiadomosci pewnie bym tak szybko z mar nie powstala. :))))

      Usuń
  22. Witaj Anusiu.
    Miałaś szczęście, że nie było upału. Ja trzy lata temu byłam krojona w lipcu, gdzie na sali było 30 stopni, nie szło oddychać, a musiałam leżeć plackiem 24 godz bo byłam po znieczuleniu zewnątrzoponowym - makabra.
    Na dodatek w szpitalu nie było palarni, trzeba było ukradkiem palić - druga makabra, chyba nawet większa.
    Cieszę się, że znów jesteś z nami i czekam na wpis o powitaniu przez koty - u mnie był foch przez parę godzin.
    Życzę Ci szybciutkiego powrotu do zdrowia.
    Buziaki Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszego i drugiego dnia wentylator pracowal bez wytchnienia, dzien i noc. Dopiero pozniej zrobilo sie do wytrzymania, a czwartej nocy musialam nawet zamknac okno, bo mi na kordle padalo i nawiewalo igliwie ze swierka na zdjeciach. Pozniej to mi nawet bylo za zimno, kiedy szlam rano palic. :)
      Ja rozumiem i szanuje zakaz palenia w szpitalach, ale na litosc, przeciez nie mozna chowac glowy w piasek i liczyc na to, ze palacze wytrzymaja. Lepiej wiec chyba zorganizowac palarnie niz narazac innych na wdychanie dymu od palacych po katach. :)))

      Usuń
  23. Dobrze,że już wróciłaś do domu i już piszesz, i opowiadasz:))) Dobrze się Tobą zaopiekowano a to najważniejsze! Wracaj do sił:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracam z calych sil, ale to dlugi proces i jeszcze bede musiala sie pomeczyc. :)))

      Usuń
  24. Ciesze sie, ze juz jestes w domu i zycze szybkiego powrotu do zdrowia :-)
    Ja nigdy nie mialam problemu z dziekuje, przepraszam itp i to jest naprawde bardzo mile jak ktos dziekuje za prace, za dobre wypelnianie obowiazkow, wiem to sama po sobie, i to jest bardzo mile gdy np moj szef kiedy koncze u nich sprzatac, a on akurat juz wrocil do domu, mowi mi dziekuje, a przeciez nie musi bo mi za to placi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dla mnie jest tak oczywiste jak umycie rak po wizycie w toalecie. Dlatego zdziwilo mnie ich zaskoczenie, bo okazuje sie, ze niestety nie dla wszystkich oczywistosci sa oczywiste i zrozumiale same przez sie. :)))

      Usuń
  25. No Cię niemieckie konowały nie zmogły - żywa do domu wróciłaś... muszą się u naszych łapiduchów podszkolić bo Ci mają lepszą statystykę w sinych paznokciach. Fajnie, że jesteś już w domu bo tam się najlepiej odzyskuje zdrowie a przynajmniej nastrój. A jak Cię futra powitały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luna, jutro bedzie caly wielki post o futrowych powitaniach, bo tego sie nie da w jednym zdaniu napisac. :)))

      Usuń
  26. Jesteś już w domu, wracasz do zdrowia i to jest najważniejsze !!! Kwiatek śliczny, se go ściągnęłam, a co, mój ci jego kawałeczek. Dziękuję :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja Wam wszystkim dziekuje, bez Waszego silnego wsparcia nie wrocilabym na pewno tak szybko do domu. :)))

      Usuń
  27. zdrowiej szybko i wracaj do pełnej sprawności :-)

    OdpowiedzUsuń
  28. Dobrze, ze masz to już za sobą. U mnie też naturalne jest sprzątanie po sobie, gdziekolwiek jestem, jak tylko lepiej się poczuje i dziękowanie za opiekę. Widać tam ludzie widocznie w większości rozpuszczeniu, jaśniepaństwo, jak to określiłaś.
    Cieszę się najbardziej, że już jesteś na nogach i dochodzisz do siebie. Powodzenia!!!!!
    i Uściski wielkie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba leczenie wlasnych kompleksow nizszosci, inaczej nie potrafie sobie tego wytlumaczyc.
      Buziole :***

      Usuń
  29. Powiem Ci ,że z tym dziekowaniem ,to óznie bywa.raz ,że moze jak piszesz chęć ,,paniowania" sie odzywa,a po drugie po co dziękowac,skoro to przecież należy do zakresu obowiązkow i jest wliczone w zawód i wypłatę.
    Jednak miły normalny ludzki ,sympatyczny odruch jest zawsze czyms przyjemnym przecież.Nie trzeba od razu leciec z kawami,bombonierkami czy trunkami,co u nas w kraju bardzo jest nadal zakorzenione i równie mile widziane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli niewiele sie zmienilo od czasow, kiedy to polegiwalam w polskich szpitalach? Tam wrecz OCZEKUJE sie gratyfikacji za prace. Tu pielegniarka natychmiast stracilaby zatrudnienie za przyjecie od pacjenta czegosc wiecej niz kwiatkow. :)))

      Usuń
    2. Nie, te czasy na szczęście minęły bezpowrotnie. Jest podobnie - najwyżej kfiatki.

      Usuń
    3. No tak, bo w przeciwnym razie zaraz ma sie CBA na karku. ;)))))

      Usuń
  30. Przeczytałam z ciekawoscia Twoja reakcję szpitalną (sama byłam mniej wiecej 20 lat temu w szpitalu, wiec co nieco mi sie przypomniało przy okazji). Przyzwoicie sie zachowałas wobec pracujących tam osób. Na pewno będą długo o Tobie pamietać i tęsknic za taka kulturalną pacjentką. Nie sądzę natomiast bys Ty tęskniła i chciała szybko tam wrócić. Oby nigdy! Oby zdrowie dopisywało Ci juz teraz i obyś wkrótce juz mogła smigać na rowerku albo na spacerkach z Kirunią.
    Anusiu!Buziaki zasyłam gorące z gorącego znowu Porkarpacia!:-))***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, na rowerku pewnie dopiero we wrzesniu, na razie musze sie obejsc spacerkami, a i to bardzo ostroznie.
      Na pozegnanie podkreslilam, ze mimo calej sympatii, nie chcialabym sie z nikim z nich spotkac znowu w podobnych okolicznosciach. :)))
      U nas zimno jak na te pore roku i ciagle straszy deszczem, choc dzisiaj na szczescie nic nie spadlo. Strach jednak bylo wyjsc z domu, dopiero teraz troche sie rozpogodzilo, wiec chyba skorzystam. :)
      Buziaczki :******

      Usuń
  31. oczywiscie dzieki za kwiatki i do tego zolte bardzo lubie. ciesze sie ze juz jestes w domu. to dobry znak. dbaj o siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dbam, bo i co mi pozostalo. Slubny tez kolo mnie skacze i sie troszczy.
      Oj, zebym juz mogla normalnie sie ruszac. Nie, zeby mnie bolalo, ale musze sie zachowywac jakby bolalo i to sprawia mi niejaka trudnosc. :)))

      Usuń
  32. Sił i zdrówka życzę:) Fajnie, że miałaś jedynkę - jednak łatwiej dochodzić do siebie w takich spokojniejszych warunkach.
    Pozdrawiamy mocno i przesyłamy duuużo pozytywnej energii :)

    OdpowiedzUsuń
  33. no i fajnie, że wróciłaś calusieńka. rajtuzki baaardzo twarzowe, ale wiem jaka to mordęga żeby je zakładać :) mam nadzieje, że powoli dojdziesz do ładu i składu ze sobą. a nie mówili Ci tam, że palenie szkodzi i ze możesz sobie rajtuzki okopcić? :)
    fajnie, że zachowałaś się tak zwyczajnie tak, jak ludzie chcieliby się zachowywać, a....nie potrafią, wstydzą się czy ki czort?
    buziaki i uściski :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet gdybym ponczoszki okopcila, to i tak co drugi dzien dostawalam swieze. :)))
      A wstydzic sie nalezy zlych zachowan, nigdy odwrotnie. To raczej wykorzystywanie sytuacji, zeby przytepic wlasne kompleksy. A moze radosc z powrotu do domu powoduje zacmienie i ludzie zapominaja podziekowac?
      Buzinki :*****

      Usuń
  34. Szpital piękny i w cudnym otoczeniu. Samo to już pomaga wrócić do zdrowia. Nie to co u mnie, w centrum Krakowa, gdzie hałas i budynki.
    To co miałaś na ręce stosuje się w różnych schorzeniach. Noszę takie od dawna i bardzo pomagają. Nieważne czy to czary-mary. Grunt, że jest efekt.
    Cieszę się, że wróciłaś i do tego z humorem. Nie każdemu się tak udaje, pewnie trzeba się takim urodzić ;)
    Serdeczne pozdrówka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aurora, zycie jest za krotkie, zeby spedzac je na smutach, trzeba miec zdrowy dystans do siebie i zlych zdarzen, wtedy latwiej je przetrawic. Zreszta podobno humor uzdrawia. ;)))

      Usuń
  35. Dobrze, że ten tydzień tak szybko Ci minął i z takim pozytywnym skutkiem.
    A miejsce faktycznie sprzyjało rekonwalescencji. Szczególnie urzekły mnie te witraże :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witraz urzeka mnie za kazdym razem, kiedy tam jestem. Jest tak troche koscielnie, ale mimo to fajnie. :)))

      Usuń
  36. No nareszcie z nami ,wracaj do zdrówka bo spacerki zdjęcia no i posty czekają no i my . Gosia z Jelcza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj bylam na spacerku, ale przegielam nieco i przecenilam wlasne sily. Bo choc dystans byl smieszny, ledwie dowloklam sie do domu. :)))

      Usuń
  37. Jaki przyjazny by to nie był szpital, to dobrze, że już z niego wyszłaś...

    OdpowiedzUsuń
  38. Panterko tak dobrze że jesteś :*

    OdpowiedzUsuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.