Mocno podrajcowana piatkowa pogoda i wyprawa do miejsca kultu Inkow (jak trafnie zauwazyla Iza), czyli sedesu mastodonta, snulam przed zasnieciem ambitne plany wypraw, ktorych dokonam w sobote i w niedziele. Minal termin karencji i moge sobie nawet roweru dosiasc, a co! Tylko mykac w plener i korzystac z urokow poznego lata.
Po czym w sobote rano zastalam za oknem taki widok, ze jedyne, na co mialam ochote, to skok z okna w pewna smierc. I nie, nie zabilby mnie ten skok sam w sobie, bo jak wiecie zamieszkuje na parterze, ale na pewno zabilaby mnie pogoda. Chmury wisialy metr nad ziemia i szczaly zawziecie, prawie jak Bulka, a kolor mialy jak plamy opadowe u nieboszczyka. No przeciez nie wezme w takich okolicznosciach aparatu do reki, bo mi zamoknie i zardzewieje, a znow taka desperatka nie jestem, zeby ubierac go w kondon, a siebie w nieco wiekszy rozmiar tego przydatnego srodka antykoncepcyjnego i wychodzic z domu, zeby podniecac sie panujaca wokol szaroscia oraz marznac, bo temperatura byla taka wiecej przedzimowa. No i pizdzilo.
Ciezko zatem westchnelam i postanowilam spedzic dzien w nocnej koszuli, w protescie przeciw calemu swiatu, a szczegolnie pogodzie. Nie dane mi jednak bylo, bo otoz zadzwonil nasz podopieczny, namawiajac mnie na wypad zakupowy na wioche pod Getynga. Wypad byl juz od jakiegos czasu zaplanowany, gdyz-poniewaz-albowiem w tejze wiosce znajduje sie olbrzymi sklep z roznosciami, glownie budowlano-remontowymi i wyposazenia mieszkan, dekoratorskimi, takie tam mydlo-powidlo. Nie trudzilibysmy sie taki kawal, ale wymyslilysmy z corka do jego mieszkania wiszace poziomo nad sofa lustro w barokowej ramie, szukalysmy takiego w roznych sklepach w miescie, przegladalysmy internety i jak juz rama sie zgadzala, to wielkosc byla nie taka. Wiedzialam, ze tam na wiosce takie lustra sa.
Lubie tam jezdzic, przede wszystkim dlatego, ze sklep miesci sie w bylym majatku ziemskim, ooogrooomnym, skladajacym sie z okazalego budynku mieszkalnego i wielu budynkow gospodarczych zaadaptowanych na sklep. Zaraz przy parkingu jest wielki staw z wodotryskiem, w ktorym plywaja majestatycznie wielkie karpie i drobne czerwonawe karasie.
Pstryknelam dwa zdjecia na szybko srajfonem, bo nie pojechalam tam dla przyjemnosci przeciez. Po drodze korzystalam z okazji, zeby urabiac delikwenta w sprawie zdjec mieszkania, czyli krotko mowiac - naszej pracy architektoniczno-dekoratorskiej. Niestety, mam dla Was niepomyslna wiadomosc: zdjec nie bedzie, jego weto jest tak kategoryczne, ze wiecej juz nie bede probowac, bo to mija sie z celem. Jego mieszkanie, jego swiete prawo i nic na to nie poradzimy.
Lustro kupione, dowiezione, bedzie montowane.
Ja dla odmiany jestem bardzo z soboty zadowolona - z pogody mniej, ale to nieważne.
OdpowiedzUsuńW sobotę byłam na wycieczce w Bieszczadach i jechałam rowerową drezyną 15 km, a co. Najgorsze, że w trasie zaczął siąpić deszcz, zlało nas, ale pedałować trzeba było - super atrakcja jedyna w Polsce.
20 lat nie jeździłam na rowerze, myślałam że dziś nie wstanę z łóżka, a tu moje samopoczucie zrobiło mi kuku - i nic mnie nawet nie boli. Od dosyć dawna dałam się wyciągnąć z domu i jestem szczęśliwa.
Całuski Ania Czy będę pierwsza?
Jestes pierwsza! Masz karpia w nagrode! :)))
UsuńRzeczywiscie, Twoja sobota byla pelna atrakcji, z deszczem wlacznie. Obys nie zlapala jakiego przeziebienia od tej wilgoci. :) W Bieszczadach bylam ponad 30 lat temu i juz wtedy bylo bosko. :)))
Rowerowa drezyna? Brzmi wspaniale :)
UsuńA tylko jedna osoba pedaluje, czy wiecej?
UsuńNie. Pedałują dwie osoby i co kawałek się zmienialiśmy, bo 7 km było pod górkę - oj ciężko, ale na zad to była już darmowa jazda, a jeszcze tory były mokre i trzeba było się pilnować, aby w następną nie uderzyć. Zobaczcie sobie u Gugla "Bieszczady - drezyny rowerowe".
UsuńAnuś za karpia dzięki nie lubię ryb!!!
Pozdrawiam Ania
A to go wypusc do wody, niech tam sobie zyje. :)))
UsuńAcha, czyli na tych drezynach jada w sumie cztery osoby, w tym dwie pedaluja. Fajny sprzecik, szkoda tylko, ze pogoda nie do konca dopisala. :I
Anuś, przewodnik powiedział, że i tak wygraliśmy los na loterii bo nie lało, a siąpiło tylko, że pod wiatr to trochę zmokliśmy, a w wakacje przyjeżdżali turyści i w takim upale pedałowali, że im do śmiechu wcale nie było. Te drezyny są dopiero od maja tego roku, bo pociągi przestały kursować. Szynobusy kursują tylko na trasie 25 km i w moim mieście kończą i nazad. Od mojego miasta kolej w stronę Bieszczad nie kursuje dlatego te drezyny mają wolne tory. Polecam wszystkim w następne wakacje.
UsuńAnia
Troche daleko mi do Bieszczad, juz do Uc jest wielka wyprawa. :)))
UsuńAnuś ja mieszkam na Podkarpaciu, parędziesiąt kilometrów od Bieszczadów, a na starość to taka wielka wyprawa dla mnie - nie jestem zmotoryzowana.
UsuńAnia
To chyba masz gdzies w swoich okolicach Olenke z bloga "Pod tym samym niebem", oni tez zakotwiczyli na Podkarpaciu. Jesli jeszcze nie znasz tego bloga, to goraco polecam. :)))
UsuńHa!
OdpowiedzUsuńOpisana przez Ciebie sobotnia pogoda mnie postawiłaby na nogi! Póki co, zabija mnie tylko lato...
No widzisz, a mnie ta pogoda zbila z nog i odebrala chec do dzialania. Gdyby nie telefon onego, z lozka bym nie wstala. :)
UsuńA w Pile na półmaratonie mnóstwo ludzi swoje życiówki porobiło - łącznie z Chłopem mym i jego najlepszym kumplem :) Przy 10-11 stopniach Celsjusza i lejącym, niczym Bułka deszczu ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że chociaż zakup się udał w ładnych okolicznościach przyrody :)
Toz widzialam i gratulowalam na fejsie. Ale co tam, moge jeszcze raz:
UsuńGRATULACJEEEE !!!!!!!!!!! :)))))))))))))))
Najwazniejsze że lustro kupione a dlaczego zdjecia lustra nie ma? Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńAch, nie chce, to juz nic nie bede focic. Zla jestem, bo tak chetnie bym sie pochwalila efektami.
UsuńBuziaki :***
Pokaż w podziemiu - mailem:)
UsuńNo co Ty, raz wrzucone w internet, nigdy nie zniknie. Wole nie ryzykowac. :)
Usuńszkoda
OdpowiedzUsuńlubie takie prawdziwe zdjęcia łądnych wnętrz
Ja tez zaluje, uwierz mi. Chcialam sie pochwalic wlasnymi zdolnosciami, a tu kicha. :(((
Usuńszkoda... ciekawa bylam koncowego efektu...ale tak jak piszesz, swięte prawo wlasciciela nie wyrazić zgody... nam trzeba to uszanować :)
OdpowiedzUsuńU nas też leje...ale naprawdę wole ten deszcz od tego cholernego upału :)
Buziaki na caaallllyyyy dłłłłłuuuuggggiii tydzień :) :**********
Niby fotografowac mi nie zabrania, tylko wklejac na blog, a to na to samo wychodzi. Po co mam robic zdjecia? Do archiwum? Buuu....
UsuńOjeja, ile buziakow, wystarczy na miesiac. :)))
Dla Was tez :**********************************************************************************************************************
jak podzielę na pięć, to akurat na tydzień wystarczy ;)))))))))))
UsuńJa tam Ci nie wyliczam. Zabraknie, dodam nastepne, taka jestem szczodra :*************
Usuń...w sobotę się pracowało więc jakoś zleciała, he he he...
OdpowiedzUsuńJak byla pogoda, to ja albo w szpitalu, albo z ograniczeniami. Jak juz moge, to pogoda poszla sie bujac. :(((
Usuń...a mam tak samo. Jak urlop i były plany aby z Połówką i Rico pochodzić to upał, jak teraz to znowu ziąb i z piesem nie ma gdzie dalej wyjść bo nigdy nie wiadomo kiedy człowieka zmoczy lub przewieje. Cholery idzie dostać...
UsuńNooo, ja juz dostalam. ;)
UsuńSobota jeszcze nie była zła, słońce nawet było, niedziela jeszcze owszem owszem, a padać zaczęło dopiero w niedzielę po południu. Dziś leje od rana i jest zgodnie z Twoim opisem.
OdpowiedzUsuńWYchodzić nie chcę, ale muszę i to zaraz. Niestety do lekarza to jest do weta. Napiszę pewnie później na blogu... ech.
Jestes w Niemczech, czy u siebie?
UsuńU nas tak samo, jak pisze Iw-nowa; zaczęło padać dopiero w niedziele po południu. W sobotę było bardzo ładnie, byłam na Targach Rolniczych i chodziłam w bluzce z krótkim rękawkiem. A dziś pogoda zmienia się co pół godziny.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie możesz pokazać efektów swojej pracy dekoratorskiej; już się cieszyłam i zonk!
Uparl sie jak koziol w kapuscie i ani go prosba, ani grozba. Bedziecie musieli uwierzyc mi na slowo, ze jest fajnie. :)))
UsuńU mnie jest lodówa! Zimny wiatr...paluszki mi odmarzają;(
OdpowiedzUsuńMarzę o polskiej złotej jesieni...
Ja zaklinam rzeczywistosc i wzdragam sie nalozyc skarpetki. Nabawilam sie wiec kataru, ale skarpetek nadal nie mam na nogach. Zlota polska ma byc w drugiej polowie wrzesnia, wiec jakos wytrzymam. No chyba, ze w miedzyczasie zejde na zapalenie pluc. :)
UsuńMi paluszki zamarzają w skarpetkach...i martensach...zimna kobieta ze mnie;)
UsuńTrzymam Cię za słowo!
Nie mnie, tylko meteorologow trzymaj za konsekwencje :)))))
UsuńChmury szczały zawzięcie .... no piękne ;-)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńJak Bulka, moja kotka. Znow wlasnie oszczala mebel.
UsuńI to juz nie jest piekne.
Wrzuce ja do pralki na wirowanie, a potem upieke w piekarniku.
Ej, no! Po pralce do suszarki! Nie do piekarnika! Bądź człowiekiem! ;d;d;d;d
UsuńW suszarce nie wyjdzie mi dobra potrawka z kota. Moze do mikrofalowki?
UsuńDobra. Od razu, na początku znajomości się przyznam, że kotów nie lubię. Wywołują we mnie strach, wymieszany z obrzydzeniem (strach z wczesnego dzieciństwa, obrzydzenia nie umiem umotywować). Ale nie oznacza to, że tak spokojnie mogę się godzić na szafowanie życiem inteligentnych stworzeń. Kota można prać, suszyć, nie wolno wyżymać oraz grillować.
Usuń:D:D:D:D:D
Jakbym Stardust slyszala, ona tez ma do kotow stosunek nieco negatywno-strachliwy.
UsuńAle nie martw sie o moje koty, a wlasciwie o Bulke, czesto robie z niej potrawke albo szaszlyki, za kazdym razem, kiedy popusci na mebel. Druga, Miecka, zachowuje sie jak dama, wiec jej nie przyrzadzam w piekarniku. :)
Aaa, mam jeszcze psa, to jest suke.
I meza.
I trzy corki na swoim.
Wnukow jeszcze nie mam. :)
No to rewanż;-)
UsuńMąż ten sam od 32 lat.
Córka i syn - oboje na swoim (31 i 26 lat)
Wnusia najfajniejsza na świecie (10 miesięcy)
Labrador czarny, Bazyl - wieczny dzieciak, zazdrosny do upadu o wyżej wymienioną.
No i mieszkam od listopada na najprawdziwszej wsi, ale w nowoczesnym bliźniaku.
My bedziem w tym roku swietowac 34 rocznice. Dzieci odpowiednio 33, 28, 25, a czworonozne 9, 8, 2. :)))
UsuńZ metropolii miasta Uc wyladowalam w 120 tysiecznej Getyndze i wtedy byla to dla mnie wiocha, teraz natomiast wolalabym wies, bo mnie na starosc do natury bardziej ciagnie, ale na razie moge zapomniec.
To jak już dotrzesz do tej swojej wsi nie wybieraj takiej wśród pól bezkresnych. Bo choć widoki powalają, a zachody słońca chyba lepsze niż nad morzem, to jak się niewielki nawet wiaterek rozhula to po kilkunastu minutach nic i nikt już go nie zatrzyma i łeb urywa. To jest zdecydowany feler mojego nowego miejsca do życia.
UsuńDobre byloby jezioro w poblizu, np. gdzies w Meklemburgii albo Spreewald, tam jest tak pieknie. Ale najpierw musze wygrac w totka, zeby moc sobie chalupe kupic. :)
UsuńA w ogóle grasz w totka? Bo wiesz, pan Bóg otworzy okno i zawoła: Pantero! Daj mi szansę! Kup los.
UsuńNo jak nie jak tak. Co tydzien regularnie. :)
UsuńA to co innego;-)) Ja teraz już czasem, jak mi się wydaje, że mam przeczucie;-)))) Kiedyś też regularnie grałam. Oczywiście od zawsze bezskutecznie ;-)))
UsuńKiedys mielismy nawet czworke z plusem, trojki sie trafiaja. Czekam jednak na dzekpota. :)
UsuńJak nigdy mało zdjęć,ale jak trzeba to trzeba.U nas też zimno i trochu pada..Ma jeszcze być trochę ciepła.Może będzie jeszcze babie lato.Ale do upałów nie tesknię i pewno moja Luna także
OdpowiedzUsuńZly dzien dzisiaj mialam i dobrze, ze sie juz konczy, bo jeszcze jednego takiego bym nie strzymala. :(
Usuń