czwartek, 29 października 2015

Zwierzeta w szpitalu?

Zrodlo
To, ze zwierzeta znakomicie sprawdzaja sie w roli terapeutow, wiadomo od dawna. Konie, delfiny, psy-przewodnicy ociemnialych - to wszystko jest znane i udowodnione. Chodzi jednak o cos innego, mianowicie o odwiedziny pupili w szpitalach, gdzie przebywaja ich chorzy wlasciciele. Wiadomo bowiem, ze z pewnoscia martwia sie, jak wiedzie sie pupilowi w czasie, kiedy ich przy nim nie ma, a poza tym obecnosc czworonoga ma zbawienny wplyw na samopoczucie chorego. Niestety wzgledy higieniczne nie pozwalaja na dowolne wprowadzanie zwierzakow w miejsca, gdzie powinno byc szczegolnie czysto, wrecz sterylnie.
Pamietacie zapewne, ze kiedy lezalam w szpitalu, odwiedzala mnie tam Kirunia, jednak tylko na zewnatrz, w ogrodzie. Zaden bowiem czworonog nie ma wstepu na oddzial i ja to rozumiem.
Zdarzaja sie wyjatki, ale sa one pod scisla kontrola, psy sa specjalnie trenowane, pracuja w szpitalach, domach dziecka czy domach spokojnej starosci, przed kazda wizyta sa dokladnie kapane, zeby mozliwie unikac wnoszenia zarazkow.
Natknelam sie ostatnio na artykul o naszej wielkiej klinice uniwersyteckiej, gdzie napisano o wyjatkowym potraktowaniu jednego z oddzialow, gdzie wolno wprowadzac czworonogi. Niestety jest to oddzial medycyny paliatywnej, stad odstapienie od scislych zakazow. Poza tym, jako jedyny oddzial ma wyjscia z pokojow bezposrednio do ogrodu i tamtedy wlasnie moga byc wprowadzane psy, bez zbednego biegania po korytarzach czy innych oddzialach. Gdzie indziej nadal obowiazuje scisly zakaz wprowadzania zwierzat. Mozna jednak spotkac sie z psiakiem w ogrodzie, podobnie jak ja to robilam.
No coz, tu w wiekszosci przypadkow chodzi niestety o pozegnanie sie wlasciciela z psem, bo ten oddzial rzadko sie opuszcza o wlasnych silach. Ale dobre i to, nalezy docenic wyrozumialosc personelu i gotowosc do dodatkowej pracy dla dobra psychicznego pacjenta.

Gdyby ktos chcial wiecej przeczytac (po niemiecku), to proszsz: LINEK.





48 komentarzy:

  1. ja tam jestem za tym by można było mieć kontakt ze zwierzem, a już ze swoim pupilem... w końcu to rodzina...
    Rozumiem bakterie zarazki... szpitalne realia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudna to sprawa, dobro psychiczne pacjenta, a na drugim biegunie jego i innych bezpieczenstwo przed bakteriami. Jedno z drugim nie idzie w parze.

      Usuń
    2. u mnie w aktualnym wpisie też o zwierzakach. Ciekawa jestem Twojej wypowiedzi na ten temat.

      Usuń
    3. Kiedy u Ciebie komentuje, malo kiedy reagujesz, nie odpowiadasz.

      Usuń
    4. reaguje reaguje czasem z opóźnieniem, ale nadrabiam zaległości:)

      Usuń
  2. Moja internetowa koleżanka od niedawna ma koty(dwie dziewczynki młodziutkie)Pomijam fakt,że maja warunki jak w hotelu pięciogwiazdkowym :-)to te zwierzaki na każdym kroku okazują jej wdzięczność i miłość,niechby tylko wyszla na parę godzin z domu,to po powrocie od razu stęsknione maluchy pchają się do pieszczot.A ona wczoraj pierwszy raz od lat usnęła bez środków uspakajających...
    Ten pomysł aby pacjenci z oddzialu paliatywnego mogli mieć kontakt ze swoimi zwierzakami,to wspaniała sprawa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kazdy oddzial paliatywny ma takie warunki, ze mozna nan wejsc bezposrednio z zewnatrz. A z kolei przeprowadzanie hordy psow przez korytarze oddzialow, gdzie leza chorzy wymagajacy sterylnosci... Trudne zadanie, wiec tym bardziej podoba mi sie ta mozliwosc u nas w klinice.

      Usuń
  3. Panterko,kolo mojego przyszłego domu dwa dni temu maszerował kot z lisem :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. I to, psia kość, rozumiem. Ale polskie realia to beton... Miliardów lat potrzeba, żeby zmieniła się tutejsza mentalność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z prezydentem"Budyniem"i pisiorami mentalność cofnie się o pół dekady :-)

      Usuń
    2. Polska mentalnosc nie zmieni sie NIGDY, bez wzgledu na to, kto siedzi na gorze. Skoro przez stulecia pozostala taka betonowa, teraz tez ani drgnie.

      Usuń
    3. Wez samych politykow, ZADNEMU nie zalezy na dobrze wykonanej pracy dla ojczyzny. Zarowno ci z prawa, jak i lewa walcza ze soba i o wlasne korzysci, obrazaja sie, pozywaja do sadow, odchodza z partii, tworza jakies frakcje kanapowe - no dziecinada.

      Usuń
  5. Szpitalna rzeczywistosc i tak urąga wszelkim zasadom septyki - a o spokoju pacjentów nie wspomnę. To przecież w szpitalu najłatwiej zarazic sie bakteriami szpitalnymi. Maja sie tu świetnie. Rezydują na klamkach, uchwytach, stolikach, sztućcach. A sepsy zdarzaja sie coraz częściej! Mimo sterylizacji narzędzi chirurgicznych itp.(dowiedziałam się, iż żeby oszczędzić kupuje sie na coraz tańsze strzykawki i igły - często wadliwe i nie zapewniajace bezpieczestwa pacjentom, częste są zakażenia od taniutkich a co za tym idzie kiepsko wykonanych wenflonów)
    Szpitalna rzeczywistosć to tabuny odwiedzajacych o każdej porze dnia. Juz nie trzeba ubierać żadnych ochraniajacych kitli ani foliowych kapciuszków. Tłumy ładują sie nieprzebrana fala na sale, gdzie niby ma byc spokój i warunki do wyzdrowienia. Ta wolnośc odwiedzin ma niby słuzyć dobru psychicznemu pacjenta, ale słuzy takze wnoszeniu zarazków z zewnatrz a co wazniejsze - ogólnemu rozgardiaszowi, hałasowi, brakowi warunków do wypoczynku i wyzdrowienia dla pozostałych pacjentów.
    Gdyby psy i koty mogły wchodzic na oddziały - w sumie niewiele by to zmieniło w ogólnym harmidrze i braku nalezytej czystości.I tak wiekszosc zasad jest tam łamana. Np. lepiej czujący się pacjenci lataja sobie po okolicznych sklepach i przynosza stamtąd co chca - takze i zarazki!
    Uważam natomiast, że do ogrodów szpitalnych, na oddziały opieki paliatywnej oraz do hospicjów i domów spokojnej starosci ukochane zwierzaki powinny wchodzić i ocieplać swą obecnoscia pobyt szpitalny, czy też ostatnie chwile osób w ciezkim stanie. W domach opieki powinny wręcz mieszkac razem ze swoimi właścicielami - to powinna byc namiastka prawdziwych domów.
    Uff! Rozpisałam sie nieco, ale wciaz mam w pamieci zywe wspomnienia z czasów mojego pobytu w szpitalu. Strasznie tam było wciaz głosno i chaotycznie. A to człowieka bardzo męczyło...
    Pozdrawiam Cie Aniu serdecznie w kolejny słoneczny poranek!:-)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olenko, to nie jest tak, jak piszesz, przyczyna zakazen szpitalnych lezy gdzie indziej. Jest ich i bedzie coraz wiecej, tak jest wszedzie, nie tylko w Polsce. Otoz od kilkunastu lat nie wymyslono zadnego nowego antybiotyku, natomiast bakterie przez ten czas nie spaly, mutowaly sobie radosnie i uodpornialy sie na wszystkie dostepne antybiotyki. Chorzy dziwuja sie, ze antybiotyk nie dziala, szpitale nie radza sobie z zakazeniami szpitalnymi, bo nie ma czym z nimi walczyc. Wczesniej stale pracowano nad nowymi antybiotykami, co chwile wymyslano nowe, skuteczniejsze, a przede wszystkim nieznane bakteriom. Teraz nastapila stagnacja.
      To nie odwiedzajacy wnosza zarazki, nie wnosilyby ich tez zwierzeta, mikroby zyja w srodowisku szpitalnym i maja sie nienajgorzej i jesli trafi sie ktos oslabiony, atakuja.
      Nie narzekaj na polskie szpitale, bo nie przezylas jeszcze odwiedzin 30-osobowej rodziny muzulmanskiej w 2-lozkowym pokoju, ktora zrobila tam sobie piknik, wodki tylko brakowalo i goralu, czy ci nie zal. Zdrowiej w takich warunkach. :)
      Buziaczki :***

      Usuń
    2. Zgadzam się w 100% z Olgą Jawor. Dodam tylko, że pamiętam, kiedy leżałam po cesarce z kobietą po naturalnym porodzie. Nie byłam za bardzo w stanie się ruszyć, a do niej przychodziło jednocześnie na odwiedziny po kilka osób: dzieci, mąż, teściowie i rodzice. Razem. Wrzask, przepychanki, aż wypraszała w końcu pielęgniarka. Zero prywatności, intymności w połogu. O higienie przy noworodkach nie wspomnę. Jaka byłam szczęśliwa, jak wyszła szybciej :P

      Usuń
    3. Jeden wniosek z tego wszystkiego? Bronic sie rękami i nogami przed pobytem w szpitalu. Bo czasem człowiek wychodzi stamtąd bardziej chory, niż był kiedy wchodził. Ale czasem niestety iść tam trzeba...Dobrze, że poza wszystkimi wadami szpitali maja one jeszcze parę zalet. Zdarzaja sie dobrzy lekarze, troskliwe pielęgniarki, sympatyczni współtowarzysze niedoli, czyli pacjenci. I zdarza sie mimo wszystko dzięki obytowi w szpitalu, takim jakim on jest po protsu wyzdrowieć. Czego wszystkim obecnym i przyszłym pacjentom z całego serca zycze!:-))
      Szlachetne zdrowie, nikt sie nie dowie...i tak dalej i tak dalej!:-))
      Pozdrowienia i wyrazy szacunku dla obu powyższych interlokutorek - pań Ań!***

      Usuń
    4. Otóż to, w domach opieki zwierzaki jak najbardziej byłyby na właściwym miejscu.

      Usuń
    5. Niestety, nawet tutaj nie wolno miec w domach opieki zwierzat. Jedynie psi terapeuci maja wyjatkowo wstep.

      Usuń
  6. Każdy oddział tego typu powinna być taką możliwość. Relacja człowieka ze zwierzęciem jest równie ważna jak z człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. A przecież natura "wymyśliła" sposoby obrony przed bakteriami, wirusami i innymi zwalczanymi przez antybiotyki paskudztwami, wystarczy sięgnąć ręką i korzystać. Ot choćby dodawany po odrobince do potraw piołun rośnie dziko na łąkach pachnie i smakuje :))) ot choćby dziko rosnący wrotycz, suszony w domu zabezpiecza przeciwko pchłom wszom i komarom ot choćby taki ostropest plamisty, do kupienie w sklepach ze zdrową żywnością. Człowiek na wirusa wątroby nie wymyślił nic lepszego niż ten wściekle kłujący oset. Najdroższe lekarstwa na świecie na wątrobę zawierają w sobie nasiona tego krzaka a jak się potrafi taki kolec w dłoń wbić wrr, wiem bo ostropest wyrzucam z działki mimo że ładny ale za duży i kłuje wścieklak jeden. Tak jak i wszyscy ludzie z kłopotami wątroby, mają złość na wybuchu :))
    A zwierzęta bliskość z nimi ludzkie serca i ... wątroby ratuje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez sie zastanawiam, jezeli ziola sa panaceum na wszystko, to dlaczego ich sie nie uzywa w szpitalach i pozostalej sluzbie zdrowia?

      Usuń
    2. Bo by sie nadepnelo na odcisk firmom farmaceutycznym, ktore np. finansuja szkolenia lekarzy, wyjazdy, konferencje.

      Usuń
    3. Niektorych chorob nie wyleczysz bez antybiotyku i zadne ziola na nie nie pomoga.

      Usuń
  8. Dziewczyny, co nam się marzy?! Zwierzaki, by poprawić samopoczucie chorego... dobre sobie. Na razie to jest walka, żeby chory pozostał przy życiu i to było ważniejsze niż mamona
    http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34862,19093829,marihuana-medyczna-doktor-bachanski-dyscyplinarnie-zwolniony.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to juz w ogole pozostanie modlitwa, bo zaden lekarz nie odwazy sie na nic, co nie jest boskie.

      Usuń
  9. To bardzo miłe, że komuś się chciało chcieć umożliwić na tym oddziale spotkania pacjentów ze swoimi pupilami. To z pewnością im pomaga i cieszy przede wszystkim. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie podoba sie chec nagiecia przepisow i regulaminow, majace sluzyc dobru pacjenta.

      Usuń
    2. bo przeciez szpital ma byc dla ludzi!

      Usuń
    3. A ludzie sa dla zwierzat, wiec... to chyba jasne, co nie? :))

      Usuń
    4. he he he, właśnie sobie uświadomiłam,że na dwa sposoby mozna interpretować mój komentarz
      ale chodzi mi o to, że człowiek tu jest najwazniejszy, i jak ma potrzebe tulania zwierzontka to powinien miec do tego prawo, w ramach rozsądku medycznego oczywiscie

      Usuń
  10. u nas to raczej marzenie ściętej głowy :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej pory i tutaj tak bylo, wiec moze cos i u Was drgnie... :))

      Usuń
  11. Gdybym była obłożna, niemożność utulenia moich obwiesi przyspieszyłaby moje zejście ze świata. Jestem pewna.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zwierzeta to wspaniali terapeuci i jestem pewna, ze za jakis czas, beda braly udzial w leczeniu..Tak, jak pozwolono mamom , tatusiom nosic wczesniaki-kangurowac.. Przestano myslec o bakteriach i innych mikrobach, bo cieplo, dotyk dzialaly cuda.
    Dobrze, ze Ci pacjenci , o ktorych piszesz maja szanse na spotkanie z przyjacielem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku mowimy o odwiedzajacych zwierzakach, nie terapeutycznych i specjalnie szkolonych. Ale cos chyba jest na rzeczy, bo kiedy chora lezalam w lozku, oblozyly mnie Kira i Miecka i ani na chwile nie opuszczaly. Pewnie slaly mi swoja dobra energie. :)

      Usuń
  13. Nasz dawny psi druh zawsze chował się pod łóżkiem osoby chorej. Nie można go był stamtąd wyciągnąc, Nie pomogły kuszenia i błagania. Warował przez cały okres choroby.

    OdpowiedzUsuń
  14. Lekarze i pielęgniarki są tak zajęci, że nie mają czasu dla pacjenta, czy jego rodziny, a co dopiero czas, żeby zwierzakami się zajmować ..... co to za wymysły, doprawdy ;)
    Tak przynajmniej jest w naszym powiatowym szpitalu. Lekarze pojawiają się niczym efemerydy i znikają do swoich innych, licznych zajęć, a pielęgniarki non stop w biegu. Jak automaty nieledwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwierzakami zajmowaliby sie sami chorzy albo ich rodziny, a personel medyczny mialby za zadanie trzymac geby. Ale widac i to jest za trudne. :)

      Usuń
    2. U nas tak. A w szpitalu powiatowym tym bardziej. Ich mentalność nie zmieniła się od lat nic a nic.
      Zwierzaki na oddziale to zbędne fanaberie.
      Ech tam, oby zdrowie było i jak najdalej od konowałów :))

      Usuń
    3. Oni nie tylko fatalnie lecza, ale w wielu przypadkach przeszkadzaja zdrowiec samemu. :))

      Usuń
  15. Jak na razie w Polsce daleko do takiego humanitaryzmu...
    Ale dobrze, że są już miejsca, gdzie jest to normą.
    pozdrowienia, linka przeczytam na spokojnie na dniach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwona, do normy to jeszcze daleko, u nas to tez nowosc i sensacja, ale cos drgnelo i jest. Tylko sue cieszyc!

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.