sobota, 27 lutego 2016

Ł - jak łoś.

Łoś (lac. Alces alces) – ssak łośmiokopytny z rodziny łosiowatych. Żyje na łosiedlach Eurazji i Łoślandii. Głównym siedliskiem jest winiawa. W Polsce występują takie gatunki łosia jak:
- Zepsu-Łosie
- Łoś Qrwa!
- Łosoś


Jak donoszą jednak najnowsze badania, największe w Eurazji siedlisko łosi znajduje się, ku zaskoczeniu nawet samych łosi, w północnych rejonach kontynentu. Specjaliści z tamtejszych łośrodków badań statystycznych twierdzą, że w łosiedlach dużych miast nad brzegiem morza żyje tych łosi nawet do kilkunastu milionów. I nic nikomu o tym tyle czasu nie mówią.

Kilka ciekawostek na temat łosia:
- Łoś wodny morski to łośmiornica
- Łoś wodny śródlądowy to łosioś
- Łosie pochodzą z Łosic
- Łosie najczęściej zamieszkują łosiedla
- Środkowa część łosia to łośrodek
- Łosie żyją w stadach po łosiem sztuk
- Na niezbyt inteligentego łosia mawia się łosioł
- Inteligentny łoś jest łoświecony
- Ulubioną przekąską łosi są łośtrygi
- Łosie wolą filety z ryb od ryb z łośćmi
- Łoś wiszący na ścianie to łościenny
- Łoś kochanki to łośnieżony
- Łoś o silnych mięśniach to łosiłek
- Łoś po dokładnym myciu jest łoślepiający
- Łoś wesoły z natury jest łośmiechnięty
- Preferowany ser przez łosie górskie - łoścypek
- Wyznanie miłości przez łosia - łoświadczyny
- Łoś na końcu kolejki jest łośtatni
- Ważny Łoś to Łosiobistość
- Ulubiony metal łosia to łosiądz
- Ulubione miasto łosia to Łośtrowąs
- Miasto, gdzie łosie są święte to Łoświęcim
- Łosie z natury są łośtrożne
- Łosie najchętniej piją wodę Łośtrowiankę
- Łosie w szkołach uczą się liczyć na łosiach liczbowych
- Łosie przed odpoczynkiem mówią "łosiądźmy"
- Łosie lubią się nawzajem łośmieszać
- Łoś który zamienił się w kota to łoskot

(za moja ukochana i niezrownana nonsensopedia)




92 komentarze:

  1. Ale się łośmiałam akurat do spania.no i pierwsza w nagrodę mogę pogłaskać łosia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry wieczór. Ileż tu ludziów o tej porze :D
    Ło(b)śmiałam się do wypęku, monitor łoplułam, brzucho mnie rozbolało, kociszcze jak na niełoświeconego łosia się wgapia... No i jak tu spać panie, jak spać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo jak to sie z losia nie losmiac? Jak on jest debesciK: :)))

      Usuń
  3. łośmieszasz ostatnio często, ale lustra jeszcze nie przeczytałam, może jutro? ;) jak znajdę jakieś lusterko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwroc ekran do gory nogami, a bez lusterka przeczytasz. ;))

      Usuń
  4. Ale super!! :)) Ty jesteś już łośjalistka i łosiobistość od alfabetu. :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Łoś jaki jest - każdy widzi :)))
    Wbrew pozorom nie jest to takie rzadkie zwierzę i występuje pod różnymi postaciami ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zyciu nie widzialam losia!
      Ani osia. :)))

      Usuń
    2. Czasem mam wrażenie, że wokół mnie większość to łosie ;) Nie obrażajac tych szlachetnych zwierząt, rzecz jasna ;)

      Usuń
    3. Chyba mylisz losia z idiota, Lidus. :)))

      Usuń
    4. Nieee, to dla mnie synonim, ale chyba nie będę słowa łoś uzywać w odniesieniu do idioty, bo to nie w porządku jest. W stosunku do łosia, rzecz jasna ;)

      Usuń
    5. No wlasnie! Los nie zasluzyl sobie na miano losia. :)

      Usuń
  6. rzadko bywam łostastio... :) ale wszystkie posty alfabetyczne nadrobione i o Kirę się znowu zmartwiłam :(
    A co do łosi to kojarzą mi się bardzo dobrze.. zawsze kiedy widzę łosia to przypomina mi się serial Przystanek Alaska i moje młodzieńcze lata :)
    Całuję kochana sobotnio :***********

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serialu nie ogladalam, bo ja w ogole rzadko jakies seriale ogladam, ale skoro Alaska, to bez osia ani rusz!
      Caluski :*****

      Usuń
  7. ...dlugie silne nogi, masywne barki, rozbudowana klatka piersiowa i duza glowa osadzona na stosunkowo krotkiej szyi...losie sa piekne. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze mialabym szanse na spotkanie losia, za to Ty masz koale i aligatory. :)))

      Usuń
    2. Masz racje, ale na zdjeciach los wyglada imponujaco i rzeczywiscie mozesz spotkac bo podobno w Europie jest ich duzo i losie sa ciekawe ludzi, wychodza na droge. Teresa

      Usuń
    3. Juz sama nie wiem, co gorsze, spotkac losia czy aligatora? :)))

      Usuń
    4. Gorzej spotkac losia w siedzac w samochodzie a aligatora gorzej spotkac jak sie w samochodzie nie siedzi.

      Usuń
    5. Jak sie tylko siedzi, to chyba nie tak strasznie, gorzej, kiedy sie jedzie i taki los postanowi przeleciec przed maska. :)

      Usuń
  8. Łoś jaki jest każdy widzi:)))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto widzial, ten widzial. Ja tam w zyciu nie widzialam na zywo. :))

      Usuń
  9. A mnie i moją rodzinę ostatniego lata zaatakował łoś!
    Był młody. Uciekł z rezerwatu.
    Było i pięknie i strasznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie to bylo? Chyba nie w Lux? :))

      Usuń
    2. puszcza Białowieska:)

      ale Lux to bardzo zalesiony kraj, na pewno som jakies zwierzontka:)

      Usuń
  10. Ale zeby losie? One chyba lubiejo chlodek z polnocnych rubiezy Europy i Ameryki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no łosia nie widziałam, fakt:)
      ale piekne mamy na północy Lux okoliczności przyrody, bardzo piekne:)

      Usuń
    2. Ale wilcy i rysiowie mogo byc...

      Usuń
  11. Łosia pokochałam w trakcie Przystanku Alaska )))))

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeśli chodzi o nturo-wiedzo-pedię to ja mam widoki łosi na polach. A kiedyś jadąc rowerem i słuchając muzyki na słuchawkach o mało co nie zderzyłam się z łosiem .

    Poza tym niedaleko mam do Łosic (38 km wg mapy google),ale czy tam są łośły,łoświcieceni czy insze to nie wiem bo tam bywam przejazdem.
    I toż to za Bugiem jest ;D
    Łoślaboga!!! ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "naturo-wiedzo-pedię"-powinno być ;)i to takie moje pojęcie ;P

      Usuń
    2. Czy Ty nie masz za dobrze, Jaska? Jak nie bobery, to losie. Lomatko!

      Usuń
    3. Łosioboga!!!!!!
      Zaraz uwierzę,że mam za dobrze w życiu!!!!
      Coraz to słyszę,a teraz jeszcze od Ciebie .

      Usuń
    4. Wiesz, jak to jest. Jesli jedna osoba mowi Ci, ze jeszes koniem, zlekcewaz to. Jesli powtorzy to druga osoba, zastanow sie nad soba. Jesli uslyszysz to od trzeciej, kup sobie zlob i chomato. :))

      Usuń
    5. To na żłób i chomont poczekam jeszcze.
      A tak apropo...Czy Ty nie jesteś w jakiejś komitywie z moim Chłopem? ;))))

      Usuń
    6. Nawet nie pytaj, i tak sie nie przyznam. :)))

      Usuń
    7. Łosioboga!!!!
      Jakbym swego słyszała!!!!!!
      Też bestia do niczego się nie przyznaje,choćby pasy z niego drzeć ,choćby za jajka targać.
      Łosiboga!
      :)))))

      Usuń
    8. Juz wyczuwam w nim bratnia dusze. :)))

      Usuń
  13. Biegnie łoś przez łąkę. Nagle przed nim pojawia się mur, więc go przeskakuje, ale tak nieszczęśliwie, że zahacza klejnotami o przeszkodę. Po paru minutach spotyka krowę. Ta przedstawia się: - Jestem krowa z dużymi cyckami. A łoś: - A ja jestem łoś z dużymi... Jestem łoś, po prostu łoś...

    OdpowiedzUsuń
  14. Łoś mi się kojarz z ulubionym filmem z przed lat "Przystanek Alaska":-)
    Dawno,dawno temu mówiłam do mensza pieszczotliwie "ty łosiu"...no ale sie wkurzył (ciekawe dlaczego :-) no i juz od dawna jest tylko miśkiem:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co Wy wszyscy z ta Alaska? Nie znam tego serialu. Czyzby los obsadzony byl tam w roli glownej? :)))

      Usuń
    2. Pantera, piacha, ja tez nie znam serialu Alaska. :))))) Losia (losie z zonami Loskami i dziecmi loslakami a wszystko to na loszlaku jadac autem :D) Brzydkie to takie z bliska, bagnem oblepione, chude, wielkie, nieskoordynowane ale z daleka to cuda, sylwetka jak na wybiegu u gazeli, duma w lopatach... Ach!

      Usuń
    3. No u Ciebie to losie po ulicach latajo, wiec latwiej Ci okreslic ich zapach i wyglad z bliska. Ja te kreatury widywalam tylko na obrazkach. :)))

      Usuń
  15. A ja tam lubię łosie i Twoje ciekawostki o nich. Brawo za pomysłowość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba jednak pamietac, ze los to nie mucka i moze zrobic aua. :)))

      Usuń
  16. A ja jestem łosiołem jakich mało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo jak łosioł co rusz i od nowa daję się wrobić w jakieś rzeczy, których wcale nie chcę, ale nie umiem odmówić. No zwyczajna łoślica jestem.

      Usuń
    2. Cwicz asertywnosc. Mnie troche to zajelo, ale teraz przynajmniej nie pozwalam sie wrabiac w nic, na co nie mam ochoty.

      Usuń
    3. Powinnam była ćwiczyć dużo wcześniej. Teraz po ptokach. Teraz wyrzuty sumienia i poczucie obowiązku są silniejsze. No łoślica i tyle.

      Usuń
    4. Nic podobnego! Na nauke nigdy nie jest za pozno, a cwiczenie czyni mistrza, nie wiedzialas? Najlepiej zacznij cwiczyc od dzisiaj.

      Usuń
    5. Taaa... no już właśnie poćwiczyłam :(
      Ale już mnie nie opierdalaj, bo mój T. zrobił to perfekcyjnie ;-)))

      Usuń
    6. No dobra, powiem tylko: sluchaj sie Twojego T. :))

      Usuń
    7. Ja se chyba założę zamknięty blog i będę wylewała żale do najbliższych.

      Usuń
    8. Ty, qrde, wylewaj zale do siebie.
      Ucz sie, cwicz, a swientom sie zostaniesz. ;)

      Usuń
    9. No te żale do najbliższych to tak naprawdę punktowanie siebie. Kurde! Dokładnie wiem na czym polega mój problem, ale co rusz brnę w to samo. Nawet wiem dlaczego. Ze strachu.

      Usuń
    10. Ty masz sie nie bac, ani nie przejmowac innymi. Wazna jestes TY i Twoje dobro oraz checi.

      Usuń
    11. Ty się jakoś kontaktujesz z moim mężem? ;-)))) Mówicie tak samo.

      Usuń
    12. Nic nie powiem, nie przyznam sie nawet na torturach!
      A Tobie, Zante, odpowiem dokladnie tak samo, jak kilka komentarzy wyzej Jasce:
      Jesli jedna osoba mowi Ci, ze jeszes koniem, zlekcewaz to. Jesli powtorzy to druga osoba, zastanow sie nad soba. Jesli uslyszysz to od trzeciej, kup sobie zlob i chomato.
      Nie wiem, czy dotad tylko Twoj maz i ja Ci to mowimy, czy moze ktos jeszcze, ale co najmniej powinnas sie zastanowic nad wlasnym brakiem asertywnosci. :))

      Usuń
    13. Nie lubię Cię, wiesz ;-)))) Rozbierasz prawdę do naga i każesz jej biegać!

      Usuń
    14. Nie no... bardzo Cię lubię. Ale rozbieranie prawdy podtrzymuję.

      Usuń
    15. Dobra droga idziesz. Pierwszym jej etapem jest bunt i wyparcie prawdy. Czyli juz zaczynasz sie zastanawiac, choc jeszcze nie chcesz przyjac tej prawdy do wiadomosci.
      Najtrudniejszy jest pierwszy krok, pierwsza odmowa czegos, do czego czujesz sie przymuszana, zobowiazana i jest Ci glupio powiedziec NIE! BUJAJ SIE! I gdyby nawet zdarzyl sie cud i bys odmowila, najpierw bedziesz sie tlumaczyc i usprawiedliwiac, dlaczego tak robisz, a potem dopadna Cie wyrzuty sumienia. Tak dzieje sie za pierwszym razem, pozniej masz mniejsze skrupuly, a przy ktoryms razie popadasz w rutyne i masz to w dupie, co inni pomysla. Ty za to czujesz sie wolna i jestes z siebie dumna.

      Usuń
    16. Mozesz sobie te zlota mysl wydrukowac i powiesic nad lozkiem.

      Usuń
    17. Wydrukuję i powieszę!
      Nadmienię jednak, że ten pierwszy cud się zdarzył, czas jakiś temu. Oczywiście tłumaczyłam się i usprawiedliwiałam (także sama przed sobą) oraz mając wyrzuty sumienia poszłam na kompromis. Jest dla mnie mniej dolegliwy, ale daleko mi do poczucia uwolnienia. Bliżej do myślenia źle o samej sobie, że chcę się uwolnić całkiem. Za parę tygodni stanę w sytuacji, że jak nie wykażę się asertywnością nie uwolnię się nigdy. Znaczy kiedyś zostanę uwolniona, a raczej zwolniona i z tym będzie mi jeszcze gorzej.
      Idę drukować!
      P.S. Aniu, bardzo dziękuję za możliwość "pogadania", bo nie czuję się już taka podła.

      Usuń
    18. No pacz, zmoglo mnie i dopiero dzisiaj moglam przeczytac.
      Brawo za cud! Czyli pierwsze lody zostaly przelamane. Podpowiem Ci cos jeszcze.
      U mnie wyglada to tak: lubie pomagac, lubie sama z siebie, lubie byc poproszona, umiem tez sama poprosic, jesli pomocy potrzebuje. Nie lubie jednak pomagac, jesli robie to na sile, zmuszona w jakis sposob albo czyjas prosba, albo wlasnym poczuciem obowiazku. Moze zdarzyc mi sie, ze jednak pomoge w takim przypadku, ale robie to jakby wbrew sobie i czuje sie wykorzystywana. Czuje sie z tym zle, bo to jakis przymus, a nie moja wlasna wola.
      Ja tutaj musialam nauczyc sie asertywnosci, bo mialabym z domu hotel dla rodziny i znajomych pragnacych sobie dorobic i wyjechac z powrotem. A ja za bardzo cenie sobie wlasny spokoj, ktorego brak okupilam przewlekla depresja.
      Dlatego nauczylam sie mowic NIE, a co wiecej jako powod podawac nie zmyslone wymowki, ale to, ze MNIE to nie pasuje, nie na reke, nie po drodze.
      Nie ludz sie, na poczatku bedzie bunt i fochy, ale to TY masz czuc sie dobrze z powodu tej odmowy, to TOBIE nikt nie ma prawa narzucac wlasnej woli, to TY decydujesz, czy cos bedzie zrobione, czy nie i to TOBIE pomaganie ma sprawiac przyjemnosc, a nie byc balastem.

      PS Jak sobie kcesz, to mozesz i to wydrukowac, tym razem na lustrze w lazience powiesic. ;))

      Usuń
    19. Na pewno już jest dla Ciebie jasne o czym tak naprawdę od początku mówię: opieka nad wnuczką.
      To oczywiście nie jest tak, że jestem aspołeczna, a tym bardziej arodzinna. Lubię i chcę pomagać i kocham tego dzieciaka jak szalona. Ale dokładnie tak, jak mówisz: nie w sytuacji, gdy ktoś mnie zmusza i stosując szantaż emocjonalny (uświadamiany przez tego kogoś lub nie). Wtedy rzeczywiście czuję się wykorzystywana. Na emocjonalny szantaż jestem szczególnie uwrażliwiona, bo takowemu byłam poddawana przez matkę, przez całe życie. Mój problem na tym właśnie polega, że temu szantażowi się poddają bojąc się konfrontacji z najbliższymi czyli kochanymi.
      Z Twoich złotych myśli, mam nadzieję, że tylko na razie, nie jestem w stanie skorzystać do końca, bo barierą w mojej głowie jest, że odmawiając jestem podłą egoistką. I do tego bezmyślną, bo kiedyś ja będę potrzebowała pomocy, więc moim psim obowiązkiem jest teraz się poświęcić. Zaś szantaż emocjonalny jest skuteczny: jak nie ty, to narazisz emocje swojej ukochanej wnusi i pójdzie do żłobka (choć wiadomo, że jeszcze nie jest na to gotowa), bo "nie bierzemy pod uwagą obcej osoby-niani w domu" (uprzedzam, nie o pieniądze tu chodzi), "a ja MUSZĘ pracować. Muszę, bo się uduszę" (też nie o kasę tu chodzi). Opiekuję się wnuczką od kilku miesięcy 5 dni w tygodniu, po 5 godzin, w regularnych godzinach. I zawsze, gdy córka wraca jest wyrzut w oczach i słowach, że Ona taka zmęczona, głodna, a ja zaraz wychodzę. Przecież NIE PRACUJĘ, tylko prowadzę dom i do tego mam, niezrozumiałego dla córki, fizia stałego utrzymywania porządku i zaopatrzenia. No i po cholerę gotuję, skoro jest tyle gotowego jedzenia i półproduktów. Oraz skoro tyle czasu nie mogę znaleźć pracy, to i tak jej nie dostanę (nie mam wypracowanych lat do emerytury!!), więc skoro nic nie robię, to przecież mogę pomagać.
      Wracam zjechana jak koń po dożynkach. Wpieprzam przeciwbólowe. Potem (albo przedtem, bo to w różnych godzinach) zabieram się za swój dom i swoje życie. Od września wnuczka ma iść do żłobka, na 3-4 godziny (wtedy, myślę już będzie dobry czas). I już są pierwsze "bączki" ze strony córki, że CHYBA mi pomożesz, zabierając Ją z tego żłobka, bo ja od września chciałabym już na cały etat pracować. No i zajmiesz się Nią jak będzie chora. Czyli, w perspektywie ta opieka będzie bardziej intensywna niż teraz, a czas na moje życie okrojony jeszcze bardziej. Nooooo i dlatego mówiłam, że jestem łoślicą.

      Usuń
    20. Zajechałam Ci bloga. Przepraszam, że mi się u Ciebie ulało.

      Usuń
    21. Trudne. Bo o ile mozna odeprzec jakikolwiek inny przymus i szantaz emocjonalny, tak w tym przypadku nie jest to takie latwe. Bo to corka, bo szkoda wnusi, bo... bo.... bo... Sprawa faktycznie sama by sie rozwiazala, gdybys pracowala, bylby to argument nie do odparcia.
      Nie, nie domyslilam sie, o co chodzi. Teraz nie bylabym juz taka radykalna w osadach, bo sama jestem matka i pewnie mnie tez to czeka. Moze nie na stale, ale na "podrzucanie" (jak Placzka na weekend), ale z babciami tak jest. Latwiej bowiem zachowac asertywnosc w stosunku do obcych, znacznie trudniej, kiedy w gre wchodza uczucia. Jednak... jezeli czujesz sie zle i opieka nad malym dzieckiem przekracza Twoje sily (a tak jest, bo, jak piszesz, musisz brac leki przeciwbolowe), to musisz powaznie z corka porozmawiac. Pomoc owszem, ale nie obowiazek, bo ta pomoc ma byc przyjemnoscia, a nie balastem. To ona jest matka i to ona powinna zorganizowac opieke dla dziecka lub sama nim sie opiekowac. Ty juz swoje dzieci wychowalas, pora na zasluzony odpoczynek, tym bardziej, ze jestes chora.
      Jeszcze raz powtorze, to jest trudniejsze niz myslalam. A moze Twoj maz powinien otworzyc Waszej corce oczy na pewne zagadnienia. Moze ona sama nie zdaje sobie nawet z nich sprawy? Po prostu nie mysli o tym i przyjmuje Twoja pomoc jak cos zrozumialego samo przez sie, ba nawet sprawiajace Tobie przyjemnosc.
      Powinnas postawic sprawe jasno, nie beziesz dziecka odbierac ze zlobka i opiekowac sie nim do wieczora, kiedy ona z pracy wroci. Niech dalej pracuje na pol etatu, a dziecku zalatwi nie 3, a 6 godzin pobytu. Pora sie usamodzielnic i wydoroslec, przejac odpowiedzialnosc za wasne dziecko, chocby kosztem wielkich wyrzeczen. Tobie nalezy sie odpoczynek, bez wzgledu na to, jak bardzo corka tego nie rozumie. Wszystko jednak powinno byc spokojnie przedyskutowane, najlepiej w obecnosci calej rodziny, czyli rowniez Twojego i jej meza. Trzeba uzywac twardych argumentow, nie poddawac sie szantazowi, zaoferowac pomoc, ale tylko w naglych wypadkach, nie na stale. Co oni dalej z tym zrobia...? Nie wiadomo, ale powinnas liczyc sie z kazda reakcja, wlacznie z fochem gigantem. Pozniej wszystko wroci do normy i sie w koncu ustabilizuje.
      Latwo mi radzic, a sama nie wiem, jak ja zachowalabym sie w takiej sytuacji. Jednak jakos trzeba ja rozwiazac, bo na dluzsza mete sfrustrujesz sie do cna.

      Usuń
    22. Wszystkie, dokładnie wszystkie argumenty, których użyłaś już słyszałam... od męża. Powiem uczciwie, że póki tylko On to mówił, to część z nich uznawałam jako nie do końca słuszne. Bo to facet, bo jednak mniej emocjonalny, bo zdecydowanie bardziej krytyczny wobec ludzi itd. Gdy przeczytałam je u Ciebie ten ogląd najpierw nieco mnie zaskoczył (z powodu zbieżności), ale po kilku godzinach myślenia nad tym jasno do mnie dotarło, że to ja widzę to wykrzywione.
      T. wczoraj właśnie powiedział, że jak Ty nie potrafisz, to ja córci powiem. Nie chcę, żeby On to za mnie załatwiał, bo to byłaby kolejna moja porażka w tych relacjach. Muszę sama.
      Ja absolutnie nie zamierzam się odcinać od opieki nad wnuczką! Bardzo chętnie pomogę. Tak jak jest teraz nie zamierzam tego burzyć, bo to już by było po prostu nieuczciwe, skoro córka wzięła na siebie obowiązki zawodowe. Gdy się na to decydowałam mówiła otwartym tekstem: do czasu pójścia wnuczki do żłobka, a później zobaczymy czyli ustalimy. Ja bardzo chętnie zajmę się Nią w weekend (bo wówczas nie jestem sama tylko jest też mąż), czasem nawet cały dzień, ale gdy zostanie to ze mną uzgodnione. Już mam wątpliwości przy chorobie dziecka. Bo po pierwsze, tego nie przewidzisz i z godziny na godzinę moje plany stają się nieaktualne albo mój gorszy zdrowotnie dzień także nie może tej opieki powstrzymać. Małe dzieci nie chorują jeden dzień, a potem rekonwalescencja bywa długa. Przy czym sugerowałam kilka miesięcy temu córce, że poczekam aż znajdą opiekunkę, którą pomogę sprawdzić i kontrolować, dopóki jej nie zaufają. Wówczas powiedziała OK, ale co będzie później, to zobaczymy. Teraz jasno (i tonem stanowczym) po prostu stwierdziła, że nie zdecydowali się na wpuszczenie do domu obcej osoby-niani. Stąd powiedziałam wyżej, że został rzucony "bączek", bo na pewno w najbliższym czasie padną pytania i oczekiwania mojej deklaracji. Jak mi zmięknie rura, jak się okażę nieasertywna, dam się ponieść emocjom i się zgodzę to już tak zostanie. I to na lata. Po żłobku jest przedszkole, potem początek szkoły itd, itp.
      Tylko... tylko ja nie mam pracy i rzeczywiście czasowo daje się to zorganizować. Pracy fizycznej się nie podejmę, bo naprawdę jej nie podołam, a "umysłowej" znaleźć nie mogę (od dwóch lat nie byłam na żadnej rozmowie, choć wysłałam dziesiątki c.v. i wykorzystałam wszystkich znajomych z prośbą o pomoc). Myślałam o tym, by się zakręcić wokół jakiś organizacji czy stowarzyszeń gminnych, na zasadzie wolontariatu i może jak wejdę w środowisko to sie cos znajdzie. To pewnie naiwne i teraz tak mi się wydaje, że to może być jakaś szansa, a rzeczywistość mi pokaże, że ręce do pracy są chętnie przyjmowane, ale już zatrudnianie kogoś w wieku 54 lata to nie. Tylko teraz, gdy się opiekują wnuczką, a tym bardziej później, gdy nigdy nie będę wiedziała kiedy dziecko się rozchoruje, nie jestem w stanie zaangażować się w cokolwiek i sprawdzić czy to może być dobra droga.
      A na koniec powiem coś, co może Ciebie lub Czytelniczki oburzyć i mówię to po raz pierwszy głośno, choć z poczuciem winy, że mam takie odczucia: tak dla siebie... dla siebie mnie... dla siebie samej to chciałabym wyjść do ludzi, robić coś pożytecznego, co by mi sprawiało satysfakcję, nawet jeśli to nie przybliży mnie do stażu emerytalnego, bo to nie będzie praca zarobkowa, a opiekę nad wnuczką chciałabym traktować jak moje wielkie szczęście, moją ogromną przyjemność z obcowania z małym człowieczkiem. Chciałabym cieszyć się na myśl spotkania z Nią, a nie traktować jak zobowiązania wobec córki. Bo to mi zabiera sporą część radości bycia babcią. Być babcią to naprawdę zjawiskowe i niepowtarzalne doznanie. Chyba cenniejsze niż być matką.

      Usuń
    23. Pod jednym tylko warunkiem: ze bedzie to przyjemnosc i na Twoich warunkach, a nie obowiazek i poczucie winy wobec corki, ktorej sie wydaje, ze Ty swoje zycie masz juz za soba i pora teraz pozwolic zyc jej.
      Robisz blad chcac wszystko zalatwic sama, naprawde lepiej bedzie, kiedy spotkacie sie we czworke i naprawde spokojnie przedyskutujecie Wasza sytuacje. Pamietaj o jednym, Ty juz spelnilas obowiazek wzgledem wlasnych dzieci, wyprowadzilas je na ludzi, umozliwilas wyksztalcenie i nic wiecej nie jestes im winna. Wszystko, co dla nich nadal robisz, jest Twoja dobra wola, a nie obowiazkiem i corka MUSI to zrozumiec.

      Usuń
    24. Aniu, jesteś Wielka. Przysięgam, że nie ma w tym żadnej wazeliny i próby przymilania się. Bo nie mam powodu. Stanęłaś ramię w ramię z moim mężem (świadomie i nie) w argumentach, ale dopiero Ty, tak naprawdę mnie przekonałaś. Nigdy się nie widziałyśmy, znamy się, ale przecież wirtualnie, więc jedyny wniosek z tego mogę wysnuć: jesteś mądrym człowiekiem, który jak mało kto rozumie drugiego człowieka.
      Dziękuję.
      P.S. I pomyśleć, że hasło "łoś" potrafiło tyle rzeczy mi uświadomić ;-)))

      Usuń
    25. Tam zaraz wielka, no mam troche nadwagi, ale nie musisz mi tego wytykac. :)))
      Dbaj o siebie i o wlasne dobro, bo zycie masz tylko jedno i nie jest ono wcale takie dlugie.

      Usuń
  17. Zante,(i Pantero, wybacz sie sie do Was wtracam) tez jako druga osoba mowie Ci, ze jestes Qn, zastanow sie ... przed wydatkiem na na zlob (chamonto Ci inni naloza i batem poscigaja)....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestes czecia, nie druga. Pierwszy byl slubny monsz, druga ja.
      Zante, czas na chomato! :)))

      Usuń
    2. Trzecia nie jest przewidziana :D, no to moze druga DRUGA?

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.