 |
Kira i Fusel w Hamburgu |
Nie ma jej, nie ma juz jej rzeczy osobistych, a jednak dom jest jej pelen. Pozostal zapach na dywanie, wszedzie jeszcze sa jej klaczki, ktore z pietyzmem podnosze z podlogi i przytulam. Wciaz ja slysze, jej posapywanie, stukanie pazurkami o laminat - to nie sa omamy sluchowe, ja to naprawde slysze, ale kiedy sie odwracam, wzrok trafia w pustke...
Ogladam zdjecia, czytam o niej wpisy na blogu i stale zadaje sobie pytanie, dlaczego wlasnie ja musialo spotkac tyle nieszczesc, tyle chorob, tyle bolu i cierpien. Patrze na daty i staram sie dojsc, kiedy zaczela sie jej
ostatnia prosta, ta wyniszczajaca smiertelna choroba, a wlasciwie zespol chorob, majacych ze soba powiazania i wynikajace jedna z drugiej. Moze powinnismy przed laty pozostawic niektore sprawy samym sobie, moze bylismy przewrazliwieni i nadopiekunczy, pchajac ja z jednej operacji w nastepna...
 |
Bywala "za granica" - tu w Polsce na zlocie forum NIE |
Mam Kiruni naprawde wiele do zawdzieczenia, bo to ona po strasznej smierci Fusla uratowala mnie przed popadnieciem w najgorszy ze stanow psychicznych, byc moze nieodwracalny. Ona tulila sie do mnie, zagladala w oczy, rozumiala, dawala zajecie, odciagala mysli od przezytej tragedii. Tym samym przetrwalam zalobe i traume znacznie lzej i szybciej, choc blisko dwa lata trwalo, zanim moglam mowic o smierci Fusla bez placzu. Fusel odszedl w poniedzialek, a juz w czwartek Kira zamieszkala z nami, co wtedy wydawalo mi sie czyms w rodzaju zdrady czy, lepiej to ujmujac, nielojalnosci w stosunku do dopiero co utraconego przyjaciela, dzisiaj jednak, z perspektywy czasu wiem, ze byla to sluszna decyzja. Na pewno nie postapilabym tak, gdyby chodzilo o nieznanego mi psa, np. ze schroniska. Jednak Kire znalam od kilku lat, znal ja tezFusel, a splot okolicznosci sprawil, ze adopcja Kiry przez nas musiala zostac przyspieszona.
 |
Zwiedzala z nami wiele miejscowosci |
Teraz nie ma szansy na zadnego pocieszyciela, pozostala gora dlugow do splacenia , wiec nierozsadnym byloby pakowac sie w nowe wydatki. Zreszta i tak, kiedys... po pieska pojedziemy do Polski. Widocznie niemieckie schroniska wola przetrzymywac psy dluzej, niz oddac do adopcji szybciej, ale taniej, a mnie ani nie stac na wydanie 250 euro plus zakup wyprawki, ani nie mam ochoty tyle wydawac. Zreszta i tak nie bylabym w stanie zniesc na razie nowego, nieznanego psa w domu. Dla mnie czas sie zatrzymal, stracilam motywacje do wszystkiego, jestem chora, psychicznie i somatycznie, poruszam sie jak zombie i najchetniej bym umarla.
 |
Zaliczyla Morze Polnocne |
 |
Pokonywala niezlomnie setki kilometrow |
 |
Uwielbiala plywac |
 |
Statkami tez |
 |
Pomagala nam zbierac grzyby |
 |
Byla w ZOO w Hannoverze |
 |
Z Miecka sie lubily |
 |
Grudzien 2013 - pierwsza operacja (amputacja listwy mlecznej) |
 |
Znak pokoju z Bulczykiem |
 |
Maj 2014 - druga operacja (rakowa narosl na zadku) |
 |
Wrzesien 2014 trzecia operacja (zerwane wiezadlo w kolanie) |
 |
Styczen 2015 - czwarta operacja, amputacja drugiej listwy mlecznej i kastracja) |
 |
Jeszcze po tej operacji zdolala sie podzwignac, choc dalo sie zauwazyc pierwsze oznaki oslabienia |
 |
Czesciej odpoczywala na spacerach, ale parla dzielnie do przodu na dluzszych dystansach |
 |
Jedno z nielicznych zdjec razem, bo to ja na ogol stalam za obiektywem |
 |
Latem czesto bywalismy na psim kapielisku |
 |
Jeszcze brykala z Placzkiem |
 |
A potem byl ten paraliz nerwu twarzowego |
 |
Chodzila juz tylko na krotkie przechadzki, powoli i z odpoczynkami po drodze |
 |
7.XI.2015, kiedy popsulam sobie kolano |
 |
Lapalysmy razem grudniowy wschod slonca |
 |
Koniec grudnia 2015 piata operacja wyjmowania ciala obcego z zoladka. |
Od tamtej pory nie byla juz praktycznie na zadnym dluzszym spacerze, jedynie zalatwiala sie w okolicach domu, co poskutkowalo skarga do administracji. Kiedy juz wiedzialam, ze nastepnego dnia ja strace, zrobilam jej ostatnie zdjecia.
 |
1.VI.2016 |
Byla bardzo slaba, nic juz nie jadla, byla wynoszona przed dom na siusiu. Przez cale zycie nie wycalowalam i nie wymizialam jej wiecej niz przez te dwa ostatnie dni. Czas spedzalam przy niej na podlodze, nie jadlam, wegetowalam na kawie i papierosach, a w dzien jej smierci pozarlam tyle tabletek na uspokojenie, ze powinnam zejsc. Nie zeszlam jednak niestety, a tabletki niewiele pomogly, nie zamulily mnie ani troche.
Maz zmusza mnie do wychodzenia z domu, ciagnie na spacery, a ja wszedzie widze miejsca, gdzie bywalam z Kira, doslownie wszedzie. I kiedy po raz kolejny dociera do mnie, ze juz NIGDY... znow chcialabym umrzec. Widok innych psow tak mnie boli, ze musze odwracac glowe. Dlatego tez niewiele zagladam na blogi, gdzie sa zywe i szczesliwe pieski. Placzek tez na razie nie ma do nas wstepu, nie znioslabym jego obecnosci.
Aparat lezy, ostatnie zdjecia to te z Kirunia, nie chce go nawet brac do reki, a kiedys nie do pomyslenia bylo wyjsc z domu bez niego.
Wiem, ze
show must go on, ale dla mnie na razie czas stanal w miejscu, choc bede w koncu musiala isc do pracy i udawac, ze zyje normalnie... Nie zyje...
Aniu... Przez lzy przytulam (Leciwa)
OdpowiedzUsuńPantero! :(
OdpowiedzUsuń:****
Potrzebujesz czasu. On troche goi... A wspomnienia pomagaja. Nie boj sie ich. Placz jest potrzebny aby wykonal zadanie przystosowania sie do nowej sytuacji. Placz ale i dbaj o swoja powloke cielesna... Dasz rade, innej rady nie ma.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Pantero... Dziękuję za te zdjęcia Kiruni. Tulę Cię mocno.
OdpowiedzUsuńJak bardzo Cię rozumiem!... Każde jedno słowo. Nie mogę powstrzymać łez i odbieram Twoją rozpacz, jakbym to ja ją czuła. Nie umiem prawić komunałów o czasie leczącym rany, bo wiem, że to puste słowa i nie zawsze prawdziwe. Są rany, które nigdy się nie goją.
OdpowiedzUsuńTo rany zaniedbane! Frau Be!!! Gaja sie, zablizniaja, czasem odnawiaja aby znow je opatrywac, myc rece (i pazury), leczyc i nie okaleczac sie samemu. Gdyby bylo tak, ze sie nigdy nie goja to jacy ludzie wokol byliby brzydcy a sa tylko ... pomni ran... Eh
UsuńNie wiem... Nie jestem pewna.
UsuńKiedy czytam to co napisałaś ( bardzo pieknie) wszystko w środku mam ściśnięte i czuje sie tak jakbym ją znala osobiście. Taki żal. Trzymaj sie kochana
OdpowiedzUsuńpiękne wspomnienie ... pełne emocji... dzięki takim wspomnieniom Ci których kochamy żyją w naszej pamięci ...
OdpowiedzUsuńprzytulam :**********
Nie ma słów,które mogły by pocieszyć czy przynieść ulgę w bólu.Kochana Kiruniu bądź szczęśliwa za TM.Aniu mocno Cię przytulam.
OdpowiedzUsuńAniu przytulam, nie mogę pisać, oczy od łez prawie nie widzą. Ale Kira jest tam szczęśliwa, już nie cierpi i uśmiecha się do Ciebie, do Was, jest Wam wdzięczna bo miała i ma najwspanialsza rodzinę. Teraz jest trochę smutna bo płacze razem z Tobą ,martwi się o Ciebie a chciałaby byś była zdrowa bo masz dla kogo żyć. Buziam mocno.
OdpowiedzUsuńKiedy odeszli, wytłumaczyłam sobie, że dobrze się stało bo oni już nie cierpią.
OdpowiedzUsuńAniu trzymaj się dziewczyno, z czasem będzie łatwiej :-)
Płaczę z Tobą, Aniu.
OdpowiedzUsuńTo samo przeżywałam nie tak dawno, wiem jaki to ból
♥
Wiesz Aniu, ale przyjdzie czas, że popatrzysz inaczej... spojrzysz na kłaczki na podłodze i powiesz: dziękuję :)! Spojrzysz na miejsca, gdzie bywałaś z Kirą i pomyślisz - jakie to piękne, że ona była, jaka jestem wdzięczna, że mogłam z nią obcować. Kiedy po raz kolejny natykam się w domu na zabawkę Szimi, która wciąż tu jest i nie mam zamiaru jej wyrzucić, albo na jej legowisko, na sznurek do gryzienia na ogrodzie itd... to się uśmiecham, bo to cudowny dar, że ona była. A że jej nie ma...? Po każdej śmierci przyjaciela zostaje w sercu mniejsza lub większa wyrwa, ale można z nimi żyć... Trzeba z nimi żyć, żeby dawać świadectwo. Trzymaj się. To minie. Wszystko mija.
OdpowiedzUsuńWiem, jaki to ból. Wirtualnie przytulam. Nie cierpi już, a Ty masz takie piekne wspomnienia o Niej.
OdpowiedzUsuńAniu, tak strasznie mi przykro...
OdpowiedzUsuńTulę mocno choć wiem że i tak tego bólu nic nie ukoi...
OdpowiedzUsuńWpatruję się w okienko komentarza, ale każde słowo wydaje mi się niewłaściwe. Dziękuję Ci, że mogłam poznać Kirunię, choć tylko wirtualnie. I nie tylko ja, ale i moja rodzina, bo często opowiadałam im o Kirze i pokazywałam zdjęcia. Przytulam Cię mocno ♥
OdpowiedzUsuńCzego bym nie powiedziała, to będzie banał. I nie mam pojęcia jak Cię pocieszyć... Ściskam Cię serdecznie...
OdpowiedzUsuńŻegnaj, Kira. Najważniejsze, że nic cię już nie boli.
Wspominaj i płacz, to w jakimś stopniu pomaga przeżyć ten pierwszy okres.
OdpowiedzUsuńZa jakiś czas będzie lepiej, ale równie żałośnie.Ty jeszcze możesz wziąć psa, ja już nie- nie mogę dopuścić do sytuacji, że nagle pies zostanie sierotą zdaną na łaskę innych.
Przytulam Cię, rozumiem i bardzo współczuję...
Zadne słowa Ciebie teraz nie pocieszą.Placzę i przytulam.żegnaj kochana Kirunio.
OdpowiedzUsuńCóż napisać... Moje zwierzęta opuszczają mnie każdego roku. Staram się czarować, prosić los, ale on jest bezlitosny i po kolei mi jej zabiera. Kayron, Rufi, Amisia - moje miłości. Tęsknota za nimi nie blaknie, nie mija, ale okazuje się, że serce człowieka jest bardzo pojemne. Moje zmieściło nowe miłości; Fikę i Mikę, życzę ci, abyś mogła tego jak najszybciej zaznać. Gdy przyjdzie czas, nie wcześniej.
OdpowiedzUsuńKirunia była wyjątkowa, nigdy jej nie zapomnimy. Aniu, trzymaj się, ona już nie cierpi, a wspomnienia wspólne macie piękne. Niech one cię pocieszają. Buziaki.
Troche ci zazdroszcze. No nie tych strat ale pojemnosci serducha. Moze ty trenujesz przy tych maluchach, ktore przygarniasz, rozkwitasz i wysylasz w swiat... Pewnie to tak powinno byc. Ja po stracie jednego, jedynego czworonoga nie potrafie go zastapic innym. Ale to pewno dlatego, ze byl jedynym.
UsuńStrata zawsze jest wielka bez wzgledu na rozmiary straconego. :((((
Ja milkne po stracie i mowie o niej/nim gdy minie sporo czasu, wtedy mam juz dystans do ... siebie.
Aniu wypłacz z siebie całą traumę i niech zostaną tylko cudowne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńPanterko pielęgnuj te piękne wspomnienia kiedy byliście razem, kiedy Kira była radosna , szczęśliwa i kochana .
OdpowiedzUsuńNa pewno jest gdzieś blisko Ciebie ...
Moja mama nadal czuje obecność Maćka. Parę dni temu drukowałam jej zdjęcia bo tak bardzo za nim tęskni. Ja sama z tydzień czasu non stop o nim myślałam , płakałam , oglądałam zdjęcia , analizowałam ...
Nadal jest nam ciężko , ale żyć trzeba dla tych pozostałych ...
Uściski ♥
Anusia, tak bardzo współczuję.
OdpowiedzUsuńAnna M.
Kirunię opłakałam razem z Tobą, zostanie i w naszych wspomnieniach :( wiem, że jest Ci bardzo ciężko :( ja do dziś, a minęło 6 lat, nie mogę bez bólu oglądać zdjęć Szarusia i wciąż nie mogę spokojnie wspominać tego dnia, gdy odszedł :( przytulam Cię Aniu i myśli serdeczne przesyłam
OdpowiedzUsuńNa kolejnych zdjęciach widać jak Kirunia gaśnie...:( smutne.
OdpowiedzUsuńMoja pierwsza sunia też musiała mieć usuniętą listwę mleczną.
Dobry wet poradził mi, alby od razu usunąć obie i wykastrować.
Dzięki temu psinka była ze mną 17,5 roku.
Trzymaj się Pantero, niech w pamięci pozostaną Ci tylko dobre chwile.
Przytulam.
Aniu
OdpowiedzUsuńMusisz ją puścić pozwolić odejść, Twoja miłość ją trzyma w domu, to że słyszysz to nie omany to Kira ona jest w domu dalej, nie widzisz jej ale ona jest.
Nie jest łatwo puścić, pozwolić odejść, wiem co mówię. Nie puszczałam Hasusia bardzo długo mimo że wiedziałam to nie puszczałam. I te miejsca gdzie byliśmy razem, sa pełne jego śladów. Postanowiłam nie przeszkadzać mu w odejściu z zastrzeżeniem - muszę wiedzieć kiedy wróci na ten świat w innej postaci, chce poznać i opiekować się i ... jest. Nie pies, kot. Ma taki charakter jak nasz Haski. Może uznasz to za głupie co napisałam, nieszkodzi zupełnie, teraz bardzo serdecznie Cię przytulam.
odejście tak ukochanej istoty zostawia wyrwę nie do zaleczenia
OdpowiedzUsuńbardzo, bardzo Ci współczuję
i wierzę, że czas żałoby w końcu przyniesie ukojenie..
cóż ci powiem? każde słowo to banał. nie ma sposobu, by przestać cierpieć. z czasem? pewnie troche tak, ale serce zawsze bedzie pełne tego co tak bardzo sie kochało. przytulam cie....
OdpowiedzUsuńBól,rozpacz...przeżyłam to już 5 razy,też kiedyś miałam psa,a potem kotki.Najgorsza trauma z Momo,bo bez sensu umarł młody,zdrowy 2,5 roku kot,przez błąd i niefrasobliwość weta przy usuwaniu zębów.Póki co nie mogę o tym pisać ani mówić zbyt wiele,może w rocznicę. Jestem prawie pewna że energie naszych Zwierzaków są przy nas, zwłaszcza jakiś czas po śmierci.Często czułam,słyszałam ich obecność,coś spadało z półki jakby wskoczył tam Kot.Szkoda tylko że Kirunia tak dużo i długo chorowała jak na swoje krótkie życie,ehhh. Żałoba i łzy są konieczne a po jakimś czasie mus się otrząsnąć, choć kolejna blizna na sercu pozostanie, bo przecież i tak wszyscy zmierzamy w tamtą stronę.Mam wielką nadzieję na ponowne spotkanie,jak nie po tej to po tamtej stronie. Ściskam :*
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuńWspomnienia, i te piekne kiedy Kira byla szczesliwa, i te smutne kiedy chorowala, swiat jest okrutny ze wlasnie takie kochane istoty jak Kira tyle wycierpialy, ale ja mysle ze Twoja milosc do niej, bliskosc zawsze lagodzila bol. I te ostatnie dni kiedy bylas przy niej ciagle, jak to dobrze i byla Kira w domu, w kochanym jej domu, z Wami, wszystko bylo tak jak zawsze, odchodzila spokojnie, po prostu zasnela. Teresa
OdpowiedzUsuńŻycie jest pojebane...;(
OdpowiedzUsuńKiedyś zapytałam Cię o zdjęcie Kiry, dziś to jest moja tapeta. Kira leży na trawie i pieknie sie uśmiecha. Nic ją nie boli i widać, że jest szczęśliwa ......
OdpowiedzUsuńOj... :'( ♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńAniu, po prostu mocno Cię ściskam i życzę spokojnych chwil :*
OdpowiedzUsuńPanterko, trzymaj się ciepło. Jesteśmy z Tobą...
OdpowiedzUsuńMogę Cię tylko przytulić wirtualnie Aniu, bo wiem, że żadne pocieszanie nie jest skuteczne, potrzebujesz się wypłakać, i dla Niej i dla siebie.
OdpowiedzUsuńCałuję
Obie z córką ryczałyśmy jak dwa bobry. Niezapomniana Kirunia.
OdpowiedzUsuńMusisz po prostu przystosować się do nowej sytuacji, ale to pewnie wiesz...innej rady nie ma. Jesteśmy z Tobą!
OdpowiedzUsuńZaczelam czytac i musialam zrobic przerwe... Poryczalam sie. Rozumiem, bo przechodzilam niedawno przez to samo! Trzeba duzo, duzo czasu. Kiedy mysle o swoim piesku, od razu placze, dlatego tym bardziej jest mi smutno. Nie ogladam filmow o psach, a nawet staram sie nie ogladac naszych wspolnych zdjec, bo na nowo sie rozklejam:( Kto nie mial psa czy innego domowego zwierzaka, ten nie zrozumie tak do konca. Moja znajoma powiedziala mi kiedys, ze dziwi sie, ze po psie ktos placze... Ano placze sie i to bardzo, bo pies to jak czlonek rodziny, tym bardziej jesli mieszka sie razem, wyjezdza sie razem, wszedzie przebywa sie razem. Jak nie plakac? Wyplacz sie, Aniu. Sciskam, trzymaj sie, kochana:)
OdpowiedzUsuńAniu, bardzo Ci wspolczuje i doskonale rozumiem co czujesz. Klara odeszla ponad rok temu a ja do dzisiaj jak widze jamnika dlugowlosego mam lzy w oczach. Po jej odejsciu przezylam pierwsze dni tylko dlatego ze byly w domu Dakotka i Lolka. Aniu trzymaj sie, mysle o Tobie i Twojej rodzinie.....
OdpowiedzUsuńAniu, wszyscy pokochalismy Kirunie, tak bardzo mi przykro....
OdpowiedzUsuńNawet nie jestem w stanie wyobrazic sobie jak cierpisz, zadne slowa pocieszenia nie ukoja Twojego zalu i tesknoty.
Placze razem z Toba, i mocno przytulam.
Pantero...
OdpowiedzUsuńWiesz...mnie tylko Absorbery wrzucają na odpowiednią orbitę.
Czytam i płaczę razem z Tobą, Aniu ...
OdpowiedzUsuńNie wyrzucaj sobie, że zrobiłaś coś nie tak, że można było inaczej ... zawsze można było inaczej postąpić i nigdy nie wiadomo, jakie to miałoby skutki. Może lepsze, może gorsze.
Ściskam Cię mocno ♥♥♥
Popłakałam się widząc zdjęcia Kiruni, której już nie ma. Nic i nikt nie jest w stanie Cię pocieszyć. Wiem jak to boli i z tym bólem musisz sobie poradzić sama, chociaż długo będzie bolała strata ukochanej suni. Dasz radę i w pamięci będą później tylko dobre chwile z nią.
OdpowiedzUsuńMiałam napisać to co Lidka,nie obwiniaj się prosze,już i tak masz przecież ciężkie serce.Ratowałaś Kirę,dbalas,kochałas, przezyliscie cudowne lata razem.Byla z Tobą z wami szczęsliwa,niech to bedzie pocieszeniem.
OdpowiedzUsuńJest taka piękna piosenka, która po śmierci Bossa niosła mi częściowo ukojenie... o ile kiedykolwiek przyniosła. Myślę, że idealnie pokazuje, że to co czujesz jest najnaturalniejsze na świecie i chociaż bardzo bym chciała zabrać ten ból od Ciebie, to wiem, że dasz radę. Spokojnie i powoli. Myślę, że trzeba pozwolić sobie na płacz i poczekanie, aż serce przestanie tak boleśnie rwać.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=le34ygtODfI
"Teraz Twoja miseczka jest pusta / a Twoje łapy są zimne / ciało nie potrafi przestać drgać - tak wiem, trudno jest pozwolić na rozstanie.
Od czasu, kiedy Cię odnaleźliśmy / stałeś się naszym przyjacielem / Twój głos nadal rozlega się po holu tego domu - chociaż to już koniec
Będziemy z Tobą, kiedy odchodzisz / Będziemy z Tobą, kiedy odejdziesz / Będziemy z Tobą i będziemy Cię tulić, aż ucichniesz, Twoje odejście boli / Będziemy z Tobą i Ty zostaniesz z nami.
Tak trudno coś napisać, kiedy nastał czas żałoby.To jest życie, a pieskowe i kotkowe ma określoną ilość lat, co oczywiście nic, a nic nie pomaga się do tego przygotować. Przytulam.
OdpowiedzUsuńAniu, nie mam wiele do powiedzenia. Jestem i ściskam.
OdpowiedzUsuńA świat toczy się dalej,choć w tym świecie jest trochę ludzi,którzy razem z Tobą opłakują Kirę i próbują pomóc Ci przetrwać ciężkie chwile...
OdpowiedzUsuńTrzym się Panterko,każdy dzień będzie oddalał Cię od odejścia a przybliżał do spokoju.
OdpowiedzUsuńWszystko ma swój kres...
Dla Kiry przyszedł też.
Smutne to niebywale
i przeżyć niełatwe wcale.
Pantera w żałobie została,
bo Kirę bardzo kochała.
I psina podobnie miała,
miłością psią swą Panią kochała.
W oczach zwierzęcia coś urzeka...
bezwarunkowa miłość do człowieka...
Wspominaj piękne chwile,
Przecież było ich tyle...
;*
Boli, bardzo boli ja to wiem. Kiedy odeszła Kizia-Mizia świat się zawalił, serce wyło z bólu i tęsknoty. 13 lat przeżyła szczęśliwie z nami dając nam tyle miłości z tego maleńkiego serduszka. Pojechałam z nią do weta usunąć zęba - tak myślałam... wróciłam sama z szeleczkami. Po miesiącu szukałam takiego samego kolorystycznie kota, musiał być czarno-biały. Znalazłam Bezę... Kiziunia wróciła, nawet w tym samym futerku.
OdpowiedzUsuńAnusia przytulam Cię mocno.
Ania Bezowa
Aniu, nie mam słów pocieszenia.. znam Ciebie i Kirunię tylko stąd, ale płaczę razem z Tobą.
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro z powodu odejścia Kiruni, ale wiem że zrobiliście wszystko by miała najlepsze życie jakie tylko mogła mieć. Nie często się tu odzywam, ale wiedz że zawsze czytam i jestem z Wami całym sercem!
OdpowiedzUsuńBardzo poruszające.. Współczuję i ściskam w duchu!
OdpowiedzUsuńPrzeżyliście razem wiele trudnych, ale i cudownych chwil, o których warto pamiętać. Jak już pisałam, to był bardzo szczęśliwy piesek, mimo chorób, prawdziwy i wierny przyjaciel, a Wy daliście mu wiele miłości, którą potrafił odwzajemnić.
OdpowiedzUsuńAniu kochana,przepraszam,ze dopiero teraz piszę...
OdpowiedzUsuńŁzy mi poleciały czytając o Twojej miłości do Kiruni i oglądając zdjęcia....
Teraz już wiem,jak bardzo można być zżytym z czworonogiem,jak bardzo można go kochać i jaki potworny bol przechodzić po utracie....
Aniu,Kirunia juz przestala cierpieć,ona miała cudowne życie przy Was,byla szczęśliwym,kochanym pieskiem.Nie wyrzucaj sobie,ze cos nie tak zrobiłaś...byla chora i za każdym razem robilas to,co zrobilby każdy kochający człowiek w stosunku do cierpiącej istoty.
To banał....ale czas NAPRAWDĘ leczy rany...
Tulę mocno....:*******