zlikwidowala wszystkie swoje sprawy w stolicy i przeniosla sie do moich rodzicow do Lodzi, czyli wrocila do korzeni, bo tam wlasnie sie urodzila. Miala juz wtedy blisko 80-tki i podupadala na zdrowiu, nie powinna wiec dalej mieszkac sama. Od tamtego czasu kufry lezaly w kanciapie i nadal sluzyly do przechowywania rzeczy nietakbardzopotrzebnych, ale takich, ktore nie powinny sie kurzyc, tym razem maminych.
Dla mojego taty byly cenna pamiatka, jedna z nielicznych, ktore zostaly po jego ojcu, nie bylo wiec mowy, zeby sie ich pozbywac, choc wcale nie byly ladne ani reprezentacyjne. Nie byly tez jakimis cennymi antykami, ot zwykle kufry nadgryzione zebem czasu, rozlicznymi przeprowadzkami miedzymiastowymi i miedzynarodowymi. Byly za to nieocenione wlasnie do przechowywania tych nietakbardzopotrzebnych klamotow.
Kiedy tato zmarl, mama zabrala sie do generalnych porzadkow i sukcesywnego wyrzucania z domu przeroznych rzeczy, ktore tylko zalegaly, zgodnie z dewiza, ze moze kiedys sie przydadza. Tak jej pozostalo z czasow, kiedy niczego nie mozna bylo dostac normalnie w sklepie i gromadzilo sie rozne roznosci. Z likwidowanych mieszkan (mojego i babci) zatrzymala zastawe, gary, czajniki, posciele, obrusy i takie tam. Teraz postanowila zrobic z tym porzadek. Wynosila pojedynczo, stawiala obok kontenerow na surowce wtorne i za kazdym razem wszystko znikalo.
Kiedy bylam w Polsce, spytala mnie, czy reflektuje na te kufry. Moze i bym je wziela, tylko JAK? A poza tym, gdzie bym je zmiescila w moim malenkim mieszkaniu? Rada w rade, sfocilam je i dalam na fejsa z pytaniem, kto chcialby je przytulic, pod warunkiem jednak, ze odbior bylby wylacznie osobisty. Zglosily sie dwie chetne osoby, a ja juz wtedy wiedzialam, ze kufry trafia w dobre rece. Nie pisze, kto przytulil moje pamiatki, niech te osoby same napisza na blogach, jesli chca.
A skad w ogole wziely sie te kufry w naszej rodzinie? Otoz moj dziadek, ktoremu poswiecilam kiedys ten post (KLIK), zostal po demobilizacji w Szkocji i najpierw probowal tam zycie ukladac, a kiedy nie wyszlo, przypomnial sobie o rodzinie w Polsce. Przez czas pobytu na wyspach zdazyl zaopatrzyc sie w sporo cywilnych ciuchow, wiec gdy nadeszla pora przeprowadzki, musial zorganizowac sobie cos do przewozu szkockiego dobytku i wszedl w posiadanie tychze kufrow. Nie wiem, czy kupil uzywane, czy tez nowe, ale stawiam na uzywane. Z wygladu sa to typowe kufry kolonialne. Zeby bagaz nie zagubil sie po drodze do Polski, na wiekach napisano adres, pod ktory mialy trafic. Przetrwal do dzisiaj, dobre szkockie farby!
Nie jestem pewna, ale domyslam sie, ze litera C ma cos wspolnego z cargo. Jeden z kufrow ma w drodku scianke dzielaca gore z dolem, pewnie zeby sie klamoty nie pogniotly.
Rzeczy, ktore ze soba przywiozl, nosil jeszcze przez wiele lat w Polsce. Nawet ja pamietam niektore, ponadczasowo klasyczne garnitury, tweedy, marynarki, krawaty, buty, dwa welniane szlafroki, w tym jeden oryginalny z welny wielbladziej. Z niego uszylam po latach spodnie dla mojej pierworodnej.
Wszystko to spisalam na prosbe nowej wlascicielki. Nie jest to wyczerpujaca wiedza, bo polegam jedynie na wlasnej pamieci i urywkach rodzinnych rozmow. Ale co najmniej staralam sie przyblizyc historie tych dwoch kufrow, ktore duzo widzialy i wiernie rodzinie sluzyly.
Jak ja lubię takie historie...
OdpowiedzUsuńSama NIE DOSTAŁAM w spadku po babci maszyny do szycia
Choć pewnie jako jedyna jej pragnęłam...
Ech
Maszyna do szycia Singer po mojej ciotecznej babce tez poszla do ludzi, bo jej nie chcialam, mialam elektryczna walizkowa, a dla tamtej brakowalo miejsca. Jestem gooopia jak zelowka buta. Teraz mialabym chociaz podstawe pod stolik ;)
UsuńA ja bardzo chciałam: (
UsuńTeraz zaluje, ale jest za pozno.
UsuńMy też po babci rozdaliśmy różne fajne rzeczy bo nie było jak i gdzie zabrać. Też żałuję ...
UsuńByła podstawa pod maszynę Singer (maszyna poszła wcześniej) radio lampowe i wiele innych.
Fajne te kufry !
Tu w piwnicy mamy walizeczkę z tektury. Były dwie,ale jedną wydaliśmy. Takie w dzieciństwie służyły nam na wyjazdy na kolonie :-)))
Ja najbardziej zaluje swoich mebli, to byly piekne antyki, ale wtedy transport byl zupelnie niemozliwy i nieoplacalny. U mamy jest jeszcze taka walizeczka z tektury, jakby kto chcial... :)
UsuńU babci też były fajne meble - kredens kuchenny o jakim marzyłam niedawno i komplet dębowych mebli robionych na zamówienie ...
UsuńWalizeczka została przez sentyment. Mam zamiar ją wybielić i odpicować kiedyś ;-)
Te kufry też bym odpicowała ;-)))
Ponizej jedna z komentujacych osob podeslala linke na blog o renowacjach mebli i kufrow. Dziewczyny moga skorzystac. ;)
UsuńWidziałam, super wyszły ;-)
UsuńZawsze bardzo mi sie taki kufry podobaly. Jeden podobny ostal sie po mojej pra..., ale pózniniej moja mama sie go pozbyla, jak likwidowala moje mieszkanie :(. Niestety, lata temu za transport czegokolwiek na to zadupie Europy zaspiewali mi tak chorendalne ceny, ze nic nie bylam w stanie odzyskac :(.
OdpowiedzUsuńLeciwo, gdybys widziala, jakie ja mialam w Polsce meble, ktore poszly za bezcen, bo transport byl wtedy nieoplacalny. Nigdy w zyciu nie bedzie mnie juz na takie meble stac.
UsuńKupilam kiedys podobny kufer, dwupoziomowy z metalowymi ozdobnymi okuciami za $5.00 na pchlim targu. Sluzyl mi przez wiele lat jako stolik do kawy, byl dosc duzy i akuratnej wysokosci. Wszyscy sie kufrem zachwycali i pozbylam sie go dopiero 14 lat temu przed przeprowadzka tutaj, bo jakos nie byl juz potrzebny. Ale byl naprawde super.
OdpowiedzUsuńPo lekkim liftingu te kufry moga jeszcze drugie tyle sluzyc komus innemu jako mebel albo chociaz skrzynia do przechowywania. Ilez one przetrwaly i jeszcze zyja!
UsuńBardzo ciekawa historia. Moja rodzina także pochodzi z Łodzi (z Widzewa). Ulicą Kilińskiego prawie codziennie chodziłem lub jechałem tramwajem na Uniwerek kiedy mieszkałem w Łoddzi. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, ze zapomniales sie przedstawic.
UsuńUwielbiam, ubóstwiam takie historie! Te kufry to coś takiego, jak moja szkatułka z Mauthausen...
OdpowiedzUsuńPisalas o tym? Jak tak, to rzuc prosze linke.
UsuńGdzieś pisałam, choć niewiele... Zarutko... O, mam.
Usuńhttp://fraube2.blogspot.com/2013/05/160-zaklete-przedmioty.html
Dziekuje za te linke. :)
UsuńMieszkalam na Nawrot przy Kilinskiego, teraz pewno bardzo sie zmienilo! Nie bylam w Lodzi ponad dwadziescia lat a do szkoly chodzilam do Tekli Borowiak na Widzewie.
OdpowiedzUsuńAga z Czech
Podany adres na Kilinskiego jest znacznie dalej, miedzy Przybyszewskiego a Dabrowskiego. Ja tam spedzilam dziecinstwo, a byl to dom, ktory zbudowal moj pradziadek przed wojna. Po wojnie zostal wywlaszczony, a w latach 90-tych przejela go od nowa na wlasnosc kuzynka taty.
Usuńhttp://swiattodzungla.blogspot.de/2012/06/domy-domy-2.html
No wiesz co, teraz to juz kompletnie Cie nie rozumiem, kufry sa wspaniale, uwielbiam takie starocie i jeszcze do tego rodzinna historia. Wolalabym wywalic z domu jakis wspolczesny bubel zeby znalezc miejsce dla nich.
OdpowiedzUsuńTo nie tylko brak miejsca, ale i problemy logistyczne z transportem. Uwierz mi, naprawde nie mam miejsca w domu na te kufry, a szkoda byloby trzymac je w piwnicy. Lepiej, ze trafily w dobre rece.
UsuńJaka szkoda, e chociaż jeden nie trafił w moje ręce! Byłoby mu jak w raju:)
OdpowiedzUsuńDalam ogloszenie na fb, ale widac nie bylo Cie wtedy w poblizu. Pozniej usunelam, zeby niepotrzebnie nie kusic, kiedy bylo pewne, ze maja juz nowy dom.
Usuńale zazdroszczę ...nowym właścicielom, są niezwykłe i to kawał historii Twojej rodziny.
OdpowiedzUsuńMoze nowi wlasciciele zechca sie pochwalic na blogach, to ja zaraz apdejta wkleje i bedziecie wiedziec, co dalej sie z nimi dzieje.
UsuńO, bardzo dziękuję za ten post!
OdpowiedzUsuńTe kufry są... w moim garażu, a jeden z nich czeka na Marię. :)
Drugi trafi do mojej synowej. :)
Sa urocze i bardzo się cieszę, że mogłam je zobaczyć na własne oczy.
Potem poczytam wszystko jeszcze raz, bo teraz muszę lecieć!!
Ja ze swojej strony chetnie poznalabym ich dalsze dzieje, czy beda wyremontowane, czy pozostana w takim stanie jak sa.
UsuńŁo to ten kufer na mnie czeka, ale superrrrrrrrrrrr!!!!!!!!!!!
UsuńJa też niestety przeczytam później, bo teraz lete się pakować o 14,00 albowiem wyruszam na lotnisko, a jeszcze muszę wydać dyspozycje gospodarcze :)
Wracam w poniedziałek wieczorem.
Serdecznie Wam dziękuję♥
Piękne kufry, też bym przytuliła, ale widzę, że mają dobre domy.
UsuńDostaly nowe zycie w najlepszych domach z mozliwych, jestem wiec spokojna o ich dalsze losy. :)
UsuńTo teraz na spokojnie napiszę, że miałam wielkie szczęście że akurat wtedy byłam na fejsie kiedy ty opublikowałaś zdjęcie tych kufrów.
UsuńSą fantastyczne i moja Kasia bardzo się ucieszyła, że pomyślałam o niej. Sama jestem ciekawa czy Maria coś z tym swoim kufrem zrobi, bo Kasia powiedziała, że ten napis jest także częścią historii kufra i po prostu zostawi go jak jest. :) Losując wybrałyśmy ten cięższy ze zlotymi okuciami. Drugi, równie piękny pojedzie do Marii. Jeszcze raz wielkie dzięki! Postaram się też zrobić o nich post - bo warto. Jak to się fajnie złożyli, że akurat jechałam do Łodzi z Fado! Przy okazji bardzo miło przyjęła nas Twoja mama. To był fajny dzień!
Gosia, gdyby jednak Kasia zechciala go wyremontowac, Hanna przeslala mi linek, jak to robic: http://starychmebliczar.pl/2016/07/08/zmagania-przy-odnawianiu-starej-walizy/#more-9359
UsuńMoze Wam sie przyda.
Dzięki!!!
UsuńProszsz bardzo :)
UsuńOd razu pomyślałam, że z pewnością znajdzie się ktoś, kto je zechce przygarnąć; są wspaniałe! Ja, co prawda, nie miałabym ich gdzie wcisnąć, ale mam w piwnicy dwie stare walizki, dużo mniejsze, ale podobne. Mąż ma w nich swoje szpargały, ale może je po odpowiedniej selekcji schować do innego pojemnika, a nad walizkami się zastanowię:)))
OdpowiedzUsuńPisałyście o maszynach Singer: moja mama miała możliwość mieć taką, po cioci, ale nie było jak przewieźć, szkoda...
U nas wszystko zawsze rozbijalo sie o transport i jego gigantyczne koszta. W czasach, kiedy meble jeszcze byly, trwala komuna i nie bylo takich mozliwosci jak dzisiaj z transportem za granice. Wtedy tez nikomu nie przyszloby nawet na mysl, ze upadnie mur berlinski, a zelazna kurtyna zardzewieje i rozpadnie sie w pyl. Inaczej bysmy zaczekali.
UsuńMam identyczny kufer, kupiony dawno temu za grosze w Czaczu. I drugi, zupełnie inny i bardzo ciekawy - otwiera się w pionie i w poziomie - nie wiem jak inaczej to określić. Ten drugi podarowała mi koleżanka. Nie znam jego historii, wiem tylko, że należał do jej dziadka. Oba kufry stoją w sypialni przy łóżku. Trzymam w nich zdjęcia i rzeczy nietakbardzopotrzebne. Poza tym służą do rzucania na nie szlafroka przed wejściem do łóżka. Koty lubią na nich zasiadywać.
OdpowiedzUsuńPoka zdjecia na blogu!
UsuńU mnie by sie nawet przy lozku w charakterze szafek nocnych nie zmiescily, tak mam ciasno w chalupie. :)
jak w pionie i w poziomie to rzeczywiste prawdziwe portmanto (port-manteau) - jak tu? https://www.macquariedictionary.com.au/news/view/editor/article/366/ ??
UsuńAle to fajne! Jeszcze bardziej wypasione od moich.
UsuńNie wiem, nie ładuje mi strony.
Usuńtak sie kiedys podrozowalo....
UsuńHana, podswietl BEZ tych znakow zapytania, to zaladuje.
UsuńFajna historia, fajne kufry. Ja mam bardzo stare książki:) Bardzo stare. Po moim pradziadku:)Po matce oryginalną biżuterię.:)Dostanie ją Młoda, bo nie mam wnuczki.
OdpowiedzUsuńJa mam fajne stare ksiegi po tesciach, po niemiecku. Jest to dwutomowy atlas/podrecznik medyczny pisany gotykiem, chyba XIX wie, moze wczesniejsze, nie ma daty. A zloto rodowe trzymam w skrytce w banku, bo w domu teraz strach, bardzo wzrosla liczba wlaman, wielu moich znajomych potracilo wszystko, co najcenniejsze.
UsuńNo i oczywiscie wiadomo, gdzie trafily :-) Wszystko i tak w koncu trafia ZA JEJ DRZWI, he he!
OdpowiedzUsuń:-)
No a tak powaznie to codziennie mijam pracownie szewca (tak, jeszcze tacy istnieja w Szkocji!) i on tam wystawia takie kufry przed sklepik, ale chyba jako dekoracje.
Moja mama jest w posiadaniu "walizki", jak ja nazywamy, a jest to maly drewniany kuferek podrozny z czasow pierwszej wojny swiatowej, cos w rodzaju bagazu podrecznego. I od kiedy pamietam to zawsze tam byly zdjecia. Teraz mama zdjecia poprzekladala do albumow, a walizka sluzy do przechowywania dokumentow, niektore maja po piecdziesiat lat :-)) CHyba sobie zazycze te walizke w testamencie.
Ja nie musze niczego sobie zyczyc, i tak wszystko musi przypasc mnie. To chyba jedyny plus bycia jedynaczka.
UsuńMoze moglabys poszukac w szkockich zrodlach o Pierwszej Brygadzie Spadochronowej generala Sosabowskiego, oni tam sie przygotowywali do dalszej dzialalnosci wojennej.
Jest duzo, bo brytyjczycy uwielbiaja swoja historie. Ale wszystko po angielsku. Na przyklad tu:
Usuńhttp://www.89fss.com/polish.htm
http://www.pegasusarchive.org/arnhem/batt_polish.htm
A to mysle ze jest najbardziej ciekawa strona:
https://paradata.org.uk/units/1st-polish-independent-parachute-brigade-0
Kurcze, szkoda, ze lepiej nie rozumiem, ale i tak nie doczytalam sie nazwiska dziadka. Na polskich stronach i w wiki jest.
UsuńDzieki, Iwonka. :*
Pantero, mogłaś je odnowić.Zobacz cacka z takiego kuferka
OdpowiedzUsuńhttp://starychmebliczar.pl/2016/07/08/zmagania-przy-odnawianiu-starej-walizy/#more-9359
Hanna
No moglabym, Haniu, ale transport niestety mnie przerosl. Za wielkie to na autobus, a w samochodzie tez by sie oba nie pomiescily, zwazywszy ze z tylu siedzi duzy pies. Moze nowe wlascicielki zechca kufrom przywrocic druga mlodosc.
UsuńPiękna historia kufrów!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie opowieści.
Ależ mi się u Ciebie spodobało!!! Pozwolisz, to będę tu zaglądałam.
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Czy pozwole? Serdecznie zapraszam, rozgosc sie i czuj jak u siebie. :)
UsuńNo masz, cholera jasna!! Ja bym przytulila OBYDWA kufry....niby mam jeden kufer (szkolny, slubnego, takie jak te Twoje)) , ale bym przytulila....ach.
OdpowiedzUsuńale za to mam skrzynie, ktorj nikt z rodziny nie chcial, a jest zachwycajaca. Ma 100 lat, jest chinska z drzewa kamforowego. miala tez przegrodke ruchoma, na szynie i jakies, juz wczesniej zabrane dodatki. takie portmanto ;) Stoi wyglansowana czasem a nie jakims psikadelkiem i scierka do glansowania . I pachnie pieknie i az kapie historia. w skrzyni mieszkaja wszystkie bozonarodzeniowe rzeczy.
Musialabys pofatygowac sie po nie osobiscie do miasta Uc i odebrac od mamy, jak zrobila to Gosia przy okazji odwozenia do Uc pieska z tymczasu do adopcji.
UsuńMysle, ze Marija ten swoj pieczolowicie odrestauruje, moze synowa Gosi tez sie pobawi?
A o tej maszynie do szycia to juz sie nie bede wypowiadac, bo mnie krew zaleje!!! te maszyny sa nie do zdarcia. moglabys pod lozkiem trzymac, nad luzkiem badz w lazience, ale oddawac??
OdpowiedzUsuńTo cudo by sie nawet do samochodu nie zmiescilo, zeby przewiezc do Niemiec. Wtedy z tylu siedzialy trzy maloletnie bestie. Ehhh....
UsuńTrzeba bylo wywalic bestie, przywiazac sznurkiem do auta i niech leca...ja lat temu duzo wiozlam maszyne w stoliku od znajomej. Ze mna podrozowal brat i bratowa, on z tylu, a samochodzik byl z tych nisko zawieszonych, pol sportowych, z drzwiami tylko z frontu...zanim on, ten brat, wlazl na tyly, uplasowal sie wedle maszyny to trochu czasu mijalo, hrehreher. Maszyna stoi teraz na wsi :)
UsuńAno, teraz mozna sobie jedynie poteoretyzowac, co by bylo gdyby... Za pozno, bo maszyna juz u kogos innego. Najbardziej szkoda mi moich mebli, a tego juz nie dalo sie w tamtych czasach w zaden sposob przewiezc.
UsuńA ja z wieloma rzeczami nie umialam sie rozstac jak opuszczalam Polske i przyplynely do Australii statkiem, miedzy innymi tysiac ksiazek, pamietam jak robilam liste tych ksiazek, autor, tytul. W ostatniej chwili do bagazu do samolotu wcisnelam pomiedzy bielizne bardzo stary taty srubokret, a jak na lotnisku przy kontroli zadzwonilo nie moglam sobie przypomniec dlaczego, az w koncu pracownik wyciagnal to cudo z pomiedzy moich majtek.
OdpowiedzUsuńWlasnie ksiazek mi bylo najbardziej zal, ale w tych zamierzchlych czasach nawet na statek nie bylo mnie stac, choc to tylko Europa... I jak pare lat pózniej pojawilam sie w Polsce, to nawet mnie wypuscic z powrotem nie chcieli, wiec o wywozeniu czegokolwiek juz nie bylo mowy :(((.
UsuńMari, no prawie sie posikalam, bo dokladnie sobie wyobrazilam te cala akcje na lotnisku. :))) Ksiazki na szczescie przewozilismy sukcesywnie, male byly, to i mozna bylo poupychac w samochodzie. Wczesniej jednak przeprowadzilam selekcje, nie wzielam wszystkich, tylko najcenniejsze.
UsuńLeciwo, z rodzina wiadomo, najlepiej na zdjeciu, a i to nie zawsze.
Ja, jak emigrowalam, to zapakowalam dobytek nasz (po roku mieszkania w PL) w samochod. Tez musialam zrobic liste ksiazek (tylko cos ponad 500 wiozlam), moje dwa stare misie, troche poscieli, ciuchy, druty i szydelka... przy kazdym przyjezdzie do PL kupowalam ksiazki...teraz mam tak, ze nie moge kupic ani jednej papierowej ksiazki, bo zwyczajnie nie ma miejsca. mam ksiazki, co leza w metrowej kupie na stole jadalnym.
UsuńJak to dobrze, ze wymyslili te Kindle, ile miejsca w domu mozna zaoszczedzic. Chociaz papieru nic nie zastapi.
UsuńKuferków takowych u mnie w rodzinie nie było, ale mam przedwojenne trzy kosze wiklinowe, takie przeprowadzkowe. Dwa są w piwnicy na ziemniaki, a jeden mam w kuchni pod stołem i jest to ulubione legowisko kotów. Kiedyś Kiziunia, a teraz Beza, jak chce uciec przed światem, tam wskakuje na pokrywę kosza, w którym jest wszystko: szwarc, mydło i powidło, jak mawiała moja Mama. Małą, zieloną walizkę tekturową, z którą jeździłam na kolonie posiadam i patrzy na mnie z szafy.
OdpowiedzUsuńMala tekturowa walizka jest jeszcze do wziecia u mojej mamy, wiec jakby ktos cos, to proszsz bardzo.
UsuńMam po Tacie. na delegacje z nia jezdzil. a tak czesto jezdzil (pare razy w miesiacu, kazdego miesiaca, tak na dwa dni), ze walizeczka lezala na fotelu zawsze spakowana prawie (oprocz czystych ciuchow to wszystko tam mial, czego potrzebowal)
UsuńJa na pierwsze kolonie jeszcze z taka jezdzilam.
UsuńŚwietna pamiątka. Szkoda, że nie mogłaś ich sobie zostawić. Tyle w nich wspomnień po rzeczach najpierw bardzopotrzebnych a potem niekonieczniepotrzebnych...
OdpowiedzUsuńHaniu, moglam je wziac, ale ani miejsca dla nich nie mam, ani specjalnie mozliwosci przewiezienia. Nawet ten post by nie powstal, gdyby nie wyrazna prosby nowej wlascicielki jednego z nich. :)
UsuńTak się zastanawiałam, któż to mógł te kufry przygarnąć ;) i faktycznie - lepiej być nie mogło. Tzn. może i mogło, ale Gosia i Marija były pewnie pierwsze.
OdpowiedzUsuńNajpierwsza byla Marija, ale bez mozliwosci odebrania kufrow od mamy. I wtedy pojawila sie Gosia i wziela oba. Cale szczescie, ze mieszkaja w jednym miescie.
UsuńO matko , pokazał mi się napis ,że witryna niedostępna lub przeniesiona pod inny adres :-)))
OdpowiedzUsuńMyślałam ,że w tajemniczy sposób przeniosłaś bloga :-)))
Kufry są fajne, tyle historii, tyle życia, tyle podróży, lubię takie historyczne rzeczy...
Jesusmaria, Ty mnie nie strasz! :))) Nigdzie nie ucieklam ani nawet nie mam zamiaru.
UsuńKufry kiedys robiono wyjatkowo solidnie, nie to, co obecne walizki.
Mój kuzyn, który od zakończenia wojny mieszkał w USA nagle zapragnął powrócić na starość do Polski. Rzeczy osobistych miał tak niewiele, że wszystkie zmieściły się do takiego kufra, który był niczym szafa.W jego górnej części były wieszaki na garnitury, pod nimi półki na inne rzeczy. Wyobraz sobie ten swój kufer postawiony pionowo- tak właśnie tamten wyglądał. A dostał go od jakiejś Belgijki, gdy uwolniony z obozu pod Berlinem powędrował do Belgii, a w kilka lat potem pojechał do Stanów.Te kufry były bardzo solidne. Teraz wystarczy je tylko nieco odnowić i będą ciekawym elementem wystroju wnętrza.
OdpowiedzUsuńSama jestem ciekawa, co nowe wlascicielki beda z kuframi robic, czy je zostawia tak, jak sa, czy beda remontowac. Tak, te kufry byly nie do zdarcia i po tym, co przezyly, i tak wygladaja bardzo dobrze.
UsuńDziadek bardzo interesujaca postac, czy wiesz moze gdzie stacjonowal w Szkocji? Moze mial cos do czynienia z tymi lotnikami ktorzy Matke Boska Ostrogorska dla palacu Falkland oddali.... Falkland to mala wioska, faktycznie bez znajmosci jezyka moglo byc tam ciezko znalesc prace. A kufry fajne, toche szkoda ze nie masz gdzie przechowywac :)
OdpowiedzUsuńDziadek biegle mowil po angielsku, po powrocie nawet udzielal prywatnych lekcji. Nie wiem, gdzie podziewal sie po demobilizacji w Szkocji, albo nigdy o tym nie mowil, albo zapomnialam.
UsuńNo prosze, z biegla znajomoscia jezyka to az dziwne ze nie znalazl sobie miejsca. Tu w Szkocji do tej pory funkcjonuja kluby weteranow, sworzone przez tych co sie osiedlili po wojnie. I takie pol polskie nazwiska tez. Moze po prostu tesknil za krajem i rodzina? Za czterema porami roku? Za ojczyzna i po prostu wolam wrocic :)
UsuńA tam tesknil, pieniadze sie skonczyly, a kochanka stracila zainteresowanie, wiec przypomnial sobie, ze ma zone i dziecko w Polsce. Przypuszczam, ze gdyby mogl, to by zostal. On byl oficerem, ale polskim, wiec raczej nie mial szans w armii brytyjskiej, a do innej roboty nie bardzo sie nadawal.
UsuńJejku ale wielkie,naprawdę.Przypomniały mi się walizki chyba z tego samego tworzywa zrobione.Jak miałam 6 lat pojechałam z tą walizką na kolonie.Też były po babci.I następne lata też z nią jeżdziłam.Trochę się wstydziłam bo inne dzieci miały nowsze walizki.
OdpowiedzUsuńKiedys powszechnie uzywalo sie takich tekturowych walizek, ja mialam nawe taki raniec, kiedy szlam do szkoly. :)))
Usuń