Do napisania tego posta zainspirowal mnie post Sonic, gdzie proszono nas o wymienienie wlasnych zalet. Nie jest to latwe zadanie mowic o sobie w superlatywach, traci (tronci) to troche samochwalstwem, czlowiek nie chcialby byc poczytany za egocentryka, skupionego na wlasnym geniuszu i dobru, jakim emanuje.
Komentarze byly rozne, od wycofanych po otwarte opisanie tego, co piszacy uznal u siebie za ceche pozytywna. Ja spontanicznie napisalam, ze jakie znowu zalety, skoro mam same wady. A potem gleboko sie nad wszystkim zastanowilam, dlaczego moja samoocena jest tak niska, co jest tego przyczyna? I wpadlo mi do glowy, ze niemaly wplyw na moje dzisiejsze niskie poczucie wlasnej wartosci mialo dawniejsze podcinanie mi skrzydel i wieczne krytykowanie ze strony rodzicow, zwlaszcza ojca. W jego oczach nigdy nie bylam dostatecznie dobra, zawsze moglam byc lepsza. A ja sie tak staralam! Nie pamietam przez cale swoje zycie, zebym choc raz zostala przez niego pochwalona, zeby choc wspomnial, ze jest ze mnie dumny, ze mnie kocha, ze za mna stoi i zawsze bedzie mnie wspierac poki zycia. Nie zeby nie wspieral czy nie kochal, ja wiem, ze nawet bywal ze mnie dumny, ale tego nie mowil, choc ja tak bardzo tych slow potrzebowalam. Potrzebowalam, zeby wyrobic w sobie to poczucie wlasnej wartosci, pewien rodzaj dumy, ze jestem jaka jestem, bez wzgledu na moje wady. A wyrobiono we mnie permanentne niedowartosciowanie, kompleksy poczucie, ze zawsze osiagam mniej niz moglabym osiagnac.
Podobnie dzieje sie w moim malzenstwie. Ja wiem, ze slubny mnie na swoj sposob kocha, szanuje i podziwia, bo gdyby tak nie bylo, juz dawno nie bylibysmy ze soba. Ale ja chcialabym to uslyszec, takie male dobrze, ze jestes.
Nauczona wlasnym doswiadczeniem, swoim dzieciom nie szczedzilam pochwal i wyznan. Dzieki temu wyrosly na samodzielne i przebojowe kobiety, swiadome wlasnej wartosci, bez kompleksow i poczucia, ze nie sa dostatecznie dobre. Jak ja.
Nawet niedawno zastanawiałam się nad tym czy pokolenie naszych rodziców całe działało podobnie? Kogo by nie zapytać pośród moich rówieśników o ich relacje z rodzicami, w zasadzie każdy mówi, że ma żal, że nigdy nie słyszało "jesteś świetna/y" w tym czy tamtym, "jestem z Ciebie dumny/a" itp. Prawie wszyscy mówią, że musieli się co najwyżej domyślać, odczytywać sygnały tego, że byliśmy dla swoich rodziców ważni i byliśmy doceniani. Zdecydowana większość 1/3 czy nawet pół życia straciło na zabieganie o docenienie, a bardzo wielu nawet o miłość. Nasze pokolenie, już jako rodzice najczęściej bardzo dbaliśmy i dbamy o mówienie swoim dzieciom o miłości i chwalimy je. Ciekawe za co oni będą mieć lub mają do nas żal i pretensje. Skoro nie popełniliśmy błędów swoich rodziców, to na pewno popełniliśmy inne.
OdpowiedzUsuńMyslisz, ze to takie masowe zjawisko u ludzi z naszego pokolenia i wczesniejszych? Ja myslalam, ze to wyjatek, bo z kim nie rozmawiam, slysze, ze gp rodzice jednak wspierali i otaczali miloscia.
UsuńJa mam takie wrażenie jak zante
UsuńMoze nasi rodzice uwazali, ze chwalenie dzieci tylko je znarowi, ze wpadna w samozachwyt i beda egoistyczne w przyszlym zyciu?
Usuńbardzo prawdopodobne
Usuńbo przecież każdy z nas podkreśla, że mimo wszystko czuł się kochany
Niby ogolnie czulam sie, widzialam ich starania, zeby zrobic ze mnie wartosciowego czlowieka, ale jednak byly momenty, kiedy zastanawialam sie, czy oni rzeczywiscie mnie kochaja, czy tylko postarali sie o dziecko, bo tak wypadalo.
UsuńTo pewnie było jakoś uzasadnione podejrzenie
UsuńBylo. Nawet w liscie do rodzicow, ktory odwazylam sie napisac dopiero w wieku 55 lat, listu bardzo szczerego, w ktorym wylalam wszystkie swoje zale, a ktory w efekcie bardzo poprawil nasze wspolne relacje - w tym liscie zadalam im podobne pytanie, ktore jednak pozostalo bez odpowiedzi.
UsuńZrobiło mi się bardzo smutno: ((
UsuńBylo, minelo...
UsuńIch w większości nie na uczono mówić dobrych rzeczy. Sami byli pewnie tak samo niedowartosciowani. To i potem przekazali to dalej. Ja miałam podobnie, chociaż kilka moich zalet mama powtarzała i w tym czuję się mocna lub dobra lub ładna.
UsuńNo to chociaz kilka zalet mama w Tobie znalazla, u mnie widzieli same wady lub niedostatki.
UsuńJakos trudno mi powiedziec, czy brak chwalenia ma wplyw, czy nie, na samoocene :S. Moja rodzicielka nigdy mnie nie chwalila, ale tez w mig wyczuwalam, czy ocenia pozytywnie, czy cos uwaza za niefajne, bo rozumialysmy sie bez slów. Raczej nie grzesze brakiem pewnosci siebie, ale tez i nie mam wybujalego ego, a swoje wady znam dosc dobrze :). Fakt, ze rodzicielke mialam bardzo nietypowa i chyba temu zawdzieczam wzgledna równowage.
OdpowiedzUsuńJa tez mialam nietypowych rodzicow, ale w gorszym tego slowa znaczeniu. Bywalam tez upokarzana, nie tylko nie chwalona, moze to mialo wiekszy wplyw na ksztaltowanie sie charakteru?
UsuńNa to wyglada, choc doskonale to potrafisz zamaskowac... ;).
UsuńTa maska to rodzaj samoobrony, ochrona mojego delikatnego wnetrza.
UsuńU mnie Anusia było podobnie. W dzieciństwie też mnie nie chwalono, tylko wiecznie słyszałam bierz przykład z siostry. Nie byłam o to zazdrosna, miałam to w pompce, robiłam wszystko na odwrót. Dziś z perspektywy czasu trochę żałuję, że szłam swoimi ścieżkami przez życie. Moi rodzice też nie byli wylewni w uczuciach, ale wiem, że bardzo nas kochali. Zalety, gdzie ich szukać? na pewno są, ale nie lubię o nich mówić. Lubię pomagać, jestem bardzo czuła na krzywdę, pogodna, wyrozumiała. Powiem, może tak nieskromnie, że jestem dobrą żoną i często słyszę od męża Aneczko kocham cię i chyba musi być to prawda, skoro wytrzymał ze mną 20 lat narzeczeństwa + 25 lat małżeństwa. Jestem punktualna i dotrzymuję słowa, nie toleruję chamstwa i plotek.
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, ze nie mialam rodzenstwa, przynajmniej swiatle porady, z kogo mam brac przyklad zostaly mi oszczedzone.
UsuńMoze Twoi rodzice nie byli wylewni, nie demotywowali Cie jednak na kazdym kroku, nie zdolali wiec wyrobic w Tobie tak wielu kompleksow i poczucia wlasnej malej wartosci. Na tyle, zeby nie umiec nazwac wlasnych zalet.
Anusia, to, że miałam siostrę nie miało dla mnie większego znaczenia, bo była dużo starsza ode mnie i nie potrzebowałyśmy się. To, że Mama stawiała mi ją za wzór dziś widzę inaczej, a wtedy miałam to gdzieś, nigdy nie czułam się gorsza. Te słowa na mnie nie działały. Miałam i mam trudny charakter, zawsze stawiam na swoim, niekoniecznie dobrze na tym wychodzę.
UsuńTak, Bezowa, masz bardzo trudny charakter! Ta wyrywnosc jest nie do zaakceptowania przez ludzi mniej wyrywnych. ;)))
UsuńNo i to jest wielka Twoja zaleta ze tak kochalas (i kochasz) i wychowywalas corki, ze sa wlasnie takie, bo to takie wazne znac swoja wartosc.
OdpowiedzUsuńCo dziwne, przy wlasnych dzieciach zaczelam isc tym samym trybem, co moi rodzice, zanim puknelam sie w ten glupi leb i zmienilam metody wychowawcze. Czesto popelnia sie w zyciu te same bledy, ktore tak bolaly w dziecinstwie, taki paradoks.
UsuńOj, temat jest głębszy Pantero. Dobrze wiesz. Czym skorupka za młodu...czego Jaś się nie naumiał....Jak cię nie chwalono i nie wspierano, to nie UMIESZ przyjąć pochwał, uwagi, miłości. Bronić będziesz się nogami i rękami, na poziomie nieświadomym oczywiście. A na świadomym będziesz tego łaknąć jak kania dżdżu. O sobie piszę, żeby nie było. I konflikt rośnie. Mąż tu może całkiem niewinny. Sobą on jest. A wsparcia, pochwał i poklepania po plecach w sobie dla siebie trza szukać. Jak się to znajdzie, nic już za bardzo nie potrzeba, wsio samo się układa. Tak czy inaczej. O sobie piszę :-) Wsio w głowie siedzi, w dodatku naszej.
OdpowiedzUsuńAnia, piszesz o sobie, a jakby o mnie 1:1. Powinno sie zaczac kochac samego siebie, ale ja jakos nie umiem sie zaakceptowac i widze same zle cechy. I jak takiego kogos poklepywac po plecach, kiedy najchetniej kopnelabys go w tylek?
UsuńCóż Pantero kochana, ja stanęłam na chodniku z zamiarem wejścia pod tira...Cofnęłam się, do dziś nie wiem jak. Potem 6 lat antydepresantów. Potem decyzja, taka najpierw na poziomie nie bardzo świadomym, ale jednak....potem terapia grupowa. I decyzja by przyjąć cokolwiek przyjdzie. Przyszło wiele dobrych i złych rzeczy. I jest lepiej. Dla każdego inna droga. Mam 50 lat. Życie jest lepsze, a ja jestem sobą i cieszę się z tego. Czego i tobie życzę :-)
UsuńJa mam 60 i to nie byl tir. Od lat zmagam sie z ta choroba, psychoterapie, tabletki. Nie musisz mi mowic, jak to wyglada, bo znam sprawe od podszewki. To gowno jest jak alkoholizm albo narkomania, wyleczyc sie do konca nie da, najwyzej stepic objawy.
UsuńTakie to bylo kiedys wychowanie, takie trendy pedagogiczne, my , pamietajac nasze tesknoty za inna akceptacja zastosowalysmy technike wrecz odwrotna, u mnie bylo bardzo podobnie, moje corki byly chwalone, mialy oparcie, moze czasem nawet troche 'na wyrost"...i sa na pewno bardziej pewnie siebie niz ja, poza tym jest inny wynik w naszych relacjach, duzo wiecej miedzy nami komunikacji, duzo wiecej okazywanych uczuc.Moja mama zawsze mowila, ze ona stosowala "chow na zimno". Niewatpliwie nas kochala nad zycie, ale byla czesto krytykiem i to mocnym...
OdpowiedzUsuńKonstruktywna krytyka najczesciej dziala motywujaco, natomiast stale dolowanie i brak najmniejszej pochwaly nawet, kiedy ewidentnie sie nalezy, to juz chyba sadyzm, zwany w pewnych kregach zimnym chowem.
UsuńJa nie bylam kochana bezwarunkowo, zawsze za cos i zawsze bylo tego za malo.
U mnie było podobnie niestety...
UsuńAle za to Men mi często mówi że kocha i jak ważna dla niego jestem :-)
No widzisz, chociaz On nadrabia to, co zaniedbali rodzice. Ja nawet w malzenstwie tego nie doswiadczam.
UsuńTakie chwalenie "na wyrost" tez moze byc niezla pólapka. Przewinelo mi sie przez rece paru takich osobników, utwierdzonych, glównie przez swoje rodziecielki, w przekonaniu, ze sa absolutnie wspanaili, tylko ze wzgledu na to, ze istnieja. Skutkowalo to tym, ze kreatury uwazaly, ze absolutnie nie musza sie na cokolwiek wysilac. We wszystkich tych wypadkach, w miare dorastania, zderzenie z rzeczywistoscia doroslego zycia, bylo dla nich dosc bolesne...
UsuńRozbuchane rozpieszczanie, bezstresowe wychowanie i brak jakichkolwiek wymagan - to mieszanka bardzo trujaca. Bycie madrym rodzicem to nielatwe wyzwanie, wszystko trzeba dawkowac w umiarze.
UsuńO to, to. jeden z moich facetów mnie skrytykował, że potrzebne mi głupie słowa...po co, skoro on swoimi czynami udowadnia mi swoja miłość. Czyny czynami, ale tak zakompleksiona jednostka jak ja ma potrzebę usłyszenia: dobrze mi z Tobą, czy coś w tym stylu. Niestety, niestety, trafiam na niewywynętrzających się.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak ja. Teraz przynajmniej dzieci odplacaja mi tym, co w nie zainwestowalam i czesto mowia mi, ze jestem najlepsza mama.
UsuńCiekawy temat i to bardzo. zawsze się dziwię jak osoby ,
OdpowiedzUsuńktóre mogłyby dużo dobrego o sobie powiedzieć twierdzą ,że nie mają zalet.
Wg mnie to ja w Tobie nie widzę wad , oprócz jednej pyskata jesteś :-)))
A tak to same zalety jak czytam twojego bloga.
Aż mnie zainspirowałaś :-)))
Pyskatosc to pewien rodzaj samoobrony, pancerz, ktorym sie otaczam, zeby nikt nie mogl zranic mojego miekkiego i bardzo wrazliwego wnetrza.
UsuńZreszta ja tej pyskatosci nie uwazam za jakas szczegolnie duza wade, wole walnac miedzy oczy, kiedy cos mi sie nie podoba, niz falszywie przytakiwac i niesc sie z pradem, choc wcale mi nie po drodze.
Ale temat na weekend!
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie nie chwalonych za młodu. Jak robiłam dziecięce ozdoby choinkowe to mama wieszała je z tyłu choinki...
Bardzo staram się być inna ale dzieci czasem mi wytykaja że za dużo od nich wymagam. Ech...
Zaczęłam mieć inne mniemanie o sobie jak zachorowałam. Albo raczej jak ozdrowiałam. Nie wiem dlaczego. Ale teraz myślę o sobie lepiej.
Chciałabym jakoś Cię wesprzeć. Żebyś spojrzała na siebie inaczej. Szokujące jest co piszesz o tak niskiej samoocenie!
Ja mialam zdolnosci manualne, chetnie rysowalam, szylam zabawki, dziergalam i zawsze slyszalam, ze powinnam zajac sie czyms pozytecznym, poczytac ksiazke na przyklad. Bardzo chcialam zdawac do liceum plastycznego, a uslyszalam "po moim trupie", bo mialam byc lekarzem albo inzynierem. Jestem nikim.
Usuńjesteś sobą!
UsuńJesteś jaka jesteś i czy zmiana magiczna w lekarze zmieniłoby coś w Twoim postrzeganiu siebie?
Myślę, że problem jest głębszy
I warto coś zmienić
na początek lista rzeczy, które umiesz dobrze robić?
Bardzo umiem kochac psy i koty. ;)
Usuń:)))
Usuńekh zrobiłam to samo u Sonic ))
OdpowiedzUsuńnie wiem czy ja błam stłamszona ???ale wiem, ze kazda skrajośc jest dodupy.
Ja bylam tlamszona, przynajmniej takie jest moje sugestywne wrazenie.
UsuńWitaj w klubie, hrehrehre! Ja byłam wychowywana bardzo podobnie, na dodatek jeszcze, co boleśnie wbiło mi się w pamięć, byłyśmy - nie przez rodziców, ale przez rodzinę i bliskich znajomych - porównywane z siostrą dość szczegółowo i zwykle na szerokim forum na dodatek. Ja byłam ta mądrzejsza, a ona ta ładniejsza. Omawianie wad fizycznych typu: odstające uszy (mam), zadarty nos (nie mam absolutnie), nie takie nogi i tym podobne zapewniło mi kompleksy na długie lata, a siostra, przez uznawanie jej za głupszą, nie starała się np. w szkole, bo po co, a za to stała się przemądrzała i do tej pory ma monopol na rację. Moje dzieci wychowywałam inaczej, dzięki czemu córka jest otwartą, uroczą, młoda kobietą, a syn ogarniętym, fajnym facetem.
OdpowiedzUsuńGdybym ja miala rodzenstwo do porownywania, pewnie juz bylabym w zamknietym psychiatryku. Cale szczescie, ze nie mieli mnie do kogo porownywac.
UsuńWystarczylo, ze bylam dzieckiem otylym i czesto slyszalam od ojca, ze jestem gruba i powinnam cos z tym zrobic.
Ale, jak to gruba? Przecież modelki nie są grube!
UsuńNo bo potem schudlam.
UsuńTo ja miałam odwrotnie, była chudzielcem, a teraz może nie gruba, ale mam na czym siedzieć i czym oddychać. Uśmiałam się ostatnio, bo mój szwagier powiedziałm mi komplement, że w koncu jestem fajna babka, a nie taki szkielet.
UsuńTeraz to ja w ogole mam bardzo-bardzo na czym siedziec i czym oddychac i bardzo nad tym boleje. Trauma z dziecinstwa siedzi mocno.
UsuńMiałam odwrotnie i to jest chyba to moje szczęście. Rodzina - rodzice, babcie, dziadkowie i zastępy cioteczek - wyposażyła mnie we właściwe (chyba) poczucie wartości.
OdpowiedzUsuńFakt, byłam dzieckiem grzecznym, posłusznym, nie pyskującym. ale też pilnym, dobrze się uczyłam, zbierałam listy pochwalne, nagrody, świadectwa z paskiem. Wszystkie krążyły nie tylko po rodzinie, ale i wśród sąsiadów, do pooglądania i odtrąbienia mojej chwały :) Jedna z moich babć miała taką słabostkę, że lubiła przedefilować ze mną przez podwórze (bloki są połączone ze sobą w kwadrat), żeby wszyscy widzieli z okien, jaką pani D. ma piękną i elegancką wnuczkę :) Śmieszyło mnie to, ale dziś wspominam z łezką w oku. właściwie to jestem chwalona przez rodziców do dzisiaj, także wobec ich przyjaciół. Gołym okiem widać, że są ze mnie dumni i myślę, że tak własnie powinno być.
Szczesciara z Ciebie! Ja tez z poczatku bylam grzeczna, bardzo dobrze sie uczylam, ale kiedy przynosilam piatki, slyszalam, ze tak musi byc, wiec nie ma powodow do pochwal. Przy czworkach zawsze byly polajanki. Na nauczyciela nie wolno mi bylo zlego slowa powiedziec, chocby byl najbardziej niesprawiedliwy na swiecie. Nie mialam sie komu poskarzyc, nie mial mnie kto obronic.
UsuńPisząc swojego posta podskórnie czułam, że temat dla większości z Was będzie trudny. Tak jak i Ty i dziewczyny piszą ,byliśmy inaczej wychowywani, i to po latach wyłazi z nas. Mimo bardzo dojrzałego wieku boli mnie to , kto wie czy nie bardziej niż kiedyś, bo sama dałam inne wychowanie swoim dzieciom i te różnice są drastyczne.
OdpowiedzUsuńNie chcę już pisać o swojej matce, napisałąm u siebie, ale tak myślę, że Ty powinnaś porozmawiac z meżem. Poznałam Go osobiscie i wiem, ze to człowiek, który Cię kocha , Aniu :)
Ale powiedz mu, że go kochasz ! Tak, powiedz mu to TY ! I powiedz mu, ze przeżyłaś z nim kawał dobrego życia i jesteś z nim szczęśliwa. Zobaczysz, ze tym wyznaniem go sprowokujesz. Są mężczyźni, którzy maja z tym problem, pewnie jego rodzice też go tego nie nauczyli, więc zamiast Aniu czekać to porozmawiaj z nim i powiedz mu jak dla Ciebie jest to ważne. Czas nieubłaganie ucieka, szkoda później żałowac nie wypowiedzianych słów :)
To nie jest tak, ze ja czekam, a sama nic. Ile jednak mozna w jedna strone?
UsuńPoprzestaje wiec na tym, ze wiem, ale nigdy nie bedzie mi dane tego uslyszec. Jak w domu rodzicow.
Wydaje mi się, że poczucie własnej wartości jest ciągle wystawiane 'na atak'. Nikt nie docenia małego dziecka, potem nie doceniają w szkoleki nauczyciele i koleżeństwo,małżonek też nie rozrzuca pochwał; a trochę później dzieci czy teściowa. AAAA! Pracodawca też tylko zyski liczy. Znam to z autopsji. I jak tu być wartościowym człowiekiem pytam????
OdpowiedzUsuńWg mnie nie ma sensu zwalanie winy na rodziców. Jeśli wiem, że moją wadą jest poczucie niskiej wartości to najlepsze antidotum na to to poszukiwanie zalet.A czyż nie będzie zaletą, że znamy swoje wady?
I czy moja filozofia to wada czy zaleta? Ot zagwozdka ;))
No coz... Nie wiem, czy kazdy czlowiek tak ma, ale mnie pochwaly sa bardzo potrzebne, jak tlen do oddychania. Ile malzenstw rozpada sie wlasnie przez to, ze przestaja prawic sobie komplementy i chwalic za drobne gesty? A jesli przypadkiem pojawi sie w zyciu ktos, kto bedzie komplementami zasypywal, czlowiek zglupieje ze szczescia i rzuci cale swoje dotychczasowe zycie.
UsuńA może czasami lepiej nic nie mówić niż mówić/chwalić na wyrost?
UsuńA jak to jest gdy ktoś chwali tylko po to, by przypodobać się lub mieć jakieś względy? Rozróżnisz takie pochwały? Czy tylko same pochwały są ważne?
Rozrozniam, Jaska. Jednak czlowiek spragniony komplementow i pochwal czesto wypiera falsz i wszystko bierze za prawde.
UsuńTo stosuj się do mojej zasady: nikt tak cię nie pochwali jak sama siebie nie pochwalisz;P
UsuńFajna jesdem,c'nie? ;))
Tak, jestes fajna!
UsuńI Ty tysz!!!!!
Usuń;***
No dooobraaa... jestem. Tysz. ;)
UsuńMnie wychowywali dziadkowie, czyli była różnica nie jednego pokolenia, a dwóch. Wychowywali mnie tak, jak się przed wojną wychowywało "panienki z dobrych domów".
OdpowiedzUsuńW związku z tym cały czas słyszałam, że jestem brzydka i niezgrabna a lustro to mój wróg.Prawdę mówiąc to byłam raczej tresowana niż wychowywana. Przed kompleksami wyratował mnie mój charakter - byłam niesamowicie asertywnym stworzeniem a do tego pełnym żalu do świata, że nie wychowują mnie rodzice (którzy wszak żyli). A pewnego wieczoru podsłuchałam, jak babcia opowiadała swej siostrze, która przyjechała z wizytą, ile to ja mam zalet i jaka to ja jednocześnie jestem krnąbrna.Bardzo mnie to podbudowało i sprawiło, że się od tego momentu nie przejmowałam babciną krytyką.
Piszesz, że chciałabyś słyszeć od swej drugiej połówki, że Cię kocha itp. A co zrobiłaś w tym celu? czy rozmawiałaś z Nim na ten temat? W końcu po to posiadamy sztukę mówienia, by werbalizować swe potrzeby i pragnienia. Nie od rzeczy jest również podsunięcie mężowi odpowiedniej literatury, z której dowiedziałby się jakie potrzeby psychiczne ma kobieta. Jeśli swoich oczekiwań wobec innych nie zwerbalizujemy to raczej jest mało prawdopodobne,że ta druga strona sama się domyśli, zwłaszcza gdy tą "drugą stroną" jest facet. Oni z natury nie są domyślni.
Miłego;)
Rozmawialam niejednokrotnie, uzewnetrzalam swoje oczekiwania, sama mowilam. Pozniej przestalam, bo to mijalo sie z celem, ten typ tak mial i proba zmieniania jego charakteru byla z gory skazana na niepowodzenie.
UsuńMoim szczesciem w zyciu bylo to, ze przez kilka lat wychowywali mnie dziadkowie i na poczatku jeszcze pradziadkowie, ktorzy z nimi mieszkali. Bylam otaczana wtedy bezwarunkowa miloscia, bylam najlepsza. A pozniej musialam wrocic do domu, bo zaczela sie szkola.
Z reguły dziadkowie rozpieszczają swe wnuki- niestety u mnie było inaczej.Widocznie doszli do wniosku, że w tym wypadku nie są dziadkami ale rodzicami. Zresztą mówiłam do Nich tato, mamo.
UsuńMoże szkoda, że jednak zrezygnowałaś z tego mówienia. Swoją drogą to może lepsza sytuacja niż taka, w której facet mówi swej żonie od rana do nocy, że ją kocha a po cichu spotyka się z inną.
Miłego;)
ababell- święte słowa, swoje oczekiwania trzeba atykułować!Jasno i wyraznie! Nie tylko w sferze uczuć, ale zwykłego, codziennego życia.
UsuńArtykulowalam i artykuluje, choc tej sztuki tez musialam sie dopiero nauczyc, bo jeszcze nie umiem przekazywac wlasnych zyczen telepatycznie. ;)
UsuńJakbym o sobie czytała i o swoich relacjach z rodzicami. To jednak chyba pokoleniowe. Nie będę powtarzać Twoich słów, bo byłyby identyczne. Ja jeszcze ciągle słyszałam, że skromność przede wszystkim, bukbroń wychodzić przed szereg, i że pokorne cielę dwie matki ssie. Jestem przekonana, że gdyby nie te hamulce, moje życie wyglądałoby inaczej. Teraz trochu za późno.
OdpowiedzUsuńA jeszcze dzieci i ryby glosu nie majo.
Usuńhelllo???!!!
UsuńTak mowili, ale jestem pewna, ze jeszcze o Tobie nie slyszeli. :)))
UsuńI tak szczelam focha!!!
UsuńSlusznie!
UsuńNO!!!
UsuńUfffff
:)))
A co! Nie daj sie!
UsuńZ domu otrzymałam miłość, przyjaźń i wsparcie. Co nie znaczy, że nie wymagano ode mnie niczego i nie krytykowano. Chwalono i ganiono sprawiedliwie i to chyba jest najistotniejsze.
OdpowiedzUsuńKrytycyzm wobec siebie mam chyba od urodzenia, bez względu na komplementy i pochwały ja swoje wiem. ;)
Bardzo zazdroscilam moim kolezankom, ktore mialy dobre relacje z rodzicami, bo nawet w tamtych zamierzchlych czasach takie sie zdarzaly.
UsuńA ja się chodziłam zwierzać do mamy koleżanki...
UsuńE no, az tak to nieee...
UsuńJestem zwolenniczką czynów,nie słów:)
OdpowiedzUsuńKiedyś dostałam na urodziny nowe auto,stało pod oknem,przewiązane czerwoną wstażeczką.Uznałam,że może nie jestem mu obojętna:)Ale już nigdy nie powtórzył tego numeru:):)
Mnie tez rodzice sprezentowali malucha, ale bez wstazeczki. A potem mi go ukradli spod domu i tyle z niego mialam. :)
UsuńNo i o 20.00 do lozka, bo telewizja nie dla dzieci! Dobrze, ze uwielbialam czytac (tez z latarka pod koldra). :)
OdpowiedzUsuńO to to! Moje kolezanki mogly ogladac filmy po 20.00, ja musialam isc do lozka. A potem byly tylko okrzyki "gasic swiatlo!". Nawet poczytac dluzej nie moglam.
UsuńWychowanie w Wielkpolsce było raczej surowe. Nikt mnie też za nic nie chwalił (oprócz babci), mama zawsze porównywała do rówieśnic, ta to się ubiera normalnie, ty jak dziwoląg, włosy nie takie, kiecki nie takie, chłopak miejscowy, a nie jakiś z miasta (co on umie) Jakoś wszystkie przed - 20 tką dały sobie zmachać dzieciaka i "musiały" się żenić, ja jakoś nie, no to potem miałam już argumenty, a mama zaniechała porównań. Ojciec za to chwalił mojego męża mimo, że miastowy, bo" ma zainteresowania". Myślę, że mama nas bardzo kochała, ale nie umiała tego okazać. Jak już mieszkałam w Warszawie i odwiedzaliśmy ich, czy przyjeżdżaliśmy na wakacje to podczas naszego wyjazdu zawsze ocierała ukradkiem łzy. Ale nigdy nie zapytała, jak Ci tam, dobrze? Tylko czy zdrowi jesteśmy i tak jest do dziś. Moja siostra pięknie się nią opiekuje a ona ciągle jej kołki na głowie ciosa, bo wszytsko nie tak, nawet to, że kwiatki sadzi, remontuje, też żle. Wspólczuję mojej siostrze, mama ją tak ogranicza, jakby miała 15 lat. Ja mojemu synowi dałam dużo ciepła, może za dużo i uczyłam wyrażać uczucia, ale jakoś wylewny teraz nie jest. A mąż...mąż nie ma oporów przed wyznaniami, mówił i mówi, że kocha i przytula itd. nawet jak kiepskie czasy mieliśmy (kryzys) to też taki był. Ostatnio ja jestem mniej wylewna, bo jakoś tak wszystko mnie wkurza i potafię przywalić słownie między oczy i młodemu i staremu.
OdpowiedzUsuńPamietam, ze tato zawsze glosno wyrazal dezaprobate ogladajac amerykanskie filmy, gdzie wciaz powtarzali, jak sie lovuja, zzymal sie i wysmiewal. Ja mysle, ze jakos wstydzil sie, pewnie uwazal to za oznake slabosci i ryzyko, ze dziecko (zona) jakos to wykorzysta przeciwko niemu. Tym swoim sposobem zarazil tez matke, choc ona robila rzadkie wyjatki w stosunku do mnie.
UsuńI to samo jeśli chodzi o szkołę, do dziś w naszych szkołach tak jest, no może coś drgnęło ale pewna nie jestem. Dzieciństwo u dziadków w większości, babcia do wylewnych nie należała o rodzicach lepiej nie mówić wszystkie mądrości powyższe dokładnie znam i ryby też. A i jeszcze opowieść o złym dziecku,mamy nie słuchało i umarło ale ręka wystawała z grobu i siem schować nie chciała, ksiundz nakazał matce rózgą w rękę przylać i się wtedy schowała, ręka się schowała. :) Makabryczny obrazek dla dziecięcej psychiki. Ale jednak wiem że matka mnie kochała, dopiero dużo później dało się to odczuć, ale przecież nie usłyszeć na Boga. Ojciec? Nie wiem czy on kogoś kochał, sam nieźle w dzieciństwie w tyłek dostał w sensie dosłownym, bo matka Niemka z niemieckiego rodu od pokoleń, lała dzieciaki czym popadnie a miała ich sześcioro. Ważne zrobić coś dla siebie z tą wiedzą z dzieciństwa o sobie i rolą jaka odgrywamy w życiu. Mój chłop, nauczył się słowa "Kocham" gdy niewiele brakowało w zeszłym roku by został sam, czasem warto kogoś nastraszyć. :)
OdpowiedzUsuńMoj pewnie juz sie nie nauczy, pod tym wzgledem bardzo podobny jest do mojego ojca. Ja wiem, ze i tato mnie bardzo kochal, i chlop kocha, ale masz racje, wiedziec a uslyszac to ogromna roznica.
UsuńProblem z matka i córka komentująca na tym samym blogu... dwie strony tego samego medalu ;) W temacie relacji rodzinnych nabieram wody w usta.
UsuńJeśli chodzi o "wady" i "zalety" to pozwolę sobie na filozoficzna raczej myśl... wszystko zależy od sytuacji. Ambicja może być postrzegana zarówno jako wada jak i zaleta, dobroć (którą utożsamiamy z miękkim sercem) tak samo. Wszystko zależy od sytuacji oraz otoczenia w którym dana jednostka się znalazła. Nauczyłam się tego tu w Szkocji, niektóre moje cechy charakteru, które w Polsce uznano by za zalety, tu są raczej nie mile widziane. Inna kultura. Inne wymagania.
Mistrzyni dyplomacji i unikania odpowiedzi wprost. :)))
UsuńCoz mogę powiedzieć, wychowała mnie prawdziwa mistrzyni w sztuce unikania odpowiedzi wprost, ja to jedynie skromna adeptka ;)
UsuńNo i sie wydalo :)))
UsuńJest póżno .Temat posta przypomniał mi moje dziecinstwo.Moja mama mówiła[Ja nie miałam więc i Ty nie będziez miała]Wiele lat minęło zanim takie postępowanie mamie wybaczyłam.Ale cieniem kładło się bardzo długo.Komentarze przeczytam jutro.
OdpowiedzUsuńA zazwyczaj rodzice chca, zeby dzieci mialy lepiej od nich... Smutne.
UsuńMam wrażenie, że brak pochwał jest po trosze typowo polską cechą. U dzieci kształtuje to na początku pewien rodzaj pokory wygodny dla rodziców a że potem już tak zostaje, to mało kto pewnie sobie zadaje wysiłek, żeby to zrozumie. Króluje też wymagania wykluczające się wzajemnie lub nie do spełnienia.
OdpowiedzUsuńWiekszosc rodzicow wychowuje dzieci biorac pod uwage jedynie wlasne zyczenia, zgodnie z dewiza, ja wiem lepiej, co jest dla ciebie dobre. Zupelnie nie licza sie z marzeniami czy talentami dzieci.
UsuńOch, Aniu. Bardzo mądre słowa. Mam duży dystans do powiedzonek, bo często są bardzo krzywdzące i słyszane od dzieciństwa potrafią nam życie niefajnie ustawić, to jednak "czym skorupka za młodu..." ma sens.
OdpowiedzUsuńNasze życie naprawdę w dużej mierze kształtują rodzice. I rzeczywiście, ojcowie mają ogromny wpływ na pewność i kobiecość córek. To czego nie słyszałaś od taty chcesz usłyszeć od męża. To normalne.
Ja przez długi czas marudziłam W., że potrzebuję dostawać kwiaty. Niby pierdoła, ale ja naprawdę tego potrzebowałam. Czułam sie bardziej doceniona, kobieca itd. A on nie był nauczony dawać kwiaty, bo tego nie kojarzył z domu rodzinnego. Aktualnie jest tak, że stara mi sie je kupować, a ja już ich mniej potrzebuję na potwierdzenie tego co wyżej.;)
Całe szczęście, że rodzice teraz mają bliższe i cieplejsze relacje z dziećmi i że Ty też taka byłaś wobec córek.
Nie od poczatku udawalo mi sie miec dobre relacje z dziecmi, automatycznie weszlam w ten sam schemat, co moi rodzice. Ale w pore walnelam sie w ten gupi leb.
UsuńNo bo jak mamy działać? Oczywiście, że jak nasi rodzice! Tylko, że jedni się pukną w głowę, a inni nie i niestety powielają schemat...
UsuńPodobnie dzieje sie np. w rodzinach alkoholikow. Ich corki, ktore dobrze znaja zwiazane z tym nalogiem "atrakcje", same czesto poslubiaja klony tatusiow.
Usuń