wtorek, 3 kwietnia 2018

Spychologia.

Wiadomo, ze przezorny zawsze ubezpieczony - haslo flagowe PZU i to jest sluszna racja (jakby niesluszna racja miala, nomen omen, racje bytu). Sa ubezpieczenia obowiazkowe, np. samochodow, sa polecane, sa calkiem zbedne. Do tych polecanych nalezy m.in. ubezpieczenie mieszkania, bo licho nie spi. U nas mozna ubezpieczyc sie albo bezposrednio w ubezpieczalni (osobiscie, telefonicznie lub mailowo), albo przez posrednika-agenta, ktory nawet przyjdzie do domu, zeby klientowi bylo wygodniej. Jego rola jednak na tym sie nie konczy, bo w razie jakichs szkod jest on zobowiazany poprowadzic sprawe klienta, zeby ten nie musial sie fatygowac.
Moi rodzice, a teraz mama sama, maja ubezpieczenie mieszkania od dziesiecioleci, od zawsze. Co roku przychodzi taka paniusia z polisami i odnawia. U nas, jesli wczesniej nie wymowisz, automatycznie przedluza sie polisa na nastepny rok, a w Polsce, jak widac, trzeba co roku od nowa. Ale to przeciez zaden problem, bo paniusia czuwa, dba o swoich klientow, pamieta o terminach - no cud-mniut-orzeszki. Do czasu szkody, bo wtedy zaczynaja sie schody, olewanie klienta, wysylanie go od Annasza do Kajfasza w nadziei, ze sie zniecheci i przestanie zawracac glowe ubezpieczelni o odszkodowanie. Bo ubezpieczalnia jest od brania pieniedzy, a nie od ich wyplacania, to zbyt bolesne.
Mama zauwazyla, ze leci jej woda z sufitu w lazience, poleciala do sasiada z gory, a on na to, ze to gdzies wyzej, bo u niego tez leci po scianie, ale juz zawiadomil spoldzielnie i oni maja cos zaradzic. Okazalo sie, ze w tym szybie, ktory biegnie od parteru do ostatniego pietra miedzy lazienkami i kibelkami, jakas rura byla nieszczelna, wiec ja uszczelnili i poszli. Tu mala dygresja, jak to sie u nas zalatwia: sie dzwoni do agenta lub bezposrednio do ubezpieczalni, oni przysylaja rzeczoznawce, ktory szacuje szkody, wyplacaja pieniadze, a sami juz martwia sie, od kogo je odzyskac, czyli kto jest winien zalania - w przypadku mamy bylaby to spoldzielnia. Gdyby zawinil sasiad, od niego bezposrednio lub z jego ubezpieczenia od odpowiedzialnosci cywilnej (takie oc na czlowieka).
Mama w swojej naiwnosci zadzwonila do paniusi, a ta na to, ze trzeba dzwonic na hotline PZU do Warszawy. No i zaczelo sie: tralala, jesli to, nacisnij 1, jesli tamto to 2 i tak przez kilka minut. Jak juz wreszcie mama wynaciskala co trzeba, dostala sie do kolejki. Przygrywala muzyczka, przerywana co jakis czas komunikatami, ze bardzo wazni konsultanci (BWK) nadal sa zajeci i prosze czekac. Po ok. polgodzinie BWK sie wreszcie zameldowal, a nawet wysluchal, co mama miala do powiedzenia i orzekl, ze to nie ich sprawa, bo spoldzielnia jest ubezpieczona u Uniqa, wiec mama ma tam dzwonic, po czym sie wylaczyl. Mama probowala jeszcze porozmawiac z zywym czlowiekiem, bo to jednak zawsze inaczej niz przebijac sie przez telefoniczne naciskalstwo i jakichs anonimowych BWK, poszla wiec do pobliskiego oddzialu PZU, ale tam probowano wcisnac jej sluchawke w reke, zeby sama dzwonila do Warszawy, bo oni tego nie zalatwiaja.
Rada nie rada, zadzwonila do tej Uniqi, znow to nieskonczone naciskalstwo, czekanie bez konca na polaczenie, wreszcie JEST kolejny BWK, ktory po wysluchaniu obiecal, ze kogos przysle na ocenienie strat. Po kilku dniach dzwoni jakis gosciu z Uniqi, ze on nie przyjdzie, bo to w zasadzie sprawa PZU, tam mama jest ubezpieczona i tam powinna zglosic szkode. No to mama mu tlumaczy grzecznie, ze wlasnie jest po rozmowie z PZU i ten ubezpieczyciel skierowal ja do nich, wiec niech juz przestana uprawiac spychologie, bo do brania skladek wszyscy ustawiaja sie w kolejce, a jak przychodzi do wyplaty odszkodowan, to jeden spycha na drugiego. Chyba zrozumial, bo tylko mruknal, ze przesla pieniadze przekazem. Ale jak to, bez rzeczoznawcy? Zalanie zalaniu nierowne, jedno moze byc 10-centymetrowa plama na suficie, na skutek innego odpadaja ze sciany wloskie kafelki, tlukac emalie w wannie z jaccuzi. Skad oni niby wiedza, jakie szkody wystapily?
Czekamy niecierpliwie, jaka to sume wymysli sobie ubezpieczalnia Uniqa.
Mama w ogole chciala zrezygnowac z jakiegokolwiek odszkodowania juz po pierwszym telefonie do PZU, tak miala dosyc tych korowodow, ale namowilam ja, zeby walczyla o swoje. W koncu po tylu dziesiecioleciach bezszkodowego placenia skladek cos jej sie od nich nalezy. Jestem naprawde ciekawa efektu.





74 komentarze:

  1. Ubezpieczyciele najbardziej lubia jak ubezpieczony umiera, a Twoja mama Pantero nie dosc, ze beszczelnie zyje to sie jeszcze upomina o to co jej sie slusznie nalezy. Szczyt beszczelnosci.
    Noz sie w kieszeni sam otwiera na takie instytucje.
    Niech mama nie odpuszcza i nie rezygnuje ze swoich praw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to zalezy, bo jak mial ubezpieczenie na zycie i trzeba wdowie wyplacac, to tez nie lubia. Mama po prostu nie ma sily i wiem, ze nawet jesli jej nic nie wyplaca, to nie ruszy palcem. Nawet gdyby oddala sprawe do sadu, nie dozyje rozprawy. Szkoda gadac, tylko nerwy.

      Usuń
    2. Serio, bo pierwszy komentarz to tak bez glebszego przemyslenia, ale jak mozna tak traktowac ludzi? W dodatku starszych?
      Pieniadze brac potrafia i to wszystko, ale jak cos sie dzieje to radz sobie czlowieku sam?
      Nasz Tatek ma oprocz panstwowego dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne i wlasnie od stycznia cos sie tam pozmienialo z nakazem wejscia w zycie od kwietnia. Tatek ma 90 lat wiec to wiek stateczny, troche byl wystrachany czy sobie poradzi.
      Zadzwonil do firmy gdzie ma wykupione ubezpieczenie i chcial sie umowic do nich na wizyte, bo jemu latwiej niz przez telefon. Panienka po drugiej stronie telefonu jak uslyszala Tatkowa date urodzenia powiedziala "do ludzi w Twoim wieku przyjezdzamy osobiscie". Umowila wizyte przedstwiciela, ten przyjechal i tak Tatkowi wybral nowa wersje, ze Tatek oszczedza na tym dwie stowy rocznie. W jego wieku i przy wysokosci jego emerytury to ma znaczenie.
      A my sie smiejemy, ze ma dodatkowe dwie stowy na kasyno.
      Wiem, to ubezpieczenie zdrowotne, ale jakie by nie bylo to nie mozna tak traktowac ludzi tylko dlatego, ze po pierwsze to kobieta, po drugie starsza, po trzecie wdowa.

      Usuń
    3. Oszustow w Polsce nie brak, a najczesciej ofiarami padaja wlasnie ludzie starsi, bo sa latwowierni i wszystko biora za dobra monete. Wciaz slyszy sie o jakichs akwizytorach, ktorzy mowia cos innego, a wpuszczaja tych klientow na mine. Ciagle mowie mamie, zeby nawet przez telefon nie wdawala sie w rozmowy, nie mowiac o wpuszczaniu do mieszkania.

      Usuń
    4. Oszustow nigdzie chyba nie brak. My sie cieszymy, ze Tatek mieszka w takim domu dla starszych ale ciagle samodzielnych ludzi, bo tu zeby wejsc do budynku to trzeba przedstawic ID i wyjasnic cel wizyty. Oprocz tego mieszkancy budynku musza wczesniej zglosc w biurze, ze kogos takiego oczekuja.
      Ale telefonow od roznych oszustow jest tez od groma, Tatek jest juz przeszkolony, ze jak widzi telefon bez znanego mu nazwiska to ma nie odbierac i spokoj.
      My zreszta robimy to samo mimo, ze troche jestesmy mlodsi:)

      Usuń
    5. Teraz ostatnio maja taki myk, ze po przedstawieniu sie pytaja: czy rozmawiam z pania AP albo jeszcze lepiej: czy pani mnie dobrze slyszy? No sila rzeczy odpowiadasz TAK, a to TAK pozniej tak zmanipuluja, ze niby godzisz sie na costam, za co bulisz jakies ciezkie pieniadze, a wymowic mozesz po roku. :)
      Trzeba bardzo uwazac, a najlepiej albo nie odbierac w ogole, albo natychmiast odkladac sluchawke

      Usuń
  2. O rany, jak slysze o ubezpieczeniach, to az mi skóra cierpnie. Wyraznie polskie pijawki od grajdolkowych niczym sie nie róznia :(((.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jakos nie moge na niemieckich narzekac, bo jak dotad nie mialam powodow. Ale moze to dlatego, ze nasz przyjaciel nas ubezpiecza i wszystko za nas zalatwia.

      Usuń
  3. Tez miałam przeprawy z odszkodowaniem z PZU - potraktowali mnie jak potencjalnego złodzieja i intruza. Dostałam po wielkich bojach odszkodowanie ale jak sobie przypomnę te przygodę to na sama myśl mną trzęsie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na szczescie do PZU jedynie wplacalam i nie musialam sie z nimi uzerac o wyplaty, zreszta pewnie teraz jest gorzej niz za tamtych czasow, bo i ustroj zdazyl sie zmienic.

      Usuń
  4. No to ciekawa jestem jak ta historia sie potoczy, tylko mamy Twojej zal. ze znalazla sie w takiej sytuacji, takie stresy niestety wyczerpuja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama w ogole nie chciala niczego zaczynac, bo cos czula pismo nosem, ze bedzie kolowrotek, to ja ja namowilam i teraz mi wypomina. :)

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Bo tego nie da sie opisac. Znaczy sytuacje tak, ale nie odczucia.

      Usuń
  6. Kilka lat temu zalali mnie sąsiedzi z góry. Sąsiadka przyszła, dała mi na karteczce numer jej polisy i kazała zadzwonić pod wskazany numer. Zadzwoniłam, pan przyjechał na drugi dzień, obejrzał łazienkę, zakwalifikował szkodę jako większą niż była w rzeczywistości, poszedł i zaraz za kilka dni miałam kasę na koncie. Kompletnie nie wiem, co tu zaszło: wygląda na to, że miałam więcej szczęścia niż rozumu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak. Podejrzewam, ze gdyby sasiad byl winien, poszloby to sprawniej, ale winna jest spoldzielnia. Sama nie wiem.

      Usuń
    2. Kulka po dzień dzisiejszy procesuje się z firmą ubezpieczeniową po tym, jak jej średnia córka została potrącona na przejściu dla pieszych w drodze do szkoły, przez policjanta zresztą. Policjant odwiedził ja raz w szpitalu, popatrzył, skomentował jednym zdjęciem "E, nic ci nie będzie" i poszedł, nie mówiąc nawet przysłowiowego "pocałuj mnie w dupę". Leczenie, rehabilitacja, sprzęt (typu ortezy) kosztowały bebechy. Dziewczynie pozostała na zawsze martwica tkanek na nodze i ciągle odnawiające się gangriony w miejscu uszkodzenia. Długo chodziła na psychoterapię, bo bała się przechodzić przez ulice. Wypadek miał miejsce, gdy była w szkole średniej - teraz jest na studiach, a sprawa dalej się nie zakończyła. Z ubezpieczenia dostała... 1500 zł! Teraz dochodzą swych praw w sądzie. W "państwie prawa".

      Usuń
    3. Boszsz... A ja tu sie irytuje o glupia plame na suficie. Co za popier***ny kraj! Takich rzeczy za tzw. komuny nie bylo.

      Usuń
    4. Za to teraz mamy drugą Japonię i po sto milionów na głowę. Że o prawie i sprawiedliwości nie wspomnę.

      Usuń
    5. My za to mamy jesien sredniowiecza z naszymi nieproszonymi goscmi.

      Usuń
    6. Tak czy siusiak, każdy ma swojego mola, który go podgryza.

      Usuń
    7. Tak sie zastanawiam od dluzszego czasu i nie wiem, co gorsze.

      Usuń
    8. Wszystko jest gorsze. Każde zło to zło.

      Usuń
    9. To to ja wiem, ale w razie godziny W bede musiala probowac uciekac i u Ciebie o azyl prosic. ;)

      Usuń
  7. Hmm, jeszcze - i oby tak było dalej - nie miałam do czynienia z jakimiś ubezpieczeniowymi "schodami", ale słyszałam od ludzi trochę na ten temat.
    Wiersz z poprzedniego posta świetny, jak zwykle:) My pierwszego dnia świąt zdecydowaliśmy się na krótki spacer mimo lekkiego deszczyku. I dobrze, bo po pierwsze zobaczyłam na naszym parkowym stawku dwie pary traczy nurogęsi i nawet pstryknęłam im parę fotek (nie za dobrych, bo z telefonu), a po drugie następnego dnia padał śnieg i wiało okropnie, a rozpogodziło się dopiero popołudniu, wtedy, kiedy ja musiałam się brać za obiad:(
    Aleluj fajny :)))))) Jako mała dziewczynka, tzn. mała panterka, byłaś urocza, a tym postem przypomniałaś mi opowiadanie babci, jak to jej brat w kolędzie "Gdy się Chrystus rodzi" śpiewał: gloria, gloria, na-i-swię-tszy Ta-de-usz, zamiast: in excelsis deo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz! To brat juz wtedy wychwalal pod niebiosa Rydzyka? :)))
      Dzisiaj rano nie wierzylam wlasnym oczom, lalo i obiecywanej wiosny nie bylo. Na szczescie pieknie sie przejasnilo, mamy 18° i zaraz lece z Burkiem.

      Usuń
    2. Aż,kurczę, na to nie wpadłam, ale on raczej nie wychwalał, a miał wizję :D:D:D

      Usuń
  8. Masakra jakaś :/
    Współczuję mamie , robią wszystko żeby zniechęcić ludzi o walkę o swoje ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie o to chodzi! Nie kazdy ma czas i ochote wisiec godzinami na telefonie. I nie rozumiem, dlaczego pracownik oddzialu w Lodzi nie moze zalatwic sprawy, tylko cala Polska musi dzwonic do Warszawy. Nie dziwota, ze tak dlugo czeka sie w kolejkach przy telefonie. Pisowska idiotyczna polityka.

      Usuń
  9. Znam ten ból- gdy okradziono mi mieszkanie i szkody miałam na 64 miliony zł (bo to był okres galopującej inflacji) to okazało się, że nie miałam oddzielnie ubezpieczonej elektroniki (a to głównie ona padła łupem złodziei)i wypłacono mi 4,5 tysiąca złotych, więc za te pieniądze zakupiłam sobie jamniczka i to był mój najfajniejszy zakup pod słońcem.
    Gdy mnie sąsiad zalał tak, że w pokoju miałam wody po kostki, i szkody były naprawdę duże,bo uległy zalaniu i rzeczy w szafach i pościel w wersalce i meble były zniszczone, pan od ubezpieczeń (tym razem byłam ubezpieczona w Warcie)wycenił szkody tak nisko, że z trudem na farbę starczyło.
    W Polsce nie ma systemu ściągania ubezpieczeń z konta, jak tu, więc co roku trzeba nowa polisę podpisywać. Poza tym zawsze ktoś inny w Polsce przychodzi w sprawie polisy, kto inny robi wycenę, zresztą wg jakichś dracznych tabel.
    W Polsce wypełniałam jakiś druk "zgłoszenia szkody" i trzeba było go złożyć u ubezpieczyciela i to już dalej żyło własnym życiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas tez agenci od polis nie przychodza na oszacowanie szkod, ale co najmniej sami zalatwiaja goscia, ktory ma przyjsc, nie trzeba za nim latac i blagac o terminy.
      Chyba to zlodziejstwo panuje tylko w Polsce, bo jak tu mialam wypadek samochodowy, to wyszlam na duzy plus.

      Usuń
  10. Ale w ogole co to jest, zeby do cudzego ubezpieczyciela dzwonic? Przeciez po to sie placi te cholerne skladki zeby nasz wlasny sie tym zajal a potem se odzyskiwal od kogo nalezy, tak jak zreszta napisalas. Co za durny kraj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie! Logika na to wskazuje, ale prozno doszukiwac sie u pisowcow jakiejkolwiek logiki. Po to jestem ubezpieczona, zeby wszystko zalatwiala moja ubezpieczalnia, a potem sama sobie od winnego odbierala.

      Usuń
  11. Po mojemu to Twoja mama nadal ma prawo do statusu "bezszkodowości". To spółdzielnia go utraciła. U nas też się niedługo zacznie, bowiem ulewne deszcze spowodowały na naszym suficie plamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli bedzie jak u mojej mamy, wina lezy po stronie spoldzielni/wlasciciela domu, ktora nie dopilnowala i dachy przeciekaja.
      Uzbrojcie sie w anielska cierpliwosc.

      Usuń
  12. jak wszystko w kraju tutejszym i ubezpieczenia, na które płacisz latami są oszustwem i firmy robią co chcą... po drugim wypadku do dziś nic nie dostałam.
    Ech wszyscy wszystkich robią w ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba bym juz nie umiala tam zyc, za bardzo przyzwyczailam sie do normalnosci. Do tego, ze lekarz przyjmuje mnie, kiedy jestem chora, a nie za dwa tygodnie, a specjalista za dwa lata. Do tego, ze rehabilitacje dostaje, kiedy jej potrzebuje, a nie za piec miesiecy/lat. Do tego, ze po to place skladki ubezpieczeniowe, zeby moja ubezpieczalnia zalatwiala za mnie szkody. Moglabym dlugo wymieniac.

      Usuń
    2. Normalnosc rozbestwia:) Dobrzy mezowie tez:))) Wlasnie wracajac od doktora wstapilam do apteki zeby Wspanialy nie musial specjalnie tam jechac, bo ja akurat przechodzilam obok.
      I wstyd sie przyznac, ze nie umialam obsluzyc nowego modela ustrojstwa do placenia karta:)) Ja piernicze, musialam prosic o pomoc sprzedawce. Mlody czlowiek byl na tyle uprzejmy, ze sie nie tylko nie smial, ale mnie pocieszyl, ze ten nowy model maja dopiero miesiac i wiekszosc ludzi sobie jeszcze z nim nie radzi:))
      Nie wnikam w szczegoly, wazne, ze zrobil wszystko co mogl zebym nie poczula sie jak bym miala 120 lat:)))

      Usuń
    3. Star, ja czesto tak sie czuje. Boje sie jak ognia transakcji online, wypelniam blankiet i na piechote lece do banku oddac w okienku. :))) Tyle sie slyszy o oszustach, ze mam juz jakas obsesje. W Lodzi chcialam skasowac bilet w biletomacie, a w nim tylko mozna kupic bilet. Dopiero jakas kobita zwrocila mi uwage, ze to nie tu sie wtyka. No wstyd jak nie wiem, jak analfabetka ze wsi.

      Usuń
  13. Jestem na etapie skladania odszkodowań za wypadek...jedni chcą już, inni po zakończeniu leczenia. Jak zapytałam paniusi jakie dokumenty potrzebne to mi OU zaczęła cytować. "Dokumenty medyczne", no dobra kurna, lae co to ma być, a ona znowu "dokumenty medyczne". I się nie dowiedziałam. Muszę do lekarza po ksero karty leczenia bo tam chyba wsio będzie nabazgrolone. Też mam ich dość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki za powodzenie. A wiesz juz, kto jest winien? Miasto, ze chodnikow nie posypalo czy tez inny dozorca lokalny?

      Usuń
    2. Nie ma winnego, to wypadek.Zdarzenie nagłe. Bęc i już. W nocy był lekki przymrozek, rano padało. Chodnik sliski, jak to przy deszczu.Szarpanie z miastem i dochodzenie czy trza było już sypec czy nie...nei na moje siły. Nie zrobiłam zdjęcia tego miejsca, nie wezwalam policji...kto o tym myśli, jak leży, jak żaba na chodniku i nie może wstać? Potem Cię pakują do karetki i siedzić kilka tygodni uziemiona.

      Usuń
    3. No tak.
      Tu sa jakies przepisy i jak jest slisko, to juz od 6.00 musi byc posypane i jesli ktos zrobi sobie krzywde, to odpowiada ten, vo nie posypal. Na szczescie jednak nie musialam tego wyprobowywac.

      Usuń
  14. U nas wyglądało to tak, że zgłosilismy zalanie,owszem do PZU ale też do osób,ktore sie szkodami zajmują.Paniusia od pobierania kaski sie tym nie zajmuje. Przyszedł rzeczoznawca,oszacował szkodę. Po jakims czasie wpłynely pieniądze na konto.szału nie było,wyliczyli ile farby itp na dany zniszczony metraż przysługuje i finito.

    OdpowiedzUsuń
  15. Maszko dokumenty medyczne,to czesto są to szczególowe i odpowiednio nazwane badania i zabiegi,bo inaczej nie wyplacą pieniedzy. Szwagier sporo musial się nadzwonic,zalatwiać ,bo sam opis i wypis ze szpitala, od lekarza ,to było nie to i za mało.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dostał prawie wszystko co mu sie należało,ale np.za sam zawał nie,bo nie miał dokumentu,kóry wyraźnie o tym swiadczyl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wypisie ze szpitala jest symbol i według niego wiedzą, co mi jest. Dam im tą kartę, jak będą chcieć. I nawet płyty z prześwietleniem. Zobaczę co wyjdzie teraz, bo boli nadal.

      Usuń
    2. Czeka Cie chyba dluga droga przez meke, ale walcz.

      Usuń
  17. Po prostu ręce i wszystko inne opadają ...
    Mam tylko nadzieję, że Twoja mama jest w końcu na ostatniej prostej w zalatwianiu odszkodowania.
    A my ostatnio zalaliśmy tak trochę naszych "ulubionych" sąsiadów z dołu - hłehłehłe .... nie z naszej winy, po prostu pękł węzyk i zawór od wody w kuchni i zanim się zorientowaliśmy, minęły chyba ze trzy dni. Szkodę naprawiliśmy, a czubki podreptać musiały do biura wspólnoty i załatwiać sprawę przez pania z tegoż biura. Tak to jest, jak się jest chamskim do sąsiadów ...
    Na razie od mojej polisy nikt nic nie chce, zobaczymy, jest mi to obojętne, a oni muszą swoje wymuskane gniazdeczko znów malować - mimo, że to nieduży zaciek był. Ojej, jak mi przykro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he he! Kiedy jeszcze mieszkalam u rodzicow, sasiedzi z gory tak nas zalali, ze w kloszach zyrandola w moim pokoju stala woda. Ze nie doszlo do spiecia - to chyba cud.

      Usuń
  18. Pantero,niemal analogiczny przypadek miala moja Mama.Mieszkanie ubezpieczane od lat w PZU.To bylo jakies 5-6 lat temu,sufit od strony balkonu podszedl wodą(okres zimowy i z piętra wyzej podczas topniejącego śniegu coś zaczelo przeciekac).Na suficie pojawila sie sporej wielkosci plama.Mama zglosila szkodę i z tego co pamiętam przyszedl rzeczoznawca i wycenil szkodę na 800 zl.-tyle otrzymala moja Mama.To przez co przechodzi Twoja to jakis cyrk....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli normalnie tez sie da? Zobaczymy, co z tego wyniknie, nie omieszkam Was o wyniku powiadomic.

      Usuń
    2. Bardzo jestem ciekawa i trzymam kciuki za pomyslne rozstrzygniecie sprawy.

      Usuń
    3. Mnie tez ciekawi, jak bez rzeczoznawcy zechca zadoscuczynic szkodzie (czy szkode?)

      Usuń
  19. Raz tylko korzystaliśmy z ubezpieczenia samochodu i to za granicą w okresie czasów słusznie minionych. Nawet w miarę zadziałało, ale sprawa się ciągnęła, zwłaszcza po powrocie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Pieniądze ubezpieczyciel chętnie bierze, ale jak ma wypłacić to szuka różnych kruczków. Trzeba mieć dużo siły, że upominać się o swoje :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro juz udalo mi sie mame namowic, bo na poczatku w ogole nie chciala meldowac szkody, to pojdzie za ciosem. Pewnie gdyby wiedziala, jakie to korowody, zostalaby przy swoim.

      Usuń
  21. Miałam kilka awarii przez 11 lat mieszkania (pęknięty zawór w kuchni, zapalenie się sadzy w kominie, uderzenie pioruna w słup wysokiego napięcia) ale nigdy, ale to nigdy nie było problemów z wypłatą rekompensaty za szkody. Przyjeżdżał fachowiec, naprawiał, zostawiał fakturę którą wysyłałam mailem do ubezpieczyciela a za kilka dni pieniądze były na koncie - ale w żadnym pzu tylko solidna jakość - allianz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coz, mama tkwi tam juz tak dlugo i do tego jest nieufna wobec nowego tradycjonalistka, ze pewnie zostanie w tym PZU dozywotnio.

      Usuń
    2. Podziękowałam PZU jak zalała nas sąsiadka a mieszkanie świeżutko po remoncie już było wystawione na sprzedaż a szanowne PZU za łazienkę do powtórnego malowania wypłacił nam .... 30 zł. Zapytałam czy mam sobie za to pędzel kupić...no i na tym zakończyłam z nimi "współpracę" więcej już mnie nikt nie namówił na ubezpieczenie u nich

      Usuń
    3. Moja mama nie ufa nikomu, a w PZU jest tyle lat, ze juz tam zostania do konca zycia. To samo z bankami, tylko PKO SA, bo tam jest od poczatku. Nie przekonasz.

      Usuń
  22. Poza obowiązkowymi składkami ubezpieczeniowymi, które co miesiąc potrącane są mi z renty wykupuję sobie przed wyjazdem z dziećmi na kolonie ubezpieczenie OC. No i jeszcze przed wycieczkami wykupuję zdrowotne i od NNW. Licho nie śpi, a warto mieć je gdyby co. Na szczęście jeszcze nie były mi potrzebne, ale już sobie wyobrażam to bieganie od Ivana do pogana... Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strzezonego... wiadomo! Takie prywatne OC mamy od poczatku pobytu tutaj i juz kilkakrotnie z niego skorzystalam. Dobrze, ze myslisz o tych na pozor drobnych, ale niezwykle waznych detalach.

      Usuń
    2. Wiesz Panterko - przezorny zawsze ubezpieczony :)

      Usuń
    3. Wiesz jak to bywa, niektorym szkoda kasy na skladki, a jak nieszczescie przyjdzie (powodz, pozoga), to panstwo ma ratowac.

      Usuń
  23. Współczuję Mamie tej kołomyi z ubezpieczalniami. Moja mama też kiedyś miała podobnie. Od tego czasu nie ubezpiecza mieszkania, bo i okazało się, że to nic nie dało.
    Przyznam jednak, że mnie ostatnio ubezpieczenie auto-kasko uratowało, miałam trzy w sumie drobne kolizje w czasie 3 miesięcy i (prawie) wszystko już mam naprawione. Gdybym sama miała ponieść koszty naprawy auta, nie byłoby mi wesoło i na pewno przewyższyłoby to koszt mojego ubezpieczenia. No cóż. Po 10 czy więcej latach bez wypadku wreszcie skorzystałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale w procentach idziesz w gore i kto wie, czy nie na to samo wychodzi, jakbys sama za szkode zaplacila.

      Usuń
  24. Spychologia to bardzo powszechne zjawisko w dzisiejszych czasach w wielu dziedzinach.

    OdpowiedzUsuń
  25. Ja mam kupione ubezpieczenie mieszkania z https://rankomat.pl/ubezpieczenie-mieszkania-i-domu/kalkulator i nie żałuję bo już raz się przydało. Cena nie jest duża jak za taką ochronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama tez miala wykupione ubezpieczenie mieszkania i co jej to dalo? Nie wymagaj od osoby ponad 80-letniej zeby zmieniala teraz ubezpieczyciela, skoro przez cale zycie byla w PZU.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.