wtorek, 7 sierpnia 2018

Fredi.

O Fredku, ktorego nazywalismy Fryckiem, pisalam przy okazji posta wspomnieniowego o Fuselku. Dwoch ich bylo, dwoch psich panow F. z fasonem,  jamnikow na osiedlu. Obydwaj pochodzili z Polski, bo Niemcy jakos zwrocili sie w sympatii do jamnikow do tych kudlatych i gladkowlose byly tutaj praktycznie nie do zdobycia.
Adoptowani rodzice Frycka byli bezdzietni, wiec caly potencjal milosci przelali na te jamnikowata glizde, mial u nich jak u psiego boga za piecem. A ze bylo toto cherlawe od urodzenia, mialo wciaz problemy gastryczne i cos tam jeszcze, psia opatrznosc nad nim czuwala, ze trafil w ich rece i pod dach. Dostawal jakas diabelnie droga specjalna karme, chuchali na niego i dmuchali jak na dziecko specjalnej troski, ktorym de facto dla nich byl. Nie przyjaznilismy sie specjalnie, mielismy ot takie dobrosasiedzkie stosunki, czasem sie odwiedzalismy, ale bardzo sporadycznie. Czesciej widywalismy sie na spacerach z psami, ktore bardzo sie polubily i zawsze doskonale ze soba bawily.
Troche tez traktowali Frycka nie po psiemu, rozpieszczali na wyscigi. Nieraz bylam swiadkiem, kiedy pancia ganiala za nim po polach, bo spuscila go ze smyczy, a pozniej nie chcial do niej wrocic, a zabawe w berka uznawal za najlepsza na swiecie. Kiedy prosila mnie o pomoc w zlapaniu uciekiniera, tlumaczylam jej, ze pogon za psem nie daje jej zadnych szans na zlapanie go, bo choc nozki mial krotkie, i tak byl szybszy. Ona za nim latala, ja stalam na sciezce i tylko go do siebie zawolalam, przylecial natychmiast, co pancie wprawialo w irytacje i zdumienie, a ja mialam przednia zabawe.
Kiedy obydwoje dostali skierowanie do sanatorium w tym samym czasie, trzeba bylo wymyslic cos dla psa. Widocznie mieli juz do nas tyle zaufania, ze powierzyli nam opieke nad swoim skarbem i Fredek zamieszkal z nami na caly miesiac. Wyposazyli nas w tony jego specjalnej karmy, wiec przy wydawaniu psom obiadu, trzeba bylo mocno uwazac, zeby nie wyzeraly sobie wzajemnie. Najczesciej odbywalo sie to tak, ze maz dawal Fuslowi w kuchni, a ja Fryckowi w jednym z pokojow i jakos to szlo. Nachodzilam sie ci ja z tymi psami na spacery, narobilismy kilometrow i nigdy nie musialam Frycka ganiac po polach, sam przylazil z powrotem.
Po ich powrocie zaczelam ich goraco namawiac na kastracje psa, bo w tym malym cherlawym cialku drzemal demon seksu. Codziennie po kilka razy gwalcil zapamietale swoj kocyk, no kto by to wytrzymal. Najpierw bylo swiete oburzenie, zwlaszcza z jego strony, ale drazylam temat, namawialam, przekonywalam i w koncu skapitulowali, a Fredek po operacji bardzo sie uspokoil.
Pozniej wyprowadzilismy sie na drugi koniec miasta i sila rzeczy kontakty sie rozluznily, czasem spotykalismy sie przypadkowo w sklepach, czasem dopytywalismy wspolnych znajomych tam mieszkajacych, co z Frycusiem, a odpowiedz byla zawsze jedna: starutki, siwiutki, ale zyje. Raz przypadkiem spotkalam ja z Fryckiem, kiedy bylam u corki na tamtym osiedlu. Jejku, jak on sie ucieszyl na moj widok! Tyle lat sie nie widzielismy i myslalam, ze zapomnial, a on nie. No calkiem sie wzruszylam, kiedy tak wil sie w moich rekach jak grzmija i wywijal jezorem, zeby mnie wycalowac.
Zyl i doszedl do ludzkiej pelnoletnosci, skonczyl 18 lat.
W ubiegla sobote on zadzwonil do nas, zeby powiadomic, ze Frycusia juz nie ma. Musieli go uspic, bo z racji wieku nie dawal juz rady, bardzo sie meczyl. Nie widzial i nie slyszal juz od dluzszego czasu, mial usunieta wiekszosc zabkow, ale to nie przeszkadzalo mu w miare dobrze zyc. Niestety przyplataly sie problemy z chodzeniem, a z racji swojego chorego ukladu pokarmowego nie tolerowal sterydow, a na koniec chyba dostal wylewu, wiec nie bylo na co czekac i pieska meczyc. Zostal spopielony w Rosengarten, tam gdzie Fusel i Kira.



Frycek z lewej, Fusel z prawej

Tu Frycus jest w szczeniecym wieku, o polowe mniejszy od Fusla. A moja corka jaka malutka







Musialam obu naraz dopieszczac


Przezyl naszego Fusla o tyle lat... Lusia przeslala mi jego ostatnie zdjecia.


Obiesmy sie splakaly przez telefon... ehhh...
Dodawszy do tego, ze na poczatku tygodnia musiala zostac uspiona corka Kiry, siostra Placzka z jednego miotu i dramatyczne odejscie Amberka, kota Drevnego Kocurka, to ten tydzien nalezy do bardzo smutnych. Niech zyja wszystkie bez bolu i ograniczen za Teczowym Mostem.




75 komentarzy:

  1. Piekna i wzruszajaca historia Fredka (Frycka) cudnie opisana przez Ciebie.
    Najpierw sie smialam, tak wesolo opisalas spacery z pieskami, szczegolnie gonitwe panci za Fryckiem.
    Zdjecia wzruszajace z kochanymi pieskami, ktorych juz nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bylo takie kochane stworzenie, ze musialam napisac to epitafium.

      Usuń
  2. Wzruszająca historia. Jamniki to szczególna rasa, zawsze mnie zdumiewało, że potrafią tak szybko biegać. Smutno zawsze, kiedy odchodzą nasi ulubieńcy.

    OdpowiedzUsuń
  3. wzruszający post Aniu i przypomniały mi sie wszystkie moje zwierzaki....smutne historie..niech Pantero niech...
    ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehhh... sama sie wzruszalam piszac i wspominajac Fuselka. Wtedy myslalam, ze zaden inny pies nie bedzie go mogl zastapic, a teraz mam drugiego po nim.

      Usuń
  4. Sliczna opowiesc o szczesliwym piesku i jego cudnych wlascicielach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni strasznie cierpia, bo przez swoja ludzka bezdzietnosc czuja sie teraz, jakby stracili prawdziwe dziecko.

      Usuń
  5. Piękne miały pieśni swoje żywota, i to sie liczy.
    Jamnik byl moim marzeniem, ale za dużo schodów mam... i mam Mircię 😚

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po Fuslu powiedzialam sobie: nigdy wiecej jamnika, bo nie chcialabym przezywac jeszcze raz tych paralizow. Ale mieszaniec Kira nie okazala sie wcale zdrowsza, przeciwnie.

      Usuń
    2. Właśnie te paraliże, schody, nierealne jest notoryczne noszenie jamnika na rękach, chyba, ze jamnik miniaturowy, u nas na prowincji takowe w modzie. Mirka ma jamnikowate plecy, od karku do ogona 40 cm dluga, przy wysokość 28 cm, czyli prawie jamnik.

      Usuń
    3. My mieszkalismy na 2 pietrze, wiec przez cale zycie nosilismy go po schodach, a i tak nie uniknal paralizu.

      Usuń
  6. I mój Sniffi, 17 lat, po raz trzeci paraliż ustąpił, ale jeśli znowu wróci po tygodniu lekarz zdecydował, że już Go nie męczymy, zmiany są tak duże, że nie ma nadziei żadnej na wyleczenie.
    A Jamnika oczywiście miałam zaszczyt posiadać, Travis był charakterny i temperamentny, potrafił jednym warknięciem uciszyć pozostałą dwójkę, większą od niego. Był wykastrowany, bo ja wszystkich kastruję, ale ciągoty pozostały. Od 4 lat biega za TM.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce mialam jamnikopodobnego Urwisa, ale kiedy wyjezdzalismy, zostawilam go rodzicom, a Fusla wzielam dopiero, kiedy Urwis umarl. Obaj byli typowo jamniczo uparci i dzielni.

      Usuń
  7. Rzeczywiście, słusznego wieku dożył, siwiutki taki:)
    Trochę mnie nie było, bynajmniej nie z powodów zdrowotnych, ale posty doczytałam, choć komentować się nie podejmę, trochę tego za dużo:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka lat go nie widzialam, wiec te jego zdjecia zaskoczyly mnie, jak bardzo posiwial, ostatni raz mial tylko pyszczek troche pobielony.
      Nie przejmuj sie komentowaniem, wazne ze czytalas. ;)

      Usuń
  8. Ehhh cos się kończy cos sie zaczyna... :( pocieszaja mnie ze śmierć jest częścią życia... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy zwierze odchodzi, czlowiek czuje sie po czesci, jakby dziecko stracil. Co najmniej ja tak sie czulam, bo sa jednostki, ktorym jest wszystko jedno.

      Usuń
    2. Ja koty uważam za członków rodziny. Młody to się wyglupia ze co starsi od niego to jego wujkowie koci wiek :D on jest silniejszy niż ja. On powiedział że się cieszy ze in nie cierpi. Tęskni ale wie ze to nic nie boli. Może to tez dobry sposób

      Usuń
    3. Ja mysle, ze Twoj syn nadrabia mina i odgrywa twardziela. Ja widzialam mojego meza placzacego trzy razy w zyciu, kiedy zmarla jego mama, pozniej kiedy Fusel umarl i po uspieniu Kiry. A na pozor jest taki, jakby nic go nie ruszalo.

      Usuń
  9. Ja tak w ogóle juz nie pamiętam czy podziękowała ale dziękuję, ze wtedy się do mnie odezwalas, bo ja czulam ze to jest juz ten dzień ten moment na te decyzje, ale nie wiem czy byłabym tak dzielna gdybym z Tobą wirtualnie nie porozmawiala. Możliwe ze bym się bala choć ręka mi drzala jak się podpisywalam i drzalam cala, ta co pomaga wet mojej uciekła na zaplecze nie dala rady. Nasza wet dzielna była ale widziałam ze wszystko sie kroi w niej... Ehhh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj sie, Kocur, dziekowaniem, w tamtym czasie mialas glowe zajeta czyms zupelnie innym, wazniejszym od konwenansow. Ja przez to tez musialam przejsc, tak samo jak Ty rozdarta i pelna watpliwosci, glupich nadziei i oczekiwan na cud.
      Pierwszy raz musialam uspic szczurke, pozniej zadecydowac o losie Kiry. Mam wiec juz troche doswiadczen, ale nigdy nie moglam sie z tym pogodzic.

      Usuń
    2. Na taka decyzje nigdy nie nie jestes przygotowana :(((. Mozesz sobie tysiac razy powtarzac, ze przynajmniej nasz pupil juz nie cierpi, ze mial dobre zycie, ale dziura w sercu pozostaje...

      Usuń
    3. Pozostaje. Kiedy czatowalam z Kocurem, a pozniej telefonowalam z mama Frycka, co ja sie naplakalam, kiedy te bolesne wspomnienia wracaly.

      Usuń
  10. To jest wlasnie ta zla strona posiadania zwierzaka - zyjac krocej niz my jestesmy swiadkami ich smierci a to rozdziera serce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka jest niestety kolej rzeczy, rodzicow tez musimy przeprowadzac na tamta strone, taka nasza rola. Z pewnoscia gorzej byloby, gdybysmy my odeszli pierwsi i psy albo koty po nas zostaly. Tak jest lepiej, to nasz ludzki obowiazek, chociaz serce rozlatuje sie na kawaleczki i myslisz, ze juz nigdy sie nie zregeneruje.

      Usuń
  11. Miał chłopak szczęście, że trafił na takich rodziców :) Żył długo i szczęśliwie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mial szczescie i w pelni sobie na nie zasluzyl, byl naprawde fajnym stworzeniem.

      Usuń
  12. Dlatego ja ten list z angielskiego przetlumaczylam on troszkę pomaga choć sie ryczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To potrwa jeszcze, moze rok, moze dwa, a moze nigdy sie nie skonczy...

      Usuń
    2. Jest pierwszym, którego musiałam pożegnać... Więc pewnie nie minie nigdy. Trzeb z tą wyrwą żyć...

      Usuń
    3. Kazdy raz jest najgorszy, ale potem co najmniej wiesz, jak to sie odbywa.

      Usuń
  13. Jamniorki są super- mają wręcz słoniowa pamięć i uwielbiam je za ten ich indywidualizm.Mojemu z 10 lat zabrało zrozumienie, że nie warto się obrażać na pańcię lub pana, bo się wtedy sporo atrakcji traci.16 tego miesiąca będzie już 8 rocznica jego odejścia i smutno mi, bo nie będziemy mogli na jego grobku zapalić znicza i wstawić nowego wiatraczka.Lata mijają a mnie jakoś nie jest lżej, że go nie ma z nami.Te 16,5 roku z Flikiem to były naprawdę wspaniałe lata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie chciałam Amberkowi robić grobu. Ja czuję, że to tylko powłoka, a on sam z nami jest, bo energia nie gnie... Na groby też nie hcodzę, bo uważam, że pamięć jest najwazniejsza. (To tylko moje zdanie nie mam nic zlego na mysli). Moj piesek Falkor tez został u Weta. Nie chcielismy mu robic takiego miejsca. On takze jest gdzies z nami obok nas...

      Usuń
    2. Urna z prochami Fusla stoi u nas w domu, przy Kirze nie mielismy juz tyle kasy, zeby spopielac ja indywidualnie, wiec jej prochy rozsypane sa w Ogrodzie Rozanym, gdzie jest krematorium i cmentarz dla psow. Szkoda, ze to tak daleko, bo bysmy pojechali ja odwiedzic.

      Usuń
    3. My byliśmy z naszym piesiem do końca, wet go owinął psim ręcznikiem kąpielowym, pojechaliśmy na psi cmentarzyk i tam już był przygotowany dla niego grobek. Nie chcieliśmy by ta jego powłoka zewnętrzna była likwidowana razem z odpadami medycznymi lub innymi zwierzakami.Bo u nas nie ma indywidualnych kremacji zwierząt. Te zostawione u weta są potem wrzucane do jakiegoś wspólnego dołu dla padłych zwierząt.
      Ten psi cmentarz pod W-wą jest bardzo miłym miejscem i w każdy weekend pełno tam ludzi- niektórzy spędzają przy grobie swego pupila długie godziny siedząc na krzesełku. Poza tym wszyscy są tam dla siebie mili, opowiadają o swym psie lub kocie, pokazuje zdjęcia, I sporo osób przychodzi tam z nowym zwierzątkiem.

      Usuń
    4. W naszym miescie tez jest zwierzecy cmentarzyk, kiedys dawno o nim pisalam, ale na dluzsza mete jest to dosc droga sprawa, bo corocznie musisz placic pacht, ok. 100 euro, zalezy od wielkosci. W Rosengarten masz wiele opcji do wyboru, odbieraja zwierzatko z samego domu albo od weta. Wprawdzie na poczatek placisz sporo wiecej niz za pochowek, ale jest to jednorazowy koszt.

      Usuń
    5. Niestety u mnie to tylko w Lublinie jest coś takiego, ale koszty są duże bardzo cos około 2tysięcy a nie wiem jak później sie płaci. Przy piesku tez taka decyzja była, bo (ja nikogo broń Boże nie krytykuje) po prostu z czystego Serca lepiej te pieniądze mieć na zwierzaczka kolejnego, a u mojej mamy jakby w odwecie po piesku zaadoptowala mama kotke, ale ta Isia pod szafę itd to wziela jej kolezanke z DT u Safire na Tymczas. Ale to jeszcze nie to. Isia nam się pochorowala wtedy z ząbkami. Ile ja się przez ten śnieg z nią do stomatologa kociego najezdzilam, mama w tym czasie atak wyrostka. Okazało się samo w sobie, ze dobrze, że się jakiegoś kredytu wtedy czy czegoś nie wzięło, bo szybko Isia nadrobila nam to i nawet wtedy stwierdziliśmy ze dobrze, że Falkor z nami jest, duchem z nami, a jaki był.będziemy pamiętać zawsze.

      Dla mnie.miejscami gdzie mogę to odwiedzić jest park z jabłkami które niezmiennie uwielbial jeść spod drzew. Jeśli jego energia mogła.Gdzieś pobiec ze skrzydelkami przy duszy to właśnie tam do ulubionego parku.
      Tak samo Amberek, wystarczy spojrzenie na ulubione miejsca. Boli, ale wiem, ze ja sama nie chciałabym by płacono za mój grób. Ja bym wolała by podarować te finanse np. na pomoc mojemu dziecku czy komuś z rodziny (kotkom tez) gdy mnie zabraknie. Wiem, ze nie ma kremacji takich tzn w Lublinie jest ale płaci się za to niewiele mniej... A te 1000zł to dla mojej samej pamięci wydaje mi się zbyteczne. Jakbym miała taka.kasę to bym i tak wolała przeznaczyć na cos innego.
      Upamiętnić w sercu jest bezcennym miejscem bez strachu ze tamci np zbankrutuja bo fakt ceny duże a chętnych niewiele i co potem likwidacja bo to TYLKO groby zwierzęta...

      Ale ważne żeby robić tak jak się czuje. Ja wierzę że nasze pieski i kotki na zawsze są przy nas niezależnie od tego, czy maja realny pomnik w tym świecie. U nas w sercu maja na zawsze.

      Usuń
    6. Przy Fuslu pozwolilismy sobie na szalenstwo pojedynczej kremacji i zabrania prochow w urnie. Przy Kirze bylo niestety gorzej, bo bylismy wyplukani do cna leczeniem jej, ba, bylismy nawet bardzo zadluzeni. Jednak nie chcialam dac jej do utylizacji, za ktora zreszta tez trzeba zaplacic, i wybralismy kremacje wspolna z innymi zwiarzatkami, juz bez urny.
      Zwierzeta domowe to wielki luksus i ja rozumiem tych, ktorzy chowaja psy w ogrodkach, choc jest to surowo zabronione z uwagi na mozliwosc skazenia wod gruntowych. Nie znioslabym tylko wyrzucenia ciala przyjaciela na smietnik, jak to robia niektorzy, ale wiadomo, za zachcianki pogrzebowo-kremacyjne trzeba grubo bulic, a nie kazdego na to stac. I rzeczywiscie, lepiej te kase przeznaczyc na jakiejs kolejnej sieroty.

      Usuń
    7. Za pochówek i uformowanie grobku zapłaciliśmy 250zł i w tym była już tzw. oplata roczna,która przez kilka lat wynosiła 50 zł, w zeszłym roku podnieśli do 70 zł rocznie.
      Po raz pierwszy spotkałam się z tak pełnym szacunku i zrozumienia traktowaniem osób, które aktualnie przeżywają stratę ukochanego zwierzątka.
      Co roku, w pierwszą niedzielę pazdziernika są organizowane Psie Zaduszki.
      My w chwili odejścia Flika wiedzieliśmy, że już następnego psa nie będzie.
      Regularnie oboje przekazujemy 1% podatku na wybrane schronisko.
      Chory stary mąż i stary pies mocno sprowadziły na ziemię moje chęci posiadania kolejnego zwierzaka. A poza tym - jestem pewna, że żaden nie byłby tak cudownym psem jak Flik.

      Usuń
    8. Wiesz, Anabell, zawsze sie tak wydaje, ze zaden inny pies nie bedzie taki, ze nie zastapi. A potem masz innego, ktory TAKI nie jest, jest inny i nie zastepuje, ale zajmuje w sercu miejsce obok. My juz po Kirze nie chcielismy brac psa, ale widzialam, jak moj maz powoli wiednie, zamyka sie w sobie i wiedzialam, ze pies byc musi, bo to bylo jego cale zycie. Ale teraz, po Toyce, bedziemy juz po prostu za starzy na kolejnego.

      Usuń
    9. Dokładnie. Jeśli kiedyś się pojawi u mnie jakieś zwierzątko to po to by być obok, bo mam miejsce, bo np zechcemy komuś dac domek. Ale nigdy zamiast. Tak się nie da. Każdy kotek i piesek jest inny i jedyny w swoim rodzaju. Drugiego Amberka nie będzie ani drugiego Falkorka, ale moja mama ma np teraz Safirke i dwie damy szylkretowe ocalone z działek od śmierci glodwej takie były chude, a.kto wie może one nam zza mostu podsylaja bidy bo opowiedzialy o swej rodzinie i dziś jakby ktoś nie chciał trafić do takiego raju. Gdzie samemu czasem się nie dojada albo odpuszcza jakieś szaleństwa bo kotki muszą mieć dobra karmę sanabelle i te mokre sniadanka bo tak zostały naliczone od malenkosci a 9 lat minęło i rytuał być musi.
      A przecież mowi wiersz Klimka że wróci w nowym futerku - nie dosłownie oczywiście ale kto powiedział ze musi podesłać pieska? A może podesle co innego... Fretke2na przykład :) podobno to inteligentne stworzenia tez

      Usuń
    10. https://img-ovh-cloud.zszywka.pl/0/0181/4899-testament.jpg

      Usuń
    11. Taki sam.testament kochanego kota ktoś mi na facebooku podeslal :)

      Usuń
    12. To dotyczy wszystkich naszych zwierzat.

      Usuń
  14. Nasz Darek był w jakieś części jamnikiem tylko że szorstkowłosym i miniaturowym, no i miał charakterek ci on miał ;)
    Fajne i długie życie miał Fusel...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Fusel, tylko Fredek. Nasz Fusel umarl dokladnie w swoje 12 urodziny.

      Usuń
    2. Przepraszam za pomyłkę!!!

      Usuń
    3. Latwo sie pomylic, obaj na F. :)))

      Usuń
    4. U nas w rodzinie gdzieś słabe tez był.piesek Fajfer a nasz Falkor o dziadkowi do dziś się myli :) choć oboje za Tęczowym Mostem biegają.

      Usuń
    5. Kiedys, w drodze powrotnej z Fuslem z Polski, spotkalismy na postoju psa Fajfusa. :))

      Usuń
    6. A u weta spotkałam Fione :) nie nie była.zielona :)

      Usuń
    7. Ale Fajfus - kojarzysz? Jak mozne psa tak nazwac?

      Usuń
    8. A to zbereznicy - wlasciciele, a kochane psinki nawet nie wiedza.

      Usuń
    9. Kocur, moj dziadek byl Waclaw, wiec uwazaj sobie! :)

      Usuń
    10. Mari, no straszliwe zberezniki. Psy pewnie wiedza, ale godza sie na role blazna za lozko i miske. :)))

      Usuń
    11. Tez pomyslalam potem ze jest szansa ze wiedza, tak to jest w tej milosci.

      Usuń
    12. Oj no przyznam.sie na Daenerys mowie Cebula. :)

      Usuń
    13. To mow chociaz Cebulka, brzmi bardziej pieszczotliwie.

      Usuń
    14. Ona to Cebulka a Sherlock to szczypiorek. Jedno okrągłe drugie długie uzupełniają się :)

      Usuń
    15. To teraz musisz sobie sprawic Twarozka. :)))

      Usuń
    16. No właśnie mi moja druga Połowa powiedziała że u wet jak Amberek tam był ostatnia noc tam okocila sie bardzo dzika kotka w klatce nizej co na sterylizacja ja przyniesli. No i takie tylko pytanie usłyszałam czy to nie jest jakiś znak..?
      Tylko ze Twarozkow piec jest splesnialy albo inaczej barwiony zatem pewnie do wyboru...
      I jestem w kropce.
      Bo tu serce pękło a tu taka wieść.
      Ponoć Wet nam to mówiła jak to odbieralyamy w poniedzialek z prośbą zeby pytać wśród znajomych - ale ja tak skupiona byłam na Busiu ze nie zarejestrowalam...

      Ale to fasolki dopiero. Urodzone w nocy 29/30 lipiec.

      Usuń
    17. Za dwa dni bedzie post wlasnie o takich znakach. Chyba cos w tym jest.

      Usuń
  15. Jak miałem z 8 lat odszedł nasz jamnik, o ciekawym imieniu Amor. Był czarny i z krótką sierścią. Można powiedzieć, że był pierwszym ,,synkiem" moich Rodziców, bo dostali go po ślubie jako uzgodniony wcześniej prezent. Po jego uśpieniu jeszcze jakiś czas wydawało mi się, że słyszę jego kroki w kuchni, charakterystycznie po linoleum drapał pazurkami chodząc. Zawsze dla ludzi kochających zwierzęta ich odejście to cios właściwie. Do teraz jeszcze nie chcę za bardzo mieć zwierząt, po tym jak odeszły wszystkie moje koszatniczki. Po prostu kosztowało mnie to sporo emocji, a potem na pewien czas pojawiła się pustka jakaś.

    To nie było zabezpieczenie dla robotników tylko takie podpórki dla rynny nowej. Na szczęście już pracują od wczoraj w głębi dachu, nie wciągają też nic na linach.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez dlugo slyszalam stukot pazurkow Kiry na laminacie, jej dyszenie i mlaskanie.

      Usuń
    2. Piotrze, nie znamy się ale ja na blogu przetłumaczona list od pupila znaleziony w necie. Przeczytaj moze bo jest długi a nie chce Panterce tu robić powieści pod wpisem. "Nie zatrzymujbmilosci ktora dałeś mi" :)

      Usuń
  16. Aniu, ja nadal mam w kompie folder ze zdjęciami Kiry, a obok mam zdjęcia mojego Jogusia. Oboje zapadli mi w pamięć i w serce i czasem któreś z nich ląduje na mojej tapecie. Teraz wywołują u mnie uśmiech, ale jeszcze niedawno kręciła mi się łezka w oku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie taka terapie Djeciami Amberka sobie robie nic na siłę ale oglądam, wrzucam , by pamiętać jakie miał.piękne życie . Najpierw wyje a później im dłużej oglądam to myślę że lepiej trafić nie mógł. My walczyliśmy leczylismy ile się dało. Czy inny opiekun by tyle wytrwal? A może inny by uważał sie za właściciela i po prostu pozbył problemu? Oni trafili do właściwych osób ❤️ i pewnie razem biegają po łąkach

      Usuń
    2. Ja dlugo nie moglam patrzec na zdjecia KIry, bardzo dlugo, a jeszcze teraz zdarza mi sie plakac na wspomnienie. Bardzo bylam z nia zwiazana.

      Usuń
    3. Wiesz, Ewa, tak sie zastanawialam, ale to lezalo chyba w rasie, Jogi byl calkiem, Kira w czesci bokserem. Ten wyraz pyszczka, te calkiem nie psie oczy, raczej dzieciece. Toya juz taka nie jest, choc niby podobna.

      Usuń
    4. On ze na spał godzin nie tak.jak Mefi zanim się to ignorowanie rok temu Nie zaczęło... Bałam się patrzeć na zdjęcia. Mam chwile napadu płaczu ale musze z tym walczyć i jakoś zyc

      Usuń
    5. Placz oczyszcza, wiec ja nigdy sie nie powstrzymywalam i zawsze plakalam, kiedy placz na mnie spadal. Do teraz tak mam, mimo ze minely juz dwa lata, odkad Kiry nie ma, a poltora odkad jest z nami Toya.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.