Niedawno zastanawialam sie, gdzie podzialo sie lato. Niby raczylo dotrzec, przynajmniej w kalendarzu, ale to, co dzieje sie w przyrodzie, trudno nazwac prawdziwym latem. I nie chodzi o to, ze jest zimno, wprost przeciwnie! Lepki zar splywa z nieba, duchota nie pozwala normalnie oddychac, cialo staje sie jak z olowiu, ubranie lepi sie niemozliwie i ciagle chce sie pic. Mozg pod czaszka sie lasuje, a jedyna ochota, jaka czlowieka nachodzi to polozyc sie w wodzie i umrzec.
Co i rusz przechodza fronty burzowe, ale zamiast ochlody, przynosza jeszcze wieksza duchote. I nie tylko. Wichury zrywaja dachy, powalaja drzewa, a gradobicia niszcza uprawy, domy i samochody. W niektorych rejonach grad byl wielkosci kurzych jajek, rzadko spotykane zjawisko. Sa nawet ofiary smiertelne, powalone drzewa przygniataja ludzi, pioruny pozbawiaja ich zycia. No, prawdziwy armagedon!
Natura broni sie wszelkimi dostepnymi jej srodkami przed rabunkowa gospodarka czlowieka.
Wycinamy lasy, a przede wszystkim dzungle amazonska, zwana nie bez kozery zielonymi plucami ziemi.
Zabieramy ziemi wszystkie jej skarby, zostawiajac w zamian gory odpadow, z ktorymi nie wiadomo, co robic. Miliony samochodow, samolotow, statkow i innego badziewia transportowego, wydzielaja do atmosfery tony spalin. Pewnie juz niedlugo, bo i ropy naftowej zaczyna brakowac. O jej posiadanie tocza sie wojny pochlaniajace miliardy, ktore mozna by spozytkowac bardziej rozsadnie.
Powoli swiat zmierza ku zagladzie, zmienia sie klimat, czestotliwosc wystepowania katastrof pogodowych wzrasta, zabijamy sie wlasna reka, niszczymy gatunki, zabierajac im ich naturalne srodowisko. Potem lament, ochrona gatunkowa, eksperymenty z DNA, zeby przywrocic wymarle zwierzeta z powrotem na ziemie. Po co to wszystko? Nie lepiej zawczasu przyhamowac te glupia ekspansje?
Przestac wreszcie wydawac niepotrzebne gazety i czasopisma, wszystkie praktycznie o tej samej zawartosci. W dobie radia, telewizji, a przede wszystkim internetu, slowo pisane na papierze staje sie kosztownym i niebezpiecznym dla natury przezytkiem. Malo kto zdaje sobie sprawe z tego, ile drzew idzie pod pile dla jednego dziennego wydania gazet. Ja przestalam czytac papier, bo nawet ksiazki mozna zaladowac w wersji audio i sluchac sobie podczas prac domowych albo spaceru z psem. A wiadomosci mam z netu, wciaz aktualizowane.
Powinno sie przestac produkowac jednoprazowe opakowania z plastiku, butelki tylko szklane, wielokrotnego uzytku i na kaucje. Zadnych plastikowych toreb reklamowek, tylko z materialu.
Ja nie jestem ani klimatologiem, ani nawet ekologiem, ale obserwuje te niepokojace zmiany, te smieci, ktorych sie przetworzyc nie da, i ktore upycha sie w Afryce, ten zlom radioaktywny, na ktory nie ma miejsca, ten smog ze spalin samochodowych, pogon za zdobyciem energii, skutkujacy wojnami i katastrofami nuklearnymi, jak w Czernobylu, czy ostatnio w Fukushimie.
Przygladam sie i w swojej naiwnosci nadziwic sie nie moge, dokad to wszystko zmierza?
Ludzie, zamiast uczyc sie na bledach swoich i innych, popelniaja nastepne, jeszcze gorsze.
Co z tego, ze garstka krajow lepiej rozwinietych stara sie zapobiegac nieszczesciu poprzez recykling, sortowanie odpadkow, ochrone gatunkowa i inne, podobne akcje, skoro wiekszosci innych na to nie stac, a egzystowac moga wylacznie przez wyniszczanie wlasnych terenow?
Moje pokolenie jeszcze nie dozyje calkowitego zniszczenia ziemi, byc moze nawet nasze dzieci i ich potomkowie, ale co dalej?
Jak dlugo zyje, nie pamietam takiej czestotliwosci wystepowania anomalii pogodowo-klimatycznych, jak w ostatnich latach. W naszej szerokosci geograficznej wyrazna granica miedzy porami roku zaczyna sie zacierac. Zimy robia sie coraz lagodniejsze, a dobra pogoda w lecie staje sie rzadkoscia.
Przez caly rok panuje pogoda wiosenno-jesienna, z przeblyskami slonca w lecie lub sniegu w zimie.
Ja osobiscie nad brakiem zimy nie rozdzieram szat, bo nie lubie, kiedy jest zimno, slisko i nieprzejezdnie. Jednak zima musi byc, chocby po to, by wymrozic szkodniki. Po lagodnej i bezmroznej zimie, nastepuje wiosna wysyp komarow, much i kleszczy. Nie zlicze, ile ich w tym roku wyciagnelam z Kiry, i to mimo nacierania srodkami antypasozytowymi i obrozy antykleszczowej. Nie zdazyly wymarznac.
Ale za to rosliny, pozbawione w zimie snieznej okrywy, wymarzly w ciagu zaledwie kilku mroznych dni.
Tak wiec brak prawdziwej, czyli mroznej i snieznej zimy, odbija sie w naturze czkawka. Moja radosc z braku zimy jest zatem subiektywna i egoistyczna, ale nic na to nie poradze.
I jakos nawet nie ciesza mnie te bajkowe widoki, jak na zalaczonych zdjeciach, kiedy sniezna puchowa pierzynka okrywa galezie drzew, gdzie mroz rysuje swoje nieobliczalne esy-floresy na szybach albo na tafli wody, gdzie cisza dzwoni w uszach, bo ptaszki maja w glowie przetrwanie, a nie spiewy.
Taki bialy spokoj...
Lawki stoja smutne i nieuzywane, fontanny zamarzaja w ruchu, tworzac niepowtarzalne rzezby lodowe, sople zmieniaja sie w dekoracje okapow dachowych i tylko szpilki drzew iglastych nadaja kolor temu bezmiarowi bieli.
Snieg zainteresowal nawet Maciejke, ale na krotko, bo szybko zmarzly jej lapki, wiec zaczela jojczyc na balkonie, zeby ja wpuscic do domu.
Specjalnie dzisiaj wybralam ten "zimny" temat, zeby ochlodzic umysl w tej panujacej od kilku dni duchocie.
A swoja droga, czlowiek to istota zadziwiajaca. Latem teskni za ochloda, zima za cieplem. I wiecznie narzeka, bo raz mu za goraco, innym razem za chlodno. Albo pali w piecu, podkreca kaloryfery, albo wlacza klimatyzacje, wentylatory i trzepie wachlarzami.
Trudno go uszczesliwic!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.