Poprzedni weekend mialam jakis taki nie bardzo. Jakbym wlasnych problemow miala za malo, przezywalam bardzo intensywnie
historie z kotkami u Gosianki. Tyle staran, poswiecen, tak wielkie wsparcie swiata blogowego i nie tylko, ochotniczki-karmicielki zglaszajace sie na nocne dyzury, zdalna (Justyna) i miejscowa pomoc weterynaryjna - wszystko na nic, biedaki polegly w walce z jakims wirusem. Gosia musiala podjemowac kolejno najtrudniejsza decyzje w zyciu kazdego milosnika zwierzat, czy pomoc im odejsc, skracajac cierpienia, czy walczyc dalej o ich zdrowie i zycie. Nie dalo sie nic zrobic. Odeszly... A mnie nawiedzaly dramatyczne wspomnienia, jak musialam wydac na Kire wyrok smierci i byc z nia przy egzekucji.
Odezwala sie tez na
blogu Damy Kier jej corka Dorolka i to akurat w tym czasie, kiedy u mnie pojawil sie post o nekropolii szczecinskiej. Cos mnie przyciagnelo do bloga o Wronce i innych zwierzakach i dlugo "kartkowalam" jego strony i posty, ogladalam na zdjeciach miejsca, ktore widzialam bedac w Szczecinie, widzialam wybieg dla psow, na ktorym czesto Wronka rzadzila, ogarniajac wzrokiem calosc z wysokosci urzadzen sportowych, postawionych tam specjalnie dla czworonogow. Dama miala specyficzny styl pisania, jezyk nie do podrobienia, rozpoznawalny od pierwszego zdania. Wsiaklam w jej blog na kilka godzin. Tym wiekszy smutek i bunt przeciwko tej przedwczesnej smierci, Dama nie napisze juz ani slowa, a Dorolka nie jest w stanie kontynuowac jej bloga. I ja to bardzo dobrze rozumiem. Lepiej tak.
Niedziela przywitala siapiacym deszczem, taka
szczecinska pogoda, jak od tygodnia zwyklam ja nazywac. Poklocilam sie dodatkowo przez telefon z corka, co oczywiscie nie poprawilo mi i tak juz zwislego nastroju, wiec mimo niedzieli postanowilam zajac sie czyms pozytecznym, rzucic w wir pracy, zeby nie myslec za duzo.
Padlo na piekarnik, bo szyba od wewnatrz byla nieco zabryzgana. Umylam wewnetrzna, potem zewnetrzna, a stan zabryzgania nie zmienil sie ani na jote, bo najwieksze zabrudzenia i zacieki byly w srodku miedzy szybami. Poogladalam to ustrojstwo, ale nie wygladalo na rozbieralne, zreszta wiele osob zawsze sie na to skarzylo, ze nie moga domyc szyb na drzwiczkach, bo nie moga sie dostac do srodka. Udalam sie wiec po porade do wujka gugla, troche czasu mi zajelo, bo okazuje sie, ze kazda firma produkujaca piekarniki ma inny trik z rozmontowaniem drzwiczek. Ale mozna! Wreszcie znalazlam filmik pogladowo-instruktazowy na YouTube, dotyczacy konkretnie mojego modelu i punkt po punkcie demontowalam drzwiczki, rozkladalam je na czynniki pierwsze i mylam tam, gdzie lezalo odlogiem przez 8 lat uzywania piekarnika. TADAM! Patrzcie i podziwiajcie! Wyglada moj piekarnik jak prosto z fabryki, nówka niesmigana.
Ta biala smuga posrodku to odbicie stolu, a nie zaciek. Nie dziwcie sie, ze gotowe ciasto, a wlasciwie jego pozostalosci, trzymamy w piekarniku. Nie mozemy produktow jadalnych trzymac na wierzchu, bo Toyka by sie obsluzyla i jeszcze mogloby jej cos
ludzkiego zaszkodzic.
Tak sie tym sukcesem ucieszylam, taka bylam z siebie dumna, ze ciagle zapalalam swiatelko w piekarniku i przygladalam sie swojemu dzielu. Ostatni raz bylo tak czyste przy zakupie.
Z tej radosci dostalam skrzydel, wzielam Toye na smycz i polecialysmy nad zieziorko. Nie straszne nam byly przelotne mzawki i brak slonca, obie musialysmy upuscic nagromadzona w nas energie. Zlapalam tylko maly aparacik, bo jednak na robienie wymyslnych zdjec nie mialam nastroju.
|
Toyka w groszkach i innej zieleninie |
|
Urocze te groszki pachnace |
|
To nie wiem co, ale tez fajne |
|
Koniczynki |
|
Niewyrazne osty (a nie mialam Rutinoscorbinu na podoredziu) |
|
Przy samym jeziorku przepiekna kolorowa laka |
|
Popolowaloby sie na kaczki albo je co najmniej pogonilo... |
|
Wyczailam, gdzie abondzie majo gniazdo |
|
Znow teskne spojrzenia na wode |
|
Jak wyzej |
Naladowalam akumulatory na nadchodzacy tydzien, nastroj nieco sie poprawil. Nie bez znaczenia byla dobra energia zaprzyjaznionego kólka rózancowego, ktora zostala mi przeslana na wiesc, ze mi zle i smutno. Dzieki, Ciotki Rózancowe, to dziala!
Abondzie Cię nie pogoniły ? :) no i podziwiam za Twoja twórczość rozbieralną szyby piekarnikowej :)
OdpowiedzUsuńJa sama sie podziwiam, ze wczesniej na to nie wpadlam.
UsuńAbondzie byly w bezpiecznej odleglosci, inaczej nie odwazylabym sie robic im zdjec.
Mam zupelnie inne spojrzenie na usypianie cierpiacych stworzen, ktorym nie mozna juz pomoc. I nie nazwalabym tego usypiania egzekucja. Dziesiec lat temu powaznie myslalam o eutanazji, kiedy zdiagnozowano mnie z nieuleczalna choroba i statystycznie mialam w krotce umrzec a koncowka zycia przedstawiala obraz dla mnie nie do przyjecia, moja choroba mocno spowolniala, ale eutanazje ciagle widze jako dobrodziejstwo.
OdpowiedzUsuńPantero, podziwiam jak duzo masz energii, wyszorowac piekarnik to nie byle wyczyn, mialam do tej roboty, ze tak powiem, fachowca i pol dnia mu to zajelo.
Spacer z Toyka cudny, wiesz czekalam na jej zdjecia, slicznosc rozwesela mnie.
Bo pewnie fachowcowi placisz od godziny, wiec grzebie sie z robota. Mnie i tak dluzej zajelo, bo nie wiedzialam JAK, wciaz musialam zerkac na filmik i wciaz od nowa. Dzisiaj zajeloby mi to nie wiecej niz 15-20 minut, z myciem i ponownym zalozeniem.
UsuńNo niby wiem, ze pomoglam Kirze, ulzylam w cierpieniu, ale czuje sie z tym zle do dzisiaj.
Po takiej kfiutkowej orgii musialo Ci sie poprawic :). To nieznane wyglada na cos z "bandy" Genisteae. Nadal mam niedosyt... O pysio panienki poprosze :). A jak tam sobie poczyna jedzunia Miecka?
OdpowiedzUsuńMiecka jest bardzo zajeta od rana do nocy. Osykiwanie i oprychiwanie calego swiata to robota na caly dzien, trzeba uwazac, zeby kogos nie pominac. A gdzie czas na toalete futerka? Na jedzenie? Na kuwete? Ciezki los zolzy...
UsuńBede musiala skupic sie i porobic troche zdjec czyms porzednym. Telefon wprawdzie zawsze pod reka, wiec trzaska sie na biezaco, ale wstyd potem pokazac ludziom taka jakosc. ;)
Tak siedzę, myślę i w sumie to nie wiem co pisać. Pogoda dziwnie na mnie działa - dołująco.
OdpowiedzUsuńTo może o szybie od piekarnika napiszę bo ze dwa dni temu to samo robiłem, tzn. ja drzwiczki i ruszty a resztę Słodka. Masz rację producenci prześcigają się w "rozwiązaniach" konstrukcji urządzeń agd. Pamiętasz może aferę z gazem (na starym blogu pisałem), miałem wtedy możliwość obejrzenia wnętrzności kuchenki i rozczarowałem się. Wszystko to zrobione "naodpierdol", oby działało i się zepsuło. Jak pomyślałem ile kasy na to poszło to rence opadajo.
Moja satysfakcja jest tym wieksza, ze przez cale zycie myslalam, ze nie ma szansy umyc drzwiczek miedzy szybami. Nie ja jedna, bo wiekszosc gospodyn domowych mysli podobnie, a ja teraz wyprowadzilam je z bledu. :)
UsuńTak to juz jest, ze radosc ze smutkiem sie przeplata... Psina coraz piekniejsza! No i chyba musze umyc piekarnik:( Po co sie chwalilas? Po co??? Moj przy Twoim... szkoda slow na porownanie (tez musze rozkrecic, ale wiem jak, o!).
OdpowiedzUsuńNo jak mialabym sie nie pochwalic? Musialam!
UsuńMialam zreszta nadzieje, ze zmobilizuje to reszte swiata do podobnych poczynan, zeby i reszta swiata miala wlasna satysfakcje. :))
Bardzo mi żal, że Dama juz nigdy niczego nie napisze...a Bogusia nie wyśle maila:(
OdpowiedzUsuńAle zycie toczy się dalej.
Odchodza najblizsi, odchodza osobisci i wirtualni znajomi, odchodza nasze zwierzaki. Swiat jest do dupy.
UsuńA czym myłaś?
OdpowiedzUsuńZa późno poznałam damę i mam z tym ogromny problem...
Jak kazde szklo, mylam psikaczem na spirytusie, ale to na koncu, co by glanc byl, a pierwszy brud detergentem.
UsuńDamy nie znalam osobiscie, ale to, ze moglam jej znicz zapalic, przynioslo mi ulge. Widzialam tez miejsca, ktore opisywala na blogu, to tez pozwolilo mi sie do niej zblizyc. Choc i tak za pozno.
no więc nie czytam takich postów u Gosianki...nie moge sie potem ogarnąc...ale przeczytałam.
OdpowiedzUsuńno i żal. coś tak powiało smutkiem...
Coz, zycie Gosianki nie sklada sie z samych szczesliwych adopcji, dramaty tez sie zdarzaja. Trzeba miec duzo sil, zeby poradzic sobie z taka trauma.
UsuńPewnego pięknego dnia mój mąż był łaskawy stłuc tę szybkę w piekarniku- coś skręcał, śruba mu zasprężynowała i palnęła w szybkę. Przyszedł pan szklarz, wstawił nową szybkę i tak fajnie wszystko uszczelnił, że mi nic między szybki nie "wlatuje". Co do ratowania wszelakich noworodków- kocich, psich, ludzkich- mam bardzo mieszane odczucia. Zaczynamy zbyt odchodzić od natury w tej materii, a natura wie co robi.Koleżanka ratowała ostatniego szczeniaczka swej suni- szczenię było przyduszone, bardzo długo nie oddychało, ona je wbrew radzie weta ratowała. Uratowała, szczeniak wyżył, ale miał uszkodzony w mózgu ośrodek "głodu".Do końca jego dni trzeba było pilnować ile je, wszystkie spacery w medycznym kagańcu i był niewyuczalny.Poza tym był ślicznym cocker spanielem.
OdpowiedzUsuńOglądałam film dokumentalny BBC na temat ratowania dzieci urodzonych przed 30 tygodniem ciąży- film był jednym peanem na cześć tych co się nie poddali i ratowali te dzieci.
Nie wiem czy wszyscy wiedzą, że te maleństwa cierpią- są cały czas na antybiotykach i morfinie,oplątane całym systemem rurek, z których połowa coś dostarcza, połowa usuwa, działanie organizmu jest wymuszone, bo jeszcze nic nie działa samo z siebie- organy sa po prostu niedostatecznie wykształcone. I była również druga część tego filmu- o tych samych dzieciach, ale nakręcony 7 lat pózniej. I to już nie było peanem na cześć tych, co je wtedy ratowali. Choć minęło 7 lat, 90% tych wcześniaków wciąż nie dogoniło w rozwoju swych urodzonych o czasie rówieśników. Dwoje nie chodziło, jedno było wiecznie w pozycji horyzontalnej i nie oddychało samo lecz było uwiązane do respiratora, większość miała retinopatię i inne kłopoty ze wzrokiem wszystkim nauka sprawiała trudności.
Gdy byłam w ciąży na samym początku lekarz mnie uprzedził, że ponieważ jestem "tarczycowa" to ciąża jest zagrożona, ale on nie da mi nic na jej podtrzymanie- jeśli się mimo "normalnego dbania" nie utrzyma- trzeba do uznać za reakcję obronną organizmu, bo natura jest mądrzejsza od nas. Oczywiście powiedział też, że mogę zmienić lekarza, ale ja nie zmieniłam.Bardzo szanuję naturę i nie zamierzam w jej działania zbytnio ingerować.
Życie składa się z podejmowania wielu decyzji i czasem naprawdę trzeba odpuścić, żeby wszystko było normalnie, zgodnie z naturą a następne pokolenia
silne i zdrowe a nie zdegenerowane.
Piękna ta łąka, dawno na takiej nie byłam;)
Miłego;)
I masz racje, i nie masz. Bo wytlumacz rodzicom, ktorzy latami staraja sie o dziecko i mieli po drodze poronienia, ze im wczesniaka nie uratuja, bo natura jest madrzejsza. Oni chca miec tego wczesniaka za wszelka cene, bo moze to w ogole ich ostatnia szansa na potomka.
UsuńZ kotkami wydawaloby sie, jest inaczej, bo to tylko zwierzeta. Ale czy Gosia moglaby w lustro spojrzec, gdyby nie podjela staran ich uratowania? Wielu ta sztuka sie udaje, ale te akurat kocieta mialy pecha zachorowac na wirusowke.
Też miałam samoistne poronienia przed tą ciążą, no może niewiele, bo tylko trzy. 6,8 tygodni i koniec pieśni. Ja wiem, należę do tych obrzydliwie rozsądnych, które muszą sobie wszystko wyważyć, przemyśleć wszystkie za i przeciw i dodatkowo rozpatrzeć to w znacznie szerszym aspekcie, a nie tylko przez pryzmat moich własnych uczuć i emocji.
UsuńKiedyś też mi się wydawało, że super wcześniak, który wyżyje to sam miód, cud i orzeszki, bo trąbi się tylko o tym, że jednak żyje, a nie podaje do wiadomości co się dzieje potem. O tym co potem to wiedzą tylko rodzice, najbliższa rodzina i czasem przyjaciele.
Bo ja mam nieco inne spojrzenie na życie po prostu.
Miłego,;)
Mysle, ze rodzice sa powiadamiani o ryzakach zwiazanych z wczesniactwem, ale u czesci z nich chec posiadania dziecka przyslania zdrowy rozsadek. Przy czym wiele wczesniakow rozwija sie w miare normalnie.
Usuńha.... nienawidzę czyścić piekarnika. Mam pyrolizę ale to znów jest czasochłonne i trwa półtorej godziny
OdpowiedzUsuńNo ale te poltorej godziny samo sie robi? Czy musisz stac i nadzorowac? :))
Usuńwłącza się piekarnik na specjalny program - 500 stopni-pyroliza , wypala zaschnięty tłuszcz - ktoś musi być w domu ,boję się zostawić samo sobie...później tylko serwetką zbiera się "okruchy" wypalone przez piekarnik .
UsuńEee, tu juz chyba wole spryskac sprayem do piekarnikow i potem poskrobac, na pewni trwa to szybciej. :))
UsuńNi ma to jak robota na gupie myśli, co nie?
OdpowiedzUsuńTak. Jak juz wczesniej gdzies pisalam:
UsuńNA KACA NAJLEPSZA PRACA, na tego moralnego i psychicznego tez. :)
To żółte, to komonica zwyczajna, a te "osty" to nie oset, tylko chaber łąkowy
OdpowiedzUsuń:)
Ja też muszę rozebrać drzwiczki od mojego piekarnika i je umyć. Kuchenkę mam,co prawda, od trzech lat, ale już mi się tam coś ponalewała i zrobiły się zacieki.
Z chabrami masz racje, a ja chyba osleplam do cna. Osty tez fotografowalam, ale gdzies je wcielo, a ja z rozpedu dalam zly podpis.
UsuńMyj kuchenke, a potem sobie popekasz z dumy. :)))
A ja nie umyje kuchenki!!!!! Dla mnie jest to praca nie do wykonania, i dobrze :) Jak niektorzy goscie do mnie przyjezdzaja, to sie za taka glupia robote biora! Jak chca niech robia, a przy okazji moga mi szafki kuchenne w srodku umyc!
UsuńKto chetny????
Jest do wykonania, skoro dla mnie byla, wiec nie wymawiaj sie, leniwcu! W zyciu do Ciebie nie pojade, bo mnie zaraz do roboty zapedzisz. A moje szafki kuchenne tez czekaja na swoja kolej, wiec tego...
UsuńOj, Panterko kochana, dziękuję, że byłas ze mną!
OdpowiedzUsuńToyę kocham już jak Kirę. Jest z tej samej bajki. :)
Jakbysmy sie zmowily co do tematu...
UsuńToya jest calkiem inna, co najmniej w sprawie charakteru i (nie)posluszenstwa. To naprawde trudny pies, choc bardzo przytulasny, wesoly, doskonale zsocjalizowany z innymi psiakami. Gdyby nie ten jej upor, ciagniecie na smyczy i calkowite ignorowanie naszych nawolywan.
Szyba do piekarnika super. ja mam nowy, to jeszcze poczeka z myciem. Tak sobie pomyślałam z żalem, oglądając Twoje zdjęcia kwiatów łąkowych, że ja mieszkam na wsi, ale takiej prawdziwej, kwietnej, letniej łąki tu nie uświadczysz. Wszystkie polikwidowane, a na ich miejscu są uprawy zbóż, kukurydzy i buraków. Szkoda, bo bardzo lubię takie normalne łąki.
OdpowiedzUsuńJesli mam byc szczera, to ta laka jest sztuczna, ktos tam rzucil garsc przeroznych nasion i takie cos wyroslo. Chyba jeszcze w ubieglym roku jej nie bylo, ja w kazdym razie nie pamietam. Zreszta czy to wazne, czy naturalna, czy stworzona przez czlowieka? Wazne, ze ladnie wyglada i cieszy oko.
UsuńTaka robota z piekarnikiem poprawia humor na dlugo. Pamietam jak sie niedawno z moim meczylam dwa dni. Do tej pory sie swieci :-)
OdpowiedzUsuńNie bede oryginalna jak znowu pozazdroszcze spaceru. Ja sie kurde nigdzie jeszcze wybrac nie moge, bo zawsze cos.
Jak sie wybierac, skoro albo niebo straszy deszczem, albo juz pada, albo robota w domu, albo za goraco, albo costam-costam. Mam nadzieje, ze w ten weekend bedzie mi w koncu dane polazic bez zadnych przeszkod.
UsuńJa zgadzam się z Marigold w sprawie eutanazji. Skoro nie ma ratunku, po co męczyć, przeszłam przez to i nie żałuję, wiem, że dobrze zrobiłam. Świadomość, że Kizia-Mizia cierpi zadręczyłaby mnie całkowicie. Rozpacz ogromna wydawać wyrok, ale patrzeć na cierpienie?
OdpowiedzUsuńSzybki masz pięknościowe, chyba muszę zabrać się za swoje kiedysik. Same się nie kcą umyć, a mogłyby, albo może jakieś krasnalki? ale one tylko ciuchy przychodzą zmniejszać.
Wszystko to wiem, ale mimo wszystko pozostaje we mnie to wielkie poczucie winy.
UsuńAnusiu, nie możesz siebie winić. Ten smutek w oczach Kiry, kiedy pokazywałaś nam zdjęcia... ja widziałam w nich cierpienie.
UsuńJa po słowach weta "za nim przyjdą wyniki, ona pani umrze z głodu"... wiedziałam, że muszę sama podjąć tę decyzję. Za bardzo ją kochałam, aby patrzeć jak odchodzi w męczarniach.
Ania, wiem, ale mimo to... To zostaje na cale zycie.
UsuńPanterka piekarnik nówka nieśmigana.Byłam jedną z pełniących dyżur nocny przy kotkach .To są niezapomniane chwile.Ich odejście pozostawiło dziurę w moim sercu.
OdpowiedzUsuńMoge sobie wyobrazic, skoro ja, ogladajac cala akcje z daleka, tez bylam bardzo smutna z powodu smierci tych malenstw.
UsuńCzerwone koniczynki można zbierać, suszyć i pić zdrowotne herbatki.Nie wiedziałam, że można drzwiczki rozmotować. Moich nie podejmuję się, stary piecyk, czasem śrupię od środka, ale już nie warto się męczyć, tak czy siak muszę zrobić remont kuchni bo jest wstrentna, ochydna, bleeee. Unikam czytania smutności, o kotkach mi mignęło, żal wielki, ale takie maluszki, karmione stucznie...ehhhh
OdpowiedzUsuńMoja kuchenka ma juz 8 lat, ale dzieki tym zabiegom znow wyglada jak nowa. Dbam o nia, wiec jest w dobrym stanie i tylko te zacieki w srodku okropnie mi przeszkadzaly.
UsuńTeż bym była dumna z takiego czystego piekarnika!
OdpowiedzUsuńTo, co w ostatnich dniach przeszła Gosianka z tymi maluchami i tyle osób pomagających, jest strasznie smutne, brak mi słów...
Widać też, że jest bardzo zmęczona, właśnie o tym napisała na FB.
I ma pełne prawo, szczególnie teraz.
Mysle, ze Goska troche za duzo bierze na swoje barki. Sama bylam swiadkiem podczas pobytu u niej, ile roboty jest z kotami, a wtedy bylo ich znacznie mniej niz ma dzisiaj. A tu jeszcze okazuje sie, ze zostala telefoniczna poradnia dla innych. Za duzo szczescia naraz.
UsuńNormalnie odkryłaś przede mną Amerykę ;)) nie miałam pojęcia, że tę szybkę można wyczyścić od środka... Muszę się wziąć za swoją, choć moja dwuletnia raptem.
OdpowiedzUsuńWiedzialam, ze swoim odkryciem zaskocze niejedna gospodynie domowa, jako i ja sama zostalam zaskoczona. Tyle lat zylam w przekonaniu, ze sie nie da.
Usuń