sobota, 1 lutego 2020

A niechaj narodowie ...

... wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają.

Slepa pogon za snobistyczna zagranicznoscia krytykowal Mikolaj Rej, a po nim wielu innych, np. Slowacki w "Grobie Agamemnona" slynnym cytatem Pawiem narodów byłaś i papugą. A przeciez Polacy jako jeden z nielicznych narodow nie przyjal nazw miesiecy wywodzacych sie z laciny. Nawet Rosjanie, narod bylo nie bylo slowianski, nazywa miesiace jak wiekszosc swiata. A Polska nie, nadal na szczescie uzywa stycznia, lutego, marca (tu moglabym doszukiwac sie cech wspolnych z miesiacem Marsa, ale moze chodzilo o marzniecie?), kwietnia, maja (tu podobienstwo do nazw miedzynarodowych bardzo rzuca sie w oczy), czerwca, lipca, sierpnia, wrzesnia, pazdziernika, listopada i grudnia. Wszystkie te nazwy sa tak bardzo logiczne, ze trudno sobie wyobrazic lepsza ich trafnosc.
Na przestrzeni dziejow Polacy zawsze wybierali sobie jakis modny jezyk dla elit, zeby podkreslic ich wyzszosc nad zwyklymi obywatelami. Byla to najpierw lacina, ktora poslugiwali sie uczeni i kler. Nie pamietam dokladnie, ale gdzies w latach 60-tych ubieglego wieku w kosciele przestano odprawiac msze po lacinie, ja jeszcze pamietam, umialam odpowiadac na Dominus vobiscum po lacinie et cum spiritu tuo. Mialo to wytyczyc wyrazna granice miedzy uczonymi duchownymi a niepismiennymi na ogol wiernymi, ci mieli sie modlic, a nie rozumiec.
Podobnie zreszta bylo w medycynie, lekarze jeszcze za mojego zycia pisali diagnozy wylacznie po lacinie, bo pacjent mial sluchac dochtorow jak swinia grzmotu, a nie wiedziec, co mu dolega.
Pozniej, po napoleonskich marszach w te i wewte przez cala Europe, do jezyka elit awansowal francuski, no i wszystkie elity chetnie nim sie poslugiwaly. Znow mialo to na celu rozgraniczenie spoleczne, znajomosc jezyka obcego swiadczyla o wyzszym statusie. Moja babcia i jej siostry uczyly sie na pensjach wlasnie laciny i francuskiego. Czesto u mnie w domu uzywalo sie pewnych zwrotow lacinskich, a mnie mowiono, ze kazdy inteligentny czlowiek powinien je znac. No i znam je do dzisiaj, tylko z uzywaniem w jezyku potocznym jest gorzej, bo po uzyciu musialabym niektorym od razu zapodawac tlumaczenie. Nigdy nie uczylam sie laciny, i chwalabogu zreszta, bo to podobno tortura, ale powszechne zwroty znam do dzisiaj.
No i mamy wspolczesnosc i wszechobecny angielski. Ja tam nie mam nic do tego jezyka, jakis musial zostac wyznaczony, zeby ludzie na calym swiecie mogli sie spokojnie porozumiewac i dobrze, ze jest to angielski, a nie np. chinski, bo latwiej sie nauczyc. Ale... czy koniecznie wszystko w Polsce musi byc zangielszczone? Juz wielokrotnie o tym pisalam, wiec nie bede sie powtarzac, ale w kwestii snobowania sie na swiatowca w Polsce zupelnie nic sie nie zmienilo.





42 komentarze:

  1. Eee tam, ty wiesz jak zangliczona jest Anglia? Ci to dopiero pozuja. prawie kazdy gada po angielsku! :))😂

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj jak sie zgadzam. Zeby jeszcze poprawnie wymawiali i uzywali w odpowiednich momentach (nie mowie o akcencie). Ale tak czesto slowa sa zle wymawiane i uzywane w kontekscie, w ktorym nie maja zupelnie sensu. To dowodzi temu ze dana osoba nie zna jezyka angielskiego tylko gada aby gadac. Mowie tutaj o sytuacjach wylapanych w telewizji i w gazetach (od 30-stu lat nie mieszkam w Polsce). I po co to, smiechu warte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anko, siostro moja! Ja tez od ponad 30 lat za granica i moze wlasnie dlatego nas to bardziej razi niz autochtonow w Polsce. ;)

      Usuń
    2. Dziewczyny mnie w tym roku stuknie 36 lat w USA i zgadzam sie z kometarzem Anki w 100% to jest wrecz zalosne jak sie tak wyrazaja niby dziennikarze.

      Usuń
    3. Gdybym tak nie kochala psow, powiedzialabym, ze polskie dziennikarstwo zeszlo na psy, ani dobrze nie pisza po polsku, ani nie ma w nich grama obiektywizmu i etyki dziennikarskiej.

      Usuń
    4. Chi, chi, powoli dochodzi do tego, ze kiedy potkne sie o jakiegos rodaka, to polowy z jego gatki musze sie domyslac, a czytanie wypocin poniektórych pismaków az o ból zebów przyprawia.

      Usuń
    5. Pamietam, ze kiedys, zeby zostac dziennikarzem, trzeba bylo skonczyc polonistyke. I choc zdarzaly sie wtopy, korektorzy zawsze czuwali. Teraz wszystko przechodzi.

      Usuń
  3. Tak, marzec jest od Marsa. Obchodzone były wtedy Idy Marcowe. Wspomniane święto było zdawna obchodzone w religii rzymskiej. Przypadało na piętnasty dzień marca, wówczas było wolne od pracy urzędowej i organizowano wyścigi rydwanów. Lecz skąd to się właściwie wzięło? Z pewnością z wiedzy kapłanów na temat nieba: i tak powstał bóg Mars. Koleś patronował wojnom, a planeta otrzymała jego imię przez kolor, który uważano za krew pozostałą zapewne po jakiejś wojnie. Jego znak (symbol planety) jest uważany za tarczę i miecz Marsa.

    Bardzo lubię łacinę, sama troszkę się uczyłam, ale z mojej pamięci już większość wyleciała i to chyba bezpowrotnie. Quidquid Latine dictum sit, altum videtur ;D

    Podobno chiński jest najłatwiejszym językiem do nauczenia się przez Polaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania, mowimy o Polsce, idy marcowe w Polsce??? Nie mam najmniejszych watpliwosci, skad wziela sie zagraniczna nazwa miesiaca marca, uzywana w wielu jezykach, w tym nawet w rosyjskim, gdzie przejeto nazwy lacinskie. Chodzi mi o polska etymologie, jak wszystkich pozostalych nazw miesiecy. Styczen, bo na styku roku, luty, bo luta zima (mrozna), kwiecien, bo kwiecie wszedzie, czerwiec od czerwii, lipiec - lipy, sierpien - sierp, wrzesien - wrzosy, pazdziernik, bo pazdzierze, listopad - wiadomo i grudzien, bo na ziemi byly grudy zamarzniete. Skad wiec marzec? Bo maj chyba od bogini Maji.

      Usuń
    2. Przecież my jesteśmy zbieraczami cudzych tradycji. Czy teraz jest inaczej? A skąd. Mamy drugi Rzym w kraju i ichniejsze święta wszystkie są.
      Ale w kwestii etymologii, nie interesowałam się, więc wiedza moja znikoma, toteż nic już nie piszę. ;P

      Usuń
    3. No tak, teraz mamy moze nie drugi Rzym, ale co najmniej jego druga dzielnice w Polsce ;)
      No i owszem, jestesmy zbieraczami, ale akurat w kwestii nazw miesiecy Polacy pozostali przy swoim i zadne obce wplywy nie zdominowaly nam pazdziernikow czy sierpniow. I dobrze! Z dniami tygodnia tez jest dobrze :))

      Usuń
  4. Z zapożyczonych zwrotów używam "sorry" i "ok". Może dlatego, że nie mam daru "do języków"...? W sumie dawnej bardzo raziło mnie niepoprawne mówienie i pisanie. Teraz jakby mniej...i sama popełniam błędy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Jaska, mnie te sorry czy oki zupelnie nie przeszkadzaja, kazdy jezyk ewoluuje, tylko lacina pozostaje martwa. Poza tym wciaz dochodzi nowe nazewnictwo, telefony, komputery czy tam telewizory na stale wrosly w kazdy jezyk, a wciaz dochodza nowe wynalazki, bo swiat nie stoi w miejscu. I tak mamy jakies hejty, lajki, dizajny, bo trudno doszukiwac sie odpowiednikow po polsku. Mnie wqrwia nadecie i nazywanie sztucznie i na sile rzeczy i zjawisk, ktore maja normalne odpowiedniki po polsku. Bo dlaczego nie narada, tylko brifing, nie sprzataczka tylko menedzer powierzchni plaskich. Ale juz Batmama mowia batman zamiast betmen, jakby to wymowil ktos anglojezyczny.

      Usuń
    2. No wiem o co Ci chodzi ;). Takie "językowe nadęcie, a'la szpan ;D

      Usuń
    3. Miedzy innymi chodzi o to, o czym pisze w odpowiedzi Rybence, ze jakas dziunia z empiku traktuje mnie jak niespelna rozumu, bo nie wymawiam liter po angielsku bedac w Polsce.

      Usuń
    4. Znam ten stan hahahah

      Usuń
    5. A ja nie wiedzialam, ze wymowa polskich liter ulegla naglemu zamerykanizowaniu. ;)

      Usuń
  5. Od dawna wkurza mnie zaśmiecanie języka nazwami w angielskim, skoro są polskie odpowiedniki. Rozumiem że rozwój techniki wymusił przyjęcie nowych nazw, ale czy koniecznie na piance czy szamponie do włosów musi by po angielsku?
    Jestem antytalent językowy i nie chce mi się na starość uczyć. Łaciny uczyłam się 4 lata, ale mi wywietrzała z głowy, chociaż czasem się przydawała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie, nawet szampon musi nazywac sie shampoo, bo pewnie lepiej umyje kudly jak bedzie zagranicznie. Jak wyzej napisalam, pewne nowe slowa sa nie do unikniecia i szukanie dla nich polskich odpowiednikow byloby sztuczne, np. hejt niby mozna nazwac mowa nienawisci, tylko po co? Hejt wymawia sie latwiej i ja mam do takich ewolucji jezykowych zrozumienie.

      Usuń
  6. akurat łacina i francuski były modą europejską, nie polskim wymysłem. Arystokracja zwłaszcza i wykształcona szlachta propagowały. Szlachta polska owszem się odcinała i podkreślała sarmackość!, podgolone łby, stroje narodowe, ale łaciną język zaśmiecała też.
    Lacina od średniowiecza a francuski zdaje się Barok.
    a jak byliśmy postrzegani w cywilizowanej Europie, to bardzo dobrze oddaje film Królowa Margo )))))))))))))))z muzą Bregowicza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakos zawsze ta Polska byla postrzegana w Europie i na swiecie nienajlepiej, narod klotliwy, warholski, pobozny i pijacki. Zadne obce wtrety w rozmowie nie zmienily tego obrazu ani na jote. Taki ten narod pozostal do dzisiaj.

      Usuń
  7. Też mnie drażni ten zalew śmieciowego języka w pl. Nie zgadzam się na mówienie wedding planerka zamiast organizatorka ślubów

    Tutaj mam wiele polskich znajomych którzy są tu naprawdę od dawna i mówią piękną polszczyzną. To mi każe nad sobą pracować. Bo ja jednak czuję że ppdupadlam trochę i zdarza mi się robić błędy.
    W sumie robię w każdym języku błędy
    Żadnego nie znam dobrze
    Buuuuu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, ja mysle, ze wlasnie ci, ktorzy od dawna sa poza Polska, pielegnuja ten jezyk, celebruja i pieszcza. Nie zapomne nigdy tego pelnego politowania wzroku sprzedawczyni w empiku, kiedy poprosilam ja o plyte de-fau-de, a ona poprawila mnie na di-wi-di. Pomyslala pewnie, ze przyjechala z prowincji jakas niemota i nie wie, jak sie literki wymawia.

      Usuń
    2. Choć znam też osoby które wręcz szczycą się że już źle mówią po polsku po iluś latach za granicą

      Usuń
    3. Najczesciej sa to nuworysze, krotko za granica bedacy, oni wlasnie najchetniej pozuja na dlugotrwalych emigrantow, ktorzy jezyka pozapominali.

      Usuń
  8. Wlasnie dwa dni temu mialam randke z Juniorem, oczywiscie rozmawiamy po polsku do czego oboje rzadko mamy okazje. W pewnym momencie Junior pyta "mamo jak sie mowi po polsku.....?" na co ja macham reka i mowie "daj sobie siana w Polsce juz Polacy od dawna nie mowia po polsku" Junior wytrzeszcza oczy i pyta "to po jakiemu mowia?" ja odpowiadam "belkotliwy ponglish, ktorego sami nie rozumieja, ale za to jak madrze brzmia". Junior wyjechal z Polski majac 8 lat prawie 36 lat temu i ciagle mowi po polsku lepiej niz Polacy nad Wisla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie moge powiedziec o moich corkach, ze dobrze mowia po polsku, choc w domu zawsze mowimy do nich wylacznie po polsku. Teraz jednak nasze rozmowy wygladaja tak, ze my po polsku, a one po niemiecku, tak im szybciej i wygodniej, a jakos sie rozumiemy. :)

      Usuń
    2. Ja rozmawiam z Juniorem po polsku jak jestesmy sami albo telefonicznie. Wspanialy olewa po jakiemu mowimy, ale zwykla podstawowa kultura nie pozwala w jego obecnosci uzywac jezyka, ktorego on nie rozumie. W zwiazku z czym pozostaja nam nasze randki raz w miesiacu i rozmowy telefoniczne. Junior mowi dobrze po polsku, jak by koniecznie musial to przeczyta, ale nie pisze po polsku.. no chyba ze fonetyczne pisanie uznamy za prawidlowe:)))

      Usuń
    3. Moje tez pewnie pisalyby fonetycznie, bo nigdy nie nauczyly sie pisac po polsku. No i oczywiscie to zrozumiale samo przez sie, ze przy osobach nie mowiacych po polsku my tez rozmawiamy po niemiecku.

      Usuń
  9. A mnie ten wszechobecny angielski nie przeszkadza. Przyzwyczaiłam się chyba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytalas, jaka mnie pogarda spotkala w empiku, kiedy smialam poprosic o de-fau-de? I kiedy ekspedientka z wyzszoscia wreczyla mi di-wi-di. To wlasnie mi przeszkadza, bo wymowa polskich liter nie zmienila sie i wymawianie ich po amerykansku to snobizm "levelhard" jesli juz jestesmy przy snobowaniu. :)))

      Usuń
    2. A czy Niemcy mowia de-fau-de u siebie? pytam z ciekawosci bo nie pamietam?

      Usuń
    3. Owszem, mowia jak mowi sie w Niemczech literujac. A wiec de-fau-de.

      Usuń
  10. A co powiesz na niemiecka mode nadawania dzieciom anglojezycznych imion? i to od jakichs ponad 20 tu lat. Po prostu zalew Kevinow, Jessic, itp - snobuja sie strasznie. Ze mna pracowala Ramona - czysta krew bawarska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie tak samo jak w Polsce, tyle ze w Niemczech zachowana jest angielska pisownia, a w Polsce sa Brajany, Dzesiki i inne takie potworki.

      Usuń
    2. Rozmica jest taka ze u nas zaczela sie ta moda po 2004 , po wejsciu do Unii i wyjazdach zagranice z ktorej przwozono pol-polskie dzieci. W Niemczech to sie zaczelo duzo duzo wczesniej - z czystego snobizmu , a szczegolnie we landach wschodnich

      Usuń
    3. Przede wszystkim w Polsce dlugo byly zakazane zagraniczne imiona, a ja uwazam, ze to bylo sluszne, bo dosc jest polskich pieknych imion, wiec nie trzeba zapozyczac. W Niemczech jak nie Helgi, to Brunhildy, wiec nic dziwnego, ze wszyscy chca sie normalnie nazywac. :)))

      Usuń
    4. Co do imion, to jednak się nie zgodzę, bo w większości to jednak spolszczone imiona zagraniczne; ani Anna, ani Maria, ani Krystyna, ani Katarzyna, ani Jacek, ani Józef, ani Marek... i jeszcze długo mogłabym wymieniać, nie są rdzennie polskie, to spolszczone formy obcych imion. Można by je nazwać imionami europejskimi, są używane wszędzie. Chyba, że myślisz o Wiesławie, Bożydarze, Sławomirze i imionach im podobnych. Faktycznie, tamte też są postrzegane jako polskie, ale to ze względu na to, że już dawno zostały przez nas przyswojone.

      Usuń
    5. W rzeczy samej, jesli nie nazywasz sie Grzmislaw czy inny Gniewosz Plamisty (:))), to ani chybi masz imie miedzynarodowe. Z naszej rodziny jedynie moj maz zmienil Piotra na Petera, my wszystkie dziewczyny mialysmy imiona, ktore "chodzily" w Niemczech.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.