sobota, 6 listopada 2010

Moje ZOO - Maciejka

Jakies cztery lata temu, kiedy dzieci mieszkaly jeszcze z nami, moja najmlodsza zaczela przymarudzac na temat kota. Akurat kotka znajomych byla przy nadziei, wiec marudzenie przybieralo na sile wraz z tyciem owej kociej mamy. Moj maz nie cierpi kotow, byly ostrzezenia, ze po jego trupie. Ja z kotami nigdy nie mialam do czynienia, zero doswiadczenia, no i Fusel w domu. Nie wiadomo, jak w ogole zareagowalby na kota, w koncu to jamnik, pies mysliwski. Koteczki sie w koncu urodzily i po jakims czasie wybralysmy sie tam z Fuslem, celem przeprowadzenia proby. Kocica zostala zamknieta, zeby nie zamordowala mi psa, a kociatko, bialy klebuszek przyprowadzony do Fusla. Ten ostatni byl bardzo zaciekawiony, ale nie przejawial morderczych zamiarow. Stanelo na tym, ze kotka wezmiemy, musielismy jeszcze troche poczekac (malenstwo nie bylo gotowe do rozstania z matka), przekonac meza, nakupowac roznych kocich utensyliow, slowem przygotowac dom na nowego czlonka rodziny. Po czym przyszla hiobowa wiesc: kotki zachorowaly i jeden po drugim poumieraly...
Wybralysmy sie wobec tego do naszego weterynarza i poprosilysmy o kontakt, kiedy ktoras z jego pacjentek bedzie mamusia, a wlasciciele beda chcieli pozbyc sie potomstwa. Niedlugo potem dal nam namiar na rodzicow Maciejki i jej trojga rodzenstwa. Od razu ja sobie upatrzylysmy, jako ze jedyna byla czarna, reszta albo szara pregowana, albo w latki. Chyba jestem w duszy czarownica, bo zawsze fascynowaly mnie czarne koty, maja w sobie cos dzikiego, panterowatego, nadnaturalnego, czy w koncu piekielnego. Tego dnia zrobilam jej pierwsze zdjecie telefonem.




Wtedy jeszcze Maciejka nazywala sie inaczej, byl to w koncu kot mojej corki, wiec jej prawem bylo nadac jej imie (Bibi). Fusel przyzwyczail sie do jej obecnosci w domu, maz fukal, ale ja polubil. Zyla sobie z nami, rosla, psocila, od poczatku byla przyzwyczajona do swojego hazielka, nie bylo z nia klopotow. Stracila jednak jedno ze swoich siedmiu zyc. Zeslizgnela sie pewnego dnia z parapetu okna i wyladowala z drugiego pietra na ziemi. Szczesliwym zbiegiem okolicznosci, nic jej sie nie stalo, wyladowala na miekkich zaroslach.
Julia, jako ostatnia, wyprowadzila sie z domu i zabrala swoja Bibi do nowego mieszkania. Kotce sie pogorszylo, calymi dniami siedziala sama w domu, a w weekendy nierzadko trzy dni pod rzad. Dokarmialam ja w te dni (mieszkalismy niedaleko) lub bralam na ten czas do domu. Pozniej my sie wyprowadzilismy i dogladanie Maciejki bylo juz klopotliwe. Julia zaczela przebakiwac, ze wlasciwie nie ma na kota czasu, ze Maciejka dziczeje i ze chyba ja gdzies odda. No, pomyslalam, tym razem po moim trupie! Ponad rok temu kocina zamieszkala z nami. Byla rzeczywiscie nieufna, nie pozwalala sie poglaskac, dlugi czas siedziala wylacznie pod lozkiem, gdzie nikt nie mial do niej dostepu. Dlugo trwalo, zanim nabrala pewnosci siebie, zanim zaczela przychodzic przywolana, pozwalala sie piescic, a nawet sie tych karesow domagala. Teraz nawet przychodzi do pokoju, kiedy ktos nas odwiedza, jeszcze kilka miesiecy temu bylo to nie do pomyslenia. Jedno tylko daje mocno do myslenia: kiedy odwiedza nas Julia, Miecka stara sie schodzic jej z drogi, chyba caly czas obawia sie, ze moglaby do niej wrocic.

6 komentarzy:

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.