Kiedy moja corka uczyla sie jeszcze w Hamburgu, bywalismy od czasu do czasu w tym niezwyklym miescie. Typowo portowy moloch, polozony nad Laba i niezliczonymi jeziorkami, bardzo zielony. Z dzielnicami superbogatych i gettami turecko-arabskimi. No a przede wszystkim ze slynna na caly swiat dzielnica rozrywki Reeperbahn.
To miasto tetni zyciem dzien i noc, nigdy nie spi, bo kiedy ostatni goscie opuszczaja dyskoteki czy domy uciech, na Fischmarkcie zaczyna sie handel. Tysiace turystow i marynarzy, a takze ponad dwa miliony stalych mieszkancow sprawia, ze Hamburg dziala, jak monstrualne mrowisko, zawsze ktos gdzies sie krzata, pracuje, zwiedza, uczy sie, zebrze, popelnia przestepstwo, czy zbija baki.
Niemozliwoscia jest zwiedzic CALY Hamburg. Nawet ci, ktorzy tam stale mieszkaja, nie znaja miasta od podszewki. Do niektorych miejsc strach sie nawet zblizac, inne niedostepne sa dla zwyklych zjadaczy chleba, szczelnie ogrodzone zywoplotami lub wysokimi murami, strzezone przez kamery, alarmy i ochroniarzy.
Przybywajacych sluzbowo, turystow lub poszukiwaczy uciech, wita Hauptbahnhof, dworzec kolejowy, ale rowniez U i S-Bahnowy, wielki labirynt przejsc i przejazdow podziemnych w samym sercu miasta. Trzeba uwazac, zeby sie nie pogubic i opuscic dworzec prawidlowym wyjsciem lub od razu na dole przesiasc sie na kolej miejska.
Jak to na dworcu, pelno jest sklepikow, knajpek, fast foodow, ale ceny odstraszaja.
W jednym z licznych przejsc podziemnych na dworcu, budzi respekt figura amerykanskiego policjanta, siegajacego po bron.
Zwiedzanie trzeba rozpoczac od portu, bo byc w portowym miescie i portu nie widziec... nie mozna!
Nie tylko wloczylismy sie po nadbrzezu, podziwiajac roznorodnosc jednostek plywajacych, od tzw. tramwajow wodnych, plywajacych regularnie co kilka minut, przez stylowe statki wycieczkowe, przypominajace parowce z Misissipi, kontenerowce, po prywatne jachty.
Robota wre, dzwigi portowe nie przestaja sie krecic, w koncu Hamburg to przede wszystkim port, gdzie czas to pieniadz, wiec odprawy celne, zaladunki i rozladunki trwaja cala dobe.
Od chodzenia bola nogi, wiec zlapalismy wodny tramwaj i z wody przygladalismy sie budynkom wzdluz rzeki. Komunikacja w Hamburgu nie jest specjalnie droga, mozna wybierac sposrod wielu wariantow biletow strefowych, czasowych, grupowych, calodziennych. Kazdy znajdzie cos dla siebie. My wzielismy bilet calodzienny i grupowy, tym samym moglismy korzystac z miejskich autobusow, U i S-Bahnow, a takze wlasnie wodnego tramwaju, po jednorazowym uiszczeniu zaplaty.
Wzdluz Laby (Elbe) stoja domy mieszkalne, bardzo drogie, zwazywszy polozenie i atrakcje widokowe z tym zwiazane.
Bo kiedy raz na kilka lat wplywa do miasta statek klasy Queen Mary 2, widok jest niezapomniany.
Inne budynki to urzedy portowe, biura, spedycje itp.
Trzeba przyznac, ze tramwaj wodny jest wygodnym i szybkim srodkiem transportu, przystanki umiejscowione sa dosc gesto, nie trzeba stac w ulicznych korkach, a jesli jeszcze pogoda dopisuje, mozna sie bez konca przygladac portowemu zyciu.
Mnie, jako szczura ladowego, zawsze fascynowal klimat miast portowych. To zupelnie inny swiat, inne zapachy, inny rytm zycia, inni ludzie. Miasta portowe nie zasypiaja nigdy, w dzien, czy w nocy trwa praca, zabawa i krzatanina.
Dotarlismy wreszcie tam, gdzie zaczynaja sie najdrozsze dzielnice, najokazalsze wille - dzielnica Blankenese i Elbchausse.
Niektore domy zapieraja dech w piersiach!
Tam mieszkaja rzetelni milionerzy. Wszystko dobrze strzezone, ogrodzone, wychuchane i bijace bogactwem.
Ludziska maja wlasne jednostki plywajace, bywa, ze i latajace. Czasem dwa w jednym, czyli aeroplany przystosowane do ladowania na wodzie.
Wybralismy sie do srodmiescia, gdzie pelno luksusowych markowych sklepow, ale i takich na nasza kieszen, gdzie zageszczenie ludzi na metr kwadratowy przekracza wszystkie dopuszczalne normy, gdzie co chwila spotkac mozna ulicznych artystow, slowem, gdzie zycie tetni, jak nigdzie indziej.
Granie na miskach?
Rosjanie.
I jeszcze Rosjanie.
To dwa ciekawsze przyklady ulicznych artystow.
W samym srodku miasta jest wielkie jezioro, mniejsza jego czesc nazywa sie Binnenalster, wieksza Außenalster.
Wokol Binnenalster skupia sie zycie miejskie, jest wiele sklepow, przystan dla statkow wycieczkowych, punkt spotkan.
Podczas mojej tam bytnosci moglam podziwiac mlodziez z subkultury gothic i zlot motocyklistow na bardzo drogich i dziwnych maszynach.
Obydwa akweny mozna ogladac z mostu im. Kennedy`ego.
Außenalster to prawdziwy raj dla wodniakow, obok statkow wycieczkowych, spotkac tam mozna wiele innych amatorskich jednostek plywajacych, choc przewazaja zaglowki.
Byc w Hamburgu i nie zobaczyc slawetnej dzielnicy uciech, byloby niewybaczalnym bledem. Wprawdzie powinnismy sie tam wybrac wieczorem, kiedy Reeperbahn rozkwita do zycia, jednak odleglosc, ale przede wszystkim zmeczenie sklonilo nas do odlozenia zwiedzania na dzien nastepny.
Zreszta i tak w pewne miejsca nie mialabym, jako kobieta, wstepu. Niektore uliczki zagrodzone sa przegrodami, za ktore wstep maja wylacznie panowie. W srodku znajduja sie domy publiczne, a panie wabia klientow z okien wystawowych.
Dzielnice zabaw mozna zwiedzac rowniez takim pietrowym autobusem wycieczkowym.
Nie ma tego zlego, jak powiadaja. W nocy dzieje sie tam rzeczy, o jakich sie normalnym ludziom nie sni. Dzielnica stala sie bardzo niebezpieczna, kamery wisza w kazdym mozliwym miejscu, a ilosc policjantow przekracza wszelkie normy. Patrole sa zawsze uzbrojone i nie mniejsze, niz 6-7 osob. Jest zbyt niebezpiecznie, by mozna bylo ryzykowac mniejsze grupy policji.
Slynny posterunek na Reeperbahnie ma kazdej nocy pelne rece roboty. Wszyscy chleja i wraz z poziomem promili, wzrasta odwaga i agresja. Wystarczy krzywo spojrzec i juz awantura gotowa. W ruch leca butelki i noze.
W dzien domy publiczne i ich mieszkanki spia, odreagowujac nocne boje i nabierajac sil na kolejne. Jest cicho i spokojnie. Tylko dziwne naklejki na oknach sa jedynym znakiem, ze nie jest to normalny dom mieszkalny.
Knajpy, kawiarnie i restauracje tez pozamykane, wszystko wokol wyciszone, wyludnione.
Uliczka erotycznych kabaretow i teatrow pelna turystow-ogladaczy. Cale rodziny z dziecmi, wszyscy ci, ktorzy chca zobaczyc, a nie przyjda wieczorem.
To tak, jak ja.
Jeszcze kilka migawek z nocnego Hamburga i pora wracac.
Z diabelskiego mlyna wszystko widac lepiej.
Do jednego z teatrow mozna doplynac wylacznie promem. Tu dowoz gosci na musical "Krol Lew".
Port w nocy.
Wszystko wyglada inaczej, jest tajemniczo i troche straszno.
Wrazen mnostwo, zmeczenie daje znac o sobie, nogi od chodzenia wrastaja w tylek. A tu tyle jeszcze do zobaczenia.
Stary tunel pod Laba (Elbtunnel) byl jeszcze do niedawna przejezdny dla samochodow, ktore transportowane windami w dol, przejezdzaly na drugi brzeg. Teraz, po wybudowaniu nowego podrzecznego przejazdu, stary tunel stal sie turystyczna atrakcja i jest dostepny jedynie dla pieszych.
To jest wejscie do niego. W dol mozna pojechac winda osobowa, ale my wybralismy schody.
Schodzenie kilka pieter w dol i swiadomosc, ze ma sie nad glowa miliony hektolitrow wody, robi ogromne wrazenie, nie powiem, ze przyjemne.
Windy dla samochodow, jeszcze nie tak dawno przewozily one w gore i w dol wiele pojazdow.
Dwie nitki tunelu dzieli mur. A tam na gorze przeplywaja statki, niektore ogromne, jak wyzej wspomniana Queen Mary 2. Trudno wyobrazic sobie moc tej konstrukcji tunelu, zwazywszy, jakiemu ciezarowi musi sprostac.
Jedna z nitek. Ich dlugosc jest imponujaca, konca nie mozna dojrzec. Laba w tym miejscu jest bardzo szeroka, Hamburg lezy przy jej ujsciu do morza.
Wedrowka tunelem to naprawde niezapomniane przezycie i gwarantowana gesia skorka; z zimna i z obawy, czy stropy wytrzymaja napor wody.
Wycieczka byla pelna wrazen, ale z ulga wrocilismy do naszej niewielkiej Getyngi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.