poniedziałek, 3 września 2012

Hannoversch Münden.

Hannoversch Münden, zwane dla wygody Hann.Münden, to najbardziej na poludnie polozone miasto w Dolnej Saksonii, praktycznie na granicy z Hesja. Blizej stad do Kassel, niz do Getyngi oddalonej o ok. 25 km. To 25-tysieczne miasteczko zwane jest miastem trzech rzek, gdyz laczace sie rzeki Fulda i Werra przechodza dalej  w Wezere.





Miasto jest dziwnie polozone, bo rzeki przez dlugi czas wydrazyly cos w rodzaju glebokiego kanionu, wiec czesc miasta w okolicy rzek, znajduje sie w dole, reszta pobudowana jest na stromych stokach, a mieszkancy maja fantastyczny widok na okolice.
Jak wiekszosc miast zbudowanych nad rzeka, Hann.Münden jest dosyc rozwlekle i powierzchniowo duzo wieksze od podobnego, jesli chodzi o liczbe obywateli, Duderstadtu.
Na czwartym zdjeciu w gornym rzedzie widac Tillyschanze, obecnie wieza widokowa, postawiona na pamiatke oblezenia miasta przez wojska Tilly`ego.
Miasto nie jest tak wypieszczone, jak wspomniany wyzej Duderstadt, wiele kamienic czeka na renowacje, niektore sa w bardzo oplakanym stanie.  Tym razem wiec nie robilam zbyt wielu zdjec domom, zwlaszcza, ze w HM spotkala nas zupelnie nieoczekiwana niespodzianka, mianowicie dzien strazy pozarnej i sluzb ratunkowych.
 Do srodmiescia prowadzi kilka mostow, my wjechalismy Mostem Pionierow, zbudowanym w 1934 roku i wyremontowanym w latach 90-tych.
Tu kilka migawek co ciekawszych obiektow i malego polskiego akcentu. Kosciol w gornym i srodkowym zdjeciu po prawej to gotycki kosciol ewangelicki sw. Blasiusa, wybudowany miedzy XIV a XVI wiekiem.

Do ciekawszych budynkow nalezy miejski ratusz, w ktorego piwnicach funkcjonuje restauracja, stad te stoliki i parasole na zewnatrz.
Warto tez obejrzec palac Welfen, ksiazecej rodziny z Niemiec, do ktorej nalezy m.in. obecny maz ksiezniczki Monaco, Karoliny, Ernst August von Hannover. Obecnie w palacu ma siedzibe muzeum i urzad sadowy.
Normalnie spokojne i senne miasteczko przywitalo nas rozgardiaszem, gwarem i tlumami ludzi, bo jak wspomnialam, odbywal sie dzien strazy pozarnej i sluzb ratunkowych. Jak widac, prezentowano drabine "do samego nieba" (w tle bogato zdobioba rotunda - czesc zabudowan obronnych), dzieciarnia miala do dyspozycji napompowana skakawke, odbywaly sie konkursy, pokazy, wystawy. Festyn pelna para.
Nie moglo zabraknac czworonoznych ratownikow, ktorych czule nosy niejednemu zasypanemu przez gruzy czy lawine, ocalily zycie. Pieski byly bardzo spokojne, cierpliwie pozowaly do zdjec.
Dalej w miescie wystawione byly pojazdy strazackie i urzadzenia gasnicze. Te tutaj pochodza ze zbiorow roznych muzeow lub jednostek strazy pozarnej z calej Dolnej Saksonii. Zbudowane i uzywane byly z napedem czterokopytnym w XIX wieku.

Wokol kosciola sw. Blasiusa porozstawiane byly pozniejsze pojazdy strazackie, kazdy z nich to dzialajacy oldtimer. Nie moglam od nich oczu oderwac! Sa naprawde cudne, tyle w nich zakletej magii starych, dobrych samochodow z dusza. Te wspolczesne sa wprawdzie nieporownywalnie lepsze i nowoczesniejsze, ale brak im wlasnie duszy.
Dla zainteresowanych: pojazdy w pelnym wymiarze.

Dalej wystawione byly pojazdy ratownictwa medycznego, wodnego i znane, niebieskie ratownictwa technicznego. Oni to spiesza do krajow dotknietych trzesieniami ziemi, powodziami, czy innymi kataklizmami. Maja najnowoczesniejsze wyposazenie. Tu wystawiali starsze, juz nieuzywane narzedzia i urzadzenia.
Kiedy juz do woli napatrzylismy sie na historie ratownictwa, pomaszerowalismy nad rzeki. Most na zdjeciu przeznaczony jest wylacznie do ruchu pieszego i rowerowego. Na zdjeciu po prawej widac brame do sluzy, ktora, jak glosi napis na szyldzie, jest samoobslugowa(?!). Nie wiem, czy w ogole jest jeszcze uzywana.
Most przechodzi po kolei nad obydwoma rzekami, najpierw Fulda, pozniej Werra, na ktorej zbudowano niewielka elektrownie, napedzana nurtem rzeki (dwa zdjecia po lewej). Te dwa ogromne stalowe slimaki kreca sie bez przerwy i produkuja prad.
Kajakarze korzystaja z pogody i transportuja swoje lupinki na wode.


Drugim brzegiem Werry doszlismy do miejsca, gdzie laczy sie ona z Fulda (po lewej Werra, z prawej Fulda), tworzac dalej Wezere. Kolejny most, ktorym wrocilismy do miasta, przechodzil juz tylko nad Wezera. Na zalaczonej przeze mnie mapce to miejsce ze zdjecie okreslone jest jako Weser Stein.
Na zdjeciu w gornym rzedzie po prawej jest stacja mierzenia poziomu wody i wskazuje na dzien dzisiejszy 118.




Sielsko to wyglada, ale woda potrafi byc grozna i powodzie nieraz dotykaly miasto. Po lewej zaznaczone sa poziomy wod podczas powodzi, notowane od XIV wieku (mozna kliknac w zdjecie, bedzie wieksze).






W parku natknelam sie na taka rzezbe: dwoch calujacych sie facetow.
- Ocho - pomyslalam sobie - pierwszy pomnik w Niemczech poswiecony gejom.
Kiedy podeszlam blizej i przeczytalam napis na cokole, stwierdzilam, ze glupszej blondynki ode mnie mozna ze swieca szukac. Stoi tam mianowicie: BOG OJCIEC TCHNIE W ADAMA ZYCIE.
Wstyd za kosmate mysli!!!
Przerwe na kawe urzadzilismy sobie w knajpce, na ktora zostal zaadaptowany... kosciol. Lawy koscielne pelnia role siedzisk, miedzy ktorymi stoja stoly. Na galerii i w nawie glownej tez mozna sobie usiasc. Troche to szokujace dla czlowieka z Polski. My jednak wybralismy stolik na zewnatrz, zamowilismy kawe, maz wzial dla siebie torcik, a ja chcialam pogrzeszyc lodami. Tymczasem malo kumata kelnerka, na pewno nie Niemka, bo mowila z akcentem, zamiast lodow czekoladowych (Schokoeis), przyniosla mi pitna mrozona czekolade (Eisschoko). Nie chcialam robic o taka bzdure draki i narazac jej na nieprzyjemnosci, wiec wypilam. Co mi zostalo?
Wracalismy juz do samochodu, kiedy nad glowami zadudnil nam helikopter, kolowal bardzo nisko, wreszcie wyladowal. Pomyslelismy, ze to jedna z atrakcji dnia sluzb ratowniczych i dalej szlismy ulica w kierunku parkingu.
Nagle, wychodzac zza zakretu, zobaczylam, ze smiglowiec stoi dokladnie na srodku ulicy, skutecznie blokujac ruch. Nie tylko samochody byly zawracane, ale i przechodnie, czyli my, nie mogli isc dalej.



Okazalo sie, ze to nie zabawa, ani zadna atrakcja. Sprawa byla powazna, bo jakiejs pani wysiadlo serducho. Dobrze, ze na miejscu bylo mnostwo ratownikow medycznych, ktorzy udzielili jej pierwszej pomocy, ale ze z sercem nie ma zartow, wezwali smiglowiec, by jak najpredzej przetransportowal ja do szpitala. My z koniecznosci musielismy tam stac i czekac az wystartuje.
Wreszcie podniosl sie halasliwie, unoszac w gore tumany kurzu, a my moglismy isc po samochod.
Wracalismy inna droga, przejezdzajac przez jeszcze inny most, obok ktorego biegl wysoko zbudowany most kolejowy.                                 

Jeszcze jedna ciekawostka, w HM ma siedzibe landowa szkola policyjna, zwana akademia policyjna. Nie wiem dlaczego ta nazwa kojarzy mi sie ze slynnym filmem o policyjnej akademii nieudacznikow.









Do domu dojechalam z lekkimi mdlosciami, bo droga do HM jest odcinkami bardzo serpentynowata, prowadzi w gore i w dol, a spadki byly bardzo odczuwalne dla mojego zoladka. Tak juz mam, od najwczesniejszego dziecinstwa rzygam w samochodzie, jak kot. Chyba, ze sama prowadze, ale wole jechac obok, niech sie moj slubny meczy.
Dzien uwazam za bardzo udany, choc wypad nie byl w ogole planowany. Pogoda stala pod znakiem zapytania, wiec dopiero w niedziele, calkiem spontanicznie postanowilismy tam pojechac.

2 komentarze:

  1. Ja się nie dziwię, że dzień był udany! Wspaniałe wrażenia! Narobiłaś znowu mnóstwo zdjęć, wiem ile czasu zajmuje obróbka. Śmieszna sprawa z tym pomnikiem, ale jak zwał, tak zwał a skojarzenie miałaś dobre:)
    Ja bym lodów nie darowała:)
    Podoba mi się ten most na dwoma rzekami no i ta knajpa z kościoła:) Rewelacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W niedziele spedzilam caly wieczor na sortowaniu i obrabianiu zdjec.
      Gdybys, Aniu, zobaczyla zmartwiona mine tej kelnerki (bardzo sympatycznej), nie mialabys serca wolac o zamiane. A lody zezarlam sobie w domu.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.