Wczoraj w poludnie moje trzy dziewczyny zabraly mnie na obiecane zakupy urodzinowe do Hannoveru. Po drodze postalysmy sobie w korku, bo autobana siodemka byla zamknieta z powodu budowy ekranow dzwiekochlonnych, a na objezdzie, ktorym zmuszeni byli wszyscy chetni jechac, zachcialo sie komus zamknac dla ruchu jeden pas. Zainstalowano mijankowe swiatla dla wolnego pasa ruchu, wiec stalysmy tam czas jakis i wyrzekalysmy na cudza bezmyslnosc. Prawie jak w Polsce! Takie akcje nie powinny sie zdarzac w tym kraju przyslowiowego ordnungu.
Dzielace nas od stolicy Dolnej Saksonii 130 km pokonalysmy w niecala godzine. Prowadzila najmlodsza, ktora jezdzi troche za szybko, jak na moja wytrzymalosc. Ale co tam! Nie chcialam gderaniem psuc im i sobie nastroju.
Wreszcie dotarlysmy! Cztery kondygnacje hektarow pelnych ubran, kosmetykow, artykulow dla domu, ozdob, bizuterii, butow. Jezusmaria! Czego tam nie bylo! Wszystko w cenach bardzo przystepnych i naprawde sporo bardzo fajnych rzeczy. Uwage moja przykuly sukienki w stylu ciotki Unrry, takie nosila moja babcia. Trudno bylo cos wybrac, bo wybor byl przeogromny.
Dla fanatyczek obuwniczych ciezki orzech do zgryzienia. Nawet mnie niektore buty przypadly do gustu, a to rzadkosc. Nie brakowalo modeli, zwanych przeze mnie q***kimi, akurat nadawalyby sie na wystawanie na ulicy w oczekiwaniu na klientow, krzykliwe, blyszczace, na niebotycznych obcasach i koturnach. Wiekszosc jednak byla do zaakceptowania i podobaly sie nam wszystkim.
Jezdzilysmy tak z pietra na pietro, deptalysmy te hektary powierzchni sprzedazowej, dziewczyny byly zachwycone, ja padnieta. Musialam co chwile rozbierac sie i przymierzac kolejne ciuchy, a potem znow wszystko na siebie zakladac. I tak w kolko. Trzeba bylo bardzo sie pilnowac, zeby nie pogubic sie w tym labityncie. Kilka razy szukalysmy sie, dzwoniac telefonami komorkowymi, kiedy ktoras przystanela, zainteresowana jakims artykulem, a reszta powedrowala dalej.
Pelna zabawe mialysmy przy stoisku z perukami, w najrozniejszych kolorach i fasonach. Przamierzalysmy bez opamietania, zasmiewajac sie do rozpuku, bo co jedna to byla zabawniejsza.
Jak Wam sie podobam na rozowo?
Wreszcie, po kilku godzinach, doszlysmy do wniosku, ze mamy juz wszystko. Chociaz, gdyby nie ograniczenia finansowe, pewnie bysmy sie tam dluzej krecily. Obladowane piecioma sporymi torbami, podreptalysmy do samochodu, zostawic zakupy i potem dalej w miasto, bo zglodnialysmy troszke po takim wysilku.
Zacumowalysmy u Turka, wciagnelysmy doskonale wyroby tureckiej kuchni, poczestowano nas swietna herbata, ktora dobrze zrobila naszym obciazonym zoladkom i nieco nas rozgrzala.
Na zewnatrz tymczasem zrobilo sie ciemno, ulice lekko opustoszaly, za to domy uciech rozjarzyly sie kolorowymi neonami. Nie fotografowalam, bo na zewnatrz stali naganiacze i nie w smak byloby mi narazac sie na ich irytacje.
Po tych zakupowych przygodach i pokazie pozerania tureckich przysmakow, czekala nas jeszcze droga do domu, choc w tym momencie kazda z nas najchetniej polozylaby sie na krotki odpoczynek z drzemka w tle. Po drodze oczy same mi sie zamykaly.
Jednak po przybyciu do domu, poswiecilam jeszcze troche czasu na przygotowanie dla Was relacji.
W takim markecie to się fajnie kupuje pomimo ,
OdpowiedzUsuńże nie lubisz.
Przynajmniej wszystko jest na miejscu :-)
W różowym Ci dobrze,
trzeba było zrobić jeszcze inne kolory :-)))
Nie wszystko nadaje sie do publikacji, ale nasze domowe archiwum w szwach peka!
Usuń...oj pamiętam, pamiętam jak chodziliśmy z cioteczką po sklepach w Niemczech. Ochy same wychodziły z orbit, że wszystko można dostać w jednym miejscu, a nie latać po całym mieście... Czyli zakupy udały się??
OdpowiedzUsuńO tak, bagaznik sie nie domykal.
UsuńPanterko , poszalałaś oj poszalałaś z różem jak najbardziej Ci do twarzy :)))
OdpowiedzUsuńMiłego dzionka Ilonus
Patrzono na nas troche dziwnie, trzy mlode i jedna nieco starsza, a rechocza jak wypuszczone z psychiatryka.
UsuńMilego!
Pojętna jesteś słyszę miuzik :))
UsuńZawzielam sie!
UsuńAle fajnie!
OdpowiedzUsuńWidzę Cię Pantero :)))
Pantera w różu? Świat to dżungla :D
:*
Na zdjeciach nie bardzo to wyraznie widac, ale nizej jestem w fioletach.
Usuńoj tak zakupy są męczące.... Żadna przyjemność gdy się coś musi kupić szuka się przeczesując tony ciuchów, kilometry powierzchni... i ...nic...
OdpowiedzUsuńW różowym... nienaturalnie.
Etam... naganiacze powinni być wdzięczni za darmową reklamę.
pozdrawiam i zapraszam
Jak to: nic? Auto bylo tak dociazone, jakby jechala jeszcze jedna dodatkowa osoba ;)).
UsuńA z naganiaczami lepiej nie zadzierac, oni tam reklamy nie potrzebuja, a w nos mozna zarobic. Bylam w koncu z dziecmi.
Zakupów nie, ale zazdroszczę Ci...córek! I to aż trzech! Żeby tak choć jedną mieć...ech, za późno na żale:(
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądasz, nawet w tej peruce, a zgadzamy się, co do tego, że ja też nie znoszę przymierzać ciuchów. Wszystko co mogę biorę do domu i ew. oddaję.
Buziaki!
Zamienimy sie? Przydalby mi sie choc jeden syn ;)) A tu nawet zwierzeta to samiczki. Ale fakt, moje bestie sa najukochansze na swiecie (mam na mysli corki).
UsuńBardzo twarzowa ta peruka,Może teraz powinnaś zmienić tytuł bloga na"Różowa pantera".
OdpowiedzUsuńZakupy są wyczerpujące to fakt.
pozdrawiam
Rozowa pantera juz byla. Jam jest blondpantera.
UsuńJa lubię zakupy...ale przez internet, no albo w sklepach kosmetycznych. Czy na pierwszym zdjęciu to Ty? Ale elegancka z Ciebie kobieta;)
OdpowiedzUsuńA tam na dole? Różowa Pantera faktycznie:)
Jestem w sumie na trzech zdjeciach, na jednym z wszystkimi trzema corkami, na ruchomych schodach.
UsuńA teraz czas na odpoczynek przy herbatce i muzyce (a propos - podoba mi się wybór melodii na Twoim blogu!)Są w tej muzyce różne nastroje i odcienie. Pewnie tak, jak i u Ciebie. Wczoraj różowa,trochę szalona a dzisiaj...no właśnie - jaka jesteś dzisiaj Pantero?)
OdpowiedzUsuńSloneczna, ale mrozna. Tak, jak pogoda na dworze. Jak ja rano musialam skrobac! ;))
UsuńJa natomiast skrobałam się dzisiaj tylko po głowie, żeby dobrze napisać zakończenie.Przez to pisanie przypaliłam straszliwie cebulkę do pierogów. Wniosek? Początkujące lecz nazbyt zajęte pisaniem blogopisarki są kiepskimi kucharkami!
UsuńJak na poczatkujaca blogopisarke, masz ogromny potencjal. Twoje wpisy sa tak interesujace, ze z niecierpliwoscia czeka sie na nastepne. Czort z cebulka!
UsuńHe, he, he! Nie wiem, czy Cezary (który po zjedzeniu owych pierożków cierpi teraz na zgagę gigant) zgodziłby się z Tobą w tej kwestii!:))
UsuńHmmm, zapodaj Mu sodke. Mam wprawdzie rewelacyjny srodek na zgage, ale troche daleko mi do Was.
UsuńMam sodkę! Dzięki za podpowiedź. Szkoda, żeś daleko...:))
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądacie na tych schodach! Chętnie bym z wami pochodziła, bo ja dość lubię sklepowe włóczęgostwo :D. Moje córki - jak się razem spotkamy u mnie lub u nich - też czasem organizują taki maraton.
OdpowiedzUsuńDzien spedzilysmy naprawde wspaniale! Ale ja juz za stara jestem na obchodzenie tych hektarow, rozbieranie i przymierzanie, ubieranie i wybieranie.
Usuńhaa bylyscie w primarku,to prawda tam mozna glupawki dostac:P
OdpowiedzUsuń