sobota, 19 stycznia 2013

Co z ta eutanazja?

Wedlug Wiki:
Eutanazja (lub euthanazja, od gre. εὐθανασία, euthanasia – "dobra śmierć") – przyspieszenie lub niezapobieganie śmierci w celu skrócenia cierpień chorego człowieka. Czasami[kiedy?] eutanazję określa się jako rodzaj zabójstwa. Można też ją zdefiniować jako działanie występujące zawsze za zgodą umierającej osoby. Od połowy XX w. eutanazja jest omawiana w kontekście nauki (zwłaszcza biotechnologii), moralności (bioetyka), prawa, polityki i religii.
Krotka, sucha definicja. A za nia skrywaja sie ludzkie dramaty. Czy ktokolwiek dal nam prawo do decydowania o zyciu albo smierci innego czlowieka? Lub inaczej, czy ktos upowaznil nas do zmuszania smiertelnie chorej i cierpiacej osoby do  dalszych cierpien, kiedy sama chcialaby odejsc? Czy ratowanie jej na sile, reanimowanie i utrzymywanie przy zyciu za pomoca respiratora i sztucznego odzywiania jest jeszcze humanitarne? Czy tez wprost przeciwnie, jest przymuszaniem do zycia, przy woli odejscia?

Dlaczego podjelam akurat ten temat? Otoz nasz bardzo lubiany sasiad lezy wlasnie w klinice. Lezy i praktycznie nie zyje, oddycha za niego maszyna, pokarm dostaje dozylnie, ta sama droga wkrapla mu sie morfine, jest cewnikowany. Lekarze twierdza, ze tak juz zostanie i sugeruja rodzinie podpisanie zgody na odlaczenie aparatury. Sasiad nie pozostawil zadnych dyspozycji w tej sprawie, wiec decyzja pozostaje w gestii rodziny. A rodzina nie zgadza sie na odlaczenie.
Czy postepuja slusznie? Nie wiem. Jak rowniez nie wiem, jak ja zachowalabym sie na ich miejscu, gdyby chodzilo o mojego ojca. Jednym podpisem usmiercilabym go, a brakiem zgody narazilabym na, nie wiadomo jak dluga, wegetacje? Bo zyciem tego stanu nazwac juz nie mozna. Czlowiek zyje, poki ma swiadomosc zycia. Tutaj tej swiadomosci brak i to jest wegetacja.
Jednak gdzies na dnie duszy kolacze sie malenka iskierka nadziei, moze sie jeszcze obudzi? moze wyjdzie z tego? moze...? moze...? Wiadomo, ze nowotwor zaatakowal juz wszystkie organy, ze bez respiratora dawno by nie zyl, a jednak podjecie decyzji przekracza czasem ludzka mozliwosc. Lekarze zapewniaja, ze nie odczuwa bolu, ale tez nie odczuwa niczego wiecej.

A przeciez mozna, co najmniej w Niemczech, zostawic tzw. dyspozycje pacjenta (Patientenverfügung) u lekarza domowego, ktory zawsze jest powiadamiany o pobycie swojego podopiecznego w szpitalu i, jesli zajdzie taka potrzeba, dostarcza kolegom z tego szpitala pismo z decyzja samego pacjenta o niepodtrzymywaniu go sztucznie przy zyciu. Wtedy, jesli nawet pacjent nie ma swiadomosci, oszczedza swojej rodzinie rozterek i podejmowania tej trudnej decyzji.
Malo kto jednak mysli o tym bedac mlodym i zdrowym, a kiedy przychodzi co do czego, bywa za pozno. Mlodych smierc rowniez nie oszczedza, zdarzaja sie wypadki samochodowe, podczas ktorych dochodzi do smierci mozgu. I znow stawiamy rodzine przed dramatycznym wyborem.
Byc moze w Polsce wystarczyloby spisac ostatnia wole z zaznaczeniem, ze nie zyczymy sobie sztucznego podtrzymywania przy zyciu. Ja nie chcialabym umierac powoli i w bolach lub lezec pod maszynami jak roslina. Wybieram sie niedlugo do lekarza domowego po recepte, przy okazji zalatwie te formalnosc, na co czekac?

Bedac nieuleczalnie chorym i cierpiac ponad ludzka wytrzymalosc, za to w pelni swiadomie, niejedno z nas zdecydowaloby sie na samobojcza smierc, byle tylko dluzej sie nie meczyc. Osoby zamozne moga wybrac sie za granice, gdzie w specjalnych klinikach otrzymaja pomoc.
Eutanazja jest obecnie zalegalizowana w Holandii (2002), Belgii, Luksemburgu (w tym chorych dzieci), Albanii, Japonii i amerykańskich stanach Teksas i Oregon, a do niedawna także w australijskim Terytorium Północnym (Sąd australijski orzekł, że ta kwestia należy do spraw wyłącznie federalnych i uchylił legalność eutanazji).
Szczególna forma dozwolonej eutanazji występuje w Szwajcarii, gdzie można przepisać lek nasenny w śmiertelnej dawce, jednak chory musi go przyjąć samodzielnie.
W pozostałych krajach eutanazja jest niedozwolona i karana jak zwykłe zabójstwo lub w sposób łagodniejszy.
Inni zdani sa wylacznie na siebie. Dla osob sparalizowanych nie ma praktycznie ratunku w dobrowolnym odebraniu sobie zycia, podobnie dla pozostajacych w spiaczce lub zupelnie pozbawionych swiadomosci. Wowczas jedynie rodzina decyduje, ale dopiero, kiedy lekarze orzekna calkowity brak szans na poprawe i sami zasugeruja odlaczenie maszyn. Nie kazdy chory ma na tyle sily, zeby moc odebrac sobie zycie, innym brak odwagi lub dosc desperacji.

Nie dziwie sie oporom wladz we wprowadzeniu w zycie prawa do samodzielnego decydowania o wlasnej smierci, czlowiek jest istota ulomna, wiec mogloby dochodzic do naduzyc, zwlaszcza, gdy chory dysponuje wielkim majatkiem i rzesza sepow z nim spokrewnionych tylko czeka, az wyda ostatnie tchnienie. Mogliby zechciec mu pomoc w szybszym przeniesieniu sie na tamten swiat.

W przypadku ciezkich i nieuleczalnych chorob, zwierzeta maja lepiej niz ludzie. Im pozwalamy odejsc przy pomocy zastrzyku, zeby tak bardzo nie cierpialy. Dla wlasciciela zwierzaka jest to czesto najtrudniejsza decyzja w zyciu, do konca ludzi sie, ze pupil wyzdrowieje, ze cos sie poprawi, ze stanie sie cud. Kiedy jednak wszystko zawodzi, mozemy dac zwierzeciu swoj ostatni wielki dowod milosci do niego, pozwalajac mu odejsc. Zapewne wielu z Was musialo podjac te straszna decyzje, pozostajac w glebokiej rozpaczy, ale pocieszajac sie, ze zwierzak juz tak nie cierpi, nic go nie boli, ze ta smierc byla dla niego wyzwoleniem. Pozwalamy na humanitarne i bezbolesne uspienie go, wlasnie z wielkiej milosci, pozbawionej egoizmu, bo dowodem tego ostatniego byloby pozwolic zwierzeciu nadal sie meczyc i cierpiec. I zyc.


Dlaczego wiec nie pozwalamy odchodzic naszym bliskim, kiedy sami tego chca lub boimy sie zadecydowac o zakonczeniu ich doczesnego cierpienia? Bylby to najwiekszy wyraz naszej milosci do nich, a dla nich samych mozliwosc godnej smierci.

Wszystkie zdjecia z netu.

***********************************************************************************

Wiadomosc z ostatniej chwili: lekarze zaczynaja sasiada powoli wybudzac ze spiaczki, oddycha juz samodzielnie. Jego stan jest nadal bardzo powazny, zeby nie powiedziec krytyczny, bo nowotwor poczynil ogromne spustoszenia w calym organizmie i nadal przebywa na OIOMie, jednak nie jest juz zalezny od maszyn. Co by bylo, gdyby rodzina zgodzila sie na wczesniejsze odlaczenie maszynerii? Juz by nie zyl. Teraz zyje, ale pewnie niedlugo i na pewno bardzo bedzie cierpial. Czy nieunikniona smierc, podarowana mu wczesniej, nie bylaby w jego przypadku lepszym wyjsciem?

64 komentarze:

  1. Witaj Panterko
    Dziękuję za pamięć :)))))
    Bardzo trudny temat , i jeden z tych których nie lubię , nawet nie wiem co by tu mądrego napisać .
    Więc napiszę tylko że nie chciałabym być w takiej sytuacji , w której miałabym zadecydować o być lub nie być , myślę że póki nie jesteśmy postawieni pod takim wyborem , nigdy się nad tym nie zastanawiamy i ocenianie czy to jest słuszne czy nie w tej chwili nigdy nie będzie obiektywne .
    Miłego dnia Panterko :) po południu jesteś ,a jeśli masz ochotę pogadać to daj znać :)
    Ilonus

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano wlasnie, ja nie wiedzialabym, jak zadecydowac w przypadku kogos bliskiego, ale wiem na pewno, ze sama nie chcialabym tak sie meczyc i dlatego wybiore sie do lekarza i ja zadecyduje o sobie, zeby dzieciom oszczedzic wyborow.

      Usuń
  2. Bardzo trudna decyzja. Sama nie wiem co bym zrobiła gdybym znalazła się w takiej sytuacji.Do końca się wierzy że stanie się cud.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty chcialabys wegetowac? Lezec bez czucia i myslec, jak dlugo jeszcze?

      Usuń
    2. Ja bym nie chciała. Ale gdybym miała odłączyć kogoś bliskiego - chyba bym nie była w stanie. Inaczej gdyby napisał testament życia - wtedy - tak.

      Usuń
  3. Myślę,że człowiek nie ma prawa decydować o życiu drugiego człowieka nawet w najtrudnieszych sytuacjach.Moja pisinka Donka seniorka od tygodnia leży bardzo chora,próbujemy wszystkiego by jej pomóc.Bardzo się boję czy nie będziemy musieli podjąć tej ostatecznej decyzji.Jednak wolałabym by odeszła naturalnie ,spokojnie ,trzymana za łapkę w otoczeniu bliskich którch kochała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kazdy by tak wolal, Halinko, czasem jednak lepiej pozwolic zwierzeciu wczesniej odejsc, kiedy wiemy, jak bardzo cierpi i ze nie ma dla niego ratunku.
      Natomiast inaczej rzecz sie przedstawia z ludzmi. Ja sama nie odwazylabym sie zadecydowac o czyims zyciu lub smierci. Moge natomiast decydowac o sobie.

      Wyglaskaj Donieczke od cioci Pantery. Zdrowka jej zycze.

      Usuń
  4. Bardzo mnie zaintrygowałaś tym, że w Niemczech można podpisać takie oświadczenie. Spróbuję się dowiedzieć jak jest tutaj. Boję się jednak, że u nas nie traktuje się poważnie takich deklaracji i np jak spiszę je u notariusza, to on i tak nie będzie widział, że jestem w szpitalu. Myślę więc, że takie sprawy, mimo ich powagi należy omówić z rodziną. W stosunku do zwierząt, to jestem szczęśliwa że mogę im skracać cierpienie. Z ludźmi jest trudniej, ale jak napisałaś można decydować o sobie (dopóki można).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze warto spisac ostatnia wole u notariusza i trzymac ja w domu? Wtedy rodzina bedzie mogla, w razie czego, pokazac ja w szpitalu. Trzeba sie naprawde spieszyc, bo czlowiek nie zna dnia ani godziny...

      Usuń
  5. Dzień dobry, Panterko!
    Tutaj piekny, niewinny dzionek za oknem a u Ciebie takie ciemne, powazne rozważania...Ale cóż! Życie własnie takie jest. W tym samym momencie jednym dane jest cieszyć sie z życia a innym cierpieć i wegetować bez nadziei na szybkie uwolnienie z tego stanu.
    Miałam w przeszłosci mozliwośc odwiedzania w szpitalu osoby bliskiej, która była w takim wegetatywnym stanie. Kompletnie wyniszczona przez rak z przerzutami chyba juz wszędzie. Skóra i kości. Od tygodnia nieprzytomna i nie reagująca na nic.Lecz cierpiąca strasznie. Z dziesiątkami rurek i rureczek poprzyłączanych do jej biednego ciała.
    I stało się tak, że własnie gdy siedziałam przy jej łózku na moment odzyskała cos w rodzaju przytomności i wyszeptała mysl, która musiała ją dręczyć w całym zyciu a także w tych ostatnich dniach tej strasznej, szpitalnej rzeczywistości. Wyszeptała takie oto smutne zdanie: "Śniadania, obiady, kolacje, sniadania, obiady, kolacje..."A po jej policzkach popłyneły łzy. Nazajutrz sama umarła.
    To, co powiedziała przejęło mnie na wskroś. Zrozumiałam, że w ten sposób podsumowała całe swoje nieszcześliwe zycie, że dość ma tego wszystkiego i nawet gdyby cudem jakimś udało się ją jeszcze na chwilę przywrócić do zdrowia, to wcale nie byłaby szczęśliwa...
    I myslę, że ona własnie nie miała by nic przeciw temu by dać jej umrzeć jak najszybciej. Skrócić męki końca. Skrócić męki całego, nieudanego zycia.
    I ja chciałąbym by w Polsce funkcjonowała taka mozliwosc pisemnego oświadczenia woli na wypadek popadniecia w taki beznadziejny stan, gdy chce sie odejsć a samemu nie potrafi sie juz tego zrobić. Uważam, że jest to potworna niewola i zaleznośc od innych, którzy swoja miłością odbierają nam mozliwosc spokojnego, godnego odejscia...Chciałabym odejsć wtedy, gdy sama uznam, że nadszedł czas...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zawsze jednak jest tak, Olenko, ze czlowiek, chocby najbardziej chory i cierpiacy, chce odejsc z tego swiata. Czesto wola zycia, jakis instynkt, kaze sie trzymac tej pajeczej nitki, ktora jeszcze laczy nas ze swiatem zywych. Chociaz cierpimy ponad wytrzymalosc, nie chcemy odchodzic za zadne skarby.
      Trudno w takich przypadkach decydowac o odlaczeniu aparatury.
      Temat jest faktycznie bardzo trudny, a najgorsze jest to, ze nie mam jasnego zdania na ten temat. Jestem za, a nawet przeciw.

      Usuń
    2. To prawda, czasem chce się zyć mimo wszystko. Bo przecież to jedno tylko zycie mamy. A poza nim czarna pustka i wielka niewiadoma. Takze dla osób wierzących ten temat jest trudny moralnie. Uważają, że to Bóg dał im życie i tylko On może im je odebrać. W pewnym sensie zazdroszczę im tej pewności, tego oparcia w sile wyzszej. Lecz jednoczesnie ta siła wyższa odbiera im podmiotowość i mozliwosc decydowania o sobie.
      Gdybyśmy tylko wiedzieli, ze istnieje na pewno coś ponad to, co jest znanym nam zyciem, o ileż prostsze byłyby wszelkie wybory...

      Usuń
    3. Mozna sie wzorowac na papiezu Wojtyle, on nie zezwolil na sztuczne utrzymywanie go przy zyciu, za wszelka cene. Chcial odejsc i odszedl, co przeciez nie jest rownoznaczne z odebraniem sobie zycia lub poddaniem sie eutanazji. Mial jednak to szczescie, ze mogl sam o tym zadecydowac.

      Usuń
    4. No, to naprawdę postępowy i odważny był z niego człowiek! Jednak tak, jak piszesz - mógł sam o sobie zadecydować. Nie kazdemu jest to dane a nawet gdy jest dane, to budzi silny opór wewnętrzny. Lęk przed przekroczeniem pewnego tabu.
      Naprawdę chyba człowiek musi dojsc do jakiejś ostatecznej granicy wytrzymałości fizycznej i psychicznej, by woleć pustkę po drugiej stronie, niż to, co jest. To, co jest - chociaz straszne i nieznośne jest jednak jedyną znaną nam rzeczywistością. Jakoś nie bardzo umiem uwierzyć w metafizyczne wizje osób, które przeszły śmierć kliniczną.Wciąz wydaje mi sie, ze to nasz mózg potrafi tworzyć przerózne iluzje i mamić nas wiele obiecującym światłem po tamtej stronie...

      Usuń
    5. Jestem tego samego zdania, co naukowcy twierdzacy, ze w chwili smierci, mozg plata nam ostatnie w zyciu figle i ze nie istnieje zycie po zyciu.
      Ale, jak juz wspominalam, czego nie moge dotknac, zobaczyc, powachac i posmakowac, dla mnie to nie istnieje. Przekonam sie jak umre. Albo i nie.

      Usuń
    6. Bez obawy, "siła wyższa" nikomu podmiotowości nie odbiera. Tylko, że z drugiej strony wiara wcale nie czyni człowieka odpornym na ostateczne dylematy. A przynajmniej nie daje gwarancji, że będzie tak zawsze.

      Usuń
    7. Wiara nie czyni nawet lepszym, czego najlepszym dowodem sa zastepy nienawistnych moherow.

      Usuń
  6. Z jednej strony to jest strasznie trudna decyzja i niewyobrażalny dramat. Ktoś kto tego nie przeżył nie zrozumie do końca. Bo jak ogarnąć świadome skrócenie czyjegoś cierpienia, gdy z całego serca i duszy pragnie się powrotu do zdrowia, (a to nie możliwe) jest to osoba mi bliska więc z drugiej strony jak patrzeć na cierpienie...
    Być może to śmiesznie zabrzmi... Ale miałam kiedyś kota... kocham go do tej pory. były momenty gdy był mi jedynym towarzyszem. Robiłam wiele, ja i pani z pewnej fundacji. czasem po dwa trzy razy dziennie bywałyśmy w klinice, lekarzach...
    Później doszłam do wniosku, że to wszystko był gdzieś tam mój egoizm i zahaczał o znęcanie się. Bo jak można nazwać chęć podtrzymania przy życiu gdy nie ma możliwości poprawy.
    Gdybym coś podobnego napisała na blogu (jakimś z poprzednich) już widzę wypowiedzi "anonimów"...
    A w naszym pięknym kraju co jest? Skrócenie cierpienia, którego człowiek nie ogarnia, do końca jest nazywane morderstwem. A może to sadyzm...
    Skoro nie ma, naprawdę innej drogi to dlaczego przedłużać cierpienie chorego i jego bliskich. Oni też cierpią.
    Po śmierci chorego dojdą prędzej czy później do siebie, a przedłużanie całej sytuacji to jest jak dla mnie sadyzm...

    pozdrawiam i zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, czy sadyzmem jest utrzymywanie kogos na sile przy zyciu, skoro jego stan jest beznadziejny i tak czy inaczej, umrze. Albo wczesniej, przy pomocy innych ludzi (lekarzy?) nie cierpiac niepotrzebnie, albo odejdzie po dlugim okresie bolu i meczarni.
      Nadal nie znam odpowiedzi i nie chcialabym nigdy z podobnym problemem zostac skonfrontowana.

      Usuń
    2. myślę, że nikt nie chciał by doświadczyć problemu.
      Jednak z drugiej strony bała bym sie nadużyć...

      Usuń
    3. Tak chyba mamy wszyscy.
      Juz w przypadku koniecznosci uspienia zwierzecia, targaja nami watpliwosci, a co dopiero, gdy chodzi o bliskiego czlowieka.

      Usuń
    4. uwierz mi, przybiera na sile gdy pupil był jedynym towarzyszem, polecam Ci przeczytanie forumowego wątku:

      http://www.forum.amstaff.tox.pl/viewtopic.php?t=547

      Usuń
    5. U wrazliwych ludzi ten strach tkwi gleboko, bez wzgledu na to, czy pies jest jedynym towarzyszem, czy zyje w rodzinie.

      Usuń
    6. w tym pierwszym przypadku nabiera na sile

      Usuń
    7. To normalne, kiedy odchodzi jedyny towarzysz zycia.

      Usuń
  7. Poruszyłaś temat niezwykle trudny. Sama nie wiem, czy byłabym w stanie podjąć decyzję o odłączeniu kogoś bliskiego od aparatury podtrzymującej jego życie. Nie jest łatwo przyjąć nam do wiadomości, że nie ma nadziei na poprawę. Ludzie w śpiączce...lekarze roztaczający czarne scenariusze...i nagle cudowne przebudzenie, wbrew nauce, wbrew "zdrowemu rozsądkowi". Ale myślę, że nasze zdanie weryfikuje życie, bo póki nie staniemy przed koniecznością takich wyborów, nie jesteśmy w stanie przewidzieć swoich decyzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, nadzieja umiera ostatnia i czlowiek zawsze sie ludzi, ze stanie sie cud. Nie chce wiec brac odpowiedzialnosci za wykluczenie tego cudu decyzja o odlaczeniu maszyn. Sumienie nie pozwoliloby mu dalej normalnie funkcjonowac.

      Usuń
  8. no tak, temat, który za mną "chodzi" od jakiegoś czasu. nie wiem, czy umiałabym podjąć decyzję o tzw "odłączeniu", choć oboje z mężem ustaliliśmy miedzy sobą pewne rzeczy. ale są jeszcze dzieci. jego i moje (wspólnych nie mamy). one też muszą się wypowiedzieć...
    inna sprawa to świadoma,dobra śmierć. kiedy człowiek jest jeszcze na tyle przytomny, że może sam zdecydować co ma zrobić.ja wiem co zrobię, jeśli znajdę sie w takiej sytuacji. jestem na to przygotowana....
    szkoda, ze nasze przepisy są tak restrykcyjne a wasze liberalne. chodzi mi o tę wolę spisaną u lekarza. o ileż bardziej proste byłoby wszystko....
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, Ewo, ze dzieci nie musza sie wypowiadac, pod warunkiem, ze wzajemnie sie upowaznicie (na wylacznosc) do decydowania o swoim losie w przypadku choroby. Najlepiej byloby to zrobic notarialnie.
      Zreszta chyba w Polsce lekarze nie sa sklonni trzymac pacjenta w nieskonczonosc pod respiratorami, to sa ogromne koszta i jesli nie ma widokow na polepszenie, sami odlaczaja.

      Usuń
  9. Poruszyłaś trudny temat. Chociaż ja jestem zdecydowaną zwolenniczka eutanazji. Uważam, że kiedy człowiek np. jest całkowicie sparaliżowany i nie chce żyć, odbiera mu się zwykłe prawo o decydowaniu o swoim życiu! Oczywiście nie można tej decyzji zostawiać najbliższym, bo to jest strasznie trudne! Nawet kiedy usypiamy umierającego zwierzaka mamy wątpliwości, a może jednak by wyzdrowiał? Chociaż lekarz nas utwierdził w tym, że nie i samy o tym wiemy... A co dopiero w przypadku rodziców czy współmałżonków!
    Każdy powinien mieć mozliwość decydowania o swoim leczeniu i cierpieniu, żeby rodzina nie musiała przeżywać takich dylematów. Poza tym powinno się o tym otwarcie mówić w rodzinie, żeby nie było żadnego zaskoczenia w razie czego. Niestety ludzie boją sie podejmować tematy śmierci, choroby itp.
    Z tego co wiem w Polsce można tylko podpisać u notariusza, że nie życzymy sobie uporczywej terapii, cokolwiek to znaczy.. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maskotko, Twoj komentarz odnalazl sie w spamie! Dobrze, ze najpierw sprawdzam, a nie od razu rutynowo kasuje.
      Tez jestem zdania, ze kazdy z nas ma niezbywalne prawo decydowania o wlasnym zyciu lub godnym odejsciu z tego swiata.

      Usuń
  10. Co innego kiedy ktoś leży pod respiratorami nieświadomy
    i to jest trudna decyzja.
    Współczuję rodzinie.

    A co innego eutanazja z powodu przewlekłej choroby,
    kiedy ktoś świadomie podejmuje decyzję.
    Na te drugą totalnie się nie zgadzam.

    Oglądałam na ten temat filmy
    i za każdym razem na eutanazję zgadzali się ludzie ,
    bo tak było wygodnie dla rodziny,
    bo pozbywali się kłopotu.
    Chyba wydawało im się ,że są wieczni i że ich nigdy nic nie spotka złego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otoz to! Nikt nie jest wieczny, kazdy sie zestarzeje, moze zapasc na nieuleczalna chorobe i zalezc sie w takiej sytuacji, tyle ze... po drugiej stronie barykady.
      Sprawiedliwosc dziejowa, panie!

      Usuń
  11. Napisałam taki długi komentarz i zniknął... :(

    OdpowiedzUsuń
  12. " (...)działanie występujące zawsze za zgodą umierającej osoby." - wg mnie to powinien być czynnik podstawowy.
    Ja wychodzę z założenia, że moim życiem, jak inną własnością, mogę dowolnie dysponować, o nim decydować, tak samo jak moimi organami po śmierci. Jeśli zaufaną osobę poproszę o ulżenie mi w cierpieniu w przypadku, gdy sama już nie będę mogła wyrazić tej woli, to to jest mój testament i należy go zrealizować.
    O ile nie mam problemów prosić o eutanazję siebie, sadzę, iż dużo trudniejsze dla mnie byłoby wypełnienie takiego testamentu. Nie mogę sobie wyobrazić, bym mogła zadecydować o odłączeniu aparatury podtrzymującej czyjeś życie, ale rzecz jasna na pewno nie wiem jak bym się zachowała i nigdy nie chciałabym się o tym przekonać. Ważne, by schyłek swojego życia powierzyć osobie odpowiedzialnej i w pełni rozumiejącej czym jest eutanazja.
    To jest bardzo ważny temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo rozsadny i wywazony komentarz, Iva. Problem powstaje, kiedy tracisz swoja swiadomosc, a pozostaje ciezko chora doczesna powloka. Czyli praktycznie Cie juz nie ma, bo czlowiek to mozg.
      Dlatego rada jestem, ze moge wszystko uregulowac, kiedy jeszcze czlowiekiem jestem.

      Usuń
    2. Ale przecież gdy ktoś wyraża taką wolę, jest najczęściej na tyle zdrowy, by ją wyrazić ;) Dopiero później zmienia mu się postrzeganie, a my nie wiemy jak, zwłaszcza gdy taka osoba pozostaje nieprzytomna... Czy można ufać takiemu "testamentowi"?...

      Usuń
    3. Testament zostal spisany, kiedy jeszcze mozg funkcjonowal, wiec pozostaje w mocy, zwlaszcza na wypadek nieprzytomnosci, demencji, paralizu itp.

      Usuń
    4. Abigail, testament spisuje się, gdy jest się w pełni władz umysłowych. Nie jest ważne czy wyrażam wolę o daniu komuś swojego domu, czy wyrażam wolę, skierowaną też do konkretnej osoby, o podjęciu decyzji za mnie i skróceniu mojego cierpienia wtedy, gdy już nie będę mogła powiedzieć TAK czy chociażby mrugnąć okiem na znak zgody. Z własnej i nieprzymuszonej woli powinno się to spisać i, jak wcześniej napisałam, wybrać zaufaną i odpowiedzialną osobę, która tego nie uczyni pod przymusem/presją, lecz rozumnie i z przekonaniem.
      Nie każdy jest gotowy na wyrażenie takiego pragnienia i nie ma obowiązku, by to robić.

      Usuń
    5. Pantera, często ludzie nie rozumieją na czym polega uporczywa terapia i póki tego nie będą wiedzieć, póty eutanazję będą postrzegać nie jak akt miłosierdzia i śmierci, ale jako zabójstwo. Trzeba ludzi edukować tak samo, jak młodzież w przypadku edukacji seksualnej.

      Usuń
    6. A kogo bys chciala, Iva, tam edukowac? Caly ten koscielny beton, ktory onanizm nazywa ludobojstwem, a Owsiaka eksterminatorem bezbronnych staruszkow? Czy dzieci, ktorym sie wydaje, ze sa w ciazy od pocalunku?
      Jak ja sie ciesze, ze wolno mi zyc w NORMALNYM kraju.

      Usuń
    7. Pantera, to nie jest tak, że Polska nie jest wolnym krajem i, że mieszkają tutaj wyłacznie ludzie zacofani. Nie chciałabym gdziekolwiek indziej mieszkać, choć mogłam to zrobić. Nie zapominaj, że dopiero od wejścia Polski do UE, pomału zaczął otwierać się przed nami świat i zaczęło docierać inne myślenie. Trzeba edukować pokolenia, by następne wiedziały co to jest eutanazja i by świadomie mogły decydować o swoim kresie. Niestety Polacy mieli inny start i nie mogą jeszcze równać się z krajami zachodnimi, ale na pewno nie brak nam zapału/chęci do nauki i cierpliwości. Starsze pokolenia odejdą, przyjdą następne - coraz bardziej światłe:)

      Usuń
    8. I tu sie z Toba, Iva, nie zgodze. Polska byla moze zacofana gospodarczo za poprzedniego ustroju, jesli zas chodzi o sposob myslenia i wyksztalcenie, kraje zachodu mogly nam zazdroscic. Po ustrojowej przemianie i wejsciu Polski do UE, poziom wyksztalcenia spoleczenstwa i mentalnosc, cofnely panstwo o wiele dziesiecioleci. Wszystko za sprawa nadmiernego wplywu kosciola. Zamiast edukowac, kaza sie modlic. Dopoki to nie ustanie, kraj nadal bedzie sie cofac, nie gospodarczo, ale mentalnie.
      Politycy nie chca czerpac wzorow zachodnich, jesli chodzi o edukacje i swiatopoglad. Nie wiem, czy nastepne pokolenia, indoktrynowane juz od najwczesniejszego dziecinstwa przez kler, maja szanse stac sie swiatle.

      Usuń
  13. Bardzo trudno jest mieć jasne zdanie w tej sprawie. Ja na to patrzę od takiej strony... kociej jakby. Zwierzę, które jest ciężko chore i cierpi, ludzie kochający je, poddają eutanazji. Usypiają. Czy ich to wiele kosztuje? Oj, na pewno! Jednak decyzja jest w miarę prosta: nasz przyjaciel nie będzie cierpiał. Poza tym, pojawia się myśl, czy nie leczymy zwierzaka na siłę by jak najdłużej pozostało z nami? Kiedy mój pierwszy pies umierał byłam w ciąży. Odchodził poza dom, w okolice śmietnika osiedlowego i drzewa przy nim rosnącego, by tam umrzeć poza swoim domem. Mój mąż pojechał go uśpić, gdy wydawało nam się, że Bufi już zbyt cierpi. Do tej pory żałuję, że to zrobiliśmy, chociaż psisko spojrzało na męża, dając mu jakby znak, że wie..., ale tak naprawdę, może prosząc o litość?
    Drugi mój pies umierał mi na kolanach i także został uśpiony. Szimi, bokserka, wielkie serce!... I również widziałam, jak ona się boi śmierci. I również żałuję tej decyzji. Podjęłam ją mimo wcześniej danej sobie obietnicy, że kolejny zwierzak będzie umierał w swoim tempie... W miłości, cieple, ale we własnym tempie... Że nie będę odbierać mu ostatnich oddechów. Nie udało się. Wydawało mi się, że Szimi bardzo cierpiała, lekarz czekał na moją decyzję, nie byłam w stanie patrzeć na jej agonię - to jednak główny powód.

    Tak, trochę na okrętkę, bo jednak człowiek i kot, to nie to samo istnienie (kotów i psów, nie jesteśmy w stanie zrozumieć, nie jesteśmy wstanie zobaczyć świata/życia tak jak one widzą), to moja opinia jest jednoznaczna - nie! nie uważam by jeden człowiek miał prawo decydować o przerwaniu życia drugiego.
    Skoro wymyśliliśmy sposoby na podtrzymywania życia, lekarstwa, terapie, aparaturę, to nie po to, by ich nie stosować.

    No i po trzecie - miałam kiedyś sen. Sen, w którym umierałam, w którym cierpiałam i w którym bardzo, ale to bardzo pragnęłam, aby ktoś zdecydował i podał mi zastrzyk uśmiercający. Nie byłam w stanie tego sama zrobić. Leżałam nieprzytomna i odczuwałam straszliwy ból. Ale wtedy właśnie mój ojciec zobaczył/zrozumiał, że cierpię i wysłał kogoś po ten zastrzyk. Zrozumiałam, nieodwołalność takiej decyzji. Śmierć jest końcem absolutnym. Potem nie ma nic. NIC!. To koniec doświadczania. Nawet jeśli tym doświadczeniem jest ból. Nie chciałam umierać. Nie chciałam tego zastrzyku. Obudziłam się zanim go otrzymałam. Pewnie dlatego jeszcze żyję.

    Oczywiście nie ma reguł. Ale moja opinia jest taka... Być może kiedyś się zmieni. Na razie wiem to co wiem i ta wiedza, plus wewnętrzne zrozumienie mówią mi nie! Nie wolno przerywać niczyjego życia. Nawet jeśli jest podtrzymywane sztucznie. Natomiast zawsze! trzeba je ratować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Abi, gdybym ja wczesniej wiedziala, JAK bedzie umieral moj pies, nie wahalabym sie ani chwili skrocic jego cierpienia przed czasem. Moj egoizm i chec, by miec go dluzej przy sobie, proby leczenia beznadziejnego przypadku, poskutkowaly jego bezmiernym cierpieniem i moja dlugotrwala choroba.
      Nic nigdy nie jest w takich kwestiach oczywiste. Nie ma czerni ani bieli, za to sa niezliczone odcienie szarosci.

      Usuń
    2. To prawda... Masz rację... :). Moje doświadczenia jednak podpowiadają mi "nie" dla eutanazji. Rozumiem Twoje :).

      Usuń
    3. Kazdy ma swoje doswiadczenia, ale zadne nie daje prostego przepisu na zagadnienie. Nadal nie wiem, jak zachowalabym sie w przypadku czlowieka.

      Usuń
    4. Jedyne co można zrobić to spisać własną wolę, z nadzieją, że ktoś ją uszanuje...

      Usuń
    5. I to wlasnie mam zamiar rychlo uczynic. Niech sobie lezy u lekarza, jesli zmienie zdanie, to wycofam.

      Usuń
    6. "nasz przyjaciel nie będzie cierpiał" dotyczy tak zwierząt, jak i ludzi.
      Życia nie da się ratować w nieskończoność, to jest niewykonalne.

      Usuń
    7. Trzeba walczyc o mozliwosc zachowania resztek godnosci u umierajacego w cierpieniach czlowieka, zanim z bolu i cierpienia zacznie zachowywac sie, jak zwierze.

      Usuń
  14. ja też... chętnie wyraziłabym wolę... Nie chcę być, w razie "W" sztucznie podtrzymywana przy życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba musza byc na to jakies sposoby, nawet w Polsce.

      Usuń
    2. Pantera, póki co nie ma. W Polsce jedynie konsylium lekarzy może uznać uporczywą terapię za bezcelową i wtedy rodzina wyraża zgodę na odłączenie.

      Usuń
    3. oczywiście, że jest, ale jeszcze wciąż jest duży opór społeczny. Trzeba czasu i debat.

      Usuń
    4. I mniej wplywu kosciola na zycie polityczne kraju.

      Usuń
  15. to trudne zagadnienie... wielokrotnie o tym myślałem. bo kto miałby zdecydować? na kogo zrzucić odpowiedzialność? aczkolwiek, będąc w trudnej sytuacji, sam nie chciałbym sztucznie być podtrzymywany przy życiu, a raczej w męczarni... nie chciałbym nigdy być dla kogoś obciążeniem! tego boję się najbardziej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie chcialabym wegetowac pod maszynami, kiedy swiadomosc ustanie.

      Usuń
  16. Kler... Kler się wywraca do góry nogami. Jak wszystko inne. Powoli ale skutecznie.

    Też bym nie wiedział jak postąpić wobec drugiej osoby. Dyspozycyjność wobec swojej to już moja sprawa prywatna, więc mógłbym zrobić co zechcę.

    Może wystąpić o inne obywatelstwo(?).

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie wszyscy do końca zdają sobie sprawę, co oznacza podtrzymywanie życia za pomocą respiratora. Co innego, gdy nastąpi śmierć mózgowa i biologiczne funkcje ciała utrzymywane są w celu zapewnienia użyteczności organom mającym być zastosowanym do przeszczepu. Zupełnie inaczej rzecz ma się w przypadku zapewnienia funkcji oddychania pacjentowi, który nie jest zdolny podjąć jej sam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwal. Z chwila, kiedy przestaje byc samodzielna, a dochodzi do tego wielki bol, lepiej odejsc niz cierpiec.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.