wtorek, 27 sierpnia 2013

Konie.

Kiedy kreci sie filmy kostiumowe, wiadomo, ze konie sa niezbedne. Trzeba w koncu zachowac jako taka wiarygodnosc tamtych czasow. Byly wiec i konie, dwa rodzaje. Dla polskiej szlachty normalne, duze, a dla Tatarow mniejsze i te sprowadzono gdzies z gor, a wraz z nimi przyjechali gorale do opieki. Wynajeto stajnie na obrzezach miasta i tam przebywaly wszystkie wraz ze swoimi opiekunami.
Ktoregos dnia mialysmy wolne, bo krecono sceny bez naszego udzialu, postanowilysmy wiec z kolezanka wybrac sie do stajni. Wlasciwie to ona mnie namowila, bo to wielka milosniczka   tych pieknych zwierzat. Dla mnie kon, jaki jest, kazdy widzi: wielkie to takie, ze bez drabiny nie wejdziesz. A niebezpieczne! Z przodu gryzie, z tylu kopie, a z gory zrzuca. Ale popatrzec z daleka moge, czemu nie. Urody i wdzieku nie mozna im przeciez odmowic.
Pogoda byla piekna, swiecilo slonce, skrzyl sie snieg. Stajnie staly w szczerym polu, wiec dochodzac do nich przygladalysmy sie treningowi woltyzerow ze szkoly cyrkowej w Julinku. Kon galopowal po polu, a siedzacy na nim chlopak wyczynial iscie cyrkowe sztuczki, wskakiwal w biegu, zeskakiwal, siedzac w siodle schylal sie tak mocno, ze moglby podniesc cos z ziemi. Patrzylysmy zauroczone pieknem koni i umiejetnosciami jezdzcow. Nagle kon szarpnal, jezdziec bezladnie spadl na ziemie, a zwierze pogalopowalo dalej. Nie wygladalo to na zamierzone i nie bylo. Jak sie pozniej okazalo, kon sie czegos wystraszyl, a facet nie zlamal sobie karku chyba tylko dlatego, ze spadac umial. Troche sie jednak potlukl.
W stajni ogladalysmy kazdego rumaka, ja trzymalam sie w bezpiecznej od nich odleglosci, kolezanka natomiast miziala sie ze wszystkimi z bliska. Jaka roznorodnosc wielkosci i umaszczenia, od arabow po, o ile mnie pamiec nie myli, male huculskie. Byl rowniez sam Karino (chyba w rzeczywistosci mial inne imie) ze slynnego serialu, okazaly wzrostem, bardzo spokojny karosz. Z kazda chwila oswajalam sie bardziej, podchodzilam coraz blizej, przestawalam odczuwac lek przed nimi. Kolezanka zapytala, czy moglybysmy (my? wtf?) pojezdzic na tych koniach. Ona wprawdzie te zwierzeta uwielbiala, marzyla o swoich wlasnych, ale nie miala wczesniej zadnych doswiadczen dzokejskich. Ja odnioslam sie do jej propozycji sceptycznie, bo na swiezo mialam w pamieci upadek zawodowego woltyzera, ale pogapic sie moge. Osiodlali dla niej wlasnie Karino, a ze wowczas byl on juz dosc wiekowym walachem, nie bardzo chcial ruszyc z miejsca, a kiedy w koncu sie zdecydowal, lazil sobie spacerkiem dookola podworka. Kolezanka byla wniebowzieta! W koncu zlazla z niego i goraco zaczela mnie namawiac, bym i ja sprobowala. Poparli ja stajenni. Kiedy dzisiaj o tym mysle, moge tylko glowa pokrecic na totalny brak wyobrazni i odpowiedzialnosci swojej, ale przede wszystkim stajennych, ludzi za konie odpowiedzialnych. Czlowiek byl mlody, skory do ryzyka, wiec dlugo nie dalam sie namawiac. Gdybym, jak ona, dosiadla Karino, pewnie poszlabym jej sladem wokol obejscia. Mnie jednak przekonano do pieknego araba, zachwalajac delikatnosc tej rasy. Musze sie tu pochwalic, ze chyba mam jakies wyczucie konia, bo zupelnie podswiadomie zaczelam sie unosic w strzemionach (tzw. anglezowanie), kiedy chabeta przeszla w step. Stajenni nie chcieli wierzyc, ze siedze po raz pierwszy w zyciu w siodle. Zaczelo mi sie podobac ogladanie swiata z calkiem innej perspektywy, ten lekki wiatr we wlosach, to zgranie dwoch zywych istot, jakies nieme porozumienie i harmonia. I tak sobie anglezowalam spokojnie wokol podworka, kiedy nagle kon niespodziewanie i wbrew mojej woli przeszedl w galop i pognal przez otwarta brame w pole...
Zrobilam blyskawiczny rachunek sumienia, pozegnalam sie z zyciem doczesnym i czekalam na szybka smierc, modlac sie w duchu, zeby byla bezbolesna. Scisnelam boki konia kolanami, zeby nie spasc, nie wiedzac, ze to akurat zacheta do jeszcze szybszego biegu. Katem oka zobaczylam biegnacych w naszym kierunku przerazonych stajennych, ale skupilam sie na utrzymaniu swych przyszlych zwlok w siodle, wiec nie rozgladalam sie za mocno. Stajenni cos tam do mnie wrzeszczeli, pewnie w biegu udzielajac mi bezcennych rad, ale panika i swist wiatru w uszach uniemozliwily mi odbieranie jakichkolwiek bodzcow zewnetrznych. Jak niewierzaca jestem, tak wznosilam litanie do wszystkich mozliwych swietych, zeby mi sie szkapa nie zbiesila gdzies po drodze, nie wierzgnela zadem, bo sie nie utrzymam. A zeby sie utrzymac, coraz silniej zaciskalam kolana na konskich plecach. Madre, nie? Tylko skad ja mialam to wiedziec?
Musialam jednak podswiadomie jedna strone lejc trzymac ciasniej, bo ten chomat powoli, ale sukcesywnie zatoczyl wielkie kolo na polu, tak, ze w koncu obralismy wlasciwy kierunek na stajnie. Dalej cisnelam go kolanami, jednoczesnie jednak ciagnelam za cugle, co okazalo sie nienajgorszym hamulcem. Potwor zaczal zwalniac, wiec bez trudu trafilam z powrotem w otwarta brame, gdzie wylapali nas stajenni.
Uslyszalam wielki huk, to wystraszonym facetom kamienie z serc pospadaly. Gdybym ja sie zabila, a bylo blisko, to oni by z kryminalu dlugo nie wyszli. Kiedy wreszcie sciagneli mnie z grzbietu tej bestii, nie moglam ustac na nogach, tak mi drzaly.
Okazalo sie, ze szkapa stala przez kilka dni w stajni, wiec kiedy wyszla, zobaczyla slonce i bezkresne pola, dostala hyzia z przerzutka i z tej radosci postanowila pobiegac. Moja obecnosc na grzbiecie zupelnie jej nie przeszkadzala. I takie rzeczy powinni ci znawcy koni wiedziec, przewidziec.
Pozegnalysmy to nieprzyjazne dla mnie srodowisko, a ja juz wiedzialam, ze dwa razy w zyciu robilam za dzokeja: pierwszy i ostatni.
Kiedy wieczorem rozebralam sie do kapieli, nie moglam uwierzyc wlasnym oczom, cala wewnetrzna strona ud i kolan byla w bardzo twarzowym granacie. Od tego sciskania nogami chabety popekaly mi wszystkie mozliwe naczynia krwionosne. Mozecie sobie wiec wyobrazic, z jaka sila dopingowalam ja do biegu. Te gustowne krwiaki, najpierw granatowe, pozniej we wszystkich mozliwych kolorach teczy, nosilam do samego konca pobytu. O bolu nie wspomne.

47 komentarzy:

  1. Wspaniała historia i jaka " romantyczna " Ty , koń i wiatr we włosach - cudownie. Ale tak poważnie - dobrze że przeżyłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Durna i chmurna mlodosc, dzis bym sie juz nie odwazyla. To tylko zwierze i jest nieprzewidywalne.

      Usuń
  2. konie też mi się podobają, lecz podobnie jak Ty chętnie popatrzę, popodziwiam ale z dystansem. Olbrzymie stworzenie i krzywdę zrobić może.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet doswiadczony znawca koni nie moze przewidziec, co zwierzakowi do ksztaltnego lba wpadnie, co dopiero ja, biedna myszka. :)

      Usuń
  3. Pamiętasz jak żeś mnie wyzywała od wspaniałych, itp? To ja się teraz zemszczę. Jesteś świetną reporterką! Piszesz w sposób porywający, nie można się oderwać od tekstu. Zrobiłaś z tej scenki taką uroczą miniaturkę, że aż widzę to wszystko jako żywo! Widzę młodą i śliczną Annę galopującą na arabie czystej krwi. Wiatr rozwiewa jej włosy, a ona jest cała spięta i przerażona, choć postronny obserwator tego nie widzi, bo to piękny obrazek... Jak nic jakiś reżyser musi nakręcić tę scenę.
    Bravo! Bravissimo! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę się tu podpisać wszystkimi recyma! Jako żywo widziałam Cię na tym koniu w galopie! :))))) Rewelacyjnie opisana historia!:)

      Usuń
    2. Ano widzisz, Anko, Ty wciaz ratujesz swiat udzielajac azylu sierotom i znajdujac dla nich godziwe domy. Ja nie moge sie niczym takim pochwalic. Dlatego wlasnie nigdy nie przestane Ci kadzic i wychwalac Twojej dobroczynnosci pod niebiosa.
      Ja se tylko tak pitu-pitu, bo przypadkiem cos mi sie przypomnialo. A ze Ci sie podoba, tym wieksza dla mnie radosc. Nie kadz, bo pekne z hukiem. Z dumy :)))

      Usuń
    3. Smierc w oczach mialam i z zyciem sie rozliczalam, Maskotko, mowie bardzo powaznie. Z dwojga zlego wole jednak kierowac samochodem, bardziej mnie slucha. ;)

      Usuń
  4. "Z przodu gryzie, z tylu kopie, a z gory zrzuca. " najpiękniejszy opis konia jaki czytałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie wiedzialas? To baaardzo niebezpieczne zwierze, choc moze sprawia inne pozory.

      Usuń
    2. jako zagorzała koniara, która w siodle spędziła ponad 13lat nigdy bym nie wpadła na taki opis konia ;)

      z góry owszem nie raz spadłam, ale 2 pozostałe są mi obce i pewnie temu nie wpadłabym na ten opis ;)

      Usuń
    3. A swoją drogą to faktycznie dziwi bardzo zachowanie opiekunów tych koni, bo rzeczą oczywistą jest, że wystanego konia nie daje się początkowemu jeźdźcowi i to jeszcze samopas, bez oprowadzania... Z OTWARTĄ BRAMĄ... nawet doświadczeni jeżdżą na zamkniętych ujeżdżalniach...

      Usuń
    4. No gupki i tyle. A my tez nie pomyslalysmy, zreszta skad mialysmy znac takie szczegoly.

      Usuń
  5. Świetna historia :)! Naprawdę masz co wspominać i co opowiadać :D...

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze co za historia, wiem że młodość ma swoje prawa w to też się wpisuje głupota,to jednak miałaś wielkie szczęście że tak to się skończyło, rozumiem że potrafiłaś oczarować nie jednego , ale w żadnym wypadku nie powinni Ci pozwolić dosiąść bez odpowiedniego przygotowania konia.
    Wiem co piszę , kiedyś w młodości pracowałam przy sportowych koniach, nie takich do pola, ale wielgaśnych , narwanych , i wierz mi po długim czasie zdecydowałam się dosiąść takiego konia , pod czujnym okiem trenera, i tylko na delikatny kłus sobie pozwoliłam , w duchu aby nie wyjść na cykora modliłam się aby konia nie poniosło.
    Tak że wiec ze podziwiam Twoją ułańską fantazję :)

    Miłego dzionka Ci życzę Ilonus.

    Ps. Panterko prowadzę takiego durnego bloga, więc koniecznie musisz być moim obserwatorem , bo jak nie, to staniesz się przyczyną mego nieszczęścia,które przeniesie się na moje kury i przestaną się nieść.

    PS.Jakby ktoś postronny nie wiedział powyższy tekst jest żartem , gdzie autorka bloga wie o co chodzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Pani Ilono, zajrze do Pani w wolnym czasie i zastanowie sie, czy robic Pani frekwencje w obserwatorach, bo nie wiem jeszcze, czy blog Pani mnie w ogole zainteresuje.
      Drobiem nie bede sie przejmowac, prosze mnie nie naciskac.
      Pozostaje z szacunkiem


      Ilonus, skoro mialas takie doswiadczenie z konmi, to na pewno wiesz dobrze, o czym pisalam.
      Buziaki

      Usuń
    2. Ja to więcej przy nich pracy miałam , zaś jazdy na palcach jednej ręki policzę, jednak czytając Twoje wspomnienie , to aż mi się coś zrobiło , emocje poczułam jakbym to ja tak śmigała...

      Ps. to mam nadzieję że Pani pozytywnie to rozpatrzy , gdyż mój dziadowski blog, jest tak popularny w mym mniemaniu , tylko nikt tam nie zagląda , ostatnio zaglądnęły jednak
      tam dzieci co im pies z kulawą nogą uciekł i do mnie na bloga przez przypadek zajrzał.
      Tak że zapraszam w moje dziadowskie progi blogowe , mam nadzieję że uśnie tam Pani z nudów, gdyż bloga piszę w języku fińskim , jest trochę gotowania bez gotowania bo nie lubię stać przy garach, raz w tygodniu można zamówić u mnie na blogu rzucanie uroku, i klątwy, a tak poza tym pokazuję jak ozdobić mieszkanie tym co ludzie wyrzucają .
      Z poważaniem .

      Usuń
    3. Tymi urokami mnie Pani przekonala. Bedzie Pani uprzejma rzucic jednego uroka na tych celebrytow, co maja po 2000 obserwatorow, dobrze? A ja wtedy sie dodam do obserwujacych, bo za darmo mozna jedynie w leb zarobic. ;)
      Uszanowanie

      Usuń
  7. Konie uwielbiam, chociaż jazda na nich to był dla mnie wyczyn, miałam jako młoda 18-letnia dziewczyna kiedyś taki obóz z końmi, ale bałam się trochę jeździć, chociaż czyścić im kopyta już nie. No i raz spadłam, do dziś mam ślad na dłoni - ale konik był łaskawy, delikatnie tylko musnął mnie kopytem, gdyby stanął, nie miałabym dłoni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, tu tkwi sedno sprawy! Z konmi trzeba zaczac od szczotkowania, czyszczenia kopyt, sprzatania stajni i podawania jedzenia, a nie zaraz robic z siebie amazonke bez odrobiny wczesniejszych doswiadczen.

      Usuń
  8. Konie, to piękne stworzenia i lubię na nie patrzeć, zachowując jednak odpowiedni dystans :) Nie zdobyłabym się na przejażdżkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja teraz tez nie, ale wtedy... Dalam sie w koncu goopkom przekonac.

      Usuń
  9. Powiem tylko: O, rany! Niesamowita przygoda!
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
  10. dobrze, że koniec okazał sie jednak szczęśliwy:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Panterko, śmiałam się jak walnięta czytając Twój opis, chociaż sytuacja wtedy wcale, ale to wcale śmieszna nie była.
    Za to teraz można ją lekko i wręcz humorystycznie opisać :)
    Dobrze, że się tylko na siniakach skończyło, bo faktycznie pracownicy mieliby przechlapane.
    Konia Karino oczywiście pamiętam i "koń kuleje", sam serial był chyba smutnawy cośkolwiek. A może źle zapamiętałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy mi ani troche do smiechu nie bylo, ale teraz juz moge sie sama z tego nasmiewac.
      Karino to byl film dla dzieci, wiec taki bardzo smutny nie byl, ale tez szczegolow nie pamietam.

      Usuń
    2. Popołudniami go wyświetlali i oglądałam, ale widocznie jakaś jedna, czy dwie smutne sceny utrwaliły mi się w podświadomości i stąd taki pogląd na całość ;)

      Usuń
    3. To bylo tak dawno, jeszcze wczesniej niz ten moj film, musialo wiec byc ze 40 lat temu albo i lepiej.

      Usuń
  12. Właśnie dlatego boję się koni - są nieprzewidywalne. I na dodatek mam traumę z dzieciństwa. Mieszkałam na wsi, i był tam źrebak, który chodził, gdzie chciał. Chodził głównie za ludźmi i gryzł w tyłek i nie tylko. Nigdy nie było wiadomo, gdzie się objawi. Matko, jak ja się bałam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Lall! Widze, ze Panterka otarla sie o wielki filmowy swiat - przeczytalam poprzednie posty. Niewatpliwie byla to przygoda ktora teraz po latach wspominasz z sentymentem.
    I tak sobie mysle, ze pan rezyser a i p. piszacy scenarisz do tego filmu moglby duzo sie od Ciebie nauczyc.
    Konie to piekne zwierzeta, odwazna bylas wskakujc na grzbiet Karino. Szkoda, ze nie bylo wtedy filmowcow bo pewnie bylaby to najlepsza scena do filmu - taka naturalna.
    Siniakow nie zazdrosze i juz jestem w stanie wyobrazic sobie jak chodzilas nastepnego dnia, rozkrok ginekologiczny, sorry:))))
    Znam to z wlasnej autopsji, dlatego ten zarcik:)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Male sprostowanie: na Karino jezdzila kolezanka, mnie wsadzili na araba. A pozniej w rzeczy samej chodzilam troche, jakbym miala pelno w galotkach. :)))
      Cale szczescie, ze nikt mnie w akcji nie sfilmowal! To by dopiero ludziska mieli zabawe, na YT zrobilabym furore! :)))

      Usuń
    2. Przepraszam, chyba z lekka padam na paszcze:))) Jasne, ze araba ujezdzalas - dzielna dziewczynka:)

      Usuń
  14. Koniska, koniska...Dobrze, ze się dobrze skończyło, bo wystane wiele niebezpiecznymi są. I te...i inne...rumaki ;)
    pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tych doswiadczeniach nadal lubie konie, ale na dystans. Po co ryzykowac zyciem?

      Usuń
  15. Dotknąć Karino - bezcenne, ale dosiąść araba, wcale bym nie chciała ;)))
    Wciągająca opowieść, prosze o jeszcze
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nie byloby tak groznie, gdyby byl przedtem wybiegany. To sa w rzeczy samej przecudnej urody konie.
      Jeszcze zdaza Wam sie znudzic moje opowiesci z planu. ;)

      Usuń
  16. Rozumiem Panterko, wszystko rozumiem... Ale prawdziwe Karino - żaden arab nie wytrzymuje takiej konkurencji;))))) Jestem po kilku lekcjach i póki co mi się podoba, ale strach jest - to zdrowe uczucie;) Tutaj zawinili ludzie z obsługi - szkolne błędy chyba popełnili i tyle. Więc to raczej znów człowiek, nie koń;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy sie jeszcze odwazylam, teraz nie mialabym w sobie odpowiedniej dawki bohaterstwa, zeby sie z kuniem mierzyc. Ale jazda konna to rzeczywiscie fajna sprawa. :)

      Usuń
  17. Pierwszy raz wsiadłaś na konia i oni Cię samą puścili bez lonży? Tak, długo by z kryminału nie wyszli...
    A jakbyś widziała podobną sytuacją, że kogoś kuń poniósł, to możesz krzyczeć, żeby jedną wodzę mocno pociągnął. Koń z nosem przy kolanie jeźdźca od razu się zatrzyma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to i ja jestem taka madra, ale wtedy nie myslalam, mialam smierc w oczach. I co byloby mi po ich odsiadce, kiedy bym nie zyla albo zostala na cale zycie kaleka? Christopher Reeves raz spadl z konia, a jezdzil bardzo dobrze, po upadku byl od szyi w dol sparalizowany.

      Usuń
    2. Tobie nic by to nie przyniosło, ale nie w tym sensie, po prostu oni sami zmarnowaliby sobie życie.
      Henryk Machalica (jeśli dobrze pamiętam, to on) zmarł na miejscu po niefortunnym upadku z konia, też doskonale jeździł. I o czym to świadczy? Że ludzie umierają i tyle.

      Usuń
    3. Ale na kuniach umieraja jakby latwiej. :)))))

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.