piątek, 14 marca 2014

Misia - upadek.

Bobowi tez jakos ta milosc zaczela bokiem wychodzic, musial przejac opieke nie tylko nad dziecmi, ale i nad zona, wciaz ja wyciagac z jakichs opresji, a moze i z cudzych lozek, tego juz nie wiem, bo tamten rozdzial znam z urywkow plotek i opowiesci.
Dosc, ze ktoregos pieknego dnia rozwiodl sie z nia, zabierajac jej dwoje mlodszych dzieci, jego dzieci. Wrocila wiec ze starszymi do Niemiec, a ze byla alkoholiczka, urzad do spraw mlodziezy, ten slynny niemiecki Jugendamt, ograniczyl jej wladze rodzicielska. Starszy syn trafil do Bolka, wlasnego ojca, ktory go przez kilka ladnych lat  w ogole na oczy nie widzial. Corka miala niby trafic do Kazia, ale gdy ten ja ujrzal po latach rozlaki, zobaczyl przed soba twarz Bolka. Zrobil szybkie badanie genetyczne, ktore wykazalo, ze on nie moze byc ojcem. Polecial wiec do Jugentamtu z dobra nowina, ze juz dluzej placic nie bedzie, ani tym bardziej wychowywac cudzego dziecka.  A tu ZONK! Nie ma, ze boli, a rogi w drzwiach sie nie mieszcza, musi placic dalej, bo jedynie sad moze go z placenia zwolnic, a i to nie jest pewne, bo na watpliwosci co do ojcostwa mial czas wczesniej. Nie moglam sobie oszczedzic powiedzenia mu w twarz z wielka satysfakcja: A nie mowilam? Wyblagal mnie i meza, zebysmy zgodzili sie zeznawac w sadzie, bo jednak nie chcial odpuscic. Wyrazilismy zgode. Do sadu przyszla tez z opiekunka prawna (bo przebywala w domu dziecka) "jego" corka, wtedy juz 14-letnia. Ludzie, zdarta skora z Bolka! Ja nawet nie kazalabym robic badan genetycznych, nie bylo zadnych watpliwosci. O ile, jako male dziecko, podobna byla raczej do matki, tak przez te kilka lat nieobecnosci w Niemczech zmienila sie nie do poznania. Sedzine przekonala wlasnie ta dluga nieobecnosc i nasz szok po jej ponownym zobaczeniu, zarowno jej "ojca" jak i nasz. Kazik zostal z ojcostwa i wynikajacych z niego obowiazkow, zwolniony. Przyroda jednak nie znosi pustki i tatusia trzeba bylo odnalezc. Nawet nie musieli daleko szukac, byl w zasiegu reki. Sama Misia tez pojawila sie w sadzie, chuda, wyniszczona i przywiedla.
Od tego momentu wiecej o niej nie slyszalam, nie mam pojecia, co sie z nia dzieje. Z Bolkiem tez kontakt sie urwal i nie jest mi wiadome, czy wychowal oboje potomkow, czy tylko syna. Te ich dzieci musza byc juz po 20-tce, zupelnie dorosle. Doszly mnie sluchy, ze Bobo odszedl z tego swiata ale nie wiem, co stalo sie z tamta dwojka dzieci. Moze jego rodzina przejela opieke nad nimi? Moze trafily do domu dziecka albo rodziny zastepczej? Tez juz musza miec po kilkanascie lat.
I to by bylo na tyle, jesli chodzi o rozrywkowe i pelne przygod oraz dzieci zycie niejakiej Misi.





56 komentarzy:

  1. A Misi się pewnie"przypomni"na starość,że dzieci powinny się nią zaopiekować albo też i utrzymywać...
    dobrej nocki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I kazdy sad rodzinny zasadzi jej alimenty od dzieci, tak jest wszedzie. Tyle tylko, ze tu nie zostawia sie zobowiazanego do alimentowania bez srodkow do zycia, jak w Polsce, wiec beda alimentowac tylko wtedy, kiedy bedzie ich na to stac.
      Dziendoberek! :)))

      Usuń
  2. Czyta się, jak dobry kryminał, doceniam kunszt, ale Bułka, co z Bułką? Nie dręcz nas tak!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak fakt Buleczka. Opowiesc niestety mozna podpiac pod nie jedna dzisiejsza dame, ktora w ogole nie ma szacunku dla siebie. Najwazniejsze to sex, imprezy i alkohol...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A potem nadchodzi zalosna starosc, nie ma wziecia i nie ma na alkohol...

      Usuń
  4. Smutny przypadek, ale przy tej okazji nasuwa się wniosek odnośnie facetów. Jacy bywają niehonorowi. Tyle lat uważał dziecko za swoje, a potem nagle postanowił się wykpić. Wcześniej się tym jakoś nie przejmował. Cóż, dla mnie ktoś taki jest kompletny zerem. Wyrzec się dziecka i pozwolić, by tułało się w "bidulu"! Wielka rzecz, że dziecko nie jego. A jakby było adoptowane, to też "nie jego"? W końcu on je tak jakby adoptował. Swoją drogą, ta opowieść jest NAPRAWDĘ najprawdziwiej prawdziwa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety to opowiesc prawdziwa, tylko imiona zostaly zmienione.
      A co do Kazia, placil grzecznie i uwazal dziecko za swoje, dopoki nie zobaczyl twarzy Bolka po latach. Ja sie jemu nawet nie dziwie, ani go nie osadzam. On jej nie adoptowal, tylko z przekonaniem uznal za swoje i przez 14 lat placil na cudze. To byl dla niego szok, zreszta dla nas tez.

      Usuń
  5. W sumie to przygnębiająca ta historia...Biedne te jej dzieciaki i w ogóle jakieś takie smutne refleksje mnie po przeczytaniu tej opowieści naszyły. przypomniały mi sie znane mi a dawno niewidziane, nieco podobne do Misi osoby. Nic nie wiem, co z nimi. Tak dawno juz słuch po nich przepadł.
    Dzieje sie tyle w zyciu, dzieje. Tyle wydarzeń, romansów i dzieci po drodze a na końcu...szara, przywiędnięta, postarzała Misia, która już niczego nie wyszaleje, bo jej czas minął.
    Właściwie to z każdym z nas podobnie jest chocbysmy zycie spędzili cnotliwie i pozytecznie. Robisz człowieku, marzysz, dązysz, zabiegasz, wierzszysz...a na końcu zostaje dwoje bezradnych, słąbych rąk i wpatrywanie sie w okno w czekaniu na cokolwiek. A ludzie o tobie zapominają. Każdy do swoich spraw bieży. Twój czas człeku minął nieodwołalnie...

    Dzisiaj u nas ostatni ponoć dzień ładnej pogody. A więc jeszcze mnóstwo roboty w planie. Na razie jestem tak obolała po wczorajszym, że łaże jak potwór Frankensteina!Potem sie rozruszam i jakos pójdzie!:-)
    Ściskam serdecznie Aniu!***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. No i znowu pobudziłaś mnie twórczo Aniu! Dzięki!:-)* Zobacz, jaki wiersz na powyższy temat u mnie...
      I jeszcze jedno! Wczoraj nareszcie listonosz przyniósł to, na co czekałam stojąc w oknie!

      Usuń
    2. Ja tez wczoraj dostalam i to nawet dwie, choc oczekiwalam jednej :)))
      Olenko, my mamy chociaz nasze dobre wspomnienia, Misi chyba juz nic nie pozostalo, bo wspomnienia rozmyly sie w pijanym polsnie. Pewnie niewiele pamieta z przeszlosci.
      U nas tez zapowiadaja ochlodzenie i zalamanie pogody, w weekend ma padac.
      Buziaczki :***

      Usuń
  6. I tak miała dużo szczęścia że trafiła na facetów którzy się z nią ożenili , utrzymywali Ją i jej dzieci , póżniej płacili alimenty. O wiele częściej kończy się ucieczką faceta i zostawieniem z dzieckiem. Misia była bardzo głupia bo mogła to wykorzystać - jakby nie piła . Jak jest alkoholiczką to nawet nie chce myśleć co teraz robi żeby kupić butelkę gorzały. A może już nie żyje ? Smutny koniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zyje, bo jakos niedawno moj maz ja spotkal w miescie.
      Nie zapominaj, ze tu zawsze panstwo pomoze, nawet jesli tatusiowie nie moga placic z roznych przyczyn. Zadna z samotnych matek nie zostanie bez finansowego wsparcia.
      Nie wiem, co ona porabia, moze nawet przestala pic? Moze pije dalej? Nie mam kontaktu i nie tesknie.

      Usuń
  7. wtórna dziewica14 marca 2014 07:08

    Misia, wesoła osóbka. W życiu się jej nie nudziło. Miała też dar trafiania na uczynnych ludzi :).
    Popatrz, ja trafiam na rodaczki, które tylko praca, płaca, mamona interesuje. Często przyjeżdżają ze swoim przychówkiem z młodości i cierpią na bezpłodność, bo powrót po macierzyńskim do roboty jest często trudny, robią więc wybory :). Nie ma problemów, znalezieni partnerzy często też już postarali się o potomstwo z poprzednimi żonami :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Misia niby kochala te dzieci, ale tez nie bardzo starala sie brac za nie pelna odpowiedzialnosc. Czesto balowala, zostawiajac je same w domu. Wyobrazasz sobie? To cud, ze nigdy sie nic nie stalo. Ona lubila rodzic i na tym jakby konczyla sie jej rola.

      Usuń
    2. wtórna dziewica14 marca 2014 07:54

      Czyli Misia to rodzicielka całą ... gębą. Ja zawsze podziwiałam rodzicielki, synonimy matek :) ale ta Misia psuje mi ten obraz najwyraźniej.

      Usuń
    3. Miala prawdziwe szczescie, ze nigdy nic sie nie stalo. Ja nie odwazylabym sie zostawic dzieci w nocy samych, a i w dzien pilnowalam jak oka w glowie.
      I co dziwne, ona naprawde te dzieciaki kochala. Tyle, ze byla taka nieodpowiedzialna.

      Usuń
    4. To obalasz następny mit o wychowaniu: wystarczy dziecku miłość rodzica ... dzieci Misi ją miały, o co więc chodzi? Inny mit: zadowolona z życia mama, zadowolone dziecko. Misia nie narzekała na brak atrakcji w życiu. Inny mit: zachowanie w sobie wieczne dziecko. Biorąc Misi brak odpowiedzialności to spełniała i to kryterium. Następny mit: ojcem dziecka jest ten kto to dziecko wychował a nie ten, który spłodził ...

      Usuń
    5. Milosc jest potrzebna, ale nie wystarczajaca. Trzeba dzieciom przekazac oprocz niej jakies inne wartosci, a nie upodobanie do napojow wyskokowych i imprezowego zycia.

      Usuń
  8. Panterko, skąd Ty bierzesz takich w swoim życiu? Może to kwestia emigracji i mniejszej liczby Polaków wokół siebie? Ale to kolejna powalająca historia, której jesteś świadkiem przez lata ;)
    Świetnie się to czytało przez kilka poranków! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ich nie biore, sami jakos pojawiaja sie w moim zyciu. Wiadomo, ze z poczatku kazdy, kto mowi po polsku, jest mile widziany, lacza te same problemy zycia emigracyjnego. Pozniej czlowiek juz selekcjonuje znajomosci, zostaja tylko ci wyprobowani, z ktorymi jest o czym rozmawiac i na ktorych mozna liczyc. Reszta sie wykrusza i nawet zal nie pozostaje za tymi znajomosciami.

      Usuń
  9. Współczuję dzieciom Miśki...
    Mieć taką rozrywkową mamuśke, to horror...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy byly male, ona zostawiala je same w nocy w domu i szla balowac. W dzien odsypiala, a dzieci byly pozostawione same sobie. Raz jedno zginelo jej w miescie, tez nie dopilnowala. Innym razem dwojka wybrala sie na druga strone ruchliwej szosy. To naprawde cud, ze ma jeszcze je wszystkie.
      Dobrze, ze Judendamt wreszcie zadzialal.

      Usuń
  10. Smutna to historia ale często tak ludzie sobie komplikują życie nie bacząc co będzie dalej.Jak tam śliczna kocica?Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kocicach bedzie jutro dlugi post, ale wszystko jest ok.
      Dobrego dnia, Halinko :***

      Usuń
  11. Ja też lubiłam swego czasu rozrywkowe życie, tylko rozrywkę pojmowałam jednak inaczej.
    Świetnie to wszystko opisałaś, ale, rzeczywiście, przygnębiająco. Nie sposób uniknąć skojarzeń z "mądrością narodu" - przysłowiami tak często powtarzanymi, że już stały się banalne, czy np. z bajką o koniku polnym i mrówkach.
    Cieszę się, że jutro będzie o kocicach i że wszystko wskazuje na optymistyczny post :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja kocham konika polnego za jego skoczność, nie tylko w cykaniu :D, za jego przyszłość na talerzu, za jego zieloność, która może być brązem.
      Bajeczki nie znałam ale teraz znam :) i to w wersji klasycznej jak i współczesnej :). Dalej kocham świerszczyki za kominkiem ... i inne cykady :D

      Usuń
    2. Och, Szaranczo, Ty zawsze pod prad i w poprzek :)))
      Niechby Misia zyla sobie jako ten konik polny, gorzej, kiedy majac dzieci zyla beztrosko jak singielka.

      Usuń
    3. Panterze, ale ja nie kocham Misi, ja jej nie znam. Konika polnego słyszałam, czułam jak mi lazł po nodze, był taki przylepny, czytałam jak to gra na przypiecku, z którego iskiereczka mruga ... kocham więc konika polnego. A ... i myślałam, że świerszcze za kominem to nic nie jedzą całą zimę, tylko się grzeją i ... cykają. A z mediów to życie singielków jest wszystkim innym niż beztroską :). Pod prąd i w poprzek pozdrawiam :)

      Usuń
    4. Ja tam zylam beztrosko, schody sie zaczely, kiedy pojawily sie bestie, czyli moje corki ;)

      Usuń
    5. Ale ja też kocham konika polnego! Tego z bajki też i zawsze było mi go żal; chodziło mi tylko o to, że jest symbolem nieumiejętności przewidywania skutków własnych działań.

      Usuń
    6. Pantero, w czasach przed córkami nie było jeszcze pojęcia singielki, były albo stare panny, albo bezdzietne mężatki :).
      Ninka, ależ mnie się spodobała bajka o polnym koniku i mrówce, a polny konik jakoś mi przypadł bardziej do gustu niż mrówki, co z tego, że pracowite - one 'gryzą i obłażą' nie tylko Telimenę. Oczywiście bajkę i symbol rozumiem głębiej, obiektywniej, filozoficzniej i abstrakcyjniej :).

      Usuń
    7. Jaaa? Stara pann? A w zyciu! Ja juz wtedy bylam singielka. :)))

      Usuń
    8. ...albo jeszcze dinozaurem-siłaczką :) Za tamtych czasów singiel miał zupełnie inne znaczenie. Niestety nie pamiętam dokładnie kiedy zaczęto go używać do określania osób nie będących w stałym związku ale pamiętam upowszechnienie się tego znaczenia, więc nie jest sięgające czasu 'przed córkami'. Może Ty lepiej pamiętasz, przytocz jakieś skojarzenie ...
      Czekam z innymi na północ i nowy wpis o kocicach-singielkach :)))).

      Usuń
    9. Sama jestes dinozaur! :))) Jak mowie, ze bylam singielka, to mowie ;) Sama sie tak ochrzcilam i moze tym samym bylam pierwsza singielka na swiecie, pra-prekursorem calego ruchu singielskiego. No! :)))

      Usuń
  12. Smutna historia, bez happy endu. Co z tego, że kochała te dzieci, jak pewnie one same mają teraz kupę problemów z sobą, co zresztą nie byłoby dziwne.
    Tak bywa, życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem ciekawa, co dalej z tymi dzieciakami sie dzieje. Moze wyszly na ludzi? Moze popadly w nalogi? Tylko wspolczuc takiej matki.

      Usuń
  13. dzieciom współczuję takiego życia a misia?
    ona pewnie spadnie na cztery łapy cokolwiek miałoby to znaczyć.
    tak to już jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spadnie albo i nie spadnie, Socjal da jej na zycie i jakos przekula sie dalej.

      Usuń
  14. Ot historia... jakże życiowa:)

    OdpowiedzUsuń
  15. strasznie smutna historia :(
    :*****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Glupota i beztroska musza prowadzic do zalosnego konca...
      :***

      Usuń
  16. Samo życie! Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzieci tej kobiety zapłacą za jej postępowanie w swoim życiu...
    Czytałam wszystkie części, ale nie maiłam siły komentować.
    Czekam na jutro. Tylko dobre wieści proszę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beda dobre, nie zrobie Ci przeciez afrontu piszac cos niepomyslnego ;)

      Usuń
  18. Skoro wreszcie marti przypomniała sobie hasło do konta google, będzie pisać pod tym pięknym i dumnym imieniem Martyna...

    Napisz nam coś więcej o Bułeczce

    OdpowiedzUsuń
  19. Panterko, żebyś nie myślałam, że już nie zaglądam, zaglądam cały czas, ale odkąd odkryłam, że Misia to nie kot, ani nawet pies... to ;)... Czekam na wieści o Małej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy Wy wszyscy chcecie sprowadzic moj blog wylacznie do tematyki kociej? A kiedy takiej nie ma, nie przychodzicie czytac? Ja sie tak nie bawie! :(

      Usuń
  20. normalnie jak telenowela brazylijska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zebys wiedziala! :) Ja i tak skrotowo opisalam jej zycie, gdybym zaczela bawic sie w szczegoly, powstalaby trylogia :)))

      Usuń
  21. Fajnie ptasie zdjęcie, liczę na więcej takich na blogu :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Damian, ptaszki to tylko z doskoku. Teraz u mnie koty rzadza, a ten blog powoli robi mi sie monotematyczny. Kociarze nie daja zyc, chca tylko raportow o nowej koteczce i mozliwie duzo jej zdjec.
      Ale postaram sie, obiecuje. :)

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.