piątek, 13 czerwca 2014

Przypadki chodza po ludziach.

  
  Wieczorem, 28 lipca 1900 roku, król Włoch Umberto I gościł w restauracji, w mieście Monza, gdzie następnego dnia chciał uczestniczyć w zawodach lekkoatletycznych.
Zauważył, że właściciel restauracji jest do niego niezwykle podobny i rozpoczął z nim rozmowę. Ze zdumieniem odkrył wiele zgodności między nimi. Restaurator również miał na imię Umberto i tak jak król urodził się w Turynie, tego samego dnia. Poślubił dziewczynę o imieniu Margherita w dniu, w którym odbył się ślub króla i królowej Margherity. Swoją restaurację otworzył w dniu koronacji króla. Król, zafascynowany tymi zbiegami okoliczności, zaprosił swego sobowtóra, by ten towarzyszył mu podczas zawodów. Niestety, następnego dnia oznajmiono królowi, że restaurator został tego poranka zastrzelony. Krótko potem od kuli anarchisty zginął także król.

    W niedzielę, 6 sierpnia 1978 roku zabrzęczał nagle mały budzik, który papież Paweł VI kupił w 1923 roku, i który budził go od 55 lat co rano o szóstej. Tym razem nie była to szósta rano, lecz 21.40. Budzik zadzwonił w momencie śmierci papieża.

    Henry Ziegland w 1883 roku zerwał zaręczyny ze swoją ówczesną dziewczyną. Ta z żalu i smutku popełniła samobójstwo. Brat tragicznie zmarłej poprzysiągł zemstę Henry'emu. Wyśledził go i strzelił w jego kierunku. Gdy
Ziegland padł, strzelec skierował broń w swoją stronę i popełnił samobójstwo.
Ale kula nie zabiła Henry'ego. Przecięła mu tylko policzek i utkwiła w drzewie, to siła uderzenia kuli powaliła go na ziemię. Wydawało się, że los mu sprzyja. Kilka lat później Ziegland postanowił, że zetnie to drzewo, w którym tkwił pocisk. Zadanie jednak wydawało się tak trudne, że Henry do jego zrealizowania postanowił użyć dynamitu. Eksplozja "odpaliła" ponownie nabój tkwiący w drzewie, a ten trafił Zieglanda prosto w głowę, zabijając go na miejscu.

   Joseph Aigner to znany malarz portrecista z XIX-wiecznej Austrii, który oprócz mazania pędzlem miał inne "hobby", a mianowicie popełnianie samobójstwa.
Pierwszy raz próbował się powiesić w wieku 18 lat, ale przeszkodził mu w tym tajemniczy mnich z zakonu kapucynów. Następna próba miała miejsce 4 lata później. Ten sam mnich, jak opatrzność Boża, uratował młodego Aignera przed zaciśnięciem sobie pętli na szyi. Osiem lat później przeciwnicy polityczni Jospeha sprzysięgli się przeciw niemu i próbowali pozbawić go życia. I znów obecność mnicha ocaliła go od śmierci.
Wreszcie i na niego Joseph Aigner znalazł sposób. W wieku lat 66 strzelił sobie w głowę we własnym domu. Jego ceremonię pogrzebową prowadził nikt inny, jak ów tajemniczy mnich, którego imienia Aigner nigdy nie poznał.

  Gdy pociąg wahadłowy spadł z otwartego mostu nad zatoką Newark w stanie Nowy Jork, zginęło ponad 30 osób. Dzięki temu wypadkowi i cynicznemu zbiegowi okoliczności wielu nowojorczyków zostało nagle bogaczami. Na fotografii w gazecie można było rozpoznać numer ostatniego wagonu - 932. Wiele osób postawiło na tę liczbę swe pieniądze w loterii manhattańskiej i wygrało.

   Opowieści o bliźniakach są często zadziwiające, a szczególnie - opowieść o braciach bliźniakach z Ohio. Ich rodzice zginęli, gdy chłopcy mieli dopiero kilka tygodni. Dzieci zostały adoptowane przez różne rodziny i rozdzielone w dzieciństwie. Już od początku rozpoczyna się seria niesamowitych zbiegów okoliczności. Zacznijmy od tego, że obie rodziny adopcyjne, bez konsultacji, nazwały chłopców tym samym imieniem - James. Bracia dorośli nie wiedząc o sobie nawzajem, ale obaj ukończyli studia prawnicze, obaj dobrze rysowali i mieli dryg do stolarki. Zarówno James jak i James obgryzali paznokcie. Bracia ożenili się z kobietami o imieniu Linda. Każdy z nich miał syna. Jeden z braci nazwał syna James Alan, drugi - James Allan. Obaj bracia odeszli od żon i ożenili się powtórnie z kobietami o tym samym imieniu - Betty.
Każdy z nich był właścicielem psa o imieniu Toy. W wieku 39 lat dowiedzieli się o sobie, spotkali się i byli pod wrażeniem faktu, że przez te wszystkie lata rozłąki obaj przeżywali jednakowy scenariusz życia.

    W 1920 roku, trzech Brytyjczyków jechało pociągiem w tym samym przedziale. Panowie, jak przystało na dżentelmenów, zaczęli się przedstawiać. Okazało się, że nazwisko jednego z nich to Binkham, drugiego Powell, a trzeciego Binkham-Powell. Panowie nie byli spokrewnieni.

   W 1975 roku mieszkaniec Bermudów jechał sobie skuterem i nagle został potrącony śmiertelnie przez taksówkę. Rok później brat zabitego jechał skuterem i przytrafiło mu się dokładnie to samo. Winnym okazał się ten sam kierowca taksówki, która rok wcześniej zabiła jego brata. Jakby tego było mało, pasażerem taksówki był ten sam człowiek co w poprzednim wypadku.

   Ludwikowi XVI przepowiedziano, że umrze 21. dnia miesiąca. Przerażony król 21. dnia każdego miesiąca, siedział zamknięty w swojej sypialni, nikogo nie przyjmował, nie zajmował się żadnymi obowiązkami. Ale środki ostrożności poszły na marne! 21 czerwca 1791 roku Ludwika i jego żonę Marię Antoninę aresztowano. 21 września 1792 roku Francję ogłoszono republiką i zniesiono monarchię, a 21 stycznia 1793 roku Ludwik XVI został stracony.

   Arthur Butterworth ze Skipton, Yorkshire opowiada, że jako żołnierz podczas II Wojny Światowej zamówił w londyńskim antykwariacie pewną książkę z dziedziny muzyki. Obiecano mu, że jak tylko ktoś wystawi tę pozycję, zostanie mu ona przesłana. Książka dotarła do niego na adres polowy do Taverham Hall pod Norwich. Stojąc w oknie swej kwatery, otworzył paczkę. Z książki wypadła pocztówka, używana wcześniej prawdopodobnie jako zakładka. Pocztówka, wg datownika, napisana była 4 sierpnia 1913 roku. Gdy spojrzał na fotografię, ze zdziwieniem zauważył, że przedstawiała dokładnie widok, jaki miał ze swojego okna - Taverham Hall.

    Mieszkaniec Teksasu, USA, Allan Falby miał wypadek i leżał z uszkodzoną tętnicą w nodze. Pewnie by umarł na skutek utraty krwi, gdyby nie przejeżdżał tamtędy Alfred Smith. Założył on rannemu opatrunek i wezwał pogotowie. Pięć lat później Falby był świadkiem wypadku samochodowego: kierowca rozbił samochód, a sam leżał nieprzytomny, z rozdartą tętnicą w nodze. To był Alfred Smith.

   W 2002 roku dwaj 72-letni bracia bliźniacy ponieśli śmierć na autostradzie nr 8 w Finlandii. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że obaj zginęli w dwóch różnych wypadkach, w odstępstwie zaledwie dwóch godzin i zaledwie 1,5 kilometra. Obaj jechali rowerem i obaj zostali potrąceni przez ciężarówki. "Pomimo iż droga ta jest ruchliwa, rzadko kiedy dochodzi tam do wypadków," stwierdziła oficer policji Marja-Leena Huhtala.

    We wrześniu 1955 roku James Dean zginął w tragicznym wypadku samochodowym jadąc swoim sportowym Porsche. Od tego momentu nad autem aktora zaczęło ciążyć nieznośne fatum:
1. Gdy auto zostało już odholowane z miejsca wypadku i wprowadzone do garażu, silnik spadł wprost na mechanika i zmiażdżył mu obie nogi.
2. Ten sam silnik został zakupiony przez pewnego lekarza, który włożył go do swojego samochodu wyścigowego. Doktor ten zginął niedługo potem podczas jednego z rajdów. Inny kierowca rajdowy poniósł śmierć w aucie, w którym zamontowano wał napędowy z auta Deana.
3. Garaż, w którym reperowano auto zmarłego aktora, został całkowicie strawiony przez ogień.
4. W późniejszych latach samochód był pokazywany na jednej z wystaw w Sacramento. Podczas pokazu auto wyślizgnęło się z trzymających go stelaży i spowodowało pęknięcie biodra u jednej ze zwiedzających, która oglądała je z bliska.
5. W stanie Oregon przyczepa, na której zamontowane było auto ześlizgnęła się z dyszla holowniczego i wjechała wprost w sklep.
6. W 1959 r. auto w tajemniczych okolicznościach rozpadło się na 11 kawałków.

   W późnych latach 50. pan George D. Bryson wybrał się w podróż służbową. Swój pierwszy przystanek zaplanował w hotelu Brown w Louisville w stanie Kentucky. Po zarejestrowaniu się w recepcji i otrzymaniu klucza do pokoju pan Bryson zapytał, czy nie dotarły do niego jakieś listy. Recepcjonistka podała mu kopertę, którą ów natychmiast otworzył. Okazało się, iż rzeczywiście był to list skierowany do pana George'a D. Brysona, który przebywał w pokoju 307 w hotelu Brown. Przypadek tylko sprawił, że poprzednim lokatorem tegoż pokoju była osoba o tym samym imieniu i nazwisku i ona była prawidłowym adresatem tego listu.

   Kiedy Norman Mailer zaczynał pisać swoją powieść pt. "Barbary Shore" nie planował umieścić w niej postaci rosyjskiego szpiega. W trakcie pracy dopiero pojawiła się gdzieś na drugim - trzecim planie postać Rosjanina.
Im bardziej Mailer wgłębiał się w akcję książki, tym wyraźniejszy i ważniejszy stał się charakter szpiega zza naszej wschodniej granicy.
Gdy powieść została ukończona, Urząd Imigracyjny Stanów Zjednoczonych aresztował mężczyznę mieszkającego nad pisarzem w tym samym budynku. Był nim pułkownik Rudolf Abel, jeden z bardziej znanych szpiegów rosyjskich działających na terenie USA.

    W marcu 1951 narodziła się postać Denisa Rozrabiaki (Dennis the Menace). Narodziła się... dwukrotnie. W zaledwie trzydniowym odstępie (ale data debiutu już była identyczna) Hank Ketcham (USA) i David Law (UK) stworzyli komiks z głównym bohaterem o takim samym imieniu. Panowie nie wiedzieli o swoim istnieniu, ale gdy ten zbieg okoliczności wyszedł na jaw, postanowili nie wchodzić sobie po prostu w drogę i każdy tworzył swój komiks w swoim kraju. Co ciekawe obaj Dennisowie nosili koszulki w paski.

   W 1890 roku książę Walii podarował swojemu przyjacielowi, a zarazem towarzyszowi polowań na lisy, Edwardowi Southernowi złote pudełko na zapałki. Pewnego dnia, podczas jednego z polowań, Edward spadł z konia, mocno się poturbował, a pudełko odczepiło się od łańcuszka i przepadło gdzieś w trawie.
Pechowiec wykonał duplikat podarunku, który, po jego śmierci, trafił w ręce najstarszego syna - Sama.
Dorosły już Sam Southern podczas podróży do Australii podarował owo pudełko swemu przyjacielowi panu Labertouche. Po powrocie z wyprawy do krainy kangurów okazało się, że miejscowy farmer podczas orania pola odnalazł oryginał zgubiony na polowaniu (w dwadzieścia lat po zagubieniu go). Southern o tej nowinie nie omieszkał poinformować swojego brata, który przebywał wówczas ze swoim przyjacielem w Stanach Zjednoczonych. Rzeczony brat uśmiał się serdecznie, gdy przeczytał list i spojrzał na podarunek, jaki trzymał w ręku jego towarzysz podróży. Tak, była to ta kopia pudełka, którą dzień wcześniej podarował mu pan Labertouche...

   W październiku 1952 roku Robert Paterson starał się wsiąść do pociągu z Phoenix do Los Angeles. Konduktor powiedział mu, że Robert Paterson już wsiadł wcześniej do pociągu, ale po szybkim sprawdzeniu okazało się, że dwóch pasażerów nosi identyczne nazwiska i sprawa została wyjaśniona. Dodać należy, że panowie Patersonowie byli do siebie bardzo podobni, mieli zbliżony wzrost, wagę i wygląd.
W drodze do LA pociąg miał awaryjny przystanek w Barstow, by zabrać kolejnego pasażera, rzecz jasna Roberta Patersona. Tak więc trzech, podobnych do siebie, a jakże, Robertów Patersonów zmierzało jednym pociągiem do Los Angeles. Dojechali, zabrali swoje bagaże, wysiedli, pociąg miał odjechać w drogę powrotną.
Podobno czwarty Robert Paterson miał już duży problem, by przekonać tego samego kontrolera, że jednak naprawdę musi wsiąść do pojazdu...

   W 1991 roku 19-letnia Cristina Vernoni została śmiertelnie potrącona przez pociąg na niestrzeżonym przejeździe w Reggio Emilia, w północnych Włoszech. Cztery lata później 57-letni ojciec zmarłej Cristiny jechał do pracy przez ten sam przejazd kolejowy. Jego również dopadł pech w postaci rozpędzonego pociągu, który na dodatek prowadził ten sam maszynista, Domenico Serafino. Śledczy wykluczyli motyw samobójczy w obydwu przypadkach.

    W maju 1944 "The Daily Telegraph", na miesiąc przed lądowaniem aliantów w Normandii, opublikował krzyżówkę, zawierającą wszystkie pięć słów najbardziej tajnego szyfru dotyczącego planowanej inwazji. W krzyżówce znalazły się słowa: UTAH, OMAHA, MULBERRY, NEPTUNE i OVERLORD. Co zabawniejsze - wszystkie były powiązane ze sobą. Podejrzewano przeciek i natychmiast aresztowano autora krzyżówki, starego nauczyciela. Jego przesłuchania dowiodły, iż nie jest szpiegiem III Rzeszy, nie zna żadnego szyfru i nie było żadnego przecieku, a cała sprawa to tylko niezwykły zbieg okoliczności.





48 komentarzy:

  1. No tak, są na tym świecie rzeczy które się nie śniły fizjologom ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No niestety:(doszłam do połowy tekstu,reszta na potem:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też to czytałam na trzy razy
    niesamowite zbiegi okoliczności
    skąd Ty to bierzesz ;)))))
    Uściski piątkowe :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezglebiony jest skarbiec internetowy...
      A dzisiejszy piatek nie jest dla mnie radosny. Przed trzema laty, 13 czerwca (wtedy byl to poniedzialek zielonoswiatkowy) odszedl od nas Fusel. :(
      Buzinki :***

      Usuń
    2. ojej :((( a więc życzę aby przeszedł szybko... i chociaż na pewno będzie zadumany i wspominkowy to niech będzie przynajmniej spokojny :******

      Usuń
    3. Jakos tak od rana snujemy sie oboje w zadumie. :(

      Usuń
  4. jejku, strach się bać
    dobrego weekendu, Aniu:***

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziwne jakieś te przypadki które jednak chodzą

    OdpowiedzUsuń
  6. Smutne jest, kiedy zwierzęta odchodzą, bo to są przecież przyjaciele i domownicy. A trzy lata to naprawdę niedawno.
    Poszukałaś i zebrałaś niesamowite historie, Panterko :) Niektóre kiedyś, gdzieś już czytałam, krążą pewnie po Internecie tu i ówdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze dzisiaj, na wspomnienie jego umierania w meczarniach, mam lzy w oczach. To mi chyba nigdy nie przejdzie... :(

      Usuń
  7. Czasami dziwne są takie przypadki co zrobić.Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zostawiam sobie na dobranoc. Ciekawe czy bedzie mi się dobrze spało :)

    OdpowiedzUsuń
  9. są ludzie, którzy powiedzieliby, że takie było przeznaczenie. ja natomiast mimo wszystko twierdzę, ze to zbieg okoliczności. czasem dziwny, ale jednak.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja o pogodzie; dotąd u nas nie padało, ale właśnie 15 minut temu zaczęło i leje jak z cebra. I oziębiło się, ale burzy, jak na razie, nie było.
    Czytam, Aniu, ale trudno mi komentować, bo internet "chodzi", jakby chciał, a nie mógł. Niestety, muszę poczekać na powrót męża, żeby zrobił porządek z komputerem. Na szczęście wraca dziś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas jeszcze nie uporali sie ze szkodami, na niektorych ulicach lezy jeszcze bloto i zwir naniesione przez wode. a sluzby miejskie sprawdzaja teraz wszystkie drzewa, czy jakas nadlamana galaz nie zagraza przechodniom. W trzech miejscach dzisiaj po drodze widzialam akcje z platformami i pilowaniem.

      Usuń
  11. ...ciekawe są te zbiegi okoliczności, a może nie?

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawe są te zbiegi okolicznośći..
    I kto o tym decyduje ?? :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czasem fajnie jest poczytać o takich historiach, wtedy dopiero widać, że wżyciu nie da się przewidzieć dosłownie niczego! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedni nazywaja to przeznaczeniem, inni fatum. Ja stawiam na przypadek, dziwny i rzadki, ale przypadek. :)

      Usuń
  14. Ten Henry Ziegland to jakiś debil...

    OdpowiedzUsuń
  15. Pierwszy raz, nie dobrnęłam do końca :-)
    Aniu bardzo Ci dziękuję, za piękne anioły. Jeśli jesteś ciekawa gdzie znalazły miejsce, zaglądnij do mnie

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. Czekam na 222 ...
    Już niedługo :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj chyba jeszcze nie, ale... kto wie. Wszystko zalezy od Was przeciez :)))

      Usuń
  19. Nie wierzę w przypadki. Dzieje się to, co ma się dziać w czasie, w którym ma się dokonać.

    OdpowiedzUsuń
  20. Przeczytałam z przyjemnością, choć i ja mam wrażenie, że już gdzieś czytałam, ale fajnie tak poczytać, o "nieprzypadkach"...
    A co do Fusla to rozumiem bardzo dobrze... Ja też tęsknię za Szimi i dobrze pamiętam dzień, to popołudnie i wieczór, gdy umarła :(... I to było 4 lata temu - 28 maja...

    OdpowiedzUsuń
  21. Z powodu niektórych przypadków zaniemówiłam

    kiss

    i dziękuję

    OdpowiedzUsuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.