Moje balkonowe zwierzatko domowe, ktore zagniezdzilo mi sie w pelargoniach, nagle zniknelo, a bylo to tak. Pelargonie maja to do siebie, ze przekwitaja. Zeby zmotywowac kolejne paczki do rozkwitu, trzeba obrywac regularnie te przekwitle. Zreszta one gubia platki i zasypuja nimi balkon. Obrywajac wiec, nie myslalam za bardzo, ze rujnuje dom mojego zwierzatka. Ale kiedy nastepnego dnia nie znalazlam pajeczycy w kwiatkach, rzucilam sie szukac w koszu na odpadki, ktory stoi pod stolikiem. Trudno uwierzyc, ale ja tam znalazlam, wiec ostroznie przenioslam z powrotem na kwiatki. Cos ze dwa dni na nich siedziala, taka zwinieta w klebuszek, a potem zniknela.
Oczyma wyobrazni zobaczylam ja pakujaca swoja chudobe, zarzucajaca wezelek na kij i odchodzaca z wielkim fochem na inny, bardziej przyjazny balkon. Przykro mi sie zrobilo, nie powiem, ale co moglam poradzic.
I nagle... pojawila sie znowu! Wrocila! Wprawdzie nie na kwiatek, ale ktoregos dnia zobaczylam ja na siatce. Byla znacznie wieksza, juz nie taka przezroczysta, bardziej wlochata i pewna siebie, ale to byla na pewno ona!
Nie chciala mi powiedziec, gdzie tak dlugo sie podziewala, ani jak dlugo ma zamiar zostac, siedziala na tej siatce prawie bez ruchu i milczala tajemniczo. Uszanowalam jej potrzebe milczenia, moze tak chciala mi dac nauczke za zniszczenie jej mienia?
świetne zdjęcia! a i opowieść sympatyczna bardzo ...
OdpowiedzUsuńbezpiecznej podróży Aniu, serdeczne myśli przesyłam, tylko tyle mogę :(
To może ją weźmiesz do domu na przezimowanie.:))
OdpowiedzUsuńMamy w domu Władysława Pogiełłę - mogłabym Panterę wesprzeć dobrymi radami w kwestii hodowli :)
Usuńpiękne zdjęcia i komentarz :)))
OdpowiedzUsuń♥♥♥
OdpowiedzUsuńMusiała to przemyśleć, przetrawić. Na pewno przebaczyła:) Milczy... z radości.
OdpowiedzUsuńAnia, spokojnej podróży. Wysyłam ciepłe myśli.
♥
OdpowiedzUsuńA moze ona lniala coby nieco urosnac? (Leciwa)
O, właśnie, też mi to przyszło na myśl:)
UsuńImię jej nadałaś? Zwierzątko, nawet balkonowe, powinno mieć imię! ;)
OdpowiedzUsuńAniu, myślami jestem z Tobą.
♥
OdpowiedzUsuń♥♥♥
OdpowiedzUsuńMyślę i jestem z Tobą <3
OdpowiedzUsuńZdjecia niesamowite, artystyczne, to ostatnie szczegolnie. Piekna historyjke napisalas, wzruszylam sie. Teresa
OdpowiedzUsuń- mamo wszystkich pajęczków, wróciłam... przecież to wystarczy!
OdpowiedzUsuńAniu masz niezwykle sympatyczną sublokatorkę :) Ostatnie zdjęcie mnie zauroczyło!
OdpowiedzUsuńDużo pozytywnej energii przesyłam!
Myślę o Tobie przez cały czas, chyba wiele osób Cię prowadzi myślami i przyprowadzimy Cię z powrotem bezpiecznie.
OdpowiedzUsuńTęskniłaś za nią bardzo ?? Ja mam dużo - odstąpię Ci jakiegoś stworka do adopcji
OdpowiedzUsuńI tak gołymi ręcyma ją wzięłaś i przeniosłaś??? Podziw!!!
OdpowiedzUsuńA tak z innej beczki to ten post chyba napisałaś wcześniej, podejrzewam że nie w głowie Ci będzie teraz pisanie. Jesteśmy z Tobą Aniu, z Wami wszystkimi ♥
Bezpiecznej podróży, Aniu :*
OdpowiedzUsuńOpowieść o pajęczycy piękna ... jest widocznie mocno związana z Twoim balkonem, a może i z Tobą również?
Zdjęcia piękne :)) chociaż ja bym gołymi rękami nie przeniosła, niestety ;) http://codziennik-kobiety.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńUśmiałam się i koleżanka pajączka do Ciebie wróciła.U mnie ciężki okres.Moja Luna chyba ma padaczkę.Dziś idziemy po 15 do weta zrobić wyniki a póżniej żeby psa nie meczyć usg i prześwietleniem koleżanka załatwiła mi tomograf .Serce mam ściśniete.
OdpowiedzUsuńAnusiu jestem z Tobą.
OdpowiedzUsuńHistoryjka wspaniała, obiecałaś mi kiedyś pajunka.
Bezowa
Aniu cudna opowieść :) ale na pająka nie patrzę wcale, większa i bardziej włochata brrr
OdpowiedzUsuńMilczenie tez potrafi duzo powiedziec.
OdpowiedzUsuńPantero, jestes niezwykla:)
OdpowiedzUsuńCos tam dla Ciebie na mym blogu sie znajdzie;) Pozdrawiam:)
Aniu, pięknie napisalas.
OdpowiedzUsuńMysle cieplo ❤
Na łące to to może żyć ale w domu nie zniese. :D
OdpowiedzUsuńWrocila, a moze nigdy nie odeszla. Zdjecia super!
OdpowiedzUsuńZ komentarzy wywnioskowalam, ze pojechals do miasta Uć - trzymaj sie!
pajonków nie lubię ale się z nimi oswoiłam, powiedzmy, po przeprowadzce na wieś
OdpowiedzUsuńgdyz w naturalny sposób stały sie moimi sprzymierzeńcami w walce z obrzydliwymi muchami. Nad oknem tarasowym zamieszkał Zenek okurwieniec z jajami i se tam żył latami...(chyba nie jeden)) i mi nie przeszkadzał, natomiast jak mi się Maryśki rozbiegają po pokojach wielkie i włochate i tupiące, to już nie lubię.ale nie zabijam. nikogo nie zabijam za wyjątkiem muchów i komarów i szerszeni. ale moje koty się bawią z Maryśkmi do samego końca...potem znajduję je śmiertelnie wyczerpane zabawą.ale koty już takie są.
Pająki mi nie wadzą, ale marzę o wężu..zbożowym :)
OdpowiedzUsuńaniu, panterko, jestem z tobą myślami <3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńCzy Wy nawet teraz nie potraficie zamilknąć?! :/
UsuńPrzepraszam.
UsuńNie odzywałabym się, ale nienawidzę obłudy, jest bardzo nie na miejscu właśnie teraz.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńDzieki serdeczne za ciarki jakie mnie przeszly..... pajaki w takim zblizeniu to troche za duzo na moje nerwy ;)
OdpowiedzUsuń