czwartek, 8 sierpnia 2019

Rodzina sie kurczy.

Ehhh... w ostatnim czasie mielismy w rodzinie dwa pogrzeby i to takich dosc bliskich krewnych. Najpierw zmarla moja cioteczna babka o dzwiecznym przezwisku Dzitka, choc jej prawdziwe imie ani troche takiego przezwiska by nie sugerowalo, bo na chrzcie dali jej... Longina. Moj dziadek ze strony ojca (ten, ktory lezy na Powazkach) i jej ojciec to byli rodzeni bracia, czyli ona z moim ojcem to stryjeczne rodzenstwo. Ostatni raz widzialysmy sie na pogrzebie mojego ojca, ale juz wtedy zdana byla na pomoc osob trzecich, przywiozl ja wnuk, syn jej zmarlego syna, i pchal wozek inwalidzki na cmentarzu, bo juz od dawna miala problemy z poruszaniem sie. Byla znacznie starsza od mojego taty, zmarla w wieku 95 lat.
Kiedy jeszcze zyly babcia i mama Dzitki, dwie owdowiale szwagierki, czesciej u nich bywalam.
Wtedy jeszcze byly w domu jej dzieci, Ania cztery lata starsza ode mnie i Piotrek rok mlodszy. Piotrek zostal lekarzem, byl niezlym chirurgiem i ktoregos dnia zmarl na dyzurze w szpitalu, byl po 40-tce. Ania jest prawnikiem i do dzisiaj pracuje, bo jej corce zachcialo sie studiowac w UK, wiec utrzymanie troche kosztuje. Pozniej te kontakty byly coraz bardziej sporadyczne, choc zawsze bardzo serdeczne. Lubilam te Dzitke, choc czasami z ta swoja serdecznoscia byla irytujaca, znacie to nudne zaglaskiwanie na smierc. No ale taka byla i juz.
Druga osoba, ktora stracilismy w krotkim czasie w rodzinie, to byla ciotka Marysia (choc wlasciwie miala na imie Marianna). Laczyly nas dosc skomplikowane pokrewienstwa, bo brat mojej
babci (matki mamy) byl od mojej mamy jedynie o 5 lat starszy, takie pozne dziecko, wiec bawila sie z tym swoim "wujkiem" razem w piaskownicy. Jego dwie corki (mojej mamy siostry cioteczne, moje ciotki) byly jedna w moim wieku, druga mlodsza. Obie mowily do mojej mamy ciociu, choc byly jej kuzynkami, a ja czesto sie z nimi bawilam w dziecinstwie. Iwonka, ta mlodsza, zmarla juz kilka lat temu na raka trzustki, starsza Olenka przezyla dwa malzenstwa, w koncu zostala sama. Zaopiekowala sie mama, ciocia Marysia, ktora zaczela chorowac na demencje. Widzialysmy sie, kiedy bylam u mamy po jej wypadku, kiedy opiekowalam sie nia po zlamaniu reki. Ciotka jeszcze wtedy troche kumala, kim ja jestem, ale z trudem. Nawet pytalam, czy Olenka nie pomagalaby przy mamie, ale nie mogla zostawic swojej, wiec sprawa upadla.
W ciagu tych kilku lat stan ciotki pogorszyl sie na tyle, ze Olenka musiala sie do niej wprowadzic na
stale, choc sama w miedzyczasie dostala nowe mieszkanie i wlasnie je urzadzala. Ona regularnie kontaktuje sie z moja mama, nawet kilka miesiecy temu zapowiadala, ze jak tylko skonczy urzadzanie, zaprosi mame na ogledziny. Po czym na dluzej zamilkla. Jakies 3-4 tygodnie temu ponownie sie odezwala, a wiadomosci, jakie miala do przekazania, byly dramatyczne. Odkryto bowiem u niej zmiany w plucach, ale zanim zabrala sie za siebie, musiala znalezc dla matki stala opieke. Corka Iwony mieszka w Warszawie, jej corka wprawdzie w Lodzi, ale pracuje, wiec nie ma mowy o stalej opiece, padlo wiec na dom opieki. Ledwie umiescila tam matke i zabrala za siebie, juz trzeba bylo przenosic ciotke do szpitala, bo po kilku dniach w placowce
nabawila sie odlezyn i miala problemy oddechowe. Ale Olenka wyszla z zalozenia, ze mama jest w koncu pod opieka lekarzy, a ona sama chce zyc, wiec nie przerywala serii badan, ktore musiala zrobic przed szpitalem, gdzie miala juz zaklepany termin. Tymczasem kilka dni przed jej planowanym przyjeciem do szpitala, ciocia zmarla, Olenka wiec musiala rzucac wszystko i zajmowac sie pogrzebem.
Na dzien dzisiejszy jest juz po ceremonii pogrzebowej, a Olenka sie leczy. Ja zas boje sie, zeby nie potraktowali jej tak samo jak mojego ojca. Ta sama choroba, ten sam szpital, jedyny w Lodzi onkologiczny, tyle ze trzy lata pozniej i po zdrowotnych reformach pisu. Ma wiec z jednej strony jakby lepsze szanse, bo mlodsza, z drugiej zas moze zabraknac dla niej funduszy w NFZ. Przeciez trzeba dac haracz klechom, a i sobie wyplacic tluste premie, musi tez wystarczyc na taksowki powietrzne dla pedofili i na pincetplusy dla patoli.










32 komentarze:

  1. Nie wiem, co powiedzieć. Przykro mi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano... to wszystko doluje mnie bardzo, co akurat nie sprzyja przy mojej chorobie. Za duzo tej smierci dokola.

      Usuń
  2. Longina... kurcze kiedyś to potrafiono postawić na oryginalność. Dzisiaj jest pospolicie i imiona się powtarzają. Trzeba numerować znajomych albo po nazwisku mówić, choć to nie ładnie.

    Zastanawia mnie dlaczego w poprzednim pokoleniu mówiło się na niektóre osoby inaczej niż miały rzeczywiście na imię. Mam w rodzinie wujka Waldka, a wszyscy mówią na niego Jacek. Mam ciocię Lilianę, a mówią na nią Pelcia. Mam ciocię Irminę, a mówią na nią Irena. Mam kuzynkę Kingę i wszyscy na nią mówią Kaśka.

    Współczuję Ci tego rozsiewu śmierci. To jednak zawsze jest przygnębiające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi pradziadkowie ze strony mamy, oni dopiero mieli fantazje przy nadawaniu imion. Moj dziadek, a ich syn, mial na imie Kwiryn, jego bracia Benon i Roman. Zas trzy ciotki ze strony ojca to Kunegunda, Honorata i Pelagia, siostry. Moja najukochansza babcia miala na imie Leokadia, a jej mama Tekla. Dobra mieszanka, co nie? :)))

      Usuń
    2. Pierwszy raz widzę takie imię jak Benon. Za to Tekla zawsze mi się podobała. ^_^

      Usuń
    3. Moja prababcia Tekla byla cudowna kobieta i kiedy urodzila sie moja corka, chcialam tak dac jej na imie. Ale wtedy leciala pszczolka Maja z Tekla-pajeczyca, wiec odwiedziono mnie od tego.
      Ale i tak dzieci i ja mamy na tyle miedzynarodowe imiona, ze nie musielismy ich tutaj zmieniac, jak Malgorzaty, Przemyslawy czy Wojciechy. Albo jak moj Piotr musial zmienic na Peter. :)))

      Usuń
  3. Kurczą się niestety rodziny, taka kolej losu, ale zawsze dołujące.
    Moja rodzina też się mocno skurczyła, porozrzucana po całym kraju, brak kontaktu, o wielu nawet nie wiem czy jeszcze żyją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi akurat moja mama utrzymywala dosc bliski kontakt. Mama mowi, ze wszystkich juz przezyla i na jej pogrzeb nie bedzie mial kto przyjsc.

      Usuń
  4. Rodzina ma to do siebie, że gdy dojdziemy do wieku lat 50+ przeważnie się zaczyna kurczyć. Ja mam jeszcze 4 ciotki, w tym jedna starsza ode mnie ze 4 lata, a najmłodsza z nich jest ode mnie młodsza o 2 lata- to są bratanice mojej babci ze strony ojca.Mam też dwóch braci ciotecznych, którzy są siostrzeńcami mego ojca.Jeden ma 2 dzieci, drugi- wcale.I dzięki mamusi mam dwóch przyrodnich braci, z którymi nie utrzymuję kontaktów. W rodzinie matki była jedna, cudowna, moja cioteczna babka, ale też jej już nie ma.Jak widać wiele tej rodziny nie mam, a poza tym i tak rzadko się spotykaliśmy bo zawsze mieszkaliśmy w różnych, oddalonych od siebie o setki km miejscach.I od dziecka mam zasadę- nie licz na rodzinę, licz tylko na siebie. Bo przekonałam się, że "więzy krwi" to mit,tak naprawde nic nie znaczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, liczenie na rodzine to nie nasza domena, bo z rodzina to dobrze wychodzi sie podobno tylko na zdjeciach, a i to nie zawsze. Co by jednak nie mowic, czasem zazdroszcze innym duzych rodzin, spotkan, zjazdow, odwiedzania sie. My w przewadze jedynacy, wiec malo tej rodziny.

      Usuń
    2. Rodziny bywają różne, ja mam bardzo liczną rodzinę i jak na razie na tej bliższej się nie zawiodłam. Razem borykamy się ze starczymi bardzo uciążliwymi problemami naszej mamy. Trochę musiałam się upomnieć o ich intensywniejszy współudział, ale teraz już jest o wiele lepiej, starają się jak mogą.

      Usuń
    3. Tak powinno byc, Marija, ale bywa roznie jak wiadomo. Ja ze wszystkim zostalam sama i jeszcze tak daleko, a nie mam sie u kogo upomniec o pomoc. :(

      Usuń
  5. "Rodzina, rodzina, rodzina, ach rodzina.
    Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest,
    Lecz kiedy jej nima
    Samotnyś jak pies."
    Że tak polecę znanym tekstem. Ale to rzeczywiście dołuje, kiedy odchodzą ci, którzy byli przez lata i których kojarzyliśmy zwykle z czymś stałym i niezmiennym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jakos do dzisiaj nie moge pogodzic sie ze smiercia ojca i wpadam w apnike na sama mysl, ze pewnie niedlugo odejdzie mama. Wtedy juz zostane samiutenka.

      Usuń
  6. Piszesz o skomplikowanym pokrewieństwie. To ja ci napiszę jak jest w mojej rodzince. Wpierw mój najmłodszy brat się ożenił z R. Ta jego żona była ciotką dla kilka lat młodszej A. z którą ożenił się mój drugi brat. Nawet nie próbuje nazwać pokrewieństwa jakie łączą ich dzieci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marija, to jeszcze nic. Wyobraz sobie, jest syn i ojciec, spotykaja na swojej drodze samotna matke z corka. Ojciec poslubia corke, syn matke, rodza im sie dzieci. Teraz Ty sprobuj nazwac pokrewienstwa. :)))))

      Usuń
  7. pogrzeby... choroby...
    odrywam się od traumy po stratach w ostatnim półroczu.
    A o pisiorach nawet mi się nie chce gadać. też się oderwałam, pewnie do września a już na pewno do wyborów. muszę siebie naprawiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem przerazona stanem sluzby zdrowia w Polsce, a z drugiej strony szczesliwa, ze mnie to juz nie dotyczy, zwlaszcza w moim wieku i starszym, kiedy to czlowiek coraz chorszy.

      Usuń
  8. No nie dobrze...
    Ale pięknie że wspominasz o ruch zmarłych. Że jeszcze chwilę są i to wśród obcych im osób
    ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wazne, zeby pamietac, powloka cielesna jest ulotna, pamiec moze byc wieczna.

      Usuń
  9. Smutne są takie momenty, człowiek zdaje sobie wtedy sprawę, że "nic nie może przecież wiecznie trwać...". Wczoraj minęła pierwsza rocznica od śmierci mojego taty, ciężki rok za nami, rok pustki, łez i wspomnień... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mialam i tak duzo szczescia, ze moglam cieszyc sie ojcem przez 60 lat, a mama tez nadal zyje. Wspolczuje, ze tak wczesnie straciles Tate.

      Usuń
  10. Służba zdrowia w naszym kraju jest genialna - wiem coś o tym.Polecam SOR

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam nie narzekam, przyszlam na sor i za minute bylam juz monitorowana, a po 2,5 godzinie bylam na oddziale w lozku.

      Usuń
    2. Ja pewnie tam też bym nie narzekałą - ale Polski SOR to prawie jak u Vegi Botoks

      Usuń
  11. Nigdy nie miałam licznej rodziny. Mój tato był jedynakiem, jak Ty Aniu, a Mamy trójka rodzeństwa przepadła w czasie wojny. Mama odnalazła w latach 50-tych, na Śląsku młodszą o 7 lat siostrę i udało się ją sprowadzić do K. (moja chrzestna matka). Tu wyszła za mąż, ale byli bezdzietnym małżeństwem, zmarła w wieku 49 lat.
    Tatę zbyt szybko zabrał zawał serca, 5 miesięcy brakowało mu do 62 lat, Mamę miałam dłużej, ale i tak już 10 lat minęło, jak jej nie ma. No mam siostrę i jej 6-osobową rodzinę, bo już i zięć i wnuk, tylko coś na synową nie ma widoku. Jacyś tam kuzyni taty żyją, ale nigdy nie utrzymywaliśmy kontaktów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te nasze rodzinne kontakty tez jakos nie powalaja na kolana, ale z tymi dwiema akurat kontakty byly czestsze, dlatego bedzie ich mamie brakowalo. Ja z racji oddalenia tych kontaktow juz dawno nie utrzymywalam.

      Usuń
  12. Moja babcia również nazywała się Longina. Podobno bardzo nie lubiła tego imienia i kazała mówić do siebie Lidia. Kiedyś słyszałam historie, że wcale nie ma damskiego imienia Longina tylko męskie Longin i jak pradziadkowie spojrzeli w Kalendarz, w którym było napisane 'imieniny Longina' to chodziło o mężczyznę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To moze moja ciotka Dzitka tez nie lubila tej Longiny, ale skad jej sie wziela ta Dzitka? A Longina byla zawsze w formie damskiej i meskiej. To imie nosil Podbipieta w Ogniem i mieczem, wlasciwie w formie Longinus. ;)

      Usuń
  13. Oj, co prawda to prawda. Najgorsza jest utrata rodziców, wtedy odnosi się wrażenie, że niezadługo kolej i na nas. Tfu tfu, wypluwam te słowa:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie to, ze kolej na nas, ale nagle awansuje sie na nestora rodzinnego, takiego qrna najstarszego, co nie zawsze idzie w parze z najmadrzejszym. :)))

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.