... sezonu rowerowego przytrafila mi sie w tym roku. Jakos tak samej nie chcialo mi sie jezdzic, a jazda we dwoje, jak w ubieglym roku po smierci Kiry, wiazalaby sie z zostawianiam Toyi samej w domu. Bo ona jest jeszcze zbyt szalona, zebym ryzykowala zycie i zdrowie, majac ja na smyczy obok roweru. Schodzil dzien za dniem, a rower stal smutny w piwnicy, wiec wreszcie zebralam sie na odwage i pojechalam sama. Niedaleko, bo obawialam sie, ze pierwszy raz po dlugiej zimowej przerwie, nie bedzie dla mnie latwy. No i nie byl. Jesusmaria, ja w ogole nie mam kondycji! Spacerowac moge do wypeku, ale pedalowanie to jednak cos innego. Wzielam aparat, robilam sporo postojow, zeby moc fotografowac. Oto efekty: (powiekszcie sobie zdjecia kliknieciem)
Jak widac, skupilam sie glownie na kwiatkach i robaszkach, choc jest tez kilka fotek okolicznosci szerzej pojetej przyrody i okolic, jakie objezdzilam. Marzyly mi sie sloneczniki, wiec podjechalam w miejsce, gdzie w ubieglym roku bylo ich cale pole, jednakowoz ja dotarlam tam juz po ich przekwitnieciu. Mialam nadzieje, ze i w tym roku je tam spotkam. Niestety, pole obsiane bylo jakimis bialymi kwiatkami i nie wiem, czy sa one do czegokolwiek przydatne, czy tez pole odpoczywa, a kwiatki zostana worane w ziemie jako zielony nawoz. Wie ktos?
Cale pole zylo i bzyczalo, pszczolki krecily sie, zbierajac pracowicie pylek, co na trzecim od konca zdjeciu jest wyraznie widoczne na tylnych odnozach. Porobilam zdjecia, powdychalam zapachy natury, pogapilam sie na panorame oddalonego miasta i na nieco miekkich juz nogach popedalowalam w strone domu, zatrzymujac sie jednakowoz, kiedy uznalam, ze jest cos godnego sfotografowania.
W okolicach Diemardener Warte jest juz po zniwach, podczas gdy tu zboze jeszcze jest na polach, troche niestety polozone po ulewach czy gradobiciu, co wyglada jak znaki obcych w zbozu.
Jeszcze wiadomosc dla tych bez fb. Otoz we wtorek rano przejezdzalam ulica obok Kiessee, ta sama, ktora kilka dni temu byla zamknieta dla samochodow z powodu wysokiej wody. Cztery godziny pozniej juz nie moglam nia przejechac, bo znow zostala zamknieta dla ruchu. Dziwna sprawa, bo w Getyndze nie padalo, ale pewnie byly opady w okolicach, skad plynie ta mala Flüte, wiec znow przybrala i bryzgala gora przez ulice. Z brzegow wprawdzie tym razem nie wystapila i nie zalala lak (uonk) po obu stronach, ale nurt miala za to jak gorski potok. Nie mozna sie z nia nudzic.
W tak cudownym otoczeniu wycieczka musi byc releksujaca, nawet jak jazda rowerowa troche meczy. Pieknie, spokojnie, bez ludzi, nie ma to jak natura.
OdpowiedzUsuńOdpoczywalam na fotograficznych postojach, stad tyle zdjec. :))
UsuńLadne kwiatki! Ty tez nie spisz?
OdpowiedzUsuńJuz dawno spalam, Basiu, a zaprogramowany post sam sie opublikowal. ;)
UsuńTak, brak kondycji przykry jest i trzeba ją odbudować. Pierwszy krok już zrobiłaś, a przy okazji piękne zdjęcia powstały.
OdpowiedzUsuńA z wodą, jak widać, żartów nie ma i najmniejsza rzeczułka potrafi czadu dać.
Kto by mogl w ogole pomyslec, ze to cus szerokosci moze metra i z woda po kostki, w jedna noc moze tak sie zmienic i stac grozne.
UsuńFajowe fotki. I "upolowalas" zlotooka :))). Juz dawno ich nie widzialam. Piekny grubodupiec tez Ci sie trafil :))).
OdpowiedzUsuńMijali mnie inni rowerzysci, a ja w tych trawach czy kfiotkach, z zadkiem do gory polowalam z aparatem. Nic dziwnego, ze pewnie mysleli, ze maja do czynienia z wariatka. ;))
UsuńMnie od samego czytania boli siedzenie. :D Te białe kwiatki to pewnie dzika marchew. Żyjątka na roślinkach takie jak i u mnie więc trzeba by paszport sprawdzić skąd oni som. :D Może to jacyś uchodźcy. :D
OdpowiedzUsuńTo Ty nie wiesz, ze te uchodzce "gupia" swoje paszporty? Ciezko bedzie sprawdzic.
UsuńTe białe kwiatki wysiewaja sie same. U nas też ich pełno na polach dookoła. Śliczne zdjęcia porobiłaś. I szczegółów i ogółów. Pewnie skoro sie przełamałaś, co do jazdy rowerem to teraz częściej będziesz to robic - dla przejażdżki i dla takich świetnych zdjeć. Bo lato przecież krótkie, nie poczeka.
OdpowiedzUsuńMyśmy w tym roku rowerów naszych jeszcze nei ruszyli. I marne szanse byśmy to zrobili. Po pierwsze wciaz jest jakas robota a po drugie z czterema psami urasta to wręcz do rozmiarów niemozliwosci!:-)
Mysle, Olu, ze te biale kwiatki jednak nie same sie wysialy, w ub. roku byly na tym polu tylko sloneczniki. Gdyby same sie wysiewaly, bylyby wszedzie, a je w takim skupisku.
UsuńMoge sobie wyobrazic, jak mogloby byc z czterema psami, skoro mnie wystarcza jeden, zeby rezygnowac z roweru. :)))
A moze to barszcz, ma baldachy takie....
OdpowiedzUsuńja z moimi psiakami to nawet an hulajnodze byłabym za szybka:)
Jak juz to barszczyk jakis. Bylam w srodku tego pola polujac na robale, wiec gdyby to byl barszcz, juz bym nie zyla. :))
UsuńDawno nie miałyśmy kontaktu
OdpowiedzUsuńJa i moja kondycja
Ratuje sie jak moge tymi spacerami, ale to niestety niewiele pomaga na kondycje rowerowa. :(
UsuńJaka piękna wycieczka! I jakie zdjęcia :D !!! WOW! :)
OdpowiedzUsuńDziekuje, Abi. :*
UsuńJak Ty to robisz ,że masz takie śliczne zdjęcia...
OdpowiedzUsuńJa mam odwrotnie niż TY :-)))
Spacerów nie lubię i tylko przymusowe
i wszędzie na rowerze, nawet do kibla :-)))
A może spróbuj z Toyą na krótkim dystansie , co by było gdyby ?
Parę metrów.
Ona bardzo potrzebuje dużo ruchu i zmęczenia,
może akurat przypadkiem jej to się spodoba i będzie zadowolona i grzeczna ??
Maz zaczal Toye spuszczac ze smyczy na spacerach, wiec teraz biega juz wiecej niz poki chodzila na smyczy. Ja chodze z nia na ogrodzona laczke i rzucam pilke, wiec tez sie wylata. Z rowerem boje sie, bo ona jest nieco dzika i moze mi nagle skrecic tuz pod kola, a ja sie wywale, bo bede chciala ja ochronic.
UsuńAparatem malpka albo smartfonem raczej bym takich zdjec nie zrobila, zreszta i tak ze wszystkich wybralam jedynie polowe, reszta byla poruszona, bo robale nie chca spokojnie pozowac. ;)
Allllle pięknych robaczków nałapałaś w obiektyw, a jeszcze niedawno narzekałaś, że mało owadów u Was :)
OdpowiedzUsuńNa rowerze nie jeździłam chyba już ze sto lat, mam obawy czy jeszcze pamiętam jak się to robi ;)
Marudzilam, bo nie bylo, ale teraz jakims cudem pszczolki sie pojawily, a i w domu sporo much, wiec latam z packa i eksterminuje. :))
UsuńRoweru i plywania sie nie zapomina.
Po każdej dłuższej przerwie łapię zadyszkę, kiedy wracam do jakiejś aktywności, rower mam wprawdzie tak dobry, że prawie samojeżdżący, ale też nie za bardzo mogę się od razu na niego rzucić, bo potem tyłek odpada i wracam jak z krzyża zdjęta. Dobrze, że miałaś aparat i porobiłaś tym bzyczkom zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńPrzeciw odpadajacemu tylkowi zanabylam sobie zelowa nakladke na siodelko, a i tak boli - taki jest delikatny. :))
UsuńMam troche pietra tak sama jezdzic, bo wszystko moze sie zdarzyc, mam wprawdzie gaz ze soba, ale mimo to obawy nie znikaja.
Po wiekszej przerwie z ta tylna czescia ciala to tragedia :(. Tez sobie sprawilam zelówke, a mimo to przez trzy dni latalam po chalupie ze specjalna podzuszka...
UsuńNo ja nie wiem, przeciez mojego siedzenia w zaden sposob nie mozna nazwac koscistym, ma solidna wysciolke, wiec nie powinnam miec boli i problemow. A mam.
UsuńRzeczki biorące swój początek w górskiej okolicy zawsze są zdradliwe i nieprzewidywalne.
OdpowiedzUsuńTe białe kwiatki to może jakieś zioła.Teraz już praktycznie nie ma ziół zbieranych w różnych miejscach, "na dziko". Teraz rolnik zgłasza do producenta (ziół, leków ziołowych) chęć hodowli określonego "zielska", tamci sprawdzają jaka to ziemia, czy nie jest czymś zanieczyszczona, sprawdzają okolicę i kontraktują uprawę.Widziałam taką uprawę jeżówki purpurowej i rumianku.
Podejrzewam, że z Toyą chyba nigdy nie uda się wycieczka rowerowa. Mój ojciec miał seterkę irlandzką, wyjątkowo mądrą, grzeczną, wytresowaną a i tak ze dwa razy było mało zabawnie, bo go psica wywróciła, pociągnąwszy do jakiegoś zapachu.
Miłego,;)
Ja i bez psa czuje sie na rowerze bardzo niepewnie, bo mam cos z blednikiem, musze uwazac i jezdze glownie po malo uczeszczanych trasach. Po miescie sie boje, bo po ewentualnej przewrotce moglabym przydzwonic w kraweznik.
UsuńTeoretycznie masz jeszcze dwa miesiące jazdy na rowerze, więc ahoj i do przodu:)
OdpowiedzUsuńJakoś w tym roku odpuściłam jazdę na rowerze a on stoi i przemawia do mnie każdego dnia, czekam. A ja głucha i ślepa, chyba mnie zmotywowałaś i też zacznę ujeżdżać mojego rumaka:)
Zdjęcia super!
No teoretycznie mam, ale jak wyzej wspomnialam, sama boje sie jezdzic, a we dwojke nie ma jak, bo psa szkoda. Ale bede sie starala.
UsuńLepiej pozno niz wcale na tym rowerze:)
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia zrobilas!
Na to, by zrobic cos pozytecznego dla siebie, nigdy nie jest za pozno. Nawet gdyby miala to byc jedyna wycieczka w tym roku, to i tak sie oplacala. :))
UsuńBzykuszki, bzykuszki!
OdpowiedzUsuńZ mysla o Tobie, bo lubisz. :)
UsuńBo bzykuszkowie są cudowni...
UsuńNo, fajniejsi od niektorych czlowiekow.
UsuńZdecydowanie.
UsuńMadre i pracowite stworzenia.
UsuńPierwsze koty za płoty z rowerkiem póżniej znów będziesz jeżdzić jak na rumaku.Zdjęcia powiększyłam piękne.
OdpowiedzUsuńBede albo i nie bede jezdzic, bo jednak troche straszno samej. Za duzo nerwow mnie to kosztuje.
UsuńUwielbiam rower i tęsknię za nim.
OdpowiedzUsuńAle może jesienią uda mi się chociaż trochę pojeździć :)
A bejbik w przyczepce?
UsuńBejbik w domu z tatą ;)
UsuńA ja ze starszym na rowery ;)
Maly za dwa lata będzie się chyba dopiero nadawał do fotelika rowerowego
Wtedy poszalejemy :D
W przyczepce moze jezdzic od razu, a Ty bedziesz miala niedaleko do karmienia. ;)
UsuńI my w tym roku nierowerowi... Mamy inne rzeczy na głowie ;) tak to czasem bywa.
OdpowiedzUsuńA Ty się wyżywasz na nogach w tym roku :)
Zdjęcia piękne!
Na nogach to zawsze bardzo chetnie, wreszcie mam z kim. :)
Usuń