W wiekszosci krajow na swiecie nazwa tego miesiaca zostala przejeta z kalendarza rzymskiego na czesc cesarza Oktawiana Augusta, ale nie w Polsce i kilku jeszcze krajach slowianskich. Przynajmniej w tym przypadku Polska nie byla papuga narodow i przyjela nazwe od narzedzia zniwiarzy, jakim dlugo poslugiwano sie przy zeciu zborz.
Kiedys poczatek sierpnia kojarzyl mi sie z polmetkiem wakacji, teraz to miesiac jak kazdy inny, tyle ze czasem obezwladniajaco upalny, nielatwy do przezycia w pracy, kiedy czlowiek najchetniej wzialby prysznic i zalegl w bezruchu pod wlaczonym wentylatorem, a tu trzeba sie przemieszczac albo przebywac w nieklimatyzowanych pomieszczeniach, a pozniej wsiadac do samochodu, ktory parkowal kilka godzin w pelnym sloncu i zanim klimatyzacja zaskoczy, temperaturowo przypomina saune.
Czesto w sierpniu jezdzilam z babcia do rodziny na wies. Pierwsza czesc wakacji spedzalam z rodzicami, a kiedy bylam starsza, na koloniach i obozach. Pozniej zostawal czas wolny i bezprizorny, wiec zebym nie musiala spedzac go w miescie, wysylano mnie na wies. Wtedy jeszcze nie bylo tam elektrycznosci, a co za tym idzie lodowek, telewizorow, pralek. Przechowywalo sie jedzenie w piwniczkach, owiniete liscmi chrzanu. Maslo ciotka robila w maselnicy, sery twarogowe tez byly domowej roboty, a chleb pieklo sie samemu w domu.
Zniwa to byl bardzo ciezki okres, mezczyzni szli szeregiem z kosami, za nimi kobiety zbieraly skoszone i zwijaly powroslem snopki. Praca trwala od brzasku do zmierzchu, zeby optymalnie wykorzystac czas, zeby zdazyc ze zwozka (wozami drabiniastymi zaprzezonymi w konie) przed zalamaniem pogody. Z pola nie schodzilo sie nawet zeby sie posilic.
Sierpien to tez sloneczniki kupowane przez babcie na rynku, zebym mogla skubac sobie do woli poczernialymi paluszkami. To bogactwo owocow i warzyw, bo kiedys (trudno uwierzyc, co nie?) nie bylo ich przez caly rok w sklepach.
I jeszcze... takie kwiatowe wspomnienie. Koncowke wakacji spedzalam najczesciej u babci w Warszawie, a ona tak bardzo lubila miec w domu kwiaty w wazonach, niektore zas ulubila sobie szczegolnie. Gladiole - one zawsze juz beda przypominaly mi babcie. Trudno uwierzyc, ale minelo juz cwierc wieku od jej smierci. Tak bardzo mi jej brak...
Sierpien to bedzie pierwsza rocznica smierci taty... a jakby wczoraj...
Sierpien to odczuwalanie krotsze dni, chlodniejsze poranki i wieczory. To mentalne przygotowanie do jesieni. To kolejna rocznica kleski powstanczej. To... sierpien.
Kiedy bylam mala, byl to mój ulubiony miesiac wakacji, a teraz to niestety jedyny mozliwy. To tez smutna rocznica - ostani czas spedzony przy mojej mamie, juz w wiekosci czasu malo przytomnej, na silnych dawkach morfiny :(((. Nie cierpie sierpnia...
OdpowiedzUsuńTutaj nie odczuwam tak bardzo sierpnia, w tym roku np. dzisiaj dzieci maja rozpoczescie roku w szkolach (ferie sa ruchome, bywa ze i we wrzesniu rok sie zaczyna).
UsuńChodz, Leciwo, utulimy sie, dwie biedne sieroty...
Mam bardzo podobne wspomnienia z wakacji na wsi, tez nie bylo elektrycznosci, maslo robione w maselnicy, ogromny piec chlebowy, mleko "prosto od krowy":)) i cembrowane studnie, ktore nakazywano mi omijac szerokim lukiem, zebym nie wpadla. Bardzo mi sie podobal ten brak elektrycznosci, cienie formowane z blasku lamp naftowych to byla kraina bajki i bylam mocno rozczarowana jak chyba w wieku 8 lat przyjechalam a tam... elektrycznosc i koniec bajkowych wyobrazen.
OdpowiedzUsuńDla nas miastowych elektryfikacja "naszych" wsi byla pewnym rozczarowaniem, odarciem wsi z romantyzmu. Dla nich zbawieniem i ogromnym ulatwieniem. Maslo bylo z GSu i trzymano je w lodowce, ale smakowo zupelnie nie mialo sie do tamtego z maselnicy. Chleba takiego, jak piekla ciotka, nigdy wiecej w zyciu nie jadlam.
UsuńDla mnie sierpień to zawsze początek urlopu, krótsze dni, ale czy chłodniejsze. Sierpień też ma swój pazur i potrafi zmęczyć gorącem. Za to końcówka sierpnia działa na mnie depresyjnie bo szybko robi się ciemno - godzina dwudziesta i ciemno.
OdpowiedzUsuńWakacje często spędzałem na Kujawach i mile wspominam ten okres. Biegało się po krowy na łąki, jadło chleb pieczony na zakwasie, piło mleko prosto od krowy, jadło śliwki z przyczepy - wujo podjeżdżał traktorem z przyczepą pod drzewo. Fajnie było a nie co teraz komórki, komputery.
Wtedy na wsi nawet radia nie bylo, o telewizorze nawet w miastach nie kazdy mogl pomarzyc, malo kto mial telefon w domu. Za to ludzie rozmawiali ze soba, wspolnie spiewali, dzieci sluchaly bajek z ust babc, a nie ogladaly w tv. Bylo biedniej, ale bezpieczniej, lepiej i wspolniej.
UsuńBabcię przypominają mi piwonie, zwoziła ich całe naręcza z działki, i cebula- jedyna uprawa, która jej wychodziła:p
OdpowiedzUsuńMama kojarzy mi sie z frezjami, modnymi w latach 80-tych.
Bardzo lubilam zapach frezji. Nie wiem, czy wyszly z mody, bo tu ich w ogole nie widuje, a jak juz, to w ogole nie pachna.
UsuńKażdy ma inne wspomnienia, chociaż część z nich się zgadza.
OdpowiedzUsuńTo był zawsze półmetek wakacji, zawsze żałowałam ,że nie miałam babci na wsi...
A i lata wydaje mi się ,że były ciekawsze , bardziej słoneczne, normalne.
Jako dorosła mam wrażenie, że są zimne a nie ciepłe...
Ja tez nie mialam babci na wsi, jezdzilismy do dalszej rodziny, takiej bardzo zaprzyjaznionej, bo babcia i moj tato przetrwali tam czesc wojny.
UsuńA ja nigdy nie miałam nikogo na wsi i moje sierpnie upływały co roku na wczasach z rodzicami nad morzem, a potem na podwórku.
OdpowiedzUsuńJa wracalam z wakacji do domu na dzien przed poczatkiem roku szkolnego, bo jak nie wies, to u babci w Warszawie. Rodzice mieli ode mnie ponad dwa miesiace spokoju.
UsuńA mnie "wykopywali" w tym celu na kolonie, zazwyczaj na cale dwa m-ce. Kochalam kolonie, nawet te z najgorszymi warunkami, bo pozwalaly od "starych" odpoczac :))).
UsuńA przede wszystkim na te kolonie stac bylo wszystkich rodzicow, podobnie jak na wczasy rodzinne. I komu to przeszkadzalo?
UsuńOjezumalusieńki, co Wy mówicie? Kolonia to był koszmar jakiś, trzy razy próbowałam wyjechać (na własne życzenie) i rodzice mnie zabierali po trzech pierwszych dniach do domu (również na moje życzenie). Chciałam wyjechać z rówieśnikami, rozerwać się, raz nawet pojechałam z przyjaciółką, ale to skoszarowanie, te wieloosobowe pokoje, te gwizdki, te zbiórki, te wspólne sanitariaty - to mnie przerastało. Po tych trzech próbach dałam sobie spokój na wieki. Solidny dom wczasowy, rodzice, później jeszcze brat - to było to. Normalność.
UsuńJa tam lubilam kolonie i obozy. Na obozach bylo jeszcze fajniej, spanie w namiotach i s***nie w latrynie pod golym niebem, szorowanie przypalonych kotlow piaskiem, alarmy nocne i podchody. Cudo!
UsuńPojechać na obóz (nie daj boże do tego wszystkiego harcerski), to nawet by mi do głowy nie przyszło. Dzicz, pani, dzicz! - jak mawiał pewien historyk z mojego LO :)
UsuńW życiu i po moim ciepłym trupie!
E tam, nie znasz sie i nie wiesz, co dobre. A jak taki oboz rzezbi charakter mlodego czlowieka...
UsuńDziękuję bardzo. Już mnie wystarczająco życie wyrzeźbiło. A tak to przynajmniej dzieciństwo miałam szczęśliwe i beztroskie.
UsuńJa tez, wlasnie dzieki obozom.
UsuńA kysz!
UsuńTo chyba mamy różne pojęcie szczęścia i beztroski...
Ty chyba juz od razu stara sie urodzilas, co?
UsuńAni się nie urodziłam, ani nie jestem. Czasem w ogóle wydaje mi się, że jeszcze nie dojrzałam. Ale wiek nie ma nic wspólnego z gustem. Jeden lubi Beethovena, a drugi jak mu skarpetki śmierdzą.
UsuńOpowiadasz! Wszystkie dzieci i mlodziez wola obozy od wczasow z rodzicami. Ty juz wtedy bylas stara i wygodnicka.
UsuńPfuj! Cóż za niesmaczna insynuacja...
UsuńTaaa... :ppp
UsuńZaskoczyłaś mnie że pamiętasz żniwa z kosami
OdpowiedzUsuńTeż spędzałam wakacje na wsi. Ale prąd już był. Lodówka pojawiła się z czasem. Telewizor też ale służył głównie do oglądania prognozy pogody. A pralka Frania też późno dołączyła. Pranie ręczne to była nasza letnia codzienność.
Masz przed sobą bardzo bolesną rocznicę.
Moja babcia też zmarła w sierpniu.
A co do zimniejszych wieczorów w sierpniu to w tym roku jest inaczej. Tutaj są za gorące
Stara jestem i sporo pamietam z czasow, ktorych relikty poniewieraja sie po muzeach. Pamietam pranie u babci w domu, w balii i na tarze, gotowanie, farbkowanie, krochmalenie, maglowanie. Pamietam ramowanie firanek.
UsuńTamta nasza wiec zelektryfikowano dosc pozno, wiec zalapalam sie na czasy bezpradowe.
tak... sierpień to szczególny czas... ja mam podobne wspomnienia... buziaki :*
OdpowiedzUsuńOd ubieglego roku sierpien jest i zostanie dla mnie bolesnym miesiacem.
UsuńJa też miałam takie wiejskie wakacje. Pierwszy raz pojechałam mając chyba ze dwa czy trzy latka... Potem jeździłyśmy z siostra co roku, aż do dorosłości, a i potem też, choć sporadycznie. Rwałyśmy się zawsze do różnych prac gospodarskich: do pomocy przy żniwach, do noszenia wody, do karmienia świń. I tak jak mówisz, takiego chleba, twarożku, jajek, masła, śmietany, nie jadłam później nigdy. A zalewajka robiona przez ciocię to było mistrzostwo świata. Nie umiem zrobić takiej. Wieczorami wujek grał na skrzypkach, a czasem na grzebieniu - bardzo ładnie. A ciocia (to była siostra babci), była straszną "jajcarą" - chodziłyśmy z nią podkradać jabłka do młynarza, obsypywała nas mąką podczas robienia pierogów... Ale zawsze bardzo dbała o bezpieczeństwo, nie pozwalała na przykład używać SIERPA do podbierania żyta, a przy sieczkarni mogłyśmy tylko kręcić kołem. Ale wujek czasem pozwalał mam powozić, kiedy zwoziło się snopki do stodoły. Byłam z tego bardzo dumna, dopóki nie zrozumiałam, że konie i tak same idą do domu:)))
OdpowiedzUsuńJa albo "powozilam", albo siedzialam na samej gorze ogromnej sterty siana lub slomy, fajnie bylo stamtad wszystko widac. Sieczkarnie na korbe tez pamietam.
UsuńPamietam gromnice w oknie podczas burzy, spanie na siennikach w domu albo wrecz na sianie w stodole. Fajne byly czasy.
Moje dziecięce wakacje wyglądały bardzo podobnie, kolonie i pobyt na wsi u rodziny mojego ojca, to są okolice Pajęczna, a Twoja wieś w jakich okolicach? Też nie było elektryczności. Do wyliczonych przez Ciebie atrakcji dorzucę spanie na sianie i ulubione, jeżdżenie drabiniastym wozem ze spuszczonymi nogami ;) Jedne żniwa spędziłam na kosiarce. Kosiarka tylko kosiła, ja powoziłam końmi, a wujo spychał grabiami odpowiednie porcje zboża, takie akurat na jeden snopek. Kuzyn orzekł, że nie nadaję się do wiązania snopków i wsadził mnie na kosiarkę, miałam wtedy chyba z 15 lat :)
OdpowiedzUsuńO, wlasnie pietro wyzej napisalam w komentarzu o spaniu na sianie, jakbysmy sie zmowily. Wies to Zbylowice nad Pilica, jadac od Lodzi za Piotrkowem Trybunalskim. Babcia z moim tata, wtedy dzieciakiem, spedzala tam wojne.
UsuńMoj wujek nie mial kosiarki, kosil kosa.
Tez wspominam wakacje u babci na wsi:) Kiedy zaczynalo sie wolne, jechaliśmy z siostrami na wies. Bylo jak w raju! Rzeka, las, jagody, jezyny, ogród pelen warzyw i sad z owocami. Mleko, maslo, maslanka kupowane u rolnika, bo babcia nie miala gospodarstwa. Posilki w ogrodzie, spacery wieczorem nad staw, gdzie sluchac bylo rechot zab... Telefon mial tylko soltys, a TV bogata znajoma babci, do które pil wsi schodzilo sie na festiwal piosenki w Opolu:)
OdpowiedzUsuńAniu, wywolalas przepiękne wspomnienia, ze aż mi sie łza w oku zakrecila♥
Chyba piszesz o pozniejszych czasach, bo i telefon i telewizor, ta moja wies marzyla o zwyklym pradzie i zarowce. Siedzialo sie przy lampach naftowych, niedlugo, bo wszyscy chodzili spac z kurami, w wstawali z kogutem.
UsuńW tym roku skończę 60 lat, wiec dawno to bylo, ale wioska pod Kaliszem juz miala prąd, wiec jeden telewizor we wsi byl i soltys mial telefon. Z racji urzędu, a babcia prowadzila punkt biblioteczny. Wypelnialam Jej karty czytelnicze. Czułam sie jak dorosla:)
UsuńNo to mniej wiecej jestes w moim wieku, wiec i czas tamtych pobytow na wsi musial byc podobny. Tyle, ze moja wies byla chyba na koncu listy do elektryfikacji. Tam nawet asfaltu nie bylo, do wujka dojezdzalo sie piaszczysta droga. Zajrzalam tam przed chwila na google-earth i zobaczylam wypasiona asfaltowke. Wujostwo od dawna juz nie zyje, dom zostal sprzedany jakims miastowym teskniacym za zyciem na wsi.
UsuńBardzo ladnie opisalas sierpien. Milo tak powspominac dawne czasy. A czy wykopki to sierpien czy wrzesien? Bardzo lubilam wykopki, bo konczyly sie ogniskiem i pieczeniem ziemniakow, no i rozmowy wrecz do nocy.
OdpowiedzUsuńA to zalezy od gatunku ziemniakow, bo mlode je sie juz w czerwcu, z koperkiem i zsiadlym mlekiem. A zbiera sie chyba do pazdziernika, wiec praktycznie przez cale lato mozna piec je w ognisku. Masz racje, byly spalone, sczerniale, ale najpyszniejsze na swiecie.
UsuńJa to byłam taki duch, co nigdzie nie chciał wyjeżdżać na wakacje. Miałam swoje królestwo na pobliskich łąkach, robiliśmy szałasy, łaziło się po drzewach, większość dnia spędzałam z koleżankami nad rzeką. Właściwie to nie miałam rodziny na wsi, ale parę razy byłam u koleżanki mojej Mamy /do której przyjechała w czasie wojny ze Lwowa, i nie wróciła już tam nigdy/, mówiłyśmy do niej ciociu. Też robiła masło, piekła przepyszny chleb, ale elektryczność już była. Mój tato co roku jeździł tam na żniwa, pomagać.
OdpowiedzUsuńWszyscy, ktorzy mieli rodzicow na wsi, obowiazkowo spedzali urlopy na pomocy przy zniwach. Do wujka zjezdzaly jego dzieci, juz wtedy dorosle i dzieciate, a synowe i zieciowie zawsze sie buntowali, ze musza tam byc, a nie na wczasach FWP.
UsuńZ reguły całe wakacje spędzałam nad morzem, na Półwyspie Helskim. I z wielkim żalem wracałam do W-wy. Tak mniej więcej od połowy sierpnia to już czuło się tam, że jesień blisko.Teraz to mi jakoś obojętne jaki to miesiąc- byle nie było takiej "ekstremy" jak bywa teraz.Gdy wspominam minione lata nie mogę pojąć jak ja mogłam cały dzień od 9 rano do 16,00 funkcjonować na plaży w pełnym słońcu???
OdpowiedzUsuńA potem zjeść szybko jakiś obiad i pójść nad zatokę, na kajak i znów do zachodu słońca łapać słońce na kajaku? I tak przez dwa miesiące! Wtedy były jakieś bardziej stabilne pogody, deszcz jeśli nawet był, to zawsze bardzo krótko padał. I nie było takich morderczych upałów, więc zawsze funkcjonował tak potępiany dziś parawan plażowy, bo na plaży od strony pełnego morza zawsze wiał wiatr, było chłodnawo i miotło piaskiem.
Miłego;)
Tak, ale wtedy byl to maly parawan, a nie bastion na pol plazy. :)))
UsuńA czlowiek wytrzymywal na sloncu, bo nikt nie slyszal o dziurach ozonowych i slonce nie bylo az tak niebezpieczne. Zauwaz, ze w tamtych czasach nie stosowalo sie filtrow slonecznych i mimo to oparzenia nalezaly do rzadkosci. Nawet ja, typowa blondynka o wrazliwej rozowej skorze, nie ulegalam oparzeniom. Teraz wystarczy spacer z psem, a juz mam skore zaczerwieniona.
Nie porządkuję zwykle moich wspomnień według kalendarza, moje wnętrze łączy ludzi i miejsca, muzykę i zapachy, albo silne przeżycia znowu z miejscami. Okres letni w czasach szkolnych był dla mnie wytchnieniem po całym roku nauki, zawsze bardzo tęskniłam za wakacjami, wyjeżdżałam czasem do babci na wieś, a czasem zostawałam w domu i też zawsze sobie znajdowałam jakieś zajęcia oraz czytałam wtedy mnóstwo książek przez całe dnie a często i noce. :)
OdpowiedzUsuńTo porzadkowanie wedlug kalendarza jest przypadkowe, bo i ja raczej nastawiam sie na miejsca i ludzi. Jednak sierpien stal sie dla mnie szczegolnym miesiacem z racji smierci taty i tak jakos powstal ten post sierpniowy.
Usuń