czwartek, 21 czerwca 2012

Domy, domy... (1)

Ile razy w zyciu zmienia sie miejsce zamieszkania? Niektorzy maja szczescie urodzic sie we wlasnym domu i przetrwac tam do smierci, inni przeprowadzaja sie niezliczona ilosc razy i uwazaja to za normalne, a nawet zajmujace. Ja nie lubie przeprowadzek, jestem jak kot, ktory przyzwyczaja sie do miejsca. Przeprowadzka to dla mnie prawdziwy armagedon, wielu rzeczy trzeba sie pozbyc, a ja sie do drobiazgow przyzwyczajam. Inne znow przedmioty ulegaja zniszczeniu, tluka sie albo ulegaja innym uszkodzeniom. Ja naleze do tej kategorii ludzi, ktorzy najchetniej przetrwaliby zycie w jednym domu, ktory mozna by upiekszac i udoskonalac bez konca.
Czesto mysle o miejscach, w ktorych dane mi bylo spedzac lata, czy to jako dziecko, czy pozniej juz z wlasna rodzina. Bo to nie tylko budynki, nie tylko adres. Kazdy z tych domow jest rowniez wycinkiem mojego zycia, wiaze sie z wydarzeniami, ktore mialy miejsce, kiedy w nim mieszkalam.
Czesc zdjec pochodzi z netu, czesc z GoogleEarth (chwala street view!), inne sa moje.

Pierwszy dom to mieszkanie rodzicow mojej mamy, tam przyszlam na swiat.  Niespecjalnie mile otoczenie, ale czego spodziewac sie po familokach fabrycznych?



Czerwona cegla, brzydko pachnace podworka, a skanalizowane zostaly dopiero po wojnie. Skanalizowane to wcale nie znaczy, ze wszyscy mieszkancy dysponowali u siebie lazienkami i wc. Wielu z nich pozostawaly do dyspozycji szalety na podworzu.


Ale coz, taka jest wlasnie Lodz i niektore miejsca pozostaly takie do dzisiaj.
Kilka lat temu jakis deweloper chcial budynki generalnie wyremontowac, ale sprawa rozbila sie chyba o mieszkania zastepcze, ktore musialby zapewnic lokatorom, by w ogole przystapic do remontu. Poza tym taka renowacja zabytkowych familokow jest nieslychanie droga i pozostaje pod stala kontrola konserwatora zabytkow.
Szkoda. Przyjdzie w koncu czas, ze to wszystko runie i nie bedzie czego restaurowac.



Z tamtego miejsca i czasu pamietam niewiele, pozniej bywalam tam z mama, odwiedzajac dziadkow, dopoki zyli. Teraz mieszka tam nadal wdowa po mamy bracie. Tyle pokolen, tyle rodzin, tyle ludzi, a miejsce to nie zmienilo sie od XIX wieku. Serce boli i noz sie w kieszeni otwiera, kiedy dokola widzi sie coraz to nowe koscioly lub stare, z pieczolowitoscia odremontowane za panstwowe pieniadze, ktorych brakuje na ratowanie zabytkow.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.