W czasach mojego dziecinstwa, w okresie tzw. glebokiej komuny, na swieta zimowe czekalam z wielkim utesknieniem. Raz, ze wiazaly sie one z feriami zimowymi, a co za tym idzie, z wyjazdem do mojej kochanej babuni do Warszawy, a dwa, ze wtedy mialy te swieta magiczne znaczenie. Dla mnie, dziecka, podwojnie magiczne. I nie chodzilo tylko o prezenty, ani o to specjalne jedzenie, te przygotowania, zapachy, smaki, cala te otoczke. Spotykalismy sie wszyscy, przy stole, pod choinka, przy blasku swiec, bez telewizora, a babcia spiewala koledy. Bylo inaczej nie tylko dlatego, ze bylam dzieckiem, a ukochana osoba jeszcze zyla.
W PRL-u bylo przasnie, zeby wyprawic godnie swieta, zdobywalo sie cytrusy, bakalie, miesiwo, a nad prezentami trzeba bylo poglowkowac. Pierwsze zwiastuny nadchodzacych swiat pojawialy sie w handlu gdzies w polowie grudnia, cos tam "rzucali" do sklepow, a na wystawach zawieszano jakies bombki, lancuchy. Nie byly to ladne dekoracje, nie puszczano w sklepach muzyki, zachecajacej do kupowania, bo i tak wszystko znikalo na pniu. Babunia zawsze wystala w sklepie firmowym Wedla jakies lakocie, potem piekla doskonale makowce, wiec slodkosci bylo dosyc.
Te dwa grudniowe tygodnie przed swietami staly pod znakiem kolejek, zalatwiania, organizowania i przygotowan, nakrecajac nastroje, powodujac niecierpliwe oczekiwanie, budujac napiecie i podniecenie. Byl to optymalny czas na duchowe przygotowania sie do swiat.
Kiedy zamieszkalam w Niemczech, nie moglam sie nadziwic, ze swieta zaczynaja sie w handlu juz w pazdzierniku. Polki sklepowe zapelnialy sie piernikami, spekulatiusami, kamieniami domina, kalendarzami adwentowymi, a nawet Mikolajami z czekolady. Muzyczka tez leciala z glosnikow taka wiecej tematyczna. Do grudnia czlowiek mial dosc tych swiat, ktore nawet jeszcze nie nadeszly. Niczego nie trzeba bylo zdobywac, ani wystawac w kolejkach, slodyczy bylo do wyboru, do koloru, choc nic nie dorownywalo tamtejszej mieszance wedlowskiej, czy torcikom.
Z roku na rok handel dostawal gorszej wscieklizny swiatecznej, czyli zaczynal coraz wczesniej. Doszlo do tego, ze pierwsze pierniki pojawiaja sie po letniej wyprzedazy, juz w sierpniu. Zamiast cieszyc, budza moja wielka irytacje. No bo jak wczesnie mozna zaczynac swieta? Nie mialabym nic przeciwko rozpoczeciu tego cyrku na poczatku grudnia, termin akurat w sam raz na poczatki myslenia o bozym narodzeniu. Tymczasem po ponad czterech miesiacach tej nachalnej karuzeli, odchodzi czlowiekowi ochota na wszystko.
I zeby chociaz w tym wyscigu choc odrobine chodzilo o swieta jako takie, ale nie, tu celem samym w sobie jest jak najwiekszy zysk. Podczas wigilii nie ma sie ochoty sluchac koled, bo ile mozna sluchac tego samego w kolko, skoro w kazdym sklepie do znudzenia towarzysza zakupom swiateczne motywy muzyczne. W grudniu staram sie jak najrzadziej kupowac, bo widok ludzi z obledem w oczach, zaopatrujacych sie jak na wojne trzydziestoletnia, budzi juz tylko moj niesmak i agresje. Statystyki mowia, ze w okresie przedswiatecznym handel notuje 70% calorocznych zyskow. Wszyscy zdaja sie zapominac, o co tak naprawde chodzi w boze narodzenie, niektorzy nawet nie bardzo wiedza, z czym te swieta sa zwiazane. Bo celem samym w sobie staje sie nazrec, napic, odwiedzac rodzine, przyjmowac gosci i obdarowac prezentami.
Nigdy nie bylam szczegolnie religijna, choc wychowana w kulturze chrzescijanskiej, wiec takie komercyjne swieta zupelnie mi nie odpowiadaja. Przestalam oczekiwac ich z radosnym podnieceniem, bo zanim nadejda, ja mam ich juz dosc. Jedyne, co mnie jeszcze cieszy, to spotkanie w gronie rodzinnym.
Masz rację Pantero! To nie do wytrzymania! Przez tą nachalną propagandę nie cierpię już kolę, dekoracji świątecznych i całego tego cyrku na kółkach. Spotkania rodzinne też bywają niełatwe, choć to faktycznie najcenniejsze co z tego zostało.
OdpowiedzUsuńPan Bóg musi cierpieć z powodu tego w co ludzie zamienili święta.
Cierpi zapewne nie tylko z tego powodu. <wszystko powoli staje sie komercja.
UsuńNiestety magia świąt została zdominowana przez kult pieniądza. W Polsce też zaczyna się ten cały świetokwik. W jednym z marketów już od połowy października wiszą świąteczne ozdoby. Szkoda...
OdpowiedzUsuńJa bylabym szczesliwsze, gdyby u nas zaczynalo sie w polowie pazdzirnika.
UsuńŚwięta nabierają magii, jeżeli sami tę magię stworzymy.
OdpowiedzUsuń***
Polacy zapatrzeni na zachód też zaczynają zaraz po Wszystkich Świętych... Idiotyzm! Zysk, zysk, zysk... Ach, szkoda gadać!
Masz racje, tyle ze moja magia i ochota zanika przed swietami od tego przesytu.
UsuńNo tak, po wszystkich swietych, bo przedtem przeciez trzeba sprzedawac dynie i maski na halloween.
Pantero, mnie wkurza, że u nas ta cała szopka zaczyna się w listopadzie, a co dopiero kilka miesięcy wcześniej...
OdpowiedzUsuńJak mam wejść w tym okresie do jakiegoś sklepu to mi się niedobrze robi.
Ciekawa jestem komu to odpowiada. Oprócz handlowców oczywiście.
Ja nawet z listopadem moglabym sie zgodzic, byle nie w sierpniu.
UsuńNiestety masz rację, cały urok świąt przepada przez tę nachalną reklamę...
OdpowiedzUsuńW tym czasie najchetniej zaszylabym sie w lesie, zeby nie musiec chodzic do sklepow.
UsuńTo wszystko niby prawda, ale ciągle jest w świętach coś magicznego. Coś co powoduje,że w Wigilię ludzie nawet spiesząc się do domu potrafią tak po prostu uśmiechnąć się do obcej osoby i złożyć jej życzenia. W tym całym pośpiechu, handlu i komercji gdzieś w każdym z nas tli się ta magiczna iskierka:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło:)
Jest! Gdyby tylko mozna bylo nie wychodzic z domu... Gdyby tak zakupy zechcialy same do domu przywedrowac...
UsuńJak ja sie ciesze z tego komentarza, Kaprysiu, z Twojego powrotu.
Witam witam i o zdrówko pytam :)
OdpowiedzUsuńTwój blog oczywiście zaszczycił swoją obecnością naszą PSIĄ LISTĘ :) POzdrawiamy
Bardzo strasznie sie ciesze!
UsuńBo ja taka bi jestem, troche psia, troche kocia, ogolnie zwierzolubna.