piątek, 20 grudnia 2013

Moje drugie opowiadanie u Magdy.

Dziewczynka z zapalkami?


Szla wolno po pustych i ciemnych ulicach, czujac sie troche jak dziewczynka z zapalkami. Co za porownanie! Dziewczynka! Myslalby kto! Dawno przestala byc dziewczynka, juz wtedy, kiedy wiekowo jeszcze do dziewczynek sie zaliczala. Przedwczesnie musiala dojrzec, przejac obowiazki chorej matki, matkowac rodzenstwu, bronic rodzine przed brutalnoscia ojca alkoholika.
Szczesliwie dla jej rodzenstwa, smierc matki zbiegla sie w czasie z jej dojsciem do pelnoletnosci, natychmiast wystapila wiec o ustanowienie jej ich prawnym opiekunem. Niedlugo potem ojciec zapil sie na smierc, znaleziono go sztywnego w zaspie snieznej, pijany zamarzl w taki dzien jak dzisiaj, choc wtedy byl to luty, a nie grudzien.
Czula sie tego dnia taka samotna. Wszyscy swietowali w gronie rodzinnym, nawet bezdomni poznikali z ulic, zabrani przez zakonnice organizujace wigilie dla najbiedniejszych. Okna jasnialy uroczyscie, jakos inaczej, radosniej, w domach plonely lampki i swiece, przez co ulica zdawala sie byc ciemniejsza niz zwykle. W taki dzien byc pozostawionym samemu sobie, nie miec z kim podzielic sie oplatkiem, zaintonowac kolede przy choince...

Zaraz po maturze podjela prace, zeby latwiej zwiazac koniec z koncem, bo renty rodzinne na wiele nie wystarczaly. Zrezygnowala z marzen o studiach, o ulozeniu sobie zycia, o przyjemnosciach naleznych jej wiekowi. Porwal ja wir codziennosci, ciezkiej pracy, dogladania rodzenstwa, zapewnienia im w miare godnego zycia i staran w zastapieniu im matki i ojca. Latwo nie bylo, ale dala rade. Na szczescie dzieciaki nie sprawialy problemow wychowawczych, uczyly sie nienajgorzej, nie byly wymagajace, za to bardzo pomocne w pracach domowych.
Po kolei konczyly szkoly, a kiedy jedno z nich wyemigrowalo w poszukiwaniu godnego zycia do Irlandii, nastepne poszly jego sladem. Ona zostala. Miala prace i mieszkanie po rodzicach, zal jej bylo zostawiac wszystko i jechac w nieznany i niepewny swiat, pozbywac sie rodzinnych pamiatek. Zdecydowala, ze milszy jej wrobel w garsci, niz golab na dachu.

Niedlugo potem poznala jego, skromnego i pracowitego chlopaka ze wsi. Nie byla to goraca milosc, raczej rozsadek i chec zapelnienia pustego mieszkania, potrzeba bycia z kims, rozmow i dzielenia sie codziennymi troskami i radosciami. Nie umiala i nie chciala byc sama. Przez lata przyzwyczaila sie do gwaru w domu i nagla cisza, ktora nastapila po wyjezdzie rodzenstwa, doprowadzala ja do skrajnej melancholii.
On byl prostym czlowiekiem, nie umial pieknie mowic o milosci, nie dbal specjalnie o jej seksualne zaspokojenie, pewnie nawet przez mysl mu nie przeszlo, ze ona ma jakies potrzeby w tym zakresie. Skad niby mial o takich rzeczach wiedziec?
Mial za to niespozyta energie, tryskal optymizmem i umial zrobic wszystko, prawdziwa zlota raczka. Nie byl przystojny, elokwentny, skonczyl raptem zawodowke, bo kto na wsi myslal o wyzszym wyksztalceniu, nie bylo czasu ani srodkow. Gospodarke przejal jego najstarszy brat, on zas postanowil przeniesc sie do miasta i tam poszukac szczescia. Znalazl prace i kobiete z mieszkaniem, wiec uznal, ze cel osiagnal.
On rowniez nie mial potrzeby emigrowania, byl czlowiekiem bardzo rodzinnym, czesto jezdzil do swoich na wies pomagac w najgoretszym okresie w pracach polowych. Zdawal sobie sprawe, ze wyjazd na stale uniemozliwilby tak czeste kontakty z rodzina, a tego chcial uniknac. Zreszta mial prace, wiec po coz mialby wyjezdzac w poszukiwaniu innej? Jezykow obcych nie znal, a swiadomosc zycia w miejscu, gdzie nie moglby pogadac z sasiadami, napawala go strachem. To nie mialo sensu, dobrze mu bylo tu, gdzie zyl dotychczas.

Z braku srodkow na huczne wesele, ograniczyli sie do skromnego slubu cywilnego, o ktorym po fakcie powiadomili rodzine. Bylo troche kwasow, ale wytlumaczyli powody i wszyscy przeszli nad tym do porzadku. Zyli przecietnie i oszczednie, szanowali sie wzajemnie i tak uplywaly lata.

Kolejne swieta Bozego Narodzenia spedzali naprzemiennie na wsi u rodzicow, u siebie w domu, goszczac rodzenstwo lub wyjezdzajac do nich do Irlandii.
Jeden problem kladl sie cieniem na ich pozycie, nie doczekali sie dzieci. Mimo wieloletnich prob, upokarzajacych badan, zmudnych terapii i zycia z kalendarzem i termometrem w reku, nie mogli cieszyc sie rodzicielstwem. Jej bylo wszystko jedno, miala bowiem cala gromade siostrzencow i bratankow, a z wiekiem stala sie za wygodna, zeby chciec zabawy w macierzynstwo. To on nalegal i naciskal, nigdy jednak nie biorac pod uwage mozliwosci zaadoptowania cudzego dziecka.

Czy wlasnie wtedy, w tym czasie zaczely sie pojawiac pierwsze, niezauwazalne jeszcze dla nikogo, symptomy? Moze wczesniej? Moze dopiero po tragicznej smierci jego brata? Smierci, ktora na zawsze przycmila radosc wszystkich nastepnych wigilii.
Tamtego roku spedzali swieta u jego rodzicow. Przyjechali wczesniej, zeby pomoc w swiatecznych przygotowaniach. Zawsze czula sie swietnie w domu jego rodzicow, a tesciowa kochala ponad wszystko, byla dla niej jak rodzona matka, ktora tak wczesnie stracila. Nastroj panowal swiateczny, przerzucali sie zartami, cieszyli swoja obecnoscia, a wieczorami rozmawiali do pozna w noc. Lubila te swieta na wsi, wszystko po staremu i tradycyjnie, siano pod obrusem, kutia, snop zboza w kacie izby, dzielenie sie jedzeniem ze zwierzetami, wspolne spiewanie koled, ale przede wszystkim tlok przy stole, wszyscy w komplecie, podekscytowane i radosne dzieciaki, wygladajace Mikolaja przez okna, gwar i ogrom milosci.
Kiedy mieli siadac do wigilijnej wieczerzy, brat meza zadeklarowal jeszcze szybkie pojscie do zwierzat i... zniknal. Czekali prozno na niego, bezskutecznie szukali po obejsciu, po wsi i poza zabudowaniami. Nic. Kamien w wode! Nie mieli glowy do spiewania, a jedzenie pozostalo nietkniete.
Nastepnego dnia zlozyli zawiadomienie na policji...
Dopiero jednak na wiosne topniejaca woda w rzece ukazala swoja, skrywana pod lodem, tajemnice, zwloki brata wyplynely. Nigdy nie dowiedzieli sie dlaczego i jak zginal. Policja jako przyczyne smierci podala samobojstwo, oni jednak wiedzieli, ze to niemozliwe, nie on, nie tego akurat dnia. Ale bo to wygra sie z wymiarem sprawiedliwosci? Sledztwo zamknieto i nikt nie chcial go ponownie rozgrzebywac.

Od tego jednak czasu jego zachowanie zaczelo sie w sposob widoczny zmieniac. Coraz bardziej zamykal sie w sobie, byl milczacy, nieufny, czesto znikal z domu i nie chcial rozmawiac o tym, gdzie byl ani co robil.
Wyjasnienie zagadki spadlo na nia jak grom z jasnego nieba, kiedy do domu zaczely naplywac pisma od wierzycieli, jedne z prosbami o zwrot dlugow, inne z pogrozkami. Zaczely sie wizyty windykatorow lub nieprzyjaznie nastawionych znajomych i nieznajomych ludzi oszukanych przez jej meza.
Tamten czas wspominala jak przez mgle, przez cale swoje zycie nie zaciagala dlugow, nigdy nikomu nie byla nic winna. Nie mogla zrozumiec, co stalo sie jej mezowi i na co wydal te wszystkie pozyczone od innych srodki. On milczal i ani myslal dzielic sie z nia swoja wiedza. Usmiechal sie tylko tajemniczo, a zarazem cynicznie.
Szale goryczy przelala wiadomosc od szwagierki ze wsi, jej maz pozyczyl od nich ogromna sume pod zastaw maszyn rolniczych. Termin zwrotu dawno uplynal, a po pieniadzach nie bylo sladu.

Zrobila mu pierwsza w zyciu awanture! Przez cala noc ich sasiedzi musieli wysluchiwac jej krzykow i brzeku tluczonych talerzy. Wpadla w taka furie, ze nie mogla sie zatrzymac, nakrecala sie coraz bardziej i bardziej. Miala ochote go zabic za krzywde, ktora zrobil najblizszym. Ale czesciowo cel osiagnela, bo zaczal mowic. Jednak to, co uslyszala, ani troche jej nie uspokoilo. Otoz okazalo sie, ze jej maz dosc dawno juz stracil prace, ale zeby jej nie niepokoic, co rano wychodzil z domu w poszukiwaniu innej. Niestety, jego starania byly nieskuteczne. Coraz bardziej sfrustrowany rozmyslal, jak sie usamodzielnic, zalozyc wlasna dzialalnosc i zaczac zarabiac duze pieniadze. Naiwnie myslal, ze pieniadze pozyczone od innych, w krotkim czasie bedzie mogl oddac i udowodnic jej, ze prowadzenie wlasnego biznesu nie jest wcale trudne i skomplikowane. Stracil wszystko.
Chciala go ratowac, ratowac siebie i malzenstwo, zaproponowala, ze beda splacac dlugi z oszczednosci, jakie odlozyli. Wtedy dowiedziala sie, ze oszczednosci nie maja juz zadnych, one jako pierwsze padly ofiara jego zapedow bycia biznesmenem.
Rzucila sie na niego z piesciami, musiala wyladowac swoja zlosc i frustracje. Wtedy on, dotychczas tak lagodny, jednym mocnym ciosem w twarz, powalil ja na ziemie i wybiegl z domu...

Pozniej bylo juz tylko gorzej, nie mogla sie opedzic od wierzycieli, komornik zajal jej konto, a ona nie miala z czego zyc. Maz gdzies zniknal i przez wiele miesiecy nie dawal znaku zycia, pozostawiajac ja na pastwe losu.
Postanowila dzialac, natychmiast zlozyla pozew o rozwod, w prasie zamiescila ogloszenie, ze nie odpowiada za nastepne zadluzenia swojego meza, a dotychczasowe zaczela mozolnie splacac.

Minelo kilka lat, w czasie ktorych dochodzily ja sluchy o przekretach bylego juz meza, o jego irracjonalnych zachowaniach. Byla pewna, ze jest chory psychicznie, nigdy wczesniej bowiem nie postepowal w taki sposob. Podobno zaczal sie leczyc, przyjmowal psychotropy, ale zasmakowal rowniez w alkoholu, a to dosc diabelska mieszanka. Gdzie przez ten czas sie ukrywal, nie zdolala sie dowiedziec. Pomieszkiwal czasem u przypadkowych znajomych, bo w domu rodzinnym nie mial sie co pokazywac. Szwagierka odgrazala sie, ze przywita go widlami.
Wreszcie zniknal na dobre, co najdziwniejsze, znow w wigilie, jak jego brat. Nikt go nie szukal, dla niej byl juz obcym czlowiekiem, a jego rodzina nawet nie wiedziala, ze zaginal, bo od czasu tamtego zdarzenia nie mieli z nim zadnego kontaktu. Ona rowniez zaniechala kontaktow, w koncu byla to rodzina jej rozwiedzionego meza.

Nastal maj nastepnego roku, gdy do jej drzwi zastukali policjanci z informacja, ze ma stawic sie na identyfikacje zwlok. Okazalo sie, ze jej eks zamieszkal u kogos, kto wyjechal do pracy za granice, a kiedy powrocil, zastal w domu zwloki w stanie zaawansowanego rozkladu. Nie byla wcale pewna, czy ma przed soba resztki swojego bylego meza, bo nawet ubrania nie byla w stanie rozpoznac. Pozniej jednak zrobiono jakies badania genetyczne i w ten sposob zostala oficjalnie rozwiedziona wdowa.

Gdzies na poczatku jesieni zawital do jej domu mezczyzna z plikiem dokumentow swiadczacych o tym, ze to on jest wlascicielem jej mieszkania. Dal jej czas do konca listopada na wyprowadzke. A jakze, pobiegla na policje, ale sprzedazy nie mozna juz bylo cofnac, z pierwszym dniem grudnia stala sie bezdomna. Przygarnela ja pod dach jedna z przyjaciolek.

I znow byla wigilia, najgorszy dzien w jej zyciu od kilku lat. Zostala zupelnie sama, nie chciala bowiem informowac rodzenstwa o tym, co sie wydarzylo i zmuszac ich do finansowania jej biletu do Irlandii, by moc spedzic z nimi swieta. Jej nie bylo stac na nic, bo wiekszosc zarobkow szla na splacanie wierzytelnosci. Przyjaciolka, u ktorej mieszkala, wyjechala na swieta do rodziny, a ona nie chciala sama przebywac w obcym domu. Wyszla wiec na ulice, byle dalej, byle przed siebie. Szla krok za krokiem po sniegowym blocie i zagladala do mijanych okien. Jak dziewczynka z zapalkami... Tyle, ze ona nie miala nawet zapalek. Zzymala sie na sytuacje, w ktorej sie bez wlasnej winy znalazla, a po policzkach zaczely splywac cieple lzy. Pierwsze wigilia w jej zyciu, kiedy nie miala z kim podzielic sie oplatkiem, kiedy nawet nie miala co jesc. Szla zgarbiona i zrezygnowana przed siebie.
Zatrzymywala sie czasem przed jakims oknem i chlonela z zazdroscia nastroj rodzinnych swiat. Czasem dobiegaly jej uszu przytlumione dzwieki koled, spiewanych przez odswietnie poubieranych ludzi, radosne piski dzieci, rozrywajacych papier, w ktory zapakowane byly prezenty lub odglosy rodzinnych klotni. Nawet tego jej brakowalo, ona nie miala sie z kim poklocic.
Nagle spojrzala na zegarek, w glowie zaswitala jej jakas mysl. Przystanela. Nie, to nie ma sensu... Nie moze sie udac! Choc moze... Nie... Bila sie z myslami, przekonywala, zaprzeczala, obawiala sie skutkow swojego szalonego pomyslu. Podjela w koncu szybka decyzje i, przyspieszajac kroku, skierowala sie w strone przystanku autobusow podmiejskich...

Stanela pod drzwiami, niepewna, jak zostanie przyjeta. Tak dawno tu nie byla... Chciala odejsc, ale w domu rozszczekal sie pies, a w progu stanela przygarbiona postac.
- Ooo, spozniony wigilijny wedrowiec! Nakrycie juz na ciebie czeka. Witaj, coreczko! 
Rozszlochala sie na dobre i rzucila w ramiona tesciowej.


Ponownie wzielam udzial w konkursie na opowiadanie u Madzi Kordel, tym razem gwiazdkowe. Jesli macie ochote przeczytac pozostale, znajdziecie je TUTAJ.

32 komentarze:

  1. To jest to wyróżnione? Na które głosowaliśmy. Od razu rzuca się w oczy Twój styl:-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to wlasnie to opowiadanie, a wyroznione... pewnie tylko dzieki Waszym glosom, za ktore jeszcze raz pieknie dziekuje. :)

      Usuń
  2. Grudzień to oczywiście Święta i Nowy Rok. Czas zastanowienia i refleksji nad tym co było i będzie a dla mnie również okres przygotowań do wyjazdu świąteczno-noworocznego.

    

Dlatego już teraz składam życzenia Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!

    Ataner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wspaniale, ze mozesz sobie wyjechac i zbierac material na kolejne zajmujace posty z podrozy. Ja poswiece zyczeniom osobny wpis, ale dla Ciebie zrobie wyjatek, bo nie wiem, czy bedziesz miala dostep do bloga w tym czasie.
      Zycze Ci (Wam) fantastycznych swiat i wielu ciekawych podrozy w nadchodzacym roku.

      Usuń
  3. Świetne opowiadanie. Masz kobieto talent bo jeśli czytam z zainteresowaniem i jestem ciekawa co będzie dalej to znaczy że jest ok. Przeczytałam jednym tchem. Zresztą to dobry zaczątek do powieści bo chętnie bym przeczytała taką książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grazynko, byly lepsze i sprawniej napisane opowiadania, a wyrozniona zostalam tylko dzieki Waszym glosom, o ktore zabiegalam. Ale ciesze sie, ze Ci sie spodobalo. :)

      Usuń
    2. Oj tam - nie bądz taka skromna :)
      Tak szczerze to nie przeczytałam wtedy żadnego - oddałam na ciebie głos bo lubię Ciebie i Twojego bloga- teraz wiem że warto było.

      Usuń
    3. Przeczytaj inne w wolnej chwili, niektore to prawdziwe perelki, gdzie mi tam do nich... ;)

      Usuń
  4. Aniu, smutne bardzo jest Twoje opowiadanie, ale bardzo prawdziwie opisujące rzeczywistosc poskich świąt. Tyle jest bólu, samotnosci, bezradnosci, goryczy...To sie w swieta jeszcze bardziej czuje. Tym mocniej im wiecej wokół jest tej pozłotki, lukru i sztampowych zyczeń. Patrzymy na te kolorowo oświetlone okna, mysląc jak tamtym w środku dobrze i ciepło. A co sie tak naprawdę dzieje w środku domu i wewnątrz ludzkich serc tylko tamci wiedza...
    P.S.
    Szkoda, że nie ma za duzo czasu teraz na pisanie, ale na "Wysokich obcasach" znalazłam wczoraj ogłoszenie o konkursie na współczesną opowieśc wigilijna (Dickensowską). Termin nadsyłania krótkich opowiadań do 22 grudnia. Ja nie dam juz rady napisać. Moze Ty spróbujesz?
    Serdecznie Cie pozdrawiam o mroźnym poranku!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olenko, to tylko dwa dni czasu, a ja mam glowe zawalona problemami, wiec jednak sie nie skusze. Nie umiem tak pisac "z biegu", a przez dwa dni nie wymyslilabym nawet zarysu tego, co mialabym napisac.
      U nas nadal zielono i niech juz tak zostanie do wiosny :)))
      Buziaczki

      Usuń
  5. Gdybym miała wybierać najlepsze opowiadanie z tego konkursu, miałabym wielki problem, ale na Twoje, Panterko, zagłosowałam z czystym sumieniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektore opowiadania byly na bardzo wysokim poziomie, naprawde wybor bylby trudny. W poprzedniej edycji konkursu dostalam dwa glosy, w tym jeden wlasny, a to o czyms swiadczy. Wtedy pozostalam anonimowa, teraz prosilam o glosy.
      Buziaki

      Usuń
  6. Aniu !!! smutne opowiadanie i zarazem piękne! Pięknie napisałaś:) Z resztą jak wszystko, co czytam u Ciebie. Aniu ostatnio się opuściłam , nie z własnej winy ale wszystko nadgonię i poczytam . Teraz mam chwilkę oddechu, bo mama śpi ( spokojnie) wiec szybciutko chce pochłonąć jak najwięcej( u Ciebie). Nie wiedziałam nawet o głosowaniu, nie wiem kiedy to było(?), i żal mi z tego powodu, że nie oddałam głosu na "moją ulubioną Autorkę"Pozdrawiam serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izunia, nie rob sobie wyrzutow, przeciez blogowanie i czytanie cudzych blogow ma byc przyjemnoscia, a nie przykrym obowiazkiem. Nastal taki okres, ze malo dysponuje teraz wolnym czasem, a Ty w szczegolnosci, majac tyle dodatkowych obowiazkow przy opiece nad Mama.
      Serce mi sie raduje, kiedy czytam, ze jestem ulubiona :))) To wzruszajace, dziekuje Ci.
      Buziaczki i trzymaj sie, Izus.

      Usuń
  7. Dobre opowiadanie i fajnie, że kończy się jednak optymistycznie. Serdecznie gratuluję wyróżnienia!

    OdpowiedzUsuń
  8. Smutna to opowieść, ale jednocześnie piękna :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dobrze, że się dobrze skończyło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bajki na ogol koncza sie happy endem... i zyli dlugo i szczesliwie. Przeciez to dziewczynka bez zapalek byla :)))

      Usuń
  10. Smutne prawdziwe i ucieszyło mnie że dwie kobiety się spotkały bo to ważne jest by kobiety się spotykały i wspierały.
    Dziękuję, piękne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze miec oparcie w rodzinie, chocby i przyszywanej.
      Ciesze sie, ze Ci sie spodobalo.
      Caluski

      Usuń
  11. Odpowiedzi
    1. Chyba jednak przesadzilas, Aga, z pochwalami. Ale mile lechca moje ego :)))

      Usuń
  12. no popatrz. temu opowiadaniu dałam 8 punktów, więcej nie mogłam.
    podobało mi się bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no wiesz??? nie wiedziałam które jest twoje, przecież były anonimowe. gdyby mi się nie podobało, nie głosowała bym. bo ja wredna jestem i szczera.

      Usuń
    2. No dobraaa.... W kazdym razie wielkie dzieki i podzieki :)))

      Usuń
  13. Panterowska , wzruszyłam się .Zawsze powiadam : jutra nie znamy .Czasami życie gna do przodu , czasami bierze zakręty a czasami zatacza koło.

    z okazji nadchodzących ŚWIĄT życzę ogrom zdrowia , radości , przyjaźni i miłości

    z centralnej - Gryzmo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gryzmo, Ty znow zyczysz, a swieta (jakie znow swieta?) tak daleko jeszcze.
      A teraz uwazaj: szykuje takie zyczenia, ze wszyscy poupadacie, bede machala z centralnych, ze malo mi rece nie poodpadaja.
      Buziol

      Usuń
  14. Piękne i życiowe opowiadanie,masz dar do pisania Aniu,zawsze z przyjemnością zaczytuję się w Twoich opowiadaniach.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.