Taki dziwny dzien mialam wczoraj. Duzo zlych wiadomosci, a ja chlone je jak gabka, zapadaja mi w umysl i draza, wwiercaja sie i nie chca wyjsc z glowy.
Ktos ze znajomych zapadl na raka, takiego zle rokujacego. Jedna operacja, trzy chemie i perspektywa nastepnej, bardzo powaznej operacji. I nie chodzi tu o wyleczenie, raczej o przedluzenie zycia. Siedzi mi ten cudzy rak w glowie i przypomina o ulotnosci zycia.
Pogoda jest do dupy, jakies skoki cisnienia i bol w glowie, nieprzyjemny, sciskajacy.
Siadlam do kompa, zeby zapomniec, odwrocic mysli od przykrych spraw. Nastepny cios! Maly piesek zostal przejechany przez rowerzyste, taki dwukilogramowy york jednej z blogerek. Dlaczego ludzie nie patrza wokolo, tylko pedza na zlamanie karku? Psiego. Wrocil wlasny bol po stracie Fusla, taka tragedia.
Glowa bolala coraz bardziej.
Pojechalismy do kliniki weterynaryjnej, na kolejny zastrzyk Kirusiowej terapii homeopatycznej po mastektomii. Bidulka na sam widok tego budynku, kuli sie w sobie, boi sie i nie chce wchodzic z nami do srodka. Nic dziwnego, po tych wszystkich przejsciach i krzywdach, jakie jej tam robili...
Uszy po sobie, ogon podwiniety, calym swoim jestestwem dawala nam do zrozumienia, jak bardzo nie chce tam byc. Dodatkowo mamy jeszcze jedno zmartwienie, oprocz chorej lapki. Kilka lat temu urosl jej na grzbiecie kolo ogona maly guzek. Lekarka go naklula, wycisnela z niego ciecz i nazywalo sie, ze to byla cysta. Po jakims czasie guzek sie odnowil, wiec przy okazji poprosilam wetke, zeby go znow przeklula. Tym razem jednak nic plynnego nie chcialo leciec. Pobrala wiec nieco materialu na cytologie. Prawdopodobnie trzeba bedzie toto usunac. W srode maja byc wyniki.
Na lapke nadal utyka.
W drodze do domu wpadlismy do dziadka i to juz mnie do reszty dobilo. Widok tych ludzi o pustych spojrzeniach, rozmowa z dziadkiem, a raczej jego monolog, nie zawsze sensowny i wysilek, jaki musialam wkladac w zrozumienie tego, co mowil, bo z kazdym dniem mowi coraz bardziej niewyraznie, w dodatku w obcym jezyku - wszystko to dociazylo mnie do reszty.
Efekt byl taki, ze poklocilismy sie z mezem, bo gdzies trzeba bylo te frustracje upuscic. On juz spi, a ja siedze i pisze, bo jakos nadal nie moge dojsc do siebie. Pisze i rycze, moze to przyniesie mi ulge i pozwoli zasnac. Moze podzielenie sie z Wami wszystkimi tymi nieszczesciami, odciazy mi glowe?
Czasem chcialabym oderwac sie od ziemi i poszybowac gdzies, gdzie nie ma zla. Patrzylam na unoszacy sie nad miastem balon i zapragnelam w nim byc, zostawic za soba te wszystkie zgryzoty, moc patrzec w przyszlosc z wiekszym optymizmem.
w takich momentach ja też chciałabym zostawić wszystkie złe historie za sobą... ale to się nie da :/
OdpowiedzUsuńpowoli pokładają się w głowie myśli i trochę stracą na intensywności... będzie lepiej...
całego świata nie zbawisz... przytul więc mocno Kirunie i zapatrz się na pełną życia Bułkę...
posyłam moc, masę ciepłych myśli i serdeczne ucałowania! :********
Jakos sil nie mam walczyc z przeciwnosciami, zreszta na wiele z nich nie mam zadnego wplywu. Zle mysli, jak arszenik, odkladaja sie w duszy i powoli ja zatruwaja, wplywaja nie tylko na psychiczne samopoczucie, ale przekladaja sie na cielesne dolegliwosci. I mecza, gniota, cisna.
UsuńTo na pewno kiedys minie, o ile nie zdarzy sie cos nowego...
Dziekuje :***
wiesz, że wiem o czym piszesz :) to trzeba przetrwać kochana ... innej rady nie ma...
Usuńpowoli powoli instynkt samozachowawczy zacznie działać i podnosić Cię z tego doła... oby jak najszybciej :******
Oby, Emko. Jesli nic nowego sie nie przytrafi, z dnia na dzien bedzie lepiej. Dzis jeszcze mam kluche w gardle, ale przynajmniej leb mi nie peka.
Usuńno to dobrze przynajmniej, że już kierunek prawidłowy obrany... :) ♥
UsuńCzas jest najlepszym terapeuta...
UsuńDobrze, że to z siebie wyrzuciłaś. To przeważnie pomaga. Gdy nagromadzi się w człowieku taki kłąb niedobrych wrażeń spowodowanych rzeczywistymi zdarzeniami, nie ma innej rady, jak sobie popłakać. Gdyby nie dało się już nawet płakać, wtedy już byłoby naprawdę źle. Jutro będziesz jak nowa. I ucałuj męża:-))). W końcu dostało mu się po uszach za niewinność:-))).
OdpowiedzUsuńMnie nawet już nie chce się pisać, tak się wszystko zapętliło. Może i ja popłaczę.
Nie przeszlo, u mnie trwa to zawsze dluzej, niz u innych. Ale jest mi troche lzej, bo moglam sie z Wami podzielic, musialam nawet, bo bym sie rozpekla na kawalki. Przynajmniej glowa przestala mnie bolec. Moze uda mi sie pojsc gdzies w zielen, jesli pogoda bedzie sprzyjajaca.
UsuńErrato, moze i Ty wyrzuc z siebie na blogu zapetlajace Cie zgryzoty, moze wspolnie da sie cos zaradzic?
errrato... przykro mi to czytać :( też moc ślę :***
UsuńPantero, :*****
OdpowiedzUsuńLolus, dzieki... :***
UsuńAniu , mam nadzieję, że troski nie zagęszczają już w Twojej główce, Ja tez ostatnio trochę w dole.
OdpowiedzUsuńMusisz pomyśleć o sobie, powiedz, kiedy robiłaś sobie badania? Może TSH, cholesterol ...... , a kiedy mierzyłaś ciśnienie?
Niestety są to smutne sprawy ale nic nie pomożesz jak się będziesz zatruwać.
Kiruni , mojej kochanej bardzo współczuję i wciąż o niej myślę.
Buziaki
Zdrowie cielesne kontroluje regularnie, wyniki mam zawsze wzorcowe, cisnienie mialam przez cale zycie za niskie, teraz sie znormalizowalo, mierze w domu. Na tarczyce choruje od lat, wszystko jest pod kontrola. To dusza jest chora, dlatego wszystkie przeciwnosci przezywam tak intensywnie, a ich nagromadzenie usuwa mi ziemie spod nog. To musi samo przejsc, czas podziala na korzysc, na razie jednak sa i gryza.
UsuńBuzinki :***
Wypłakać się porządnie - to pomaga - od razu lżej . Mnie też pomaga krzyk (ale to trzeba by było do lasu he he ) albo porządnie kopnąć parę razy i poprzeklinać na swój los. Od jakiegoś tygodnia jestem w dole - książek nie czytam bo nie mogę się skupić a to już nie dobrze bo bardzo lubię wejść do innego świata i wszystko mieć w żopie. Ale internet faktycznie pomaga. Na blogu napisać że mi żle , albo pośmiać się z głupot na FB powstawiać jakieś foty - będzie dobrze - trzymaj się ....... piszę to rano 5.56 może już przeszło ? fajnie by było :)
OdpowiedzUsuńOczywiście kopnąć w ścianę :)))
UsuńChoruje na to samo, co Ty, wiec wychodzenie z dolka to u mnie dlugi proces, ale kiedys przejdzie, jak zwykle zreszta i do nastepnego razu. Przy tym jestem ksiazkowym introwertykiem, nie umiem wykrzyczec i kopnac w sciane, wszystko zbieram w sobie i ciezko mi jest nawet rozmawiac, bo obawiam sie obarczac innych swoimi problemami.
UsuńNie, nie przeszlo, zreszta znasz sprawe z autopsji, tak szybko nie przechodzi...
To prawda - potrzeba czasu. Ja może mam lepiej bo nie trzymam w środku. Lubię się wygadać , ale ostatnio już mi głupio bo jak córki do mnie dzwonią i pytają jak się czuję ? to co mam powiedzieć - tradycyjnie od tygodnia - żle ? Już nic nie mówię. Ale za to jestem wściekła i jak walnę parę razy w ścianę , poprzeklinam na to cholerstwo i mówię że się nie dam bo jestem silna i takie tam to mi trochę lżej. Wprawdzie lekarz mi powiedział że jak się gorzej czuje to powinnam wziąć podwójną dawkę , ale ja nie chce - wolę powalczyć z tym. To się nasila jak mam kłopoty i dziwne że gorzej się czuję latem a mówią że depresja to wtedy jak jest jesień,zima bo ciemno , ponuro. No , ale z natury jestem optymistką i nauczyłam się wyłączać , ale nie zawsze mi się udaje
UsuńU mnie typowo: jesien i zima, ale jesli sie cos przydarzy, pora roku nie ma znaczenia. Popadam w jakis bezwlad, wszystkiego sie boje, mam ataki paniki.
UsuńTen Twoj lekarz chyba nieco bredzi, zebys na krotkotrwaly dolek brala podwojna dawke. Antydepresanty maja to do siebie, ze zaczynaja dzialac najwczesiej po dwoch tygodniach, niektore jeszcze dluzej, wiec zanim podzialaja, dolek na ogol sie konczy. Zwiekszac dawke nalezy np. przed jesienia lub kiedy wiadomo, ze silny stres bedzie trzymal dluzej. W innym przypadku jest to bezcelowe.
Ja z dziecmi nie rozmawiam na temat swojej choroby, nie chce ich niepotrzebnie obciazac, a pomoc i tak mi nie moga, po co wiec?
A Ja gadam bo mi to pomaga. szczególnie z Weronką - ona jakoś dobrze mnie rozumie. Po takiej rozmowie o wiele lepiej się czuje. Moje córki to najbliższe dla mnie osoby. To normalne że z nimi o tym i o innych sprawach gadam. Dlaczego mam z tym być sama ? One mi się zwierzają ze wszystkiego i zawsze je słucham , doradzam więc oczekuję od nich tego samego. Jesteśmy zżyte bo praktycznie wychowałam je sama i nic przed nimi nie ukrywałam - choroby,sytuacji finansowej - może dlatego są teraz takie samodzielne i dobrze sobie radzą.
UsuńA jeśli chodzi o lekarza - mój najchętniej załatwia wszystko lekami. załatwia mnie w 5 min. Przepisuje receptę i do widzenia. Jak sie dobrze czuję to mi to wisi , ale jak żle to przedłużam wizytę mówiąc co mi jest , ale oczywiście jego reakcja jest taka - Przepiszę pani podwójną dawkę.
Więc sama się douczyłam czytając różne książki i walczę sama szukając sposobu na lepsze samopoczucie - podobno trzeba znaleść sposób żeby przestać o tym myśleć. Jedni czytają,inni się sportują a ja robię wielkie porządki w domu - po jakieś godzinie mi przechodzi i do końca dnia mam spokój - najważniejsze żeby się nie nakręcać , ale czasami tak mam że nic mi nie pomaga - tak się nakręce że stoję w miejscu i nie mogę się ruszyć ze strachu. Jak mieszkała ze mną Weronka to mi szybko przechodziło bo brałam się w garść. teraz jest gorzej bo już mieszkam sama. Ten kto na to nie choruje nie zawsze to rozumie - kiedyś ojciec mi powiedział że jestem histeryczką i żebym wzieła się w garść bo to nic nie jest takie moje wydziwianie, ale on nigdy nic nie rozumiał tylko pouczał. Oj tam trzeba się trzymać !!!! Chrzanić to - niech SPADA !!!
Znam to az za dobrze. "Wez sie w garsc, mysl pozytywnie, wyjdz do ludzi, piescisz sie ze soba..." i takie tam podobne.
UsuńMoja lekarka poswieca mi za kazdym razem godzine. Taka specjalizacja i nie da sie zbadac pacjenta stetoskopem w 5 minut, zajrzec do gardla i wypisac recepte. Moze powinnas zmienic lekarza? Ja, zanim do niej trafilam, wycieralam krzesla w poczekalniach u bardzo wielu lekarzy. Z nikim jednak nie nawiazalam dobrego kontaktu, wiec zmienialam i szukalam dalej. To trwalo kilka lat, ale wreszcie jestem zadowolona.
Nadal jestem zdania, ze dzieci nie powinno sie obciazac wlasnymi chorobami, od tego sa psychoterapeuci, przyjaciolki, mezowie. Dzieci trzeba wspierac i nie polega to na zaprzataniu im glow wlasnymi problemami.
Oj tam to mamy odmienne zdania. Tak - dzieci trzeba wspierać , ale po to je masz żeby one też ciebie w złych chwilach wspierały tym bardziej że są dorosłe . Nie ma co ich tak chronić i trzymać w niewiedzy . Ale ty masz męża ktoremu możesz się zwierzyć i wyżalić to jest inna sytuacja. Ja nie mam męża bo taki jest mój wybór , przyjaciółek nie bo jakoś się rozjechały i nie mam kontaktu - mam za to córki . Ale nie latam do nich z każdą pierdołą tylko jak już nie mam wyjścia. Przeważnie gadamy o fajnych i wesołych sprawach , ale jak mi jest żle to nie mam problemu żeby pogadać i czuję że im to nie przeszkadza a nawet cieszy że mogą mi trochę pomóc.
UsuńA lekarza chyba zmienię . Psychoterapeuta to nie dla mnie - już próbowałam - byłam raz - jak wyszłam od niego cała się trzęsłam a jak poszłam do sklepu tak mi szczęka latała że nie mogłam mówić - horror - wyciągnął ode mnie całe moje życie - tak mną wstrząsnął że długo nie mogłam dojść do siebie - doprowadził mnie do takiego stanu że straciłam chęć do życia - no ale to było dawno - więcej tego nie powtórzyłam :)
Ale wiesz co Ania ?? myślę że jesteś bardzo dobrą osobą i myślisz i troszczysz się o innych ale może powinnaś bardziej pomyśleć o sobie. Zacząć odsuwać od siebie wszystko co złe - będziesz się lepiej czuła. Czasami trzeba być trochę egoistką dla swojego dobra.
UsuńJa np. na FB jak widzę jakąś złą wiadomość o zwierzętach - nie czytam tylko jadę dalej - kiedyś czytałam i przeżywałam i odbijało się to na moim zdrowiu - teraz staram się unikać to co wiem że mną poruszy - wiem że to może żle , ale nie chcę się ciągle żle czuć i to robię w różnych sprawach - unikam tego co złe - nie zawsze mi się udaje ale dzięki temu częsciej lepiej się czuję
Nie zapominaj, ze dzieci Cie bardzo kochaja i fakt Twojej choroby jest dla nich balastem, powodem do zmartwienia. Wierze Ci, ze corki znakomicie Cie rozumieja, sa dla Ciebie wsparciem, dziwilabym sie, gdyby bylo inaczej. Powinnas jednak pozwolic im zyc bez troski o Ciebie, Twoja choroba to nie jest temat na rozmowy na linii matka-dziecko, chocby to dziecko bylo dorosle i pelne zrozumienia.
UsuńJa tez juz przestalam czytac na fb apele o adopcje czy pomoc, swiata nie zbawie udostepniajac to dalej, za to moge sama sie wykonczyc. Nie czytuje blogow o chorobach, wlasnych albo dzieci, bo to by mnie predzej czy pozniej zabilo. Nie umiem czytac bez emocji, wole wiec nie czytac w ogole, za bardzo sie angazuje.
Trafilas na niewlasciwego psychoterapeute, ja mialam tak wielokrotnie, przerywalam terapie, bo nie zaistniala nic porozumienia miedzy nami, a to bardzo wazny czynnik. Nie ustawalam jednak w poszukiwaniach, choc na sama mysl, ze kolejny raz musze spowiadac sie z calego zyciorysu obcej osobie, chcialo mi sie wymiotowac. Wreszcie trafilam na kogos, kto mi rzetelnie pomaga, chodze tam chetnie i choc pewnie juz do konca zycia nie wyzdrowieje, widze poprawe. To jest wlasnie ta osoba, ktorej mowie wszystko, ktorej zaufalam i ktora mam na zawolanie, wedlug potrzeb.
Sprobuj i Ty poszukac, nie zniechecaj sie pierwszymi niepowodzeniami, bo znalezc taki skarb nie jest wcale latwo.
Ochooo:(To całkiem jak u mnie z wiadomością.Koleżanka choruje na raka płuc.Jest po różnych chemiach a święta spędziła w szpitalu.Woda w płucach,dreny.Z rurkami wypisali Ją do domu.Wczoraj Jej syn zadzwonił do II koleżanki z wiadomością,że znowu jest w szpitalu i jeżeli chcemy się z Nią spotkać to musimy jechać do szpitala bo jest bardzo źle.Umówiłyśmy się na niedzielę,ale jak na razie to II koleżanka nie mogła się wczoraj do późna skontaktować z synem i...noc miałam z głowy.Spodziewam się najgorszej wiadomości....Życie....
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Panterko,dobrych wiadomości dla Kiry:)
Wszystko jest do d***y! Chcialabym umiec nie przejmowac sie innymi i skupiac wylacznie na sobie, pewnie byloby mi duzo latwiej. Bo przeciez i tak swiata nie zbawie, martwiac sie wszystkimi zlymi wiadomosciami. Ale ja nie umiem inaczej i cudza krzywda jest dla mnie gorsza od wlasnej, zapada w mozg i sie w nim zakorzenia, jak chwast, jak perz, ktorego rozlogow nie da sie usunac...
UsuńEhhh...
Bidulka! Mój psiur, chociaż klinika weterynaryjna kojarzy mu się tylko ze szczepieniami, to przed wejściem zachowuje się podobnie. Pewnie inne zwierzaki zapisały swoje cierpienia i strach.
OdpowiedzUsuńChyba kazdy piesek reaguje podobnie. U Kiry jest jeszcze strach przed pozostawieniem jej tam, co mialo miejsce, kiedy byla operowana. Boi sie strasznie.
UsuńPrzykro mi bardzo Anusiu, ze znowu Cie ten potwór zgryzot i niemocy dopadł. Chciałabym Cie jakos utulić i pocieszyć. Dodać siły i nadziei. Powiedzieć, że za chwilę będzie lepiej. Bo na pewno będzie, tylko nie wiadomo, ile ta chwila potrwa. Gdybyś mogła przyjechac tu do mnie i sie oderwać na jakis czas od wszystkiego, co Cie boli....Ale kurcze, duszę zapętloną zabiera sie wszędzie ze sobą. Nie ma gdzie jej oddac na przechowanie. A najbardziej nawet sprzyjajace i przyjazne warunki zewnętrzne przeważnie niewielki maja wpływ na to, co dzieje sie w środku, w człowieku.
OdpowiedzUsuńWczoraj cos sie wyprawiało z blogami i nie udało mi sie zostawic komentarza pod twoim postem o pustym, dziadkowym mieszkaniu. napisałam komentarz i mi go zjadło a potem w ogóle zniknęło pole do wpisywania komentarzy. Ale może to i dobrze, bo smutne były moje słowa, a Tobie nie dosmucania teraz trzeba, ale jasniejszych, optymistyczniejszych myśli i słów.
Kochana moja! Wypłyniesz z tej toni, bo masz siłe w sobie, zrozumienie dla bliźnich i ogromna wrazliwosć. A ta frustracja i ciezar w sercu zelżeje, bo jakis promień zaswieci mocniej, bo Kira sie lepiej poczuje (mam nadzieję), bo mąż popatrzy na Ciebie czule, bo ktoś powie Ci, jak potrzebuje Ciebie, Twego działania i pozytywnego wsparcia.
Ściskam Cie mocno, mocno i mam nadzieję, że dzisiaj juz jest troszke lepiej, a jesli nie jest to zaraz będzie!
Całusy gorące Aneczko!:-)))******
Nie lubie sie uskarzac, w ogole nie lubie mowic o sobie i wlasnych zgryzotach, ale kiedy tak wszystko naraz sie zwali, kiedy jeden problem goni nastepny, trzeba upuscic pary, bo inaczej czlowiek eksploduje. Wiem tylko, ze czesto blog odgrywa role psychoterapeuty, czlowiek zrzuca ciezar z duszy, a otrzymuje w zamian wielkie wsparcie, cieple slowa i wskazowki. Niejednokrotnie sie o tym przekonalam, bo w kupie sila. Wasze komentarze sa jak balsam na skolatana dusze, a i czas dokonuje swego dziela i potem jest lepiej, spokojniej. To nie do przecenienia!
UsuńSciskam mocno :***
Anusiu, u mnie jest wiersz dla Ciebie!***
UsuńWspółczuję Ci...
OdpowiedzUsuńCzasami zdarzją się takie dziwne dni pod górkę.
Co nie zrobisz źle, co nie posłuchasz niedobrze...
Może wyjście na słońce, by pomogło ?
Wit. D dobrze wpływa na nasz nastrój.
Nawet ta w tabletkach.
Zeby jeszcze to slonce chcialo swiecic... Na razie jest zachmurzenie i niebo odgraza sie deszczem.
UsuńAle to przejdzie, zawsze kiedys przechodzi i slonce pojawi sie nie tylko na niebie, ale i w duszy...
Po ciemnej nocy jasny dzień nadejść powinien, wylanie tego co boli przynosi ulgę
OdpowiedzUsuńI tego sie trzymam, bo gdyby nie ta nadzieja, pewnie nie byloby po co zyc.
UsuńŻycie potrafi nam dowalić i trudno przejść obojętnie wobec tylu nieszczęść i problemów.Rozumiem Cię dobrze bo sama juz trwam w tym dołku 1.5 roku i każdego dnia powtarzam sobie jutro będzie lepiej ale tak nie jest i wszystko jest do d...Martwię się bardzo o Kirunię i trzymam kciuki za psinkę.Pozdrawiam i dużo sloneczka życzę
OdpowiedzUsuńHalinko, czy nie powinnas wybrac sie do lekarza? Poltora roku to troche za dlugo na chandre i to mi wyglada na depresje. Powtarzanie sobie, ze bedzie lepiej, do niczego nie prowadzi. Moze powinnas wesprzec sie farmaceutykami?
UsuńBuzinki :***
Oj!
OdpowiedzUsuńCzasem przychodzą takie parszywe chwile ... one też są do przeżycia. Zmęczona jesteś. Odwaliłaś kawał dobrej roboty z pomocą w opróżnianiu mieszkania, tylko schylić głowę z szacunkiem można. Tym, którzy zachorują na szpetną chorobę robiliby sobie wyrzuty, że ktoś postronny cierpi przez to, liczą raczej na miłe towarzystwo a nie smutki. A i jesteś prawdziwym przyjacielem swoich zwierzaczków, dajesz im tak wiele, że więcej trudno oczekiwać i one ciągle potrzebują Ciebie sprawnej, bez dołków psychicznych. Może na siłowni znajdziesz jakiś wiszący worek, daj mu porządnie w zęby ... :], kilka razy dla pewności.
Nie daj się, będzie lepiej ... albo gorzej. I co z tego? To też życie. A Ty jesteś twardy zawodnik.
Zebys wiedziala, Zezolu, gdyby nie te zwierzaki, to kto wie... One rzetelnie daja mi sile, sprowadzaja spokoj. Dzis Bulczyk tak mi "przeszkadza" w robocie, wciaz przychodzi sie tulic i mruczec. A ja wiem, ze ona czuje moj nastroj i przychodzi mnie pocieszac, bo normalnie az tak sie do mnie nie klei. I zaraz swiat jest inny po takich pocieszeniach :)
UsuńNajszlo mnie na malowanie, wiec troche mnie to odrywa od zlych mysli.
A wiesz?. Pewnie, ze wiesz!. Koty to tez artysci malarze. Moze Bulczyk chce malowac?
UsuńNa jednym, w pore nie sprzatnietym ze stolu, obrazku zostawila odcisk lapki. Nie usuwalam go, niech wszyscy wiedza, ze Bulczyk malowal ze mna wraz :)
UsuńLezka mi poleciala...Jestes bardzo wrazliwa osoba.
OdpowiedzUsuńSciskam Cie bardzo mocno Panterko.
Orszulko, juz jest nieco lepiej, niedlugo bedzie calkiem dobrze. Pech, ze to wszystko zdarzylo sie jednego dnia, wiec mnie nieco przygniotlo.
UsuńAniu, nie potrafię do siebie dojść :((((
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i Ty :***
i dziękuję za wszystko:***
Wiem, Viki, ja potrzebowalam ponad rok, zanim jakos doszlam do siebie. Placz w futro Lulki, ona Cie uleczy, choc pewnie sama czuje strate.
UsuńTo ja dziekuje :***
Bardzo współczuję ja też własne mam niepowodzenia.Smutno że Pani mnie nie odwiedza razem blogowałyśmy.Ja będę tu komentować.
OdpowiedzUsuńMIŁEGO DNIA CIEPLUTKO.... POZDRAWIAM:) UŚMIECH MEGO SERCA ZOSTAWIAM
Agatko, my tu wszyscy jestesmy po imieniu, bez wzgledu na wiek.
UsuńZagladam do Ciebie, ale brak czasu nie pozwala wszedzie komentowac.
Dziekuje za slowa pocieszenia :)
Kochana jesteśmy z Tobą!!! Nam zawsze możesz się wyżalić!!
OdpowiedzUsuńNiestety natłok złego przytłacza niemiłosiernie :(
a co do bólu głowy pocieszę Cię, mnie też wczoraj bardzo głowa bolała...
No tak, bol glowy byl pewnie spowodowany czynnikami pogodowymi, doszly do tego problemy i zaczelo sie na calego, az musialam zazyc tabletke. Dzis juz jest lepiej, nawet na duszy, po przeczytaniu tego wszystkiego, co mi napisalyscie. To balsam i najlepsze lekarstwo pozbyc sie ciezaru gniotacego serce i poczytac slowa otuchy. Powzruszalam sie przy okazji i ze lzami wyplynelo ze mnie jeszcze wiecej trucizny. :)
Usuńpanterko, niedługo będzie 12. chyba niezbyt dużo spałaś, do wczorajszych problemów dojdzie ci zmęczenie...
OdpowiedzUsuńnie bedę cię pocieszać, tyle osób przede mną już to zrobiło. powiem tylko, że rozumiem, ja też chłonę wszystkie złe wiadomości. ciekawe, ze te dobre są neutralne. ja z moja chorobą nie wygram, ale nie mówię o niej. i, chociaż wychowałam moich chłopców na zasadzie "mówimy sobie wszystko", to teraz, kiedy dzwoni telefon, ja czuje sie dobrze. mam już nawet opracowane odpowiedzi na ich domniemane pytania. oni mnie nie uzdrowią a ja nie chcę ich martwić.
aniu, niestety przeżyte lata nie nauczyły nas odporności na zło, uważam, że wyostrzyły nasze doznania.
trzeba z tym żyć, ja też miewam okresy, kiedy wali sie wszystko dookoła i.....potem wraca do jakiej takiej formy.
oby ci sie udało pójść dziś na słoneczny spacer, przytulić sie do brzozy, wypłakać jej wszystkie żale. brzoza to drzewo o wspaniałych umiejętnościach.
życzę ci z całego kawałka mojego serca dobrego dnia. uśmiechnij się.....:)
Zabralam sie za pacykowanie, teraz mam przerwe, bo mi schnie, wiec czytam sobie komentarze i wzruszam sie od nowa. Jak to dobrze, ze mam Was i jaka szkoda, ze tak daleko, bo chetnie bym sie poprzytulala, a tak zostaly mi tylko zwierzaki. I maz, oczywiscie.
UsuńCos mi na to wyglada, ze slonca dzisiaj nie bedzie, ale malowanie to tez nienajgorsze zajecie, zeby nie myslec za duzo. Moze przespie sie po poludniu, cale szczescie, ze jest weekend, moge robic, na co mam ochote. I tez jestem zdania, ze sa bardziej wlasciwe osoby od wlasnych dzieci do odbierania sygnalow o naszych schorzeniach.
Usmiechnelam sie, Ewus, do Twoich slow i do Ciebie :)
Dobrze będę cieszyć się każdym komentarzem.daje mi dużo radości.
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńBidulka,oby psina już nie chorowała :(
OdpowiedzUsuńNo coz, na to specjalnie nie licze. Psina sie starzeje, wiec wiadomo, ze bedzie coraz slabsza i chorowita. Oby tylko nie byly to powazne schorzenia, jak w grudniu.
UsuńCzasem tak jest ze złymi wiadomościami, że nadchodzą stadami i przytłaczają swoim ciężarem. A co za dużo, to niezdrowo. Dobrze, że masz futerko, w które mozesz sie wypłakać i poprzytulać, bólu za Ciebie nie przeżyje ( chociaż , kto wie?), ale odwróci na chwilę uwagę.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, Kochana, łap dobre myśli i życzenia od nas, niech Ci będzie już lepiej :**********
Przy calym smutku tego swiata, ja jestem szczesciara, bo mam Was. Dobrze, ze to wczoraj napisalam, dzisiaj jest juz inaczej, lepiej. Nadziwic sie nie moge potedze blogowych komentarzy i ich skutecznosci. W takich chwilach czlowiek wyraznie czuje, ze nie jest sam ze swoimi zmartwieniami. :*****
UsuńPanterko, też tak mam - jakieś złe historie, ludzka agresja i inne zapadają we mnie i żrą. Niedobrze. Mówienie sobie, żeby się nie przejmować g... daje. Podświadomość zostaje głucha na racjonalne argumenty. Wymyśliłam więc sobie takie rytuały oczyszczania myśli, kilka różnych. Biorą w nich udział świeczki, zioła, nitki, drzewa, wiatr i przede wszystkim wyobraźnia. Można się podśmiechiwać, ale mi to naprawdę pomaga. Najprostszy to taki, że staję bosymi stopami na ziemi i widzę, jak to zło spływa. Można jeszcze sobie wyobrazić tarczę, od której się odbija, spalone papierki lub kłaczki lnu, okadzenie ziołami. Moja głupia podświadomość jest zadowolona, a ja spokojniejsza. Taka zabawa, która pomaga i wnosi trochę tajemniczej poezji do mego życia :)))
OdpowiedzUsuńJakos czary-mary niespecjalnie do mnie przemawiaja. Pisalam juz, ze w nic nie wierze, czego nie moge doswiadczyc wlasnymi zmyslami. Wole tak, jak dzisiaj, zajac sie czyms tak absorbujacym, ze nie mam czasu myslec ani o glupotkach, ani o powaznych sprawach. Musze pilnowac, zeby Bulczyk na obraz nie wkroczyl, ale dzis nie dopilnowalam i odcisk lapki wgralam w kompozycje. :)))
UsuńCoś mam ostatnio nerwy napięte jak struny, Wiesz jak ja mam już dość wody spadającej z nieba wiatru zimnego? Tęsknię za słońcem i trochę suszy by się przydało i ciszy ciszy odrobinę ciszy.
OdpowiedzUsuńU nas pada dzisiaj, nawet nie moge wyjsc poprzytulac sie do pni drzew. Ale nie szkodzi, wymodzilam dwa obrazki, wiec nie ma tego zlego :))
UsuńOj Panterko, współczuję. Tym razem Ciebie dopadło...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z tego bólu głowy nie będzie jakiegoś przeziębienia, u mnie się rozeszło dwa dni temu i już dobrze, dziś jestem w pełni sił, a bardzo mi ich potrzeba! :)
Czasem są takie gorsze dni, niby coś robimy, ale każda kolejna wiadomość przygniata i smuci.
Mam nadzieję, że wypłakałaś trochę tego stresu i jest Ci lepiej i z mężem też już się pogodziliście.
A Kirunię pogłaszcz ode ciotki iw.
Uściski!
Z mezem jest ok, my nie miewamy cichych dni, cale szczescie! ;)
UsuńPlacz mi pomogl, ale najbardziej pomogliscie Wy i Wasze komentarze, z kazdym kolejnym przeczytanym bylo mi lepiej. Teraz juz jest calkiem normalnie.
Wyglaskalam i wycalowalam :*** Dziekujemy.
czasem każdy z nas potrzebuje takiego lotu balonem!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Oj, tak! Dac sie poniesc w sina dal, zostawic wszystko za soba, wszystko smutne i zle.
UsuńA potem szybowac w strone slonca :)))
Buziaki :***
Lepiej? nie pytam z grzeczności.
OdpowiedzUsuńCzasami tak jest , że wszystko się wali .
Całkiem niedawno rozmawiałam z panią która chodziła na terapie dla złośników. I ona mi powiedziała, że kiedy wie, że nie może już wytrzymać i komuś niepotrzebnie się oberwie, wychodzi z domu. Idzie do lasu, pokrzyczeć, popłakać. Podobno to pomaga :-)
No to sobie poplakalam, bo krzyczec nie umiem. Oczyscilo, pomoglo. A dzisiejsze malowanie pozwolilo skierowac mysli na inne tory.
UsuńJest mi lepiej, o cale niebo lepiej niz wczoraj. Nie zapomnialam o zmartwieniach, ale przyjmuje je juz bardziej zdystansowana :)))
Mogę Ci tylko wirtualnie przytaknąć, przytulić, posłać uśmiech... płacz oczyszcza
OdpowiedzUsuńPrzytulam sie chetnie. Buziaczki, Gosiu. :***
UsuńStawiam przed Tobą filiżankę mocnej pachnącej gorącej herbaty i bukiecik konwalii.. Może choć trochę oderwie od zmartwień.
OdpowiedzUsuńOoo, jak pachna te konwalie! Takie polskie, jak pamietam z dziecinstwa. Bo te niemieckie sa jakies malo wonne. Herbata pyszna.
UsuńI juz mi lepiej! :)))
Dobrze Was miec obok :***
cieszę się, że piszesz tu i o trudnych chwilach w Twoim życiu. to również pomaga, podzielić się z kims tym co smutne, niechciane a jednek jest w życiu i nie ma innej rady jak przejść przez to. Spojrzałam na ilość wpisów i jestem pewna, że każda osoba, które je zostawiała chce i daje Tobie cześć swojej siły, daje swoje wsparcie i energię. i ja się przyłączam i jestem myślami z Tobą!
OdpowiedzUsuńTo prawda, Loona, trudno uwierzyc, jakie cuda dziala przekazywana w komentarzach pozytywna energia. Pisza zupelnie nie znani mi osobiscie ludzie, a wiecej dobra od nich doswiadczam niz od takich z krwi i kosci z wlasnego otoczenia. To naprawde zdumiewajace, ale piekne, wzruszajace i napawajace nowym optymizmem. :)))
Usuńi powróciłam tu z 'pod tym samym niebem' i czytając wiersz pomyślam, ze masz naprawdę ważne i dobre osoby, które myślą i wspierają Cię najmocniej i najlepiej jak potrafią.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Ciebie i za Kirę!
Wczesniej nigdy nie przypuszczalam, ze wirtualne znajomosci moglyby przerodzic sie w przyjazn, a jednak tak sie stalo, kazdy kolejny dzien mnie w tym utwierdza. To niesamowite!
UsuńSa rzeczy, wydarzenia i okolicznosci na ktore nie mamy wplywu, ale pogodzenie sie z nimi tak ciezko przychodzi...
OdpowiedzUsuńCzasem zaluje, ze nie mam pancerza zamiast skory, byloby bez watpienia latwiej...
Usuńnie żałuj, pancerz ogranicza... :)
UsuńTylko czasem, a ogolnie nie zaluje ;)
UsuńTeż chciałabym Cb podtrzymać na duchu i powiedzieć coś co sprawiłoby,że będzie Ci lepiej. Ale
OdpowiedzUsuńCzy fakt,że jak drapię czarną sierścistą Karambę za uchem to nieraz myślę o Tb (choć niewiele Cię znam) wystarczy?
Echhh....
Tak, w pelni wystarczy, Jasia. Cieplej mi na duszy :D
UsuńEch..., biedaku... Przykro mi bardzo, że tyle smutków na raz... :(
OdpowiedzUsuńJak sie wali, to cala seria na wszystkich frontach :(
Usuń...życie czasami potrafi dopiec na całego stąd te kłótnie, człowiek nie chce a wychodzi zawsze inaczej. Nas też dobiła zła wiadomość o zdrowiu znajomej. Kobietka pełna sił, nic nie wskazywało na chorobę. Teraz leży w śpiączce farmakologicznej a cżłowiek czuje się taki mały z bezsilności. Płacz, płacz pomaga, oczyszcza. Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńAch, troche mnie ten dzien zdolowal, ale juz jest ok. :)))
UsuńJa w takich chwilach chciałabym zniknąć.Po ostatniej akcji,może nie przemyślałam,może źle się zabrałam,w każdym razie mam przesrane,jak to powiedziała znajoma cytuję,jesteś wykluczona z tego społeczeństwa.Więc najlepiej chyba stać się niewidzialnym,tylko jak to zrobić.
OdpowiedzUsuńOj, kochanie, nie mow tak! Robisz kawal dobrej roboty, tyle dobra. Jak mozesz w ogole myslec i czuc sie wykluczona? Jestes wielka! :)))
Usuń