Newsweek: Dlaczego właściwie się nie zabiłeś, kiedy byłeś na samym dnie depresji?
Tomasz Jastrun: Bo to nie jest takie proste. Poza tym instynkt samozachowawczy to potęga.
Newsweek: To było też pytanie o to, czy myśli samobójcze, które pojawiają się w głębokiej depresji, są grą czy prawdziwą rozpaczą?
Tomasz Jastrun: Strasznie prawdziwą. Ale są też grą. Bywa, że człowiek makabrycznie „bawi się” myślą o samobójstwie. Jest takie zdanie Emila Ciorana: gdyby nie to, że w każdej chwili mogę popełnić samobójstwo, dawno bym się zabił. Ta myśl daje poczucie, że jest jakieś wyjście. W depresji istnienie jest tak strasznym cierpieniem, że lęk przed śmiercią bywa znieczulony. Nieistnienie wydaje się luksusem wobec istnienia. Zdumiewające, że nie wszyscy, którzy mają średnio ciężką depresję, popełniają samobójstwa – tylko ok. 20 proc. Żeby popełnić samobójstwo, trzeba być gdzieś między depresją umiarkowaną a ciężką. W ciężkiej depresji człowiek nie ma siły na nic – a trzeba masy energii, żeby się zabić. Dlatego najwięcej samobójstw jest w trakcie wychodzenia z depresji. Ma się wtedy siłę i świadomość, że to będzie wracać.
Tomasz Jastrun: Bo to nie jest takie proste. Poza tym instynkt samozachowawczy to potęga.
Newsweek: To było też pytanie o to, czy myśli samobójcze, które pojawiają się w głębokiej depresji, są grą czy prawdziwą rozpaczą?
Tomasz Jastrun: Strasznie prawdziwą. Ale są też grą. Bywa, że człowiek makabrycznie „bawi się” myślą o samobójstwie. Jest takie zdanie Emila Ciorana: gdyby nie to, że w każdej chwili mogę popełnić samobójstwo, dawno bym się zabił. Ta myśl daje poczucie, że jest jakieś wyjście. W depresji istnienie jest tak strasznym cierpieniem, że lęk przed śmiercią bywa znieczulony. Nieistnienie wydaje się luksusem wobec istnienia. Zdumiewające, że nie wszyscy, którzy mają średnio ciężką depresję, popełniają samobójstwa – tylko ok. 20 proc. Żeby popełnić samobójstwo, trzeba być gdzieś między depresją umiarkowaną a ciężką. W ciężkiej depresji człowiek nie ma siły na nic – a trzeba masy energii, żeby się zabić. Dlatego najwięcej samobójstw jest w trakcie wychodzenia z depresji. Ma się wtedy siłę i świadomość, że to będzie wracać.
Newsweek: Jak było z tobą?
Tomasz Jastrun: Zdarzyło mi się raz w mieszkaniu zastanawiać, gdzie się najlepiej powiesić. Powieszenie jest jednak nieestetyczne i brutalne, choć najprostsze. Lud przede wszystkim się wiesza, inteligenci raczej wolą inne metody. I są antydepresanty. To, co ma leczyć z depresji, może być świetnym zabójcą, jeśli weźmie się tego za dużo. Ludzie jednak różnie kombinują: rzucają się pod koła samochodów, skaczą z wysokiego piętra. To bywa też akt artystyczno-metafizyczny. Ratowało mnie poczucie humoru. Uśmiechałem się wisielczo: „Co ja właściwie robię, groteska; szukam miejsca, gdzie się powiesić – ale jaja”. Moja forma samoobrony, nie tylko w depresji, to robienie tematu z dramatu, opisywanie go. Bardzo polecam wszystkim, którzy są na dnie: patrzeć – jak pisał Norwid – jak skorzystać na nieprzyjacielu. Czyli na nieszczęściu. Jak w dżudo, gdzie wykorzystuje się siłę przeciwnika.
Newsweek: Bohater twojej powieści „Rzeka podziemna”, w głębokiej depresji, mówi do siebie w trzeciej osobie. Też tak miałeś?
Tomasz Jastrun: Czasami. Obserwowałem siebie i dziwiłem się, co ten człowiek właściwie robi. Patrzysz na siebie jak na kogoś, kto jest za szybą.
Newsweek: A jak widzisz wtedy innych?
Tomasz Jastrun: Innych unikasz. Na szczęście jest internet, to świetne lekarstwo i błogosławieństwo zarazem, bo możesz nawiązać kontakt, nie spotykając się. Spotkania są w depresji trudne – człowiek wyciąga z ciebie energię, a jej brak. W internecie, jeżeli znajdziesz osobę, która ma podobne doświadczenie depresji poważnej – nie mówię o różnych dołach, depresyjkach itd. – to można nawiązać kontakt. Człowieka w depresji może zrozumieć tylko ktoś, kto też ją miał. Najlepiej, jak właśnie ją ma.
Tomasz Jastrun: Zdarzyło mi się raz w mieszkaniu zastanawiać, gdzie się najlepiej powiesić. Powieszenie jest jednak nieestetyczne i brutalne, choć najprostsze. Lud przede wszystkim się wiesza, inteligenci raczej wolą inne metody. I są antydepresanty. To, co ma leczyć z depresji, może być świetnym zabójcą, jeśli weźmie się tego za dużo. Ludzie jednak różnie kombinują: rzucają się pod koła samochodów, skaczą z wysokiego piętra. To bywa też akt artystyczno-metafizyczny. Ratowało mnie poczucie humoru. Uśmiechałem się wisielczo: „Co ja właściwie robię, groteska; szukam miejsca, gdzie się powiesić – ale jaja”. Moja forma samoobrony, nie tylko w depresji, to robienie tematu z dramatu, opisywanie go. Bardzo polecam wszystkim, którzy są na dnie: patrzeć – jak pisał Norwid – jak skorzystać na nieprzyjacielu. Czyli na nieszczęściu. Jak w dżudo, gdzie wykorzystuje się siłę przeciwnika.
Newsweek: Bohater twojej powieści „Rzeka podziemna”, w głębokiej depresji, mówi do siebie w trzeciej osobie. Też tak miałeś?
Tomasz Jastrun: Czasami. Obserwowałem siebie i dziwiłem się, co ten człowiek właściwie robi. Patrzysz na siebie jak na kogoś, kto jest za szybą.
Newsweek: A jak widzisz wtedy innych?
Tomasz Jastrun: Innych unikasz. Na szczęście jest internet, to świetne lekarstwo i błogosławieństwo zarazem, bo możesz nawiązać kontakt, nie spotykając się. Spotkania są w depresji trudne – człowiek wyciąga z ciebie energię, a jej brak. W internecie, jeżeli znajdziesz osobę, która ma podobne doświadczenie depresji poważnej – nie mówię o różnych dołach, depresyjkach itd. – to można nawiązać kontakt. Człowieka w depresji może zrozumieć tylko ktoś, kto też ją miał. Najlepiej, jak właśnie ją ma.
Newsweek: Dlaczego?
Tomasz Jastrun: Bo jak depresja mija, to zapomina się i nie bardzo rozumie siebie „tamtego”. Ale bywa, że sztuka przywraca pamięć. Trzeba być w tym klubie, żeby zrozumieć genialną „Melancholię” Larsa von Triera, reżysera, który zresztą sam boryka się z depresją. Bohaterka pragnie końca świata, dlatego że się go nie boi. W depresji pragnie się, żeby to wszystko szlag trafił. Leciałem w depresji samolotem, łapałem się na myśli, że chcę, żeby się rozbił. Żal mi pasażerów, szczególnie dzieci, ale jaka piękna byłaby taka katastrofa... W depresji lądowanie może być rozczarowaniem.
Newsweek: Jak odróżnić depresję od rozpaczy?
Tomasz Jastrun: Depresja to rozpacz, ale pomnożona przez tysiąc. Ludzie, którzy tracą kogoś bliskiego, zwykle mają depresję reaktywną – związaną z sytuacją. Depresja endogenna, którą miałem, bywa podobna; to jest jakby przeżywanie żałoby po sobie samym. Poczucie, że jesteś zatruty sam sobą. Ale depresja jest również chorobą fizyczną. Jakbyś miał grypę, gorączkę, a każda szczelina świata była wypełniona czarnym myśleniem i rozpaczą – nie ma ucieczki. Poczucie, jakby było się więzionym w klatce samego siebie. W lżejszych depresjach, kiedy jeszcze są resztki energii, ludzie ratują się, szukając maniacko jakichś przyjemności, znieczulenia. Ja próbowałem prawie wszystkiego, oprócz narkotyków i alkoholu. Wszystkim polecam jednak leki – są coraz bardziej skuteczne. Trzeba tylko znaleźć swój, a to bywa nie takie proste.
Tomasz Jastrun: Bo jak depresja mija, to zapomina się i nie bardzo rozumie siebie „tamtego”. Ale bywa, że sztuka przywraca pamięć. Trzeba być w tym klubie, żeby zrozumieć genialną „Melancholię” Larsa von Triera, reżysera, który zresztą sam boryka się z depresją. Bohaterka pragnie końca świata, dlatego że się go nie boi. W depresji pragnie się, żeby to wszystko szlag trafił. Leciałem w depresji samolotem, łapałem się na myśli, że chcę, żeby się rozbił. Żal mi pasażerów, szczególnie dzieci, ale jaka piękna byłaby taka katastrofa... W depresji lądowanie może być rozczarowaniem.
Newsweek: Jak odróżnić depresję od rozpaczy?
Tomasz Jastrun: Depresja to rozpacz, ale pomnożona przez tysiąc. Ludzie, którzy tracą kogoś bliskiego, zwykle mają depresję reaktywną – związaną z sytuacją. Depresja endogenna, którą miałem, bywa podobna; to jest jakby przeżywanie żałoby po sobie samym. Poczucie, że jesteś zatruty sam sobą. Ale depresja jest również chorobą fizyczną. Jakbyś miał grypę, gorączkę, a każda szczelina świata była wypełniona czarnym myśleniem i rozpaczą – nie ma ucieczki. Poczucie, jakby było się więzionym w klatce samego siebie. W lżejszych depresjach, kiedy jeszcze są resztki energii, ludzie ratują się, szukając maniacko jakichś przyjemności, znieczulenia. Ja próbowałem prawie wszystkiego, oprócz narkotyków i alkoholu. Wszystkim polecam jednak leki – są coraz bardziej skuteczne. Trzeba tylko znaleźć swój, a to bywa nie takie proste.
Newsweek: Od razu wiedziałeś, że to depresja?
Tomasz Jastrun: Nie, choć podejrzewałem. Miałem doświadczenie z moją 90-letnią matką, która cierpiała na chorobę dwubiegunową – przemieszanie depresji i manii. To jest dopiero zdumiewające zjawisko – piekło i raj naprzemiennie. Ja na szczęście mam tylko jeden biegun. Raj nie opłaca się, napędza tylko potem depresję. Cierpiał na to Herbert. Jest znakomitym przykładem, że depresja ogranicza twórczość, ale jej nie zabija; że w fazach „pomiędzy” można tworzyć. Piłsudski też miał depresję okresowo, szczególnie w trudnych sytuacjach. Jego brat popełnił samobójstwo, topiąc się w Sekwanie, siostra też chorowała, był genetycznie obciążony depresją. Oczywiście okoliczności temu sprzyjają, ale generalnie to genetyczna predyspozycja, która się dzisiaj uwyraźnia z powodów cywilizacyjnych.
Newsweek: Żyjemy w czasach permanentnych lęków, niepewności. Wiemy za dużo, by się nie bać.
Tomasz Jastrun: Jak baloniki na cienkich nitkach kosmosu. W depresji wisi się nad przepaścią wszechświata, wokół groza i zimno.
Newsweek: A kiedy już się zorientowałeś, że cierpisz na depresję.
Tomasz Jastrun: Niechętnie się do tego przyznawałem, to przecież wyrok. Byłem zawsze z natury pesymistyczny, moje teksty też były ciemne i mroczne. Teraz mnie to irytuje. Zresztą malkontenci zawsze mnie denerwowali, tylko sam siebie nie denerwowałem. Ale już zmieniłem się „na lepsze”, a Polska jakby na gorsze. Jedna czwarta narodu jest skrajnie depresyjna i malkontencka, a smutek jest zaraźliwy.
Tomasz Jastrun: Nie, choć podejrzewałem. Miałem doświadczenie z moją 90-letnią matką, która cierpiała na chorobę dwubiegunową – przemieszanie depresji i manii. To jest dopiero zdumiewające zjawisko – piekło i raj naprzemiennie. Ja na szczęście mam tylko jeden biegun. Raj nie opłaca się, napędza tylko potem depresję. Cierpiał na to Herbert. Jest znakomitym przykładem, że depresja ogranicza twórczość, ale jej nie zabija; że w fazach „pomiędzy” można tworzyć. Piłsudski też miał depresję okresowo, szczególnie w trudnych sytuacjach. Jego brat popełnił samobójstwo, topiąc się w Sekwanie, siostra też chorowała, był genetycznie obciążony depresją. Oczywiście okoliczności temu sprzyjają, ale generalnie to genetyczna predyspozycja, która się dzisiaj uwyraźnia z powodów cywilizacyjnych.
Newsweek: Żyjemy w czasach permanentnych lęków, niepewności. Wiemy za dużo, by się nie bać.
Tomasz Jastrun: Jak baloniki na cienkich nitkach kosmosu. W depresji wisi się nad przepaścią wszechświata, wokół groza i zimno.
Newsweek: A kiedy już się zorientowałeś, że cierpisz na depresję.
Tomasz Jastrun: Niechętnie się do tego przyznawałem, to przecież wyrok. Byłem zawsze z natury pesymistyczny, moje teksty też były ciemne i mroczne. Teraz mnie to irytuje. Zresztą malkontenci zawsze mnie denerwowali, tylko sam siebie nie denerwowałem. Ale już zmieniłem się „na lepsze”, a Polska jakby na gorsze. Jedna czwarta narodu jest skrajnie depresyjna i malkontencka, a smutek jest zaraźliwy.
Ja od dawna miałem problemy ze snem, wczesne budzenie... A to
ważny objaw depresyjny. Ale dopadło mnie to na całego, kiedy niby nic
się złego nie działo. W stanie wojennym nie wpadłem w depresję, mimo że
przez rok się ukrywałem, potem mnie zapudłowali. A po latach bez powodu
czy z jakiegoś błahego przyszło. Wtedy jakiś internista dał mi
antydepresanty, które za pierwszym razem pomogły. To ważne, że depresję
można leczyć. Czasami jest oporna, wtedy trzeba mieć cierpliwość, ale
warto. Trzeba znaleźć „swój” lek.
Newsweek: Miałeś problem z tym, żeby zacząć mówić o tym, że masz depresję?
Tomasz Jastrun: Mówiłem, kiedy jeszcze nikt nie mówił, chociaż może mniej śmiało niż teraz. Odwadze też sprzyja obyczajowość. Wiele zmieniło się nawet w ciągu ostatnich 2-3 lat. Justyna Kowalczyk otwarła już nie furtkę, ale bramę. Ona jest żywym przykładem, że z depresją nie da się wygrać ot tak: zawziąć się i wejść jak na Mount Everest. To jest takie cholerstwo, że nikt nie da rady – mówię cały czas o tej depresji endogennej, czyli o jednostce chorobowej. Nie pomoże buldożer, a czasami pomoże mała pastylka. Im bardziej się samemu z tym walczy, tym tragiczniej się przegra.
Newsweek: Kiedy zacząłeś o tym mówić, to z jakimi spotykałeś się reakcjami?
Tomasz Jastrun: Nigdy ze złymi. Czasami tylko ze zdumieniem i niezrozumieniem. Miałem epizod depresyjny siedem miesięcy temu – krótki, coś popieprzyłem z lekami. Zacząłem to opisywać na blogu. Czułem, że dopóki piszę – jestem. To autoterapia. I tylu ludzi nagle się objawiło, czasami też z tego „klubu”. Niektórzy pocieszali się pewnie moim nieszczęściem, większość chciała pomóc. Tak samo przed laty pisałem „Rzekę podziemną”, pewnie uratowało mi to życie. Teraz miała wątpliwości moja żona i dorosły syn, że to okazywanie słabości może być źle odebrane, niechętni wykorzystają... Nie mieli racji. Oto zdycham, ale potrafię dowlec się do komputera i opisać stan, w którym jestem, chociaż co prawda mam problem, żeby trafić palcami w klawisze – to działanie leków plus depresja. Nie napisałem tylko jednego felietonu do „Przeglądu”, nie wystąpiłem w jednym programie telewizyjnym, ale wszystkie inne lekcje udało mi się odrobić. Występ w telewizji był jak skok spadochronowy... Ale potem to poczucie triumfu, że mam serce przebite kolcem, a jednak udało się!
Newsweek: Miałeś problem z tym, żeby zacząć mówić o tym, że masz depresję?
Tomasz Jastrun: Mówiłem, kiedy jeszcze nikt nie mówił, chociaż może mniej śmiało niż teraz. Odwadze też sprzyja obyczajowość. Wiele zmieniło się nawet w ciągu ostatnich 2-3 lat. Justyna Kowalczyk otwarła już nie furtkę, ale bramę. Ona jest żywym przykładem, że z depresją nie da się wygrać ot tak: zawziąć się i wejść jak na Mount Everest. To jest takie cholerstwo, że nikt nie da rady – mówię cały czas o tej depresji endogennej, czyli o jednostce chorobowej. Nie pomoże buldożer, a czasami pomoże mała pastylka. Im bardziej się samemu z tym walczy, tym tragiczniej się przegra.
Newsweek: Kiedy zacząłeś o tym mówić, to z jakimi spotykałeś się reakcjami?
Tomasz Jastrun: Nigdy ze złymi. Czasami tylko ze zdumieniem i niezrozumieniem. Miałem epizod depresyjny siedem miesięcy temu – krótki, coś popieprzyłem z lekami. Zacząłem to opisywać na blogu. Czułem, że dopóki piszę – jestem. To autoterapia. I tylu ludzi nagle się objawiło, czasami też z tego „klubu”. Niektórzy pocieszali się pewnie moim nieszczęściem, większość chciała pomóc. Tak samo przed laty pisałem „Rzekę podziemną”, pewnie uratowało mi to życie. Teraz miała wątpliwości moja żona i dorosły syn, że to okazywanie słabości może być źle odebrane, niechętni wykorzystają... Nie mieli racji. Oto zdycham, ale potrafię dowlec się do komputera i opisać stan, w którym jestem, chociaż co prawda mam problem, żeby trafić palcami w klawisze – to działanie leków plus depresja. Nie napisałem tylko jednego felietonu do „Przeglądu”, nie wystąpiłem w jednym programie telewizyjnym, ale wszystkie inne lekcje udało mi się odrobić. Występ w telewizji był jak skok spadochronowy... Ale potem to poczucie triumfu, że mam serce przebite kolcem, a jednak udało się!
Newsweek: Mówienie o własnej depresji jest okazaniem słabości czy walką z chorobą?
Tomasz Jastrun: Walką! Jak się walczy, cierpienie nabiera sensu. Ludzkość zawsze próbowała nadać cierpieniu sens. Stąd religie.
Newsweek: Sensem cierpienia jest samopoznanie.
Tomasz Jastrun: Są intelektualiści, artyści, którzy nic na tym nie skorzystali, a są tak zwani ludzie prości, którzy skorzystali wiele. Ja jako prosty artysta skorzystałem dużo. Jestem bardziej optymistyczny, cieszę się każdą chwilą. Dokonałem ważnego przesunięcia: jak się czuję źle, to się czuję dobrze. Jak dobrze, to się czuję bardzo dobrze. A jak bardzo dobrze, to się czuję świetnie – wszystko poszło mi jakby o stopień do góry w myśleniu. To widać nawet w moich felietonach; zawsze próbowałem znaleźć jakąś dziurę w całym, teraz walczę, żeby szukać całości wśród dziur.
Tomasz Jastrun: Walką! Jak się walczy, cierpienie nabiera sensu. Ludzkość zawsze próbowała nadać cierpieniu sens. Stąd religie.
Newsweek: Sensem cierpienia jest samopoznanie.
Tomasz Jastrun: Są intelektualiści, artyści, którzy nic na tym nie skorzystali, a są tak zwani ludzie prości, którzy skorzystali wiele. Ja jako prosty artysta skorzystałem dużo. Jestem bardziej optymistyczny, cieszę się każdą chwilą. Dokonałem ważnego przesunięcia: jak się czuję źle, to się czuję dobrze. Jak dobrze, to się czuję bardzo dobrze. A jak bardzo dobrze, to się czuję świetnie – wszystko poszło mi jakby o stopień do góry w myśleniu. To widać nawet w moich felietonach; zawsze próbowałem znaleźć jakąś dziurę w całym, teraz walczę, żeby szukać całości wśród dziur.
Newsweek: Czy twoje życie – kiedy nie masz depresji – jest wypełnione lękiem przed nią?
Tomasz Jastrun: Nie. To się odcina. Ale czuję, że płynie we mnie ta mroczna rzeka podziemna, czasami nawet ją słyszę. Cały czas biorę jakieś leki. Jak zmniejszę dawkę, to od razu złe moce zaczynają mnie pochłaniać. To mnie nie upokarza, podobnie muszę oddychać, pić... To czemu mam nie brać chemii, skoro nawet nasze uczucia to chemia mózgu? Ważne, by to działało. Teraz czuję dotknięcia jesieni – depresja lubi skoczyć do gardła w okolicach przeklętego listopada, więc szykuję się jak na wojnę, chociaż może jej nie być. Jestem już dobrze wyszkolony i uzbrojony.
Tomasz Jastrun: Nie. To się odcina. Ale czuję, że płynie we mnie ta mroczna rzeka podziemna, czasami nawet ją słyszę. Cały czas biorę jakieś leki. Jak zmniejszę dawkę, to od razu złe moce zaczynają mnie pochłaniać. To mnie nie upokarza, podobnie muszę oddychać, pić... To czemu mam nie brać chemii, skoro nawet nasze uczucia to chemia mózgu? Ważne, by to działało. Teraz czuję dotknięcia jesieni – depresja lubi skoczyć do gardła w okolicach przeklętego listopada, więc szykuję się jak na wojnę, chociaż może jej nie być. Jestem już dobrze wyszkolony i uzbrojony.
Piersza!
OdpowiedzUsuńNa pohybel jej! I tyle.
Latwo mowic...
Usuń....bycie bardziej boli niż niebycie...
OdpowiedzUsuńBoli jednakowo intensywnie, choc inaczej.
Usuń..."niebycie"nie boli,bo jak może boleć kiedy nie ma tego,kogo boli...
OdpowiedzUsuńTo nie jest doslowne niebycie, niby tylko takie w przenosni, ale boli i to naprawde bardzo, bardzo.
UsuńPięknie to opowiedział. I bardzo jasno, zrozumiale. Poleciłabym ten artykuł kilku znanym mi osobiście ludziom... Ja nie cierpię na depresję, ale wiem, że to straszna choroba.
OdpowiedzUsuńSzukanie całości wśród dziur - staram się to wciąż robić, bo dzisiejszy świat to prawie same dziury; "Wiemy za dużo, żeby się nie bać."
Mnie tak zafascynowal jego punkt widzenia, ze musialam sie nim podzielic. Sama nie ujelabym lepiej istoty sprawy.
UsuńTo są trudne rozważania.
OdpowiedzUsuńNiezrozumiałe dla człowieka , który nigdy nie był w depresji.
Miałami mam bardzo duuuużo doczynienia z ludźmi w depresji.
Każda jest inna.
Człowiek to fabryka chemiczna a depresja to zmiany chemiczne.
Jeżeli wyłapie się pierwsze symptomy i użyje odowiedniej chemii ,
to do ciężkiej depresji nie dochodzi.
Sprawdzone.
Poeta czy artysta aby tworzyć musi przechodzić takie dziwne stany.
To nie są normalni ludzie, w sensie pozytywnym, wystarczy poczytać ich życiorysy.
Widocznie tworzenie musi boleć.
Jedni posilkuja sie alkoholem, inni narkotykami. Niektorzy dostaja "dar" od losu w postaci choroby.
UsuńJednak zwyklym ludziom nie sluzy ona do niczego.
Kompendium depresji w tym wywiadzie. Dobrze, że pójście do psychiatry, leki nie są już tak strasznym tabu jak kiedyś i coraz więcej ludzi korzysta z takiej pomocy. Kwestia, żeby się przemóc i żeby lekarz dobrze dobrał tablety.
OdpowiedzUsuńNajpierw trzeba dopuscic do siebie mysl, ze jest sie chorym, podobnie jak przy alkoholizmie, i dopiero wtedy mozna pojsc do lekarza (psychiatra brzmi groznie i odpychajaco) i rozpoczac leczenie.
UsuńNigdy nawet nie otarłam się o depresję,ale wierzę,że to straszna choroba,a nie "fanaberie", jak niektórzy uważają.
OdpowiedzUsuńżyczę miłego dnia
E0
To niestety zadne fanaberie i jesli srodowisko nie zorientuje sie w pore i nadal bedzie te fanaberie wmawiac, malo jest szans, ze skonczy sie pomyslnie. Chorzy rzadko otwieraja sie nawet najblizszym, wypieraja sami chorobe. Najtrudniej zaczac, pozniej jest prosciej.
UsuńBardzo ciekawy i przejmujący wywiad! Ilez odbić we mnie samej. Ilez wzruszenia! Aż do dygotu serca...Nic, co ludzkie nie jest obce ani wstydliwe. Trzeba o tym pisać, rozmawiać, zwierzać się, podejmować walkę, mimo codziennej przegranej, nie być samemu w tej podziemnej rzece, cieszyc się najmniejszym sukcesem i wierzyć w siebie mimo wszystko...Nie
OdpowiedzUsuńjest łatwo to zrobic, wiem...
Trzeba mowic, ale zeby mowic, trzeba umiec zdefiniowac, a w przypadku tej choroby to najtrudniejszy jej etap. Ja po tylu latach nie umiem jeszcze konkretnie powiedziec, co mi jest. Tyle tylko, ze dusza boli...
UsuńJak ja lubie Jastruna. Od lat. Co za jezyk. Nawet o depresji mozna poetycznie.
OdpowiedzUsuńAle, znam, znalam za duzo osob, ktore sobie z nia, z depresja , nie poradzily.
Chcialabym umiec tak opowiedziec o wlasnych bolaczkach, ale to takie trudne...
UsuńCo tu powiedzieć? Nadal mamy Depresję za depresję - doła bo jesień, doła bo praca bo chłopak itd. A Depresja to dramat w dzień piękny i brzydki, w zdrowiu i chorobie, samotnie i w związku - nie ma znaczenia jak jest poza nami - w nas jest otchłań ona nas pochłania.
OdpowiedzUsuńNiezrozumienie czasami wkurza a czasami nie wierzymy jak ktoś mówi: rozumiem, wiem co czujesz: Lubimy być oryginalni nawet w Depresji. Mogłabym tak pisać ale czy to ma sens. Pozdrawiam.
Jedni, majac jesienna chandre, opowiadaja o depresji, inni znow, ciezko ta choroba dotknieci, zwlekaja z jej zdiagnozowaniem, wypieraja taka mozliwosc, cierpiac w milczeniu i samotnie w tlumie ludzi...
UsuńIm człowiek bardziej świadomy, tym melancholia mocniej przywiera i na dłużej, do tego dochodzi Acedia i wiele innych stanów, które w różnych okresach życia wymieniają się i uzupełniają. I nie ma znaczenia, czy jest się komikiem, pisarzem, malarzem, czy prawnikiem. Im więcej w sobie odkrywamy, tym na więcej się nie godzimy. Mogłabym wymienić wiele nazwisk, które z depresją sobie nie poradziły, zakończyły/przerwały życie. I powiem Ci, że dla mnie tragiczne jest, jak ludzie się wzajemnie oceniają, nie rozumieją, że tekst: będzie dobrze, albo nie martw się, jest w tym wypadku kolejnym argumentem na to, żeby podciąć sobie żyły. Bo ja wiem, że nie będzie dobrze, bo jestem tak głęboko w dole, mam przeanalizowane wszystkie triki świata, całe to obrzydlistwo spływa na mnie, cwaniactwo, kłamstwa, że mam tego dosyć. Samo leżenie w łóżku nie jest niczym groźnym, spotykanie się z ludźmi i obserwowanie ich jest dopiero zabójcze.
OdpowiedzUsuńJestes, Gosiu, lepsza od Jastruna w definiowaniu depresji. Moge sie tylko podpiac i podpisac, bo sama bym tego lepiej nie ujela. Nie jestem literatem, cos tam sobie skrobie, bo tak, bo mi to pomaga, ale czytajac Wasze definicje znanego mi schorzenia, moge tylko zazdroscic bogactwa okreslen. Czyzbys Ty tez...?
UsuńI jeszcze male przeslanie do Ciebie: http://youtu.be/FdnKsLjqlk0 :)))
ech, że tak sobie westchnę... http://youtu.be/Kofdybn6nbE
UsuńAle moje to nie muzyczka do posluchania, tylko prawdziwe przeslanie. Odczytaj je doslownie! ;)
Usuńnie znoszę czekać na listonosza, jeżeli traktować tekst dosłownie, to jest jeszcze gorzej...
OdpowiedzUsuńOh yes, wait just a minute mister postman
Wait, wait mister postman
(Mister postman look and see) oh yeah
(If there's a letter in the bag for me)
Please mister postman
(I've been waiting a long long time)oh, yeah
(Since I heard from that gal of mine)
There must be some mail today
From my girlfriend so far away
Please mister postman look and see
If there's a letter, a letter for me
I've been standing here waiting Mister Postman
So patiently for just a card
or just a letter
Saying she's returning home to me
Please Mister Postman
(Mister postman look and see) oh yeah
(If there's a letter in the bag for me)Please mister postman
(I've been waiting a long long time)oh, yeah
(Since I heard from that gal of mine)
So many days you past me by
See the tears standing in my eyes
You didn't stop to make me feel better
By leaving me a card or letter
Mister Postman, look and see
Is there a letter, yeah, for me
I've been waiting such a long long time
Since I heard from that gal of mine
You gotta, wait a minute wait a minute oh yeah
Wait a minute wait a minute oh yeah
(you gotta) check and see one more time for me
You gotta, wait a minute wait a minute oh yeah
Mister Postman, oh yeah
deliver the letter, the sooner the better
You gotta, wait a minute wait a minute oh yeah
Wait a minute wait a minute oh yeah
you gotta, wait a minute wait a minute oh yeah
you gotta, wait a minute wait a minute oh yeah
A Tobie sie zdaje, ze ja rozumiem, co mi piszesz w obcym jezyku? Otoz tylko czesciowo.
UsuńAle dobrze kojarzysz, musisz poczekac na mr postman. :)
oo to tu masz dla jasności http://www.tekstowo.pl/piosenka,the_beatles,please_mr__postman.html
Usuńw Irlandii postman chodzi kiedy chce, to jest dopiero zabawa :)
No na Waszego postmana to ja juz wplywu nie mam, ale dobrze, zebys go wygladala i pilnowala w najblizszym czasie.
UsuńDzieki za tlumaczenie ;)
uuuuu a Ty znasz mój adres Panterko? Bo mnie teraz zaniepokoiłaś
UsuńNajosobisciej mi go dawalas, mozesz sprawdzic w prywatnych wiadomosciach na fb. ;)
UsuńWierzę bez sprawdzania, teraz będę miała za swoje, iiii w takim razie na @ poproszę Twój adres
Usuńmam jednak sklerozę, serio
Adres dostaniesz razem z przesylka. ;)
Usuńok, jakoś wytrwam do tego czasu :*
UsuńA na razie masz maila. :)
UsuńPiękny tekst... Znam tylko jedną osobę, która chorowała na depresję ciężką... Trudne to... I nie korzystała wtedy z internetu... Czy ta choroba (depresja endogenna) jest też Twoim udziałem?...
OdpowiedzUsuńTak, niestety.
UsuńTo dzielna jesteś bardzo...
UsuńPewnie bez prochow nie bylabym taka dzielna. ;)
UsuńA dla mnie jest to jak gesta,ciezka, szara chmura ktora mnie otula szczelnie coraz mocniej i mocniej, przytlaczajac, dzusac i nie pozwalajc na zadne dzialania, chmura ktora zywi sie moja raoscia,moja energia, ktora wysysa wszystkie moje sily i brakuje mi powietrza i nie moge sie ruszyc i to boli i dusi i nic mi sie nie chce, chociaz nie tak bo sie chce, ale nie jestem z stanie nic ... nie moge sie zmobilizowac, a swiadomosc czasu przeciekajacego przez palce jeszcze bardziej dobija ... a to ze wiem, ze chce a nie moge, bo jestem przytloczona, stalamszona, zduszona przez ta chmure boli jeszcze bardziej ... A teraz "ona"ma ogromne pole do popisu, bo do tego co wczesniej mnie dopadlo doszly zmiany w szkole ktore dobily mnie na calej lini ... i juz nie mam sil .... I w takich chwilach jedyna pociecha jest to, ze mam swoje koty i jestem wdzieczna swojemu slubnemu, ze moglam je tu przywiezc, bo to on wszystkiego sie dowiedzial i bilety zakupil
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie, 4_dina! Mam nadzieje, ze bierzesz jakies leki, bo bez nich na dluzsza mete ta Twoja chmura Cie wchlonie do reszty, wyssie z Ciebie cale jestestwo i wyrzuci na wysypisko zycia.
UsuńZwierzeta bardzo pomagaja, sama ich obecnosc ma walory terapeutyczne, a odpowiedzialnosc za nie nie pozwala robic glupot...
ja po mamie mam tendencjie i jesien w Polsce byla dla mnie tragiczna. Moglam spac caly dzien. Mialam straszne doly i zero checi do zycia. Slonce bardzo mi pomaga, dlatego bez wzgledu na to czy mroz czy upal, trzymam sie slonecznych stanow. Slonce to ponoc witamina D, ktorej czesto ludziom z depresja brakuje. Nie bez powodu najwiecej samobojstw w Stanach ma miejsce w Seattle, miescie deszczu. Jak juz pisalam cwiczenia i wyduszenie z siebie 7-ych potow tez bardzo pomaga. Bierze witamine D i B12?
OdpowiedzUsuńNie bierze, ale chodzi z Kira po sloncu na spacerki i poci sie na silowni. ;)
Usuńto dobrze. ;)
UsuńMam kolezanke, ktora miala strasze depresje, zrobilijej badanie krwi i wyszlo, ze ma taki niedobor wit. D i B12, ze od razu zrobili jej zaszczyk z duza dawka. Donoc taka niby glupia witamina, a jednak robi swoje. ;)
To moze lepiej bede brac na zime, zamiast hibernacji, co by mi najlepiej pasowalo. ;)
Usuń:)) bierz, ja zima nawet dzieckom daje, bo ponoc zmieksza odpornosc na grypy i inne przeziebienia.
UsuńBede brac! :)
UsuńTeż będę brać :)
OdpowiedzUsuńWywiad bardzo dobry :)
Jak dla mnie genialny!
UsuńDo witaminy się też podłączę, zawsze to lepiej znieś jesień weselej niż w dole:) A z depresją to najtrudniejsze to to , by leki były odpowiednie i oczywiście ich dawka. Przeżyłam koszmarność w postaci depresji i rozumiem jak się można czuć . Fakt , u mnie to był powód ale również chyba dawka leków nieodpowiednia i wyjście było najgorsze:)
OdpowiedzUsuńLatwiej jest wyleczyc depresje, ktorej motywem jest smierc/rozwod/czy co tam jeszcze konkretnego. Czas w tym przypadku doslownie leczy rany, te duchowe rowniez. Znacznie gorzej, kiedy nadchodzi tak sama z siebie, bez wyraznego powodu. Najczesciej konczy sie to dozywotnim braniem lekow.
UsuńBardzo dobry artykuł,do niedawna nie mówiło się głośno o depresji,a problem istnieje ,choroba zbiera swoje żniwa.
OdpowiedzUsuńNajgorsze, ze wielu chorych na depresje, wypiera jej istnienie, nie chca nawet pojsc do lekarza po diagnoze, majac nadzieje, ze sami sobie poradza. A w Polsce jest jeszcze kwestia terminow do specjalisty...
UsuńŚwietny tekst,obrazowo ukazane oblicze tej bezdennej Otchłani. Z witaminą D trzeba jednak ostrożnie gdyż w nadmiarze uszkadza nerki. Najlepiej wykonać badanie poziomu tej wit i gdy jest niedobór udać się do lekarza który zaleci odpowiedni preparat i monitorowanie stężenia we krwi. Zapobiegawczo natomiast najlepiej korzystać ze słońca lub przez 2-3 maksymalnie miesiące zimowe brać tran (też można przedawkować),B12 też ostrożnie i szukać preparatów naturalnych.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMasz racje, z witaminami i suplementami trzeba ostroznie, to nie cukierki.
UsuńSerdecznosci
Dziękuję. Każde słowo w punkt, idealnie. Może ludzie zrozumieją, że to nie zły humor z powodu jesiennych deszczy... że to coś więcej. O wiele więcej.
OdpowiedzUsuńDziwna to choroba, nienamacalna, niewidoczna, a tak rujnujaca. Nie tylko zreszta dusze i cialo samego chorujacego, ale i jego otoczenie...
Usuń