Dnia pewnego wpadl do knajpy caly rozpromieniony i zakomunikowal nam, ze nabyl perelke, jakas rzadkosc. Teraz Wam nie powiem, jaki to byl model, bo nie pamietam, ale wydaje mi sie, ze podobny byl do tego:
Zrodlo |
Zaczely sie remonty. Oczywiscie sam L. nie remontowal, ale stac go bylo na najbardziej udziwnione zachcianki, organizowanie dawno juz nie produkowanych czesci zamiennych i zmudne odtwarzanie tych zepsutych.
Zaczelo sie od remontu mechaniki, poprzez karoserie, lakierowanie, czesci chromowane, a kiedy wszystko bylo juz gotowe, rozpoczelo sie upiekszanie. Auto dostalo nowa tablice rozdzielcza, pozniej do dziela zabral sie tapicer, ktory wyczarowal naprawde przepiekne skorzane siedzenia i elementy wnetrza. Ten remont kosztowal wiecej niz nowy samochod, ale efekt przeszedl najsmielsze oczekiwania.
L. wymyslil sobie rzadka kolorystyke. Lakier byl w kolorze oberzyny, metalik, a skora siedzen i wysciolki drzwi w kolorze jasnej sliwki. Mowie Wam, cudo! Caly lsniacy, a w elementach chromowanych mozna sie bylo przegladac jak w lustrze.
Zajechal dumnie tym cacuszkiem przed knajpe, my wyleglismy na parking. Byly to zamierzchle czasy aparatow analogowych, wiec nie nosilo sie ich na codzien w torebce, a komorki nie mialy w sobie niczego, czym mozna byloby zdjecia robic. Stracilam tym samym jedyna okazje udokumentowania dla przyszlych pokolen faktu, ze siedzialam w tym cudzie za kierownica. Siedzialam jeno, bo abstrahujac od ewentualnych jego zakazow, sama nie odwazylabym sie ruszyc z miejsca tym matuzalemem z dzwignia zmiany biegow przy kierownicy. Ale co posiedzialam, to moje. I podobno bylo mi do twarzy w tym samochodzie. No ja mysle!
Prosto spod knajpy L. ruszyl na przejazdzke, by wyprobowac na autostradzie szybkosc i komfort jazdy. Auto bylo juz na nowo zarejestrowane, na specjalnych blachach dla oldtimerow, byly one nieco inne niz te normalne. Jeszcze tego samego dnia L. wpadl do knajpy i zaraz sie upil, bo przejazdzka zakonczyla sie pechowo. Otoz ni stad ni zowad zaczelo sie dymic spod maski, wiec zaraz zjechal w bezpieczne miejsce, do jakiegos przypadkowego warsztatu i tam zostawil porszaka, bo nie bylo zadnych mozliwosci jego naprawy. O ile dobrze pamietam, silnik bral olej, ktory sie palil, czy jakos tak i dalsza jazda grozilaby zatarciem silnika.
W najblizszych dniach zorganizowal transport na lawecie do Getyngi. Sam nie bral w nim udzialu, wydal jedynie dyspozycje firmie lawetowej. To, co nam pozniej opowiadal, sam znal z opowiadan laweciarzy, wiec nie bardzo wiadomo, czy stan faktyczny sie zgadzal. Dosc, ze jakims cudem porszak spadl z lawety i nadawal sie juz tylko na zlomowisko...
No coz, dostal wprawdzie pelne odszkodowanie, wiec finansowo nie byl w ogole stratny, ale prawie plakal, bo wymarzyl sobie to autko, wypiescil, ze lepiej nie mozna, a przejechac zdazyl sie jeden jedyny raz... Na tym zakonczyl swoja niedoszla kariere kolekcjonera starych samochodow.
Oj tak, wiem coś na temat renowacji samochodów zabytkowych, skarbonka niesamowita, ale efekt PRZED i PO powala i na prawdę warto poświęcić czas na taką renowację :-)
OdpowiedzUsuńDo dzis zaluje, ze nie moglam tego sfocic :(
UsuńOj, biedny on, ten L.! Szkoda pieknego autka! I zduszonej w zarodku ciekawej pasji szkoda też. Kojarzy mi ise ta historia z pewnym wydarzeniem z mego dzieciństwa, kiedy to dostawszy wymarzony, niebieski berecik biegnąc jak wariatka przewróciłam sie do błotnistej kałuzy. Upaprałam jak nieboskie stworzenie a nie wiedząc o tym, że berecika nie wolno prać w gorącej wodzie a potem suszyc na kaloryferze tak własnie niebacznie uczyniłam. I co? Zbiegłsie straszliwie. Potem pasował juz tylko na moja ukochaną lalke - murzynkę...
OdpowiedzUsuńAnusiu!Pozdrowienia serdeczne zasyłam o chłodnym poranku, zapowiadajacym dzionek równie chłodny, a więc berecikowy!:-))***
Czasem pech dotyka czlowieka w najmniej oczekiwanym momencie. Mnie zdarzylo sie wypracwelniany szal i czapke w pralce na 95°. Po praniu szalik moglam postawic, a czapka pasowala na moja piesc i mogla robic za rekawice bokserska. Nawet lalki dzieci nie mialyby z tego pociechy. :)))
UsuńU nas zapowiadaja cieply weekend, ale na razie na to nie wyglada, moze sie poprawi. Bardzo bym chciala... Usciski :***
Ludzkie losy są dziwne, dlaczeg jednym wszystko się udaje a innym nie ??
OdpowiedzUsuńOd czego to zależy ?
Od tego lutu szczescia, bo sama ambicja i pracowitosc nie wystarczaja. Jednym byk sie cieli, inni maja zawsze pod gorke i pod wiatr. :)))
Usuńno własnie ... to samo chciałam powiedzieć :)
Usuńmiłego piątku :***
Ano, ja sie jakos do dzieci szczescia nie zaliczam, co najmniej jesli chodzi o finanse. :))
UsuńWyobraziłam sobie ten samochód i tę kolorystykę - musiał być naprawdę piękny!!! I Ty w nim pewnie wyglądałaś świetnie.
OdpowiedzUsuńA z wymarzonymi samochodami i dziewczynami kojarzy mi się historia z bardzo wczesnej młodości, kiedy miałam jakieś 13, może 14 lat. W naszej rodzinie od zawsze był zwyczaj wychodzenia w wolne dni po wspólnym śniadaniu na spacery (najczęściej do lasu). Otóż którejś niedzieli, kiedy wyszliśmy przed dom, zobaczyliśmy pięknego czarnego mercedesa - widok w tamtych czasach rzadki. Mój ojciec wtedy westchnął z podziwem i powiedział, że chciałby mieć takiego mercedesa i wozić w nim rudą dziewczynę, na co ja, niewiele myśląc, palnęłam złośliwie, że musi już tylko kupić sobie mercedesa, bo "dziewczynę" ma niejako pod ręką; może zaprosić na przejażdżkę sąsiadkę z przeciwka. Trzeba było widzieć jego spojrzenie!!! Bo sąsiadka, owszem, była ruda, ale miała rzadkie włoski z siwymi odrostami i tak z siedemdziesiątkę na karku.
Ninko, wynika, ze ciety jezor mialas od zarania! :))) Taki despekt wlasnemu rodzicowi uczynic! A fe! :)))
Usuńbuahahaha - dobre!
UsuńNapoleon - jak miał mianować kogoś na wysokie stanowisko,gdzie wszystkie "normy" zostały spełnione,czyli wykształcenie,zasługi itp... na końcu mówił coś w tym stylu " no dobrze,dobrze wszystkie atuty ten waszmość posiada,ale się zapytam czy ma szczęścia łut" i podobno brał to pod uwagę.
OdpowiedzUsuńPozdr.MA
Jemu tego szczescia w stosownej chwili zabraklo, choc takim madrym czlowiekiem byl... ;)
UsuńZnam to znam - mój dziadek był taki. Więcej robił przy swoim samochodziku niż jezdził , ale pamietam to cudeńko.Jak przyjezdzałam do nich pytałam babcię - A gdzie dziadek ?? Jak to gdzie - lezy pod samochodem.
OdpowiedzUsuńTyle, ze L. nie byl od lezenia pod samochodem, mial do tego ludzi :)))
UsuńA moze Lpowinien poznac historie onego samochodu, botak jakos skojazylo mi sie to z historia James'a Dean'a i jego pechowym autem, z ktorego nawet pojedyncze czesci byly pechowe.
OdpowiedzUsuńA to byl TEN model? No to rzeczywiscie L. powinien poznac jego pechowosc. :)))
UsuńW takich razach zdumiewa mnie to, że ludzie potrafią tyle starania, uwagi, emocji i pieniędzy poświęcić PRZEDMIOTOWI!
OdpowiedzUsuńJak kogos stac i lubi, to dlaczego nie? :)
UsuńToteż nie potępiam, tylko nie rozumiem.
UsuńOn by pewnie nie zrozumial naszego bzika na punkcie zwierzat...
UsuńNo cóż powiem pewnie od rzeczy ale i przedmioty mają dusze :). Tu się mi przypomniała opowieść o jubilerze którego porzuciła ukochana żona, robił dla niej naszyjnik z jakiś bardzo cennych kamieni głowy nie dam, ale były to chyba brylanty. Szlifował i płakał i złe myśli krążyły mu po głowiźnie, ponure, smutne, zapłakane. Skończył i przeznaczył naszyjnik do sprzedania. Naszyjnik był mroczny i ponury jak myśli jubilera ie przynosił szczęścia mimo swej niewątpliwej urody. :) Poznanie historii przedmiotu pomaga. Dla naszyjnika skończyło się dobrze, ktoś dobry i mądry, poświęcił dużo czasu uwagi i energii by przynosił szczęście swoim właścicielom. :)
OdpowiedzUsuńTak daleko bym nie szla w teoriach, ze to konkretne Porsche mialo dusze i jakos bronilo sie przed przynalezniem do L. wszystkimi czterema kolami. Ale kto to wie... Niezbadane sa pokrecone sciezki porszakow... :)))
Usuńjak kupowałam moją nową filiżankę koloru czerwonego, w ogóle dzwoniłam do artysty wyrabiającego je. Luczylam na piękną czerwień, niestety te filiżanki, przynajmneij wiele z nich kolorem wpadało w pomarańcz.... ja wybrałam najciemniejszą, Też podejrzewałyśmy ze sprzedawczynią iż wiele radości spotkało garncarza.... tym bardziej jeszcze lato to i słońce w sercu....
UsuńNo. Ale filiżankę czerwoną ładną mam, co nei znaczy że kolor nie mógłby być ciemniejszy....
Twoja filizanka ma dusze. Czerwona. ;)
Usuńmogła by by bardziej czerwona.... poprzedniczka była cudna! Ale ta kształt ma wygodniejszy.
Usuńwspółczuję... niby taka lekcja że pieniądze to nie wszystko. Mówi sie że kto ma pieniądze to ma szczęście, jak wnioskuję z historii nie koniecznie, i nie w każdym przypadku tak jest.
OdpowiedzUsuńJa mysle, ze on mial szczescie, ale nie umial go docenic i uszanowac. A szczescie to stan kaprysny i trzeba o nie dbac, inaczej odejdzie.
Usuńmyślisz że szczęście o ile o nie sie dba jest łaskawe? Ja myślę że bardzo kapryśne i kołem sie toczy... ale są i osoby co mu i byk sie ocieli a i tacy co no niestety...
UsuńAlbo sie je ma albo nie. Ale jesli jest ono z nami, trzeba je pielegnowac.
UsuńNie chciałbym mieć takiego pecha, to bardzo przykre. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSzkoda autka i wlozonej w niego pracy. L. strat finansowych nie zaliczyl. :)
Usuń...tez bym usiadł i płakał, takie cudo...
OdpowiedzUsuńOn nie plakal, tylko zaraz sie upil. ;)
UsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń