Pod poprzednim postem pocieszaliscie mnie, a nawet padla sugestia, ze za jednym zamachem wyczerpalam limit pecha na nastepny rok. Otoz jestescie w mylnym bledzie, bo tydzien zaczal mi sie kolejnym pasmem nieszczesc.
Mialam sprawe do zalatwienie poza miastem, wiec znow padlo na auto corki, jako ze autobus miejski, ktory tam dojezdza, robi po drodze wycieczke krajoznawcza po okolicznych wiochach i strata czasu jest ogromna, biorac pod uwage jeszcze jedna przesiadke po drodze. Zadzwonilam do niej wczoraj wieczorem i uslyszalam, ze zaden problem. Po czym moje dziecko, jak ta chabeta dorozkarska, pojechala sobie dzis rano prosto do pracy i spokojnie podjela czynnosci zawodowe. Ja czekalam jak na szpilkach w domu. Zadzwonilam do niej na komorke, ale miala wylaczona, bo w pracy nie wolno uzywac, musialam wiec wyszukac w nieczynnym nadal telefonie domowym jej numer do pracy i dzwonic z komorki, by uslyszec:
- Scheisse! Na smierc zapomnialam!
A wiec potruchtalismy piechota do niej do pracy. Dobrze, ze mamy chociaz zapasowy klucz od jej samochodu, wiec bez czekania wsiedlismy. Oczywiscie sie spoznilam. Z moim kierowca, czyli mezem, umowilam sie, ze odbierze mnie stamtad o okreslonej godzinie. Wyszlam mu nawet naprzeciw, zeby bylo szybciej, a tu mija 5 minut, 10, 15, a jego nie ma. Zadzwonilam, komorka nie odpowiada. No, pomyslalam sobie, cos sie musialo stac, bo on jest bardzo slowny i punktualny. Za chwile sam do mnie oddzwonil.
- Gdzie jestes? - pytam.
- W domu - odpowiedzial spokojnie, a mnie na miejscu trafil szlag! I tu rzucilam bardzo grubym slowem, bo juz mi bylo za wiele, ze cala moja cholerna rodzina beztrosko sobie o mnie zapomina i ma mnie, krotko mowiac, w dupie. Powiedzialam mu, zeby sie nie fatygowal, bo wracam autobusem, a w ogole to nie wiem, o ktorej dotre do domu, bo mi sie nie chce tam wracac. Wyblagal, zebym na niego poczekala, bo "juz jedzie". Qrna, rychlo w czas!
No to sobie sfocilam lanszafciki podczas czekania.
Kwitlam w tym szczerym polu cos z kwadrans, bluznilam jak szewc, palilam jak lokomotywa i sama sie nakrecalam. Jeszcze nadejdzie dzien zaplaty i zemsty, kiedy oni mnie beda potrzebowac, to ja tez sobie "zapomne". O nich zapomne, bo poza tym to bede pamietliwa!
W drodze powrotnej dowiedzialam sie, ze musimy podjechac do warsztatu, gdzie od tygodnia zalega opelek, bo niby nagle sie okazalo, ze klucz mojego meza spowodowal zablokowanie samochodu i trzeba sprobowac go uruchomic moim kluczem.
Podlaczyli opelka do defibrylatora, probowali elektrowstrzasami, moim kluczem, jego kluczem - niestety wszystko na prozno.
Podejrzenie padlo na system sterowania, a ta zabawa kosztuje ponad tysiaka i trzeba uzbroic sie w jakies dwa tygodnie cierpliwosci, bo nalezy te czesc zamowic, potem od nowa kodowac i bukwi co tam jeszcze. Stwierdzilismy, ze skorka nie warta wyprawki i dalsza reanimacja trupa, ktory juz zdazyl wystygnac, jest absolutnie nieoplacalna. Trzeba sie rozejrzec za czyms innym.
Ciekawe, co jeszcze przyniesie tak przyjemnie rozpoczety tydzien?
Wygląda na to, że nowe auto,a przynajmniej poszukiwanie onego.
OdpowiedzUsuńDobrze,że pogoda ok, bo w takich warunkach to trochę można poczekać,gorzej jakby było zimno lub lało.
Na to sie zanosi.
UsuńOraz na branie kredytu. :(
...i w ogóle, jak mnie się oczy zamkną, to wam wszystkim dopiero się otworzą!
OdpowiedzUsuńA zebys wiedziala!
UsuńTeż myślę,że limit pecha wyczerpałaś,Więc musi być tylko lepiej.Widzę już Twoją zadowoloną minę jak mkniesz nowym sprawnym autkiem.Zegnaj pechu ,witaj autko!Miiłego dnia,bez [dodatkowych atrakcji] Gosia z Jelcza
OdpowiedzUsuńWyczerpalam! Juz sie wszystko wyprostowalo. :)
UsuńPanterko, blagajacy maz to bardzo rzadki okaz w dzisiejszych czasach ;)
OdpowiedzUsuńTule mocno :***
Jak napsocil, to musial blagac, laski zadnej nie robil, co nie? :)))
UsuńO kurcze grillowane! Współczuję Ci Anuś tych wszystkich kłopotów! I ściskam serdecznie, wirtualnie, jako że wiecej nic nie mogę!:-))***
OdpowiedzUsuńOdsciskuje z bananem na twarzy. :)))
UsuńZ samochodem to jest tak,że człowiek cieszy się dwa razy-pierwszy raz kiedy nabywa autko a drugi raz kiedy się go pozbywa.Pomyśl Aniu ile radości przed Tobą teraz.Bardzo miłego dnia życzę.
OdpowiedzUsuńMasz racje, Halutka, teraz juz sama radosc! :)))
UsuńO lo matko. Nie wiem czy sie to pocieszy ale mielismy awarie silnika na ringu kolo Berlina. Dwa rozne samochody, dwie rozne podroze do Polski, a stalo sie to w odleglosci 20km od siebie. Berlinski trojkat normalnie. W obu przypadkach silnik do wymiany, holowanie do Polski. Nie powiem ile kasy wydalismy. I nie powiem jak bardzo sie balismy tam przejezdzac kolejny raz...
OdpowiedzUsuńJesusmaria! A ja tamtedy do rodzicow jezdze! Moze lepiej robic kolo przez Zgorzelec? :)
UsuńNasze autko też ostatnio przeszło kilka napraw. Dobrze, że koszty na siebie bierze Rodziciel (w sumie to on nim jeździ a ja tylko dorywczo). Niestety tak to już jest z tymi autkami, kiedyś wystarczył młotek, przecinak i autko śmigało, aż miło. Teraz strach bebechy otwierać bo elektroniki tam tyle co w promie kosmicznym...
OdpowiedzUsuńDobrze miec takiego Rodziciela, co finansuje. :)))
Usuń...jam tylko pijawka podpięta :))
UsuńDobrze macie... Ja musze sama za wszystko bulic. :)
Usuńno to ja już nic nie mówię tylko tulę :) :*******
OdpowiedzUsuńOdtulam. :***
UsuńJuz wszystko ok. :)))))))))))
Jak się nie prowadzi auta,to rzeczywiście ciężko.Ciągle jest się zależną od innych:)
OdpowiedzUsuńja tam uważam się za lepszego kierowcę niż wszystkie chłopy razem wzięte:)))
I najbardziej lubię jeździć sama.
Pozdrawiam,miłego dnia
Ewa
Ja nie lubie prowadzic i robie to tylko kiedy naprawde musze.
UsuńA musze codziennie do fabryki. Natomiast kiedy jedziemy we dwojke, to zawsze prowadzi maz. :)))
A może limit pecha został wyczerpany tym razem, ja nie przestaję w to wierzyć.
OdpowiedzUsuńSama jestem zależna od męża jak chcę gdzieś jechać...czas wziąć tyłek w trok i zrobić prawo jazdy...u mnie samochód stoi po domem, a ja na pieszo zasuwam;/
Gohaa, mialas racje! Wszystko wraca do normy!
UsuńRob prawko i uniezalezniaj sie! :)))
Mieliśmy w życiu kilka samochodów, niestety, zawsze były to auta używane, w związku z tym ich życie było niezbyt długie. Po tym, kiedy nasz ostatni (Łada) zakończył swój żywot, już nie kupiliśmy innego, bo finanse wówczas nam nie sprzyjały - i tak zostało do tej pory.
OdpowiedzUsuńHmmm... Limit pecha... Może by jakoś odczynić? Splunąć przez lewe ramię? Okadzić piołunem, czy tam innym zielem? A najlepiej wysłać go, tego pecha oczywiście, gdzie pieprz rośnie!
Nas tez nie stac na nowe, ale zawsze jakos maz mial szczescie znalezc cos w miare fajnego uzywanego. Mam nadzieje, ze ten dzisiaj nabyty posluzy nam bez usterek. :)))
UsuńAlez Aniu, to nie pech tylko czynnik ludzki sie na Ciebie uwzial :-)))
OdpowiedzUsuńTo tez, ale spsucie sie auta, telefonu i dzisiaj internetu, to juz zlosliwosc rzeczy martwych i pech. :)))
UsuńMiałam lekkie wyrzuty sumienia, że nie pocieszałam, ale okazuje się, że słusznie nie pocieszałam :-)))
OdpowiedzUsuńNo to teraz podwójnie życzę zakończenia złej passy.
Mocno musialas zyczyc, Joasiu, bo sie spelnilo. :)))
UsuńTak to czasem bywa :( Jedyne pocieszenie moze być w przyjemności kupowania nowego samochodu. I tego się może trzymaj? ;)
OdpowiedzUsuńTak sie trzymalismy, ze kupilismy. :)))
UsuńSuper :))
Usuńdobra, żarty się skończyły
OdpowiedzUsuńtrzeba złym mocom powiedzieć STOP!
( trochę nie wiem jak, ale uznałam, że na początek wystarczy)
Rybenka, to dziala! Powiedzialas i poszly se. Te moce. :)))
UsuńA ja powinnam zmienic auto bo ten nie nadaje się na dalsze wypady . Aż trudno pomysleć jak sie zepsuje bo o nowym czy nowszym nawet trudno mysleć.
OdpowiedzUsuńAniu brakuje mi słów na pocieszenie, ale trzymaj sie po nocy przychodzi dzień. Będzie dobrze:)
Jest dobrze, Izunia! :)))
UsuńNie mam internetu, telefonu i samochodu. Idę się zabić!
OdpowiedzUsuńPantera!
Usuńmasz aparat do zdjęć??
to się nazywa siła złego na jednego
Usuńoddychaj głęboko!
:***************
Odetchlam i zla passa sie skonczyla. :***
UsuńAparat mam, ale czasu na wyjscie nie mialam, bo kupowalam nowe auto, a potem kwitlam na goracej linii. A w miedzyczasie musialam sie zdrzemnac, bo mialam zla noc.
Nie ma tego złego...
OdpowiedzUsuńNastępna bryka będzie tak wypasiona, że oko zbieleje, a kupić uda się Wam ją za bezcen!
Albo wygracie ją na loterii jakiejś :)))
UsuńNie wygralismy i za bezcen tez nie byla, ale obleci Jest wypasiona! :)))
UsuńMówię Ci nasi majstrzy by go naprawili, młotkiem. Sądzę, że i tak do nas trafi, jak go sprzedasz i jeszcze trochę pojeździ:)
OdpowiedzUsuńNie trafi, chyba, ze go ktos sobie na lawecie zabierze, bo nie chodzi. Oby tylko obylo sie bez kosztow oddawania na szrot, bo to wydatek rzedu 300 euro.
UsuńMoze ktos chce? Oddam za darmo. :)))