W niedziele postanowilismy zrobic Kiruni przyjemnosc mozliwoscia pobrzechtania sie w orzezwiajaco chlodnej wodzie, wiec pomaszerowalismy najpierw nad rzeke, a pozniej w gore jej biegu, nad jeziorko Kiessee. Psica czula, dokad idziemy, wciaz wybiegala daleko do przodu, wracala patrzac na nas z wyrzutem, dlaczego sie tak guzdrzemy. Kiedy wreszcie dotarlismy w poblize wody, wyrwala do przodu, nie ogladajac sie i pognala sie moczyc. Najpierw napila sie, prawie jak smok wawelski po spozyciu barana z siarka, pozniej szalala i skakala jak szczeniak, plywala z pradem i pod prad. Dawno nie widzialam jej tak szczesliwej.
Dalej szlismy wzdluz rzeki, zeby Kira mogla od czasu do czasu znow sie pomoczyc, z czego skrzetnie korzystala. Doczlapalismy w koncu nad Kiessee, gdzie roilo sie w wodzie od zamieszkujacego ja ptactwa, a obok majestatycznie przeplywaly wypozyczane lodzie.
Kaczki krzyzowki, perkozy, labedzie, gegawy, lyski - tyle zdolalam zauwazyc. Tym razem nie bylo czapli, za to na niebie polowala kania ruda, sfocilam ja nawet, ale wyszla zamazana. Piskleta sa juz mocno podrosniete, wielkoscia dorownuja prawie rodzicom, co wyraznie widac na lewym gornym zdjeciu.
Ruszylismy w strone tamy, a Kira co chwile wskakiwala do malenkiej Flüte, ktora pokazywalam przy okazji posta o wysokiej wodzie, a ktora teraz wrocila do swoich wlasciwych rozmiarow i znow ma wody po kostki (zdjecie ponizej w lewym dolnym rogu).
Dotarlismy do tamy, gdzie z racji wygodnego brzegu, znajduje sie punkt zborny dla psow pragnacych zazywac kapieli. Ach, kogoz tam nie bylo! Od malenkich jazgotliwych po dostojnie wielkie osobniki. Odbywalo sie rzucanie patykow i pilek, psiska aportowaly, wychodzily na brzeg i opryskiwaly nas od stop do glow fontannami wody. Spotkalismy dawno nie widziana sasiadke z poprzedniego mieszkania (to ta w czarnej bluzce) z corka, ktorej nie poznalam, bo ostatnio widzialam ja chyba w wieku przedszkolnym. Ten labrador to pies matki, a mloda ma dwa niewielkie kundelki, uratowane na Wegrzech z "celi smierci". Jednego, czarnego widac na gornym lewym zdjeciu. Kira nie chciala stamtad odejsc, nie tylko bowiem uwielbia wode, ale jest strasznie towarzyska i najchetniej zostalaby tam na zawsze. Nie dala sie dowolac, potem w koncu dogonila nas, wielce obrazona.
Wedrujac dalej, natknelismy sie na przecudnej urody lake, pelna rosnacych na niej malenkich sloneczek. Nie wiem, co to za kwiatki, ale robia niesamowite wrazenie.
Wrocilismy do jeziorka, a Kira wykorzystywala kazda nadarzajaca sie okazje, zeby zamoczyc kuperek i ugasic pragnienie. Bylo dosc upalnie, wiec i my wyposazeni bylismy w wode do picia.
Na brzegu rosly jakies takie kwiatki, pelne przeroznych bzykadelek, wiec i bzykadelko weszlo mi w obiektyw.
Mocno juz zmeczeni, powedrowalismy ta sama droga wzdluz Leine do domu, a Kira oczywiscie jeszcze wielokrotnie wlazila do wody, tego nigdy jej dosc.
Nie szlam sie opalac, wiec i nie nasmarowalam sie smarowidlem z filtrem, troche wiec mam zaczerwienione ramiona. Od tego kopytkowania przez blisko cztery godziny, nogi wrosly mi w zadek, ale warto bylo, zeby psa uczynic szczesliwym.
Kira miała chyba jeden z tych mega szczęśliwych psich dni :))
OdpowiedzUsuńWystarczy spojrzec na to rozesmiane pyszczysko. Dopiero w domu padla jak neptek.
UsuńŁadna ta okolica u Ciebie :) W sam raz do spacerów i czynnego wypoczynku. I Kira moze się towarzysko poudzielać :)
OdpowiedzUsuńGetynga to naprawde urocze miasto, bardzo zielone, a my w dodatku mieszkamy na jej "perypetiach", wiec terenow spacerowych mamy po kolnierzyk. Jest nawet rzeczka i jezioro, choc w rozmiarach niewielkich.
UsuńTen punkt zborny dla psików widać cieszy się wzięciem :)
OdpowiedzUsuńTwoją byłą sąsiadkę podziwiam , że uratowała psie życie w odległych Węgier.
Zastanawia mnie ta cela śmierci ?
Buziaki i uściski ślę .
Ilonus
Tam zawsze pelno jest psow, a zwlaszcza kiedy jest tak goraco.
UsuńNie wiem, jak jest w Polsce, ale sa kraje, gdzie nadmiar psow, nie mieszczacy sie w schroniskach, jest po prostu usypiany. A dobrzy ludzie z zachodu staraja sie ratowac te skazane na smierc pieski.
Buziaczki
:)))
UsuńWow, spacer na pewno był dla niej bardzo przyjemny,
OdpowiedzUsuńchociaż ja to chyba na piechotę bym nie dała rady za dużo :-)))
Nooo, mnie tez dal ten spacer popalic, ale my czesto lazimy z Kira na takie dalekie dystanse. Jest gdzie, wiec sie nie oszczedzamy, a psica jest wniebowzieta.
Usuń...piękny spacer Pantero, sam bym sobie popływał w jeziorku ^^. Może i kopytka ci wrosły w siedzenie ale chyba warto było...
OdpowiedzUsuńWarto bylo chocby po to, zeby widziec rozesmiana paszcze Kiry. Niestety, jeziorko nie jest do kapania, mozna jedynie lodki wypozyczac. Woda jest nieco zas***a przez zyjacy tam drob. :)))
UsuńDla takiego spacerku warto się zmęczyć i trochę przyrumienić:) Ciekawa jestem, co to za kwiatki na łące; niestety, nie widać dobrze łodygi i liści, więc trudno mi cokolwiek na ich temat powiedzieć. A to nad strumykiem, z bzykadełkiem, wygląda mi na jakiś gatunek jeżyny. Muszę poszukać, bo ciekawość mnie dręczy:)
OdpowiedzUsuńNinka.
Ja tez nie mam pojecia o tych kwiatuszkach, jedno jest pewne, wygladaja jak male sloneczka. Z ta jezyna chyba masz racje, bo sie ubrania czepialo.
UsuńPiękny spacer :)....
OdpowiedzUsuńU mnie komary, meszki i różne takie badziewia.... atakują tak zaciekle, że spacer w pola, to niebywała odwaga.
Moj maz jest troche pokasany przez komary, mnie sie w tym roku nie imaja, pewnie w zylach mam ocet zamiast krwi :)))
Usuńwow jak tam czysto... spacerki to jest to co pieski lubią najbardziej:D
OdpowiedzUsuńDbaja o miasto. Tam, gdzie spacerowalismy to teren wypoczynkowy, wiec tez zadbany i regularnie sprzatany. Dla Kiruni to najprawdziwsza radocha.
Usuń:) jasne brak ruchy to dla niej męka, a jak szaleje to est w swoim żywiole:D
UsuńPiękna psica i jaka szczęśliwa. Okolica bardzo atrakcyjna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Anka
Anko-Rucianko, imienniczko moja o najpiekniejszym imieniu na swiecie!
UsuńTez sciskam!
Ja też bardzo lubię nasze imię :)
UsuńWszystkie Anki to fajne chłopaki ;)
No jak nie, jak tak!
UsuńRaj dla psów :)
OdpowiedzUsuńW rzeczy samej! Wystarczy spojrzec na radosnie rozesmiane pyszczysko.
UsuńMasz kondycje Pantero! Cztery godziny, jestem pelna podziwu ale czego sie nie robi dla ukochanego psiaka o tak ladnym imieniu. Pieknie w Twoich okolicach, gdybym nie wiedziala gdzie mieszlasz, to pomyslalabym, ze to najprawdziwsza wies.
OdpowiedzUsuńUsciski:)
P.S. Acha, a te kwiatki na lace to chyba stokrotki.
Ja mieszkam prawie na wsi, bo to sa obrzeza miasta, wiec do natury mam kilka krokow.
UsuńNie, stokrotki to nie sa, za wysokie (40-50cm).
Buziaczki
Mnie bardzo brakuje takiego szwendactwa.
OdpowiedzUsuńGarip nie zasmakował, ale Ruda tak i obydwie chyba o tym codziennie marzymy...
Czekam tylko niech mi Absorbery podrosną trochę.
No chyba, ze po tatusiu nie będą tego lubiły to...się chyba z tej rodzinki wypiszę...Wrrr...
Tak to nie! Zostawisz ich trojke z Garipem, a szwendac sie bedziesz z Ruda. Na podryw se we dwie bedziecie chodzic.
UsuńPiękna wycieczka i piesa zadowolona :)!... Widać to jej szczęście na pyszczku :D... Ja bym tak mogła chodzić i chodzić... Szkoda tylko, że mojej Szimi już nie ma... :(... ona też uwielbiała wodę...
OdpowiedzUsuńPies jeszcze bardziej motywuje do wychodzenia z domu. KIRZE nie da sie wytlumaczyc, ze sie nie chce. Pies to samo zdrowie.
UsuńNo to sprawiłaś psiakowi uciechę:) I zdjęcia pięknie wyszły.
OdpowiedzUsuńDla nas byla to tez prawdziwa radosc, choc nogi bolaly.
UsuńA pańcia kuperka nie zmoczyła? :)
OdpowiedzUsuńTe nasze wody nie sa raczej do kapieli. Jeziorko troche przez drob zanieczyszczone, a rzeczka ma tylko jedno miejsce, gdzie daloby sie do niej wejsc, reszta brzegu jest uregulowana i za wysoka. Kira jednak daje rade.
Usuńkiedyś i ja lubiłam długie spacery i z psiakiem i bez. kiedyś, bo teraz to niestety.
OdpowiedzUsuńale grunt, że sunia szczęśliwa!
Chodze, bo bardzo lubie i poki jeszcze moge, korzystam z okazji, bo kto wie, jak dlugo jeszcze...
UsuńPrawdziwe psie kąpielisko;) Przydał by się jeszcze psi ratownik i budka z psimi ciasteczkami i miski z palemką:D
OdpowiedzUsuńRatownik dla panci? Bo przeciez psiury to swietne plywaki!
Usuń