Jakie to uczucie, kiedy obce rece dotykaja dawno nie otwieranych szuflad, a obce oczy spogladaja na zdjecia w opaslych albumach? Czarno-biale, pozolkle, nierzadko pogiete. Albo te kolorowe, wyplowiale, nieperfekcyjne, poruszone. A na nich mlodosc dawno przebrzmiala, szczescie we dwoje, kiedy swiat byl jeszcze zdrowy. Zbierane latami szpargaly i pamiatki, dla tych obcych rak i oczu bez znaczenia. Jakis zasuszony kwiat... podarowany wtedy, na tej lace, okraszony goracym szeptem, spojrzeniem rzuconym ukradkiem spod rzes... teraz rozpadajacy sie w pyl. Jak wszystko inne, jak cale zycie.
Obce glowy decyduja, co zostawic, a co wyrzucic. A przeciez wszystko bylo takie wazne... Kiedys... Te usmiechy ukazujace garnitur wlasnych zebow, gladkie twarze, smukle sylwetki, nadzieja w spojrzeniu i to niezlomne przekonanie, ze tak bedzie zawsze.
Dwie obraczki, jedna mniejsza, druga wieksza. Ktos z rodziny je wezmie, bo sa cos warte. Ale nie zdjecia, nie te pozolkle kartki, tyle wnoszace w tamto zycie, tyle przypominajace o szczesliwie spedzonych razem latach, kiedy dom nagle opustoszal, bo ona odeszla, pozostawiajac po sobie rany, ktore nie chcialy sie zabliznic. Samotnosc wsrod przedmiotow krzyczacych wsomnieniami, powodujacych bol niemozliwy do ukojenia...
I to powolnie wciagajace bagno, zamykanie sie w sobie, tworzenie wlasnego swiata, tak odleglego od wszystkiego, co na zewnatrz. Coraz wieksze zapadanie sie w szczesliwa przeszlosc, odrzucanie problemow dnia codziennego. Coraz szczelniejsze zamykanie otaczajacej, kojacej skorupy przed wplywami zlego swiata, bo tylko tam, wewnatrz tej bezpiecznej banki, byla ona, zawsze gotowa do rozmow, rozesmiana i ciepla, pelna milosci. Coraz czesciej pozostawal w tamtym swiecie, zapominajac o wszystkim wokol, o rachunkach, o tym, zeby sie umyc, zmienic ubranie, zjesc i wypic.
Byla jeszcze muzyka. Tylko klasyczna, zadna inna. Setki plyt winylowych, pozniej kompaktowych, drogi sprzet, wygodny fotel i zapadanie sie w dzwieki, bez potrzeby pamietania o czymkolwiek.
Tak droga jej porcelana, ktora zbierala. Kwiaty, ktore hodowala. Ksiazki, ktore kupowala bez opamietania, bo tak lubila czytac. Namalowane przez nia obrazy, zeszyty pelne kaligrafii, odlane ze stearyny kwiaty i anioly. Pamiatkowe sztucce po jej rodzicach. Obrusy, posciel. Cale zycie...
On juz nie pamieta, jest na swoj sposob rad, ze nie musi o niczym decydowac.
Ktos obcy przejrzy to wszystko za niego, zadecyduje, co jest wazne i co musi zostac, bo przeciez zycie jeszcze sie nie skonczylo. Metryki, bardzo istotne dokumenty beda mu towarzyszyc do ostatka. A cala reszta? Te wszystkie ukochane drobiazgi? Nie ma na nie miejsca w niewielkim pokoju, zreszta on w wiekszosci nie pamieta, czemu sluzyly. Nie umie uruchomic radia, zeby moc zapasc sie w kojace dusze dzwieki muzyki klasycznej. Plyty winylowe pewnie ktos wyrzuci na smietnik, moze kompakty ktos inny zaadoptuje, dostana drugie zycie. A moze nie?
Meble? Kto by chcial? Nie sa antykami, choc stare, nie maja wartosci. Smietnik. Cale zycie pojdzie na smietnik. Przyjedzie firma, osilki powynosza wszystko z domu. Inna ekipa odnowi mieszkanie. Ktos nowy w nim zamieszka.
Dobrze, ze on nie jest swiadomy, ze cale jego zycie wyladuje na wysypisku. Rodzina nie chce niczego, przyjaciele i znajomi pobrali jakies drobiazgi na pamiatke. Reszte zalatwia obce rece robotnikow zatrudnionych w firmie oprozniajacej mieszkania. Hydrauliczna prasa dokona reszty dziela zniszczenia ludzkiej egzystencji. Nie bedzie sladu.
W uzgodnieniu z rodzina pomagam tu na miejscu w likwidowaniu mieszkania. Chodze po coraz bardziej pustych pomieszczeniach, wybieram sobie jakies drobiazgi, glownie ksiazki. Tez mam wszystko, niczego nie potrzebuje. Wezme jeszcze tylko kwiaty doniczkowe, bo szkoda wyrzucac.
W przyszlym tygodniu mam uzgodniony termin z firma likwidujaca mieszkania.
Jakos mi smutno. Budzi sie refleksja, ze kiedys ktos powyrzuca na smietnik wszystko to, co ja ukochalam, bo nie bedzie potrzebowal starych gratow i moich fotografii w albumach. Taka jest kolej rzeczy, ale mam tylko nadzieje, ze albo juz nie bede zyla, albo nie bede miala swiadomosci, ze cale moje zycie wyladuje w smieciach. Serce by mi peklo!
Tak, całe życie gromadzimy różne drobiazgi, sprzęty, cieszymy się nimi. A potem wszystko odchodzi razem z nami.
OdpowiedzUsuńOn jeszcze jest, zyje. W kazdym razie fizycznie, rozmawia nawet, usmiecha sie, ale coraz mniej mamy dostepu do skorupy, ktora wokol siebie buduje...
UsuńTak, wiem, że żyje, bo napisałaś to. Domyślam się, że chodzi o tego starszego pana, którego odwiedzasz w domu opieki.
UsuńTak, ten sam.
Usuń:(( To bardzo przykre. Musi ci by być ciężko...
OdpowiedzUsuńNie jest lekko i dodatkowo szarpie jakies poczucie zdrady, wchodzenia z buciorami w rejony dotychczas niedostepne dla nikogo.
UsuńAz sie lza w oku kreci, ale niestety taki bolesny koniec czeka nas wszystkich w tym pozbawionym uczuc swiecie, gdzie kazdego dnia biegamy szukajac czegos czego i tak pewnie nigdy nie znajdziemy...
OdpowiedzUsuńOn juz dawno zatracil mozliwosc znalezienia czegokolwiek, zapomnial, co ma. W pamieci pozostala jedynie ona i tylko to zawladnelo jego zyciem. Czy i te okruchy wspomnien kiedys znikna?
UsuńBo jednak człowiek jest bardziej przywiązany do tych swoich rupieci, niż lubi się do tego przyznać.
OdpowiedzUsuńNa tych rupiechach budujemy cale swoje zycie, one sa jego nierozerwalna czescia, choc tylko dla nas maja znaczenie.
Usuń....i całe życie wyrzucone na śmietnik,nasze skarby są nimi tylko dla nas...
OdpowiedzUsuńNie tylko, Orko. Ja czuje wielki dyskomfort, by nie powiedziec, fizyczny bol, kiedy tak ostatecznie musze likwidowac cudze zycie... Moze dlatego, ze ich dobrze znalam? Gdyby byli dla mnie calkiem obcy, pewnie przyszloby mi to duzo latwiej.
Usuńnie warto koncentrować się na rzeczach... ale i bez nich nie da się żyć i budować własnej tożsamości.... to ciężkie kiedy czyjeś całe życie idzie na śmietnik :(
OdpowiedzUsuń:*****
Niby nie warto, ale mimo to zbieramy z pietyzmem te okruchy wspomnien w postaci pamiatek czy zdjec, bo pamiec jest zawodna. Ale jak widac, czesto i one nie ratuja pamieci przed degradacja i razem z nia znajduja swoje miejsce na smietniku.
Usuń:***
Kiedyś uprzatałam w ten sposób i oprózniałam mieszkanie po pierwszej teściowej...Doznawałam podobnych do Twoich uczuć, dotykając drogich dla niej pamiątek, przedmiotów, ulubionych ubrań, ksiazek, zeszytów z notatkami. Czułam jakiś ogromny żal i bunt, że te rzeczy tak bezczelnie przezyły swą właścicielkę. Że powinny przeciez natychmiast rozpaśc sie w pył razem z nią. Bo były nią...A teraz ktoś łazi po intymnych miejscach duszy, która nic na to nie moze poradzić.
OdpowiedzUsuńSprzatajac tak wtedy popłakiwałam, przysiadałam gdzies w kącie i zamyslałam sie na długie, długie chwile. Miałam wtedy dwadzieścia pare lat a pierwszy raz w zyciu poczułam sie bardzo starro, bezradnie, okropnie smutno...
No tak, ale ktoś to musiał zrobić w tamtym mieszkaniu. Moze lepiej, ze byłam to ja, która z pietyzmem i czułoscią traktowałam jej uwięzioną w tych rzeczach codzienność, niż ktos zupełnie obojetny, który łądowałby wszystko jak leci do wora i nie przejmował sie niczym...? Sama nie wiem.jest w zyciu wiele takich trudnych momentów, przez które musimy przejsć. One nas w jakiś sposób zmieniaja. Coś nam uświadamiaja, czy tego chcemy czy nie...
Ciepłe, pełne wspólczucia uściski Ci kochana Aniu zasyłam!**
Moze trudno w to uwierzyc, ale to pierwsze w moim zyciu mieszkanie, ktore likwiduje. Dotychczas zawsze znalazl sie ktos, kto to robil za mnie, nawet moje wlasne mieszkanie, ktore zostawilam za soba emigrujac. Moze dlatego tak to przezywam? Nie sa to moje rzeczy, a tym bardziej moje wspomnienia, a jednak boli...
UsuńBuziaczki, Olenko
Moja Mama, w ostatnich latach rzycia, systematycznie wyrzucala rozne rzeczy. swiadomie. I tak w sumie byla zawsze minimalistka i chetnie ludziom oddawala roznosci. Ale rozne drobiazgi byly. Jak umarla i tylko ja mialam przypisane te dzialania, o ktorych piszesz, uzbieralam po Mamie, ja - chomik - uzbieralam dla siebie male pudelko po butach Jej rzeczy, ktore mam w szufladzie jednej takiej. I czasem zagladam. Zapach, nietety, juz przeminal....
OdpowiedzUsuńKiedys i mnie to czeka, na pewno jednak zabiore ze soba podobnie male pudelko z najwazniejszymi drobiazgami, chocby z przyczyn techniczno-logistycznych. Reszta wyladuje na smietniku. Taka kolej rzeczy...
UsuńA co z pozostałościami wirtualnymi, śladami życia w innych nośnikach? One będą krążyć jak kosmiczny złom na orbicie? Tego nikt nie potrafi pozbierać ... do wora :/
OdpowiedzUsuńNie w jego przypadku. On nalezal do pokolenia, ktore jeszcze zylo w 100% w realu. Jego zycie zakonczy sie pozbieraniem skorup do wora.
UsuńNo to cieszyć się czy smucić wypada?
UsuńZalezy od punktu spojrzenia. ;)
UsuńAch, Aniu! Sprawiłaś, że (bez przenośni!) zabolało mnie serce...
OdpowiedzUsuńJa przez caly czas chodze taka zakrecona, placzliwa, jakby to dotyczylo mojej rodziny. Moze dlatego, ze to pierwszy raz?
Usuńwiem o czym piszesz.
OdpowiedzUsuńps Ja sobie nie radzę,widzisz nawet nie potrafię o tym pisac
Graszka, nie ma porownania! Nie moge sobie nawet wyobrazic, jak to bedzie w przypadku rodzicow, gdzie jest tyle wlasnych wspomnien z dziecinstwa. Przypuszczam, ze bede miala wielki problem z wyrzucaniem czegokolwiek, choc z drugiej strony nie mam przeciez na te graty miejsca, ani mozliwosci przetransportowania.
UsuńLikwiduje mieszkanie obcej mi osoby, znaczy znajomego, ale nie rodziny i juz mam takie dziwne odczucia.
Sciskam
Od jakiegoś czasu zbieram się napisać posta u siebie. Może w końcu jak wyrzucę z siebie kilka spraw takich jak - dlaczego nie otwierałam trumny, dlaczego nie zrobiłam stypy..... uspokoję się wewnętrznie. Bardzo szybko zlikwidowałam mieszkanie po rodzicach. Wydawało mi się wtedy, że jak to zrobię, będzie mi lżej. W końcu mówią, że czas goi rany.
UsuńNie zmuszaj sie do niczego, nie czuj sie zobowiazana niczego z siebie wyrzucac. Kiedy przerobisz swoja zalobe, poczujesz, ze czas o tym mowic glosno. Kazdy potrzebuje czasu, u jednych trwa szybciej, u innych dluzej, wazne, zeby nie kierowac sie przymusem tlumaczenia wszystkim, dlaczego bylo tak, a nie inaczej. To wylacznie Twoja decyzja, Twoje niezbywalne prawo tak pochowac rodzicow i tak przejsc przez okres zaloby, jak to dla Ciebie jest najlepiej. Nikomu nic do tego.
UsuńTrzymaj sie!
Bardzo Ci współczuje. Znam to. Jak umarła 4 lata temu moja matka a za 2 miesiące jej mąż - zostało puste mieszkanie które trzeba było uprzątnąć bo mieszkanie było kwaterunkowe i dali nam tydzień. Pierwszego dnia przyszłam z rodziną - każdy coś tam wziął na pamiątkę. Póżniej już przez parę dni sama przyjeżdzałam. Siedziałam w fotelu i przypomniałam sobie wszystkie te lata. Oglądałam ubrania matki - nawet jedną bluzkę wzięłam na pamiątkę , skrzypce na których grała , zdjęcia - nawet nie wiedziałam że miała tyle moich zdjęć i siostry - a zawsze sprawiała wrażenie że jesteśmy nie potrzebnym dodatkiem dla artystki. Żal - wielki żal. Póżniej cały czas myślałam - Boże ! wszystko - zabrali - stare meble, ubrania .... może o czymś zapomniałam - może jakieś fotografi , starych nut - długo mi to chodziło po głowie.Każde święta bez Niej są puste i takie spokojne - żadnej aferki - niepotrzebnego słowa. W te Święta Bożego Narodzenia oglądałyśmy zdjęcia - wspominałyśmy.
OdpowiedzUsuńTak, likwidacja spuscizny po rodzicach jest jeszcze bardziej bolesna, emocje siegaja zenitu, bo likwiduje sie jakoby czesc wlasnego zycia. I to nalezy do procesu zaloby.
Usuń...smutne to nasze życie...
OdpowiedzUsuńKazdy przez to musi przejsc...
UsuńAch, akurat dzisiaj taki post... Serce płacze...
OdpowiedzUsuńNiebo tez nie pozostaje w tyle... taki dzien...
UsuńCzesto o tym mysle. Pamietam co sie stalo z rzeczami po babci..Wiem, ze z naszymi przydasiami bedzie tak samo. Kiedy chodze po targach staroci, to najbardziej boli mmnie serce, przy starych fotografiach, ba calych albumach. Czy naprawde nie bylo nikogo, ktp by je przygarnal?
OdpowiedzUsuńKasiu, zyjemy na coraz mniejszej przestrzeni, brak nam strychow na odkladanie staroci i pamiatek rodzinnych, nie te czasy. Sila rzeczy szpargaly trafiaja na smietnik.
UsuńBardzo to trudne :(... Współczuję...
OdpowiedzUsuńJa o tym nie myślę... W każdym razie w tej chwili nie czuję się przywiązana do żadnej rzeczy, którą posiadam...
Nie trzeba umierać by stracić dobra materialne, pamiątki, z którym wiążą się wspomnienia też... Wystarczy powódź lub pożar...
Wszystko co posiadamy jest chwilowe...
Chwilowe, ale drogie sercu i taka strata boli. Pamietam jak dawno temu zapadl sie w Lodzi blok po wybuchu gazu. Czasy byly takie, ze w sklepach malo co mozna bylo dostac, ale panstwo jakos pomoglo poszkodowanym urzadzic sie na nowo, dostali mieszkania, nowe meble i inne drobiazgi. A oni plakali za fotografiami, ktore stracili pod gruzami, bo meble to rzecz nabyta, a pamiatki przepadly bezpowrotnie i sa nie do odtworzenia.
Usuńpaskudna jest starość.... ja przed przeprowadzką porozdawałam a właściwie chłopcy sami pozabierali albumy, inne pamiątki z ich dzieciństwa. tu mam niewiele, większość na dyskach.
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że tym co posprzątają po mnie będzie łatwiej.
mamy nie mam od lat trzydziestu a taty od czterdziestu czterech. w ich mieszkaniu mieszka mój brat.
Latwiej jest, kiedy mieszka sie lub obejmuje mieszkanie po rodzicach. W innym przypadku trzeba likwidowac cala zawartosc, zeby zdac mieszkanie. Klopot tylko.
UsuńW domach i rodzinach wielopokoleniowych nie było takiego problemu, bo były strychy, więcej pomieszczeń i te pamiątki miały swoje miejsce. A dzisiaj - jest, jak jest. Też się zastanawiam nad własnymi pamiątkami. Czy ktokolwiek będzie zainteresowany naszymi zdjęciami, medalami, świadectwami, czy to wszystko zniknie w koszu na makulaturę lub metale kolorowe.
OdpowiedzUsuńSmutne to i masz, Panterko ciężkie zadanie do zrobienia.
Ano, nie jest mi latwo. Duzo wprawdzie do roboty nie mam, tylko dozor nad wynajetymi pracownikami, ale jakos tak smutno.
UsuńPanterko, smutne jest to, ze nasze zycie jest bardziej kruche niz plastikowy talerzyk. Pamietam gdy dotykalam rzeczy mojej babci po jej smierci i przypominalo mi sie ilu z tych rzeczy tak bardzo sie cieszyla i ani jednego nie mogla ze soba zabrac.
OdpowiedzUsuńAle te rzeczy sa wlasnie tylko po to by nas cieszyc, by dac nam chwile radosci, takie jest ich zadanie.
Taaak, rzeczy umieraja wraz z nami...
UsuńPamiętam jak likwidowaliśmy mieszkanie ojca. On tak kochał swoje instrumenty skrzypce mandolinę, opowiadał że skrzypce są stare. Żadne z nas nic nie chciało, siostra jakieś talerze, ja pozbierałam rzeźby. instrumenty zostały na kupce rzeczy wystawionej do zabrania na podwórku, leżały na wierzchu zaczął padać deszcz, odwróciłam się i spojrzałam i ten obraz mam pod powiekami, smutek porzuconych rzeczy.
OdpowiedzUsuńNie dalo sie sprzedac? Dac ogloszenie, a w najgorszym przypadku podarowac jakiejs swietlicy z kolkiem muzycznym. Mialyby instrumenty Taty drugie zycie, szkoda, ze tak zostaly na deszczu...
UsuńBo nie ma trumien z bagażnikami...
OdpowiedzUsuńPo mojej babci został tylko stary zegar, książeczka do modlitw i para zniszczonych okularów
i wspomnienia
Ano, nie ma. Nie jestesmy faraonami, by brac ze soba w zaswiaty nasza materialna przeszlosc.
UsuńOby tylko dobre wspomnienia po sobie pozostawic...