Dzieci nie maja wrodzonego strachu, dzieciom strach wpajaja najpierw rodzice, potem szkola, i to zarowno nauczyciele jak koledzy. Ale z wiekiem dorabiamy sie wlasnego strachu, zdobywajac coraz wieksze doswiadczenie, umiejac wyciagac logiczne wnioski z obserwacji swiata i zachodzacych na nim zdarzen.
Niedawno widzialam na profilu Tupai Absorberke z zachwytem ogladajaca ogromnego robala wedrujacego po jej malenkiej raczce. Zimny pot wystapil mi na plecach, a wlosy stanely na sztorc, prawie poczulam na sobie te smerajace odnoza i oczyma wyobrazni widzialam bolesne opuchlizny i reakcje
alergiczne po ukaszeniu przez potwora. A Absorberka nic, rozradowana jakby wygrala jackpota w totolotka i dumna, ze potwor zechcial na niej przysiasc. W naszej rodzinie nie do pomyslenia, bo zenska jej czesc od pokolen brzydzi sie czy nawet boi tego pelzajaco-fruwajacego towaru i z pokolenia na pokolenie przekazuje te strachy potomnym. Dzieci sa uwaznymi obserwatorami i wystarczy, ze matka wzdryga sie na widok jakiegos szescio czy osmionoga, a dzieciak koduje sobie, ze stanowi on jakies tam zagrozenie i sam zaczyna sie bac.
Wyobraznia dziecka jest nieograniczona, wystarczy, ze wyslucha bajki o czarownicy w
ciemnym lesie, a juz zaczyna bac sie ciemnosci, bo widzi w niej wszystkie trolle, wiedzmy i straszydla. Niech raz uslyszy o katastrofie samolotu, nie wsiadzie na poklad do konca zycia, jak jedno z dzieci naszych znajomych. Zadna sila ani przekonywania nie sa w stanie wplynac na jego decyzje.
Na dzieciece strachy najwiekszy wplyw maja sami rodzice, chcac uspokoic rozbrykanego potomka, rzucaja czasem bez zastanowienia "pojdziesz do piekla" albo "czarownica cie zabierze" albo "jak nie zjesz, to...", po czym natychmiast o tym zapominaja, w
przeciwienstwie do dzieci, ktorym takie pogrozki mocno siedza w glowkach, a wyobraznia jeszcze bardziej je rozbudowuje i dopisuje najczarniejsze scenariusze.
Tak nawiasem mowiac, nie tylko dzieciom wpajamy strach, podobnie dotyczy to np. psow, ktore boja sie burzy lub wystrzalow. My swoim zachowaniem jeszcze w nich ten strach umacniamy, bo w wiekszosci nasza reakcja to utulenie psa, glaskanie i uspokajajace przemawianie do niego, zeby sie nie bal. Nic bardziej mylnego! Taka reakcja upewnia psa, ze jest sie czego bac. Najlepszym wyjsciem jest
brak jakiejkolwiek reakcji, choc moze sie to wydawac bezduszne.
Wracajac do dzieci, musimy bardzo uwazac na wlasne reakcje, chcac je prawidlowo wychowac na odwaznych a nie bojazliwych mlodych ludzi, bardziej je motywowac, mniej chronic przed byle czym. Tlumaczyc, na co trzeba zwracac uwage, czego unikac, jak odmawiac i sie bronic, niz zamykac w czeterech scianach, zeby nic sie nie przydarzylo. A przede wszystkim nie straszyc.
Dzieciecia nie straszylam, aczkolwiek chyba powinnam. Jeden z najwiekszych skandali dziecie wykonalo, kiedy mu nie pozwolilam dac siarczystego buziaka ogromnemu pajakowi, spotkanemu na murze niedaleko domu :). A jesli przypadkiem zapomnialam sprawdzic kieszeni kurtki po powrocie do domu, pózniej zbieralam po scianach stonogi, skorki czy slimaki. Trafilo sie tez pare zab i ropuszek :))).
OdpowiedzUsuńOmatulu! To juz chyba bylo lepiej straszyc. Jak czlowiek nie postraszy robalami, to sam predzej czy pozniej zejdzie. :)))
UsuńJa zbieralam dzdzownice po deszczu i pakowalam w kieszenie:)) Bardzo lubilam wszystkie kurtki po bracie, bo wlasnie mialy kieszenie. Tragedia bylo jak mnie mama ubierala w "sukienusie", bo przeciez bylam dziewczynka. Ale na szczescie po podworku moglam biegac w czym chcialam, a chcialam w tym co mialo kieszenie:))) Do dzis nie cierpie torebek, wole spodnie i kurtki z kieszeniami, potrafie w nich zmiescic wszystko co jest mi potrzebne.
UsuńHehe, ja w mlodosci bylam dama, wciaz sukienusie, szyfony, kukardy i takie tam. Ale przeszlo mi i teraz tylko portki, ja nawet nie mam spodnic i sukienek. Za to torba musi byc olbrzymia, zeby zmiescilo sie pol gospodarstwa domowego, bo ja zawsze potrzebuje wszystkiego. :))
UsuńStar, to my chyba z tej samej prywatki :). Czuje sie okropnie nieszczesliwa kiedy nie mam przynajmniej 6-8 kieszeni do upychania czego mi w danym momencie potrzeba :).
UsuńLeciwo, to Ty tez torebek nie nosisz?
UsuńHi, hi :) Mam tylko jedna (https://www.kipling.com/uk-en/handbags/type/all-bags/defea-662891-k18217h5300-999.html) i chvatit.
UsuńMalutka, ale za to ma pierdylion kieszonek i przegrodek. :)
UsuńNie taka bardzo malutka i o ten pierdylion sie rozchodzi :).
UsuńJak na moje wymagania to malutka. :)
UsuńTak jak opisujesz mialam z pajakami, bo mama moja bala sie ich panicznie, ale zabic nie mozna bylo, wiec tato wesolo bral do reki i wesolo gonil mame krzyczaca poprzez cale mieszkanie, pokoje byly przelotowe, wiec troche trwalo zanim mama zamknela sie w toalecie. No i boje sie pajakow.
OdpowiedzUsuńZupelnie inaczej ma sie sprawa z chrabaszczami, bo jako dzieciak mialam zabawe z nimi, mielismy kilka drzew orzechow laskowych, doskonalych do wchodzenia na nie, chraboszczy co niemiara, zbieralam do sloika dla kur, trzymalam w reku, cieszylo mnie ich laskotanie, ogladalam, uwazalam ze sa piekne, mialy sliczne oczka, nozki owlosione, nic a nic sie nie balam, nawet jak we wlosy sie wplatywaly i nikt mnie nimi nie straszyl, a dzisiaj balabym sie, do reki bym juz nie wziela i chyba sa obrzydliwe.
Akurat w Twoim przypadku i z racji obecnego miejsca zamieszkania, to raczej dobrze, ze nie zaprzyjazniasz sie z pajakami, co nie? :)))
UsuńMnie tam brzydzi wszystko co male i pelzajace, za to wezy (pod warunkiem, ze niejadowite) zupelnie sie nie brzydze i moglabym brac do reki. Mam za to problem z wyjmowaniem z Toyi kleszczy, cale szczescie, ze robie to specjalna pinceta i nie musze miec z nimi bezposredniego kontaktu. Bleee...
No i do brze rzeczesz. Nic bardziej głupiego od straszenia dzieci czarownicami, duchami, bo pan cię zabierze. Robactwo lubię obserwować ale nim się brzydzę, chociaż pamiętam czasy kiedy osy chodziły mi po ustach i człowiek był spokojny. Teraz nie do pomyślenia jest taka sytuacja, może to przez nerwowe życie.
OdpowiedzUsuńNasz Lizak strasznie boi się huków, w Sylwestra jest na środkach uspakajających, a ile ja się na upominam aby piesa nie ruszać, nie reagować, niech znajdzie sobie miejsce i tam przeczeka najgorsze.
Ja zas odwrotnie, przy pszczolach i osach kamienieje i czekam spokojnie az odleca, zeby ich nie wqrwic, bo to zle wrozy. :))
UsuńPsa powinno sie zamknac najlepiej w pomieszczeniu bez okna, skoro juz tak sie boi. Na starym mieszkaniu mielim lazienke, a tu w lazience jest okno, wiec nie ma gdzie sie schowac.
Lizak chowa się pod łóżkiem, ale tłumacz to Słodkiej żeby go nie ruszała. Już widzę, że każdy większy stukot stawia piesa na nogi.
UsuńA co gorsze, ludzie mysla, ze robia psu dobrze takim nadmiernym pocieszaniem.
UsuńNo i weź tłumacz. Toja jest jeszcze lepsza bo tuczy psy - tłumaczenie nic nie pomaga, czasami to już qrwy lecą bo jak tak można.
UsuńMoj chlop ma zabronione dawac Toyi jesc. Pamietasz, jak utuczyl Kire?
UsuńPrzychodziła do mnie do sklepu dziewczynka.Miała cztery latka.I mówiła do nas Pani Robaczkowa proszę pokazać robaczki.Brała je na ręce.Nic się ich nie bała.A drewnojady mają jakieś trzy centymetry i dużo nóżek.Moja Luna boi się burzyIdzie do łazienki,gdzie nie ma okna.Poprzedni pies tak się bał burzy ,że wchodził do brodzika.Toyka piękna.
OdpowiedzUsuńDzielna mala! Mnie z robaczkami zupelnie nie po drodze, a z niektorymi szczegolnie, np. z pajakami i gasienicami.
UsuńKira byla troche niespokojna w sylwestra, burzy sie nie bala, za to Toyka przy najmniejszych pomrukach wlazi pod stol w kuchni. Nie mam niestety pomieszczenia bez okien.
Z robakami bardzo mi nie po drodze!!
OdpowiedzUsuńRybenka, zauwazylas, ze odkrywamy coraz wiecej wspolnych cech? :))
Usuństrach się bać!!!
UsuńNooo...
UsuńJa robaki lubię, natomiast moja Najmłodsza omal nie zabiła ojca w samochodzie waląc jego torbą( lekarska z ciężkim ciśnieniomierzem) w mikrego pajączka usadowionego obok tatowej głowy:p
OdpowiedzUsuńA mój Sniffi, najstarszy pies, jest histerykiem strasznym i napędza i siebie i nas
Gdybym ja zobaczyla pajaka w samochodzie, prowadzac go, to wypadek gotowy, bo obserwowalabym potwora, a nie to, co przede mna. :))
UsuńAniu, bardzo mądry wpis. Dzieci wręcz chłoną nasze słowa i emocje. Czasem nie musimy nic mówić - one czują. Zwierzęta również.
OdpowiedzUsuńA takie powiedzonka rzucane przez rodziców bardzo zakotwiczają się w dziecięcej podświadomości i mogą spowodować wiele blokad na przyszłość. Moje ulubione to "nie można mieć wszystkiego" i później dorosła osoba w to wierzy w 100% - ma dobrą pracę, a brak miłości i to jej tylko potwierdza słuszność słów wypowiadanych przez rodziców.
Ach, temat rzeka...
Sama nie lubię robali, ale najgorzej jest z wężami. Ogarnia mnie panika... Nie przypominam sobie by ktokolwiek mnie nimi straszył lub się ich brzydził, ale coś musiało się w tym temacie wydarzyć.
No patrz, ja z kolei uwielbiam weze i jedyny warunek, zeby nie byly jadowite. One sa takie mile w dotyku, maja takie plynne ruchy, sa cudne.
UsuńNiedawno pisalam, jak rodzice zrobili ze mnie nieudacznika bez wiary w siebie, bo wciaz slyszalam, ze moglam zrobic cos lepiej. Teraz mam bardzo niska samoocene.
Z wezami jest cos atawistycznego. Praktycznie wszystkie naczelne sie wezy boja, a i wiele ssaków tez. Wyraznie jestem wybrykiem natury, bo weze byly moimi ulubionymi zwierzatkami domowymi, kiedy jeszcze mialam na to warunki. Oczywiscie do jadowitych podchodzac z nalezyta ostroznoscia :).
UsuńJadowitych boje sie i nie chcialabym miec z nimi do czynienia, ale niejadowite sa fajne. Nieraz trzymalam w rekach zaskronce i bylam wniebowzieta. :)
UsuńNie lubię robali i pająków. Nie boję się, choć dawniej się bałam, ale się brzydzę. Najgorsze są wije, brrr... Węże, żaby, ślimaki (oprócz tych gołych, bez muszli), myszy, szczury - to pestka. I pijawek się brzydzę. Jako dziecko (miałam tak ze cztery latka), na spacerze w parku leciałam do włochatej parzącej gąsienicy wołając: "Kotek, kotek!" A w podstawówce chłopcy nie mogli mnie nastraszyć dżdżownicą, bo brałam ją do ręki bez namysłu, dali mi więc spokój, bo nie wpadli na to, że robali się boję. A kiedyś, jak moja córka była malutka, wpadła do jej wózeczka ogromna "szczypawka" (jakiś chrząszcz, długi i wąski, nie wiem, co to było). Zdrętwiałam, ale na samą myśl, że może mi dziecko ukąsić, zacisnęłam zęby, złapałam ją w rękę(!!!) i wyrzuciłam. Okropność! Natomiast moją ciotkę nauczono się bać ...piórka! Do trzeciego czy czwartego roku życia ciotka nie widziała (nie pamiętam dlaczego) i potem, kiedy ją wyleczono, nie było granic ni kordonów:))) Żeby sobie nie zrobiła krzywdy, np. włażąc na bardzo strome schody, kładziono na pierwszym stopniu piórko. Nie weszła za nic, ale nie wiem, dlaczego właśnie piór się tak bała:)))
OdpowiedzUsuńA to dopiero smieszne! W zasadzie mozna wyrobic w dziecku kazda fobie, nawet do piorka, choc ja sama nigdy bym na to nie wpadla. Potem szlajaja sie po swiecie i gabinetach psychiatrycznych dorosli, zeby sie z tych fobii wyleczyc. A wczesniej rodzice mogliby pomyslec, co dzieciakowi wmawiaja.
UsuńŚwietny wpis , tak właśnie jest z dziećmi .
OdpowiedzUsuńRodzice wpajają różne swoje strachy dzieciom...
Strachy, ktorych sami pewnie nabawili sie jako dzieci, straszeni przez wlasnych rodzicow. I tak do konca swiata, a moze jeden dzien dluzej... :))
UsuńW sumie to mi nie przeszkadzaja, dopoki na mnie nie wleza, ale panicznie brzydze sie larw. Trauma dziecinstwa. Za duzo by opowiadac, na blogu moze napisze :-)
OdpowiedzUsuńNo, Iwona, gdyby na mnie wlazly, zeszlabym na zawal. A tak to tez mi nie przeszkadzaja, sa podobno nawet pozyteczne, wiec niech se zyja, byle z daleka ode mnie i mojego terytorium. :))
UsuńPiekne zdjecia Toyki, na pierwszym zdjeciu ma nastawione uszka, co tam sie dzialo?
OdpowiedzUsuńTe uszka wygladaja tylko na postawione, zlapalam je podczas biegu. Toyka ma klapciate i nie umie ich postawic, tak w pelnym tego slowa znaczeniu, to jej zmarszczone czolko jest namiastka stawiania uszu.
UsuńA jednak strach jest wrodzony, strach instynktowny, a ten strach powodowany socjalizacją jest innego rodzaju.
OdpowiedzUsuńhttp://coaching.focus.pl/doskonalenie/co-tracimy-gdy-sie-boimy-320?strona=5
Inna teoria mówi, że wrodzony jest jedynie strach przed spadaniem i strach przed głośnymi dźwiękami.
http://ciekawe.org/2017/05/16/czlowiek-posiada-wrodzone-leki/
Wrodzoną reakcja na strach jest chęć ucieczki.
Oczywiście podałam netowe stronki i tak ogólnie.
Generalnie masz rację, bo większość naszych strachów i lęków generuje sposób wychowania oraz reakcje dorosłych, manifestowane przed dziećmi, na dane zagrozenie.
Nie no, pewne strachy sa genetycznie przekazywane, ale te "robaczywe" juz wmowione przez doroslych. Dzieciak nie boi sie wielu rzeczy, na ktore dorosly by sie nie odwazyl, bo nie zna i nie wyobraza sobie ich ewentualnych nastepstw. Te umiejetnosc zdobywa sie z wiekiem.
UsuńZmajomy opowiadal mi kiedys, jak sprawdzal, ze dzieci nie maja wrodzonego strachu... Byl na spacerze z wowczas 1,5-2 letnia coreczka, w marinie. I tak patrzyl, jak ona idzie na koniec pomostu, czy sie zatrzyma nad woda czy nie (tzn byl tuz za nia, ale za reke nie trzymal). Zlapal ja, jak juz jedna nozke miala nad woda, bucik wpadl do... Zonie sie nigdy nie przyznal, powiedzial ze corka weszla w kaluze stad mokry bucik. Czasami lepiej dla wlasnego spokoju za duzo nie wiedziec, mniej siwych wlosow ;)
OdpowiedzUsuńA corka, juz 8-letnia, faktycznie wody sie nie boi :D
Moja najstarsza corka tak biegla do fontanny, ze wyladowala w niej z glowa pod woda, a ja stalam bardzo daleko. Na szczescie dobrzy ludzie wylowili mi dziecko. :))
UsuńCo przezylam z druga corka, znajdziesz w zakladkach "Historia Owsika", nie uwierzylabys, polecam!
O drugie corce - Owsiku czytalam - mialas zycie pelne wrazen, brak nudy i monotonii... ;) Choc moze dobrze ze dorosla/wyrosla, bo co za duzo to niezdrowo...
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno - z przyjemnoscia czytalam Twoja relacje ze Szczecina! Tez tam wtedy z wizyta bylam, bo to moje rodzinne miasto, ale najwyrazniej innymi sciezkami chodzilam (choc na koncert w Rozance O MALO nie poszlam, tylko ta pogoda...). Szczecin to ladne miasto, fajnie ze przypomnialas o tym (bo takie "swoje" moze nieco spowszedniec).
To byla moja pierwsza w zyciu wizyta w tym miescie i od razu mnie ono zauroczylo, a mnie rzadko kiedy cokolwiek tak z biegu zachwyca. Nawet brzydka pogoda nie miala wplywu na moje pozytywne wrazenia. :)
UsuńNo i szkoda, zesmy sie w tym Szczecinie nie spiknely ;)
Jako byla szczecinianka czuje sie usatysfakcjonowana takim entuzjazmem w stosunku do tego miasta ;)
UsuńNo szkoda, Panterko... Ale moze znajdzie sie jeszcze jakas inna okazja ;)
Mam nadzieje. :)
UsuńMnie jakoś nigdy niczym nie straszono. Zawsze uwielbiałam bawić się...ślimakami i nawet miałam jednego dorodnego winniczka,"na wychowie", zamiast wymarzonego psa.
OdpowiedzUsuńW dzieciństwie chodziłam w sukienkach i ewentualnie bluzkach i spódniczkach. Odetchnęłam gdy nastała moda na damskie spodnie.
Teraz mam na stanie JEDNĄ jedyną długą letnią spódnicę i ZERO sukienek.
Tej spódnicy jeszcze nie miałam na sobie, a kupiłam w ub.roku, pod koniec lata. Była za długa, więc nie nosiłam, teraz skróciłam i jeszcze nie założyłam.
Spodnie od rana do nocy I na różne odświętne okazje.
Ostatni raz sukienkę miałam na sobie w 2003 roku na ślubie córki.
Torebkę noszę- niezbyt dużą,leciutką, z wieloma przegródkami i dość szerokim denkiem, by weszła do niej butelka z wodą(0,33l) i ewentualnie złożona parasolka.
I uwielbiam różne kurtki wielokieszeniowe.
Miłego;)
Jestes lepsza ode mnie, bo ja nie mam ZADNEJ spodnicy ani sukienki.I nie pamietam, kiedy mialam ostatnio na sobie. :)))
UsuńKurtki wielokieszeniowe przydaja sie na spacery z psem, moge w nich upchnac wszystko, czego mi do szczescia potrzeba.
Dzieci mojej psipsiolki namietnie ogladaly telewizje (bylo to juz wiele, wiele lat temu) ale na haslo (nawet na dobranocce), ze za chwile bedzie w telewizji Putrament, wialy do swojego pokoju na wyscigi wskakujac pod koldry. Nigdy nie dowiedzielismy sie co dla nich znaczyl (i dlaczego) biedny pisarz ze swoim nazwiskiem...
OdpowiedzUsuńHehehehe...!!! Nie wytrzymalabym, zeby nie zapytac, o co z tym Putramentem chodzilo. Ale bardzo mnie to ubawilo. :)))))
UsuńPewnie, ktores z rodzicow wyrazilo sie, ze znow ten Putrament medzi... :DDD Nie wiem. :DDD
UsuńW kazdym razie dobry temat na rozbawienie kazdego towarzystwa. :)))
UsuńSmrody dzieciństwa często ciągną się za nami aż do zamknięcia oczu (czyt. do śmierci) i wiem co mówię. Mnie straszono karami cielesnymi- takim pospolitym "dostaniesz wpier***".
OdpowiedzUsuńBabcia mnie przed tym tylko broniła.
A zwierzęta, robaki i owady to były moje zabawki. Nosiłam padnięte szczury myśląc, że to koty, z psami plądrowałam mysie dziury na polach. W szkole z chłopakami łapałam chrząszcze majowe, by....straszyli nimi dziewczyny. Nie boję się "plugastwa", ale jest czasami obrzydliwe co nie znaczy, że nie zrobię z tym porządku. Pamiętasz?
http://dziewczynazewsi.blogspot.com/2014/11/i-wez-tu-nie-wierz-w-sny_9.html
A co do snów to koszmary z dzieciństwa do dziś mnie prześladują z tymże jakby mniej.
A jeśli chodzi o strach psa przed burzą np to pozwalam mu leżeć w łazience i nie rozczulam się nad nim. Nikt mnie tego nie nauczył, ale uważała i uważam, że tak jest najlepiej.
Ech...
Jaska, zycie postanowilo Ci wynagrodzic traumatyczne dziecinstwo i trafilas na madrego i kochajacego meza, dzieki ktoremu udaje Ci sie powoli wychodzic z traumy. To bardzo cenne. Sama tez jestes madra kobieta, swietnie wychowalas dzieciaki, umiesz zadbac tez o siebie, chodzac na dlugie wedrowki i oddajac sie swojemu hobby fotograficznemu. Ja Cie podziwiam, bo ja nie mialabym ani czasu, ani sily na tyle zajec.
UsuńJa to byłam jakimś dziwnym dzieckiem, niczego się nie bałam, wszystko musiałam zobaczyć, dotknąć. Pamiętam zielone żabki, które brałam do rąk, wszelkie chrabąszcze, włącznie z pijawkami na ukochanych łąkach. W sukienkach i kukardach też chodziłam, pierwsze dżinsy dostałam mając 13 lat i zaraz podarłam na tyłku zaczepiając o gwóźdź. Moja miłość do portek trwa do dziś, nawet w siódmej, czy ósmej klasie miałam obniżone zachowanie za chodzenie w spodniach i bez fartuszka /nie wolno było wówczas/. No cóż, w końcu miałam być synem. Dziś robale mnie brzydzą, a najbardziej ćmy.
OdpowiedzUsuńZaby tez bralam do reki, a jeszcze chetniej zaskronce. Tylko robali sie brzydzilam, a pajakow balam. Cmy toleruje, ale gasienic nie.
Usuń