Mnie sprzyja pogoda, dawno nie pamietam tak pieknego schylku lata. Pogoda jak na zamowienie i to akurat na weekend, choc w tygodniu bylo zimno, pochmurno i nawet deszczowo. A tu prosze, sobota i cudowne slonce od samego rana. Polecialysmy polatac wczesnym przedpoludniem, bo na 15.00 bylismy umowieni u sredniej corki.
Liscie opadaja, drzewa zolkna lub czerwienieja |
Toyka lubi skubac trawke, gorzej z wydalaniem, trzeba czesto pomagac |
Nadsluchiwanie, czy myszki w trawie nie grasuja |
To stale miejsce kapieli |
Mozna sobie klikiem powiekszyc |
Ten delikwencik zostal juz taki sztywny znaleziony, to nie jest robota Toyki |
No i chcialam sie pochwalic, jakie Toya zrobila postepy, bo od kiedy ukonczylismy psia szkole, nie przestalismy stawiac przed nia wyzwan i na kazdym spacerze, a takze w domu, cwiczymy z nia pilnie, ale dopiero ostatnio zaczelo to przynosic widoczne rezultaty.
Uczymy ja na ulicy dochodzic do kraweznika i tam siadac, dopoki sie jej nie powie, ze moze isc. Wszystko oczywiscie w smyczowej asekuracji, bo jeszcze nie ufamy jej na tyle, zeby po ulicy puszczac ja luzem, to nie Kira. Najpierw robila to wylacznie po przypomnieniu, na komende STRAßE (ulica), czesto zapominala, zapedzala sie na jezdnie, ale powtarzalnosc daje wymierne efekty. Na dzisiejszym spacerze kilkakrotnie usiadla sama, bez przypominania, bez komend czy sciagania smyczy. Nawet nie wiecie, jak bardzo bylam z niej dumna! Kiedy jestesmy tylko we dwie, ona lepiej koncentruje sie na mnie i na tym, co ma zrobic, kiedy spacerujemy w trojke z tatusiem, bywa bardziej rozkojarzona, a kiedy widzi jakiegos kumpla na horyzoncie, to juz w ogole mozna zapomniec. Ale nie przestajemy cwiczyc, bo cwiczenie czyni miszcza, co nie?
Toyka miewala wczesniej odpaly typu podbieganie do innych ludzi, nawet nie w celach morderczych, bardziej z ciekawosci, ale ma zly zwyczaj skakania na ludzi, a kiedy ktos nie jest z tego zadowolony (kto by byl?) to obszczekuje. To zdarza sie w przypadku jednego na 1000 przechodniow i nie wiem, od czego zalezy, ale nie powinno. Kiedy wiec widze, ze ktos nadchodzi z przeciwka albo nadjezdza rowerem (bywa, ze jasnie panna w ostatniej chwili, tuz przed rowerzysta, przechodzi sobie na druga strone drogi, to moze byc to niebezpiecznie i dla rowerzysty, i dla niej samej), wolam ja i przez chwile musi isc obok mojej nogi, a kiedy droga wolna, moze znow pobiec. Mijamy naprawde wielu ludzi po drodze, wiec i to cwiczenie ma dosc dobrze opanowane. Bardzo dobrze reaguje na TOYA HIER (Toya tutaj) i FUß (do nogi). Nie musze chyba wspominac, ze za kazdym razem jest wychwalana pod niebiosa, ze tak pieknie wykonala polecenie.
Uczymy ja tez nie wychodzenia od razu z mieszkania, nawet jesli drzwi sa otwarte, ma siedziec i czekac, az pozwole jej dojsc do drzwi albo wyjsc. Z roznym skutkiem nam to wychodzi, ale jestesmy co najmniej na dobrej drodze. Wychodze z zalozenia, ze nie mozna spoczac na laurach, ze trzeba psa motywowaci stawiac przed nim nowe wyzwania, a znane juz wciaz przypominac, zeby wryly sie w pamiec. To moze kiedys zaprocentowac w sytuacji zagrozenia, bo pies zareaguje instynktownie natychmiast. Mam przynajmniej taka nadzieje.
Poza tym jej stosunek do nas chyba dopiero teraz jest taki na 100% zaufany i w pelni rodzinny. Wprawdzie juz duzo wczesniej ladnie sluchala komend, nauczyla sie patrzec nam w oczy, co jest bardzo wazne przy kontaktach. Nie slowa sa bowiem najwazniejsze w budowaniu dobrych relacji z psem, ale mowa ciala i gestykulacja. A jak to osiagnac, kiedy gadasz do psich plecow i masz wrazenie, ze ona cie wprawdzie slyszy, ale nie slucha. Jeszcze nie na kazde zawolanie sie odwraca, ale jest naprawde coraz lepiej. Toyka ma takie psie adhd, wiec chyba trudniej jej sie skupic niz innym psom.
Najpiekniejsze chwile w tygodniu nadchodza w weekendowe poranki, kiedy nie musze zrywac sie po budziku, a moge duzo czasu poswiecic pogaduszkom i miziankom z Toyczykiem, takie chwile bardzo nas do siebie zblizaja.
O tak, zdecydowanie zacieśniają się więzi, kiedy ma sie czas na wspolne rytuały i mizianki jak i naukę.Doswiadczam tego z kotami.
OdpowiedzUsuńJak ja lubie takie zaciesnianie i ona chyba tez, bo nie rusza sie i wyglada na to, ze delektuje sie chwila. ;)
UsuńTrzeba celebrować kazdy dzien! I fajnie, ze to robicie. Toyka jest po prostu przecudna i bardzo madra:)
OdpowiedzUsuńAllleee... niestety czasem wychodzi z niej gupi Burek i czlowiek ma wrazenie, ze wszystko, caly ten wysilek, bylo na darmo. ;)
UsuńJa sama po swoim widzę jakie robi postępy, co prawda piesy wiedzą kogo można słuchać, a kto ma decydujący głos. Toya jest piękna, wspaniała, cudowna i mądra.
OdpowiedzUsuńSama widzialas, jak to jest z ta jej madroscia :))) Ale tak, masz racje, CZASEM bywa madra ;)
UsuńNie czasem, tylko jest mądra, a głupotki, to i my wyczyniamy...
UsuńTaaa, za te jej glupotki ja mam potem Ordnungsamt w domu. :)
UsuńPrzynajmniej masz dodatkową nie zaplanowaną kąpiel...Piesiu dba o Was.😍
UsuńOrdnungsamt to nie kapiel, a urzad porzadkowy miasta, ktory jest wladny odebrac psa opiekunowi.
UsuńWszyscy chwalą piesa, ja pochwalę Ciebie za konsekwencję,systematyczność, umiejętność dogadania się z Toyką.
OdpowiedzUsuńWiem, że to ważne także dla Waszych wspólnych relacji ale niejeden by zrezygnował i nie każdy wie, że przestawać nie można.
Nawet obydwaj trenerzy z psiej szkoly powiedzieli nam na koniec, ze sceptycznie podchodzili do Toyki, byla trudnym psem i nie bardzo wierzyli, ze my wytrwamy. Nie tylko jednak wytrwalismy tamten nielatwy rok, ale nadal ja wychowujemy na porzadnego psa, a ona nadal miewa odpaly. :)))
UsuńErna ...była mądrą sunia ale rozpuszczoną przeze mnie. Słuchała. Rozumiała. Ale w kilku przypadkach była głucha jak pień- nigdy nie oddała zdobyczy do ręki i nie przyniosła pod nogi!!!nawet piłeczki do zabawy...oraz zjadła od każdego, jedzonko było bogiem...
OdpowiedzUsuńNasza na szczescie oddaje patyki i pilki, ale ja jej tego nie nauczylam. A moze jednak? Tylko nie swiadomie, ona sama zalapala, ze zeby znow jej rzucic pileczke, musi ja najpierw oddac.
UsuńA od stolu gonie na cztery wiatry! :)))
Już nie raz, nie dwa i nie tysiąc czytałam, słyszałam itp. o cieszeniu się drobiazgami, bla, bla, bla. Pytanie, jak to zrobić? Jak poczuć radość w anhedonii? Jak poczuć radość z czegoś mikro-, kiedy coś makro- wciąż wisi nad człowiekiem i rzuca cień na wszystko inne? Kiedy z tyłu głowy wciąż coś wyje?
OdpowiedzUsuńTrzeba sie tego nauczyc, probowac co najmniej odciagnac mysli od tego makro, ktore wisi, nie patrzec w gore po prostu. Ty tez to umiesz, na co wskazuje Twoj ostatni post. Nie przegnasz tego, co nad glowa, ale na ulamek chwili zapomnisz, bo raduje Cie cos innego.
UsuńPóki co, jedną rzecz umiem: uśmiecham się do każdego samolotu nad moją głową, zwłaszcza do tych lecących niziutko. Przystaję, patrzę i uśmiecham się. Szkoda, że tak szybko znikają znad głowy.
UsuńTeraz też krążą nad dachem i wyrzucają chłopaków z kolorowymi spadochronami, a mnie łzy kapią jedna za drugą. Ktoś wie, dlaczego?
UsuńPowinnas skoczyc ze spadochronem, choc raz w zyciu. Moze pozniej nie plakalabys na widok kazdego spadochroniarza, a moze wlasnie wprost przeciwnie, bo tak by Ci sie spodobalo i chcialabys jeszcze.
UsuńA usmiechanie sie do samolotow (sprobuj jeszcze ptaki, motyle i wazki) jest poczatkiem cieszenia sie beleczym. Tak trzymaj!
Nie, ja nie płaczę na widok spadochroniarzy, też się do nich uśmiecham i macham: "Wpadnijcie, chłopaki, na grilla". Ten płacz sam mi skądś wyłazi w dowolnym momencie. Ten zły płacz, nie łzy wzruszenia ani radości.
UsuńA bo on tam siedzi i tylko czeka, zeby sobie poplynac. Tez tak miewam.
UsuńA Ty lubisz grillowanych spadochroniarzy? Ja jeszcze nie kosztowalam, smaczni sa? :)))
Hehehe. Zdziwilam sie troche, ze Frauka usmiecha sie do samolotow! Dzis zadarlam glowe jak taki jeden lecial, usmiech nie rozszerzyl mi ust bo podniesiona glowa tak mi miesnie usztywnila, ze usmiech ani drgnal. Zalamka. Z selfie wyglada, ze usta ida mi w podkowke.
UsuńProsba do Frau. Jak Ty to robisz? Usmiechasz sie w trakcie patrzenia? Patrzysz z daleka jak juz samolot jest na horyzoncie? Usmiechasz sie po chwili samolotu w zenicie? Potrzebuje chyba wielu wskazowek bo sie usmiecham tylko z wlasnych usilowan usmiechania sie do samolotu.
Echo, jak odpowiednio czesto cwiczysz usmiechy, to przyrastaja do gemby i bez wzgledu na to, w ktora strone patrzysz i jak bardzo zadziwrasz glowe, to on tam tkwi, ten usmiech. :)))
UsuńPantero, nie kosztowałam, bo nie jestem mięsożerna, a ludziny to bym się brzydziła - nawet z grilla.
UsuńEcho, zabij mnie, nie wiem, jak to robię. Ja to mam tak genetycznie wbudowane w wersję podstawową, że gęba mi się śmieje do samolotów.
UsuńNo a zapraszasz ich na grilla, po co? Myslalam, ze chcesz ich upiec.
UsuńJa tez bym sie brzydzila. :)))
Dobra, ciwicze od dwoch godzin ten usmiech na twoich zdjeciach!!!! Ciach. Wychodzi. Dzieki. Przylepiam go i zatrzepiam na uszach. Pastrze w niebo, nie ma samolotu, leci auto i jak piorun nie blysnie! Jesuuuuu. W zyciu sie nie usmiechne do samolotu dokad nie dorobie sie wystarczajacej ilosci zmarszczek na szyi, zeby miec rezerwe szyi dla usmiechu patrzac do gory.
UsuńFrau, ja nawet muchy nie zabije. Zapraszam ze spadochroniarzami na gryla. Plonie. Usmiechasz sie juz?
Echo, Ty sie dousmiechalas do samego Zeusa, wiec Cie piorunem potraktowal. Usmiechaj sie nizej, spadochroniarze i samoloty tak wysoko nie latajo.
UsuńOj, Pantero, ja ich nie zapraszam! Gwoli ścisłości - nawet nie umiałabym obsłużyć tego ustrojstwa. To znaczy grilla, bo spadochroniarza tak, zwłaszcza, gdyby był blondynem z niebieskimi oczami w moim typie :P
UsuńZjadlabys? :)))
UsuńEcho, nie uśmiecham się, bo nie mam samolotu na podorędziu. Co prawda teraz jest pora odlotów z pasażerskiego, ale ciemno jest i ich nie widzę, bo mi pokój na drugą stronę wychodzi.
UsuńAniu,
Usuńdo jedzenia toto się nie nadaje, ale do konsumpcji to i owszem - spożytkowałabym inaczej :)
No dobra, do schrupania. ;)
UsuńDostrzeganie małych rzeczy i "mamtowdupizm". Te dwie rzeczy razem świetnie współgrają.
OdpowiedzUsuńPrzyroda mnie oczarowała wczoraj. Poszłam w góry sama i zastałam oczopląs. Tyle kwiatów pośród czerwieni i miedzi dawno nie widziałam. Kwitną wrzośce. Pisałam Ci ostatnio, że od paru lat ciężko o zachwycającą jesień, bo długie deszcze zbyt szybko zabierają liście z drzew i nie ma tego efektu. Mam nadzieję, że w tym roku to się zmieni i październik znów będzie oczarowywał.
Wspaniale, że ćwiczysz posłuszeństwo z psem. To co czasami widzę na polskich ulicach, często mroziło krew. Psy rządzą właścicielami, a ci leją zwierzęta, zaś zwierzęta nie wiedzą za co dostają.
W Szwajcarii wszystkie są wytresowane. Nie wiem na pewno, ale być może szkoła treserska jest obowiązkowa dla właścicieli psów. Albo panuje takie przekonanie, że pies musi być posłuszny. W każdym bądź razie ludzie tutaj wychodzą niekiedy z kilkoma psami i wszystkie są bardzo grzeczne.
Wolny przykład: często wychodzę na jogging i w Szwajcarii jeszcze ani razu nie zdarzyło mi się, żeby jakiś pies do mnie podbiegł. Zaś w Polsce jest to nagminne i nie raz pomagałam złapać szalonego zwierzaka, bo właściciel sobie nie radził. I oczywiście bił go potem. Dlatego w Polsce nie znoszę biegać w parkach, wolę raczej iść do lasu.
Dowiedziałam się kiedyś, że w psich relacjach ważna jest również rola emocjonalna. Pies doskonale wyczuwa kiedy jesteś rozentuzjazmowana albo niepewna i z pewnością podzieli Twój stan w najmniej oczekiwanym momencie. Często dlatego ludzie pozbawieni pewności siebie, nie potrafią wpłynąć na zachowanie psa i ten przejmuje autorytet. Przywódca stada (tak jak w wilczych watahach), musi mieć autorytet.
Podobnie jest w jeździectwie, kiedy człowiek jest niepewny siebie, koń będzie robił co będzie chciał i nici z przejażdżki. Wystarczy wola, naprawdę. Koń czuje impulsy emocji. Np. zauważyłam, że aby zagalopować, (jeżeli ma się ten autorytet nad koniem) wystarczy tego chcieć, nawet sygnał jest niepotrzebny. To taka niewidzialna nić porozumienia.
Nie ma nic zabawniejszego od obserwowania idioty, ktory goni psa, bo chce go wziac na smycz. Robi z siebie glupka, bo nie ma najmniejszych szans psa dogonic i zlapac, ale nie ustaje w probach i w koncu jest na siebie wsciekly, bo pies robi z niego jaja i ma przednia zabawe. Kiedy wiec w koncu uda mu sie zwierze dopasc, napuka mu za wlasna frustracje, a pies rzeczywiscie nie ma pojecia, o co biega, bo w jednej chwili opiekun bawi sie z nim, a kiedy pies w koncu do niego dojdzie, dostaje lanie. Mozesz raz zgadywac, jak zwierzak zachowa sie drugim razem i czy podejdzie.
UsuńJa stoje jak przymurowana i nie ruszam sie na krok, to Toya ma podejsc do mnie i to tak blisko, zebym mogla ja zapiac. I obie nie mamy z tym najmniejszych problemow.
Tu (i zapewne w Szwajcarii oraz kilku innych cywilizowanych i malo katolickich panstwach) w ogole stosunek ludzi do zwierzat cechuje sie wieksza odpowiedzialnoscia, psy sa kastrowane, czipowane, szkolone i lepiej wychowane.
Toya wie, ze kocham ja ponad wszystko, pozwalam spac w moim lozku, ale tez wyznaczam nieprzekraczalne granice, np. nie toleruje zebrania przy stole. I ona doskonale wie, kiedy sie bawimy i moze sobie pozwolic grac role zlego psa, szczerzyc na mnie zeby i warczec groznie, ale bezblednie wie, kiedy przerywamy zabawe i "od teraz" jest na powaznie, bez podnoszenia glosu chocby o pol tonu (ja bym nie wiedziala, a ona wie).
No niestety piesa trzeba ćwiczyć stale, nawet gdy już jest niemal idealnie posłuszny.Wiesz, ja już od bardzo dawna stosuję metodę cieszenia się drobiazgami, bo życia składa się głównie z drobiazgów. To drobiazgi, w zależności od naszego na nie spojrzenia przynoszą nam radość lub kłopoty. Od miesiąca powtarzam sobie- dobrze, że mój mąż nie cierpiał przed śmiercią, odszedł we śnie.Może to nieco głupie, ale nie mam przecież patentu na mądrość;)
OdpowiedzUsuńNie, to nie jest w najmniejszym stopniu glupie. My do dzisiaj z mama powtarzamy, ze dobrze sie stalo, ze tato tak szybko dostal tego krwotoku i szybko umarl, a nie meczyl sie jeszcze miesiacami, w bolach i pod maszynami ulatwiajacymi oddychanie. Nie mial tyle szczescia, co Twoj maz, bo to prawdziwe szczescie moc umrzec w taki spokojny sposob, bez bolu i odczlowieczenia.
Usuń^_^ Dobrze czytać takie pozytywne wieści. Toya ma u Was idealne warunki. A nauka zwierzaka jest ważna właśnie na takie sytuacje awaryjne jak piszesz, jakieś auto nagle jadące itd.
OdpowiedzUsuńU mnie pogoda zmienna ale da się wytrzymać.
Pozdrawiam!
U nas wczoraj i dzisiaj piekne ponad 20° i dopiero od jutra ma sie pogoda popsuc, ale to juz wszystko jedno, mniej mi zalezy, bo i tak trza tyrac w fabryce. Weekend jest przecudowny i spedzony przez nas bardzo aktywnie.
UsuńU mnie pogoda zmienna, dziś niby miało padać, a padało przelotnie. Nad morzem jak w górach z pogodą chyba, zmiennie co parę chwil.
Usuń:) Nie jest nudno. We Władysławowie dziś znalazłem znak z napisem ,,Disco morsy". Mors był, jednak do tej pory nie wiem o co mogło chodzić.
Pozdrawiam!
A u nas pada od samego rana, ale wiedzialam, bo tym razem meteorolodzy sie nie pomylili, a niestety krakali cos o deszczu.
UsuńNa takie morsowanie czyli kapiele odwaznych w przereblu to jeszcze za wczesnie, ale moze ci, ktorzy przezyli zimowe kapiele, spotykaja sie latem na tancach? :)))))
Może coś być w tych dyskotekowych morsach. :D
UsuńU nas pogoda w kratkę. Chcieliśmy jutro do Gdańska jechać, jednak chyba nic z tego nie będzie.
Pozdrawiam!
Nigdy bym nie podejrzewała Toyki,że przyczyni się do zejścia z tego świata jakiegoś innego zwierzaczka.Przecież to okaz łagodności.Mam rację?
OdpowiedzUsuńToya to znana myszolapka, wprawdzie na komende wypluwa zdobycz, ktora niestety czasem udaje jej sie zlapac do paszczy, i ta zdobycz ucieka, ale nie jestem pewna, czy potem dlugo jeszcze zyje, czy tez idzie rychlo do mysiego nieba. :)))
UsuńNiewykluczone, ze w poprzednim zyciu (w Polsce na ulicy) musiala sobie upolowac jedzenie.
Może bardziej musiała szukać jedzenie niż je upolować.Widać jakiś gen myśliwego w sobie ma.
UsuńTo niewykluczone, ze polowala, a moze tylko ma ten instynkt tak bardzo rozwiniety. Nie sowiemy sie nigdy, ale uwazac trzeba bedzie do konca zycia.
UsuńBardzo klimatyczny spacerek, choć czuć tę jesień... a krecika żal :( Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńZal... lezal taki bezbronny na pleckach :(
UsuńPięknie piszesz o Toyce :)Dzięki Twojej konsekwencji, psina wie na czym stoi i czuje sie bezpiecznie. A, że czasem zamienia sie w Burka ... to chyba normalne i chyba nie nagminne.
OdpowiedzUsuńJa się dzisiaj rano ucieszyłam, że mi łeb przestał napier .....
No oby te burkowe metamorfozy nie zdarzaly sie za czesto, a tak to mozna wytrzymac. :)))
UsuńTeż codziennie jestem za coś wdzięczna.Tak jak piszesz o Graszce.Zajrzałam tam i to moja bajka.Czasem lista radości i wdzięcznosci jest krótka.Innym razem dłuższa.Ale jest zawsze.Nauczyłam się cieszyć małymi rzeczami.U nas pogoda piękna.Dziś zrobiłam z Luną ponad 15 kilometrów.Mino,że szkolenie zakończyłyśmy rok temu,to codziennie komendy są powtarzane.Jak wychodzimy siada przed drzwiami i do domu i do bramy.Czeka jak wyjdę.Za nim dostanie jedzenie też siada.Na każdym spacerze jak jest na smyczy[ma 5 metrów]to wołam Luna do mnie.Zawszeprzychodzi.Oczywiście wynagradzam słowem suuper i smakołykiem.Cieszę się ,że Toyi idzie coraz lepiej.
OdpowiedzUsuńMialam kilka psow w zyciu, znalam dosc blisko kilkanascie, ale Toya jest wsrod nich najtrudniejszym przypadkiem. Na pewno nigdy nie uda mi sie wyplenic z niej instynktu lowieckiego, co do tego nie ma watpliwosci, potwierdzil to tez Christian z psiej szkoly. Musimy z tym zyc i bardzo na nia uwazac. Dzisiaj przed poludniem przeszlismy 10 km, a po poludniu poszlismy na lody na starowke i gdyby nie smycz, polowalaby na rynkowe golebie. Kira mogla obok nich lazic bez smyczy, nigdy sie nie zainteresowala.
UsuńLuna też lubi pogonić za ptakami.Jak idę rano do lasu na spacer nie puszczam jej.Zawsze sie natkniemy na jakieś zwierzę.Jak dobrze,ze Toya trafiła do tak odpowiedzialnej osoby.Do Ciebie Pantero.
OdpowiedzUsuńJa tam ja puszczam wolno, bo to rasa, ktora wymaga duzego wybiegania, inaczej glupoty przychodza do psiego lebka (oczywiscie poza okresem ochronnym, bo nie mam wolnych 5000€ na grzywne). Goni ptaki, ale one daja rade uciec, myszy nie zawsze maja takie szczescie :)))
UsuńPiękna opowieść o przyjaźni człowieka z psem. Nasza sunia Vega była wzięta ze schroniska jako 7 tygodniowe "dziecko". Syn uczył ją poszczególnych komend i zachowań, a ona była bardzo ponętna. Na spacerze parę lat później przybłąkała się inna młoda suczka, jednak tej nie udało się nauczyć zbyt wiele poza reagowaniem na imię i podstawowe siad, leżeć, stój. Na każdego domownika(lub członka dalszej rodziny) skacze. Sąsiadów i obcych obszczekuje, sygnalizując ich nadejście. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTaki pies-znajda, juz poza wiekiem szczeniecym, wymaga znacznie wiecej pracy i cierpliwosci. My dostalismy Toyke w psim okresie dojrzewania, a do tego miala niewiadoma przeszlosc, prawdopodobnie byla bita i meczona w inny sposob. Naprawde nie bylo latwo ja oswoic i wychowac. Ale milosc kruszy wszystkie mury.
UsuńŚliczna ta opowieść o Toyce♥️
OdpowiedzUsuńPisana z miloscia, wiec jaka mialaby byc? :)))
UsuńJak przyniesiono mojej mamie na imieniny Darka, tośmy się poważnie zastanawiali, czy przyjąć ten poDarek. To miał być nasz pierwszy pies, nie mieliśmy więc żadnych doświadczeń, a wiedzieliśmy że posiadanie psa to duża odpowiedzialność. Gdybyśmy go jednak nie przyjęli psiak musiałby trafić do schroniska, bo bratanica znalazła go przywiązanego do drzewa w parku. Psiuro był maleńki, ale charakterny, a 20 lat temu szkolenie psów w Polsce było w powijakach, więc szkoliliśmy go sami, robiąc na pewno wiele błędów. To była bardzo mądra psiurka, więc dawaliśmy radę :)
OdpowiedzUsuńPsy sa z natury madre i pojetne. Mowi sie nawet, ze dorosly pies ma poziom wiedzy dziecka 3-letniego, tylko mowic nie umie. My tez popelnialismy bledy z poprzednimi psami, czlowiek malo wiedzial i kierowal sie intuicja, ktora nie zawsze podpowiadala prawidlowo, a nie bylo wtedy zadnych dostepnych publikacji. Ja wychodze z zalozenia, ze wystarczy czas i duzo milosci, a kazdego psa da sie ulozyc i dobrze wychowac.
Usuń