Nie opuszczaja mnie mysli o odchodzeniu, o tym, czy czlowiek w chwili smierci zdaje sobie z tego sprawe, ze wlasnie konczy sie jego doczesna egzystencja i co w takiej chwili czuje. Nie, zebym specjalnie szukala po internetach artykulow na ten temat, ale jesli wpadna mi takowe w oczy, czytam je z zaciekawieniem. Ponizszy artykul znalazlam na Onecie i postanowilam zamiescic na blogu, dla tych, ktorzy nie mieli jeszcze okazji go przeczytac i dla siebie ku pamieci.
Zmarli bliscy pomagający przejść na "drugą stronę" lub sceneria
zaświatów – właśnie te rzeczy, zdaniem japońskich badaczy, najczęściej
widują umierający ludzie. Czy to tylko halucynacje gasnącego mózgu czy
może realny wgląd w to, co dzieje się z nami po śmierci?
Grupa japońskich badaczy, w skład której
weszli specjaliści od medycyny paliatywnej, przeanalizowała ponad 2 tys.
relacji na temat doświadczeń towarzyszących umieraniu. Okazało się, że
aż jedna czwarta konających doznała na łożu śmierci wizji
przedstawiających zaświaty lub zmarłych bliskich, którzy wyszli im na
powitanie.
Omukae – czyli wizje umierającego
Próba ustalenia, co widzą umierający była
częścią ogólnokrajowego sondażu mającego ocenić poziom usług
świadczonych przez placówki opieki paliatywnej. W tym celu do członków
rodzin blisko 4 tys. pacjentów chorych na raka rozesłano specjalny
kwestionariusz, w którym znajdowało się pytanie, czy chory doświadczył
na łożu śmierci zjawiska "omukae".
W języku japońskim termin ten oznacza "kogoś, kto odwiedza umierającego,
by towarzyszyć mu w podróży przez śmierć" i odnosi się do wizji
zaświatów lub zmarłych bliskich, o których mówią konający ludzie. Wyniki
były niezwykle interesujące. Po przeanalizowaniu 2221 relacji na temat
doświadczeń przedśmiertnych Japończycy ustalili, że wizje wystąpiły aż w
463 przypadkach (co stanowi ok. 21 procent badanych), z czego 351 osób
jasno i wyraźnie opisało czuwającym obok bliskim, co widzą. Pozostali z
tej grupy, według relacji ich rodzin, również doznali omukae (o czym
świadczyła mimika bądź gesty), ale nie chcieli lub nie byli w stanie
podzielić się szczegółami.
87
procent Japończyków, którzy doświadczyli wizji przedśmiertnych mówiło o
spotkaniach z nieżyjącymi bliskimi (najczęściej rodzicami), którzy
zjawiali się, by towarzyszyć im w przejściu na "drugą stronę". U 54
procent umierających powiązane było to z wglądem w zaświaty, choć, jak
dodawali badacze, religijne wątki (z tradycji japońskiej, buddyjskiej
czy chrześcijańskiej) pojawiały się w tych wizjach niezmiernie rzadko.
Najczęściej w relacjach występowały zdania typu: "Moja zmarła matka
przybyła, by zabrać mnie do nieba". Konający często wypowiadali też
imiona zmarłych bliskich lub słowa "Już idę!".
Japońscy badacze, którzy wyniki swoich
analiz opublikowali w piśmie "Journal of Pain and Symptom Management"
dodali, że wizji z łoża śmierci doświadczali najczęściej ludzie starsi i
kobiety. Okazało się ponadto, że rodziny zmarłych, którzy przeszli
omukae niechętnie dzieliły się informacjami na ten temat z personelem
hospicjów, uznając to za sprawę osobistą.
Badacze z Kraju Kwitnącej Wiśni doszli
również do wniosku, że wizje z łoża śmierci, niezależnie od mechanizmu,
który je wywołuje, nie powinny być traktowane jak medyczne anomalie i
personel musi podchodzić do nich ze zrozumieniem: "Wizje te nie dla
wszystkich pacjentów i ich rodzin są zjawiskiem niepokojącym. Niektórzy
uznają je za proces powiązany z umieraniem i nie widzą w nich
halucynacji" – wspominali eksperci.
Badania Karlisa Osisa
To, co Japończycy zwą "omukae" znane jest
też dobrze w kulturze zachodniej. Prekursor badań na tym polu, angielski
fizyk i parapsycholog Sir William Barrett (1844-1925) nazwał to
zjawisko "wizjami z łoża śmierci" (ang. deathbed visions). Barrett
zainteresował się tym tematem, kiedy jego żona – lekarka w szpitalu
położniczym, opowiedziała mu historie o pacjentkach, które na chwilę
przed zgonem widywały swoich nieżyjących bliskich. Relacje zebrane przez
badacza w kolejnych latach potwierdzały tę prawidłowość. Umierający
widzieli też jaskrawe światła i dziwne postaci. Szczególnie poruszające
były przypadki dzieci, które na łożu śmierci wyrażały zaskoczenie
wizjami "aniołów bez skrzydeł" – pisał Barrett, którego dalsze badania
przerwała śmierć.
W latach 50. zagadka wizji przedśmiertnych
zaintrygowała amerykańskiego parapsychologa Karlisa Osisa (1917-97).
Urodzony na Łotwie badacz rozpoczął w 1959 r. wieloletni projekt
gromadzenia informacji o tym, co widzą konający ludzie. W tym celu
rozesłał do tysięcy lekarzy i pielęgniarek specjalne kwestionariusze i
choć otrzymał odpowiedź od zaledwie kilku procent, udało mu się zebrać
pokaźną ilość relacji o wizjach z łoża śmierci, które następnie poddał
analizie. Choć Osis był początkowo przekonany, że wizje przedśmiertne są
wytworem "schorowanego mózgu", z czasem odkrył w nich zaskakującą
prawidłowość. Okazało się, że z 10 procent pacjentów, którzy zachowali
świadomość do momentu śmierci, aż dwie trzecie doznało wizji. 76 procent
osób z tej grupy wspominało o obserwacji zmarłych bliskich, którzy
pojawiali się, by pomóc im przejść na "drugą stronę". Najczęściej byli
to ich nieżyjący najbliżsi krewni (rodzice, rodzeństwo, małżonkowie),
choć zdarzały się też przypadki spotkań z nieznajomymi lub świetlistymi
postaciami, które umierający brali za anioły.
Dla wizji z łoża śmierci charakterystyczne
było również to, że umierający wydawali się nimi kompletnie zaskoczeni,
po czym ich stan psychiczny przechodził z przygnębienia w rodzaj
euforii lub podniecenia, co, zdaniem Osisa, nie korespondowało z traumą i
smutkiem, który towarzyszył opuszczaniu świata żywych. Co równie
ciekawe, pacjenci umierali zwykle kilka minut po obserwacji "zjaw". Osis
był tak zaskoczony wynikami swoich badań, że kontynuował je na początku
lat 70., biorąc tym razem pod lupę doniesienia z Indii. Badacz chciał w
ten sposób sprawdzić, jaką rolę w generowaniu wizji z łoża śmierci
odgrywają wierzenia. Hindusi byli zaś tak odmienni kulturowo i
światopoglądowo od mieszkańców Zachodu, że ich wizje przedśmiertne
powinny diametralnie różnić się od tych, jakie Osis badał do tej pory.
Tymczasem wizje umierających Hindusów
okazały się prawie takie same jak u Amerykanów. Dominowały w nich
spotkania ze zmarłymi bliskimi oraz postaciami, które brano za boskich
posłańców. Brakowało za to wzmianek o reinkarnacji czy zetknięciach z
licznymi w hinduskim panteonie bóstwami. Okazało się zatem, że dla Homo
sapiens wizje z łoża śmierci mają charakter uniwersalny, co potwierdziły
też badania Japończyków.
"Kiedy umierający widzą zjawy, są one
zazwyczaj brane za wysłanników z innego poziomu egzystencji" – pisali o
cechach wspólnych dla doświadczeń umierających Osis i wspierający go
psycholog dr Erlendur Haraldsson. Dla Osisa kwestią do rozwiązania
pozostało jeszcze to, czy typowe wizje z łoża śmierci mogą być wywołane
przez "chory mózg" lub lekarstwa. Problemem tym zajął się w drugiej
połowie lat 70. Jego wnioski mówiły, że doznania konających nie były
halucynacjami, były spójne i sprawiały wrażenie reakcji na
niezidentyfikowany "bodziec zewnętrzny". Nie znalazł on również dowodów,
by wszystkiemu winne były leki (jak morfina czy inne substancje
przeciwbólowe).
Mimo to hipoteza o związku wizji z łoża
śmierci z działaniem farmaceutyków ma nadal licznych zwolenników, w tym
prof. Ronalda F. Siegla – eksperta od halucynacji i zmienionych stanów
świadomości. Zdaniem dr. Petera Fenwicka istnieje jednak zasadnicza
różnica między urojeniami a tym, co ludzie widują na krawędzi śmierci.
Poza tym wizje tego typu mają dla pacjentów ogromne znaczenie
terapeutyczne, przygotowując ich do opuszczenia ziemskiego padołu –
dodaje neuropsycholog.
Fenwick, tak jak Osis i Haraldsson,
doszedł do wniosku, iż wizje z loża śmierci mogą świadczyć o tym, że gdy
umiera mózg, świadomość działa nadal: "W naszym odczuciu podobieństwa
między podstawowymi elementami tego zjawiska, wykryte po badaniach w
Indiach i USA sugerują, że może ono stanowić wsparcie dla hipotezy o
pośmiertnej egzystencji" – wyjaśniali w książce "W godzinę śmierci" Osis
i Haraldsson.
Poglądu tego nie popierają przedstawiciele
nauki głównego nurtu. Choć nie podważają istnienia wizji z łoża
śmierci, uznają je za halucynacje, które oprócz leków mogą być wywołane
przez całkiem naturalne czynniki, takie jak niedotlenienie mózgu czy
stres związany ze strachem przed umieraniem.
Przeczytalam z duzym zainteresowaniem i chcialabym w to wierzyc. Sama mysle ze w tej ostatniej chwili osoba umierajaca jest spokojna, pogodzona ze odchodzi, nie wiem czy dlatego ze ma ta wizje bliskich zmarlych, czy po prostu jest swiadoma ze nie ma odwrotu. Nie chcialabym wierzyc ze wczesniej przed ta ostatnia chwila jest lek, ktory przeraza i ze umierajacy nie chce odejsc i jakos walczy, broni sie i tak bardzo nie chce umrzec to musi byc straszne. Mysle tez ze umieranie moze byc dla kazdego inne, przeciez sa cierpiacy ze chca umrzec, swiadomie poddaja sie eutanazji, wtedy umieraja spokojnie, wczesniej zegnajac sie z najblizszymi i najblisci sa z nimi do konca, widzialam kiedys taki angielski film dokumentalny. Mysle tez ze osobie starszej i ciezko chorej latwiej jest pogodzic sie z umieraniem niz mlodej ktora ciagle niewiele przezyla i chcialaby jeszcze tyle dokonac i wierzy jakie zycie mogloby byc piekne. Teresa
OdpowiedzUsuńZ drugiej zas strony nawet dzieci umieraja podobno spokojnie i jeszcze uspokajaja zrozpaczonych rodzicow. Cos chyba jest na rzeczy, ze w chwili smierci zmienia sie sposob jej postrzegania, ze nie jest czyms strasznym, a tylko przejsciem z jednego poziomu na inny. Chcialabym w to wierzyc, nie ze wzgledu na siebie, bo ja z wiekiem coraz mniej sie tej smierci boje. Nie chcialabym tylko, zeby bolalo.
UsuńSmutne bardzo kiedy dzieci umieraja i sa spokojne, probuje sobie przypomniec co ja o smierci wiedzialam jako dziecko i mysle ze chyba nic. Teresa
UsuńJa dosc wczesnie zetknelam sie ze smiercia, choc nie rozumialam wtedy jej znaczenia. Pradziadek umarl w domu i lezal jakis czas, zanim go zabrali. Ja mialam wtedy jakies 4 lata i sama tego nie pamietam, ale opowiadano mi, ze wciaz do niego chodzilam, podnosilam mu powieki i prosilam, zeby mi znow zaspiewal. Kiedy mialam 6 lat, odeszla prababcia, w szpitalu i wtedy juz wiedzialam i rozumialam, ze to ostateczne, ze nigdy wiecej jej nie zobacze.
UsuńOstatni duuużo czytam, staram się być otwarta na różne spojrzenia na świat :-) Skończyłam właśnie Wędrówkę dusz Michaela Newtona. Bardzo interesująca. Bardzo podnosząca na duchu. Zabieram się też za Przeznaczenie dusz tego samego autora. Polecam ci Pantero. Podoba mi się, że świat jest tak skomplikowany, tak tajemniczy i, że nie kończy się na zgniłym białku :-)A poza tym polecam jeszcze Człowiek w poszukiwaniu sensu Viktora E. Frankla, ta książka będzie ze mną zawsze. Nie jest tak źle, czasem, kiedy idę wśród drzew oprószonych słońcem, czuje tę łączność ze wszystkim, z całym życiem....To chwile, ale są i to uczucie jest prawdziwe.
OdpowiedzUsuńDusza to raczej wymysl religijny, ja to postrzegam jako swiadomosc, ktora po smierci gasnie i potem nie ma juz nic. Jednak w chwili odchodzenia dzieje sie z nia cos takiego, ze gladko pomaga przejsc na druga strone, po ktorej nie ma ani nieba, ani piekla, jest nicosc. Dla mnie wlasnie to zgnile bialko jest koncem, a cala reszta wymyslem, zeby latwiej bylo pogodzic sie ze smiercia.
UsuńA mnie się wcale "wędrówka dusz" nie wydaje podnosząca na duchu. Umrzeć nieodwołalnie, tak, żeby już nigdy nic nie czuć, żeby już nigdy nic nie bolało, żeby już nigdy nie cierpieć i żeby już nigdy nikt ode mnie niczego nie chciał - słowem: NICOŚĆ jest najlepsza i najpiękniejsza. Jest wybawieniem od życia.
UsuńDupa tam, nie ma zadnych dusz, wiec nie klopotaj sie, bo jak umrzesz, to juz na zawsze. Dusze wymyslili klechy, zeby tu na ziemi czerpac z ubostwa i pokory, obiecujac wzamian bogactwo i szczescie w zaswiatach. Podobnie zreszta w islamie, wysylaja mlodych ludzi na smierc dla wlasnych interesow, obiecujac dziewice w niebie.
UsuńWiem i się nie kłopoczę :)
UsuńJa tez nie. :)
UsuńAnna Bzikowa zapisuję sobie książki które czytasz i dziękuję z piękne słowa:
Usuń"czasem, kiedy idę wśród drzew oprószonych słońcem, czuje tę łączność ze wszystkim, z całym życiem....To chwile, ale są i to uczucie jest prawdziwe". Takie chwile cenię najbardziej gdy czuję łączność ze wszystkim, to są magiczne chwile, tak się cieszę ze ktoś jeszcze. ♥
Ja tez bardziej intensywnie odczuwam lacznosc poprzez nature niz w relacjach z ludzmi. Nadal jednak jestem zwolenniczka teorii zgnilego bialka i, co dziwne, to wlasnie odbiera mi strach przed smiercia.
UsuńA ja odczuwam łączność z naturą, natomiast z ludźmi coraz mniejszą.
UsuńDokladnie jak ja.
UsuńW zgniłym białku nie ma nic złego, wszak mnóstwo w nim życia.
UsuńPatrzac na to z tej strony, to w kazdym nieboszczyku trwa lukullusowa uczta i dekadenckie bale. ;)
UsuńWłaśnie. Dla mnie to pocieszające ;)
UsuńJa tam nie mam zamiaru dawac robalom okazji do swietowania, mam zostac spalona. ;)
UsuńLubię robale, chętnie się kiedyś przydam.
UsuńNo wez, Ania! Bleee...
UsuńCóż, samo życie (właśnie).
UsuńEh, co to za zycie...
UsuńNapisze do Ciebie wieczorem na meila bo tu by mi to strasznie dużo wyszło.
OdpowiedzUsuńMoze jednak napisalabys pod postem, Gosiu, ciekawa jestem tej dyskusji, a i inni na pewno tez. Jesli bedzie to dlugie, radzilabym przed puszczeniem w eter skopiowac, bo bloger czasem swiruje i szkoda byloby stracic. ;)
UsuńOd dawna interesuję się tym tematem, jest sporo książek popularno-naukowych na ten temat.Nie wiem czy wiesz, ale bardzo często się zdarza, że osoby czuwające przy umierającym też przeżywają te same "halucynacje", łącznie ze stanem opuszczania swego ciała i oglądu całej sytuacji spod sufitu.I nie ma tu WCALE ZNACZENIA STOPIEŃ POKREWIEŃSTWA POMIĘDZY UMIERAJĄCYM A CZUWAJĄCYM. Powstało już kilka całkiem niezłych teorii na ten temat.
OdpowiedzUsuńŚmierć nie jest czymś strasznym, czego trzeba się bać, natomiast cierpienia przed śmiercią, związane z chorobą są z pewnością dokuczliwe.
Jedno jest pewne- śmierć jest jedyną, niepodważalną sprawiedliwością - każdego dosięgnie, niezależnie od jego płci, wiary, statusu materialnego i społecznego.
Jedynie smierc jest na tym swiecie do konca sprawiedliwa, nie ma na nia wplywu ani czlowiek, ani bogactwa, jakich sie dorobil. Pozniej roznica jest juz tylko w stopniu "wypasienia" trumny i nagrobka. ;)
UsuńSzczerze Ci powiem, ze nie slyszalam jeszcze o podobnych zjawiskach, zarowno u umierajacego, jak i osob towarzyszacych. Mysle, ze to jakas autosugestia poparta swiadomoscia, ze ktos w ich obecnosci umiera, bo nie dotyczy to raczej smierci gwaltownych, na ktore nikt nie jest przygotowany.
To prawda ze jedynie smierc jest sprawiedliwa na tym swiecie, ale jednoczesnie jakie to niesprawiedliwe kiedy umieraja dzieci, ludzie mlodzi, ludzie dobrzy a czesto zli zyja dlugo i maja sie dobrze. Teresa
UsuńNiby tak, ale pocieszajaca jest swiadomosc, ze i do nich kiedys przyjdzie kostucha i zabierze. Bo tu zadne pieniadze i koneksje nie pomoga, kazdy musi umrzec.
UsuńAniu, to nie jest autosugestia, spotyka to również osoby "z urzędu" opiekujące się umierającymi, ale tylko przy śmierci niektórych osób to zjawisko występuje. Zjawisko to ma już nawet swą nazwę - "współdzielenie śmierci".
UsuńBrytyjka, Penny Sartori, przez 21 lat była pielęgniarka na oddziale
intensywnej terapii, gdzie wciąż stykała się ze śmiercią pacjentów.
Gdy przestała pracować w charakterze pielęgniarki poświęciła się badaniu tych dziwnych zjawisk. Napisała (w 2014 r) książkę na ten temat pt."Mądrość doświadczeń z pogranicza śmierci". Zawarła w niej własne doświadczenia oraz wrażenia doznawane przez osoby czuwające przy umierających. Jak sama przyznaje, opowieści zarówno pacjentów, którzy otarli się o śmierć jak i rodzin pacjentów, którzy doznali "współdzielenia śmierci" początkowo traktowała właśnie jako przedśmiertne halucynacje.
W przypadku samego umierajacego halucynacji bym nie wykluczyla. Do dzisiaj nie wiemy wszystkiego o mozgu, to najmniej zbadana czesc naszego organizmu. Nie widze natomiast zwiazku ani podstaw, dlaczego osoby towarzyszace ulegaja podobnym zjawiskom.
Usuńkonający brzytwy się chwyta...że tak sobie zażartuję, bo coś tak przeczuwam, że to my nasz mózg robi wszystko, żeby zniwelować przerażający strach...ja bym chciała zwariować, albo żeby mi się tak chemia ustawiła, że bym chciała odejść ... w sumie wszystko na to wskazuje...że tka właśnie będzie...
OdpowiedzUsuńbo przecież nie można nie oszaleć, gdy sobie uświadomisz, że już nigdy Cię nie będzie świadomie!!!w takie postaci.
Ja widze to inaczej, ale u mnie przyszlo to z wiekiem. Mysle, ze mlodzi ludzie widza smierc jako cos strasznego, boja sie jej, nie chca umierac. Dzieci natomiast, podobnie jak osoby starsze lub calkiem stare, nie boja sie odchodzenia. Dzieci, bo nie wiedza czym jest smierc, a starzy wprost przeciwnie, bo przez cale swoje zycie niejednego blisksiego zdazyli pochowac.
Usuńno dobra kochana ale co wynika z faktu, że
Usuńpochowali niejednego kochanego człowieka dla definicji śmierci?
i tego co dalej ...
ja jestem dla katoli niewierząca a spotkało mnie tyle dziwnych znaków,
tyle dotknięć po odejściu zwłaszcza jednej osoby...
E tam, autosugestia jakas. Mnie nigdy nic nie spotkalo, choc chcialam. A moze wlasnie dlatego, zem taki sceptyk?
UsuńKiedyś czytałam sporo na ten temat, ale przekonał mnie artykuł naukowy, w którym zjawisko to wyjaśniono jako przekłamania gasnącego mózgu, w którym zachodzą ostatnie, nieprawidłowe procesy biochemiczne. Moja babcia też przed śmiercią rozmawiała z mamusią i tatusiem, ale to raczej uruchamia się pamięć długotrwała i wyrzuca z szufladek to, co tam ma. Wszystko się ze sobą plącze, a potem koniec.
OdpowiedzUsuńTez jestem tego zdania. Ludzki organizm, a szczegolnie mozg, nie sa jeszcze do konca zbadane, wiec to, czego czlowiek nie jest w stanie ogarnac rozumem, wrzuca sie w szufladke pt. WIARA i okultyzm.
Usuńtez tak myślę, niestety...
UsuńSa na swiecie zjawiska, o ktorych sie fizjologom nie snilo...
UsuńŚmierci nie należy się bać, ona jest... wybawicielką.
OdpowiedzUsuńOczywiscie. Trudniej sie jednak umiera tym, ktorzy na ziemi byli w miare szczesliwi i bogaci.
UsuńCóż - jedni mieli pecha w życiu, drudzy mają go w godzinę śmierci.
Usuń...naszej ament...
UsuńOd dawna interesują mnie te tematy. Już wiele lat temu wpadły mi w ręce ciekawe książki na ten temat i dały do myślenia ;-) Polecam "Życie po życiu"/Raymond A. Moody/ i "Reinkarnację" /Edith Fiore/
OdpowiedzUsuńMoody´ego czytalam, ale sklaniam sie do teorii FrauBe, ze to figle gasnacego mozgu.
UsuńPrzekonamy się po śmierci ;-))
UsuńNajgorsze, ze nie bedziemy juz mogli przekazac komukolwiek naszej wiedzy.
UsuńI to, że nikt nigdy "stamtąd" nie wrócił i żadnej wiedzy nikomu nie przekazał, jest najlepszym dowodem na to, że nie ma nic więcej poza "zgniłym białkiem".
UsuńBo przeciez smierci tzw. klinicznej nie mozna w ogole brac pod uwage, szczegolnie, ze nie jest to smierc w pelnym tego slowa znaczeniu.
UsuńNawet by mi do głowy nie przyszło brać pod uwagę "śmierć kliniczną". Śmierć to śmierć. Prawdziwa, nieodwołalna.
UsuńCzasem Ci co odeszli kontaktują się z nami w snach. Miałam takie sny bardzo realistyczne i moja mama też ...
UsuńA co powiesz o tych co mają zdolności kontaktowania się ze zmarłymi ?
Ogladałaś może Medium z Long Island /Theresa Caputo/ , albo "Medium z Hollywood"/Tyler Henry/? Najgorsi sceptycy wymiękali przy ich zdolnościach ;-) Można poszukać filmików w necie jak nie oglądałaś ...
Na filmikach można pokazać wszystko.
UsuńWidzialam te filmiki, ale tez jestem zdania, ze mozna tym manipulowac. I nie ma zadnego kontaktu ze zmarlymi, bo po smierci nie ma nic.
UsuńA skąd wiesz ? ;-P
UsuńAno stad, ze nigdy jeszcze nie doswiadczylam rzeczy nadprzyrodzonych, a jesli nie moge czegos poczuc ktorymkolwiek ze zmyslow, to tego nie ma. Na slowo nie wierze. :)
UsuńDziwnym trafem, ja też ani niczego podobnego nie doświadczyłam, ani nie znam osoby, która by doświadczyła. Przypadek?
UsuńNie sadze. :)))
UsuńJa też nie.
UsuńNo!
UsuńAnia, czujesz ten piekny zapach, ktorys ja czuje w swoim mieszkanie?? Nie! nie jestes w stanie ogarnac tego swoimi zmyslami, nikt nie jest... Czy to znaczy ze ten zapach nie istnieje?
UsuńJesli znalazlabym sie w Twoim mieszkaniu, moze bym poczula ten zapach. Dla mnie nie ma rzeczy na wiare, bo albo je moge zobaczyc/powachac/uslyszec/dotknac/posmakowac, albo nie istnieja.
UsuńNie odmawiam Tobie prawa do wierzenia w co chcesz, w smoki, wrozki i boga. Ja nie wierze, bo nikt tego nie widzial, ja tez.
Widzieli, widzieli, tylko czy uwierzylabys im na slowo? Napisalas wczesniej ze to czego nie ogarniasz zmyslami nie istnieje, idac za ta mysla moglabys powiedziec ze Ameryka tez nie istnieje :) bo slyszalas o niej tylko od innych. Nie widzialas jej, nie wachalas, nie slyszalas, nie dotykalas I nie smakowalas, to jak to jest z tymi zmyslami, mozna na nich polegac?
UsuńBozena, nie baw sie w demagogie. Ameryka jest, zostala odkryta i udowodniona, a ja widzialam ja, chocby na zdjeciach i na wlasnej skorze odczuwam skutki jej polityki, ergo - jej istnienia.
UsuńNie wiem co demagogie znaczy, dziele sie tylko z Toba swoimi spostrzezeniami, a Ty mozesz je przyjac, albo odrzucic, nie musisz mnie atakowac. Smierc jest tajemnica dla kazdego z nas, w zycie po smierci wierze tak jak Ty wierzysz w to ze istnieje Ameryka. Wiara rodzi sie ze sluchania tych, ktorzy doswiadczyli tego o czym mowia I dotkneli tego wlasnymi zmyslami. Sa tacy, byli dokladnie przebadani przez psychiatrow I psychologow, dzisiaj wielu z nich jest ogloszonych swietymi I mistykami kosciola. Wielu protestantom dane bylo doswiadczyc tajemnicy Nieba I Piekla. Nie sa to bajki, ale doswiadczenia ludzi z krwi I kosci.
UsuńDemagogia to wpływanie na opinię publiczną poprzez działanie obliczone na łatwy efekt, poklask (tako rzecze wikipedia). :))
UsuńA ludzie mowia rozne rzeczy, w roznym celu, nie zawsze majac dobre intencje. Najlepszym przykladem swietego jest Wojtyla, ktory chronil pedofilow i wspolpracowal z dyktatorami poludniowoamerykanskimi (tez katolikami majacymi krew na rekach). Nie przemawia to do mnie. No i w ogole przekazy ustne nie przemawiaja, bo ludzie klamia na potege. Ja niczego takiego nie doswiadczylam, ale moge Ci obiecac, ze kiedy doswiadcze, zmienie nastawienie.
Czytałam sporo na ten temat, łącznie ze słynną teorią (nie pamiętam czyją), że dusza waży 24 gramy (pomiaru dokonywano tuż przed śmiercią i po). Wciąż jednak boję się śmierci. Kilka lat temu przyśniło mi się, że umieram; obudziłam się z krzykiem (nigdy nie krzyczę przez sen!), potwornie przerażona, z sercem walącym jak młot... Okropne uczucie, do dziś to pamiętam...
OdpowiedzUsuńJa przestalam juz dawno bac sie wlasnej smierci, nie pozbylam sie jednak strachu przed odejsciem najblizszych, bo to bardziej mnie boli od wlasnych niedomagan. Zupelnie nie boje sie smierci, czesto nawet mysle, ze chcialabym umrzec, byle tylko nie bolalo. Jedyne, przed czym mam obawe, to to, ze cierpienie moze mnie odczlowieczyc. Na szczescie zyje w kraju, gdzie bol redukuje sie do minimum, wiec jestem dobrej mysli.
UsuńMam podobnie ;-)
UsuńNo to piateczka!
UsuńTez bym chyba chciala tuz przed smiercia zwariowac, tak jak napisala 'teatralna', bo mnie przeraza ze kiedy odejde wszystko inne zostanie, swiat bedzie, tyle bedzie sie dzialo, nawet glupie przedmioty, moje drobiazgi beda beda dalej. Teresa
OdpowiedzUsuńNie ma tak latwo, Teresa, ale mysle, ze kiedy przyjdzie Twoja pora, nie bedziesz myslala o pozostawionych przedmiotach, ani nawet o bliskich, ktorzy beda Cie oplakiwac. Przejdziesz gladko na druga strone, w proznie absolutna.
UsuńJa tez nie boje sie swojej smierci. Boje sie smierci najblizszych. I oczywiscie zmagam sie z pytaniami o to co bedzie po. Nie ze mna. Z moimi dziecmi, kotami, jak sobie poradza, i takie tam... Nie chcialabym umrzec za wczesnie.
OdpowiedzUsuńSpoko, Iwona, kotow nie przezyjesz, a dzieci poradza sobie bez nas. To tylko nam sie wydaje, ze one sa takie bezradne i beda mialy bez nas pod gorke. My tez sobie jakos poradzimy bez naszych rodzicow, choc to trudne. Wiem cos o tym.
UsuńNo i tak też myślałam Aniu że to dupa i nieprawda i okultyzm. :)). Artykuł super, szkoda tylko że to halucynacje i nieprawda ot duszy nie ma, ot świadomość to ciało i gdy ono umiera cyk znika wszystko, ot życie to taki śmieszny przypadek a czasem nie śmieszny. Niewzruszone nie dające się niczym podważyć przekonania to przecież podstawa niezmienności.
OdpowiedzUsuńNo i trzeba wierzyć wybranemu naukowcowi, którego wnioski są odmienne od innych naukowców: - są to "przekłamania gasnącego mózgu, w którym zachodzą ostatnie, nieprawidłowe, (to oczywiste że nieprawidłowe) procesy biochemiczne".
No i mózg jest nie do końca zbadany a co z tymi co mózgu nie mają? No nie mają fakt, wielu lekarzy już spotkało się z czymś takim,tylko woda otoczona szarą substancją i tyle. Słowa pewnego lekarza do rodziców których syn zginął tragicznie, lekarz: "to pewnie lepiej bo już się nie męczy" a oni, - jak to, nasz syn był biznesmenem świetnie sobie radził, prowadził firmę i był zdrowym aktywnym fizycznie, normalnym człowiekiem, żonatym, dzieciatym, lekarz nie chciał uwierzyć, bo chłop mózgu nie miał, takich przypadków lekarze spotkali już wiele, normalni ludzie a mózgu takiego jaki powinien być nie mieli i co tu badać skoro nie ma?
Artykuł bogaty w treść i podoba mi się bardzo i ostatnio chodzi mi po głowie podobny, może to ten zbliżający się 1 Listopada tak nastraja. :)
Mnie tam to zagadnienie przesladuje od wiosny, a od sierpnia w ogole nie przestaje o smierci myslec. Mama przeciez byla przy tacie w chwili, kiedy umieral. Ani slowa, ani gestu, zadnych halucynacji, pozdrawiania bliskich w zaswiatach - NIC. Wzial i umarl. Jak zatem mam wierzyc w opowiesci dziwnej tresci, tunele i swiatelka, anioly i drodzy zmarli?
UsuńTo samo miała koleżanka jej mąż miał zawał, zdążyła wezwać pogotowie i wtedy go uratowali. Nic, gdyby nie kilka słów które zdążyła wyszarpać zanim porządnie odzyskał bycie sobą - tym codziennym. To był człowiek wściekle religijny, mówił że ludzie to gówno, liczyli się tylko ksiądz i kościół i on taki kościelny i takie przeżycie całkiem niewłaściwe. :)
UsuńMoja mama nie zdazyla nic wyszarpac, tato po prostu umarl bez slowa i halunow.
UsuńNo właśnie. Bardzo dobre słowo: haluny.
UsuńBabcia przed śmiercią widziała nie tylko zmarłych rodziców. Widziała również mróweczki chodzące jej po kołdrze i usiłowała je zdejmować, widziała również mojego męża siedzącego na palmie daktylowej i martwiła się, że spadnie.
I nie tylko gasnący mózg płatał figle - do tego dochodzą leki.
UsuńFrau Be, my tu o powaznych sprawach, a Ty o mrowkach i tatusiu na palmie. No wzielam sie obsmialam, ze malo w gacie nie popuscilam. :)))
UsuńAle to prawda jest!!! Tak babcia majaczyła, zanim umarła!
UsuńTym bardziej!
UsuńJeszcze nie myślę o śmierci, o odchodzeniu, raczej teraz o nowym początku. Ale lubię czasem zajmować się tymi sprawami. Artykuł na pewno przeczytam później!
OdpowiedzUsuńLecę pakować dalej. :)
Moze na myslenie o wlasnym odchodzeniu jest jeszcze za wczesnie, ale pewnie niedlugo przyjdzie Ci sie skonfrontowac z odchodzeniem najblizszych, wiec moze warto by zaglebic sie w temat.
UsuńA ja polecę trywialnie. Nie wierzę w inne światy, nie niepokoi mnie to, czy one tam są, czy ich nie ma i w ogóle mnie nie interesuje co będzie po śmierci. Niczego nie będzie. Ani duszy, ani świadomości. Życie i ciało to materia i już.
OdpowiedzUsuńTak, Hano.
UsuńTak jest! Nie ma zadnych zyc po zyciu, czlowiek to wymyslil, zeby sie jakos pocieszyc po stracie bliskich.
UsuńI ukoić strach przed własną.
UsuńA żerują na tym wszelkiej maści religie i sekty.
O to to! Zaswiaty to wymysly religijne.
UsuńTakie zupełnie zbędne istnienie Hano, prawda?
OdpowiedzUsuńEla, to istnienie tu i teraz, a kiedy nadejdzie ostatecznosc, odejdziemy w niebyt. Tyle po nas zostanie, ile nas beda pamietac.
UsuńAniu życie ma sens, nie tylko pamięć krótka póki żyją potomkowie a potem niebyt, tak tego nie zorganizowano. Wierzę w większą od siebie inteligencje bo przecież widzę to tu i teraz, sa mali głupcy i więksi głupcy, są źli i bardzo źli i są dobrzy i kochający taka różnorodność i różne poziomy samoświadomości służą rozwojowi umysłu, (nie mylić z mózgiem). Tu się doskonalimy tylko zmieniamy poziom zrozumienia a pojmujemy tyle ile damy sobie prawo do tego. Tak myślę. :)
UsuńWieksza inteligencja, czyli cos w rodzaju boga? Jezeli jest rzeczywiscie, to nie znam wiekszego barbarzyncy i okrutnika. Na szczescie w mojej swiadomosci go nie ma, bo nie ma w niej miejsca na zlo.
UsuńRozumiem większa od naszej inteligencja czy też świadomość na wyższym poziomie to zło. Dobrze chociaż że my jesteśmy dobrzy. :)
UsuńOj, Ela, nasza swiadomosc jest na bardzo wysokim poziomie, nie potrzebujemy obcej. ;)
UsuńOtwarty umysł i zmiana światopoglądu. Znalazłam bardzo ciekawe słowa badacza:
OdpowiedzUsuńautor zaznacza, że zaczynał jako ateista, a prowadzone przez dziesięć lat badania przewróciły do góry nogami jego światopogląd. Dzisiaj mówi o sobie: :”Aby być całkiem szczery, zaczynałem swoje badania jako ateista. Nie wierzyłem w Boga. Nie wierzyłem w istnienie niczego po śmierci z wyjątkiem ostatecznej nieświadomości. Moi klienci w pewien sposób wciągnęli mnie w to wszystko „krzyczącego i kopiącego”. Co z resztą zabrało całe lata pracy z nimi.. :) tylko otwarty umysł jest w stanie zmienić trzymane kurczowo przekonania na inne, zgodzicie się ze mną?
Wiesz, ja nasluchalam sie w zyciu wielu opowiesci, o duchach, kontaktach z nimi, zaswiatach, tunelach i ani jedna nie przekonala mnie. Uwierze, kiedy sama przezyje, nie wczesniej. Malo ze nie uwierzylam, to te bajki jeszcze bardziej utwierdzaja mnie w silnym juz przekonaniu, ze koniec zycia to koniec nas i dalej nie ma juz nic.
UsuńElko, nie bardzo rozumiem. Zbędne istnienie w sensie mojego istnienia? Dlatego że nie wierzę w inne życie po śmierci?
UsuńNapisałaś - Niczego nie będzie. Ani duszy, ani świadomości. Życie i ciało to materia i już.
UsuńOdniosłam się do tych słów.
A rozbudowując moja odpowiedź: życie to zupełnie zbędne istnienie i nikomu do niczego nie jest potrzebne i jest - dodam dalej, zupełnie bez sensu, bo sensu nie ma w nim żadnego, się jest, się umiera i koniec, no chyba że sens jest tylko w potomkach a ci którzy ich nie mają są jeszcze bardziej zbędni.
Wierzę w życie po śmierci doświadczyłam wyjścia z ciała, czułam siebie POZA ciałem i myślałam jako całkiem żywa a odczuwany wtedy strach i przerażenie było tak wielkie że nie polecam takiego doświadczenia nikomu, serce może się zatrzymać, przyznaję że wcale nie chciałam tego doświadczyć.
To tylko tyle.
Elko, odczuwam moje istnienie tu i teraz. I nie uważam wcale, że jest ono bez sensu. Ma taki sens, jaki mu nadam. Po prostu jestem do bólu racjonalna, ale niewiara w inny świat chyba mnie nie skreśla z TEGO świata jeszcze za życia? Moje życie jest mi potrzebne, lubię je i nie czuję się zbędna. Czy moje życie miałoby (większy) sens, gdybym wierzyła w jakiś hipotetyczny świat po biologicznej śmierci?
UsuńKażde istnienie ma sens i nie jest przypadkowe. Jesteśmy tu na chwilę a wiara w inny świat nie ma żadnego znaczenia, tylko rozwój świadomości ma znaczenie.
UsuńTotez staram sie rozwijac i nie czynic innym krzywdy.
UsuńJa w ogóle o śmierci nie chcę czytać, myśleć i przyjmować do wiadomości....
OdpowiedzUsuńboję sie panicznie!
moja Mama zmarła bardzo spokojnie, a ostatnim jej słowem było "słońce", bo akurat zaświeciło w okno. Wierzę, że po tamtej stronie jest inny świat, bo nie dałabym rady zyć ze świadomością, że koniec to po prostu koniec.
UsuńJa zyje z ta swiadomoscia, bo przez cale zycie nie doswiadczylam niczego, co przekonaloby mnie, ze jest inaczej. Co poradze, ze jestem tak zatwardziala racjonalistka? A smierci nie nalezy sie wcale bac, ale takie nastawienie przychodzi dopiero z wiekiem, kiedy smierci wokol coraz wiecej, a w Twoim otoczeniu robi sie coraz przestrzenniej.
UsuńDopisuje sie do klubu zgnilego bialka i zatwardzialych racjonalistek :).
OdpowiedzUsuńAniu, mam nadzieje, ze wszystko ok, bo jakos tak powialo dosc wisielczym nastrojem... (Leciwa)
Napisalam Ci maila.
UsuńNie lubię o śmierciach słuchać i czytać, filmow ze śmiercią w tle też nie lubię.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy się boje czy nie, tak nadejdzie. Byle nie za wcześnie bo nic aż tak ciekawego jeszcze w życiu nie zrobiłam, a może zrobię? Sądzę, że zamykamy oczy i koniec. Zostaje nasze opakowanie z którym coś tam zrobią spalą, zakopią. I tyle, a po nas zostanie jedynie pamięć, o ile zostanie.
Wlasnie, tak dlugo bedziemy zyli po smierci, jak dluga bedzie pamiec o nas.
Usuńto byłob piekne, jakb w chwili śmierci przszła po mnie mama....
OdpowiedzUsuńZbyt piekne, by moglo byc prawdziwe.
Usuńale pomarzyć można:)
Usuńnie zastanawiałam się chba jak to będzie w momencie smierci
zawsze skupiałam się bardziej na elementach cierpienia, zachowania jakiejś godnosci w tych ostatnich chwilach, żeb miec w głowie cś więcej niż próba przetrwania kolejnej godziny...
Cierpienie odbiera luziom godnosc. Ja bym sobie zyczyla, zeby tylko nie bolalo.
Usuńból stosunkowo łatwo uśmierzyć
Usuńja się boję tego cierpienia niebolącego
duszenia się
albo mdłości
oj, co to w ogóle za temat jest!!
W sam raz na zaduszki i moj nastroj.
Usuńa mnie listopad nastawia jakoś optymistycznie
Usuńjak wędruję ( z rzadka) po polskim cmentarzu w dzikim tłumie ludzi t jakos czuję się przynalezna do wspólnoty
wszyscy odchodza
nie tylko mnie umarli bliscy
jakos mnie to pociesza
dziś 4 lata od śmierci Chusktki...
To juz cztery lata? A jakby wczoraj...
UsuńJa lubie chodzic na tutejsze cmentarze, bez tlumow, bez pompy i licytowania sie, kto ladniejsza wiazanke kupil i bardziej wypasione znicze. Nie zawsze mam czas i okazje, bo to u nas dzien pracujacy.
znaczy 1 listopad jest pracujący??
Usuńa toś mnie zaskoczyła!!
my chodzimy na cmentarze wojenne
pełno na nich polkich nazwisk...
Nawet nie wiem, ale chyba w landach katolickich to jest dzien wolny, ja mieszkam w ewangelickim, a oni maja jakies inne swieto zmarlych, ktore nota bene zlikwidowano, bo zaczeto swietowac zjednoczenie Niemiec (jakby bylo co).
Usuńano widzisz
Usuńczłowiek całe życie sie uczy
ja czasem myslę, że ewangelickie podejście do wiary jest mi bardzo bliskie
ale to chyba nie na temat:))
Kiedys sie zastanawialam, czy nie przejsc na ewangelizm, bo moj maz jest ewangelikiem, ale w koncu zdecydowalam dac sobie spokoj z wszelkimi religiami.
Usuńja myślę, że w pewnym momencie nie mozna być nieszczerym w stosunku do siebie
Usuńale najgorzej i najgłupiej zamykać się na zmiany
otwartym cza być
bo, jak to mówią, tylko krowa nie zmienia zdania:)
Moge Cie tylko do takiej zmiany zachecic, to zupelnie inny kosciol, taki prawdziwy, blisko wiernych, szczery i bardzo tolerancyjny. W przeciwienstwie...
Usuńja akurat tutaj mam taki właśnie kościół, choć katolicki
Usuńi chyba nie mogłabym życ bez eucharystii, bez Komunii świętej
wiary bez świadczenia własnym zyciem codziennym nie uznaję za prawdziwą wiarę..
w Polsce na pewno teraz jest trudniej:((
Ewangelicy tez maja komunie, za to spowiedz stanowczo lepsza.
UsuńBozszsz co za temat Aniu! rozumiem ze zaduszki no i nastroje, ja ze smiercia nie mialalm stycznosci bardzo dlugo w zasadzie tak dobitnie sobie ja uzmyslowilam dopiero kiedy umarla mama..bo na moich oczach, a potem moja bratowa tez w mojej obecnosci, pozostale, beze mnie, troche przyjelam jak jakies znikniecie osoby cos w rodzaju podrozy bezpowrotenj,ale niekoniecznie unicestwienie absolutne, te dwie smierci, ktore widzialam i to nie tak dawno uzmyslowily mi jej nieodwracalnosc...i troche mnie to przeraza, ale tez naleze do klubu tych, ktorzy nie wierza w jakies pozagrobowe trwanie.
OdpowiedzUsuńMnie sie wydaje, ze osoby gleboko wierzace ulegaja w chwili smierci jakiejs specyficznej autosugestii, ze staje sie wlasnie cos, na co czekali przez cale zycie. Oni moze faktycznie cos "widza". Ateisci umieraja w innym poczuciu, nie oczekuja juz niczego.
UsuńPanterko jak zwykle świetny post.Przeczytałam wszystkie komentarze.Moj tato leżał w szpitalu przed śmiercią dwa tygodnie.Nie mówił już nic ,nie ruszał i nie mógł podnieść rąk.Ale do końca mnie poznawał.W sobotę wchodzę na salę patrzę a on ma ręce podniesione do góry i patrzył w sufit.Już wiedziałam ,że odchodzi.Nie mogłam mu rąk dać na dół aby go przebrać.Machał i śmiał się 8 godzin.Wiedział,że ja jestem obok ale nie zwracał na mnie uwagi.Był szczęśliwy.Wieczorem jak już odchodziłam jak zwykle dałam mu buzi.Mówię tatko do jutra.A on pokiwał przecząco głową.Rano w niedzielę zadzwonili za szpitala że tato umarł.
OdpowiedzUsuńNiektorzy chyba cos przeczuwaja. Moja prababcia, osoba po 90-tce, ale rzeska i w pelni wladz umyslowych, pewnego wieczoru powiedziala do swojej corki, ze ja pan wzywa. Ciotka tylko wzruszyla ramionami, bo prababcia nie chorowala. Ale polozyla sie spac i zmarla we snie.
UsuńJestem rankiem znowu tutaj, co za ciekawe dyskusje, przeczytalam wszystko. I tak sobie mysle ze osoby religijne maja latwiej pogodzic sie z umieraniem. Niestety nie dla mnie stac sie wierzaca i to wszysko jedno jaka religia. Byc bardzo, bardzo starym i ciagle w miare zdrowym, bez boli i umrzec w czasie snu byloby pieknie, ale tez nie dla mnie. Teresa
OdpowiedzUsuńJa mam wrazenie, ze jest odwrotnie, to niewierzacy umieraja spokojniej, bo nie obawiaja sie ocen i osadow (osondow) ostatecznych, piekla czy tylko czyscca. Oni wiedza, ze doszli juz do celu i dalej nie ma nic.
UsuńMi też Snią się zmarli.W grudniu w zeszłym roku w nocy przyśniła mi się dusz mojej koleżanki mamy.Wiedziałam ze to dusza a nie człowiek żyjący.Wstaje i pomyślałam dziwne że mi się tak śniła.Do sklepu gdzi pracują przyszła sąsiadka tej pani.Mówi mi że ona dziś w nocy zmarła.Pomyślałam wiem bo była u mnie we śnie.Do mojej znajomej przychodzą dusze .Ona nikomu tego nie mówiła.Moja babcia była medium i też miała kontakt z duszami.Moja siostra zmarła cztery lata temu.Miał 55 lat.Po jej śmierci mieszkali w jej mieszkaniu moi siostrzeńcy.Obaj widzieli tam duszę mojej siostry.Wiem Panterko ze Ty nie wierzysz w tamtą stroną.Ala prawie Wszyscy tu piszacy pożegnali swoje zwierzaczki i się mówi że poszły za Teczowy Most.Zwierzaczki nie poszły ale ich świadomośc [dusz] tak.I chcemy aby tak było.
OdpowiedzUsuńCzlowiek tak cierpi po utracie zwierzaka, ze podobnie jak gleboko wierzacy chrzescijanie czy muzulmanie, mami sie tymi jakimis psimi zaswiatami. Inaczej chyba by zwiariowal. To taki system autoimmunologiczny.
UsuńJa jestem przekonana, ze dalej nie ma nic, a moja smierc jest aktem ostatecznym.
Jeszcze że śmiercią mojej mamy jest historia.Moja mama chorowała.Nagle w domu przy mnie dostała zatrzymania akcji serca.Karytka jechała ponad godzinę.Ostatnie jej słowa do mnie były.Gosia ja umieram.Umarła w szpitalu po 10 dniach nie odzyskawszy przytomnosci.W ten dzień co zmarła mieli ja przewiść do zakładu opieki paliatywnej.Ale dostała gorączki i nie chcieli jej wieść.Ale po kolei.Moja siosta i jej syn mieszkali koło siebie drzwi w drzwi.Siostra miła psa z którym rano przed wyjściem na studia wychodził jej syn.Zawsze.Ale w ten dzień zaspał i nie wyszedł.jak poszedł na wykłady nie znalazł sali i wrócił do domu.Koledzy póżniej mu mówili ze wszedł do sali ,popatrzył się na nich i wyszedł.On twirdzi że ich nie widział.Powiedział to siostrze.Popatrzyli na siebie i wiedzieli że mama a jego babcia odchodzi.Wsiedli w taksówkę i pojechali do szpitala.Wpadli na salę złapali mamę za ręce.I w tej chwili zmarła.Siostrzeniec wiedział że czekała na nich.I chciała przy nich odejśc .Powiedział że poprostu wyczuł taki przekaz .To zmieniło całe jego życie.
OdpowiedzUsuńTak bywa, kiedy wiez rodzinna jest bardzo silna, uruchamia sie wtedy jakas nad-intuicja, ktora pcha z sila huraganu.
UsuńO masz, zgniłe białko się przyjęło :-) Poczytałam wszystko :-) i tak tylko pomyślałam, że każdy z nas chce po po prostu się czegoś trzymać na tych niespokojnych wodach życia :-) Ty Pantero i Frau B. swego racjonalizmu, szkiełka i oka, ja znalazłam dla siebie ścieżkę samoświadomości, ktoś inny, szuka w innej religii. A w tej inności wszyscy tacy sami jesteśmy, potrzebujemy miłości, wsparcia i utulenia....Więc utulam cię i wszystkich was, bo w tę samą drogę ruszyliśmy i idziemy, i dojdziemy do końca drogi razem :-)
OdpowiedzUsuńMasz racje, niech kazdy znajdzie w chwili smierci to, czego oczekuje. Kazdy sobie na to w ostatnim przeblysku zycia zasluzyl.
UsuńU mnie znane jest to pojęcie/zjawisko. Babcia mojego ojca czyli moja prababcia na łożu śmierci, tuż przed śmiercią, móiła "już są, przyszli po mnie" i wymieniała kto z umarłych przyszedł po nią.
OdpowiedzUsuńDla mnie sa to przedsmiertne zaburzenia pracy mozgu z nuta autosugestii. Ale jesli ktos chce w to wierzyc, dlaczego nie.
UsuńSwego czasu bardzo były modne wszelakie publikacje z dziedziny parapsychologii na temat "życia po życiu". Są to w moim przekonaniu całkiem indywidualne ludzkie doświadczenia - niektórych do uwierzenia w życie pozagrobowe przekonują, innych (choćby nie wiem co) po prostu nie, bo nie i już. Gdy idzie o mnie, takie "Świadectwa" nie mają siły przekonywania w tym kierunku. Choćby i dlatego, że opisują doświadczenia śmierci klinicznej. Dla mnie natomiast ktoś, kto "umarł", a potem odżył, po prostu wcale nie umarł. Nie wiadomo, jakie procesy zachodzą w ludzkim mózgu w wyniku odchodzenia. Być może są to jakieś zbieżne i możliwe do opisania zjawiska. Nie wnikam w to, choć owszem, jest to samo w sobie ciekawe - jako zjawisko dotyczące człowieka. Swoje osobiste przekonanie o istnieniu życia pozagrobowego czerpię z innych źródeł. Myślę, że albo się w to wierzy, albo nie. Żadne "świadectwa" nie mogą nikomu niczego zagwarantować, ani udowodnić. W tym akurat względzie nikt nie ma sposobu przekonania innej osoby do swojego poglądu. Każdy jest samotny w swoim własnym wnętrzu. Oraz ponosi odpowiedzialność za własne życie.
OdpowiedzUsuńMnie swiadectwa mocno smiesza, jak rowniez opowiesci o duchach, mediach, parapsychologii i teleportacji. :)))
Usuń