Przez dwa i pol dnia, poczawszy od poniedzialku, przemykalam pod parasolka bardzo krotkie dystanse, najczesciej z domu do auta i z powrotem. Lalo, padalo, siapilo, kapalo, kapusniaczylo, bombardowalo - bez chwili przerwy, bez chociaz jednej minuty, juz nie slonca, ale co najmniej bez tej wszechogarniajacej wilgoci. Zastanawialam sie juz, czy najpierw zaczac budowac arke, czy robic termin do reumatologa. Nawet pies nie chcial nosa wysciubic. Ale o ile ja moglam w swoich interesach udac sie do wygodki, tak Toya musiala zostac wyprowadzona. Niby chciala, cieszyla sie, kiedy zakladalam, ja albo maz, obroze, ale tylko nosek na dwor wystawila, robila nagly
wtylzwrot i gnala do domu z powrotem. Maz usilowal ja pociagnac choc na krotki spacer, to tak sie wila, az wyswobodzila sie z obrozy i uciekla mu do domu. Raz zrobila siusiu pod naszym balkonem, bo tam co najmniej bylo sucho i na leb nie lecialo. Toya jest jak Kira, nie zrobi ani na chodniku, ani na trawniku, zawsze odchodzi daleko w pola i tam sie zalatwia. A tu klops, chodzic po deszczu nie chce, od domu oddalac tez nie, ubrana w plaszczyk po Kirze siadla zadkiem jak przyspawana i nie chciala pojsc ani kroku dalej. Fusel tez tak mial podczas deszczu, ale jego po prostu wynosilam kawal od domu, a wracajac robil po drodze swoje. Toyka wazy juz ponad 20 kilo, wiec troche trudno ja dzwigac. Kazde wyjscie to byl cyrk.
Sroda przywitala nas... nie zgadniecie... padajacym deszczem, a ja mialam ochote puscic pawia. Pies dostawal juz hyzia, niewybiegany przez tyle czasu, ja powoli tez. Kiedy okolo poludnia deszcz zaczal zmieniac sie w mzawke, a niebo nieco pojasnialo, otucha i nadzieja wstapily w serce me. Po fabryce wracalam do domu bez mulacych szyby wycieraczek, az mi czegos brakowalo! W domu szybko cos zjadlam, capnelam aparat i pojechalam ogladac powodz. Ciezko bylo sie przebic, bo ulica biegnaca obok Kiessee byla pod woda, a wiec zamknieta dla ruchu, a druga obok w remoncie, tez nieczynna. A mamy przeciez wakacje i urlopy, wiec sporo ludzi brakuje. Ale nic to, najwazniejsze, ze NIE PADALO !!!
|
To jest ulica, po jej obu stronach widac czubki barierek mostku nad strumykiem Flüte |
|
Flüte w srode |
|
Tak Flüte wyglada normalnie. Jak wylewa, to te laki z prawej i lewej sa pod woda |
|
Widoczna koncowka barierki malego mostka nad Flüte |
|
Zalane drozki parkowe |
|
Psie kapielisko nie ucierpialo |
|
Widok z gory z tamy |
|
Kipiel i odmety |
|
Widok z zapory na Flüte |
|
Mniej wiecej ten sam widok, kiedy nie ma powodzi. Flüte prawie niewidoczna |
|
Tyle dobra naplynelo z daleka |
|
Bzykacze tez korzystaja z przerwy w padaniu |
|
Tama na Flüte |
|
Kiedy wrocilam do punktu wyjscia, wyjrzalo nawet slonce |
|
Mniej wiecej to samo miejsce, ale zdjecie robilam z mostka, do ktorego teraz nie ma dostepu. To juz rzeka Leine |
|
Tu tez sie nazbieralo na ledwie widocznej spod wody poreczy |
A na zakonczenie dnia wygrzmocilam sie we wlasnym domu i ponioslam szkody na ciele. Szlam z balkonu do kuchni, a balkon po tych ulewach byl w cholere mokry, przeszlam przez dywan i na laminacie poslizgnelam sie, upadajac bynajmniej nie z gracja i wdziekiem. Ratujac sie przed niechybna smiercia, wystawilam reke i przywalilam o kant drzwi, glowa we framuge, a barkiem nie wiem w co, po czym klapnelam na prawy poldupek. Zyje jeszcze, jak widac, ale lapka spuchnieta i sina. Glowie chyba nic sie nie stalo, bo jeszcze umiem myslec. Jesli nie liczyc guza, ktorego na szczescie nie widac pod wlosami.
Faktycznie groźnie wygląda ta woda.
OdpowiedzUsuńPocieszę Cię Anusia, dziś pierdyknęłam głową w otwarte drzwi od szafki, aż zamroczyło mnie. Samam se otworzyła i sama się pierdykłam, też we włosach, ale źle się poczesać, bo boli.
No to, Bezowa, strasznie mnie pocieszylas! Nie tylko bowiem musze znosic wlasne bole, to teraz jeszcze musze zamartwiac sie o Ciebie. :)
UsuńAnusia, moja Mama zawsze mówiła, że do wesela się zagoi. We wrześniu mam srebrne wesele, to i guz zniknie z głowy.
UsuńTo ja się zamartwiam Tobą, boś większych szkód doznała.
Do czyjego wesela? :))) Przecie nie Twojego.
UsuńO rany, Ty to masz rozywki - lbem usilowac framuge rozwalic... ;) Mam nadzieje, ze przynajmniej nic nie nadlamalas.
OdpowiedzUsuńPrzyslij troche tego mokrego - tutaj susza extremalna i bardzo zle to wyglada :(. Juz niektórych musza beczkowozami zaopatrywac, bo studnie suche jak Sahara, a pozary nadal szleja po kraju (dzisiaj "tylko" 6). U mnie emperatura caly czas jakies 39 i konca nie widac. Co gorsze, prognozy na sierpien przewiduja powyzej srednich wieloletnich.
Nie ma sprawiedliwosci na tym swiecie, jedni sie topia, inni schna na wiorek. Naprawde nie wiem, jak Ty te skwary wytrzymujesz.
UsuńNic nie nadlamalam, ale moje przyszle zwloki przypominaja mi, ze je mam, cala jestem obolala.
U nas też pada ale nie aż tak.Dziś świeci słońce póki co.Ale cału dzień przed nami i może to się zmienić.Luna też nie lubi chodzić jak pada.Cieszę się,że sobie nic poważnego nie żrobiłaś.Przytulam guza,no i Ciebie.
OdpowiedzUsuńU nas wreszcie tez slonce sie pokazuje, choc wczoraj wieczorem znow padalo, na szczescie krotko. Duza woda opada, jutro nowa relacja. :)
UsuńOjej!!!
OdpowiedzUsuńNie dobrze tak paść !!
A te widoki powodziowe z lekka straszne!!
To Ty nie wiesz, ze najwiecej wypadkow zdarza sie we wlasnych domach? Tam, gdzie ludzie czuja sie najbezpieczniej i traca instynkt samozachowawczy. :))
UsuńNo to współczuję, myślałam ,że przynajmniej u was nie leje,
OdpowiedzUsuńbo u nas już horror się robi...
Leje i leje , albo siąpi albo mży...itd...
U nas przestalo na szczescie, woda powoli opada i mamy dzisiaj piekna pogode. Z pewnoscia wiec w krotkim czasie bedzie ona u Was.
UsuńOkropne to tegoroczne lato! Oglądałam wczoraj jak "ślicznościowo" pozalewało tereny w dawnym NRD. Masakra po prostu!Ja wczoraj, jak ta pierwsza naiwna, zrobiłam pranie i wystawiłam je na balkon, bo było piękne słońce i nie miało padać. Oczywiście lało i dziś w końcu wciągnęłam suszarkę do domu.Coś za mocno i za szybko się klimat zmienia.
OdpowiedzUsuńMój piesio też nigdy nie chciał wychodzić na deszcz i kończyło się tak, że wynosiłam go na teren spacerowy (tak z 70 m od domu), stawiałam obok krzaków i piesio wtedy łaskawie załatwiał wszelakie czynności fizjologiczne. A potem pędem uciekał do domu, zmuszając mnie do biegu.
Niedobrze, że się potłukłaś. Smaruj te stłuczenia jakimś mazidłem lub żelem z arniką. Działa przeciwbólowo i niweluje siniaki.
Jakos tak w pierwszym odruchu posmarowalam voltarenem, nawet nie wiem, czy dobrze zrobilam. Troche jestem dzisiaj polamana, czuje sie jak po treningu, zakwasy daja znac o sobie, a miejsca, gdzie uderzylam, bola.
UsuńToyi nie da sie wyniesc, bo to za ciezki klocek. :)))
Te deszcze od Ciebie chyba przyjszli do mnie, od wczoraj leje:(
OdpowiedzUsuńI łącze sie w bólu, witaj w klubie:) Niedawno rozbilam sobie głowę o drzwi otwieranej przez siebie samą lodowki!
Iza, w 99% pogoda od nas przesuwa sie na wschod. Moi rodzice zawsze wypytywali, jak jest u nas, zeby wiedziec, co bedzie u nich za jakies 2-3 dni. :))
UsuńCalkiem jak Bezowa powyzej, tylko ona walnela w otwarta szafke. :)
A ja w otwarte okno kiedy mylam podłogę w sypialni!
UsuńGwiazdki mialam przed okami jak w bajce Tom i Jery :pp
Boszsz... we wlasnym na pozor bezpiecznym domu czyha wiecej pulapek niz na zewnatrz. Mozna latwo zycie stracic. :))
UsuńOjej,no to kłopot z odkupkaniem Toyki w deszczowe dni,a przecież jesień ,zima przed wami.Może jakoś się z czasem przywyknie?
OdpowiedzUsuńPowódź całkiem spora, dobrze,że miasteczko mało ucierpiało!
No a Twój upadek,to już cios poniżej pasa, tak się wywalić! Ja wywalam się najczęściej od podknięcia i często kiedy jestem zmęczona. Wtedy mi siada lewa noga,jakieś luzy qw kostce i przynajmniej zaliczam podknięcie. Siniaki zawsze jakieś posiadam,bo za to uderzam się nagminnie.
Toya w koncu za ktoras proba wyprowadzenia, decyduje sie desperacko pojsc kilka krokow poza dom, kiedy ja tak przycisnie, ze sama nie moze wytrzymac.
UsuńPrzy tym upadku bardzo sie balam, czy mi lakotka w kolanie nie poszla, po tej wywrotce nad jeziorem, jeszcze z Kirunia, po ktorej wyladowalam na sorze, wtedy tez sie poslizgnelam. Na szczescie kolano cale.
Teściowa brata na jednym stopniu przed domem tak sobie nogę złamała, że uziemiona była pół roku. Te domy takie niebezpieczne! ;) mam nadzieję, że szybko dojdziesz do ładu :)
OdpowiedzUsuńA ulewy tego lipca są niesamowite. Moja Zielona Góra kilka razy była zalana od samego deszczu, bez wylanej rzeki...
Nasza Hana tez na wlasnym schodku uszkodzila sobie nuszke. Ja na szczescie troche tylko sie potluklam i, co dziwne, zorientowalam sie dopiero na drugi dzien, ze nie bylo to tylko przedramie i glowa, dopiero wtedy zaczelo ze mnie "wylazic". :))
UsuńGetynga nie ucierpiala zanadto, po powodzi w latach 60-tych, kiedy to zalalo starowke, zrobiono wiele, zeby powodz sie nie powtorzyla. Teraz tylko zamyka sie te uliczke, choc kilka lat temu poglebiono korytko Flüte, zeby latwiej splywala pod jezdnia. Kiedys czesciej uliczke zamykano.
U nas pada cały lipiec, ale na szczęście robi sobie co drugi, trzeci dzień przerwę, tak, że tym razem obyło się bez powodzi. I niech już tak zostanie, bo powodzie nawiedzają nas dosyć często.
OdpowiedzUsuńNa szczęście przewracać się przestałam, bo to przytrafiało mi się także dość często ;)Regularnie ćwiczę także stopy, no i mam efekty :)
Normalnie to ja jestem bardzo stabilna i nie przewracam sie, ale juz drugi raz zdarzylo mi sie poslizgnac. Raz zepsulam sobie kolano i wyladowalam na sorze, teraz w domu drugi raz.
UsuńKiedy pojechalas ogladac powodz, czy wzielas Toye ze soba?
OdpowiedzUsuńNa jednym zdjeciu przy psim kapielisku widze psa, ale nie wiem czy to Toya.
Na kapielisku byly dwa ridgebacki i labrador. Toyki nie zabieram ze soba, bo to meczarnia, kiedy jade fotografowac. Spuscic ze smyczy nie mozna, a to ciagle szarpanie jej do przodu i pilnowanie strasznie denerwuje. Kiedy idziemy we dwojke z chlopem, to on zajmuje sie Toya, a ja aparatem.
UsuńZ Kira takich problemow nie mialam.
U nas tez leje, choć nie codziennie, np dziś JESZCZE nie padało (nawet było trochę słońca), choć chmury wyglądają nieciekawie. N szczęście, żeby u nas była powódź, to musiałoby padać nie wiem ile:) Współczuję Ci z powodu potłuczeń. A Kirę może wsadź do samochodu i zawieź gdzieś dalej:))) Choć może nie chcieć wysiąść:)))
OdpowiedzUsuńKiruni nie da sie juz wsadzic do samochodu :((( Ale wiem, ze mialas na mysli Toyke, a z nie nie wiadomo, czy w ogole zechcialaby dojsc do tego samochodu. :))
UsuńOj, przepraszam za tę pomyłkę, jakoś Toya z Kirą od początku mi się kojarzy...
UsuńA deszcz spadł mniej więcej pół godziny po napisaniu przeze mnie tego komentarza.
Teraz juz nie, ale na poczatku obojgu nam zdarzalo sie mowic do Toyi Kira.
UsuńObejrzałam zdjęcia, zgroza. Jak widać nigdy natura nie jest do końca bezpieczna.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przyłożyłaś coś zimnego do tego guza na głowie i już nie boli. Uściski!
Nie przylozylam, bo dopiero poznym wieczorem zauwazylam, ze w ogole mam jakiegos guza, wiec i tak bylo za pozno. W ogole dopiero nastepnego dnia odkrylam pare miejsc, w ktore przywalilam sie po upadku, kiedy zaczely mnie bolec albo pokazaly sie siniaki. :)
UsuńNo to Pantera nam orła wywinęła że ho ho. Każdy z żywiołów ma w sobie moc niszczenia cicha woda brzegi rwie. Lizak również nie chce chodzić po deszczu. W domu piszczy na dwór a jak już jest na dworze to szybko zmyka do domu.
OdpowiedzUsuńJakies gupie te psy, jakby z cukru byly... :)))
Usuń