Emigracyjni

Polak Polakowi Polakiem.

Kiedy przeczytalam post Viki o problemach Jej syna tuz po przybyciu na obczyzne (niestety linka podac nie moge, bo blog jest zamkniety dla szerszej publicznosci), zaraz przypomnialo mi sie zdarzenie z wlasnego zycia, o ktorym szczerze mowiac, zdazylam zapomniec, wyrzucilam je z pamieci. Czlowiek ma umiejetnosc zamazywania niechcianych i nieprzyjemnych wspomnien, to system obronny, ktory pozwala dalej zyc, bez zadreczania sie niemilymi zdarzeniami z przeszlosci.

Zanim przyjechalam na stale do Niemiec, rok wczesniej zorganizowalam sobie miesieczna wycieczke, celem odwiedzenia przebywajacego tam meza. Dzieci podrzucilam dziadkom i wolna jak ptaszek pomknelam napawac sie zyciem na zachodzie oraz mezem swoim wlasnym. On wowczas mieszkal wspolnie z kilkoma innymi osobami w hotelu, wiec na ten miesiac zamienil sie z kolega, ktory wynajmowal malenki, ale wlasny pokoik w akademiku.
Zwiedzalismy sobie Getynge i okolice, poznawalam jego znajomych. Miedzy innymi niejaka Cioteczke, mieszkajaca juz we wlasnym mieszkaniu z partnerem i ich wspolnym dzieckiem. Ksywke zdobyla tym, ze na kazda znajoma kobiete mawiala, niby glosem swojej coreczki, "cioteczko". Cioteczka znana byla w towarzystwie jako, oglednie mowiac, bardzo oszczedna. Do legendy przeszly jej urodziny, na ktore zaprosila do knajpy wiele osob, by pod sam koniec oswiadczyc, ze "zapomniala" portfela. Goscie zaplacili za wszystko sami. Jako, ze ja na ogol nie sugeruje sie cudzymi opiniami, a Cioteczka w stosunku do nas okazala sie byc goscinna, uznalam, ze jest sympatyczna i dawalam wyrazy swojej sympatii, ale o tym pozniej.
Snulismy rozmowy o naszym rychlym przyjezdzie z dziecmi, a ona natychmiast zaproponowala u siebie goscine na pierwsze dni po przyjezdzie, zanim nie zalatwimy wszystkich formalnosci. Miala w koncu wlasne mieszkanie, niewielkie co prawda, ale na te 2-3 dni mogace sluzyc nam za noclegownie. Moja wdziecznosc nie miala granic.
Kiedy wyjezdzalam, poprosila mnie o zalatwienie kilku rzeczy w Polsce, jako ze tam bylo niewspolmiernie taniej. Miedzy innymi mialam kupic dla niej grafiki, dac je do oprawy. Zrobilam wszystko, o co prosila, a od siebie udziergalam na drutach piekna sukieneczke dla jej corci. Musialam jeszcze po drodze zahaczyc o konserwatora zabytkow i wziac pozwolenie na wysylke sztuki za granice, co oczywiscie tez dodatkowo kosztowalo. Zrobilam paczke, poszlo, a ona rozplywala sie w podziekowaniach i zapewnieniach rewanzu.
Kiedy po dosc meczacej podrozy z dwojka dzieci, wyladowalismy przed jej drzwiami w Getyndze, uslyszelismy, ze nie ma miejsca na nocleg. Chodzilo tylko o mnie i dzieci, bo maz mial przeciez swoje miejsce w hotelu, ale tam z kolei nie bylo mozliwosci dla nas. I tak w niedziele pod wieczor zostalam z dwojka malych dzieci i wielgachnym bagazem bez noclegu.
Niewazne, ze zaraz ktos inny zaproponowal nocleg u siebie, szczerze mowiac, nigdy wiecej tych ludzi pozniej na oczy nie widzialam, bo juz w poniedzialek dostalismy zakwaterowanie. Wszystko wiec zakonczylo sie szczesliwie. Jednak bardzo dlugo nie moglam pogodzic sie z podloscia tej Cioteczki, ktora sama nas zapraszala, a pozniej zostawila na ulicy. I to po wszystkich tych nietanich prezentach, jakie od nas dostala. Od tamtej chwili przestala dla mnie istniec. Podczas przypadkowych spotkan ona zachowuje sie jakby nic sie nie stalo, ja zreszta tez, ale jako czlowiek jest dla mnie nikim. Ja nie moglam wtedy przesiedziec nocy w McDonalds, Owsik byl jeszcze w pieluchach, starsza miala 7 lat, a bagaz w postaci 9 wielgachnych i wypchanych waliz tez nie sprzyjal poszukiwaniom.
Czlowiek uczy sie przez cale zycie, ze nie wolno wszystkich mierzyc wlasna miara, a zaufanie trzeba dawkowac ostroznie.



Jak to z Cioteczka bylo.

Postac niejakiej Cioteczki poznaliscie z nienajlepszej strony, kiedy pisalam o nielatwych poczatkach mojej bytnosci na niemieckiej ziemi. Jak wspomnialam, mieszkala wowczas z ojcem swojego dziecka, nazwijmy go na potrzeby tej opowiesci Antek.
Facet ow to byla przedziwna postac, sam jego wyglad mogl budzic strach, o czym przekonalam sie widzac go ktoregos razu rozebranego na basenie. Dziary wiezienne typu szlify generalskie na ramionach i jeszcze jakies urocze rysuneczki, ktorym specjalnie sie nie przygladalam, bo i tak o malo nie zeszlam z wrazenia. Zyli tak sobie razem na koszt niemieckich podatnikow, kombinujac na boku jak sie dalo. Dosc, ze Antka stac bylo zawsze na trawke, ktora namietnie popalal. I niewazne bylo dla niego, ze w koncu dostal prace kierowcy, przeciez byl trzezwy, a trawka, jak twierdzil, wzmagala jego koncentracje i wcale nie miala wplywu na proces prowadzenia samochodu. Chyba jednak miala, bo w niedlugim czasie prace stracil.
Co Cioteczka w nim widziala? Chyba swoja ostatnia szanse w zyciu, jako ze do urodziwych nie nalezala. Byla przysadzista ciemnowlosa kobieta, z sypiacym sie wasikiem. Glupia nie byla, wprost przeciwnie, zupelnie przyjemnie sie z nia rozmawialo, ale nosila w sobie nieprzebrane poklady cwaniactwa i egoizmu, przy czym z poczatku umiala sie pokazac z zupelnie innej strony. Typ permanentnej klamczuchy, ale pierwsze wrazenie bylo naprawde pozytywne, na co dalam sie zlapac.
Dopiero z czasem poznawalam cala naga o niej prawde.
Jak wiec wspomnialam, Cioteczka za duzego wziecia nie miala, a jej zegar biologiczny dzwonil nachalnie, wiec wziela, co sie napatoczylo i zalozyla rodzine, bez slubu wprawdzie, ale zawsze. Przypuszczam, ze bardziej chodzilo o dalsza mozliwosc dojenia panstwa, wiec slub nie byl w tym przypadku oplacalny.
Antos po utracie pracy nie mial juz nic wiecej do stracenia, mial za to gdzie mieszkac i co jesc, wiec coraz dokladniej zajmowal sie eksperymentami ze srodkami odurzajacymi. Cioteczka jednak postawila sobie za cel powiekszyc rodzine, bo jedynacy zle sie chowaja i w jakims narkotycznym transie zostalo splodzone drugie dziecie. Zmienili mieszkanie na wieksze, no pelna sielanka... bylaby, gdyby nie zmiany w psychice tatusia. Trawka przestala wystarczac, siegnal po mocniejsze srodki i ktoregos pieknego dnia, po grubszej awanturze tak Cioteczke zdefasonowal, ze musieli jej drutowac szczeke. Myslicie moze, ze Cioteczka przejrzala na oczy, zlozyla na niego skarge, wystawila mu walizki za drzwi, czy cos w tym rodzaju? A nie! Dalej sobie zyli razem i zgodnie wychowywali potomstwo, a w szpitalu zeznala, ze spadla ze schodow.
Wreszcie Antek zaczal siegac po drozsze specyfiki, a ze pieniedzy wciaz brakowalo, zajal sie wynoszeniem towarow ze sklepow bez placenia. Niejednokrotnie Cioteczka miala w domu wizyty zielonych (od owczesnego koloru mundurow, bo teraz policja nosi niebiesko-czarne), a Antos trafial na kolejne odsiadki. Oboje byli tu na azylu, wiec w koncu facet doczekal sie statusu persony non grata i zostal wydalony z powrotem do Polski. Ona z dziecmi zostala.
W Polsce Antek siegnal po kompot i po kilku miesiacach dal sobie zloty strzal na cmentarzu jednego z duzych miast, gdzie po kilku dniach znalezli go grabarze.
Niedlugo potem spotkalam ja przypadkiem w miescie. Wiedzac juz o smierci jej partnera, z wyrachowaniem zapytalam, co u nich slychac, bo ciekawa bylam, co wymysli. Nie pomylilam sie wcale przypuszczeniem, ze bedzie klamac. Opowiedziala mi rzewna historyjke, ze wyjechal dobrowolnie do Polski, za ktora rzekomo tak bardzo tesknil i tam ulegl wypadkowi samochodowemu.
Czyli nic sie nie zmienilo, taki charakter.



Misia - poczatki.

Przyblize Wam w kilku rozdzialach niezwykle barwna, choc nie do konca pozytywna postac osoby poznanej na emigracji, a nazwanej przeze mnie na potrzeby tych opowiadan, Misia. Jej pelne przygod, choc wcale niewesole zycie mogloby posluzyc za kanwe niejednego scenariusza filmowego.

Urodzila sie w jednym z polskich miast jako najstarsza z rodzenstwa i zarazem jako jedyne dziecko malzenskie tych samych rodzicow. Czasy byly takie, ze chcac miec dwa mieszkania, przeprowadzalo sie fikcyjne rozwody. Tak wlasnie zrobili jej rodzice. Kiedy miala siedem lat, rodzice wyjechali do USA, a ja zostawili pod opieka... nauczycielki. Mozna dyskutowac na temat odpowiedzialnosci rodzicielskiej, ale nie o tym jest ten post. Nie wiem dokladnie, jak dlugo byli na saksach. Kiedy jednak matka zaszla w ciaze, ktora okazala sie przebiegac nie tak, jak trzeba i wygladalo na to, ze porod odbedzie sie przez cesarke, szybko wrocili do Polski, zeby zaoszczedzic na szpitalnych kosztach w Ameryce. Urodzil sie brat, juz jako dziecko nieslubne, a niedlugo po nim jeszcze jedna siostra.
Misia, jako niezbyt lotna osobka, uczyla sie na fryzjerke w jakiejs zasadniczej szkole, ale kiedy osiagnela pelnoletnosc, zadecydowala, ze wyemigruje do Niemiec, zeby przecierac szlaki dla reszty rodziny. Byla to druga polowa lat 80-tych.
Osiadla w naszym pieknym miescie. W jej przypadku decyzja o emigracji okazala sie krokiem ratujacym jej zycie. Juz w Polsce chorowala na cos w rodzaju reumatyzmu, ale tam ta choroba nie zostala jednoznacznie zdiagnozowana. Ja sama nie potrafie jej dobrze nazwac, jest bardzo rzadka i nieleczona prowadzi do zwyrodnien, a czasem do smierci. Tutaj zaraz trafila do kliniki uniwersyteckiej i zaczela sie jazda. Dostawala bardzo drogie leki, troche na niej eksperymentowano, miala operacyjnie prostowane palce u rak, w kazdym razie chorobe jakos zatrzymano. W Polsce nie mialaby zadnych szans w tamtym czasie.
Misia nie byla osobka o szczegolnie rozwinietym poczuciu moralnosci, a moze tylko na slepo szukala milosci, w kazdym razie przechodzila z rak do rak i opinie miala nienajlepsza. Byla przystojna dziewczyna, wysoka i szczupla (z wyjatkiem okresow leczenia sterydami, kiedy to puchla), miala dlugie blond wlosy i mogla sie podobac, wiec miala tzw. wziecie.
Przy czym chyba z mlekiem matki wyssala sztuke kombinatorstwa, wiec jechala przez cale zycie po bandzie. Przyklad jeden z wielu to kupno w Polsce prawa jazdy na ciezarowki, bo w tym czasie akurat dyskutowane bylo zakladanie firmy razem z rodzicami, ale pomysl upadl i reszta rodziny w koncu rowniez wyladowala w Niemczech, ale gdzies na wsi w gorach Harzu.
Kiedy Misia mieszkala jeszcze w hotelu azylanckim, poznala chlopaka, z ktorym zaczeli byc razem, nazwijmy go Bolek. Znalezli sobie niewielkie i tanie mieszkanko i razem wyprowadzili sie z hotelu. Traf chcial, ze mieszkalysmy bardzo niedaleko siebie, wiec sila rzeczy czesto sie spotykalysmy.
Z czasem wziela pod opieke do siebie swojego mlodszego brata, zeby tutaj mogl chodzic do szkoly, bo tam na wsi byly jakies problemy.
My w miedzyczasie zmienilismy mieszkanie, wyprowadzilismy sie do innej dzielnicy, ale kontakty pozostaly. Z powodu jej ciezkiej choroby, pod znakiem zapytania pozostawalo, czy w ogole moze miec dzieci. Tym wieksza byla jej radosc, kiedy okazalo sie, ze jest w ciazy. Zaraz tez "zaklepala" mnie do towarzyszenia jej przy porodzie, bo Bolek ani myslal. Ktorejs nocy, kiedy juz spalam, obudzil mnie telefon, ze Misia rodzi. Zdazylam jeszcze do nich do domu, pozniej pojechalam za karetka do szpitala. Nad ranem wydala na swiat zdrowego chlopaka.

Ciag dalszy nastapi...



Misia - dzieci.

Misia nie bylaby soba, gdyby macierzynstwo powstrzymalo ja przed robieniem glupot. Ona chciala zyc, miala parcie na imprezy i lubila wypic, a nawet przesadzic z iloscia. Stawala sie po tym nieprzyjemna, ale przede wszystkim puszczaly jej wszelkie hamulce. Do legendy przeszla pewna impreza, po ktorej znaleziono ja gdzies w krzakach i wzieto do obcego domu, gdzie trwal jakis ciag dalszy. Do wlasnego domu wrocila po trzech dniach, jak Bolek sie uskarzal, bez rajstop, a byl to listopad. Widac kochal babe nad zycie, bo przyjal z powrotem i nazywalo sie, ze przebaczyl.
Jakby posrednio, wlasna reka, choc niechcacy, doprowadzilam do tego, ze zostawila Bolka na lodzie. Poznalam ja z naszym znajomym i przez jakis czas sypiala w dwoch domach na przemian, gdzie sie zdarzylo zasnac, by wreszcie na stale wyprowadzic sie do nastepnego, nazwijmy go Kazik. To byla milosc! Zaraz niedlugo zaszla znow w ciaze. Byla w swoim zywiole, bo Kazik tez umial kombinowac, wiec zaczal sie handel samochodami. Brali powypadkowe tu, wozili do Polski, reperowali, klepali i sprzedawali z zyskiem. Namawialam Kazika, ktory byl w siodmym niebie na wiesc o poznym ojcostwie (mial juz dwoje doroslych dzieci), zeby przeprowadzil badania na ojcostwo. Ale bo to wytlumaczysz zakochanemu facetowi? Odpowiedz zawsze byla jedna:
- Moje czy nie moje, bedzie moje!
No jak tam sobie chcesz, ale pozniej okazalo sie, ze jestem jasnowidzem. Oczywiscie Bolek lozyl w tamtym czasie grzecznie na pierwszego syna. Urodzila sie corka (znow bylam osoba towarzyszaca), a Kazik zwariowal ze szczescia. Obnosil sie ze swoja corcia, dumny i blady, zarzucal prezentami i ja, i Misie. Ale i nad tym zwiazkiem zaczely gromadzic sie czarne chmury, bo Misia to typ poligamiczny i jakos nie mogla dlugo zagrzac miejsca u jednych spodni. Kiedy poznala Boba, Niemca-biznesmena-kretacza (a jakze!), bez zalu pozostawila Kazia z dlugami i alimentami do placenia, rzucajac sie w wir nowej milosci i robienia nowych interesow z nowym partnerem.
Czy myslicie o tym samym, co ja? Oczywiscie, w krotkim czasie zaszla w nastepna ciaze, po czym, znow przy mojej pomocy, powila coreczke.
Pozniej nasze drogi sie rozeszly, bo wyszla za Boba za maz i wyjechali razem do Francji. Tam krecili jakies lody z odbudowa zrujnowanych zamkow przy pomocy nielegalnych robotnikow z Polski, a ich wielka milosc poskutkowala kolejnym dzieckiem, chlopczykiem. Az dziw bierze, ze drugim z tym samym ojcem.
Jednak za bardzo rozsmakowala sie w alkoholu i zaczela pic nalogowo.

Ciag dalszy nastapi...


Misia - upadek.

Bobowi tez jakos ta milosc zaczela bokiem wychodzic, musial przejac opieke nie tylko nad dziecmi, ale i nad zona, wciaz ja wyciagac z jakichs opresji, a moze i z cudzych lozek, tego juz nie wiem, bo tamten rozdzial znam z urywkow plotek i opowiesci.
Dosc, ze ktoregos pieknego dnia rozwiodl sie z nia, zabierajac jej dwoje mlodszych dzieci, jego dzieci. Wrocila wiec ze starszymi do Niemiec, a ze byla alkoholiczka, urzad do spraw mlodziezy, ten slynny niemiecki Jugendamt, ograniczyl jej wladze rodzicielska. Starszy syn trafil do Bolka, wlasnego ojca, ktory go przez kilka ladnych lat  w ogole na oczy nie widzial. Corka miala niby trafic do Kazia, ale gdy ten ja ujrzal po latach rozlaki, zobaczyl przed soba twarz Bolka. Zrobil szybkie badanie genetyczne, ktore wykazalo, ze on nie moze byc ojcem. Polecial wiec do Jugentamtu z dobra nowina, ze juz dluzej placic nie bedzie, ani tym bardziej wychowywac cudzego dziecka.  A tu ZONK! Nie ma, ze boli, a rogi w drzwiach sie nie mieszcza, musi placic dalej, bo jedynie sad moze go z placenia zwolnic, a i to nie jest pewne, bo na watpliwosci co do ojcostwa mial czas wczesniej. Nie moglam sobie oszczedzic powiedzenia mu w twarz z wielka satysfakcja: A nie mowilam? Wyblagal mnie i meza, zebysmy zgodzili sie zeznawac w sadzie, bo jednak nie chcial odpuscic. Wyrazilismy zgode. Do sadu przyszla tez z opiekunka prawna (bo przebywala w domu dziecka) "jego" corka, wtedy juz 14-letnia. Ludzie, zdarta skora z Bolka! Ja nawet nie kazalabym robic badan genetycznych, nie bylo zadnych watpliwosci. O ile, jako male dziecko, podobna byla raczej do matki, tak przez te kilka lat nieobecnosci w Niemczech zmienila sie nie do poznania. Sedzine przekonala wlasnie ta dluga nieobecnosc i nasz szok po jej ponownym zobaczeniu, zarowno jej "ojca" jak i nasz. Kazik zostal z ojcostwa i wynikajacych z niego obowiazkow, zwolniony. Przyroda jednak nie znosi pustki i tatusia trzeba bylo odnalezc. Nawet nie musieli daleko szukac, byl w zasiegu reki. Sama Misia tez pojawila sie w sadzie, chuda, wyniszczona i przywiedla.
Od tego momentu wiecej o niej nie slyszalam, nie mam pojecia, co sie z nia dzieje. Z Bolkiem tez kontakt sie urwal i nie jest mi wiadome, czy wychowal oboje potomkow, czy tylko syna. Te ich dzieci musza byc juz po 20-tce, zupelnie dorosle. Doszly mnie sluchy, ze Bobo odszedl z tego swiata ale nie wiem, co stalo sie z tamta dwojka dzieci. Moze jego rodzina przejela opieke nad nimi? Moze trafily do domu dziecka albo rodziny zastepczej? Tez juz musza miec po kilkanascie lat.
I to by bylo na tyle, jesli chodzi o rozrywkowe i pelne przygod oraz dzieci zycie niejakiej Misi.




Layal.

Layal byla wesolym dzieckiem, czarnowlosym, ciemnookim, typowym dla swojej rasy. Pochodzila z Libanu, choc zupelnie nie pamietala swojej ojczyzny. Jej rodzice wyemigrowali do Niemiec, kiedy byla malenka, a jej rodzenstwo urodzilo sie juz na obczyznie. Ojciec pracowal, matka zajmowala sie domem i wychowywaniem dzieci, co w ich kulturze jest czyms oczywistym. Pochodzili z jakiegos libanskiego zadupia, byli bez wyksztalcenia, za to mocno religijni, przez co rowniez bardzo konserwatywni. Do Niemiec przyjechali poprawic sobie sytuacje materialna, jak wiekszosc arabskich imigrantow.
Niemieckie pieniadze im nie smierdzialy, za to zachodnia kultura i owszem. Szczegolnie w kwestii obowiazku szkolnego ich corki. Babie przeciez niepotrzebne wyksztalcenie do rodzenia dzieci, domowej krzataniny i dogadzania mezowi. Za nic nie chcieli, zeby Layal przebywala wsrod zepsutych niemieckich dziewuch. Nie bylo jednak wyjscia, obowiazek szkolny dotyczyl wszystkich.
Z chwila, gdy jej mlodszy brat zaczal chodzic do szkoly, stal sie jej szpiegiem i "opiekunem", zawsze mial na nia oko, czy nie zachowuje sie nieodpowiednio, nie rozmawia z chlopcami, nie zdejmuje chusty i gorliwie donosil ojcu o jej rzekomych przewinach. Ojciec mial w stosunku do niej jedna metode wychowawcza, bicie. I tak nigdzie nie wychodzila po szkole, trzeba bylo pomagac w domu matce i poprzez areszt domowy zapobiegac ewentualnemu przesiaknieciu kultura zachodnia.
Tyle tylko, ze dziewczynka byla bystra, a z czasem posiadla wieksza wiedze od rodzicow. Byla baczna obserwatorka i sluchaczka, podobalo jej sie, ze jej rowiesniczki moga uprawiac sport, spotykac sie w swoim gronie lub z chlopcami, ze kobiety moga dowolnie wybierac sobie mezow, ba, nawet wychodzic za maz z milosci.
Layal powoli wkraczala w wiek dojrzewania i buntu, porownywala swoje zycie z zyciem kolezanek z klasy, krytycznie odnosila sie do skostnialych praw muzulmanskich. Ona tez chciala zyc, bywac, smiac sie wraz z innymi, a nie przesiadywac w domu. Urywala sie coraz czesciej swojemu bratu, chodzila z kolezankami do miasta pobuszowac po sklepach, raz nawet wyrwala sie na basen. Polajanki matki i bicie przez ojca robily na niej coraz mniejsze wrazenie. Po kolejnej awanturze w domu spakowala sie i uciekla wraz z dwiema kolezankami z klasy. Policja znalazla je w Hamburgu i odeslala z powrotem do Getyngi. Jak to jednak w takich przypadkach bywa, w sprawe wlaczyl sie Jugendamt, czyli urzad do spraw mlodziezy. Tam Layal poskarzyla sie, ze jest bita i zamykana w domu i ze nie chce wracac do rodziny. Jej wniosek potraktowano bardzo powaznie, zwlaszcza, ze przemoc w stosunku do dzieci jest czynem karalnym. Umieszczono dziewczynke w placowce wychowawczej, a przeciw ojcu wszczeto postepowanie karne.
Tego bylo chlopu za wiele! Nie dosc, ze baba, to jeszcze wlasna corka zlozyla na niego doniesienie, a on stracil nad nia kontrole i mozliwosc surowego jej ukarania za niesubordynacje. Postanowil walczyc. Nie, nie o corke i jej milosc, on walczyl o swoja wlasnosc, o zmycie afrontu ze strony niewiernych, o zemste za brak respektu dla swietych praw koranu. Kiedy Layal, pod opieka kuratora i w towarzystwie policji, zabierala z domu swoje rzeczy, ojciec oszalal.
Zabarykadowal sie w mieszkaniu z zona i dwoma synami i zagrozil wysadzeniem bloku w powietrze, jezeli nie oddadza mu dziecka. Mlodszego syna wystawil przez okno, przylozyl mu noz do szyi i stawial zadania zebranym na dole policyjnym negocjatorom. Zeby uniemozliwic mu ewentualne wysadzenie bloku, pozakrecano gaz na calym osiedlu, pozamykano wszystkie uliczki, rozpedzano gromadzacych sie gapiow. Layal siedziala roztrzesiona w policyjnym wozie, przerazona rozmiarem awantury, ktorej czula sie winna. Po kilku godzinach napiecia siegajacego zenitu, ojciec oddal sie w rece policji, a Layal postanowila wrocic do matki.
W niedlugim czasie ojca zwolniono z aresztu i wydawalo sie nawet, ze cos do niego dotarlo. W kazdym razie zachowywal sie poprawnie. Po zakonczeniu roku szkolnego rodzina postanowila wyjechac na wakacje do Libanu, zeby odwiedzic bliskich. Wrocili do Niemiec bez Layal, bo podczas wakacji dziewczynka zostala wydana w Libanie za maz. Miala wtedy 14 lat. Jej rola stalo sie rodzenie dzieci i uslugiwanie mezowi, a jej ojciec nareszcie odetchnal z ulga, bo z pozostalymi przy nim dwoma synami nie bylo zadnych problemow wychowawczych.
Po kilku latach Layal przyjechala z mezem i gromadka dzieci do Niemiec, zamieszkali tu na stale, bo w ich ojczyznie nadal zle sie dzialo i trzeba bylo poprawic sobie byt. Layal spokorniala, zbrzydla, przytyla. Nie rusza sie z domu, dba o dzieci i meza, ale jakos niewiele pozostalo w niej dawnej radosci, glodu wiedzy i przyjaznego nastawienia do swiata.
Ja jestem ciekawa tylko, jak ona bedzie wychowywac swoje corki...


Baska.

Byla bardzo efektowna kobieta, wysoka i szczupla, z burza bardzo kreconych dlugich blond wlosow. Do Niemiec uciekla krotko przed stanem wojennym, jako mlode dziewcze tuz po maturze, nie miala wiec zadnego problemu z otrzymaniem statusu azylanta. Swojego meza poznala juz na obczyznie, a zwiazek zaowocowal blizniakami, chlopcem i dziewczynka. Oboje byli mlodzi i chetni bardziej do imprezowania niz bawienia sie w rodzine, ich drogi wiec dosc szybko sie rozeszly. Dziecmi opiekowali sie jednak przykladnie i zgodnie, bez czestych w takich przypadkach klotni i wzajemnych zarzutow, choc kazde z nich mialo juz innych partnerow.
Czas uplywal, blizniaki zblizaly sie powoli do pelnoletnosci, a Baska jakos nie mogla znalezc tego jedynego, z ktorym moglaby chciec sie zestarzec. Wszystkie zwiazki konczyly sie predzej czy pozniej rozstaniem. Nie ustawala w poszukiwaniach towarzysza doli i niedoli, a ze nie ufala internetowym znajomosciom i kladla nacisk na osobiste poznawanie kolejnych kandydatow, byla czestym gosciem klubow, dyskotek i podobnych przybytkow, ktore odwiedzali panowie chetni niekoniecznie na dlugie zwiazki.
Ktoregos razu poznala sporo mlodszego od siebie Tunezyjczyka i... przepadla! Zakochana po uszy, spijala z jego ust komplementy, jakimi ja obsypywal. Nie zastanawiala sie ani chwili, dlaczego mlody i bardzo przystojny Arab wybral akurat ja, sporo od siebie starsza rozwiedziona matke dwojki dorastajacych dzieci. Slepa i glucha na ostrzezenia znajomych, dala sie poniesc wielkiej milosci, zatracila instynkt samozachowawczy i nawet zdecydowala sie na pozne ponowne macierzynstwo.
Nie wiedziala, kto to jest ani czym sie zajmuje, wiedziala akurat tyle, ile on uznal za stosowne jej powiedziec. Slubu wprawdzie nie wzieli, choc on nalegal, ale facet zaczal u niej pomieszkiwac, by w koncu wprowadzic sie na stale.
Ciaze przechodzila bezproblemowo, byla szczesliwa ponad miare, otoczona opieka i miloscia ojca dziecka. Kiedy urodzila synka, on o malo nie zwariowal ze szczescia, jako ze w ich kulturze posiadanie meskich potomkow bardzo nobilituje. Dziecku nadane zostalo muzulmanskie imie, niedlugo potem zostal tez obrzezany.
Baska dawno nie czula sie tak mlodo i szczesliwie, blizniaki byly bardzo pomocne przy dziecku, ktore pokochaly od pierwszego dnia. Wpadla w wir codziennych kaszek i pieluch, nie zaniedbujac rowniez starszych dzieci. W tym zaaferowaniu zaczelo brakowac czasu na pielegnowanie milosci, zwlaszcza ze dzieci byly wylacznie na jej glowie, zaden bowiem porzadny Arab nie znizy sie do zmieniania pieluch. Coraz mniej pociagala go zmeczona i zaniedbana kobieta, urywal sie wiec z domu, jak czesto mogl. Wygladalo na to, ze kolejny zwiazek nie przetrwa proby czasu, jednak Baska nie byla tym razem tak chetna do szybkiego rozstania, bylo przeciez dziecko, a dziecko powinno miec ojca. Jemu tez nie zalezalo na rozstaniu, mial gdzie mieszkac i liczyl na slub, zeby zalegalizowac swoj pobyt w Niemczech. Baska jednak nie miala zamiaru ponownie wychodzic za maz, nie chciala go rowniez zameldowac u siebie, poprosila wiec o przysluge swoja przyjaciolke, Mariole, mieszkajaca niedaleko niej, zeby zameldowala u siebie jej Tunezyjczyka. Mariola miala w niedlugim czasie i tak wyprowadzic sie z miasta, moglaby wiec niejako pozostawic w mieszkaniu wspollokatora i tym sposobem facet mialby wlasne mieszkanie niedaleko Baski.
Bomba wybuchla ktoregos poranka, kiedy to bladym switem do drzwi zapukala policja kryminalna. Nie tylko zreszta do drzwi Baski, u Marioli tez pojawili sie z rana, kiedy wlasnie odsypiala swoja nocna zmiane. Otoz Arab byl od dluzszego czasu obserwowany przez niemiecka policje, a jego telefon oraz telefony osob, z ktorymi czesto sie kontaktowal, byly na podsluchu. Tak wiec i Marioli oberwalo sie rykoszetem,  a policja przesluchiwala ja na okolicznosc wlasnie tego zameldowania. Ale nie tylko, bo okazalo sie, ze facet zajal sie pracowicie handlem narkotykami, wiec i u Marioli dokonano przeszukania, jednak niczego nie znaleziono. U Baski natomiast rewizja byla bardzo owocna. Nie w mieszkaniu wprawdzie, ale w piwnicy, ktora zaanektowal dla siebie jej partner, a klucz stale nosil ze soba. Znaleziono nie tylko srodki odurzajace, ale i duzo gotowki. Tunezyjczyk zostal aresztowany i Baska znow zostala sama. Z wielkim trudem udalo jej sie wyjsc calo z opresji i uniknac oskarzenia o wspoludzial. Ona naprawde nie wiedziala, w co sie wpakowala.
Tymczasem jej partner odsiadywal kare pozbawienia wolnosci, po ktorej mial zostac wydalony z Niemiec. Nie zdazyl. Komu i czym sie narazil, nie wiadomo, w kazdym razie nie przezyl odsiadki.
Baska samotnie wychowuje synka, bo blizniaki w miedzyczasie zdazyly sie usamodzielnic i wyprowadzic z domu.


Byl dziwny.

Przyjechal do Niemiec najwczesniej z nas wszystkich, mialo sie wrazenie, jakby byl tu od zawsze. Przyjechal na azyl i dostal go w trybie przyspieszonym. Byl skryty, wiec nie bardzo bylo wiadomo, dlaczego uciekl z Polski, a pozniej zrezygnowal z polskiego obywatelstwa, ale... nigdy nie przyjal niemieckiego, choc mogl. Przez te kilkadziesiat lat pobytu tutaj pozostal bezpanstwowcem.
Jakos specjalnie przystojny nie byl, choc mial taki nieodparty urok. I oczy, ktore rozmowce przewiercaly na wylot, jego uwazne spojrzenie docieralo do najdalszych zakatkow duszy. Mimo braku obywatelstwa dostal odpowiedzialna i dobrze platna prace w ratuszu.
Dlugie lata zyl w partnerskim zwiazku z Kasia, ale niespecjalnie im sie ukladalo, byli ze soba bardziej z rozpedu i przyzwyczajenia, niz z wielkiej milosci. Jednak u Kaski zegar biologiczny tykal coraz glosniej, a tu nic nie wychodzilo. Wreszcie dokladniejsze badania wykazaly, ze wina za brak potomka lezy po jego stronie. Wtedy ich zwiazek ostatecznie sie rozpadl, a krotko potem Kaska poznala sporo mlodszego od siebie chlopaka, ktory wreszcie dal jej upragnione dziecko. Podobno szczesliwie nadal zyja ze soba, ale nie wiem dokladnie, bo kontakt z nimi sie urwal.
Nasz znajomy zyl przez jakis czas samotnie, w stalym rytmie dziennym: 8 godzin w pracy, obiad w kantynie i runda po jego stalych knajpach. Nie, zeby sie upijal, siedzial, saczyl piwo, pogadal ze znajomymi, bo co mial robic w pustym mieszkaniu.
Nie wiem, skad on ja wytrzasnal, w kazdym razie zaczal prowadzac sie z pewna Niemka, grubym i paskudnym babsztylem, chorym z zazdrosci o niego. W koncu nawet razem zamieszkali. On ani myslal zmieniac przyzwyczajen i nadal codziennie lazil po knajpach. Kontakty miedzy nami jednak bardzo sie rozluznily, wlasnie ze wzgledu na te Brunhilde, czy jak jej tam bylo.
Nie widywalam go pozniej, ale 2-3 lata temu doszly mnie sluchy, ze jest powaznie chory, zaatakowal go rak trzustki. Czyzby od nadmiaru wypitego w zyciu alkoholu? Czy nadal trzymal te Brunhilde w domu, tez nie wiem. Moze byl juz wtedy znow samotny?
Kilka dni temu znajomy poinformowal nas o jego smierci...