sobota, 30 marca 2013

Grazyna - opowiesc marcowa.

- Alez ten czas gna do przodu! - powiedziala do Martyny pakujac zakupy z wozka sklepowego do toreb - Nie tak dawno swietowalismy boze narodzenie, a juz wielkanoc za pasem.
- Mnie czas sie dluzy - odrzekla corka - przez te idiotyczna szkole.


Grazyna miala juz na koncu jezyka odpowiedz podobna do tych, jakie slyszala od swoich rodzicow w domu, jakie to wspaniale beztroskie lata przezyli chodzac do szkoly, jak to nie musieli zmagac sie z przeciwnosciami zycia, nie musieli o niczym decydowac sami bedac pod czula opieka swoich rodzicow i takie tam frazesy. W pore jednak przypomniala sobie, ze i ona nie wspomina szkoly z wlasciwa ludziom doroslym lezka w oku, tylko odczuwa ulge, ze ten szkolny koszmar juz sie skonczyl i nigdy nie wroci.  Byla wprawdzie pilna uczennica, a nauka przychodzila jej latwo, bardzo duzo czytala, interesowala sie zagadnieniami spoza zakresu programu szkolnego, prowadzana byla po muzeach, teatrach i bibliotekach, miala ogromny zasob wiedzy, wiec to nie klopoty w nauce sprawialy, ze tamten czas jawil sie w jej wspomnieniach jako niespecjalnie przyjemny. Byla inna od kolezanek, powazniejsza, co poczytywane jej bylo za zadzieranie nosa. Bywalo, ze zaginala na lekcjach nawet nauczycieli, zadawala im niewygodne pytania, korygowala ich pomylki, czym narazala sie rowniez na ich niechec.
Nigdy nie miala w szkole przyjaciolki, takiej od serca. Owszem, uczestniczyla we wspolnych zabawach i czesto goscila kolezanki w domu, bo jako jedna z nielicznych, dysponowala wlasnym pokojem. I chyba tylko ten pokoj sklanial inne dziewczynki do zabawy z nia i u niej podczas niesprzyjajacej pogody. Inni rodzice przeganiali swoje i obce dzieciaki z domu, zeby nie plataly im sie pod nogami, w jej domu mialy dobre warunki do niczym niezmaconej zabawy.
Czula jednak, ze bawia sie z nia nie dla niej samej, nie dlatego, ze ja tak lubia.
- Wiesz, Martyna, ja cie nawet rozumiem. - powiedziala do corki - Mnie tez szkola nie rajcowala.

Dziewczyna spojrzala na nia uwaznie. Czasem nie wiedziala, co tak naprawde mysli jej matka, bo niewiele mowila o sobie, nie opowiadala o swoim dziecinstwie i mlodosci, jakby zupelnie nie miala wspomnien. Ze skrawkow rozmow, ze slow wypowiadanych jakby przez pomylke, z urywanych zdan i widocznego na twarzy matki smutku, domyslala sie niewesolego jej dziecinstwa, ale szczegolow nie poznala nigdy. Dawniej probowala dowiedziec sie prawdy, podpytywala i drazyla, ale matka zgrabnie zmieniala temat rozmowy, kierujac go na inne tory. W koncu dala sobie spokoj. Nie to nie! Przegladajac albumy rodzinne, widziala male smutne dziecko, na twarzy ktorego rzadko goscil usmiech, to babcia i dziadek usmiechali sie do obiektywu, a ta mala spogladala gdzies obok, powazna, nieobecna duchem, wydajaca sie byc starsza niz byla w rzeczywistosci.
- Dobra, Martyna, teraz do samochodu z tymi torbami i szybko do domu! Tyle roboty jeszcze przede mna, a i ty musisz chyba sie pouczyc.
- Taaa, musze poczytac lekture. Mamo, czy babka znow przyjdzie do nas na swieta? Ma przeciez corke, nie moglaby tam pozawracac im glowy? Przylazi tutaj, jakby robila wszystkim wielka laske, siedzi nabzdyczona i psuje tylko innym humor.
- Jest samotna. Po smierci dziadka zgorzkniala, a jak wiesz, z Maryla nie moze sie dogadac.
- Z toba tez! Tylko ty nigdy nie powiesz jej do sluchu, jak ciotka Maryla. Ona nie pozwala sobie wchodzic na glowe tak, jak ty.
Grazyna usmiechnela sie.
- Nie slyszalas, ze pokorne ciele dwie matki ssie? Po co sie denerwowac, psuc sobie i innym swieta, kiedy mozna przemilczec. Co mi to da, ze jej nagadam? Wiecej nie przyjdzie, a to przeciez matka twojego ojca i pewnie obydwojgu byloby przykro, gdyby mieli swieta spedzac osobno. Pamietaj - ciagnela - starzy ludzie miewaja swoje dziwactwa, trzeba je tolerowac, bo sami  nie wiemy, jacy my bedziemy w ich wieku.
- Bo z rodzina to najlepiej na zdjeciu - zapeszyla sie Martyna.
- I tu sie mylisz! - zaprotestowala lagodnie Grazyna - Gdyby nie babcia, nie byloby twojego taty, a zatem i ciebie. Trzeba sie trzymac razem. Wyobrazasz sobie zostawic babcie w domu sama na swieta? Czy kiedy ty bedziesz dorosla, a ja stara i byc moze zdziwaczala, mialabys sumienie pozostawic mnie bez opieki?...


Przerwala bo w tym momencie Grazyne zaklulo cos w sercu. Jej rodzice mieszkaja na drugim koncu Polski, tak daleko. Trudno zorganizowac sie i z cala rodzina wyjechac do nich na swieta. Maja male mieszkanie i cztery dodatkowe osoby do przenocowania stanowia niemaly problem. Niejednokrotnie zapraszala ich do siebie, zeby w swieta mogli pobyc razem. Na prozno! Matka przyjezdzala czasami na kilka dni, ojciec nie byl u niej nigdy. Zawsze wyszukiwal preteksty, zeby jej nie odwiedzic. A to ze mieszkania nie moze bez opieki zostawic, a to zle sie czuje. Zawsze cos stawalo na przeszkodzie, wiec odkad wyszla za maz, nie bylo jej dane spedzic ktorychkolwiek swiat razem z rodzicami. Matka bowiem nie chciala w tym czasie zostawiac ojca samego. Trudno jej sie dziwic. Przyjezdzala zatem zawsze w teminach pozaswiatecznych.
- Mamo? - z zamyslenia wyrwal ja glos corki.
- Tak?
- Nie bedziesz nigdy sama w swieta. Tylko postaraj sie nie byc tak sfrustrowana, jak babcia.
Grazyna rozesmiala sie, spontanicznie objela corke i pocalowala ja w czolo.
- Postaram sie, kochanie.



W nocy lezala obok pochrapujacego Kazika i rozmyslala. Od dluzszego czasu miala trudnosci z zasypianiem, bez wzgledu na to, jak bardzo dzien miala wypelniony praca i jak mocno byla zmeczona. A moze wlasnie dlatego nie mogla zasnac? Im byla starsza, tym bardziej meczyla ja jej przeszlosc, a przeciez powinna zapomniec, bo czas leczy rany. Podobno. Tyle tylko, ze rany zadane psychice wcale nie chca sie tak latwo goic. Rodzicom dawno juz wybaczyla, starala sie nawet zrozumiec, dlaczego tak postepowali, probowala ich nawet usprawiedliwiac, bo sami wychowywali sie w czasie, kiedy dzieci i ryby nie mialy glosu, sami dostawali lanie za niesubordynacje. Powinni wiec wiedziec, jak to boli i jak bardzo dziecko czuje sie pokrzywdzone. Czyzby u nich jednak czas podzialal jak najlepszy z lekarzy i, stajac sie rodzicami, tak szybko zapomnieli, co czuje bite i ponizane dziecko? Dlaczego wiec ona nie umiala zapomniec? Jej dzieci nie byly bite, a jednak wyrastaly na porzadnych mlodych ludzi, a nie rozwydrzone bachory. Mozna wiec bez bicia wychowac dzieci na wartosciowych doroslych, chociaz jej ojciec byl widocznie odmiennego zdania.
Usmiechnela sie do wlasnych mysli, byla tak dumna ze swoich dzieci, tak bardzo dumna...

Dotychczasowe opowiesci w calosci do przeczytania w zakladkach.

62 komentarze:

  1. Ta duża Grażyna rodzicom wybaczyła i taka stara się być mądra i wspaniałomyślna, a ta mała Grażynka, wciąż nie ma w niej wsparcia i cierpi niepocieszona...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta duza tez cierpi, ale zycie trwa nadal i byloby nonsensem spedzic je na wiecznym rozpamietywaniu i nakrecaniu sie w nienawisci lub braku przebaczenia. Bo i co to da? Tamto juz nigdy nie wroci. Grazyna nabrala sil i pewnosci siebie, jednak czasem dopadaja ja demony przeszlosci. Teraz jednak inaczej sobie z nimi radzi, na dziecinstwo spoglada z wiekszym dystansem. Sama jest matka, wiec jej punkt widzenia rowniez ulegl pewnej zmianie.

      Usuń
    2. To prawda: "byloby nonsensem spedzic je na wiecznym rozpamietywaniu i nakrecaniu sie w nienawisci lub braku przebaczenia", jednak zupełnie nie o to chodzi w rozliczaniu się z przeszłością, w poradzeniu sobie z traumami dzieciństwa. Grażyna, z tego co pamiętam nadal uważa, że jej kat-ojciec był "dobrym i godnym szacunku człowiekiem". Dopóki nie zobaczy rzeczywistości, a będzie żyć takimi przekonaniami, jak to zacytowane przeze mnie - trauma nigdy nie straci swej mocy. To, że rodzice mają swoje powody do tego jakimi się stali, to jest oczywiste, nie przynosi to jednak ulgi małej, skrzywdzonej Grażynce. To trudny temat, niełatwo to przekazać w komentarzu.

      Usuń
    3. To jest bez mala kwadratura kola. On byl nie tylko katem, ale rownoczesnie mial przeblyski naprawde dobrego ojcostwa. Trauma walczy z dobrymi wspomnieniami, wdziecznoscia i miloscia do rodzicow. Problem nielatwy do rozwiazania.

      Usuń
    4. Zgadzam sie z Wroclawianka w zupelnosci. Wybaczyc rodzicom i przejsc do porzadku dziennego, bo samemu jest sie doroslym i zycie idzie dalej to jedno. Drugie i niezmiernie wazne dla zdrowia psychicznego to umiec odnalezc w sobie to dziecko sprzed lat i wybaczyc jemu (tu jest sprawa zlozona, bo przeciez dziecko nic nie zrobilo, ale jako dziecko na pewno czulo sie winne) umiec go przytulic i ukoic jego bol.
      Bez tego, wszelkie inne wybaczenia, sa owszem wazne, ale nie zabiajaja demonow.
      Wiem cos o tym... przez lata mialam powtarzajacy sie koszmarny sen...
      Pozbylam sie tego koszmaru dopiero jak udalo mi sie ukoic w sobie tamta dziewczyne, ktora prawie dorosla, jednak byla ciagle dzieckiem i nie mogla nic zmienic, mimo, ze bardzo chciala...
      Teraz dopiero moge powiedziec, ze jestem w pelni wolna od przeszlosci i wypadkow, na ktore nie mialam zadnego wplywu, ale bylam ich ofiara.

      Usuń
    5. To nielatwe, nie kazdy umie samodzielnie rozprawic sie z demonami. Albo nie zna sie sposobow, albo brak sil, moze checi. Moze wszystko naraz. I znikad pomocy.

      Usuń
    6. Wiem, ja znalazlam pomoc w amerykanskich ksiegarniach. Jak na ironie to wlasnie na tych ksiazkach uczylam sie angielskiego;)

      Usuń
    7. Nie zawsze jednak swiatle porady ksiazkowe dadza sie zastosowac w zyciu, na ktore maja wplyw roznorodne czynniki, nie zawsze od nas samych zalezne.
      Mialas szczescie, ze Ci sie udalo. Dodatkowo ubilas dwie muchy jednym ciosem, bo przy okazji posiadlas jezyk.
      Ja uczylam sie niemieckiego z prasy brukowej, latwy styl, duzo obrazkow, tania sensacja. Z czasem przeszlam na ambitniejsze wydawnictwa.

      Usuń
    8. Hahaha ja tez sie uczylam z pracy brukowej i romansow dla kucharek:)) Latwo sie to czyta, nie trzeba pamietac tresci, cala Danielle Stell tak przerobilam;))
      A tamte ksiazki to byla potrzeba, a nawet koniecznosc. Pamietam jak w pracy pytalam moich kolegow o konkretne slowka a oni sie dziwili skad ja takie terminy wynajduje, ale pomagali:)

      Usuń
    9. Kryste, mialo byc oczywiscie praSy a nie pracy brukowej. Tak mi namieszalas tymi jajami w nowej notce, ze mi sie literki kickaja:)))

      Usuń
    10. Ja np. od razu musialam wiedziec, jak jest po niemiecku koklusz, odra i rozyczka, bo szlam z dzieciakami do pediatry, by mu przedstawic polska karte szczepien. Potem ksztalcilam sie ginekologicznie, bo akurat zaszlam. Szukalam w slownikach, wypisywalam na kartce, zeby w ogole moc z czym isc do lekarza. I tak po trochu. Dobrze, ze wtedy znalam angielski (teraz duzo zapomnialam, bo nie uzywam), moglam sie nim posilkowac.
      Oj, ciezkie sa pierwsze dni w obcym kraju.

      Usuń
    11. Ja na poczatek znalam resztki francuskiego, ktorego sie uczylam lata swietlne wczesniej, ale mialam wrazenie, ze poki co to wiem:)) Zaczynalam od zalatwiania dokumentow, a wiec urzedy, ze slownikiem pod pacha, pozniej zalozenie konta w amerykanskim banku, zakupy spozywcze spowodowaly, ze stworzylam sobie wlasny slownik. A zrobilam to przez dokladne przewertowanie dwoch duzych slownikow (pol-ang, ang-pol) i wypisaniu WSZYSTKIEGO co mozna do geby wlozyc:))) Owczesny sie najpierw smial, ale potem byl wdzieczny, ze kociego zarcia nigdy nie kupilam jak nasza znajoma, bo "te puszki byly takie tanie". Ale ze rozesmiana kocia mordka na nich byla to juz jej sie nie rzucilo w oczy;)
      Tak, nie jest latwo, ale za to jaka gimnastyka;))
      I teraz jest co wspominac.

      Usuń
    12. No to cos Ci powiem.
      Arsch to po niemiecku d***a (R jest bezdzwieczne w wymowie), natomiast Asche to popiol, proch. Brzmi podobnie, prawda? Widze pogrzeb w tv, ksiezulo zeznaje uroczyscie "Asche zur Asche" - wiadomo, "Proch do prochu", a ja slysze "Du**a do du**y". :)))
      Takich zabawnych pomylek mialam wiecej. Na innym pogrzebie slysze "Pfarer" - ksiadz, a rozumiem "Fahrer" - kierowca, bo brzmi prawie tak samo.
      Znajomy z kolei oznajmia, ze jest duszno (schwüles Wetter), zamiast tego mowi "schwules Wetter". Schwul to meski homoseksualista. :)))
      Mozna przytaczac bez konca!

      Usuń
  2. taaaaa,rany na ciele się zagoją i nawet jeżeli zostanie blizna to będzie tylko blizna,rany na psychice zostają na całe życie,nie ważne jak bardzo będziemy je spychać głęboko w niepamięć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, rany na duszy nie goja sie nigdy, nie mozna jednak trwac w nienawisci. Przebaczenie i proba zrozumienia pobudek sa oczyszczajace i stanowia rowniez pewien rodzaj terapii.

      Usuń
  3. pokorne ciele dwie matki ssie - co za kłamstwo... Sory, ale ciężko mi cokolwiek napisać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mylisz sie, Filizanko. Na pewno zycie byloby lzejsze, gdyby kazdy z nas nosil w sobie pierwiastek pokory i gotowosc przebaczania. Nigdy nie nalezy zapominac, ze bez tych rodzicow, bez wzgledu na to, jacy byli, nas nie byloby na swiecie. Nikt nie rodzi sie zly, to okolicznosci ksztaltuja nasze charaktery. Jesli rozsadek zostanie pokonany przez emocje, sami sobie urzadzimy pieklo na ziemi.

      Usuń
    2. Pantero, Czerwona Filiżanka ma rację. Ona nie twierdzi, że nie potrzebujemy "pierwiastka pokory". To okrutne kłamstwo o pokornym cielęciu jest potrzebne rodzicom, aby wymóc na dziecku bezwzględne posłuszeństwo i zniewolić je.
      Rozsądek nigdy nie pokona emocji, zepchnie je najwyżej coraz głębiej w serce, będzie nas to kosztowało coraz więcej, choroby, depresje, uzależnienia. Emocje nie zabijają. "Dopieszczone" i docenione zamieniają się w inne, procentują wolnością i wbrew pozorom prowadzą do prawdziwego wybaczenia, nie takiego z rozsądku.
      To temat dla mnie zawsze poruszający. Przeszłam tę drogę, ale nie zawsze umiem przekazać to co wiem.

      Usuń
    3. Piszac o pokorze, mam na mysli wyrzucenie z zycia tej typowej dla wiekszosci z nas, zapieklosci. Ogladam czesto program Jaworowicz, tam prawie zawsze wystepuje jakas wzorcowa polsko-katolicka rodzina, gdzie od lat wszyscy ze wszystkimi sa skloceni. Dzieci z rodzicami, rodzenstwo, sasiedzi. Glownie o nic, o przyslowiowy centymetr miedzy. Nikt jednak nie chce ustapic, kazda ze stron uwaza, ze jej racja jest "mojsza", nie ma cienia checi do zgody, natomiast jest udowadnianie, czyje gora.
      Dla mnie to nie do pojecia! W rodzinie takie rzeczy nie maja prawa sie zdarzac. Zeby moc normalnie zyc, trzeba przebaczac i zapominac, choc czasem boli.

      Usuń
    4. Ja myślę, że we wszystkim należy znaleźć złoty środek, czyli wypośrodkować... zapalczywość to nie jest dobra cecha, ale kłanianie się wszem i w obec bo pokorne ciele... - to nie jest dobre. Jest moment gdzie kłócić się nie warto, nie powinno bo z jakiś przyczyn nic się nie zyska albo można stracić. Ale są i momenty gdzie trzeba ustawić granice, swoje.
      Panterko od ludzi chorych jak na przykład moja mama czy Robercik nie można oczekiwać, że będą zachowywać się normalnie, bo oni nie są normalni. Nie każda rodzina jest zdrowa, chodź nawet w zdrowych rodzinach są spory.
      Z moją mamą zgody być nie może i nie będzie bo to jest taka osoba, mega despotyczna która chciałaby każdym rządzić. A nie zawsze można ustąpić.
      Jaki jest efekt "Mądrych Polskich nauk" jakie mi wkładali do głowy psycholodzy i pedagodzy: mama Cię kocha, i ja mam stanąć na głwie by było dobrze, bo mama mnie kocha, i tata też.
      Jaki jest owoc tego? Na terapii zdałam sobie z tego sprawę:
      jeśli ktoś zachowuje się jak moi rodzice: poniżają, kłamią, (zwłaszcza tata oszukiwał mnie) to ja to przyjmuję jako miłość, bo tak mi jako dziecku wpojono. Mam ogromny żal za tę krzywdę, bo to naprawdę jest źródłem moich cierpień.To i wiele jeszcze innych elementów.

      Usuń
    5. Czasem ludzie chowaja jakas uraze, ale nie chca (nie maja odwagi? lub nie umieja?) otwarcie o tym porozmawiac. Nie na zasadzie wyrzutow, nie emocjonalnie, ale jakby w cudzej sprawie, na zimno i bardzo rzeczowo. Czasem taka rozmowe moze zastapic list, napisany w spokoju, a nie pod wplywem impulsu. Punkt po punkcie napisac w nim, jak odbieralismy wychowanie, jakie nam zaserwowali rodzice, jak bardzo ono nas bolalo i krzywdzilo. Przy czym nie oszczedzac tez siebie i otwarcie przyznac sie do popelnionych bledow, ktore byc moze przyczynily sie do eskalacji rodzinnych sporow. Napisac, wyslac i czekac na odzew. Wiecej nie mozna zrobic, jak wlasnie porozmawiac, chocby listownie.

      Usuń
    6. Wiesz ja nie wiem czy ponad dwadzieścia lat rozmów to nie jest zbyt wiele. Masa czasu energii i to wszystko jak krew w piach. Czasem nie warto. Po prostu. Terapia owszem, ale rozmowy z moją mamą naprawdę nie mają sensu, strata czasu, energii a przecież tyle pięknych miejsc tematów, ludzi... Ja nie chcę żyć drepcząc w miejscu bo mama to czy tamto... tęsknię momentu jakiego doświadczyła koleżanka z grupy jak to określiła "zwymiotowałam całą złość na mamę, i poczułam ogromną ulgę". To stało się na terapii

      Usuń
    7. Musisz wiedziec, co jest dla Ciebie najlepsze, jednak ja nadal uwazam, ze wszystko da sie wyjasnic i przedyskutowac.

      Usuń
    8. Znow sie wtrace.
      Pantero nie zawsze sie da, nie zapominaj, ze do tanga trzeba dwojga.
      Pisalam listy, bo tez uwazam, ze to lepsza, spokojniejsza forma komunikacji. Kazdy list zaczynalam od "Kocham Cie" i kazdy konczylam tym samym plus "dziekuje za wszystko co dla mnie zrobilas, bede Ci zawsze wdzieczna za ....." I co?
      Nic, jedyne co uzyskalm to najczesciej atak histerii, a raz nawet uslyszalm, ze "lepiej byloby dac mi umrzec na te sraczke, co to ja mialam w wieku 6 miesiecy".
      Pantero, nie zawsze sie da... wierz mi.
      Nie lubie o tym myslec, nie lubie o tym pisac, nareszcie jestem wolna, nie dlatego, ze ona (oni wszyscy zaangazowani) nie zyja, ale dlatego... napisalam to wyzej, nie bede sie powtarzac.

      Usuń
    9. Nie moge w to uwierzyc, nawet nie chce. Chyba niektore zjawiska mnie przerastaja.

      Usuń
    10. Ale to nie zmienia faktu, że są. Wybacz ja nie poświecę swojego życia, bo moja mama jest chora. Zrozumiałam ten fakt, i teraz najważniejsze jest bym uzdrowiła siebie. Mimo wszystko cieszę się, Bogu dziękuję, że nie jestem skazana na towarzystwo mojej mamy. Nie zmienię jej, co najwyżej mogę ją starać się zrozumieć, bo jest chora. Ale to boli za bardzo... bo zawsze ja będę tą najgorszą, a ona tą wspaniałą, bo jest mamą, bo dała mi życie, bo wychowała. Pamiętam jak kazała mi podejść do siebie, stała przy szafie byłam jeszcze małą dziewczynką. Podeszłam niepewnie. Nie pamiętam za co w tedy dostałam w twarz. Wiem, jestem pewna, że nikt nigdy nie stanie po mojej stronie.
      Wczoraj dzwoniła moja kuzynka, dziwiła się dlaczego do mamy w odwiedziny nie jadę. Nie wiem nie widzi czy nie chce widzieć...

      Usuń
    11. Gdyby moja matka byla chora, ja bym jej nie zostawila bez pomocy, bez wzgledu na to, co wczesniej miedzy nami zaszlo. Tym wlasnie udowodnilabym sobie i jej, jak bardzo mylila sie w mojej ocenie. Nie umiem byc pamietliwa, za to z pomoca spiesze, gdzie moge.

      Usuń
    12. Ależ choroba psychiczna to przecież jest obraza w Polsce, a szczególnie w mojej rodzinie! Jak możesz na mamę tak brzydko mówić! - słyszałam. Z nią zawsze wszystko jest ok, byłam u lekarza pierwszego kontaktu, to był zbulwersowany, że ja mogę pomyśleć że z moją mamą jest cokolwiek nie tak!
      Wiele czasu poświęciłam by znaleźć jakieś rozwiązanie ale skoro ona nei stwarza zagrożenia bezpośredniego dla siebie i innych to jest jej decyzja. Ona uważa, że jest ok, cóż można zrobić?
      Mówiła że była na jakieś terapii, zapytana o efekt powiedziała "przepraszam za to co ci zrobiłam i to co ci zrobię". Wybacz ale tak nie mówi zdrowa osoba. Ale cóż dla psychologów pedagogów księży i innych "dobrodziei" chyba zawsze będę słyszała że najlepsze to wyprowadzić się od niej. Wywaliła mnie z domu, nie interesowało jej gdzie pójdę i za co będę żyła. Nie interesuje jej czy mam co jeść. Ona jest gotowa drzeć ze mną koty o wszystko najmniejszą drobnostkę. Mama Robercika 52letniego alimenciarza, recydywisty zawsze mu pomoże. Jak przychodzi mama pyta czy zje coś, napije się. A moja? Moje jest chora.

      Usuń
    13. Więc skoro głową muru ni przebiję po co się nad tym skupiać. Nie poświęcę temu życia. Chcę w końcu być szczęśliwa. Wiem, że moje szczęście jest z dala od tych ludzi którzy potrafią tylko krzywdzić

      Usuń
    14. Czyli choroba psychiczna Twojej matki nie zostala zdiagnozowana? Czy jest to bardziej Twoje przypuszczenie? Dlaczego wiec nie traktuje Twojego rodzenstwa w ten sposob?

      Usuń
  4. W życiu różnie bywa
    i różnych mamy rodziców.
    Takie były czasy i wszystkie dzieci były traktowane podobnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grazyna jest mimo wszystko dumna z siebie, bo udalo jej sie wylamac z zakletego kregu. Jej rodzice, sami bici w dziecinstwie, przeniesli te zachowania na nia. Jej udalo sie nie powtorzyc tych zachowan i to byl hold zlozony malej Grazynce.

      Usuń
  5. Ach, Panterko. Trafiasz w różne czułe miejsca swymi opowieściami...

    Pogodnych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich Grazyn lub im podobnych jest bardzo wiele. Rosna kolejne pokolenia rodzicow, ktorych wlasne dziecinstwo niczego nie nauczylo.
      Serdecznosci.

      Usuń
    2. Ale tylko od nich zależy czy uwierzą w kłamstwa serwowane przez większość osób przygotowanych do pomocy czy będą szukać, aż znajdą. Ja znalazłam, późno ale jednak.

      Usuń
    3. Ocenianie trzeba zaczac najpierw od siebie, czy zawsze bylam w porzadku w stosunku do innych, czy nie mam sobie zupelnie nic do zarzucenia. Pozniej dopiero oceniac innych, nie zapominajac pod zadnym pozorem wziac pod uwage przyczyny takich zachowan.
      Mysle, ze do takiego punktu widzenia trzeba dojrzec, doswiadczyc blaskow i cieni zycia, samemu byc rodzicem. To przychodzi z wiekiem.

      Usuń
    4. Ja już dostałam karę, zostałam oceniona.

      Usuń
    5. Ale podziw moj budzi, jak sprawnie z tego wyszlas.

      Usuń
  6. ..od rodziców nie dostałam nawet klapsa..ale pamiętam, jak szłam do 1 klasy i bałam się jednego....bicia linijką po "łapach" przez nauczyciela, bo takie metody wtedy stosowano, szczęśliwie trafiłam na kobietę, która ich nie uznawała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy bili wszyscy, rodzice, nauczyciele, ksiadz na katechezie, milicjant. Praktycznie kazdy dorosly mial prawo uderzyc i nikt nie smial sie poskarzyc.
      Mozna by powiedziec: wyroslismy mimo to na wartosciowych ludzi. Tak, ale w zakamarkach pamieci pozostaly niegojace sie blizny.
      Jak u Grazyny...

      Usuń
    2. Pantero, Ty mnie dziś wykończysz! "wyrośliśmy mimo to na wartościowych ludzi", naprawdę? A cena jaką płacimy?? Nikt nie powinien jej płacić! Takie stwierdzenie to prosta droga do powtórki, do typowego gadania: '"ojciec mnie lał i wyrosłem na wartościowego człowieka, to ja będę lał własnego syna, żeby też wyrósł na takiego", wrrrrrrrrrrrrrr
      Wartościowi, bo szczęśliwi ludzie, kochający samych siebie nie biorą się z domów pełnych przemocy, a szacunku i miłości.

      Usuń
    3. Anulka, jestem jak najdalsza od tego, zeby Cie wykanczac. Kto by sie zajmowal skrzywdzonymi kotkami?
      Napisalam wyraznie: mozna BY powiedziec... ale. Grazyna wyrosla przeciez na wartosciowego czlowieka, co przeciez nie jest tozsame ze szczesliwym czlowiekiem.

      Usuń
  7. ...czytam, czytam i nie wiem co napisać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to trudne. Jesli utozsamiasz sie z mala Grazynka, powinienes zrozumiec. Jesli bylo inaczej, miales szczescie. Do przerobienia traumy z dziecinstwa trzeba dojrzec, niektorym nigdy sie to nie udaje.
      Podobnie jest z molestowanymi dziecmi, ktore milcza przez dziesieciolecia, by dopiero na starosc wylac z siebie nagromadzone cierpienie. Innym udaje sie wczesniej, niektorym nigdy.

      Usuń
    2. Lubię te Twoje opowieści o Grażynie.
      Takie "samo życie"...

      Ponadto mi się chyba też udało...


      Pozdrawiam i zdrowych!!!!

      Usuń
  8. Grażyna na pewno nie będzie nigdy zgorzkniała ani sfrustrowana. To widać. Ludzie, którzy na takich rokują, myślą w całkiem inny sposób. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgorzkniala i sfrustrowana moze nie bedzie, ale na szczesliwa tez sie nie zapowiada. To dorosla kobieta, matka i zona, ale demony dziecinstwa nie chca jej opuscic.

      Usuń
  9. Dzieciństwo miałam z dużą dyscypliną domową; dziś wspominam to różnie, ale chyba bardziej mimo wszystko - jako żal za utraconym czasem.
    Teraz cieszę się czasem aktualnym :), nie jset źle.

    Droga Pantero - dla Ciebie i Twoich bliskich najlepsze zyczenia świateczne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dyscyplina to nic zlego, dziecko musi znac granice, byle nie przesadzac. Ani z dyscyplina, ani z bezstresowym wychowaniem, zadna z tych opcji nie jest dobra. Niech bedzie nawet dyscyplina, byle towarzyszyla jej milosc rodzicow.

      Joasiu, zdrowka i pogody ducha, a szczegolne uklony dla Najlepszej.

      Usuń
  10. ja zawsze swoim dzieciom powtarzałam, że prawdziwie beztroskie życie to na studiach. Dziś córka wie, o czym mówiłam:))) Ale czym innym są wspomnienia, bo choć różne, to wraca się do nich, nawet częściej niż na to zasługują.
    Gdyby tak można było wybrać jakim się będzie na starość, a właściwie jakim się nie będzie. Mnie się wydaje, że ja wiem jaka mam nie być na starość, ale czy tak będzie? Chyba dużo łatwiej było mi stworzyć dom, bez elementów niechcianych, a obecnych w moim rodzinnym domu, niż być na starość babcią z marzeń. Zawsze przyrzekam, że będę się starała;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czlowiek dorosly ma wolna wole i sam decyduje, jaki model przyjmie po zalozeniu wlasnej rodziny. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego ci bici w dziecinstwie, przenosza agresje na wlasne dzieci.
      Zalozenia dotyczace starosci mamy szczytne, nierzadko jednak umysl za nimi nie nadaza, czesto niszczy nas demencja czy inne alzheimery. ;))
      Ale ja tez postaram sie postarac byc dobra babcia.

      Usuń
    2. Bo ci bici nie znają innego modelu, a jeżeli znają, to tylko widziany z boku. Oni nie umieją wprowadzić go do własnego życia. Po prostu nikt ich tego nie nauczył, a tego trzeba uczyć tak, jak matematyki. Jak masz silnie zakodowany wzorzec rodzinny, to bardzo ciężko z niego wyjść. A przy wychowywaniu jet to trudniejsze, bo bicie jako kara odnosi tu i teraz skutek natychmiastowy, lepszy niż łagodna perswazja. Najprościej- po co się wysilać na gadki szmatki, kiedy lanie wywołuje skutek natychmiastowy.Nie raz słyszałam od rodziców moich uczniów: Mnie też ojciec loł i na ludzi żech wyszedł. A w dziecku narasta przekonanie, że jak dorośnie, to dopiero pokaże i że tak trzeba, bo w domu tak było. Na początku może i próbuje swoje dzieci inaczej traktować, ale jak problemy się zaczynają nawarstwiać, to znajduje najprostszą drogę.

      Usuń
    3. Uderzyc jest prosciej, ale to porazka wychowawcza, mimo doraznego "sukcesu"

      Usuń
  11. Kurcze „nie mam czasu kruca bomba” przeczytać kochana Twojego posta ,
    przyznaję się bez bicia :(
    Wpadłam życzyć wesołego Alleluja !

    OdpowiedzUsuń
  12. Mało czasu ale przeczytałam...
    dziękuję za życzenia Panterko.
    Pozdrawiam i wszystkiego dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  13. opowiadanie wbiło mnie w fotel.

    OdpowiedzUsuń
  14. Gośka z Gdyni. Trafiłam na ten blog przypadkiem szukając znaczenia imienia Grażyna. I nie żałuję.

    OdpowiedzUsuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.