Sama nie wiem, dlaczego tak nagle zaczelo mnie ciagnac do korzeni, ale od jakiegos czasu nosilo mnie, zeby pojechac tam zupelnie sama, bez rodziny, bez meza, dzieci i zwierzat. Uwierzycie, ze odkad wyemigrowalam, nigdy nie bylam w Polsce sama, zawsze ktos mi towarzyszyl. Tym razem jednak uparlam sie, biorac na siebie niewygody podrozy autobusem. Nic nie stalo na przeszkodzie, zeby maz pojechal ze mna, samochodem byloby wygodniej, moze nawet taniej. Ja jednak chcialam znow poczuc sie jak dziecko swoich rodzicow, spac w swoim panienskim pokoju i wrocic do przeszlosci, ktora skonczyla sie z chwila mojego zamazpojscia.
Ta potrzeba byla tak dojmujaca, nigdy wczesniej mi sie nic podobnego nie przytrafilo. Nie chce nawet myslec, ze byl to rodzaj przeczucia, choc biorac pod uwage wiek i schorzenia rodzicow, zdarzyc sie moze wszystko. Chodzilo to za mna, meczylo, wciaz przypominalo o sobie, niewiele wiec myslac spontanicznie zamowilam bilety i pojechalam.
Lodz sie zmienia, to juz nie jest miasto, ktore znalam w mlodosci. Nic nie pozostalo z wizerunku czerwonej robotniczej Lodzi, ona upadla nieodwolalnie, a to, co z niej pozostalo, powoli umiera i to widac na kazdym kroku. Pisalam na poczatku mojej blogowej dzialalnosci o tym szczegolnym miescie, ani ladnym, ani atrakcyjnym turystycznie, ale moim. Tam sie urodzilam, wychowalam, dorastalam, zalozylam rodzine, tam przyszly na swiat moje dwie corki. Ja to miasto na swoj sposob kocham, wiec widok jego upadku sprawia mi niemaly bol. Kto zyw, wyprowadza sie stamtad, za praca i lepszymi perspektywami, do innych miast lub zgola za granice. Nie ma srodkow na remonty, wiele kamienic zostalo wyburzonych, bo grozily zawaleniem, inne stoja podparte drewnianymi stemplami, odrapane i czesto niezamieszkale, co przy deficycie mieszkaniowym jest niemalym ewenementem.
Wiele jednak zostalo zrobione, sporo secesyjnych kamienic odremontowano, ale to wszystko kropla w morzu potrzeb. Wizytowka Lodzi stala sie Manufaktura i okazale budynki bankow, jednak im dalej od srodmiescia, tym gorzej. Zapadaja sie nawierzchnie ulic i domy przy nich stojace, garbia sie ludzie, ktorym odebrano szanse na godne zycie. Kwitnie drobny handel i uslugi, ale przemysl, ktorym miasto to slynelo, juz sie nigdy nie podniesie. Nawet nazwy niektorych ulic sa mi juz nieznane, pozmieniano je za prawicowych rzadow, jakby nie bylo nic wazniejszego do zrobienia.
Mieszkanie rodzicow to samo, ale sciany pociemnialy (nie mamy sil na remontowanie), firany pozolkly (a po co nam nowe?), meble w kuchni sie zuzyly (eee, dla nas wystarczy) i tak ze wszystkim. Jedynym kontrastowym elementem jest wielki telewizor, ktory dalismy rodzicom w prezencie na 80-te urodziny, inaczej slepiliby w ten stary, bo jeszcze byl na chodzie. Oni juz w nic nie chca inwestowac, zrezygnowali z wszelkich planow i marzen. W moim dawnym pokoju stoja juz inne meble.
Moi rodzice tez ci sami, ale lagodniejsi, bardziej tolerancyjni. I tacy krusi, jakby zapadnieci w sobie, ostroznie stawiajacy kazdy krok, powolniejsi w dzialaniach i wygladajacy na potrzebujacych pomocy, ktorej ja, jedyne ich dziecko, nie moge im dac. Widok sciskajacy za gardlo. Nie moge im dac tego, co im sie ode mnie nalezy, nie moge pomagac w codziennych obowiazkach, pielegnowac w chorobie, byc z nimi do konca. Strasznie mi to ciazy i odbiera sen, jednak nie chce tam wracac, nie moge, bo tu juz jest moj dom, moje dzieci, a w przyszlosci wnuki. Codziennie dzwonie, ale to nie to samo, co byc z nimi na miejscu.
Bardzo byli radzi z mojego przyjazdu, przescigali sie w przychylaniu mi nieba, zwlaszcza ojciec.
- A co zjadlabys na sniadanko?
- Co ugotowac ci na obiad?
A ja sobie wybieralam to, co bardzo lubie, a co bywa na tyle praco i czasochlonne, ze w domu tego nie robie.
- A moze to jeszcze, a moze tamto? Palmiarnia? Prosze bardzo! Zawiezc na drugi koniec miasta na spotkanie? Nie ma sprawy.
- Dziecko kaszle? Juz lece do apteki po syropek.
Jeszcze w Niemczech dostalam wytyczne, zebym wziela ze soba najwieksza walize i jak najmniej do niej spakowala. Wracalam z tak wypelniona i ciezka, ze sama jej podniesc nie moglam. Tak, jak zwyczajowo dziecko wraca z domu rodzinnego, wyposazone do wypeku.
Kiedy odprowadzali mnie na dworzec, poprosilam kogos, zeby zrobil nam wspolne zdjecie. Kto wie, moze nasze ostatnie...
Opis Łodzi i atmosfery w nim panującej pasuje do większości miast w Polsce. W moim otoczeniu nie ma domu i rodziny, z której ludzie nie wyjechaliby za granicę za chlebem. Bardzo to przykre. Z Polski nie wyjechało 2 mln ludzi, moim zdaniem dużo więcej.
OdpowiedzUsuńŁódź miała szansę za sprawą Davida Lyncha stać się europejskim Hollywood. Przemysł włókienniczy zostałby zastąpiony przez filmowy. Niestety.... Urzędnicy potrafią zniszczyć wszystko.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,12923650,David_Lynch_w_TVP__Hanna_Zdanowska_zabila_Lodz.html
Na zdjęciu stoicie przed dworcem Łódź Kaliska?
Tak, to Lodz-Kaliska, bo odkad Fabryczna zostala rozebrana, tam zatrzymuja sie autobusy liniowe.
UsuńWiesz, Rozo, inne miasta jakos sie rozwijaja, wygladaja bardziej europejsko, a Lodz nie tylko zatrzymala sie w czasie, ale zaczyna sie cofac. Z drugiego miasta w Polsce pod wzgledem liczby mieszkancow, spadla na trzecie miejsce, za Krakowem. To mowi samo za siebie.
Bardzo smutny i wzruszający post. Ciesz się rodzicami puki są. Ja juz od paru lat nie mam nikogo. Brakuje mi codziennych telefonów mamy - chociaż często mnie drażniły. Każde świeta są takie puste.Ha ha chociaż zawsze kończyły się awanturką - teraz jest smutno - pustka. Została mi tylko siostra.Ja do mojej Warszawy mam tylko jeden przystanek kolejką więc jestem często w moim mieście. Ciągle się buduje , ale mnie się nie podobają te nowoczesne drapacze chmur. W latach 30 stych nazywana była drugim Paryżem a teraz takie nie wiadomo co pomieszanie z poplątaniem.
OdpowiedzUsuńNiewazne, jaka jest Warszawa, wazne, ze rozwija sie i rozbudowuje. Podobnie Wroclaw, Poznan, Gdansk, Krakow i wiele, wiele innych miast. Tylko Lodz sie cofa i upada, tam nikt nie chce inwestowac, bo sie nie oplaca. Dla kogo zreszta?
UsuńMasz racje, ze kiedy rodzice sa blisko i na codzien, to nierzadko denerwuja, a ich waznosc i znaczenie we wlasnym zycie docenia sie dopiero wowczas, kiedy ich zabraknie.
Oby takich spotkań było jak najwięcej. Częściej musisz przyjeżdżać. Mam wrażenie,że nabrałaś wiatru w żagle.
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
Z jednej strony nabralam, a z drugiej... takie wizyty sa przygnebiajace.
UsuńEch....
OdpowiedzUsuńJa na szczęście mam Siostrę , która jest z Rodzicami, była , bo Ojciec 3 lata temu zmarł...
Nadal jest z Mamą...
Ale sama mam takie same rozterki jak Ty, że nie mam możliwości im pomóc ...
No może mam, przesadzam, ale to nie to co chciałabym...
Zasmuciłaś mnie też Łodzią, pamiętam ją jeszcze sprzed 20 lat,
ale takich zmian nie przewidywałam...
Mnie te zmiany bola tym bardziej, bo to moja mala Ojczyzna. I wiem jedno, kiedy rodzice odejda, nie bede miala po co tam przyjezdzac.
UsuńTylko raz byłam w Łodzi i zrobiła na mnie dziwne wrażenie. Z jednej strony część industrialna, z tymi starymi budynkami fabryk (kocha je David Lynch, a ja jego), z drugiej blokowiska. Nie widziałam centrum. Byłam przejazdem i tylko tyle co widziałam zza okna auta.
OdpowiedzUsuńRodziców mam w sumie blisko, ale teraz i tak, przez ciężką chorobę Mamy zastanawiam się jak to będzie dalej, za kilkanaście czy nawet kilka lat. Z jednej strony chciałabym mieć ich blisko, z drugiej...chyba nie. Czas i Los pokażą co nam się zgotuje.
Zawsze kiedys rodzice zaczna potrzebowac opieki, bo nie kazdy ma szczescie umrzec nagle, w pelni sil. Naprawde nie wiem, co wtedy zrobie.
UsuńZe ścisniętym sercem przeczytałam Twój dzisiejszy post Aniu. Wiekszosc przemysleń, lęków, poczucia bezradnosci i smutku jakbyś wyjęła z mojej głowy. Żyję z tymi myslami dzien w dzień. Zgryzoty, obawy mnie duszą i odbierają dobry sen oraz spokój duszy. Ucieczka w bloga czy w ciezką pracę też nie zawsze sie udaje. Bo Rodzice coraz starsi, coraz bardziej zmęczeni a Mama bardzo chora i cierpiąca. Żyją tym samym kraju a jednak bardzo daleko i nie odwiedzani przeze mnie tak często jakbym chciała. A jak odwiedzam to wyjeżdżam stamtąd cierpiąc jeszcze bardziej, bo nic nie mogę i za każdym razem, tak jak Ty, bojąc sie że już nigdy więcej...
OdpowiedzUsuńNie potrafię nic więcej napisac, bo za bardzo boli...
No wlasnie! Co tu wiecej dodac? Dzieli nas 800 km, obowiazki, ktorym musze podolac tutaj, brak rodzenstwa, ktore mogloby byc wsparciem. Nie przestaje o tym myslec...
UsuńWzruszający post. Sama nie mam już rodziców, ale pamiętam swoje rozterki, swoje emocje i łzy, mimo, że miałam ich bliziutko. Odległość jaka dzieli Ciebie od nich, tylko zwiększa Twoje rozterki....W takiej sytuacji każda decyzja będzie zła.
OdpowiedzUsuńPowroty w miejsca z czasów młodości zawsze są trudne i zwykle przynoszą rozczarowanie. Pamięć ludzka ma to do siebie, że z czasem wybiela i lukruje nasze przeżycia i zderzenie tych wspomnień z rzeczywistością, rozczarowuje. Okazuje się, że miejsca, które w naszej pamięci łączymy z młodzieńczą beztroską, z rodzinnym ciepłem, z uśmiechem przyjaciół, albo się zmieniły nie do poznania, albo w ogóle ich już nie ma.
Sama pamiętam Łódź, jako miasto do którego jeździło się na zakupy ciuchowe. Pamiętam kolejki za rajstopami, materiałami....to były czasy kiedy w Łodzi kwitła produkcja. Po latach trafiłam tam kilka razy, bo córka studiowała...i przyznam, że zrobiła na mnie przygnębiające wrażenie. Aż żal było patrzeć na stare, zrujnowane kamienice, które mogłyby być ozdobą miasta.
Aniu przytulam Cię.
Piszac ten post, sama sie wzruszalam i troche mi z oczu kapalo.
UsuńTaka jestem zla, ze ta prawicowa banda zniszczyla moje miasto i caly przemysl, tylko dlatego, ze wiazal sie z poprzednim systemem. Fabryki i maszyny byly modernizowane jeszcze w latach 80-tych, potem poszly na zlom. Zreszta nie tylko Lodz ucierpiala pod rzadami tych dyletantow, zniszczyli cala Polske, stocznie, kopalnie i wiekszosc polskiego przemyslu. Oddali kraj w lapy obcego kapitalu. Ach, szkoda gadac, zreszta post jest jakby nie o tym, choc pozostaje w zwiazku z tymi ich "reformami".
Poddaje sie, Beatko, Twojemu przytulaniu, bo to jest mi bardzo potrzebne.
Nie ma znaczenia czy mieszkasz w Niemczech czy w Polsce. Znaczenie ma tylko to, że nie masz rodziców w sąsiedztwie. Dokonujemy pewnych wyborów, a potem wszyscy ponoszą ich konsekwencje - my, nasi rodzice, nasze dzieci. Coś za coś.
OdpowiedzUsuńMasz niestety racje, taka jest gorzka prawda. Czlowiek zadaje sobie pytania, czy zyciowe decyzje byly sluszne, czy tez mozna bylo inaczej. Jednak czasu cofnac sie nie da.
UsuńPanterko kochana, co bym Ci nie napisała, to przecież Cię nie pocieszy... Nie byłam w Łodzi, więc się nie wypowiem, biorę Twoją opinię za pewnik, bo popatrzyłaś na nią nowym okiem. Ja jestem dumna z Wrocławia, choć wiele tu jeszcze jest do zrobienia, trzeba pamiętać jednak, że 80% miasta przestało po wojnie istnieć.
OdpowiedzUsuńCo do rodziców, to aż czuję Twój ból... Tak mi przykro! Po prostu w życiu tak się układa i nic na to nie poradzisz. Na razie rodzice są samodzielni, są razem, nie projektuj sobie jakiś czarnych scenariuszy. Podjęłaś pewne życiowe decyzje i teraz ponosisz ich konsekwencje, ale przecież nie tylko złe, ale wiele dobrych, np przyszłość Twoich córek... Cieszę się, że byłaś tak dopieszczona przez rodziców. Wiesz, jak to mówią: ciesz się tym co jest, każdym telefonem, każdym wspomnieniem. Przytulam mocno.
A ja chwytam Cie w pasie i sobie tak tkwimy przytulone. I dobrze mi tak.
UsuńNiespecjalnie dobrze znam Wroclaw, ale z tego, co widzialam przejazdem w ubieglym tygodniu, miasto rozwija sie (ostatni raz bylam w 1991) i wyglada europejsko. Mam wrazenie, ze kazde miasto w Polsce wyglada lepiej od Lodzi, kazde sie rozwija w przeciwienstwie do niej. To boli, bo odebrano jej wszystko, co miala i nie dano NIC wzamian. Miasto biedy i starych ludzi (za wyjatkiem wyjatkow, vide: Viki :)))
A rodzice? Teraz juz nic nie moge zmienic, moge rzeczywiscie korzystac z kazdego dnia, chocby telefonicznie, to juz jest duzo.
Buziaki
No to już rozchmurz się! Pojechałaś do nich, poczuli na pewno Twoją miłość i rozterkę, i to będzie im teraz umilać dni. Na resztę nie masz wpływu...
UsuńTak wlasnie robie. Mam wyjscie? :)
UsuńPożegnania są zwykle smutne...
OdpowiedzUsuńZwlaszcza, kiedy nie masz pewnosci, czy to nie ostatnie w zyciu pozegnanie. Takie osobiste.
Usuń...też tak miewam, jakby jakaś siła mnie ciągnęła i muszę jechać zobaczyć. Łódź, kiedy pierwszy raz tam zawitałem to poczułem przygnębienie. Wszystko takie stare, rozwalające się a sam Dworzec Fabryczny - państwo w państwie...
OdpowiedzUsuńA dworca juz nie ma, rozebrali stary budynek i modernizuja, zamiast zachowac, bo byl fajny i zabytkowy. Ale bo to trafisz za tymi rozmodlonymi wladzami. W Lodzi tylko koscioly maja sie dobrze i kwitna.
UsuńPanterko, doskonale rozumiemTwoje odczucia, jestem w bardzo podobnej sytuacji rodzinnej jak Ty. Z daleka od mamy ktora z roku na rok jest coraz starsza. Rozmowy telefoniczne, to nie to co dotyk , przytulenie sie, bardzo za tym tesknie.
OdpowiedzUsuńTwoi rodzice tak pieknie wygladaja i wcale nie widac po nich wieku o ktorym piszesz, wazne jest to, ze sa razem - nie martw sie na zapas.
Lodz, zmienia sie jak wszystko wokol nas. Wielka szkoda, ze w przypadku naszego miasta te zmiany sa na niekorzystne dla spoleczenstwa.
Moc usciskow przesylam i nie zamartwiaj sie na zapas - buziaki!
Rozsadek podpowiada, ze nie powinnam sie zamartwiac, ale podswiadomosc robi mi krecia robote. Ty masz faktycznie jeszcze gorzej i jeszcze dalej do domu.
UsuńSciskam