 |
Wtedy byla jeszcze mloda i zdrowa. W Hamburgu. |
Usg wykazalo cos, czego nie powinno byc w jamie brzusznej, w okolicy nerki jest wyrazny guz, a miedniczki sa chorobliwie powiekszone. Wyniki nerkowe prawie nie drgnely mimo tych wszystkich kroplowek, lekarstw i zabiegow, za to poprawily sie watrobowe. Kira nie ma apetytu i z dnia na dzien slabnie. Zeby sie dowiedziec, co w tym brzuszku jej siedzi, trzeba by bylo zrobic biopsje, a do biopsji trzeba psa poddac kolejnej narkozie. Tego nie chcemy, bo juz po poprzedniej, z grudnia, nie doszla do siebie. Powoli oswajamy sie z mysla, ze niezbedna bedzie pomoc w jej odejsciu. Najgorsze, ze czlowiek nie wie, kiedy. A nie chcielibysmy dopuscic, jak w przypadku Fusla, do dlugotrwalego i bardzo bolesnego konania. Bo tamta dyzurna wetka, widzac jego prawie agonalny stan, postanowila dalej go "leczyc". Chodzilo o kase?
 |
Tu juz bardzo chora. |
Mam wrazenie, ze weci beda przedluzac w nieskonczonosc, bo jestesmy pacjentami, ktorzy placa bez szemrania, wiec mozna od nas ciagnac kase jeszcze dlugo. Lecz nie o kase tu chodzi, bo z tym jakos sobie radzimy kosztem ogromnych wyrzeczen lub korzystajac z pomocy ludzi dobrej woli. Mam jednak wrazenie, ze to niepotrzebne meczenie zwierzecia, bo lepiej juz nie bedzie. Kira nigdy nie wyzdrowieje, bedzie tak trwac, pokladac sie, sapac, zwracac do konca zycia. Jesli cos w niej siedzi (czytaj: metastazy po raku sutka), to nawet kolejna operacja, o ile ja przezyje, przyniesie krotkotrwaly efekt. Ale gdyby przyniosla...?
Z drugiej zas strony, jesli to NIE sa metastazy? To co wtedy? Zabije psa, ktory mialby szanse na zycie?
Nie ma czlowieka, ktory moglby zadecydowac za mnie, a ja sama boje sie podjac te decyzje i patrzec w oczy pelne bezgranicznego zaufania do mnie... Czy ja jestem bogiem, zeby decydowac, kto ma zyc, a kto nie?
Jedyna pocieszajaca wiadomosc, to wetka zobowiazala sie przyjechac do domu w razie czego.
Boszsz, Aniu...nie będę Cię pocieszać, bo w tej sytuacji, kiedy już wiesz, jaki to ma sens? Oby tylko bidunia nie cierpiała.
OdpowiedzUsuńDawno do Ciebie nie zaglądałam, niestety, więc dziś nadrabiałam hurtowo. I miałam nadzieję na same kwiatki, robaczki oraz widoczki, które bardzo lubię; a dostałam w pakiecie również zmartwienia. Biorę - bo takie jest życie.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi bardzo Kiruni... że choróbsko ją gnębi i przysparza cierpienia. Jej przysparza i Tobie. Ja to rozumiem, też długo leczyliśmy naszą psunię a w ostatniej chorobie rozterki nami szarpały straszne w momencie, gdy zaczęliśmy podejrzewać, że męczy się mocno.
Mam nadzieję, że Kira ma przed sobą jeszcze dobre dni. Nadzieja jest ważna.
Panterko, strasznie mi przykro:(((
OdpowiedzUsuńPrzypomniała mi sie sytuacja którą lata temu "przerabiałam" zachowanie lekarzy napędzane kasą zostawia daleko w tyle etykę ale co tam...najtrudniejsza z możliwych decyzji pozostaje w obowiązku wlasciciela, jesteśmy im winni wiedzę zainteresowanie, ale nie jesteśmy lekarzami po za tym nie da sie wiedzieć ani przewidzieć wszystkiego... sytuacja najtrudniejsza z możliwych... czuję ciarki, łzy napływają mi do oczu....
OdpowiedzUsuńPlacze razem z Wami. (Leciwa)
OdpowiedzUsuńRok temu podjęłam tę decyzję dla Fraglesa, jeszcze wcześniej dla Kropki, suni mojej mamy......nie było łatwo, ale nie można pozwolić im cierpieć. Sama mówisz, że nie wierzysz w Boga....to twoja decyzja. Życie jest jakie jest i największym wyrazem miłości jest ochrona istoty kochanej przed cierpieniem. Będziesz wiedzieć kiedy, serce ci podpowie. A potem popłaczesz i będzie wbrew pozorom dobrze, bo tak jest jeśli wiesz,że robisz dobrze.
OdpowiedzUsuńBoże - nawet nie chce o tym myśleć. Biedna. Tak mi przykro. Tak w środku coś sie ściska z żalu. Nie znam Kiry osobiście a tak jakbym znała bo codziennie od dawna czytam twojego bloga. Płakać sie chce. Trzymaj sie kochana
OdpowiedzUsuńPantero, tak bardzo mi przykro... :(((
OdpowiedzUsuńMiala z wami wspaniale zycie, teraz wazne aby i smierc miala godna.
Sciskam cie mocno.
Aniu... Przytulam mocno.
OdpowiedzUsuńPanterko:((((((((((((((((((((((((
OdpowiedzUsuńPatrzę na mojego Jogusia i mam dwa w jednym. On tak bardzo jest podobny do Twojej Kiry i czuje się tak jakbym to ja miała podjąć tą trudną decyzję. Bardzo Ci współczuję, ale wiem ,że zadecydujesz dobrze dla Kiry, bo bardzo ją kochasz.
OdpowiedzUsuńChyba mój komewntarz był proroczy. Prawie rok później sama musiałam podjąć taką decyzje, buuuuu .....
UsuńFB przypomnial mi dzisiaj ten post, przeczytalam go i wszystkie pod nim komentarze. Przy Twoim pomyslalam sobie dokladnie to, co Ty tutaj napisalas. Nasze "blizniaki" juz lataja razem po tamtych lakach, juz bez bolu i cierpienia.
UsuńAle wiesz, ani troche mniej mnie nie boli. Tu czas nie jest dobrym lekarzem.
Mam na działce Jogusia i duży kamień, kiedy tam ide to widze ich oboje. Masz racje, czas nie leczy, boli .....
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTrudno coś radzić bo i tak sama musisz podjąć tą decyzję.Wspieram Cię całym sercem.
OdpowiedzUsuńPanterko przytulam I serce mam ściśnięte.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mi przykro. :( Wiem, jakie bolesne to decyzje. Ja pomogłam odejść dwóm moim psom oraz kotom. W obu wypadkach jednak również miałam wsparcie weta, który stwierdził, że dalsza terapia przyniesie ogromne cierpienie. Tak było z Norką, która odchodziła na chłoniaka i ojciec ratował ją do końca - właśnie dzięki innemu wetowi, który ciągnął kasę. Byłby nawet zdecydowany amputować jej łapę, gdyby inny mu nie powiedział, że przerzuty są tak rozsiane, że to bez sensu.
OdpowiedzUsuńNa pewno wybierzesz mądrze, Ty najlepiej znasz możliwości i stan Kiry. My możemy tylko wspierać Cię wirtualnie :*
Aniu miałam podobne wątpliwości do twoich.
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że zacytuję mojego weta. Miłość do zwierzęcia pozwala nam zdecydować o jego odejściu.
Zgadzam się ... I dodam jeszcze,że leczymy dopóki jest szansa na w miarę normalne funcjonowanie:jedzenie,picie,wychodzenie na spacer... Ściskam mocno...justynak
UsuńSerce pęka. ..
OdpowiedzUsuńtak bardzo mi przykro.
Ściskam mocno.
Aniu, ściskam Was mocno :*
OdpowiedzUsuńTrudna i bolesna decyzja... sama taką musiałam kiedyś podjąć - nie było innego wyjścia.
OdpowiedzUsuńWspółczuję...
Kurwaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńBardzo trudna decyzja. Sama podejmowalam ja juz kilka razy: Dzeki, Dina, Sendi, druga Dina, Zaba, za kazdym razem bylo trudno, ale tez byla ulga, ze cierpienia chorego zwierzaka sie skoncyly. Najtrudniej chyba bylo z Dina, ona dlugo chorowala i bylo coraz gorzej, a ja bylam wtedy w szpitalu, nie moglam sie pozegnac ... Byl tez maly chomiczek - Kubus, ktory sie dusil przez sen, budzilam gdy gwizdal, sapal gdy chodil, zapakowalam w pudelko i ... wet byl torche zdziwiony ale ... Jestem z Wami, przykro mi, bardzo przykro.
OdpowiedzUsuńAniu przytulam. Ciężka decyzja przed Wami. Słowa nie oddadzą tego co się w człowieku dzieje czytając ten wpis. Serducho się kroi. ehhhh
OdpowiedzUsuńTo bardzo trudne, bardzo :(( dla malutkiej najpiękniejszej ♥♥
OdpowiedzUsuńW 2010 roku, w sierpniu musiałam podjąć taka decyzję. Zapewne mnie było łatwiej, bo Flik nie chorował.Miał 16,5 roku i wpierw , zupełnie nagle stracił wzrok, i zdolność picia. To było w piątek wieczorem.Poiłam go przy pomocy strzykawki, następnego dnia wpadliśmy do weta(naszego nie było), Piesio nadal był pojony i karmiony strzykawką i już wtedy wiedziałam, że nadszedł czas rozstania. A w poniedziałek zadzwoniliśmy wpierw na psi cmentarz by przygotowali miejsce, potem poszliśmy do weta, który zadecydował, że trzeba psu pomóc. Do końca byłam z piesiem.I zaraz pojechaliśmy na psi cmentarz,człowiek już czekał- byłam zaskoczona jego troską o nas, o nasz stan i pełnym szacunkiem i zrozumieniem dla tego, co przeżywamy. Przyjechał też właściciel tego terenu, razem z nami poczekał aż personel wszystko uporządkował, potem porozmawialiśmy o tym, jak ma wyglądać mogiłka naszego psa, zaprosił też nas na Psie Zaduszki, które są zawsze w pazdzierniku. Po powrocie do domu natychmiast, chyba w jakimś amoku, zlikwidowałam wszystko co tylko przypominało psa a na komodzie stanęło jego zdjęcie i stoi nadal. Nie wzięliśmy następnego psa, już nie to zdrowie, nikt nam w razie naszej choroby nie pomoże, a ostatnie kilka miesięcy życia psa mój mąż był pomiędzy życiem a śmiercią, a ja motałam się między nimi.
OdpowiedzUsuńA tęsknię za moim Flikiem nadal-był najcudowniejszym, najmądrzejszym i najpiękniejszym
szorstkowłosym jamnikiem na świecie.
Wiem Anuś, co przeżywacie, ale w sytuacji, gdy są uszkodzone w swej funkcji nerki, pies jest wciąż podtruwany toksynami, których już jego organizm nie jest w stanie unicestwić, za to zatruwają jego. Wiem, że to ciężka decyzja, obawiam się, że jednak jedyna rozsądna i niwelująca psie cierpienie.
Przytulam i w pełni rozumiem;(
strasznie mi przykro i smutno :( to bardzo ciężkie wybierać pomiędzy życiem a śmiercią ukochanego zwierzaka tym bardziej, że do końca nie wiesz jak on się czuje i jak mógłby się czuć jeśli leczyłabyś go dalej.
OdpowiedzUsuńChciałabym, aby było lepiej, aby Kira poczuła się lepiej. To ciężkie rozstać się z przyjaciółką... czy podjęcie decyzji o eutanazji skróci jej cierpienie, czy ma jednak szanse na lepsze życie... okropna decyzja, którą musisz na spokojnie wyważyć w sobie. Musi ona dojrzeć, potrzeba trochę czasu... Trzymaj się Panterko, jestem z Tobą/ z Wami! Trzymam Was za rękę w myślach...
Nie ma dobrych decyzji... Współczuję Ci i trzymam kciuki, żebyś mogła/umiała wyjść na jakiś wyższy poziom świadomości, gdzie poczujesz z pełną jasnością, co będzie dla Kiry najlepsze. Przytulam....
OdpowiedzUsuńOjej! jaka szkoda, biedny psiunio i smutno Wam , wiem, bo przeszlam przez podobne sytuacje...eh! szkoda Kiry!
OdpowiedzUsuńWspółczuję , to jest taka trudna decyzja...
OdpowiedzUsuńZ perspektywy wiem ,że podjęłam ją za późno.
Za długo męczyłam siebie i koty.
Tak mi się przynajmniej wydaje teraz.
Wtedy myślałam tylko , że je wyleczę...
Że to da się wyleczyć...
Nie dało...
miałam to samo ;/
UsuńAniu, tak dobrze Cię rozumiem... Do dziś żałuję, że (za radą weta) pozwoliłam tak długo cierpieć naszej Przylepce. Wtedy nie było w zwyczaju robienie psom usg, rentgen ewentualnie tylko w klinice uniwersyteckiej(wtedy jeszcze chyba ART), więc operacja, która ze względu na przerzuty okazała się bardzo rozległa... A po operacji nerki nie podjęły pracy i sunia męczyła się jeszcze ponad tydzień. Chciałam nie wybudzać jej z narkozy, ale wet mnie namawiał, a ja mu uwierzyłam, bo to w końcu specjalista i to z dobrą opinią. Niestety, niedziałające nerki zabijają; tak jak w przypadku człowieka, jedyna szansa to dializy. Przepraszam, że się powtarzam; już kilka razy o tym pisałam, ale to wciąż we mnie żyje.
OdpowiedzUsuńKiruni życzę, żeby ten kawałek życia, który jej pozostał, przeżyła dobrze i wiem, że Ty jej to zapewnisz.
Kochać to w takiej sytuacji pozwolić odejść. Rozumiem, że nie masz pewności, co tam w brzuszku siedzi i trudno Ci podjąć decyzję. Porozmawiaj szczerze z wetką, może ona pomoże Ci podjąć decyzję.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci Aniu współczuję ♥♥♥
Co tu dużo mówić,serce pęka,a rozum każe postąpić właściwie. Czeka się na cud i cholernie,ciężko zrobić ten ostateczny krok.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Aniu..
OdpowiedzUsuńWszystkie znaki na niebie i ziemi mówią tym, że czas nadchodzi się żegnać... To okropne, ale jest w tym jedno pocieszenie; możesz jej pomóc odejść i nie cierpieć. Kira miała cudowne życie z wami, wciąż ma, ale ono może zamienić się w koszmar bólu. Do tego nie można dopuścić. Będziesz wiedziała kiedy... To się wie, dopiero to przerabiałam, dwa razy. :(((((((
OdpowiedzUsuńKiruni kochanej głaski, bardzo współczuję. :(
Masz rację. Lepiej pomóc jej odejść niż przedłużać cierpienie.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Wam ;(((
Wlasnie w imie milosci nie chcesz zeby Kira cierpiala, pomozesz jej odejsc, bedziesz przy niej, ona zasnie. Ludzie tez poddaja sie eutanazji, bo nie chca cierpiec, widzialam kiedys program o tym, wypili i zasypiali. Bardzo mi smutno.
OdpowiedzUsuńTeresa
aniu, kochasz ją przecież, więc nie pozwolisz jej sie męczyć. kiedy odchodził mój jamnik - filip, lekarz nie lecieł na kasę, nie chaciał go na siłę leczyć, powiedział jak wygląda jego stan. odczekaliśmy jeszcze weekend i syn pojechał z nim do weta. ja nie dałam rady.
OdpowiedzUsuńczasami sobie myslę, że może lepiej nie mieć zwierzaka niż przechodzić taka traumę kilka razy w zyciu, męczyć zwierzę kosztem myślenia "a może to jeszcze za wcześnie, może się uda....."a ono cierpi, moj filip mówił oczami "już nie chcę żyć". bardzo ci dziewczyno współczuję, bo wiem co przechodzisz. uściskaj tego cudnego psiaka.
Aniu Kochana, będziesz wiedziała kiedy. To maleńka, bardzo maleńka, ale jakaś pociecha.
OdpowiedzUsuńKiruniu♥♥♥
Bardzo, bardzo mi przykro :(
OdpowiedzUsuńAniu, kiedy kochamy naszych braci mniejszych, to nigdy nie jesteśmy na to gotowi, mamy wątpliwości. ale Twoja więź z Kirą jest tak silna, że poczujesz, kiedy Ona będzie już na tej ostatniej drodze bez powrotu. Mocno Was przytulam.
OdpowiedzUsuńJa nie mogę czytać takich rzeczy... Jakby mi ktoś rozpalonym prętem w sercu wiercił...
OdpowiedzUsuńWiem jak trudne są takie decyzje ... :(((
OdpowiedzUsuń;(( strasznie smutno,przeżywam mocno choroby i odejścia zwierzaków z zaprzyjaźnionych blogów. Panterko oczywiście tą trudną, bolesną decyzję musisz podjąć sama, ale od siebie powiem że zdecydowałabym się na tą biopsję mimo ryzyka.Chociaż jeśli nery są słabe to jest kiepsko.Ukochaj i ucałuj Kirunię ode mnie.Trzymamy pazury.Musicie to przetrwać :*
OdpowiedzUsuńTo potwornie przykre....nigdy nie miałam psa czy kota,ale wiem ze większość właścicieli czworonogów traktuje ich jak członków swojej rodziny..idąc dalej tym tokiem mogę sobie tylko wyobrazić co przezywasz...
OdpowiedzUsuńGdyby to zależało ode mnie,widzac cierpienie i brak szansy na poprawę,jednak zdecydowalabym sie na skrócenie tej męczarni.Nie wiem co bardziej boli,fakt że psinka tak cierpi...czy żałoba po wiadomo czym.
Aniu,Ty ją kochasz,będziesz wiedziała kiedy.....
Tulę...
Tak to nie jest proste, też przez to przechodziłam.
OdpowiedzUsuńMyślami jestem przy Tobie!
Anusiu, też musiałam podjąć tę decyzję. Wiem co czujesz. Tulę.
OdpowiedzUsuńAnia Bezowa
cholera jasna...:(
OdpowiedzUsuńprzytulam, rozumiem i wspolczuje.
:( znam te bóle...Ściskam mocno!
OdpowiedzUsuńAniu, przytulam. Przytulam Ciebie i Kire, tak bardzo mi smutno.
OdpowiedzUsuńKirunia na zawsze pozostanie w moim sercu.
Aniu,Ty ja kochasz i podejmiesz dobra decyzje.
OdpowiedzUsuńSluchaj siebie...
Tule Was obie.
Najtrudniejsza decyzja jaką trzeba podjąć... ale trzeba... właśnie dlatego, że te oczy patrzą z taką ufnością :(
OdpowiedzUsuńPrzykro mi bardzo Aniu - dużo sił Ci życzę
Bardzo, bardzo mi przykro :(
OdpowiedzUsuńZaglądam do Ciebie na bloga milcząco od bardzo dawna i ten blog to dla mnie Ty i Kira...
Mam gulę w gardle ... :(
"Nie ma czlowieka, ktory moglby zadecydowac za mnie, a ja sama boje sie podjac te decyzje i patrzec w oczy pelne bezgranicznego zaufania do mnie... Czy ja jestem bogiem, zeby decydowac, kto ma zyc, a kto nie?" -przytoczylam Twoje slowa, bo sa to zdania, ktore wypowiadalam we wrzesniu:-((( Wreszczie zdecydowalismy uspic naszego pieska, ale zle sie z tym czulam dlugo i do dzis mamy jakies wyrzuty sumienia. Choc inni tlumacza, ze cierpial, wiec dla niego lepiej.
OdpowiedzUsuńOgromnie mi przykro, tym bardziej, kiedy patrze na te zdjecia, na te oczy:(((
Ja do dzis, ogladajac zdjecia naszego psa, placze jak dziecko! Sciskam i rozumiem, Aniu.
Zabetonowało mnie... poraził żal. No...Przytul Kirę, pomiziaj... Ciebie też przytulam na odległość.
OdpowiedzUsuńKurde... lecą łzy:(
Jeżeli nie ma innej możliwości...
OdpowiedzUsuńNa pewno każda Twoja decyzja będzie mądra. Tak bardzo mi żal.
Jeżeli nie ma innej możliwości...
OdpowiedzUsuńNa pewno każda Twoja decyzja będzie mądra. Tak bardzo mi żal.
Nasz kotek tak bardzo chorował, że podjęliśmy tę trudną decyzję. Wiedzieliśmy kiesy i Ty też będziesz wiedziała. Tak jest lepiej. Nie pozwolić się męczyć kiedy nie ma nadziei.
OdpowiedzUsuńSmutne...
Bardzo trudne chwile :( Trzymaj sie Pantero, usciski
OdpowiedzUsuńŁączę się z wami w bólu, wiem, że podejmiesz słuszną decyzję bo myślisz nie o sobie lecz o Kirze. I wiem, że kiedy zobaczysz w jej oczach prośbę o ulgę to jej ją dasz. Tulę.
OdpowiedzUsuńAniu, jesteśmy z Tobą, z Wami.
OdpowiedzUsuńKochana Aniu żadne słowa nie przyniosą teraz ulgi.Jestem, myślę i mocno przytulam do serca was obie.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się tam... Współczuję bardzo!
OdpowiedzUsuńPanterko, wiem, że jakąkolwiek decyzję podejmiesz, będzie właściwa. Chociaż bardzo trudna.
OdpowiedzUsuńSmutno mi, że tak musi być... Bardzo mocno ściskam i ciebie i Kirę...
Pokochalam Kire szczegolnie, kocham psy, sama tez mam psa, ma dosc duzo lat i wiem ze przyjdzie ten dzien, ze i ja bede zegnac mojego psa, i mysle ze nie ma znaczenia czy bedzie umieral naturalnie, czy trzeba bedzie pomoc zastrzykiem, zawsze bedzie to trudny smutny dzien, wiadomo bede plakac. Niedawno, bo w kwietniu Agnieszka Korzeniewska pisala na jej blogu o odchodzeniu jej ukochanego psa, pisala pieknie o nim, szczerze, tak kochanie, ale tez, brakuje mi wlasciwego slowa, wiec napisze po prostu pozytywnie, chociaz nie lubie tego slowa, wiec mysle ze wtedy jeszcze raz przeczytam ten post, bo mysle ze mi pomoze pogodzic sie z utrata mojego pieska. Teresa
OdpowiedzUsuńAniu i Wszyscy u Ciebie przytulam.
OdpowiedzUsuńAniu, ciągle myślę o Was i o Kirze, nie wiem, co napisać, ale wspieram Cię myślami z całej siły.
OdpowiedzUsuńAniu, przytulam, jestem myślami przy Was ♥♥♥
OdpowiedzUsuńAniu ♥♥♥
OdpowiedzUsuńAniu♥
OdpowiedzUsuńAniu ♥♥♥
OdpowiedzUsuńJesteśmy przy Was...
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro..... Mimo tak wielu chorób to był szczęśliwy piesek. Miał przy sobie wspaniałych, kochających ludzi.
OdpowiedzUsuń:(
OdpowiedzUsuń;( :*
OdpowiedzUsuńMoja Perełka odeszła mając 17 szczęsliwych lat za sobą. Mąż śmiał się,że wystarczy przejechać przez wieś i już się wie, u której koleżanki kawę piję. Max, cudowny foxterier pomimo leczenia , kroplówek i niezgody na chorobę odszedł i zostawił radosne wspomnienia. Wtedy powiedziałam, że następnego psa nie będzie, chyba że na emeryturze. Minęło kilka miesięcy i w Kurniku zobaczyłam Bellę... Jest z nami już 9 miesięcy... co nie znaczy, że o tamtych nie pamiętam, że miłość do nich zniknęła...Przytulam Aniu ...
OdpowiedzUsuńdawno mnie nie było :( nie miałam pojęcia :( tak mi przykro :*********
OdpowiedzUsuń