Przypominam o obowiazkach =>
Szkoda, ze pogoda nie dopisala tak jak w sobote, bo niedziela powitala nas zachmurzonym niebem, ale co najmniej nie padalo, choc zapowiadali deszcz. Po spelnieniu obywatelskiego obowiazku i sprzatnieciu mieszkania (po powrocie zastalismy bowiem sporo sladow protestow Toyi przeciw pozostawieniu jej samej w domu), zabralismy ja ze soba i pojechalismy rozejrzec sie po festiwalu jedzenia ulicznego.
Znow jajeczko bylo w robocie, dobrze ze na twardo. Ale wracajmy do festiwalu.
|
Stoisko hiszpanskie |
|
Wegierskie |
|
Polskie akcenty |
|
Ryby i mieso strusia |
|
Cos tam kartoflanego na tle Sparkassen Arena |
|
Hotdogi |
|
Piwo Guiness |
|
Azjatyckie |
|
Typically English Fish & Chips |
|
Na to sie skusilam. Ten zielony rzyg po lewej to zmielony gotowany groszek |
|
Toyka sie nudzila, ale tez wszystkiego probowala |
|
Podobala mi sie ta buda z typowo amerykanskimi przekaskami |
|
Tlusty kot? |
|
Co za robal, a do jedzenia... |
|
... jakies smazone swierszcze... |
|
... i robaki dla wedkarzy. Bleee... |
|
Tu myslalam o Stardust, ktora mi kiedys tlumaczyla, co to te pastrami |
|
Afrykanskie |
|
Toyka zmeczona tlumami |
|
Tu chwile czekalismy, bo slubny mial ochote na szaszlyki |
|
Kiedy facet rozpalal grilla miotaczem ognia... |
|
... Toyka bardzo sie wystraszyla halasu |
|
To nie wiem |
|
Fajny samochod |
|
Najmlodsi tez mieli sporo atrakcji dla siebie |
|
Niektorzy dali sie zamknac w ogromnej pilce, do ktorej wtloczono powietrze... |
|
... i potem plywali sobie w niej po baseniku |
|
Baloniki na druciku |
|
Cos wysokiego przemieszczalo sie ponad glowami spozywajacej publiki |
|
A to Murzyn nadzial se na leb jakas dwumetrowa konstrukcje z... bazantem na czubku |
|
Na nogach nosil cos w rodzaju kastanietow i halasowal |
Ogolne wrazenia: tlumy ludzi, niespecjalnie uprzejma obsluga, moja ryba nie byla chyba nawet posolona, nie mowiac o innych przyprawach i smakowala jak zupelnie nic, slubny byl ze swojego dania zadowolony, Toyka sie wynudzila i nie czula komfortowo w tym tlumie na krotkiej smyczy. Ze nie wspomne o braku pogody. I cenach wzietych chyba z kosmosu: za sam wstep na teren po 3 euro od lba, moja ryba (mala porcja) 8,50, szaszlyk 8 euro.
Zrobilibysmy lepiej jadac na spacer gdzie indziej i gotujac w domu. Ale zawszec to jakas odskocznia od codziennosci.
Wprawdzie szaszlyka bym nie odmówila, ale tlumów nie trawie, zwlaszcza, ze przez wiekszosc dnia mam je znowu wokól. Rybia cena raczej z kosmosu, ale za szaszlyki tutaj mniej nie zaplacisz (jesli nie wiecej).
OdpowiedzUsuńCo do szaszlyka, to cena sie zgadzala, ale nie bralam, bo ja lubie mieso na wskros i musi byc miekkie. Dlatego wzielam rybe, czego zaluje po dzis dzien. :))
UsuńMam taką dziwną przypadłość, że śmiertelnie nie lubię jeść na ulicy albo w szybkich knajpach, np. w galeriach handlowych, gdzie przewalają się tłumy. W pracy też nie. Konsumowanie w pośpiechu i w byle jakim otoczeniu mnie brzydzi.
OdpowiedzUsuńMnie tez nie rajcuja fastfudy uliczne, na tym festiwalu bylam dwa razy, pierwszy i ostatni.
UsuńFestiwal sam w sobie jest czymś ciekawym, jak każda tego rodzaju atrakcja.
UsuńChcialam poskakac na lince i poplywac w pilce, ale chlop mi nie pozwolil. Mialabym przyjemniejszy dzien.
UsuńU nas takimi piłkami "biega się" po Wisłoku. I po Zalewie Solińskim biegają też.
UsuńWygląda na to, że trzymanie chłopa w domu nie zawsze jest praktyczne :)
UsuńZebys wiedziala! Pies praktyczniejszy.
UsuńTeż niezbyt, bo trzeba się z tym bujać na spacery, zwłaszcza o poranku.
UsuńZ chlopem bujasz sie przez cale zycie 24/7
UsuńJa nie :)
UsuńJak masz, to sie bujasz.
UsuńBędąc teraz w Londynie pojechałam na taki street food market. Tam gdzie niedawno nożownik zadźgal parę osób. Było milion osób na metr kwadratowy i to jedyna wada. Żarcie fantastyczne i o wiele tańsze niż w knajpie. Trudno było się zdecydować.
OdpowiedzUsuńLubię takie klimaty
Nie wiem, czy taka drozyzna byla tylko dlatego, ze to festiwal? Za te same pieniadze u Chinczyka zjedlibysmy lepiej, smaczniej, wiecej i przy stole.
UsuńTakie rzeczy nie w lux
UsuńI nie w Londynie
Tam 6 funtów za porcję jedzenia to nie drogo
Nie narzekaj, Ania- zapłaciliście tyle, co my płacimy w Polsce, ino u nas zarobki dużo niższe. U nas na Festiwalach Food fajne jest to, że mamy też duży wybór zdrowego, regionalnego jedzonka, bardzo wymyślne łączenia produktów, więc chętnie chodzę :)
UsuńJakby mi smakowalo, to bym nie gdakala, ale ze bylo niedobre, to i za drogie. :)
UsuńU nas tez byly jakies zdrowe stragany, wegetarianskie, weganskie, swiezo robione soki, smoothie i takie tam.
Czyli Toyka jak nasz Lizak nie lubi tłumów i hałasu. Co do cen to chyba na rozumy się pozamieniali. W niedzielę był u Wędkarza i Zaczytanej festiwal jedzenia regionalnego. Wstęp za darmo, żarełko za darmo tylko nie próbowałem bo zazwyczaj jest ono słabo doprawione a czasami niedopieczone.
OdpowiedzUsuńNo prosze! Mozna? Mozna! Jakby ta niedoprawiona ryba byla za darmo, slowa bym nie powiedziala.
UsuńA pankowalski co serwował??
OdpowiedzUsuńoraz miałaś okazję spróbować szarańczy ))
A jakies pierogi i takie tam podobne. Normalnie pewnie bym sie skusila, ale w Polsce nazarlam sie tyle pierogow, ze mam na razie przesyt. :)
UsuńRobali nie sprobowalabym nawet za doplata, a za wlasna krwawice to wcale.
Nie przepadam zbytnio za takim jedzeniem( naklepie mi smakuje, co ugotuję 😜), ale zawsze sie skusze na festiwalu foodtruckow na cos dla spróbowania.
OdpowiedzUsuńJa tez sie skusilam i teraz zaluje. Spodziewalam sie czegos lepszego.
UsuńU nas ostatnio zaczęły się mnożyć te festiwale food tracków. Jakoś tak na początku lata byłam zobaczyć, co to takiego. Co prawda za wstęp nie trzeba było płacić, ale tłumy były dzikie i stwierdziliśmy, że nie będziemy stać w tych koszmarnych kolejkach. Robali nie zjem,choć słyszałam, że wysuszone, np. szarańczę, mieli się na mączkę i robi się z nich jakieś potrawy. Coś takiego może bym i zjadła:D:D:D
OdpowiedzUsuńKolejek nie bylo, ale sprzedawcy tak sie spieszyli, ze szyszlyk slubnego byl w srodku niedopieczony, a moja ryba niedoprawiona. To raczej nie jest dobra reklama dla nich.
UsuńMimo wszystko jakas odmiana od codzienności byla :-) Oczywiście,ze na takich spędach ceny są z kosmosu,to norma.Ja osobiście nie przepadam za tego typu imprezami.Setki ludzi,smród spalonego tłuszczu z grilla,kolejki,rozdarte dzieci,tatusiowie z piwami,lansujące sie mamuśki....Nie,dziekuje...
OdpowiedzUsuńPewnie, ze dla odmiany i wyjscia z domu warto bylo to zobaczyc, ale drugi raz juz bym nie poszla.
UsuńAaaa dodatkowo jeszcze ohyda w postaci disco polo i można umierać....
OdpowiedzUsuńGralo cos tam, moze jakie german-disco czy cus. :)))
UsuńCzy na afrykanskim stoisku byla suya z kozy oraz fufu? w sumie tylko to pamietam i groundnut stew, co bylo o tyle ciekawe, ze elementem obowiazkowym bylo maslo orzechowe z dodatkowymi ziemnymi, pomidory, cebula. mieso zupelnie dowolne.
OdpowiedzUsuńCo do zielonego rzygu, to to jest bardzo smaczna rzecz w postaci PURE z groszku (rodzime pure jest z grochu a to z groszku). zmiksowane nierowno, z dodatkiem masla oraz smietany. baaardzo dobre, choc moze rzeczywiscie wyglada srednio (choc nie musi).
Takie imprezy to zupelnie nie dla pieskow - nawet bywajacych na takich rzeczach...mamy tu niedaleko, na starutkiej stacji metra, targ staroci co sobote i niedziele. sa one tez tematyczne (w sobote wiecej domowych antykow, tekstyliow, raz w miesiacu - farmers' market, kilka razy do roku - 90% to ksiazki. ale w sumie jedzenie jest co tydzien na 5-6 straganach. nasza psina zawsze wsuwala rozne uapdniete resztki, ale tak nerwowo, ze czasem trzeba bylo psu z gardla wyciagac kawal bulki z papiurem na przyklad, albo ciagnela jak dzika do jakiegos kaska, lapala ludzi w smycz jak nagle skakala w bok. nigdy jej ta nerwowowsc nie przeszla. a jak juz sie pomeczyla, to siadala i patrzyla na nas....
Rzyga zjadlam, byl rzeczywiscie nienajgorszy, lepszy od tej ryby nieosolonej. A ja tak bardzo lubie ryby... Szkoda.
UsuńNa Toyke tez trzeba bylo uwazac, zeby nie zbierala upadlych resztek.
A jarmarkow mam dosc na dluzszy czas.
Rzeg z ulicy nie bedzie az taki dobry jak domowy ale nasze miejsce zarogiem z F&C jest lepsze niz 90% innych wszystkich. Ciekawe - maja dwie knajpy-wynoszarnie blisko siebie i w tej drugiej jest o niebo lepiej, ja nie kupuje w ogole frytek do mojej rypki, bo wiadro frytek dostanie slubny ze swojo rypko, to mu zabieram. Ciekawe dlaczego Twoja rypka byla nieosolona...a ppanierka choc chrupiaca?
UsuńMnei neci street food w Palermo...ale nie wiem, jak mozna uniknac kanapki ze sledziona...bo flaki jagniece, grylowane na patyku, w formie spirali to da sie rozpoznac i uniknac....
Do panierki nie mam zastrzezen, byla chrupiaca i ok.
UsuńOesu, ze sledziona? Flaki na patyku? Oesu!!! Co za zwyrole.
No i znowu stluczone jajeczko i obwiniana Toyka, a mialo juz nie byc ze jakies jajeczko zostaje na widoku.
OdpowiedzUsuńTakie festiwale z jedzeniem wszedzie takie same, a moglas sprobowac konikow polnych.
A w zyciu! Nawet gdyby mi doplacali, nie wzielabym tego do ust. Obrzydliwa jestem. :))) Slimakow, krabow, rakow, homarow, podrobow, flakow i wielu innych, podobno smakowitych potraw, nie zjadlabym nigdy w zyciu.
UsuńNo wiec ja zjem flaki i kaszanke, ale na tym sie koncza moje mozliwosci jedzenia dziwnych rzeczy. Pomijam to, ze nie jadam cieleciny, dziczyzny wszelakiej, jagnieciny, kaczki, krolika i unikam indyka. I to, czego Ty do pyska nie wezmiesz. w zagranicznych krajach, gdzie co krok to robactwo morskie, to mowie, ze jestem wegetarianka. jedyna bezpieczna opcja...a potem biore np we Wloszech szynke parmenska z melonem, a pozniej im wmawiam, ze JESTEM wegetarianka, rhehrhr
UsuńWszystko co wymieniasz probowalam i wiele innych, lubie ostrygi i rozne surowizny morskie. Zawsze tez dziwie sie ze mozna nie lubic duriana czy jego zapachu, bo sama bardzo lubie.
UsuńKrysia, oprocz indyka nie jadam wszystkiego, co wymienilas. Oraz von-trubek, cynaderkuf. Owocow morza, osmiorniczek czy muszelek takoz. Mnie nielatwo nakarmic.
UsuńAle juz wiem, ze u Ciebie moglabym spokojnie jesc. :)))
Mari, az musialam poleciec do wujka G. i spytac, co to ten durian i obawiam sie, ze tez nie dla mnie, bo ja jadam nosem i jak cos mi zapachowo nie lezy, nie tkne.
UsuńOstrygi? NA SUROWOOOO??? NEVER !!!
Fish and chips to nie najlepsza jednak potrawa. Chociaz w restauracjach nawet i zjadliwa. Ja to bym sobie takiego szaszlyczka zjadla. Ale te robaki, fuj, fuj fuj. Ktos to w ogole kupowal?
OdpowiedzUsuńA co ten Pan Kowalski dawal?
Kowalski mial jakies pierogi, nie przygladalam sie z bliska, tylko widzialam na afiszu. Zdziwilabys sie, jak wiele osob widzialam z tymi robalami na tackach, no pelna dekadencja i przesyt szynka i schabowymi. Znajomego spotkalam i tez to zarl, a co wiecej, stwierdzil, ze to znakomity pomysl na sytuacje kryzysowa. :)
UsuńBardzo lubie festiwale zarcia:))) Ale faktycznie ceny zawrotne i jak do tego jeszcze to zarcie nawet nie doprawione to juz kicha... chociaz kiche tez sie da doprawic;) W sobote wracajac z pikniku przejezdzalismy w jednym miasteczku akurat obok takiego festiwalu tym razem arabskiego jedzenia i bardzo chcielismy sie zatrzymac, ale juz nie bylo gdzie zaparkowac.
OdpowiedzUsuńNo i nie bardzo rozumiem dlaczego u Was odwiedzajacy placa za wstep? to sie zupelnie mija z wszelka przyzwoitoscia. U nas sprzedajacy placa jakas tam oplate za miejsce na ktorym moga ustawic stoisko, w koncu to oni zarabiaja sprzedajac czy to jedzenie czy tez inne produkty. Tak jest zawsze na kazdym festiwalu ulicznym. Co innego jak w wydarzaniu biora udzial np. znani w calym kraju szefowie kuchni, wtedy placi sie dosc slono za wstep ale juz bardzo symbolicznie za jedzenie.
No wiec mnie tez sie naiwnie wydawalo, ze skoro festiwal, to powinno sie zachecac klientele, zabiegac o nia, a nie zdzierac za niedopieczone albo niedoprawione zarcie. Wiecej tam na pewno nie pojde.
UsuńZauwazylas, ze myslalam na festiwalu o Tobie. :)))
Byłam tylko raz na takiej imprezie i też nie trafiliśmy na super jedzenie. Jednak nie płaciliśmy za wstęp! No bez przesady...
OdpowiedzUsuńNie dosc, ze placilismy za wstep, to jeszcze mi torebke sprawdzali na obecnosc nozy, gazow pieprzowych i innych armat. :(
UsuńWe Flensburgu było za darmo, ale żadne jedzenie nas nie kusiło, za to J. wypił pyszną kawę od tego Holendra https://www.facebook.com/Ekafe.nl/
OdpowiedzUsuńNo wiec jest to po prostu skandal, zesmy musieli w ogole placic. :(
UsuńJestem Ciekawa czy było tam jedzenie dla wegetarian.Ale imprezka fajna.No i wygląd niektórych stoisk również.
OdpowiedzUsuńByla jedna buda, Gosiu, ale nie zagladalam.
UsuńZjedzone czesciowo jajeczko przypomina potluczona rzezbe :)
OdpowiedzUsuńNa zarcie uliczne nikt mnie nie namowi!
Sliczna, znudzona Toyka :)
Murzyn w jeansach???
No i po co czas stracilas i forse wydalas? :)
No wlasnie sama sie zastanawiam, po co. Moze dlatego, ze wszystkiego trzeba sprobowac w zyciu?
UsuńWszystkiego nie da sie! Musisz wybierac :)
UsuńMialam na mysli, ze trza sprobowac bytnosci na takim goopim festiwalu. :)))
UsuńDo tej pory nie byłem jeszcze na takim zlocie jedzeniowo-rozrywkowym. Jedynie co to latem zjadłem obiad w budce serwującej dania kuchni żydowskiej.
OdpowiedzUsuńTo mam nadzieję na zebranie dużej ilości posiłków dla zwierzaków. :)
Pozdrawiam!
Mozaika Rzeczywistości.
Pewnie, ze lepiej klikac, przynajmniej jakis z tego pozytek. ;)
Usuń