Zyjac tutaj tak dlugo i majac wiele kontaktow z ludzmi roznych narodowosci, poczynilam pewne spostrzezenia, ktorymi sie podziele. Ich sens dotarl do mnie jednak dopiero po przeczytaniu posta Jagody. Pozno, prawda? Ale podobno na madrosc nigdy nie bywa za pozno.
To, co przez lata mnie i nie tylko, jedynie denerwowalo, okazalo sie w efekcie calkiem logiczne i naturalne, choc ze strony samych zainteresowanych jedynie intuicyjne i napedzane tradycja, niz przemyslane i robione celowo. Juz wyjasniam.
Roznica kultur, naszej zachodniej i muzulmanskiej, przeklada sie rowniez na postrzeganie rodziny i tzw. zycia rodzinnego. Roznice sa ogromne. Przyklad? A chocby oddzial polozniczy w szpitalu, gdzie w jednej sali leza dwie kobiety roznego wyznania. Do chrzescijanki przyjda rodzice, tesciowie, moze rodzenstwo, ale wszyscy osobno, bo zdaja sobie sprawe, ze kobieta jest zmeczona, niewyspana, chce pobyc z dzieckiem sam na sam. Wpadaja na kilka minut, przyniosa kwiaty, jakies smakolyki i wychodza. Inaczej jest z muzulmanka, do ktorej przychodzi 10 osob naraz albo i wiecej i siedza u niej od rana do nocy. Gwar, wrzaski, smiechy, wspolne jedzenie przyniesionych przez rodzine potraw. U nich to calkiem normalne, ale maja szczescie kiedy trafia na wyrozumiala chrzescijanke, w przeciwnym razie sa skargi i personel ich wyrzuca, bo to w koncu szpital, a nie piknik w lunaparku. Podobnie zreszta bywa u innych chorych, niekoniecznie poloznic. Moja znajoma jest pielegniarka i czasem opowiada zabawne albo budzace groze zdarzenia dotyczace wlasnie muzulmanow. Bo co powiecie, kiedy babcie trzymaja o glodzie przed czekajaca ja nastepnego dnia operacja, a rodzina sie lituje, pasie ja tlustymi kebabami, zeby babci w brzuchu nie burczalo i rzecz jasna, nikomu o tym nie mowi, a babcia prawie schodzi podczas operacji?
Pisalam juz kiedys, ze jak czekalam na ostrym dyzurze z kolka nerkowa, pol poczekalni okupowala rodzina, na oko arabska. I niewazne, ze ojciec byl juz na SORze, pod opieka lekarzy. Oni wszyscy czekali w tej poczekalni, starzy, mlodzi, male dzieci, glodne i spiace. Godzinami. Czekali, byli z nim razem, choc on nawet o tym nie wiedzial. Kiedy ja w koncu doczekalam sie na SOR, moj slubny po prostu pojechal do domu, bo co mial tam robic? Ale dla nich takie spedy sa calkiem normalne.
Ich dzieci, czesto dorosle, tez nie wyprowadzaja sie tak szybko z domu, raczej dopiero wtedy, kiedy same zakladaja rodziny, chociaz tutaj nie mialyby problemu ze znalezieniem samodzielnego mieszkania. Zauwazylam, ze tam dzieci sa prawdziwym skarbem i tak, jak to opisywala Gorzka Jagoda, opiekuja sie nimi wszyscy, blizsza i dalsza rodzina. W ogole oni bardzo sobie pomagaja, wspieraja sie, bywaja ze soba jak czesto jest to mozliwe. Ich wiez rodzinna jest naprawde wzorowa, choc oczywiscie wszystko dzieje sie na ich tradycyjny sposob, kobiety i mezczyzni osobno.
Bylam kiedys na weselu, tego nie da sie opisac, jest smiesznie i strasznie momentami, ale ta ich wiez jest tak silna, ze prawie fizycznie widoczna. Mimo, ze bylismy z czescia rodziny zaprzyjaznieni, ze wszyscy byli w stosunku do nas bardzo uprzejmi, bylismy tam obcy.
Znow rozpisalam sie jak nawiedzona, a mialabym cos jeszcze do dodania, ale moze juz innym razem.
Hmmm, silne wiezi rodzinne, czzy silna kontrola rodzinna? Po tym, co opowiadal mój maz, który przez prawie 10 lat zyl na codzien i pracowal po 12 godzin/dziennie z tubylcami w Arabii Saudyjskiej, raczej bym posadzala o to drugie, przynajmniej tam.
OdpowiedzUsuńSaudi to calkiem osobny rozdzial, tam do niedawna kobietom nie wolno bylo prowadzic samochodow. A ja nie pisze o fanatykach z burkami i brakiem jakichkolwiek praw. Porownaj katolika z Niemiec i Polski, ten ostatni to katotalib. ;)
UsuńLubie czytac takie ciekawe historie z zycia wziete, a szpital i odwiedziny to tematy bardzo specyficzne ale 'bliskie' mi, bo duzo czasu spedzalam w szpitalach, czasami bylam w pojedynke ale najczesciej pokoj byl 2 osobowy, wiec troche tego zycia rodzinnego poznalam, roznych narodowosci.
OdpowiedzUsuńCzy Twoje spostrzezenia sa zgodne z moimi w kwestii rodzin muzulmanskich?
UsuńTak, zawsze przychodzili licznie, z malymi dziecmi i obsiadywali lozko na wiele godzin.
UsuńStrasznie zaklocaja spokoj innym chorym, ale najczesciej nikt nie reaguje w imie poprawnosci politycznej.
UsuńTak, silne więzi rodzinne to cos, czego my możemy pozazdroscić tym egzotycznym nacjom. Bo to nie tylko muzułmanie. Hinduisci i buddyści też uważaja rodzinę za cos najwazniejszego. Rozmawiałam kiedys z pewna Filipinką na en temat. U nich nie ma emerytur i naturalne jest, że rodzina opiekuje sie starszymi do końca mieszkajac z nimi i dzieląc sie wszystkim.To inna kultrua, inne obycaje - na pewno duzo z nich jest dla nas niezrozumiałych i irytujacych, ale akurat zżyte, wielopokoleniowe rodziny to skarb, którego nam zaczyna bardzo brakowac.U nas zanikaja wszelkie autorytety. Starzy? Na śmietnik. Tylko młodzi sie licza...
OdpowiedzUsuńGorzkie spostrzezenia, ale bardzo prawdziwe.
UsuńWczoraj pisalam, ze z babcia mieszkali jej rodzice, oni tez nie mieli emerytur. Pradziadka wywlaszczono po wojnie i wyrzucono z wlasnego domu. Najpierw mieszkali u syna, babci brata, pozniej dziadkowie zdecydowali wziac ich do siebie i tam juz zostali do smierci.
Akurat dwa przykłady ze szpitala nieobce są także w naszej kulturze. Miałam sama okazję sprawdzić po porodzie, jak liczne są rodziny i jak mogą długo i hałaśliwie się zachowywać. Widziałam też, jak kobiety w nocy przed operacją się obżerają, no bo przecież zgłodnieją. Na nic były moje sugestie. One wiedziały lepiej...
OdpowiedzUsuńTo moze teraz, bo za moich czasow odwiedziny w szpitalach w Polsce byly dwa razy w tygodniu po dwie godziny i ograniczone bodaj do dwoch osob. I byl swiety spokoj.
UsuńW Izraelu dzieci są bardzo samodzielne. Jest nawet pejoratywne okreslenie zbyt troskliwej matki: polska mama. Moze też z powodu kilkuletniego wojska więzi są znacznie silniejsze z zakładaną przez siebie rodziną niż z rodzicami. My z kolei jesteśmy typem muzułmańskim:)
OdpowiedzUsuńW Polsce raczej jest dosc silna wiez z rodzicami, nawet doroslych i nawet starzejacych sie dzieci. I ja mysle, ze to dobrze.
UsuńMieszkałam z rodzicami i babcią, pamiętam odwiedziny ciotek i brata babci, jakoś to było naturalne, chociaż czasem wpadali zupełnie nie w porę. Jak leżałam w szpitalu przychodził tylko mąż, dzieciom zabroniłam, te parę dni nie musiały mnie oglądać z rurkami w szyi, ale do pacjentki w tej samej sali przychodziła rodzina, siedzieli w kurtkach, gapili się, przeszkadzało mi to.
OdpowiedzUsuńTakich więzi jak opisałaś u nas chyba nigdy nie było, chociaż wielopokoleniowe rodziny mieszkały pod jednym dachem i tego szkoda.
Taka byla socjalistyczna rzeczywistosc, ze przy wielkim deficycie mieszkan mieszkalo sie na kupie latami. Pewnie inaczej byloby, gdyby mlode malzenstwa mogly sie wyprowadzac z domu rodzinnego zaraz po slubie. Mysle tez, ze w tych krajach, ktore jeszcze kultywuja zycie na kupie pod jednym dachem, tez jest to spowodowane brakiem mozliwosci wyprowadzki. Z jednej strony dobrze, z drugiej nie.
UsuńPisz, Panterko o swoich spostrzeżeniach, bardzo to ciekawe. O tym weselu napisz :)
OdpowiedzUsuńTak u nas jest, starsi na śmietnik, liczą się tylko młodzi, którzy wszystko i wszystkich mają gdzieś. Piszę to w kontekście szukania pracy np. Mój zaawansowany wiek doceniły dopiero panie dyrektorki obecnej szkoły. Mimo, że do szkoły już niekoniecznie chciałam iść pracować.
Gdyby mój mąż wszedł do tej firmy, w której pracuje, ot tak z ulicy i chciał się zatrudnić, to też nikt by z nim nie rozmawiał, bo od razu by go skreślono - taki stary?? Wiem to na pewno - nie pytajcie, skąd.
W czasach komuny też się rodziny i znajomi wspierali, a teraz wszystko się posypało. No prawie wszystko.
Tak, mieszkanie z rodzicami, czy dziadkami ma swoje minusy i jak wszyscy są upierdliwi, to życie staje się koszmarem. A z drugiej strony ...taka kwadratura koła.
Rodziny sie wspieraly, ale tez czesto bylo tak, ze ci z awansu spolecznego wrecz wypierali sie matki-chlopki, bo to byl wstyd. Kiedy mieli przyjsc goscie, matka musiala opuscic mieszkanie i najczesciej ten czas przesiadywala w kosciele.
UsuńA ze teraz ludzie sie nie wspieraja? Politycy sklocili narod, bo latwiej jest manipulowac. Gdyby narod sie zjednoczyl (jak wtedy przeciwko "Komunie"), mogloby to dla rzadzacych stac sie niebezpieczne.
A to też prawda. Sytuacja z filmu "Dom" nie została z palca wyssana.
UsuńNaród ma tak w mózgach wybełtane, że tylko cud może nas ponownie zjednoczyć. Tak ogólnie mówię, bo ja np. aż tak bardzo wybełtane nie mam i umiem odróżnić ziarno od plew - w większości, oczywiście, bo pomylić zawsze się mogę.
W Niemczech mowi sie, ze dwoch Polakow to trzy swiatopoglady. Cos w tym musi byc. :)
Usuńmyślę, że teraz w dużej części rodziny sa rozproszone
OdpowiedzUsuńmieszkają w różnych miastach, krajach, kontynentach nawet
jak zachoruje babcia to się okazuję, że mało osób mieszka blisko i niewiele przyjdzie w odwiedziny
Ano niestety, w poszukiwaniu lepszego zycia, pracy czy "za mezem" ludzie laduja w odleglych miejscach na swiecie, skad nielatwo czesto rodzine odwiedzac. I tak powoli zwarta rodzina z jednego domu czy miasta, tak jest rozparcelowana, ze malo kiedy da sie wszystkich sciagnac w jednym terminie.
UsuńCo do szpitala, to ja doswiadczylam czego odwrotnego, do tej pory mi sie w glowie nie miesci. Mialam kiedys operacje i musialam zostac w szpitalu ponad dwa tygodnie. I przez te cale dwa tygodnie nie widzialam swoich dzieci, bo ich tatus uwazal, ze szpital to niemiejsce dla dzieci. Nie widzialam nikogo, bo tatus nikomu nie powiedzial, ze bylam w szpitalu. Jego ledwie widzialam kilka razy, bo przeciez "mialam opieke" a jesc i tak nie moglam, to po co bedzie przychodzil. Jak mi wtedy bylo przykro, to tylko ja wiem.
OdpowiedzUsuńNo i dobrze, zes tatusia poslala w diably, mocno sobie na to zasluzyl. Moj bywal u mnie co najmniej raz dziennie, dzieci rzadziej, ale bywaly. A jedyna osoba, ktora nie wiedziala, ze jestem w szpitalu, byla moja mama, bo nie chcialam jej denerwowac.
UsuńMoże i męczące jest w szpitalu dla innych pacjentów takie zachowanie Muzułmanów. Jednak chory czuje wsparcie rodziny i nigdy nie jest sam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo prawda, to jest wlasnie to, o czym pisala Jagoda. U nich to wsparcie jest po prostu wpisane w zycie i nie jest niczym niezwyklym.
UsuńSilne wiezy rodzinne?
OdpowiedzUsuńOczywiscie TAK, jak najbardziej... pod warunkiem, ze nie sa okupione brakiem wolnosci.
Niestety tak sie sklada najczesciej, ze silne wiezy rodzinne oznaczaja glownie prawo do wtracania sie, krytykowania, dyktowania co jak i kiedy robic?
Jesli na tym polegaja wiezy rodzinne to ja wysiadam i nie chce miec rodziny.
Mamy dorosle dzieci mamy wnuki i jeszcze nigdy przenigdy nie przyszlo mi do lba radzic (bo wiem lepiej, bo przeciez sama kiedys wychowalam itp.)
Natomiast zawsze jestem wdzieczna jak pozwola nam sobie pomoc ale tez zawsze pytamy "jak chcecie zebysmy to zrobili?" bo to ma byc tak jak oni chca a nie jak ja wiem:)))
Podobnie z Tatkiem, ktory ma 90 lat jest samodzielny i pozwalamy mu byc samodzielnym, zreszta mieszkamy tak daleko, ze nawet gdybysmy chcieli to nie mamy mozliwosci. I kto wie czy to wlasnie nie dlatego, ze on musi sam o siebie zadbac, sam podjac swoje wlasne decyzje jest taki samodzielny i ciagle bardzo sprawny umyslowo.
Owszem jak czegos nie wie to nas pyta, a my odpowiadamy bez narzucania naszych madrosci.
Ale sa rodziny jak nie przymierzajac moja, w ktorej kazdy wie lepiej szczegolnie jak sie zyje w Ameryce:)) A juz najlepiej wiedza ci co tu nigdy nie byli, ale przeciez MUSZA sie wtracic.
Przy takiej rodzinie odleglosc oceanu juz nie wystarcza w dobie techniki i mozliwosci napadania z dobrymi radami.
Ja tez przyjelam taka zasade, ze sluze rada i pomoca, kiedy mnie o to bestie poprosza. W zyciu nie wylatam przed szereg, co nie znaczy, ze nie mowie wprost, kiedy cos mi sie nie podoba.
UsuńCo do mamy, to wolalabym jednak miec ja blizej, zeby w razie czego nie stawiac calego zycia na glowie i gnac przez pol Europy z pomoca. Ale nigdy pod jednym dachem. :)
Też jestem ciekawa tego wesela. A co do szpitala to wiele zależy od mentalności ludzi. Bo znam sytuacje, gdzie ludzie zachowywali się jak opisani przez Ciebie muzułmanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie ma o czym pisac, nieprzebrane tlumy ludzi, duzo ichniej beczacej muzyki, tabuny bachorow, strzelanie, takie tam. :)
UsuńCzyli standard :)
UsuńA jednak troche egzotyczny dla nas. :)
UsuńI w sklepach są zawsze całymi rodzinami (ja te rodziny nazywam wycieczkami, bo pogłowie jest wstrząsające).
OdpowiedzUsuńBoss kroczy zawsze na przedzie, lapy w kieszeniach i bawi sie jajami, a Szeherezada obladowana pakunkami i bachorami drepce trzy kroki za nim.
UsuńCzęsto gęsto jeszcze jest z nimi matka, tylko nie wiem, czyja.
UsuńOraz cala czopka kuzynow i pociotkow.
UsuńAaaaa, takie obrazki widze prawie codziennie. Wprawdzie nie muzulmanie, ale tez ciemne i przerazajaco stadne. Szczerze mówiac nie wiem, co gorsze.
OdpowiedzUsuńNie muzulmanie? To kto?
UsuńCyganskie klany :(.
UsuńTych tez tutaj pelno, ale sa w miare ucywilizowani.
UsuńNaszym do ucywilizowania sie jeszcze baaardzo daleko...
UsuńPodobnie jak polskim czy czeskim, tamci zyja gdzies na marginesie spoleczenstwa.
UsuńPrzypomniałaś mi dawne czasy. Pracowały u nas w firmie Romki, były dozorczyniami, w dniu wypłaty przychodzili z nimi mężowie, którzy nigdy nie zhańbili się pracą, bo po co.
OdpowiedzUsuńAle pieniadze zarobione przez zony im nie smierdzialy?
UsuńNo właśnie co kraj to obyczaj.Ja żyją z Czechem,który jest Romem.Może już kiedyś o tym pisałam.Oni też są bardzo rodzinni.Ale też jest różnica między Romami w Polsce a w Czechach.Na przykład u nas w Polscy jak Rom umrze to oni śpiewają i jedzą posiłki na cmentarzu.W Czechach tego zwyczaju u nich nie ma.W bramie mojej siostry mieszkali Romowie.Kiedyś im ktoś umarł to stoły były poustawiane na klatce schodowej od parteru do drugiego piętra.świętowali trzy dni.
OdpowiedzUsuńNasi tez stypuja, poki wodki wystarczy. ;) Ale zeby trzy dni i na schodach, to nie slyszalam. W Niemczech tez jest sporo Cyganow, znam nawet osobiscie kilkanascie osob, calkiem sympatyczni i chyba juz bardziej niemieccy niz cyganscy, bardzo czysci i nie wygladajacy na Cyganow. Ale faktycznie, sa bardzo rodzinni.
UsuńTrochę podróżowałam po muzułmańskich krajach i może dlatego nie mam żadnych uprzedzeń. Tak żyją, stadnie, opiekują się sobą nawzajem, już dzieci niańczą młodsze rodzeństwo. Wieczorem wychodzą i rozmawiają z sąsiadami, życie się toczy na ulicy. Nie podoba mi się pozycja kobiety, no ale czy w Polsce jest duzo lepiej? Kobietom wolno wiele, np. na równi z mężem zarabiać, a potem drugi etat w domu. Tkwimy w patriarchacie, tylko ten muzułmański bardziej jaskrawy. Są inni, ale chociaż nie oberwałam nigdzie za kolor skóry.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe spostrzeżenia obyczajowe, Pantero, z przyjemnością poszukam cz.1.
Otoz to! Najbardziej nad niedola muzulmanek biadaja Polki, a przeciez nie wszystkie kobiety sa bite w rodzinie. Sa dobrzy i zli mezowie, tu i tam, bez wzgledu na kolor skory i wyznanie. Natomiast obie religie sprowadzaja kobiety do wlasnosci meza, inkubatora i pomietla.
UsuńTwoj opis szpitalnego towarzyszenia chorym to wypisz wymaluj Wenezuela, tam jest dokladnie tak samo , a Wenzuelelczycy to nie muzulmanie...podejrzewam, ze jest to zwiazane z poludniowym temperamentem...
OdpowiedzUsuńByc moze, bo Wlosi czy Hiszpanie podobnie postepuja, tam tez zycie rodzinne jeszcze istnieje. W szpitalach tez. :)
UsuńSłyszałam o tym zżyciu rodzin arabskich, że jest faktycznie silne. To zupełnie inna kultura, trzeba w tym wyrosnąć. My mamy jednak inne wzorce, inną przeszłość. Takie wspólne przeżywanie wszystkiego ma wiele plusów, ale może być tylko naturalne, nie da się tego jakoś narzucić później. Albo jest, albo go nie ma.
OdpowiedzUsuńPodobnie jest u innych nacji, Zydzi tez sa znani z duzych wielopokoleniowych rodzin i silnej swiadomosci narodowo-religijnej. Podobnie inne narodowosci.
UsuńTo tylko swiat zachodni odchodzi od wielodzietnosci i wielopokoleniowosci, a ja nie wiem, czy to akurat dobrze dla narodu.