Film, jak wiadomo, to jedna wielka iluzja. Co na ekranie wyglada prawdziwie, jest tylko rekwizytem. Nasze bogate suknie byly na przyklad uszyte z bistoru, praktyczne, latwe w praniu, nie wymagajace prasowania i niezle imitujace drogie tkaniny z tamtych czasow. Inne rekwizyty tez calkiem zgrabnie udawaly to, czym w rzeczywistosci wcale nie byly. Wielkie metalowe stojace swieczniki zrobione byly z drewna i tak pomalowane, ze do zludzenia przypominaly metal.
Byla na planie starsza juz aktorka, Maria K. Za wszelka cene starala sie zaistniec. W kazdej scenie dodawala cos od siebie, w nadziei, ze uczyni ja bardziej dramatyczna. Niejednokrotnie Krolikiewicz z anielska cierpliwoscia prosil ja, zeby trzymala sie scenariusza. Dyskusje trwaly, opozniajac zdjecia, jedno przekonywalo drugie do swoich racji. W koncu padal glowny argument:
- Marysiu, kto tu rezyseruje?
Marysia, sfochana wielce, stosowala sie do zalecen z widoczna niechecia, jednak nie rezygnowala w nastepnych scenach z prob ich ulepszenia na wlasna modle.
Az nadszedl dzien, kiedy Marysine dramatyzowanie o malo nie doprowadzilo do tragedii. Scena byla taka, ze po napasci Tatarow na zamek i wyrznieciu w pien mezczyzn, dzikusy zabieraly sie za nas. A my, dzielne niewiasty, nie chcac tanio oddawac swej cnoty, walczylysmy z poganami, czym sie dalo. Marysia walczyla swiecznikiem, drewnianym wprawdzie, ale dostatecznie ciezkim i twardym, zeby zrobic krzywde. Zeby ona, ta Marysia, zechciala krzywdzic Tatarow, co bylo w scenariuszu, nie widzialabym przeciwwskazan. Ale Marysia musiala role udramatyzowac do granic wytrzymalosci i tak sie rozegrala, tak wywijala orezem swiecznikowym, ze w koncu musiala w cos przydzwonic.
Na drodze Marysinych wyczynow znalazla sie moja glowa. Zanim zdazylam poczuc bol z tylu czaszki, juz osunelam sie z naleznym wdziekiem na komnatowe posadzki, po drodze obejrzawszy cala mape nieba oraz te niewidoczne galaktyki. Marysia nawet nie raczyla zauwazyc, ze prawie pozbawila mnie zycia, grala dalej w wielkim ferworze, krzyczac i nie zaprzestajac cwiczen szermierczych smiercionosnym swiecznikiem. Rezyserowi tez pewnie spodobaly sie te nieoczekiwane efekty specjalne, bo nie przerywal ujecia.
Kiedy sie skonczylo, z planu zwiozla mnie dyzurujaca na stale karetka pogotowia.
O matko, a ja myślałam, że niebezpieczne zawody to strażak, albo policjant! Powiedz chociaż czy w końcu przeprosiła ona i reżyser? No i mam nadzieję, że dali Ci satysfakcjonującą premię, albo zapłacili dodatek za szkodliwe warunki pracy! :)
OdpowiedzUsuńChyba zartujesz! PANI aktorka bedzie przepraszala JAKAS tam panienke? PAN nawiedzony rezyser JAKAS epizodystke? Nie bylo takiej opcji. Zreszta oni chyba nawet tego nie spostrzegli, a ja tez specjalnie nie chodzilam sie uskarzac. Placone mialam za dzien zdjeciowy i to zaplacili, nic wiecej. Pozniej tylko nosilam wielkiego guza pod warkoczem :)))
UsuńNo to widzę, że z miesiąca pracy na planie mogłabyś napisać książkę tyle tam przygód było! :)))
OdpowiedzUsuńMialam szczescie, bo nie tylko zaliczylam filmowa przygode, ale jeszcze kilka pomniejszych. Na ksiazke jest chyba jednak za malo materialu, ale jak widac, kilka postow sie napisalo.
UsuńNiektórym zawsze wiatr w oczy wieje ale tylko wybranych zdzieli świecznikiem w głowę aktorski ferwor :)
OdpowiedzUsuńMyslisz, ze mialam dodatkowa role wybranca?
UsuńNie wiem ale status przebranca to pewne.
UsuńPo namyśle - byłaś wybrańcem bo cię w jasyr nie wzięli ale na pogotowie:)
UsuńDostać od "gwiazdy", świecznikiem w głowę...toż to zaszczyt niebywały, a Ty zupełnie nie doceniasz, że Cię palec boży...znaczy świecznik filmowy w głowę dotknął.
OdpowiedzUsuńJesli patrzec na to z takiego punktu widzenia, to faktycznie zaszczyt mnie spotkal niebywaly. :)))
UsuńSzkoda, że jej nie oddałaś w innej scenie ;)Ciekawe, czy pan reżyser też nie przerywałby ujęć ...
OdpowiedzUsuńA co ja bede babcie katowac, mam litosc. Poza tym nie bijam slabszych :)))
UsuńŁadnie mi słabsza ;) :))))
UsuńNo z bronia to kazdy potrafi byc silniejszy! ;)
UsuńJak się cieszę, że przeżyłaś i jesteś z nami, hip hip, hura!
OdpowiedzUsuń:)
Skonczylo sie na guzie, jak w kreskowkach :)))
UsuńZ tym, ze nie mam gwarancji, ze uderzenie nie pozostawilo dlugoterminowych szkod na intelekcie, to sie jeszcze okaze.
No co Ty - intelekt masz ok. To gwiazdunia jedna ... Ja bym lekko oddała , albo podstawiła nogę - ona nogę by złamała i może Ty byś dostała jej rolę i została gwiazdą.
UsuńNie moglabym dostac Marysinej roli, bo wowczas bylam na nia stanowczo za mloda ;) Poza tym nigdy nie marzylam, aby zostac aktorka, pisalam juz przeciez, ze ja jestem dziwna. A moze to wlasnie sa te nastepstwa? :)))
UsuńMatko, kochana! Ale przygoda! Dobrze,że z życiem uszłaś!
OdpowiedzUsuńPanterka, jeszcze raz dziękuję serdecznie, Ty wiesz za co!!!!!
Zlego diabli nie biora ;)
UsuńBuziaki!
UsuńPrzeciez to Ty sama przeprowadzilas skuteczna akcje pozbywania sie zarazy ze swojego bloga, ja nie umialam Ci pomoc. To Ty jestes bohaterka!
Usuńjejku, a co to za akcja? Umieram z ciekawości!
UsuńJuż wiem :))
UsuńPantero, przecież Ciebie z Tatarem chyba nie tak łatwo pomylić hę?
OdpowiedzUsuńNooo raczej roznilismy sie od siebie, oni nie mieli takiego pieknego warkocza. Tyle, ze Marysia bila na oslep.
UsuńO matko, nie ma to jak nadgorliwiec...
OdpowiedzUsuńDobrze,że przeżyłaś...
Jakby na to nie patrzec, zabic mnie mogla...
Usuńmasakra! Mogłaś zejść z tego świata ale film ważniejszy... brak słów.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej mam Wam o czym pisac ;) Zycie byloby nudne, gdyby nie te male ryzykowne zdarzenia.
UsuńTy chyba nie szczęście miałaś, tylko pecha! Piankowy śnieg, a nawet przygoda z koniem to przy tym świeczniku pestka!
OdpowiedzUsuńNinka.
Nooo, chyba moj aniol-stroz skutecznie strzegl mnie przed najgorszym.
UsuńGdyby nie te przygody, o czym ja bym Wam pisala? ;)
Jak wspomniałaś,jest co wspominać:)Głupota i gwiazdowanie to nieodłączny element życia,bywa i tak:)
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze nasza Hollylodz sie skonczyla...
UsuńKariera wymaga poświęcenia :)), ale widzę, że nie poszłaś tą drogą.
OdpowiedzUsuńI wcale się nie dziwię :D
Ja sie do takiego zycia nie nadaje, trema by mnie zabila.
Usuń