... czesto wracam we wspomnieniach do tamtych lat, tamtych gwiazdek, kiedy jeszcze moj dzieciecy swiat byl taki bezpieczny, beztroski. Dla mnie byly to podwojne swieta, te normalne i to, ze moglam przez czas ferii znow byc u babci. Ona zawsze miala dla mnie czas. We wczesniejszych latach nie moglam sie wprost doczekac i na dlugo przed wyjazdem do Warszawy upewnialam sie, czy na pewno zabierze mnie na ulice Miodowa, zebysmy mogly obejrzec ruchoma szopke, ktora byla dla mnie wielka atrakcja. Chocby nie wiem jak bardzo zajeta, na to babcia zawsze znajdowala czas. Pozniej doroslam na tyle, ze szopka przestala mnie fascynowac i juz nie marudzilam babci, zeby w srodku swiatecznego armagiedonu tam ze mna jechala.
Najczesciej przesiadywalysmy obie w kuchni, gdzie babcia gotowala i piekla, ja zas wykonywalam prace pomocnicze. Glownie zas rozmawialysmy, sluchalam jej wspomnien, piosenek, wierszy. To ona zarazila mnie miloscia do Mickiewicza, znala bardzo duzo wierszy tego wieszcza i deklamowala je na moja prosbe do znudzenia. Znam je do dzisiaj, nauczylam sie ich wtedy ze sluchu, podobnie jak piosenek, zolnierskich i patriotycznych.
Wtedy jeszcze nie bylo mikserow czy kuchennych robotow, ciasta ucieralo sie drewniana palka w donicy, mak na makowce mielilo trzykrotnie w maszynce do miesa. Wszystkie prace trwaly dluzej niz dzisiaj. Babcia byla mistrzynia pasztetu, w ogole swietnie gotowala. Pamietam, ile roboty bylo ze sledziami, bo kupowalo sie je solone z beczki i trzeba bylo te sol jakos z nich wydostac, poprzez dlugotrwale moczenie w mleku, czy jakos tak. Byly chyba nawet nie wypatroszone, pamietam te jakies mlecze w srodku albo pecherze plawne, ktore pekalam przez nadepniecie.
Te nasze wspolne chwile, tylko we dwie, nasze niekonczace sie rozmowy... bardzo za tym tesknie.
Potem przyjezdzali rodzice, zeby spedzic z dziadkami i ze mna swieta i konczylo sie nasze blogie sam na sam. Byly za to inne atrakcje, prezenty, swiece na choince, wspolne spiewanie koled, rodzice tez bardziej swiateczni, wyluzowani, majacy wiecej czasu.
Zamieszanie trwalo krotko, wyjezdzali z powrotem do pracy, a my znow zostawalysmy we dwie. Nie bylo tez tak duzo roboty, wiec zwiedzalysmy Warszawe, odwiedzalysmy znajomych i rodzine.
Brak mi tego poczucia bezpieczenstwa, jej zapachu, opowiesci i rozmow... Od 26 lat nie moge sie do niej przytulic. W tym roku skonczylaby 106 lat...
Piękne wspomnienie. Takie chwile kształtują nas na całe życie. Mam podobnie, też jeździłam do babci, było pieczenie, śpiewanie kolęd i różne świąteczne rytuały.
OdpowiedzUsuńWtedy nie przyszloby mi do glowy ignorowac swiat, babcia dbala juz o to, zeby byly one prawdziwie magiczne.
UsuńWspomnienia...
OdpowiedzUsuńZ moja babcia i swietami to zupelnie inna bajka. Dopóki mieszkalismy razem (tak do 3 klasy podstawówki) babcia byla kobieta pracujaca, super dynamiczna i dosc zaganiana. Przed swietami dostawalam absolutny zakaz zblizania sie do kuchni pod grozba zakazu wychodzenia na podwórko, co w moich oczach bylo najstarszliwsza kara, jaka mogla wymyslic, a po przeprowadzce rodzicielka swieta po prostu raczej ignorowala. Tak wiec nie bylo mi dane zglebic tajników swiatecznego gotowania i chronilo od okolicznosciowego obledu :))).
Tylko wtedy nikt nie uznawal tego za obled, jak dzisiaj. A w sklepach nie bylo takiego wyboru, bywaly braki, wszystko sie zalatwialo, a mimo to te swieta byly inne i nie denerwowaly.
UsuńZawsze podkreslam, ze babci mam wiecej do zawdzieczenia niz rodzicom.
To podobnie jak ja...
UsuńAle to smutny temat i nie chce mi się go maglować...
A rodzeństwo mam przyrodnie tylko i bardziej bym polegała na narwanym(nerwowym) bracie, który miał problemy z alkoholem niż siostra, która twierdzi, że są typową "rodzinką.pl".
Osobiście stosuję zasadę matematyki-umiesz liczyć to licz na siebie.
Także czy masz rodzeństwo czy nie można porównać do tego, że kij ma dwa końce;).
I tym "kijowym" akcentem zakończę, bo czas mi spać po nocnym tyraniu.
Trzymsięjaksięda!
Trzymam sie, bo w moim wieku puszczanie sie nie przystoi. :)))
UsuńTakie wspomnienia czasu spedzanego z babcia sa bezcenne. Ja bylam b.mala jak babcia umarla, pamietam jak przyszedl telegram i jak moja mama bardzo plakala, balam sie i plakalam razem z mama.
OdpowiedzUsuńU mnie w domu sledzie to tylko tato i ja, mama i brat nie tkneli, wiec tato przygotowywal, w nocy sie moczyly w wodzie, rano byly patroszone, lubilam mlecz i ikre, oczyszczone do sloi z cebula i olej, a drugi z octem.
A teraz? Nawet porzadnego sledzia nie kupisz, tylko gotowe filety (dziekibogu). Uwielbiam sledzie, choc w tamtych czasach u babci nie lubilam i nie jadlam, bo cebula byla w srodku. :)
UsuńFilety sledziowe wcale nie sa takie smaczne jak sledzie mojego taty, na sledziach tez trzeba bylo sie znac, pamietam takie duze, one byly nawet tluste, zdrowy tluszcz.
UsuńA mam wyjscie? Musze leciec na filetach, bo porzadnych sledzi nie uswiadczysz, zreszta pewnie nie umialabym przyrzadzic.
Usuńteż mam piękne wspomnienia w podobnych klimatach, znaczy świątecznych ) zauważ, że nie ma w nich blichtru, chińszczyzny tylko tradycja ...
OdpowiedzUsuńNie ma. Jest sama kwintesencja swiat, choc nasza rodzina nigdy specjalnie religijna nie byla. A i w sklepach nie mialo sie takiego wyboru, troche trzeba bylo postac w kolejkach i zalatwiac produkty na swieta. Prezentow tez takich wypasionych dzieci nie dostawaly, raczej rzeczy praktyczne, ale radosc byla wtedy wieksza.
UsuńMam podobne wspomnienia zw. z Babcia i zal mi, ze to juz przeszłość:(
OdpowiedzUsuńMoja zmarla, kiedy bylam dorosla i plakalam jak dziecko na wiadomość o Jej śmierci...
Ja juz bylam w Niemczech, kiedy dostalam wiadomosc o jej smierci. Natychmiast pojechalam, ale znow nie zdazylam sie z nia pozegnac. Dobrze, ze choc latem bylismy w Polsce i zdazyla poznac swoja najmlodsza prawnuczke, te urodzona tutaj.
UsuńI tego - właśnie tego mi brakuje... Odkąd nie ma dziadków, cioteczek - nie ma świąt, jest kiczowata namiastka z reklamą Coca-Coli w tle...
OdpowiedzUsuńSwieta odeszly wraz z tamtym pokoleniem, zostala chinszczyzna.
UsuńPrzed chwilą rozmawiałam z Tobołkową. Tragedia jest...
UsuńCo sie dzieje?
UsuńZ matka jaja zdrowotne, tam zjeżdżają do domu na święta dzieciaki (syn studiuje w Polsce, córka w niemieckiej szkole policyjnej gdzieś chyba na północy), a tu, do Polski, trzeba jechać na zapalenie płuc i pokonać milion przeszkód, z samą matką na czele.
UsuńKurcze, radosne swieta sie szykuja Tobolkom.
UsuńZajebiście radosne. Tobołkowa w rozkroku, Tobołek w amoku, hej, kolęda, kolęda!
UsuńDo tego w tym tygodniu, jedna po drugiej, padły dwie diagnozy (druga wczoraj) dotyczące bliskich mi osób (odwiecznych przyjaciół rodziny), będące praktycznie wyrokiem... Noż do kurwy nędzy z tym cholernym światem...
Jak sie sypie, to seriami. Zawsze tak jest, bo jedno nieszczescie to za malo.
UsuńNormalnie nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Mało o ściany się nie pozabijam.
UsuńMnie nikt (na razie) nie umiera, a mam podobnie.
UsuńSama najchetniej bym odeszla.
Więc rozumiesz mnie bez slow.
UsuńMniej wiecej.
UsuńDobrze mieć miłe wspomnienia, to dodaje nam sił i nas kształtuje.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze ta magia świąt w naszym dorosłym życiu często znika :(
Nachalna komercja odebrala nam tamte swieta, tamta magie. Nie jest to kwestia wieku i doroslosci.
UsuńA ja dalej twierdzę, że święta mamy takie, jakimi je uczynimy. Owszem, wszechobecna komercja i chińszczyzna drażni, ale da się tego uniknąć, koncentrując się na innych rzeczach. Lubię święta, dla mnie nie straciły magii, choćby dlatego, że wiem zawsze, jakie będą; powtarzalność, pewne od lat stałe zwyczaje, nawiązanie do tego, co było, taki symbol trwałości, coś stałego w zmieniającym się świecie. Magia.
OdpowiedzUsuńNie da sie nie zauwazyc nachalnej komercji, reklam nawiazujacych do swiat juz we wrzesniu i tlumow w listopadzie-grudniu. Nie da sie, chocbys nie wiem jak starala sie skoncentrowac na meritum.
UsuńMagiczne wspomnienie...
OdpowiedzUsuńCzy ktoś będzie nas tak wspominał??...
Pewnie nie. Ja jestem pracujaca babcia, nie mam czasu ani nawet ochoty na zabawy z wnukami, za stara jestem.
UsuńI co znowu wrocil temat swieta, dzisiaj spotkalam sie z kolezanka Australijka i miedzy innymi rozmowa o swietach, rodziny sie schodza, zjezdzaja, bo tradycja trzeba byc razem, i podobno w ten czas swiateczny dochodzi czesto do sprzeczek, wrecz klotni, bo wcale im tak nie pasuje nagle byc razem.
OdpowiedzUsuńA to prawda, ten przymus bycia razem czesto prowadzi do klotni. Ludzie sa pomeczeni przedswiateczna bieganina, oczekuja cudow przy stole.
UsuńNie ma już z nami wielu tych, których tak kochałysmy, którzy tworzyli dla nas bezpieczna, basniową wręcz rzeczywistosć...Jesteśmy my, jako oparcie dla naszych rodzin, jako osoby potrafiace podtrzymać tradycję, czegos nauczyć, podzielić sie wspomnieniem i doświadczeniem. Wiele nadal od nas zalezy, bylebymy umiały oprzeć sie smutkom, zniechęceniu i niewierze w sens tego wszystkiego...
OdpowiedzUsuńKiedy ta niewiara mocno we mnie siedzi. Co jeszcze w ogole ma jakis sens?
UsuńJuz pokolenie moich rodzicow podwazalo sens, ale tradycja siedziela mocno, jeszcze ja z poczatku ja kultywowalam. Moje dzieci widza tego sensu coraz mniej.
Tak, ten brak sensu szerzy sie jak choroba, a człowiek tak bardzo pragnąłby mieć w czymś oparcie, czemuś zaufać, czemus zawierzyć - zwłaszcza w takich, jak teraz niepewnych czasach. Dlatego jeszcze raz powtarzam - mimo wszelkich zwątpień, mimo słabości, które nas toczą, próbójmy stać sie kimś takim przynajmniej dla najbliższych. Nie udawać przed nimi niczego, ale dawać im to ,co sami dostawalismy od naszych babć i mam. Dobro i poszanowanie tradycji objawiajace sie przynajmniej w jakiejś powtarzalnosci, w jakiś domowych ceremoniałach, w opowieściach i dobrych wspomnieniach...Sama nie wiem...Mysle, że chociaż same sobie zdajemy sie tak słabe i wyzute z nadziei, to musimy to w sobie krzesać dla najbliższych. Bo wzajemnie musimy mieć w sobie oparcie. Gdy oni są szczęsliwi, to i my, to działa w obie strony, naczynia połączone...Och, Aniu, tulę Cię mocno, bo to czasem wiecej znaczy niż nużące rządki zdań!***
UsuńMadrze prawisz, Olenko, czlowiek by chcial, ale trudno sily wykrzesac w tej wszechobecnej beznadziei. Jest jeszcze tysiac innych przeszkod, np. jezykowa, ktora bedzie sie poglebiac z wiekiem wnusi. Jak jej czytac Koziolka Matolka czy inne klasyki literatury dzieciecej? Ehhh...
UsuńMnie wychowywali Dziadkowie- przeżyli dwie wojny światowe (w czasie pierwszej brali ślub), w czasie drugiej stracili wszystko, a po wojnie ja im spadłam na głowę, bo się okazało, że moim rodzicom jakoś nie jestem potrzebna. Święta BN lubiłam i nie lubiłam jednocześnie- nie lubiłam bo wpierw pływał karp w wannie, potem widziałam go na talerzu i było mi niedobrze.Lubiłam, bo gdy się budziłam rano w wigilię przy łóżku stała lśniąca od anielskich włosów choinka. I wiedziałam, że wieczorem z pewnościa bezie dzwonek do drzwi, babcia lub dziadek wyjdą do przedpokoju, otworzą drzwi wejściowe a po chwili wrócą do pokoju z czerwonym workiem z prezentami.
OdpowiedzUsuńLubiłam też zawsze czas przedświąteczny, bo już w pazdzierniku zaczynałam razem z dziadkiem robić ozdoby na choinkę. A przez cały rok "polowało się" na kolorowe glansowane papiery, kolorowy celofan, "złotka" z czekoladek.
Niezapomniane też są pierwsze święta z naszym dzieckiem, gdy siedząc na rękach u któregoś z nas piszczało i wyciągało łapki do błyszczących bombek.
I dlatego na pierwsze święta starszego Krasnala zrobiłam sporo bombek techniką dekupażową- można je było brać do rączek, a nawet obślinić- były z plexi i zdobione od środka.Są u nich do dziś. A teraz to Krasnale przyszły do nas z rodzicami, przyniosły choinkę i własnoręcznie zrobione ozdoby.Saki ubierali choinkę. Pomimo całej komercji, zmęczenia i postępującego z latami zniechęcenia do świata, święta nadal bywają magiczne.
Anusiu - to będą święta z kolejnym członkiem Twojej rodziny- będzie cudnie, zobaczysz. I tego poczucia cudowności chwili życzę Ci z całego serca;)
Jako dziecko tez lepilam lancuchy, skladalam gwiazdki z papieru albo ze slomek. Moje dzieciaki przynosily z przedszkoli i szkol fantastyczne pomysly na ozdoby choinkowe, np. z makaronu. Mamy je do dzisiaj. :)
UsuńChciałabym, aby moja wnuczka tak mnie wspominała. Dlatego warto się starać. :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj wszystko jest inaczej, po prostu czasy sie zmienily i nic juz nie bedzie tak samo.
UsuńNie ma juz takich babc. Swiat sie zmienil, babcie pracuja i.... jest jak jest.
OdpowiedzUsuńAno niestety nie ma... Czasy tez sie zmienily, skonczylo sie poczucie bezpieczenstwa. Nic nie jest nam dane na zawsze.
Usuń:) Tą dziewczynką u babci jestes zawsze (w pamieci) ale babcią dla innej dziewczynki zawsze mozesz byc (teraz i w przyszlosci). Swieta maja magie! I juz.
OdpowiedzUsuńPs. Dzieki sliczne za zyczenia. :)))) Doszly.
Ciesze sie, ze doszla w zdrowiu i calosci. ;)
Usuńtakie wspomnienia są nieocenioną wartością i trzeba je pielęgnować. poza tym myślę, że dają oparcie w teraźniejszości.
OdpowiedzUsuńDaja, ale tez bardzo bola...
UsuńWychowałam się bez babć, więc nie wiem jak to być wnuczką. Prawie co roku, przy wigilijnym stole wspominamy z siostrą nasze przygotowania przedświąteczne. Przemeblowanie pokoju, żeby stanęła choinka, wystany w kolejce baleron, który wisiał w ganku i tato walnął w niego głową, mama zawsze robiła nam podpiwek, który sikał po suficie, kiedy mała rączka nieumiejętnie otwierała butelkę. Dom pachniał ciastem.
OdpowiedzUsuńAnusia, Twoja babcia skończyłaby 106 lat, a moja mama 99.
Ja mialam caly komplet dziadkow i jeszcze czworo pradziadkow. Ostatnia prababcia zmarla, kiedy mialam 19 lat, a babcia kiedy mialam 35. Mame jeszcze mam.
UsuńWidzisz, moje babcie zmarły bardzo młodo, obydwie miały po 48 lat, tato odszedł w 1990, a Mama 2009.
UsuńPrzynajmniej tyle mojego, skoro zrobili mnie jedynaczka.
UsuńWspomnienia...
OdpowiedzUsuńJa mam zupelnie inne wspomnienia ze swiat z dziecinstwa, nawet nie chce o nich myslec, a niestety przyciemniaja te dobre. Dobre? Nawet nie wiem czy byly. Dlatego tak celebruje moje dorosle swieta, niewazne z kim, wazne jak.
Dla mnie tamte byly najlepsze, potem bylo juz tylko gorzej i moja niechec rosla.
UsuńMiałaś szczęście. Ja nie znałam żadnej babci, ani ze strony mamy, ani taty:( Dziadkowie mieszkali na drugim końcu Polski i odeszli wcześnie - byłam wtedy małym dzieckiem i nie pamiętam ich.
OdpowiedzUsuńMialam, Hana, naprawde mialam szczescie. Zdazylam jeszcze babcie obdarowac trzema prawnuczkami i pokazac jej najmlodsza, zanim odeszla.
UsuńPiękne masz Aniu wspomnienia, dobrze, że miałaś taką babcię i takie święta masz w pamięci jako dziecko. U mnie od dziecka wszystko było w biegu, nerwowo, biegała moja babcia, potem moja mama. Dziadek siedział i czekał, aż babcia wszystko skończy. A potem mój tata też siedział, chyba że wychodził na parę godzin na bazarek, żeby nie wchodzić mamie w drogę, wtedy był względny spokój.
OdpowiedzUsuńAle pamiętam jak podglądaliśmy szopki i mama śpiewała kolędy razem z radiem szykując jedzenie na święta. :)
Kiedys wszystko bylo inaczej, moze z braku tego kapitalistycznego blichtru, moze dlatego, ze ludzie byli inni...
Usuń