Niewiele brakowalo, a w sobote nie odbylby sie zaden spacer, bo od rana niebo zasnute bylo brzydkimi chmurami, a w takich okolicznosciach nie chce sie w ogole opuszczac cieplych pieleszy. Nie zeby jakos znaczaco cieplej bylo, kiedy przyswieca slonce, ale czlowieku jest choc pozornie troche cieplej. I bardziej chce sie zyc i chodzic. Przebadalam zatem wszystkie dostepne prognozy meteorologiczne i wyszlo mi, ze po poludniu sie przejasni, co zreszta nastapilo.
Postanowilysmy z Toyka zajrzec na psie kapielisko, ktore wprawdzie o tej porze roku kapielom nie sluzy, ale nadal jest miejscem spacerow i spotkan wielu psow i ich wlascicieli.
Rzeczywiscie bylo tam troche towarzystwa, ludzkiego i psiego. Toya natychmiast pognala witac wszystkich, ja zostalam na gorze i tam na nia czekalam. To bylo pierwsze spotkanie, bo tego dnia nasza psina pobila wszelkie rekordy spotkan towarzyskich. Kiedy sie wylatala, poszlysmy na druga strone tamy i udalysmy sie trasa przez pobliskie pola. Dobrze, ze mialam kaptur i ze tym razem nie ociagalam sie z kalesonami, bo na otwartej przestrzeni tak wialo i sieklo polarnym powietrzem, ze gdyby sie czlowiek nie ruszal, to by zaraz skamienial i zamarzl.
Toya wyrwala do przodu, zeby przywitac buldozka i russel teriera, znajomych z letnich szalenstw na psim kapielisku. Dwoje starszych ludzi z dwoma starszymi pieskami, wszyscy czworo powolni. My pomknelysmy szybciej, zeby sie rozgrzac. Na skraju pola lezala wielka pryzma chyba burakow cukrowych albo pastewnych, przykryta jakims brezentem czy folia. W pewnej chwili wzrok moj przykulo cos na grzbiecie tej pryzmy.
Toya oczywiscie nie mogla sobie odmowic kolejnego bliskiego towarzyskiego kontaktu, szybko wspiela sie na ten psi Mount Everest, a potem rownie szybko zwinela kumplowi patyczek i uciekla. Niewiele dalej nastepne spotkanie, tym razem z bardzo przystojnym boxerem.
Dlugo nie trwalo, bo Toya wywachala nastepna grupe kumpli i poleciala tam sie witac.
Najpierw ze wszystkimi naraz |
Pozniej odtanczyla polke z retriverem |
I poszla w tany z bernenczykiem |
Toya znalazla sobie patyczek, patysio, galazeczke malenka.
Probowala ja nosic, ale szybko jej sie znudzilo. W koncu doszlysmy do calkowicie wyludnionego i wypsionego kapieliska. Jeszcze rzut oka na zachodzace slonce i szybki marsz do samochodu.
Pewnie pomyslicie, ze to juz koniec spaceru i moich relacji? Nic bardziej mylnego! Toyka postanowila ubic ten rekord. Najpierw po drodze bawila sie w berka z czapla, ktora przysiadala na ziemi, a potem przed samym nosem Toyi zrywala sie do lotu, by usiasc kilka metrow dalej.
Jak sie okazalo, to slonce jednak troche przygrzewalo, bo kiedy go zabraklo, odczuwalnie zrobilo sie zimniej. Przyspieszylam kroku w nadziei, ze i Toyce spieszno do auta i czekajacego w domu korytka. Ale co poradzic, kiedy na drodze bylo jeszcze tylu kumpli do spotkania, od malenkiego szpica z dwoma rownie malymi kumplami, po gigantycznego doga i zywa iskierke rasy nieodgadnionej, w kolorze Toyi.
Na ostatnim zdjeciu Toya wykonuje ostatni zwrot, zeby pozegnac jeszcze jednego zapomnianego kumpla. W koncu jednak dotarlysmy do domu, obie glodne i wymeczone, z tym, ze ona oczywiscie znacznie bardziej, skoro wykonala trase co najmniej piec razy dluzsza, niz ja. Nawet na wieczorne siusiu nie chciala wyjsc.
Paduam jak szmatka tylko po przeczytaniu o tych jej wyczynach :). Rany, juz wiem dlaczego nie marzy mi sie zaden czworonóg wiekszy od kota ;).
OdpowiedzUsuńJa bylam obok, musialam to ogladac, a to rowniez bardzo meczy ;))
UsuńAja bym chciałam mieć więcej czasu na takie wędrówki.
OdpowiedzUsuńA to musisz dorosnac do wieku emerytalnego i wtedy bedziesz miala wiecej czasu.
UsuńEeeee...moja emerytura biega po Saharze, a czasu nie dogonię ;)
UsuńJaska, ni ma letko, cos za cos.
UsuńNie moge uwierzyc ze Toyki fantastyczne zabawy, jej spontaniczne radosci moga sklonic kogokolwiek do refleksji zmeczeniowej.
OdpowiedzUsuńToya wie jak mozna radowac sie zyciem, z Toyki trzeba brac przyklad.
Toyka chyba nosi jakis dopalacz w zadku, nie mam pojecia, skad ona na to wszystko sily bierze. :)))
UsuńNo to Ty się dotleniasz bardziej niż ci co nie palą;))
OdpowiedzUsuńZebys wiedziala! Taka jestem dotleniona, ze az przetleniona. :))
UsuńNo to dałaś Toyce do wiwatu.Fajne te Wasze tereny spacerowe.U nas też zimno.Teraz jest-10.
OdpowiedzUsuńTo ona mnie do wiwatu daje, ale warto sie poswiecac, zeby przezyc jej wielka radosc. Rano tez mielismy -10, teraz jest -6- Allle upal!
UsuńAle macie fajne miejsce. Tylu kumpli dla piesko to naprawdę bajka. Nasz piesek robi co najmniej 10 km dziennie w trzech turach, a potem przesypia spokojnie pozostałą część dnia. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńFakt, jest gdzie lazic i co ogladac. Toya po przejsciu pada i laduje akumulatory, ale nie trwa to dlugo i po godzinie gotowa jest na nowe wyzwania. To ajkes perpetuum mobile, a nie pies. :)
UsuńBrawo dziouszki! :)
OdpowiedzUsuńJa zahibernowuje sie w Gdansku!
No dzie Cie tam zanioslo? Przeciez nad morzem pizdzi podwojnie.
UsuńMam słabość do takich terierowatych, beżowych, kręconych:)Najlepszy był taniec Toyki z kumplem i selfie właścicielki w kalesonach:p
OdpowiedzUsuńAle widac, ze pizdzi i ze jestem przewiana, co nie? :)
UsuńNie:)))
UsuńNo jak nie jak tak.
UsuńMasz piękne okolice do spacerów, a Toya to by mogła dynamo swoją energią napędzać. Ciekawe czy z tych buraków coś będzie, przecież przemarzną, chyba że tak ma być.
OdpowiedzUsuńJa mam wylacznie takie okolice, wiec korzystam do wypeku i upadniecia trupem. :))
UsuńPiękne takie lutowe popołudniowe słońce, bardzo fotogeniczne :)
OdpowiedzUsuńU nas też duży mróz i też wiatr, który dodatkowo obniża temperaturę.
Dzisiaj w pogodynce w srajfonie bylo, ze jest -10, ale odczuwalne -18°, ale akurat dzisiaj nigdzie nie lazilam po polach. Ta temperatura jest nawet dla Toyki za niska na dlugie spacery.
UsuńO, fajny spacerek; ja nabijałam kilometry w niedzielę, na urodzinach biegu na 6 łap, bez łap co prawda, tylko na własnych nogach, ale był taki mróz, że niektóre psy nie mogły wyjść, a nawet biegacze nie mogli biegać z psami, żeby im nie zaszkodzić.
OdpowiedzUsuńNo niestety, sa granice mrozu, do ktorych spacerowanie/bieganie jeszcze jest mozliwe, a poza nimi bolesne i niebezpieczne. Nawet w kubraczkach psy nie powinny za dlugo przebywac na dworze.
UsuńZara zara... To do nas przyszedl ten Beast from East, a Was jakos ominal? To ktoredy on szedl???
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, ale wszystko stoi na glowie, na Arktyce jest temperatura dodatnia, ale do nas nie daje jej sie przedostac silny front wyzowy znad Skandynawii. Poza tym pizdzi od Syberii i dociera az do nas, a nawet do Rzymu. Oby tylko snieg nie padal, bo mroz jakos idzie wytrzymac.
UsuńAle towarzyskie zwierze masz...widze, ze Toya szaleje ale wraca do Ciebie bez problemow, uladzila sie psina, pewnie duma Cie rozpiera! piekny spacer!
OdpowiedzUsuńW tej psiej szkole Toyka sie fajnie zsocjalizowala, rozumie sie ze wszystkimi wielkosciami i plciami psow, uwielbia psie towarzystwo, zawsze leci je witac i jesli trafi na mlodego psa, gonitwom nie ma konca.
UsuńJak widzę spacer się udał. Toya zadowolona(chyba), a to najważniejsze. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńZadowolona to malo powiedziane, ona jest przeszczesliwa. :)
UsuńMasz fajnego, wesołego pieseła - brawo Toya.
OdpowiedzUsuńOna jest taka jak Ty, przyjazna do wszystkich i calego swiata. :)
UsuńJa nie zawsze, ale większość.
UsuńDla mnie zawsze. ♥
UsuńZ tym psem to Ty się nachodzisz, kilometry całe. Podziwiam Cię za zapał do tych długich spacerów. Mnie też tęskno na dwór, ale ciągle jeszcze nie wyrabiam się z pracą, więc ciężko mi ot tak rzucić wszystko i iść na pół dnia. Ale już niedługo. Zamierzam ułożyć sobie tak obowiązki, żeby jednak zacząć mieć wolne popołudnia i weekendy. :)
OdpowiedzUsuńToyka w podskokach i z kumplami cudna!
No bez przesady, Iw, te wycieczki nie sa na pol dnia, najwyzej na 2-3 godzinki. Obie lubimy spacerowac, a samej by mi sie nie chcialo. Pies jednak motywuje do ruszenia tylka z domu, a jak jeszcze pogoda dopisuje, to juz pelnia szczescia.
Usuń